Poszalejemy, a w następnej części powrócimy na właściwe tory...
Przedwczoraj byłam w kinie. Na Hobbicie. Sam film to nic, ale piosenka przy końcowych napisach rzuciła na mnie czar. Zakochałam się ;-) Ponownie.
W mojej głowie, w twoim sercu (X)
Ilona długo wpatrywała
się w list, który właśnie przyszedł.
Potem zamyślona skuliła
się na kanapie. Za oknami szalała burza, jednak w małym domku było ciepło i
przytulnie.
O Dawidzie dotąd
udawało się jej nie myśleć. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jakim był
typem mężczyzny. Owszem, podobał się jej, zresztą komu by się nie podobał? Ale
tylko tyle.
– Syzyfowa praca –
mruknęła sama do siebie. To samo powiedziała dziewczynie, kiedy ta, wraz z
chłopakiem przyjechała odwieź klucze. Swoja drogą jaki ten świat bywał mały.
Dominika, bo tak miała na imię, wysłuchała ją w milczeniu, a potem szczerze
(jej towarzysz wyszedł na werandę, by odebrać telefon) powiedziała, że
doskonale to wie, ale wciąż ma nadzieję, że Dawid może się zmienić.
Ilona wzruszyła
ramionami. Każdy powinien uczyć się na własnych błędach. Miała tylko nadzieję,
że blondyneczka nie porzuci swego wspaniałego chłopca, tylko po to by ratować
duszę pewnego aroganta. Gdy to zrobi, zrozumie, że pewne rzeczy są po prostu
niemożliwe…
Jednak co w takim razie
miało oznaczać to zaproszenie? Napisane pewną, męską ręką o stanowczym
charakterze pisma. Dwa zdania. Nie, nie proszące. Niemal rozkazujące w swej
wymowie.
Czy powinna pojechać?
Znów spotkać zielonookiego potwora i pławić się w jego zachwycie? Tak, był nią
zauroczony. Cokolwiek twierdził, widziała to w jego oczach. Uśmiechnęła się ze
smutkiem. To i tak nic nie znaczyło, bo zainteresowanie takich jak on, niewiele
było warte. Może jedynie przeleci ją o jeden raz więcej niż inne.
Ale prowokowanie go,
drażnienie jego męskiej dumy i wzniecanie płomienia pożądania, były zabawne.
Nie była ani delikatną
kobietką, pełną złudzeń co do tego, że może zmienić bezdusznego palanta w
szlachetnego księcia, ani wredną suką, która gardziła całym rodzajem męskim.
Życie nauczyło ją patrzeć na wszystko trzeźwym okiem, choć okropnie kłóciło się
to z jej romantyczno-artystyczną duszą.
Mała Ilonka całymi
dniami wyglądała swojej nowej rodziny, nie pozbywając się nadziei, że ktoś w
końcu ją adoptuje, że będzie miała mówić do kogo mamo i tato. Kiedy skończyła
piętnaście czy szesnaście lat, zrozumiała, że aby mieć rodzinę, będzie musiała
ją stworzyć sama. Nie czuła się z tego powodu nieszczęśliwa. Po prostu
zaakceptowała ten fakt i zaczęła się rozglądać za odpowiednim kandydatem na
męża. Po drodze skończyła Akademię Sztuk Pięknych na kierunku malarstwo i
zajęła się malowaniem słodkich pejzaży i portretów. To przyniosło na tyle spory
dochód, że obrotna dziewczyna wkrótce kupiła sobie własny, mały domek na skraju
lasu, głucha na argumenty przyjaciół, że to niebezpieczne, by mieszkała sama. Rok
później malutkie mieszkanko w samym centrum pobliskiej metropolii. Latem
mieszkała w domku, na zimę przenosiła się do miasta. Malowała to, co w duszy
jej grało i to, co przynosiło niezły zarobek. A najważniejsze, że i jedno i
drugie potrafiła sprzedać ze sporym zyskiem. Wkrótce znalazł się i wymarzony
mężczyzna. Później kolejny i kolejny… Od roku była sama, zastanawiając się, czy
facet o którym marzyła od tylu lat w ogóle się już urodził? Czy istnieje,
gdzieś tam w wielkim świecie, a spotkanie go jest tylko kwestią czasu, czy też
powinna sobie odpuścić i wybrać przeciętnego chłopaka z sąsiedztwa.
