środa, 8 stycznia 2014

W mojej głowie, w twoim sercu (X)

      Poszalejemy, a w następnej części powrócimy na właściwe tory...

    Przedwczoraj byłam w kinie. Na Hobbicie. Sam film to nic, ale piosenka przy końcowych napisach rzuciła na mnie czar. Zakochałam się ;-) Ponownie.


          W mojej głowie, w twoim sercu (X)
Ilona długo wpatrywała się w list, który właśnie przyszedł.
Potem zamyślona skuliła się na kanapie. Za oknami szalała burza, jednak w małym domku było ciepło i przytulnie.
O Dawidzie dotąd udawało się jej nie myśleć. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jakim był typem mężczyzny. Owszem, podobał się jej, zresztą komu by się nie podobał? Ale tylko tyle.
– Syzyfowa praca – mruknęła sama do siebie. To samo powiedziała dziewczynie, kiedy ta, wraz z chłopakiem przyjechała odwieź klucze. Swoja drogą jaki ten świat bywał mały. Dominika, bo tak miała na imię, wysłuchała ją w milczeniu, a potem szczerze (jej towarzysz wyszedł na werandę, by odebrać telefon) powiedziała, że doskonale to wie, ale wciąż ma nadzieję, że Dawid może się zmienić.
Ilona wzruszyła ramionami. Każdy powinien uczyć się na własnych błędach. Miała tylko nadzieję, że blondyneczka nie porzuci swego wspaniałego chłopca, tylko po to by ratować duszę pewnego aroganta. Gdy to zrobi, zrozumie, że pewne rzeczy są po prostu niemożliwe…
Jednak co w takim razie miało oznaczać to zaproszenie? Napisane pewną, męską ręką o stanowczym charakterze pisma. Dwa zdania. Nie, nie proszące. Niemal rozkazujące w swej wymowie.
Czy powinna pojechać? Znów spotkać zielonookiego potwora i pławić się w jego zachwycie? Tak, był nią zauroczony. Cokolwiek twierdził, widziała to w jego oczach. Uśmiechnęła się ze smutkiem. To i tak nic nie znaczyło, bo zainteresowanie takich jak on, niewiele było warte. Może jedynie przeleci ją o jeden raz więcej niż inne.
Ale prowokowanie go, drażnienie jego męskiej dumy i wzniecanie płomienia pożądania, były zabawne.
Nie była ani delikatną kobietką, pełną złudzeń co do tego, że może zmienić bezdusznego palanta w szlachetnego księcia, ani wredną suką, która gardziła całym rodzajem męskim. Życie nauczyło ją patrzeć na wszystko trzeźwym okiem, choć okropnie kłóciło się to z jej romantyczno-artystyczną duszą.
Mała Ilonka całymi dniami wyglądała swojej nowej rodziny, nie pozbywając się nadziei, że ktoś w końcu ją adoptuje, że będzie miała mówić do kogo mamo i tato. Kiedy skończyła piętnaście czy szesnaście lat, zrozumiała, że aby mieć rodzinę, będzie musiała ją stworzyć sama. Nie czuła się z tego powodu nieszczęśliwa. Po prostu zaakceptowała ten fakt i zaczęła się rozglądać za odpowiednim kandydatem na męża. Po drodze skończyła Akademię Sztuk Pięknych na kierunku malarstwo i zajęła się malowaniem słodkich pejzaży i portretów. To przyniosło na tyle spory dochód, że obrotna dziewczyna wkrótce kupiła sobie własny, mały domek na skraju lasu, głucha na argumenty przyjaciół, że to niebezpieczne, by mieszkała sama. Rok później malutkie mieszkanko w samym centrum pobliskiej metropolii. Latem mieszkała w domku, na zimę przenosiła się do miasta. Malowała to, co w duszy jej grało i to, co przynosiło niezły zarobek. A najważniejsze, że i jedno i drugie potrafiła sprzedać ze sporym zyskiem. Wkrótce znalazł się i wymarzony mężczyzna. Później kolejny i kolejny… Od roku była sama, zastanawiając się, czy facet o którym marzyła od tylu lat w ogóle się już urodził? Czy istnieje, gdzieś tam w wielkim świecie, a spotkanie go jest tylko kwestią czasu, czy też powinna sobie odpuścić i wybrać przeciętnego chłopaka z sąsiedztwa.
