czwartek, 30 stycznia 2014

Wygrana II (I)

      Tak. Tego się nie spodziewaliście :-))) Prawda?

      Wraz z ukazaniem się posta ruszyło głosowanie na bloga roku. Osobiście wydaje mi się, że wybrałam złą kategorię, ale w końcu pisanie to moja pasja, więc chyba nie tak do końca?

       Poniżej zasady głosowania i zaznaczam, że będzie mi miło, jeśli zdecydujecie się już wziąć w nim udział.
      
      NUMER MOJEGO BLOGA TO F00044.
     
      Aby zagłosować wyślij SMS na numer 7122, w treści podając numer bloga.
      Koszt SMS-a wynosi 1,23

     Uwaga! W numerze bloga znak "0" to cyfra zero. Pamiętaj także, aby nie wstawiać w treść     
      SMS-a spacji!

       A na deser pierwsza część drugiej części Wygranej.

          Wygrana II (I)


Wiecie dlaczego wszystkie te słodkie, lukrowane romanse kończą się pocałunkiem na tle wschodzącego lub zachodzącego słońca? Nie? Bo dalej mamy zwykłą, banalną prozę życia.
Oczywiście pierwsze trzy dni sam na sam z Robertem były cudowne, noce szaleńczo upojne, a całości nie zamieniłabym na nic innego za żadne skarby świata. Było dokładnie tak jak sobie wymarzyłam.
Ale moja upiorna wyobraźnia nie wzięła poprawki na, że tak powiem, możliwości techniczne mego ciała. Dlatego właśnie mój ukochany poszedł samotnie popływać, a padłam na łóżko z telefonem w dłoni i z bijącym sercem wykręciłam numer Kingi. Całe szczęście, że znałam go na pamięć…
– Hej. To ja, Alicja – powiedziałam powoli. Z drugiej strony dobiegło do mych uszu coś jakby charkot połączony z rzężeniem. – Kinga, to ty?
– Alicja!!! – ryknęło z słuchawki z taką mocą, że wykrzywiłam się i odsunęłam ją na bezpieczną odległość. – Cały kraj o tobie plotkuje, a ty dopiero teraz się odzywasz?!
– Uhm. No wiesz… Byłam zajęta.
– Och! Musisz mi wszystko, wszyściutko opowiedzieć! To takie niesamowite - westchnęła z rozrzewnieniem. Już widziałam, jak trzyma prawą dłoń na sercu, w teatralnym geście zaskoczenia.
– Jest cudownie. A raczej było.
– Co się stało? Mów!
Kinga była bodajże jedyną osobą, której mogłam się zwierzyć ze wszystkich moich wątpliwości, opowiedzieć o każdym zmartwieniu.
– Jest boski! W każdym detalu i w ogóle. A w łóżku… – nawet teraz rumieniłam się na wspomnienie wszystkiego, co wyczynialiśmy w zaciszu sypialni. – Tylko ja jestem taka beznadziejna – wyrwało mi się szczerze.
– No co ty kochana. Po prostu brak ci doświadczenia. Zobaczysz za miesiąc czy dwa. Wtedy mu pokażesz…
Dobra przyjaciółka, to jednak prawdziwy skarb.
– Z przodu mnie boli tak bardzo, że nawet nie mogę dotknąć.
– Obtarłaś? – spytała domyślnie i ze współczuciem.
– Chyba tak – jęknęłam rozdzierająco. – Od tyłu próbowaliśmy tylko raz, ale on jest tak koszmarnie duży, że nawet oliwka nie pomogła. A poza tym bolało mnie już coś innego.
– No cóż. Zostaje jeszcze jeden sposób, choć tobie chyba nie dostarczy zbyt wielu uniesień.
– No właśnie. – Ton mojego głosu był ponury, niczym na mowie wygłaszanej po pogrzebie. – Tu jest problem…
– Przestań panikować. To proste, ruch do przodu, ruch do tyłu, reszta przyjdzie sama! – Pomimo optymistycznego tonu głosu Kingi, nie czułam się pocieszona. Bo nie powiedziałam jej jeszcze wszystkiego.
– Kinga?
– Wręcz czuję, że coś cię gryzie.
– Tak jakby. Tylko nie mnie, a ja…
– Co ty? Ty kogoś gryziesz?
– Ugryzłam. Roberta. Podczas… No wiesz? Całkiem niechcący… – umilkłam, bo po drugiej stronie usłyszałam prawdziwy jęk rozpaczy. Potem zapadła cisza.
– Kinga? Jesteś tam? – spytałam ostrożnie.
I wtedy usłyszałam jakiś rumor, po czym zaczęła się śmiać jak oszalała.
– Chcesz…Ha ha! Chcesz powiedzieć… Hi hi! Chcesz…
– Tak! – ryknęłam rozjuszona. – Dziabnęłam go centralnie w gotową do wytrysku męskość! Przez przypadek – dodałam ciszej z rozpaczą w głosie.
Musiałam się rozłączyć, bo ta kretynka tak się śmiała, że nie szło się z nią dogadać. Oddzwoniła po kwadransie.
– Alicja! Jesteś jedyna w swoim rodzaju! – oświadczyła uroczystym tonem. - Mocno go uszkodziłaś?
– Nie. Szybko doszedł do siebie, ale mnie tak strasznie było głupio…
– Cicho, nie płacz głuptasie. Krzyczał?
– Na początku jęczał z bólu. A potem musiał mnie pocieszać, bo ryczałam jak bóbr. Lekarz powiedział, że za tydzień lub dwa, nie będzie po tym ani śladu.
Kinga milczała długa chwilę. A potem odezwała się ze smutkiem i zazdrością.