Tylko że… Ilona
westchnęła. Jednemu brakowało poczucia humoru, drugi wyobrażał sobie, że będzie
siedzieć w kuchni i pitrasić mu trzy posiłki dziennie. Następny okazał się za
miękki w łóżku. Inny przekonywał ją, że powinna rzucić malarstwo i zatrudnić
się na przykład jako ekspedientka, do uczciwej, porządnej pracy. Tego chyba
przegoniła najszybciej! Nic nie miała do powyższego stanowiska, tyle tylko, że
było nie dla niej.
Potem stabilne związki,
zastąpiły krótkie przygody. Bezsensowne i beznadziejne, bo nie ma nic gorszego
niż facet ubierający się o poranku i znikający zanim minie ósma. Po kilku
takich próbach odpuściła sobie.
A teraz pojawił się
Dawid. Z nim nawet nie miała ochoty na jednorazowy numerek. Bo i po co? Był
bardziej nieodpowiedni niż ta cała zgraja przed nim. Ale za to zabawny w swym
uporze, w słusznym poniekąd przekonaniu o własnej atrakcyjności. Jednak nie
kręciło to jej, raczej bawiło.
Przeciągnęła się, ziewając.
Przyjmie zaproszenie.
Dawno nie była latem w centrum. Miło będzie pospacerować po Rynku, nacieszyć
się gwarem i wrzawą. Może potańczyć? Uwielbiała taniec.
A Dawid? Jak będzie się
niegrzecznie zachowywał, to po prostu go zostawi. Niech się chłopiec uczy, że
niektóre brzydule tak mają, iż nie zakochują się w pierwszym lepszym
przystojniaku.
Przez cały tydzień
miała jednak tyle pracy, że o samym wyjeździe przypomniała sobie dopiero w
sobotnie popołudnie, gdy błogo leniuchowała na werandzie. Poczuła nawet żal, że
się zgodziła. Ale może czas się odrobinę rozruszać?
Nie spiesząc się i
mając całkowicie w nosie godzinę na którą się umówiła, wykąpała się, umalowała,
a później ze zmarszczonymi brwiami zaczęła przeglądać wnętrze własnej szafy. W
zasadzie wielkiego wyboru nie miała, bo na co dzień lubiła luźne, nieformalne
ciuchy. Mogła założyć małą czarną, którą w przypływie bezmyślności kupiła na
ostatnich wyprzedażach. Bosko eksponowała biust, kusząco odkrywała ramiona i
zaledwie przykrywała pośladki. Albo lekką, seksowną sukienkę w panterkę. Lub
zwykłą, dziewczęcą, zwiewną, pełną kwiatów.
Jej rozmyślania
przerwało energiczne pukanie do drzwi. Zdumiona niezapowiedzianą wizytą,
podeszła i otwarła, jednocześnie przytrzymując ręką poły szlafroczka.
Na progu stał elegancki
mężczyzna w garniturze.
– Do mnie? –
spytała nieufnie.
– Tak.
Przyjechałem po panią – ręką wskazał na limuzynę stojącą za jego plecami.
– Och! Dawid
zaszalał – roześmiała się Ilona. – Proszę usiąść, ewentualnie poczęstować się w
kuchni zimną herbatą miętową. Będę gotowa za jakiś kwadrans.
Zostawiła go w progu i
wróciła do sypialni. Szybko ubrała czarną sukienkę, wygrzebała z dna szafy
niezwykle seksowne szpileczki na mega wysokim obcasie, związała włosy w
niedbały, a jednocześnie elegancki kok i już była gotowa. Jeszcze tylko po
drodze chwyciła lekki, cienki sweterek, na wypadek gdyby zrobiło się chłodno.
Jednak nic nie zapowiadało, by upalny wieczór zamienił się w coś innego.
Trzeba było przyznać,
że podróż elegancką limuzyną, to było jak spełnienie niektórych dziewczęcych
snów. Bez skrepowania poczęstowała się szampanem, z rozbawieniem myśląc, że
czeka ją nocka pełna przygód. I bynajmniej nie tych przygotowanych przez
Dawida. Pewnie znów się biedak będzie denerwował, ale trudno. Miała ochotę zupełnie
na inne rzeczy, na całą masę drobnych przyjemności.
Kiedy dotarli na
miejsce, Ilona czuła nieopanowaną wesołość i lekkie zawroty głowy. Jednak w
żadnym wypadku nie była pijana.