Tylko że… Ilona westchnęła. Jednemu brakowało poczucia humoru, drugi wyobrażał sobie, że będzie siedzieć w kuchni i pitrasić mu trzy posiłki dziennie. Następny okazał się za miękki w łóżku. Inny przekonywał ją, że powinna rzucić malarstwo i zatrudnić się na przykład jako ekspedientka, do uczciwej, porządnej pracy. Tego chyba przegoniła najszybciej! Nic nie miała do powyższego stanowiska, tyle tylko, że było nie dla niej.
Potem stabilne związki, zastąpiły krótkie przygody. Bezsensowne i beznadziejne, bo nie ma nic gorszego niż facet ubierający się o poranku i znikający zanim minie ósma. Po kilku takich próbach odpuściła sobie.
A teraz pojawił się Dawid. Z nim nawet nie miała ochoty na jednorazowy numerek. Bo i po co? Był bardziej nieodpowiedni niż ta cała zgraja przed nim. Ale za to zabawny w swym uporze, w słusznym poniekąd przekonaniu o własnej atrakcyjności. Jednak nie kręciło to jej, raczej bawiło.
Przeciągnęła się, ziewając.
Przyjmie zaproszenie. Dawno nie była latem w centrum. Miło będzie pospacerować po Rynku, nacieszyć się gwarem i wrzawą. Może potańczyć? Uwielbiała taniec.
A Dawid? Jak będzie się niegrzecznie zachowywał, to po prostu go zostawi. Niech się chłopiec uczy, że niektóre brzydule tak mają, iż nie zakochują się w pierwszym lepszym przystojniaku.
Przez cały tydzień miała jednak tyle pracy, że o samym wyjeździe przypomniała sobie dopiero w sobotnie popołudnie, gdy błogo leniuchowała na werandzie. Poczuła nawet żal, że się zgodziła. Ale może czas się odrobinę rozruszać?
Nie spiesząc się i mając całkowicie w nosie godzinę na którą się umówiła, wykąpała się, umalowała, a później ze zmarszczonymi brwiami zaczęła przeglądać wnętrze własnej szafy. W zasadzie wielkiego wyboru nie miała, bo na co dzień lubiła luźne, nieformalne ciuchy. Mogła założyć małą czarną, którą w przypływie bezmyślności kupiła na ostatnich wyprzedażach. Bosko eksponowała biust, kusząco odkrywała ramiona i zaledwie przykrywała pośladki. Albo lekką, seksowną sukienkę w panterkę. Lub zwykłą, dziewczęcą, zwiewną, pełną kwiatów.
Jej rozmyślania przerwało energiczne pukanie do drzwi. Zdumiona niezapowiedzianą wizytą, podeszła i otwarła, jednocześnie przytrzymując ręką poły szlafroczka.
Na progu stał elegancki mężczyzna w garniturze.
– Do mnie? – spytała nieufnie.
– Tak. Przyjechałem po panią – ręką wskazał na limuzynę stojącą za jego plecami.
– Och! Dawid zaszalał – roześmiała się Ilona. – Proszę usiąść, ewentualnie poczęstować się w kuchni zimną herbatą miętową. Będę gotowa za jakiś kwadrans.
Zostawiła go w progu i wróciła do sypialni. Szybko ubrała czarną sukienkę, wygrzebała z dna szafy niezwykle seksowne szpileczki na mega wysokim obcasie, związała włosy w niedbały, a jednocześnie elegancki kok i już była gotowa. Jeszcze tylko po drodze chwyciła lekki, cienki sweterek, na wypadek gdyby zrobiło się chłodno. Jednak nic nie zapowiadało, by upalny wieczór zamienił się w coś innego.