– On musi cię bardzo kochać? Naprawdę cię nie wyzywał?
– Naprawdę – szepnęłam. – Myślisz?
– Jestem pewna. A tak a propos, co planujecie po tym nader krótkim, acz burzliwym i obfitującym w przygody, miodowym coś tam? W sumie ciężko znaleźć dla tego właściwe określenie.
– Wizytę u jego rodziców za pięć dni – wyszeptałam jeszcze ciszej. – Chcą poznać przyczynę całego zamieszania…
– Oj Alicjo, Alicjo. Mam nadzieję, że ich nie pogryziesz przy powitaniu? – zachichotała szatańsko.
Wredna małpa. Rozłączyłam się, bo jak można z taką rozmawiać o poważnych problemach. Ale i tak zrobiło mi się lżej na duszy.
***
Ponuro pomyślałam, że historia Kopciuszka musi być jednak oparta na autentycznych faktach. Czułam się podobnie jak biedny kocmołuch z bajeczki dla dzieci…
Robert uprzedził mnie, lecz i tak nie byłam przygotowana na taką dawkę świata jak z seriali o amerykańskich milionerach.
Dom jak dom, na luksusy byłam odporna, ale i tak wzbudził mój spory podziw.
Matka Roberta była dystyngowaną kobietą, która dzięki sporym umiejętnościom całej rzeszy specjalistów, z daleka i bliska wyglądała jak moja rówieśniczka. Tylko jej uśmiech przywodził na myśl pewien czarny charakter z amerykańskiego filmu o facecie z kompleksem nietoperza. Razem z ciuchami i biżuterią warta była pewnie z pięciocyfrową sumę.
Ojciec, bardziej dojrzałe wydanie Roberta, był wyniosły, zimny, ba! powiedziałbym wręcz, że lodowaty. Patrzył na mnie niczym na marny puch leżący u jego stóp. Z miejsca zyskał moją głęboką antypatię, pomimo rażącego podobieństwa do mego ukochanego. Mamusia również, choć ona przynajmniej próbowała stwarzać pozory serdeczności.
Przywitaliśmy się uprzejmie tylko dlatego, że przy pierwszym spotkaniu nie wypadało nam się pogryźć. Zaciekawiło mnie jak długo to potrwa? Obstawiałam, że jazda zacznie się przy poobiedniej kawce.
Obiad był pyszny, ale te mikro porcje doprowadziły mnie do prawdziwej rozpaczy. Dwa razy poprosiłam o dokładkę, trzeci już nie śmiałam, co wywołało u mnie niewielką irytację. Która znacznie się pogłębiła, gdy ujrzałam talerz maleńkich ciasteczek podany na deser. Co za popieprzona rodzina kolibrów! Będę musiała nauczyć Roberta jeść jak człowiek, inaczej po prostu zwariuję!
Zwinęłam pierwsze ciasteczko. Siedzieliśmy na tarasie, skąd roztaczał się widok na idealnie wymuskany ogród. Przez chwilę zastanawiałam się czy niektóre z roślin nie są sztuczne. Naprawdę można było osiągnąć taką harmonię kształtów?
– A więc moja droga – matka Roberta uśmiechnęła się zdawkowo. – Mogłabyś nam powiedzieć kilka słów o sobie. Na razie wiemy tylko to, co napisały gazety.
Cóż. Według prasy byłam nastoletnią nimfomanką, narkomanką, pijaczką, matką pięciorga nieślubnych dzieci i co tam jeszcze przyszło do głowy żądnym sensacji reporterom. Sprawy nie ułatwiał wywiad, jaki swego czasu udzieliłam wraz z Robertem jednej z pań dziennikarek. Swoją drogą, ciekawe ile Anita zapłaciła za zbudowanie mego medialnego wizerunku? Obstawiam, że dużo.
– Kilka słów – zastanowiłam się. Pod stołem poczułam lekkie kopnięcie Roberta. Poza tym miał przyklejony do twarzy szeroki uśmiech, który w zamierzeniu miał być z pewnością serdeczny.
– Nie jestem nastolatką – zaczęłam ostrożnie.
Cała trójka zagapiła się na mnie, jakbym oznajmiła nie wiadomo jaką rewelację.
– I cała reszta też nie jest prawdą – dodałam pośpiesznie. Na twarzach rodziców ukochanego widziałam całe morze wątpliwości. – A on uciekł spod ołtarza z własnej nieprzymuszonej woli. I nie jestem w ciąży. Nigdy nie byłam.
– Tak, z pewnością – odparł z przekąsem ojciec Roberta, Karol.
– To wasz syn mnie rozdziewiczył, a więc bez żadnych podobnych insynuacji! – walnęłam pięścią o kolano. – Mam wiele wad, nie trzeba mi tych zmyślonych. Jestem narwana, biedna jak mysz kościelna, nie mam odpowiednich koneksji, za to dysponuję niewyparzoną gębą i całą masą pokręconych pomysłów. Prawda kochanie? – spytałam złośliwie, zwracając się do poczerwieniałego z nagła Roberta.
– Pracujesz? – Jego matka wyglądała jakby żadne rewelacje nie mogły zetrzeć z jej twarzy raz przybranej miny.
– Pracuję jako kasjerka w markecie. Tylko w weekendy. Na co dzień studiuję geologię.
Tym marketem to chyba ich dobiłam. Ale co do jasnej cholery było niewłaściwego w uczciwej pracy?