Drzwi limuzyny
otworzyły się i kiedy wysiadła, trafiła wprost w objęcia Dawida. Trudno nie
zauważyć, że wyglądał szałowo. Mrocznie i niebezpiecznie. Czarna koszula
opinała muskularne ramiona, czarne spodnie miały idealny krój. Do tego ta jego
ciemna karnacja, szczupła twarz i błyszczące lekkim podnieceniem oczy.
– Wyglądasz jak
demon seksu – powiedziała na powitanie, przyjmując jego ramię.
– Mnie również
miło cię widzieć – odparł na to. – Choć wciąż jesteś brzydkim rudzielcem o
uśmiechu żaby.
– Ropuszki,
Dawidzie. Ropuszki.
Spojrzał na nią z
ukosa. Nie trudno było zauważyć, że blask w jego oczach przeczył obojętnym,
drwiącym słowom.
– Moje mieszkanie
– wskazał na szerokie wejście do eleganckiego budynku. – Czeka na nas kolacja.
I niespodzianka.
– Wiesz… W
zasadzie to mam szaloną ochotę na belgijskie frytki, które serwują niedaleko
stąd. Moglibyśmy się przejść.
– Frytki?!
– Takie z pysznym
majonezowym sosem. Proszę, chodźmy!
– Na frytki?! – Aż
wmurowało go w kamienne płyty chodnika.
– No dalej! –
pociągnęła go za sobą. – A później pokażesz mi tę swoją niespodziankę.
– Ale…
Jednak ona wykorzystała
moment zaskoczenia i zręcznie poprowadziła w przeciwnym kierunku niż dotychczas
szli.
Ocknął się dopiero na
ulicy.
– Kazałem zamówić jedzenie
w najlepszej restauracji w mieście.
– Pewnie ostrygi i
takie tam. Sushi może?
– Także. Jako urozmaicenie.
– A co ja kot,
żebym jadła surowe ryby? – spytała z udawanym oburzeniem. – Chcę tłustych,
ociekających oliwą frytek. Następnie dużego kubka gorącej czekolady. To po
przeciwnej stronie rynku, w takiej małej uliczce prowadzącej pod górę.
– Czekolady? –
jęknął. – A potem co? Zażyczysz sobie wielbłąda?
– A zakład, że byś
go dla mnie zdobył, gdybyś musiał?
Mile połechtany tą
wiarą w jego możliwości, mruknął tylko coś pod nosem. Ilona prowadziła go,
klucząc w labiryncie wąskich uliczek, cały czas uśmiechając się i paplając o
kulinarnych smakołykach serwowanych w barze, do którego zmierzali. Zerkał na
nią z ukosa, zastanawiając się, gdzie tkwił jej urok. W tych pięknych oczach
czy też w szerokich, wiecznie rozciągniętych w uśmiechu ustach? Co powodowało,
że nie potrafił oderwać od niej wzroku, że zapominał o wszystkim?
Kompletne szaleństwo,
uznał, gdy stanęli przed celem. Sam jednak nie wiedział czy ma na myśli to
miejsce, czy też swoje własne uczucia.
Jakby jednak nie było,
został zmuszony do przestudiowania menu nad barem, a następnie do zajęcia
miejsca przy drewnianym stoliku, na plastikowym krześle.
– Pychota! – Ilona
zatarła dłonie, patrząc na tacę, która przed nią stała. – Częstuj się panie
prezes. Takich smakołyków na pewno nie jadasz na co dzień?
– Akurat to
absolutna prawda.
Podejrzliwie przyglądał
się jak otwiera poszczególne kartoniki, oblizując się na widok ich zawartości.
Potem zanurzyła jedną frytkę w białym sosie i wepchnęła mu do ust.
– No dalej,
śmiało! Twoja nienaganna sylwetka zaraz nie ucierpi przez niewinne grzeszki.
– Wolałbym
grzeszyć nieco inaczej. Lecz... – uniósł ze zdziwieniem brwi – to nawet jest
niezłe.
– Spróbuj z tym
drugim sosem.
– Na ostro?
– Tak. Kubek z
colą w pogotowiu – roześmiała się, pakując sobie do buzi kilka frytek.
– Ejże – spojrzał
na nią. – Dobre!
– No widzisz. A ty
mnie chciałeś nakarmić ryżem i surowym łososiem.
– Nie lubisz
sushi?
– Lubię.