Trzeba było przyznać, że podróż elegancką limuzyną, to było jak spełnienie niektórych dziewczęcych snów. Bez skrepowania poczęstowała się szampanem, z rozbawieniem myśląc, że czeka ją nocka pełna przygód. I bynajmniej nie tych przygotowanych przez Dawida. Pewnie znów się biedak będzie denerwował, ale trudno. Miała ochotę zupełnie na inne rzeczy, na całą masę drobnych przyjemności.
Kiedy dotarli na miejsce, Ilona czuła nieopanowaną wesołość i lekkie zawroty głowy. Jednak w żadnym wypadku nie była pijana.
Drzwi limuzyny otworzyły się i kiedy wysiadła, trafiła wprost w objęcia Dawida. Trudno nie zauważyć, że wyglądał szałowo. Mrocznie i niebezpiecznie. Czarna koszula opinała muskularne ramiona, czarne spodnie miały idealny krój. Do tego ta jego ciemna karnacja, szczupła twarz i błyszczące lekkim podnieceniem oczy.
– Wyglądasz jak demon seksu – powiedziała na powitanie, przyjmując jego ramię.
– Mnie również miło cię widzieć – odparł na to. – Choć wciąż jesteś brzydkim rudzielcem o uśmiechu żaby.
– Ropuszki, Dawidzie. Ropuszki.
Spojrzał na nią z ukosa. Nie trudno było zauważyć, że blask w jego oczach przeczył obojętnym, drwiącym słowom.
– Moje mieszkanie – wskazał na szerokie wejście do eleganckiego budynku. – Czeka na nas kolacja. I niespodzianka.
– Wiesz… W zasadzie to mam szaloną ochotę na belgijskie frytki, które serwują niedaleko stąd. Moglibyśmy się przejść.
– Frytki?!
– Takie z pysznym majonezowym sosem. Proszę, chodźmy!
– Na frytki?! – Aż wmurowało go w kamienne płyty chodnika.
– No dalej! – pociągnęła go za sobą. – A później pokażesz mi tę swoją niespodziankę.
– Ale…
Jednak ona wykorzystała moment zaskoczenia i zręcznie poprowadziła w przeciwnym kierunku niż dotychczas szli.
Ocknął się dopiero na ulicy.
– Kazałem zamówić jedzenie w najlepszej restauracji w mieście.
– Pewnie ostrygi i takie tam. Sushi może?
– Także. Jako urozmaicenie.
– A co ja kot, żebym jadła surowe ryby? – spytała z udawanym oburzeniem. – Chcę tłustych, ociekających oliwą frytek. Następnie dużego kubka gorącej czekolady. To po przeciwnej stronie rynku, w takiej małej uliczce prowadzącej pod górę.
– Czekolady? – jęknął. – A potem co? Zażyczysz sobie wielbłąda?
– A zakład, że byś go dla mnie zdobył, gdybyś musiał?
Mile połechtany tą wiarą w jego możliwości, mruknął tylko coś pod nosem. Ilona prowadziła go, klucząc w labiryncie wąskich uliczek, cały czas uśmiechając się i paplając o kulinarnych smakołykach serwowanych w barze, do którego zmierzali. Zerkał na nią z ukosa, zastanawiając się, gdzie tkwił jej urok. W tych pięknych oczach czy też w szerokich, wiecznie rozciągniętych w uśmiechu ustach? Co powodowało, że nie potrafił oderwać od niej wzroku, że zapominał o wszystkim?
Kompletne szaleństwo, uznał, gdy stanęli przed celem. Sam jednak nie wiedział czy ma na myśli to miejsce, czy też swoje własne uczucia.
Jakby jednak nie było, został zmuszony do przestudiowania menu nad barem, a następnie do zajęcia miejsca przy drewnianym stoliku, na plastikowym krześle.
– Pychota! – Ilona zatarła dłonie, patrząc na tacę, która przed nią stała. – Częstuj się panie prezes. Takich smakołyków na pewno nie jadasz na co dzień?
– Akurat to absolutna prawda.
Podejrzliwie przyglądał się jak otwiera poszczególne kartoniki, oblizując się na widok ich zawartości. Potem zanurzyła jedną frytkę w białym sosie i wepchnęła mu do ust.
– No dalej, śmiało! Twoja nienaganna sylwetka zaraz nie ucierpi przez niewinne grzeszki.