– Jako kasjerka? – powtórzył osłupiały ojciec. – Twoja wybranka jest kasjerką?!
– Wybranka? Raczej narzeczona. Zaręczyliśmy się dwa dni temu – dodałam głosem ociekającym podejrzaną słodyczą.
– Owszem, narzeczona – oznajmił nagle Robert. Jakby w końcu zrozumiał, że rzucanie mnie na żer tym sępom i tak nic nie da. – I planujemy ślub, gdy tylko Alicja skończy studia.
– Ślub? – ryknął Karol. – Z nią? Chcesz wprowadzić do rodziny coś takiego?!
Nie zdążyłam zareagować słusznym oburzeniem, gdy Robert zerwał się z miejsca i stanął z rozgniewanym ojcem oko w oko.
– Jeszcze jedno takie słowo, a o moim życiu będziecie dowiadywać się szczegółów jedynie z krótkich notek prasowych. Wiem, że wiele nas dzieli. Ale kocham tę dziewczynę jak nikogo wcześniej i nic tego nie zmieni. Zwłaszcza wasze durne uprzedzenia.
Po jego lodowatym tonie poznałam, że nareszcie się porządnie rozzłościł. A swoją drogą jaki on był cholernie podobny do ojca! Normalnie, młodsza kopia. Z ukłuciem żalu pomyślałam, że również pod względem charakteru. Dobrze pamiętałam początki naszej znajomości i to politowanie w jego wzorku.
Teraz sytuacja zmieniła się o tyle, że był zakochany. Ale tę pychę i zarozumialstwo miał we krwi. Powinnam o tym pamiętać.
– Uciekłeś z własnego ślubu, dosłownie sprzed ołtarza. Skompromitowałeś nas i Anitę – jego ojciec zdenerwowany, szybkim krokiem przemierzał taras. Matka wciąż siedziała nieruchomo, z tym swoim niewzruszonym półuśmiechem Zastanowiłam się, czy gdybym ukuła ją w zadek czymś ostrym, to nadal miałaby taką samą minę? Nie powiem, kusząca perspektywa, ale tylko mogłam pogorszyć sprawę.
– Anitę już przeprosiłem.
– I co? Wybaczyła ci?
– Nie zależy mi na jej rozgrzeszeniu. Po prostu przeprosiłem.
– A my?
– Was nie mam za co. To moje życie.
– Jesteśmy twoją rodziną!
Ukradkiem zwędziłam kolejne ciastko, przyglądając się całej sytuacji, pozornie spokojnemu Robertowi i jego ojcu, który niemal pienił się na samą myśl o naszym przyszłym ślubie. Wiedziałam już, kto z gości nie zjawi się na uroczystości…
– Jesteście. Zawsze będziecie. Ale reszta zależy już od was samych.
– Ach tak? – Karol przystanął i zmierzył go wściekłym wzrokiem. – Dobrze, zobaczymy ile jest warta ta twoja… narzeczona! – ostatnie słowo niemal z siebie wypluł.
Wspaniałomyślnie postanowiłam się nie wtrącać. Co ja się tam będę się z idiotą kłócić o własną wartość. Byłam jaka byłam, ani cudowna, ani potworna, po prostu całkiem zwyczajna. I co najważniejsze, prawdziwie i szczerze kochana. Jeśli Robert ulegnie rodzicom i wpływom otoczenia, to lepiej żeby się to stało teraz, a nie za kilka czy kilkanaście lat.
Nie wierzyłam, że ulegnie.
Tym razem bez pardonu nakładłam na talerz całą kopę ciasteczek.
– Jestem głodna – wyjaśniłam, widząc zdumiony wzrok całej trójki.
– Sądzę, że powinniśmy przejść na ty. Karolina – podejrzliwie ujęłam wiotką i delikatną dłoń przyszłej teściowej. – Wieczorem zaplanowałam przyjęcie na waszą cześć.
– Przyjęcie? – spytałam z powątpiewaniem.
– Najpierw naucz ją jak posługiwać się nożem i widelcem – warknął Karol.
Och! Tę zadziorność synek z pewnością odziedziczył po nim. Oczywiście prócz błękitnych oczu, garbatego nosa i ciemnoblond włosów.
– Jeszcze łyżką – dodałam beztrosko. – Zazwyczaj zupę chłepczę prosto z miski, przyda się więc obsługa łyżki.
– Alicja, przestań – Robert usiadł tuż obok i objął mnie ramieniem. – Powiem tylko, że możesz myśleć co chcesz, ale nie życzę sobie więcej ani jednego obraźliwego słowa w stosunku do niej. Zrozumiałeś?
Jego ojciec miał dość dwuznaczną minę. Zastanowiłam się co knuje? Może wynajmie jakiegoś super macho, który będzie próbował wyrwać mnie z ramion Roberta? Albo super modelkę, oszałamiającą piękność, która będzie usiłowała wyrwać Roberta z moich ramion? Kto go tam wie. Minę miał w każdym bądź razie pełną desperacji. Mogłam się spodziewać kłopotów i to całkiem potężnych.
Bo że nie odpuści, tego byłam pewna.
– Posmutniałaś – stwierdził Robert, gdy zostawiliśmy jego rodziców na tarasie i poszliśmy na krótki spacer.
Oparłam się o drzewo i pochyliłam głowę.
– Może faktycznie się nie nadaję?
– Kochanie, przestań. Jak wiałem sprzed ołtarza to miałem jeszcze jakieś wątpliwości. Teraz nie mam absolutnie żadnych – nieznacznie przycisnął mnie do szorstkiego pnia i objął w pasie. Potem wargami zaczął błądzić po szyi, kierując się wyżej, ku moim ustom.