Najprostsze, z dużą ilością sosu sojowego. Ale nie dziś. Dziś mam ochotę
grzeszyć! – zaczęła się śmiać. – I nie rób takiej wygłodniałej miny.
– Wygłodniałej?
– Seksualnie –
mrugnęła. – Wiesz o co chodzi, więc nie udawaj.
– Nie mam
wygłodniałej seksualnie miny – odparł z urazą, pakując kilka frytek wprost do
sosu. – Nie muszę.
– Nie mówiłam o
płatnych usługach.
– Ja również.
– Pogubiłam się –
ze smakiem oblizała palce. – To o jakich?
– Mało to
chętnych, abym zaszczycił je odrobiną swej uwagi?
– Aaa! Właśnie!
Zapomniałabym – dodała kpiąco. – Jesz tego nuggetsa?
– Swoje już
zjadłaś?
– Pewnie. Żebyś
wiedział jak burczało mi po drodze w brzuchu. Trzeba było prócz szampana, dać
do limuzyny jakieś kanapki. Na drugi raz coś wykombinuj.
Pomyślał, że drugiego
razu nie będzie. I nagle zrobiło mu się tak jakoś dziwnie smutno. Otrząsnął się
ze zgrozą i starannie wytarł dłonie w chusteczki.
– Teraz…
– Pójdziemy
pospacerować. Zazwyczaj całe lato siedzę na moim ukochanym odludziu. Chyba nie
pozbawisz mnie tej przyjemności?
– Nie możesz
pokrzyżować mi wszystkich planów – warknął, nagle rozzłoszczony.
– A dlaczego nie?
– To już jest
szczyt bezczelności! Chcesz wracać pieszo do domu?
– Złapię stopa –
oświadczyła beztrosko. – I zapłacę w naturze.
Na moment musiał
zamknąć oczy i wyrecytować w duchu długą wiązankę przekleństw. Po czym głęboko
odetchnął.
– Kwadrans na
spacer, a potem wracamy do mnie.
– Jeszcze
czekolada – nie zamierzała dać za wygraną.
– Dobrze –
wycedził, mrużąc oczy. – A później czeka na ciebie niespodzianka.
– Jaka tam
niespodzianka – machnęła niedbale ręką, wstając. – Chcesz się ze mną kochać, a
przez te moje fantazje z zielonej trawki zorganizowałeś prywatną orgietkę. I
nie rób takiej zdziwionej miny. Nie trzeba umieć czytać w myślach, żeby
domyślić się co uknułeś.
– Skoro przyjęłaś
zaproszenie, to znaczy, że się zgadzasz?
– Chodź –
roześmiała się, znów pociągając go za sobą. – Czas pokaże co wyjdzie z naszych
planów.
– Jesteś okropna.
Po cholerę ja cię w ogóle zapraszałem? – burknął tylko, ale bez sprzeciwu
objął ją ramieniem.
– Bo jesteś mną
zauroczony.
– Nie jestem!
Zauroczony jestem kimś innym. Piękną, seksowną dziewczyną, która idealnie
nadawałaby się na życiową partnerkę.
– Jesteś. Albo ja
ślepnę na starość. I zaczynam współczuć bidulce.
– Jaką starość? –
spytał podejrzliwie się jej przyglądając. Kwestię zauroczenia postanowił
pominąć milczeniem.
– Wiesz, niektórzy
mówią, że po trzydziestce to już tylko z górki.
– Jakiej
trzydziestce?! – raptownie przystanął. – Ile ty masz lat?
– A ile myślałeś,
że mam? – spojrzała na niego kpiąco.
– Bo ja wiem…
Dwadzieścia cztery, pięć.
– To dopiero
komplement! Niestety musisz dodać jeszcze jakieś dziesięć lat…
Tu go ustrzeliła.
Dosłownie. Czy ta kobieta naprawdę musi doprowadzać go do takiego stanu?
– Dawidzie, na
jesień skończę trzydzieści cztery. Nie mylę się mówiąc, że jestem o pięć lat
starsza od ciebie?
Stał tylko na środku
chodnika i wybałuszał na nią oczy.
– Niemożliwe? –
powiedział jedynie.
– Pokazać dowód
osobisty? – wybuchła śmiechem. – No co się tak gapisz? Nie uwierzę, że nie
sypiałeś ze starszymi.
– Owszem, ale ty…
Zachowujesz się czasem jak dziecko, wyglądasz jak nastolatka, nigdy bym nie
powiedział…
– To co?