– Wolałbym grzeszyć nieco inaczej. Lecz... – uniósł ze zdziwieniem brwi – to nawet jest niezłe.
– Spróbuj z tym drugim sosem.
– Na ostro?
– Tak. Kubek z colą w pogotowiu – roześmiała się, pakując sobie do buzi kilka frytek.
– Ejże – spojrzał na nią. – Dobre!
– No widzisz. A ty mnie chciałeś nakarmić ryżem i surowym łososiem.
– Nie lubisz sushi?
– Lubię. Najprostsze, z dużą ilością sosu sojowego. Ale nie dziś. Dziś mam ochotę grzeszyć! – zaczęła się śmiać. – I nie rób takiej wygłodniałej miny.
– Wygłodniałej?
– Seksualnie – mrugnęła. – Wiesz o co chodzi, więc nie udawaj.
– Nie mam wygłodniałej seksualnie miny – odparł z urazą, pakując kilka frytek wprost do sosu. – Nie muszę.
– Nie mówiłam o płatnych usługach.
– Ja również.
– Pogubiłam się – ze smakiem oblizała palce. – To o jakich?
– Mało to chętnych, abym zaszczycił je odrobiną swej uwagi?
– Aaa! Właśnie! Zapomniałabym – dodała kpiąco. – Jesz tego nuggetsa?
– Swoje już zjadłaś?
– Pewnie. Żebyś wiedział jak burczało mi po drodze w brzuchu. Trzeba było prócz szampana, dać do limuzyny jakieś kanapki. Na drugi raz coś wykombinuj.
Pomyślał, że drugiego razu nie będzie. I nagle zrobiło mu się tak jakoś dziwnie smutno. Otrząsnął się ze zgrozą i starannie wytarł dłonie w chusteczki.
– Teraz…
– Pójdziemy pospacerować. Zazwyczaj całe lato siedzę na moim ukochanym odludziu. Chyba nie pozbawisz mnie tej przyjemności?
– Nie możesz pokrzyżować mi wszystkich planów – warknął, nagle rozzłoszczony.
– A dlaczego nie?
– To już jest szczyt bezczelności! Chcesz wracać pieszo do domu?
– Złapię stopa – oświadczyła beztrosko. – I zapłacę w naturze.
Na moment musiał zamknąć oczy i wyrecytować w duchu długą wiązankę przekleństw. Po czym głęboko odetchnął.
– Kwadrans na spacer, a potem wracamy do mnie.
– Jeszcze czekolada – nie zamierzała dać za wygraną.
– Dobrze – wycedził, mrużąc oczy. – A później czeka na ciebie niespodzianka.
– Jaka tam niespodzianka – machnęła niedbale ręką, wstając. – Chcesz się ze mną kochać, a przez te moje fantazje z zielonej trawki zorganizowałeś prywatną orgietkę. I nie rób takiej zdziwionej miny. Nie trzeba umieć czytać w myślach, żeby domyślić się co uknułeś.
– Skoro przyjęłaś zaproszenie, to znaczy, że się zgadzasz?
– Chodź – roześmiała się, znów pociągając go za sobą. – Czas pokaże co wyjdzie z naszych planów.
– Jesteś okropna. Po cholerę ja cię w ogóle zapraszałem? – burknął tylko, ale bez sprzeciwu objął ją ramieniem.
– Bo jesteś mną zauroczony.
– Nie jestem! Zauroczony jestem kimś innym. Piękną, seksowną dziewczyną, która idealnie nadawałaby się na życiową partnerkę.
– Jesteś. Albo ja ślepnę na starość. I zaczynam współczuć bidulce.
– Jaką starość? – spytał podejrzliwie się jej przyglądając. Kwestię zauroczenia postanowił pominąć milczeniem.
– Wiesz, niektórzy mówią, że po trzydziestce to już tylko z górki.
– Jakiej trzydziestce?! – raptownie przystanął. – Ile ty masz lat?
– A ile myślałeś, że mam? – spojrzała na niego kpiąco.
– Bo ja wiem… Dwadzieścia cztery, pięć.
– To dopiero komplement! Niestety musisz dodać jeszcze jakieś dziesięć lat…
Tu go ustrzeliła. Dosłownie. Czy ta kobieta naprawdę musi doprowadzać go do takiego stanu?
– Dawidzie, na jesień skończę trzydzieści cztery. Nie mylę się mówiąc, że jestem o pięć lat starsza od ciebie?
Stał tylko na środku chodnika i wybałuszał na nią oczy.