– Nie masz?…
– Nie mam. Kocham cię tak bardzo, że najchętniej ani na moment nie wypuściłbym z ramion. I z łóżka – dodał z uśmiechem.
– Serio? – szepnęłam cichutko, zarzucając dłonie na jego barki. Jak przyjemnie słuchać takich żarliwych zapewnień.
– Jesteś najcudowniejszą – pocałował mnie w ucho – najseksowniejszą – jego ręce uniosły skraj mojej sukienki – i najbardziej niezwykłą kobietą jaką znam.
– Zapomniałeś o najmądrzejszej.
– To się rozumie samo przez się. W końcu wybrałaś mnie – roześmiał się, a potem pocałował.
Westchnęłam z uniesieniem. Jakoś przeżyję dzisiejszy wieczór. I jutrzejszy poranek. Nie warto było martwić się na zapas, gdy tuż pod progiem czatowało znacznie więcej prozaicznych problemów. Na przykład kto dla kogo powinien zmienić miejsce zamieszkania? I czy nie za szybko było na wicie wspólnego gniazdka? A także cała masa innych dupereli.
Po prostu życie.
A jego rodzice? Niech sobie knują, żują i plują. Robert był dorosłym mężczyzną, całkowicie niezależnym i ta wizyta była bardziej z obowiązku niż z grzeczności. Raz do roku jakoś przeżyję.
– Wybrałam ciebie – odparłam szeptem, przerywając pocałunek. – I bardzo, bardzo cię kocham. Za to, że jesteś najcudowniejszym, najseksowniejszym i najbardziej niezwykłym mężczyzną jakiego dane było mi poznać.
– Zapomniałaś o moim nosie…
– Nie zapomniałam – cmoknęłam go w sam czubek.
– Uhm – potwierdził z uśmiechem i lekko mnie uniósł, tak że mogłam opasać go nogami. Tak wtulona, wyraźnie wyczułam narastające podniecenie i twardniejącą męskość, czyli jak kiedyś ktoś poetycko się wyraził, źródło nieustającej rozkoszy.
Robert całował mnie z wolno narastającym żarem, leniwie przesuwając dłońmi po całym ciele i bardzo delikatnie poruszając biodrami. Jego coraz twardszy członek ocierał się o wnętrze mych ud, sprawiając iż zaczęłam całkowicie tracić nad sobą kontrolę.
– Znów to robisz – szepnęłam.
– Co?
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa! – przygryzłam płatek jego ucha.
– Ja ciebie?! Alicja! – jęknął. Drżącą ręką zerwał ze mnie bieliznę. Z roztargnieniem pomyślałam, że jeszcze trochę, a w ogóle pozbędę się wszystkich majtek. Trzeba będzie się wybrać na jakieś zakupy czy coś, bo zostaną mi tylko te rezerwowe reformy w drobne kwiatki…
A później przestałam myśleć.
Byłam jednym wielkim pragnieniem. Zachłannie całowałam jego gorące wargi, dłońmi pieściłam ramiona, nabrzmiałymi piersiami ocierałam się o jego tors. Nieznacznie odsunął biodra, by rozpiąć spodnie i po kilku sekundach znalazł się w moim mokrym wnętrzu, a ja westchnęłam z błogością.
Poruszał się powoli, w niemal hipnotycznym rytmie. Ustami pieścił moją twarz; tak delikatnie muskał skórę, że miałam wrażenie, jakby dotykały mnie skrzydła tysiąca motyli. Palce jednej ręki wplótł w moją dłoń, drugą zacisnął na pośladku.
Wszystko stało się takie rozkoszne, jak w nierealnym, erotycznym śnie. Zamazały się granice tego, co rzeczywiste, pozostała czysta przyjemność. Każda sekunda prowadziła na szczyt, w objęcia prawdziwego chaosu.
– Alicja, kochanie – szeptał, patrząc wprost w moje zamglone oczy. – Jak można kogoś tak oczarować, tak opętać? Jak w ogóle mogłem przypuszczać, że bez ciebie będę szczęśliwy?
Nie odpowiedziałam słowami, bo najzwyczajniej w świecie ich zabrakło. Bo jak opisać miłość i czułość tak wielką, że niemal pękało serce? Jak opisać to, co nie do opisania?
Mój wzrok przekazał Robertowi, wszystko co nie mogło zostać wypowiedziane. Odkryłam wnętrze mej duszy, pozwoliłam czytać w mych źrenicach niczym w otwartej księdze. Po raz kolejny.
 Robert głośno jęknął, a potem zaczął mnie całować. 
– Kocham cię, tak bardzo cię kocham – szeptał, podczas gdy jego męskość prowadziła mnie wprost w objęcia ekstazy. A ja nawet nie miałam sił, by odpowiedzieć. Zakrył moje usta dłonią, bo inaczej przeciągły krzyk rozniósłby się po całym ogrodzie. Patrzył z satysfakcją jak przeżywam prawdziwą eksplozję, kolejny orgazm. I sam po kilku sekundach podążył tuż za mną. Wykrzywił twarz i napiął całe ciało. Czułam jak gorący strumień zalewa moje wnętrze.
Czułam prawdziwe spełnienie.
Ten mężczyzna stał się jedynym moim przeznaczeniem.
I nawet nie przypuszczałam, jak ciężko będę musiała jeszcze raz o niego walczyć.