Rezygnujesz i odwozisz mnie do domu?
– Nie! Nie – dodał
spokojniej.
Objął ją, zsuwając dłoń
nieco niżej niż pozwalały na to normy przyzwoitości. I spojrzał głęboko w oczy,
na kpinę odpowiadając kpiną.
– Idziemy na tę
czekoladę i wracamy.
– To idziemy –
potwierdziła, wtulając się w jego bok.
Nagle jednak przestało
mu się gdziekolwiek spieszyć. Minęła nawet ochota na rozmowę. Po prostu
niesamowicie dobrze czuł się z tą kobietą u boku. Uśmiechniętą, pełną życia i
radości, lekko zwariowaną i absolutnie nieprzewidywalną. Oglądali się za nimi
wszyscy obojga płci. Zresztą nic dziwnego, bo i w nim, i w jej tkwił jakiś
urok, jakiś czar, który nie pozwalał oderwać od tej kontrastowej pary wzroku.
Dawid czuł wyraźnie
powoli rodzące się pożądanie. Nie powiedziała przecież „nie”. A on zamierzał
zrealizować dziś wieczór choć jeden punkt swego programu. Sama myśl o tym, jak
będzie ją pieprzyć dwóch obcych facetów, działała na niego podniecająco. Jednak
w tym momencie pojawiło się jakieś nieprzyjemne, dziwne uczucie. Skrzywił się,
usiłując się go pozbyć, ale Ilona z okrzykiem radości wyrwała się z jego objęć.
Natychmiast o wszystkim zapomniał i przyglądał się w zdumieniu, jak podbiega do
kilku ulicznych muzyków, którzy właśnie szykowali się do występu. Co ona u
diabła wymyśliła?
Jakby w odpowiedzi na jego nieme pytanie,
podeszła i wręczyła mu zdjęte przed chwilą buty.
– Masz i pilnuj
jak oka w głowie. To moje jedyne, wyjściowe szpilki, a poza tym kosztowały
majątek.
– Co ty wyprawiasz?
– Mówiłam, że
miałam ochotę potańczyć – oświadczyła beztrosko, rozpuszczając włosy.
– Tu?! Na środku
ulicy?!
– Jakiej ulicy? To
rynek.
– Nie wytrzymam!
Zostawię cię!
– Nie truj –
wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. Zupełnie nie obchodziło jej
jawnie okazane oburzenie i niebezpieczne błyski w jego oczach. – Oni będą grać,
a ja z tą dziewczyną – wskazała na kogoś w tłumie muzyków – tańczyć. Zrobimy
wspaniałe show i po wszystkim zabierzesz mnie na czekoladę.
– Na boso?
– Sądzisz, że w
tych butach było by lepiej?
– Sądzę, że
brakuje ci nie tylko piątej, ale i czwartej klepki! – syknął, rozjuszony. Mało
brakowało, rzuciłby trzymanym obuwiem o ziemię i poszedł sobie. Zawsze później
zastanawiał się, dlaczego tego wtedy nie zrobił. Może dlatego, że kobieta
wzruszyłaby ramionami i na pewno nie pobiegłaby za nim, prosząc o wybaczenie.
Nie, ona na pewno by
tego nie zrobiła. Nawet teraz machnęła ręką na jego oburzenie i pobiegła do
muzyków. Demonstracja własnych racji nic by nie dała. Musi postarać się o
odrobinę cierpliwości i przeczekać te wybuchy szaleństwa. Tym bardziej, że miał
coraz silniejsze wrażenie, że warto. Seks z nią będzie niczym jazda na
krawędzi, pełna niespodziewanych zakrętów, nagłych spadków i gwałtownych
wzlotów. Istne szaleństwo ciał i zmysłów. Tylko cierpliwości, cierpliwości…
Z początku głupio się
czuł w tym tłumie, patrząc na dziwaczną grupę awangardowo ubranych muzyków, a
wśród nich roześmianą Ilonę, która właśnie słuchała z błyskiem w oku, tego, co
mówiła pochylona nad nią obca dziewczyna. Dla kogoś takiego jak Dawid, żyjący w
świecie luksusu i bogactwa, sytuacja ta była czymś nowym. Wywoływała u niego
niepokój. Nie lubił być spontanicznym, wolał mieć wszystko przemyślane i
wykalkulowane pod względem opłacalności. A ta tutaj… Zmuszała go do rzeczy
całkowicie obcym jego duszy, banalnie prozaicznych i co tu dużo mówić,
całkowicie pospolitych. Jak jedzenie frytek na przykład.