– Niemożliwe? – powiedział jedynie.
– Pokazać dowód osobisty? – wybuchła śmiechem. – No co się tak gapisz? Nie uwierzę, że nie sypiałeś ze starszymi.
– Owszem, ale ty… Zachowujesz się czasem jak dziecko, wyglądasz jak nastolatka, nigdy bym nie powiedział…
– To co? Rezygnujesz i odwozisz mnie do domu?
– Nie! Nie – dodał spokojniej.
Objął ją, zsuwając dłoń nieco niżej niż pozwalały na to normy przyzwoitości. I spojrzał głęboko w oczy, na kpinę odpowiadając kpiną.
– Idziemy na tę czekoladę i wracamy.
– To idziemy – potwierdziła, wtulając się w jego bok.
Nagle jednak przestało mu się gdziekolwiek spieszyć. Minęła nawet ochota na rozmowę. Po prostu niesamowicie dobrze czuł się z tą kobietą u boku. Uśmiechniętą, pełną życia i radości, lekko zwariowaną i absolutnie nieprzewidywalną. Oglądali się za nimi wszyscy obojga płci. Zresztą nic dziwnego, bo i w nim, i w jej tkwił jakiś urok, jakiś czar, który nie pozwalał oderwać od tej kontrastowej pary wzroku.
Dawid czuł wyraźnie powoli rodzące się pożądanie. Nie powiedziała przecież „nie”. A on zamierzał zrealizować dziś wieczór choć jeden punkt swego programu. Sama myśl o tym, jak będzie ją pieprzyć dwóch obcych facetów, działała na niego podniecająco. Jednak w tym momencie pojawiło się jakieś nieprzyjemne, dziwne uczucie. Skrzywił się, usiłując się go pozbyć, ale Ilona z okrzykiem radości wyrwała się z jego objęć. Natychmiast o wszystkim zapomniał i przyglądał się w zdumieniu, jak podbiega do kilku ulicznych muzyków, którzy właśnie szykowali się do występu. Co ona u diabła wymyśliła?
 Jakby w odpowiedzi na jego nieme pytanie, podeszła i wręczyła mu zdjęte przed chwilą buty.
– Masz i pilnuj jak oka w głowie. To moje jedyne, wyjściowe szpilki, a poza tym kosztowały majątek.
– Co ty wyprawiasz?
– Mówiłam, że miałam ochotę potańczyć – oświadczyła beztrosko, rozpuszczając włosy.
– Tu?! Na środku ulicy?!
– Jakiej ulicy? To rynek.
– Nie wytrzymam! Zostawię cię!
– Nie truj – wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. Zupełnie nie obchodziło jej jawnie okazane oburzenie i niebezpieczne błyski w jego oczach. – Oni będą grać, a ja z tą dziewczyną – wskazała na kogoś w tłumie muzyków – tańczyć. Zrobimy wspaniałe show i po wszystkim zabierzesz mnie na czekoladę.
– Na boso?
– Sądzisz, że w tych butach było by lepiej?
– Sądzę, że brakuje ci nie tylko piątej, ale i czwartej klepki! – syknął, rozjuszony. Mało brakowało, rzuciłby trzymanym obuwiem o ziemię i poszedł sobie. Zawsze później zastanawiał się, dlaczego tego wtedy nie zrobił. Może dlatego, że kobieta wzruszyłaby ramionami i na pewno nie pobiegłaby za nim, prosząc o wybaczenie.
Nie, ona na pewno by tego nie zrobiła. Nawet teraz machnęła ręką na jego oburzenie i pobiegła do muzyków. Demonstracja własnych racji nic by nie dała. Musi postarać się o odrobinę cierpliwości i przeczekać te wybuchy szaleństwa. Tym bardziej, że miał coraz silniejsze wrażenie, że warto. Seks z nią będzie niczym jazda na krawędzi, pełna niespodziewanych zakrętów, nagłych spadków i gwałtownych wzlotów. Istne szaleństwo ciał i zmysłów. Tylko cierpliwości, cierpliwości…