cdn...

22 komentarze:

  1. Uwielbiam Cię Babeczko !!! Zbieram koparkę ale nie chce się podnieść:))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótkie.. Ale wiedziałam ze chodzi o Wygrana II :D Dziekujemy :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę opadła mi szczęka ;) Jak ja tęskniłam za Alicją i Robertem Jesteś cudowna!! Dziękuje, Kiedy kolejna część?? ;) I oczywiście już zaraz wysyłam smsa ;) Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobieca intuicja mi podpowiadała że dodasz Wygraną :)
    Jak zwykle genialnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że Anita nie wróci...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnie zdanie wszystko zepsuło! :D A powinno sie skończyć slowami: ciag dalszy dzis po polnocy! :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Anita nie wróci :-) Brawa dla tych, co czuli, że to będzie kontynuacja Wygranej! Po północy to może nie, ale na pewno kolejna część pojawi się w tym tygodniu. Mój mąż ma jutro wieczorek z kumplami przy piwku, wykorzystam ten czas na poprawienie i przygotowanie tekstów. Pewnie weekend będzie gorący :-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Opowiadanie świetne, ale na samym początku znalazłam dwa błędy: uszów i fakt autentyczny. Fakt z założenia jest autentyczny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugie to pikuś, ale przez pierwsze spłonęłam ze wstydu... Dzięki!