Mimowolnie się
uśmiechnął. Dwie barwne kobiety zaczęły tańczyć coś, co na pierwszy rzut oka
sprawiało wrażenie absolutnego chaosu. Jedna była barwna, ze względu na swoje
ubranie, druga ze względu na nieokiełznaną radość, która promieniowała z całej
jej postaci. Tańczyła w ekstazie, obracając się dookoła w coraz szybszym
tempie. Wyglądała, jakby unosiła się ponad szarością kamiennych płyt, wyciągając
ku niebu ramiona, a burza rudych loków wirowała w jeszcze dzikszym tempie.
Patrzył na nią zahipnotyzowany. Nawet nie zorientował się, kiedy przestała grać
muzyka.
Ocknął się, dopiero gdy
Ilona wpadła wprost w jego ramiona, niemal w nie wskoczyła, zarzucając mu ręce
na szyję i oplatając nogami w pasie. Odruchowo podtrzymał ją, obejmując i
przytulając do siebie. Widział roześmiane, błyszczące szczęściem oczy,
rozchylone w uśmiechu usta, zarumienione policzki. Czuł zapach kobiecego potu
i, co dziwne, mięty.
– Było cudownie! –
wykrzyknęła. Dłonią przeczesała jego włosy, potem odgarnęła do tyłu swoje
własne pukle. – Przyłączysz się?
– Zwariowałaś? –
spytał zdumiony. – Ja?!
– E tam, to nic
strasznego. Albo pozwolisz, że jeszcze raz zatańczę?
Tylko skinął głową.
Pocałowała go z radością i na powrót wyślizgnęła się z objęć. Już po chwili
wirowała dookoła własnej osi, klaszcząc w rytm egzotycznej muzyki. Bose stopy
niemal nie dotykały kamiennych kocich łbów, rude włosy powiewały, raz po raz
zasłaniając twarz i pokazując wszystkim lśniące niczym zielone szmaragdy oczy.
Dawid wciąż stał
nieruchomo, zastanawiając się jakim cudem wszystkie jego plany na dzisiejszy wieczór
trafił szlag. Zamiast eleganckiej kolacji, zjedli belgijskie frytki z tłustym
sosem w zwykłym barze. Zamiast flirtu i szampana, ona tańczyła przy muzyce
ulicznej kapeli, w dodatku na bosaka. A na sam koniec zostanie z pewnością zaciągnięty
do uroczej kafejki, gdzie będzie musiał wypić gorącą czekoladę, której nie
znosi, podczas gdy zaplanował wieczór w klubie i prawdziwą orgię…
Dlaczego na to się godził?
Robiła z nim wszystko co chciała. A on, nawet jeśli protestował, to zbyt słabo
i anemicznie, by przyniosło to jakiekolwiek rezultaty.
Na dodatek… zaczynało
mu się to podobać! Cholernie podobać!
Ilona nie miała bladego
pojęcia o wnioskach do jakich doszedł, widziała za to szeroki uśmiech i
kiełkujący powoli podziw w zielonych, dotąd tak pełnych arogancji, oczach.
Widziała, jak wraz z innymi bije brawo, a jego twarz wypogadza się i przestała
przypominać odpychającą maskę. Mętnie pomyślała, że małe cuda czasem się
zdarzają. Roześmiała się i wyrzuciła ramiona w górę. Chwilę później stała tuż
obok Dawida, opierając obie dłonie na jego torsie.
– I jak? –
zapytała, wciąż rozpromieniona.
– Jesteś kompletną
wariatką – odparł z szerokim, szczerym uśmiechem. Tym razem nie tylko dotarł on
do jego oczu, ale odmienił całą twarz, pokazał zupełnie innego człowieka. A
kiedy objął ją i pochyliwszy się, pocałował, to był wyjątkowo czuły i delikatny
pocałunek. Pieszczota warg, nieśmiała wymiana oddechu.
– Ale zaczynam cię
lubić – dodał, patrząc na zarumieniona policzki Ilony. Po raz pierwszy widział
w jej oczach zachwyt, a pochlebiło mu to znacznie bardziej niż podziw w oczach
jakiejkolwiek innej kobiety.
– I pójdziesz ze
mną na czekoladę?