Z początku głupio się czuł w tym tłumie, patrząc na dziwaczną grupę awangardowo ubranych muzyków, a wśród nich roześmianą Ilonę, która właśnie słuchała z błyskiem w oku, tego, co mówiła pochylona nad nią obca dziewczyna. Dla kogoś takiego jak Dawid, żyjący w świecie luksusu i bogactwa, sytuacja ta była czymś nowym. Wywoływała u niego niepokój. Nie lubił być spontanicznym, wolał mieć wszystko przemyślane i wykalkulowane pod względem opłacalności. A ta tutaj… Zmuszała go do rzeczy całkowicie obcym jego duszy, banalnie prozaicznych i co tu dużo mówić, całkowicie pospolitych. Jak jedzenie frytek na przykład.
Mimowolnie się uśmiechnął. Dwie barwne kobiety zaczęły tańczyć coś, co na pierwszy rzut oka sprawiało wrażenie absolutnego chaosu. Jedna była barwna, ze względu na swoje ubranie, druga ze względu na nieokiełznaną radość, która promieniowała z całej jej postaci. Tańczyła w ekstazie, obracając się dookoła w coraz szybszym tempie. Wyglądała, jakby unosiła się ponad szarością kamiennych płyt, wyciągając ku niebu ramiona, a burza rudych loków wirowała w jeszcze dzikszym tempie. Patrzył na nią zahipnotyzowany. Nawet nie zorientował się, kiedy przestała grać muzyka.
Ocknął się, dopiero gdy Ilona wpadła wprost w jego ramiona, niemal w nie wskoczyła, zarzucając mu ręce na szyję i oplatając nogami w pasie. Odruchowo podtrzymał ją, obejmując i przytulając do siebie. Widział roześmiane, błyszczące szczęściem oczy, rozchylone w uśmiechu usta, zarumienione policzki. Czuł zapach kobiecego potu i, co dziwne, mięty.
– Było cudownie! – wykrzyknęła. Dłonią przeczesała jego włosy, potem odgarnęła do tyłu swoje własne pukle. – Przyłączysz się?
– Zwariowałaś? – spytał zdumiony. – Ja?!
– E tam, to nic strasznego. Albo pozwolisz, że jeszcze raz zatańczę?
Tylko skinął głową. Pocałowała go z radością i na powrót wyślizgnęła się z objęć. Już po chwili wirowała dookoła własnej osi, klaszcząc w rytm egzotycznej muzyki. Bose stopy niemal nie dotykały kamiennych kocich łbów, rude włosy powiewały, raz po raz zasłaniając twarz i pokazując wszystkim lśniące niczym zielone szmaragdy oczy.
Dawid wciąż stał nieruchomo, zastanawiając się jakim cudem wszystkie jego plany na dzisiejszy wieczór trafił szlag. Zamiast eleganckiej kolacji, zjedli belgijskie frytki z tłustym sosem w zwykłym barze. Zamiast flirtu i szampana, ona tańczyła przy muzyce ulicznej kapeli, w dodatku na bosaka. A na sam koniec zostanie z pewnością zaciągnięty do uroczej kafejki, gdzie będzie musiał wypić gorącą czekoladę, której nie znosi, podczas gdy zaplanował wieczór w klubie i prawdziwą orgię…
Dlaczego na to się godził? Robiła z nim wszystko co chciała. A on, nawet jeśli protestował, to zbyt słabo i anemicznie, by przyniosło to jakiekolwiek rezultaty.
Na dodatek… zaczynało mu się to podobać! Cholernie podobać!
Ilona nie miała bladego pojęcia o wnioskach do jakich doszedł, widziała za to szeroki uśmiech i kiełkujący powoli podziw w zielonych, dotąd tak pełnych arogancji, oczach. Widziała, jak wraz z innymi bije brawo, a jego twarz wypogadza się i przestała przypominać odpychającą maskę. Mętnie pomyślała, że małe cuda czasem się zdarzają. Roześmiała się i wyrzuciła ramiona w górę. Chwilę później stała tuż obok Dawida, opierając obie dłonie na jego torsie.
– I jak? – zapytała, wciąż rozpromieniona.
– Jesteś kompletną wariatką – odparł z szerokim, szczerym uśmiechem. Tym razem nie tylko dotarł on do jego oczu, ale odmienił całą twarz, pokazał zupełnie innego człowieka. A kiedy objął ją i pochyliwszy się, pocałował, to był wyjątkowo czuły i delikatny pocałunek. Pieszczota warg, nieśmiała wymiana oddechu.