      Usuń
    2. Oj tam, każdemu się zdarza :D

      Usuń
  9. Kurcze, czekałam na to! A wiesz.. Dziwnym zbiegiem okoliczności wczoraj z nudów przeczytałam jesze raz cała Wygraną i co? Na następny dzien czesc druga!! Śledzisz mnie czy co? Jestes niesamowita :)

    OdpowiedzUsuń
  10. I jak tu Cię nie kochać?;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerze to nawet przez chwile nie pomyślałam że to może być "Wygrana II" więc moja szczęka wylądowała właśnie z hukiem na podłodze ;-)
    Jest zabawnie i gorąco- lubię to!
    Podejrzewam że rodzice Roberta będą chcieli skompromitować Alicję i pewnie uda im się popsuć coś między naszymi gołąbkami. Ale mam nadzieję że przetrwają te gierki.

    S.

    OdpowiedzUsuń
  12. Babeczko, jak można kończyć w takim momencie?!;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Szok :-) Tego się nie spodziewałam :-D Wygrana rządzi :-) A Wygrana II to w ogole kosmos :-) Pozdrawiam :-) M.T.

    OdpowiedzUsuń
  14. Babeczko, jesteś cudowna! Wygrana jest wspaniałą niespodzianką! Bosko! Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie lubię tego w książkach ani w opowiadaniach. Wyprzedzania faktów właśnie takimi zdaniami jak to ostatnie. Ktoś tu polecił niedawno książkę "Mistrz" Katarzyny Michalak. Przeczytałam ale znajdę tego kogoś i zakopię bo książka rozluzowała mnie na dwa dni swoim zakończeniem... Strasznie to przeżyłam, do tej pory mi smutno. Przypomniałam sobie o niej bo tam właśnie dostawałam już ataków na widok tych zdań, nie wróżących nic dobrego.
    Na bloga oczywiście zagłosuję i to całkiem uczciwie bo jest mój ulubiony i na pewno zrobię to nie jeden raz :) A co do tekstu to może nie przewidziałam ale gdzieś tam miałam nadzieje, że to będzie właśnie "Wygrana". Dopóki tego nie przeczytałam nie wiedziałam jak bardzo steskniłam się za tym opowiadaniem :)
    Aż sobie przypomniałam jak czekałam na pokątnych MIESIĄCAMI na kolejne jej części !
    Pozdrawiam ciepło,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  16. Tylko jedna uwaga, Babeczko - w zdaniu "Matka Roberta była dystyngowaną kobietą, która dzięki sporym umiejętnością całej rzeszy specjalistów, z daleka i bliska wyglądała jak moja rówieśniczka" powinno być "umiejętnościom" :) reszta cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :-) Czytam i czytam, a wszystkiego i tak nie zdołałam wychwycić...

      Usuń
  17. Odpowiedzi
    1. Pikne dzięki :-) W zamian za to daję to... ;-) - tu przejść do nowego postu...

      Usuń
  18. Oj tak... Będzie musiała.. I aż mi smutno jak sobie o tym pomyśle... Ale dla poznania takiego przystojniaka:-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.