– Pójdę. Zresztą
wątpię, czy sprzeciw cokolwiek by dał?
– Masz rację. Nic
by nie dał. Muszę włożyć buty – westchnęła. – Odwykłam od obcasów.
– W takim razie… –
nie pytając się o pozwolenie, uniósł ją w górę. Była najwyraźniej zdumiona.
– Co robisz?
– Zaniosę cię.
Trzymaj tylko swoje buty i powiedz, gdzie mam się kierować.
– Zaniesiesz?
– Lekka jesteś
pomimo tych pożeranych kilogramami cukierków.
Zaczęła się śmiać.
Objęła go za szyję i położyła głowę na ramieniu.
– W takim razie
mój rycerzu, prosto, pierwsza uliczka w prawo, i trzecia knajpka na lewo. –
Znów miała lekko kpiący głos. Ale tym razem go to nie złościło.
Już nie.
Nie zmieszał się
również, widząc zdumiony wzrok mijających ich ludzi. Wrodzona arogancja
pozwoliła mu je zlekceważyć. W tym momencie liczyła się dla niego tylko jedna
rzecz, jedna osoba. A tę trzymał właśnie w ramionach, czując jak wargami
delikatnie błądzi po jego szyi.
– Jeszcze chwila i
będę tak napalony, że zaciągnę cię w obojętnie którą, pobliską bramę – zagroził
rozweselonym głosem.
– Dobrze, już
dobrze – spojrzała na niego figlarnie.
– To tutaj? –
spytał, gdy stanęli przed malutkim, urokliwym lokalem, z którego dobiegały
dźwięki lirycznej muzyki.
– Tak.
Postawił ją, a później
zabrał z rąk buty i ukląkł.
– No dalej
kopciuszku, dawaj nóżki.
– Coraz bardziej
mnie zaskakujesz.
– A myślałaś, że
to wyłącznie twoja domena?
– Nie – roześmiała
się. – Chodźmy. Zaszyjemy się na górze i pianką z czekolady, wymalujemy sobie
ogromne, słodkie wąsy.
Otworzył drzwi i po
dżentelmeńsku ją przepuścił. Potem, zanim zdążyła się odezwać, spytał się
kelnerce o stolik na górze. Mieli szczęście, bo znalazł się jeden wolny. Tylko
że niską ławę, z wygodnym siedziskiem na kształt sofy, trudno było nazwać
stolikiem.
Ilona z westchnieniem
ulgi usiadła na kanapie i klepnęła miejsce tuż obok.
– Siadaj! I nie
patrz z takim przerażeniem, nie pogryzę cię.
– Nie dałbym za to
głowy. I nie jestem przerażony.
Zajął jednak miejsce
tuż obok i pozwolił, by oparła się o jogo ramię. Zaraz też zjawiła się
kelnerka, podając im karty. Ale Ilona pokręciła przecząco głową.
– Dwie duże,
podwójne czekolady z bitą śmietaną i dwa kawałki sernika – powiedziała stanowczo.
– Mam jeszcze
zjeść sernik?
– Nie lubisz? No
wiesz! To moje ukochane ciasto, a ten serwowany tutaj jest przepyszny.
– I podwójną czekoladę?
– Nie marudź –
oświadczyła pogodnie.
Bardzo długo siedzieli
w milczeniu. Ona wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. On rozglądał się
dookoła, bez cienia dyskrecji mierząc spojrzeniem siedzących nieopodal ludzi.
Gładził przy tym dłonią, nagie ramię kobiety i usiłował nie myśleć o tym, że
siedzi tuż obok, gorąca, podniecająco nieznośna i uroczo kusząca.
– Chciałbyś się
teraz ze mną kochać?
O mało się nie udusił, słysząc
tak nieoczekiwane słowa.
– Tak – odparł po
chwili. – Zresztą, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
– Dobrze. Ale zawrzemy
umowę. Ty z tego będziesz miał seks, ja dziecko.
O mało co nie spadł z
kanapy.
– Dziecko?!
cdn :-)))))))))))))))))))))
Ilona to genialna postać :P jest o wiele lepsza niż nudna Dominika. Aż nie mogę doczekać się kolejnej części. Może dodasz po północy? :D Proszę
OdpowiedzUsuńHm... Sprawdziłam. Dam, ale będzie krótszy od tego powyżej.