– Ale zaczynam cię lubić – dodał, patrząc na zarumieniona policzki Ilony. Po raz pierwszy widział w jej oczach zachwyt, a pochlebiło mu to znacznie bardziej niż podziw w oczach jakiejkolwiek innej kobiety.
– I pójdziesz ze mną na czekoladę?
– Pójdę. Zresztą wątpię, czy sprzeciw cokolwiek by dał?
– Masz rację. Nic by nie dał. Muszę włożyć buty – westchnęła. – Odwykłam od obcasów.
– W takim razie… – nie pytając się o pozwolenie, uniósł ją w górę. Była najwyraźniej zdumiona.
– Co robisz?
– Zaniosę cię. Trzymaj tylko swoje buty i powiedz, gdzie mam się kierować.
– Zaniesiesz?
– Lekka jesteś pomimo tych pożeranych kilogramami cukierków.
Zaczęła się śmiać. Objęła go za szyję i położyła głowę na ramieniu.
– W takim razie mój rycerzu, prosto, pierwsza uliczka w prawo, i trzecia knajpka na lewo. – Znów miała lekko kpiący głos. Ale tym razem go to nie złościło.
Już nie.
Nie zmieszał się również, widząc zdumiony wzrok mijających ich ludzi. Wrodzona arogancja pozwoliła mu je zlekceważyć. W tym momencie liczyła się dla niego tylko jedna rzecz, jedna osoba. A tę trzymał właśnie w ramionach, czując jak wargami delikatnie błądzi po jego szyi.
– Jeszcze chwila i będę tak napalony, że zaciągnę cię w obojętnie którą, pobliską bramę – zagroził rozweselonym głosem.
– Dobrze, już dobrze – spojrzała na niego figlarnie.
– To tutaj? – spytał, gdy stanęli przed malutkim, urokliwym lokalem, z którego dobiegały dźwięki lirycznej muzyki.
– Tak.
Postawił ją, a później zabrał z rąk buty i ukląkł.
– No dalej kopciuszku, dawaj nóżki.
– Coraz bardziej mnie zaskakujesz.
– A myślałaś, że to wyłącznie twoja domena?
– Nie – roześmiała się. – Chodźmy. Zaszyjemy się na górze i pianką z czekolady, wymalujemy sobie ogromne, słodkie wąsy.
Otworzył drzwi i po dżentelmeńsku ją przepuścił. Potem, zanim zdążyła się odezwać, spytał się kelnerce o stolik na górze. Mieli szczęście, bo znalazł się jeden wolny. Tylko że niską ławę, z wygodnym siedziskiem na kształt sofy, trudno było nazwać stolikiem.
Ilona z westchnieniem ulgi usiadła na kanapie i klepnęła miejsce tuż obok.
– Siadaj! I nie patrz z takim przerażeniem, nie pogryzę cię.
– Nie dałbym za to głowy. I nie jestem przerażony.
Zajął jednak miejsce tuż obok i pozwolił, by oparła się o jogo ramię. Zaraz też zjawiła się kelnerka, podając im karty. Ale Ilona pokręciła przecząco głową.
– Dwie duże, podwójne czekolady z bitą śmietaną i dwa kawałki sernika – powiedziała stanowczo.
– Mam jeszcze zjeść sernik?
– Nie lubisz? No wiesz! To moje ukochane ciasto, a ten serwowany tutaj jest przepyszny.
– I podwójną czekoladę?
– Nie marudź – oświadczyła pogodnie.
Bardzo długo siedzieli w milczeniu. Ona wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. On rozglądał się dookoła, bez cienia dyskrecji mierząc spojrzeniem siedzących nieopodal ludzi. Gładził przy tym dłonią, nagie ramię kobiety i usiłował nie myśleć o tym, że siedzi tuż obok, gorąca, podniecająco nieznośna i uroczo kusząca.
– Chciałbyś się teraz ze mną kochać?
O mało się nie udusił, słysząc tak nieoczekiwane słowa.
– Tak – odparł po chwili. – Zresztą, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
– Dobrze. Ale zawrzemy umowę. Ty z tego będziesz miał seks, ja dziecko.
O mało co nie spadł z kanapy.
– Dziecko?!

cdn :-)))))))))))))))))))))

24 komentarze:

  1. Ilona to genialna postać :P jest o wiele lepsza niż nudna Dominika. Aż nie mogę doczekać się kolejnej części. Może dodasz po północy? :D Proszę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Sprawdziłam. Dam, ale będzie krótszy od tego powyżej.

      Usuń
  2. Hahahhahhahahaahhah o kurde :D Uwielbiam Ilonę ! Zajebista babka. :DD Ale genialnie to wymyśliłaś ! Skąd ty to bierzesz kobieto ?! :D Swoją drogą .. czy byłby tak zdesperowany by się zgodzić? XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Szalejesz moja droga

    OdpowiedzUsuń
  4. Boska Ilona wymiata ;-)

    Dziecko? Tego się nie spodziewałam ale podoba mi się ten pomysł ;-)
    I chyba jednak Dawid powinien związać się z Iloną- bardziej do siebie pasują.

    S.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowna część!! Z całego serca trzymam za nich kciuki :) Podoba mi się taki przebieg akcji :)
    Niecierpliwie czekam na ciąg dzlszy! Czy istnieje cień szansy, że dasz go jeszcze w tym tygodniu?
    pozdrawiam,

    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięć po północy... Zaczynami mieć kompleks Kopciuszka...

      Usuń
  6. Nieźle nakręciłaś w tym opowiadaniu :D Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam tak samo! W niedzielę byłam na hobbicie i ta piosenka nie daje o sobie zapomnieć. Musiałam, po prostu musiałam ją znaleźć po powrocie do domu:) a co do opowiadania: rewelacja! Zresztą jak zawsze... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też... Z ochotą kupiłabym singla, muszę poszukać. Jak kiedyś zakochałam się w ścieżce dźwiękowej do filmu Zorro, to płyty szukałam po całej europie. A kupiłam w końcu na Malcie :-) Teraz jest łatwiej niż dziesięć lat temu.

      Usuń
  8. a co to za krypto reklama z ta czekolada, przeciez kazdy to wie gdzie w p. podaja jedna z lepszyych czekolad w miescie i jeszcze jest pieterko z sofami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko się wzorowałam :-) Nie pomyślałam, że poznaniacy mogą się domyśleć! Ale co tam, zasługują na tę kryptoreklamę, za tę ambrozję, którą serwują...

      Usuń
    2. Nie mieszkam w Poznaniu a tez sie domyslilam :) najlepsza czekolada w Polsce <3

      Usuń
    3. Ale jaja... Nawet z sernikiem trafiłam, choć jak żyję nigdy nic tam nie jadłam, sama czekolada zawsze wystarczyła :-)

      Usuń
    4. Tarty i mrozone herbaty tez maja pyszne!

      Usuń
  9. oj podoba mi sie kierunek w który to opowiadanie sie kieruje. Fajny pomysl z tym dzieckiem mam nadzieje ze on sie zgodzi, bo dziecko moze wiele namieszac a nawet ruszy uczucia takiego egoisty jakim on jest. Ciekawe ciekawe juz czekam na kolejna czesc :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bebeczko, jestem zachwycona. Iloną i fabułą, nawet tego buca Dawida zaczynam lubić. Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż się roześmiałam czytając określenie "buc" :-D

      Usuń
  11. Ilona potrzebuje dziecka.bedzie miala swoja rodzine.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurde, czytam opowiadanie i widzę poznański Stary Rynek i tę "czekoladownię" z sofami na pięterku na uliczce biegnącej pod górę :)
    Ale fakt - czekoladę mają fantastyczną. Chociaż od sernika wolę tartę z malinami na ciepło i lodami! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę... Tego nie wzięłam pod uwagę! Po prostu opisałam ulubione miejsce i tyle. Jak widać znamy swoje miasto i dobre lokale :-)

      Usuń
    2. A wiecie, że knajpę obok poznałam swojego obecnego męża? :-)))

      Usuń
  13. O a ja mam nadzieję, że Dawid się nie zgodzi, ale i tak jego sprzeciw jak zwykle na nic się nie zda :D, czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo świetny pomysł z wprowadzeniem Ilony. Jest tak zaskakująca i ciekawą postacią. W dodatku szalona i ciągle uśmiechniętą, w czym trochę przypomina trochę mnie. Ja nie wątpliwie też bym poleciała tańczyć na środku rynku. Poza tym ona trochę pokazuje mu - przynajmniej wg mnie - to jak on traktuje kobiety. Wie, że jeśli odpuści ona nie będzie go błagac o przebaczenie i jest potulny jak baranek. Szczerze mówiąc to postać Dominiki straciła jakikolwiek zainteresowanie :(

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.