UsuńHahahhahhahahaahhah o kurde :D Uwielbiam Ilonę ! Zajebista babka. :DD Ale genialnie to wymyśliłaś ! Skąd ty to bierzesz kobieto ?! :D Swoją drogą .. czy byłby tak zdesperowany by się zgodzić? XD
OdpowiedzUsuńSzalejesz moja droga
OdpowiedzUsuńBoska Ilona wymiata ;-)
OdpowiedzUsuńDziecko? Tego się nie spodziewałam ale podoba mi się ten pomysł ;-)
I chyba jednak Dawid powinien związać się z Iloną- bardziej do siebie pasują.
S.
Cudowna część!! Z całego serca trzymam za nich kciuki :) Podoba mi się taki przebieg akcji :)
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na ciąg dzlszy! Czy istnieje cień szansy, że dasz go jeszcze w tym tygodniu?
pozdrawiam,
Martyna
Pięć po północy... Zaczynami mieć kompleks Kopciuszka...
UsuńNieźle nakręciłaś w tym opowiadaniu :D Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy ;)
OdpowiedzUsuńMam tak samo! W niedzielę byłam na hobbicie i ta piosenka nie daje o sobie zapomnieć. Musiałam, po prostu musiałam ją znaleźć po powrocie do domu:) a co do opowiadania: rewelacja! Zresztą jak zawsze... ;)
OdpowiedzUsuńJa też... Z ochotą kupiłabym singla, muszę poszukać. Jak kiedyś zakochałam się w ścieżce dźwiękowej do filmu Zorro, to płyty szukałam po całej europie. A kupiłam w końcu na Malcie :-) Teraz jest łatwiej niż dziesięć lat temu.
Usuńa co to za krypto reklama z ta czekolada, przeciez kazdy to wie gdzie w p. podaja jedna z lepszyych czekolad w miescie i jeszcze jest pieterko z sofami
OdpowiedzUsuńTylko się wzorowałam :-) Nie pomyślałam, że poznaniacy mogą się domyśleć! Ale co tam, zasługują na tę kryptoreklamę, za tę ambrozję, którą serwują...
UsuńNie mieszkam w Poznaniu a tez sie domyslilam :) najlepsza czekolada w Polsce <3
UsuńAle jaja... Nawet z sernikiem trafiłam, choć jak żyję nigdy nic tam nie jadłam, sama czekolada zawsze wystarczyła :-)
UsuńTarty i mrozone herbaty tez maja pyszne!
Usuńoj podoba mi sie kierunek w który to opowiadanie sie kieruje. Fajny pomysl z tym dzieckiem mam nadzieje ze on sie zgodzi, bo dziecko moze wiele namieszac a nawet ruszy uczucia takiego egoisty jakim on jest. Ciekawe ciekawe juz czekam na kolejna czesc :)
OdpowiedzUsuńBebeczko, jestem zachwycona. Iloną i fabułą, nawet tego buca Dawida zaczynam lubić. Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńAż się roześmiałam czytając określenie "buc" :-D
UsuńIlona potrzebuje dziecka.bedzie miala swoja rodzine.
OdpowiedzUsuńKurde, czytam opowiadanie i widzę poznański Stary Rynek i tę "czekoladownię" z sofami na pięterku na uliczce biegnącej pod górę :)
OdpowiedzUsuńAle fakt - czekoladę mają fantastyczną. Chociaż od sernika wolę tartę z malinami na ciepło i lodami! :))
Kurczę... Tego nie wzięłam pod uwagę! Po prostu opisałam ulubione miejsce i tyle. Jak widać znamy swoje miasto i dobre lokale :-)
UsuńA wiecie, że knajpę obok poznałam swojego obecnego męża? :-)))
UsuńO a ja mam nadzieję, że Dawid się nie zgodzi, ale i tak jego sprzeciw jak zwykle na nic się nie zda :D, czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńBardzo świetny pomysł z wprowadzeniem Ilony. Jest tak zaskakująca i ciekawą postacią. W dodatku szalona i ciągle uśmiechniętą, w czym trochę przypomina trochę mnie. Ja nie wątpliwie też bym poleciała tańczyć na środku rynku. Poza tym ona trochę pokazuje mu - przynajmniej wg mnie - to jak on traktuje kobiety. Wie, że jeśli odpuści ona nie będzie go błagac o przebaczenie i jest potulny jak baranek. Szczerze mówiąc to postać Dominiki straciła jakikolwiek zainteresowanie :(
OdpowiedzUsuń