link do części V - klik
Pewnego zimowego wieczoru (VI)
– Chłopcy do
jutrzejszego popołudnia są u mojej mamy – wymruczał, na powrót przyciągając ją
ku sobie. – Mielibyśmy całą noc…
– Jestem głodna –
zmieniła temat, jednocześnie wyślizgując się z jego objęć.
– Cykor!
– To nie tak.
– Dobrze, zjemy
kolację, a później pojedziemy do mnie.
– Normalnie jak
dziecko! Słyszałeś, że powiedziałam „nie”?
Pomyślał, że nie ma
sensu teraz się z nią sprzeczać. Kiedy nadejdzie właściwa chwila, po prostu
postawi na swoim.
Poprawił krawat i
zapiął marynarkę.
– Idziemy?
– Czy ja?...
– Wyglądasz cudownie
– podał jej ramię. Bez wahania je przyjęła. – Pani przodem!
Ostrożnie wyszła z
gabinetu. Na szczęście, ku dobrze skrywanej uldze, w korytarzu nie było żywego
ducha. Jej towarzysz wyglądał na rozbawionego, bo chyba doskonale zdawał sobie
sprawę z tych obaw.
Pozostałe dwie godziny
upłynęły na jedzeniu, banalnych rozmowach i unikania pełnego niechęci i zawiści
wzorku Ewy. Szczerze mówiąc Krzysztof w ogóle nie zwracał na nic uwagi, pochłonięty
towarzysząca mu kobietą, ale Monika momentami czuła się nieswojo.
– Ona jest bardzo
piękna – przerwała mu znienacka, gdy opowiadał jakąś zabawną historię z lat
młodzieńczych.
– Kto? – spytał zdumiony,
nie od razu zorientowany o co jej chodzi.
– Twoja eks.
– Jest – odparł
chłodno, patrząc na Monikę przygryzającą dolną wargę i wodzącą oczyma za
gośćmi.
– Nie żałujesz?
– Żałowałem. Teraz
już nie. I przestań tak na mnie patrzeć spod rzęs, bo znów będę zmuszony
zaciągnąć cię w jakieś ustronne miejsce – choć pierwsze słowa zabrzmiały
jeszcze oschle, to w każdym kolejny słychać było coraz większy żar.
– Wystarczy. Już i
tak nabroiłeś.
– Dlaczego? A
nawet gdybyśmy dorobili się małego, ślicznego dzidziusia…
– Krzysiek!
Przestań! – Najwyraźniej się zdenerwowała. – Prawie się nie znamy, a ty mi tu
bredzisz o jakiś dzieciach. Poza tym ta myśl, sprawia więcej cierpienia niż
radości.
– Pamiętam co
powiedziałaś.
– Nie teraz. Nie
psuj mi tego wieczoru.
– Nie będę. Chodź
– pociągnął ją za sobą. – Jedziemy do domu.
– Już?
– Tak. Dłużej nie
wytrzymam.
– Jeśli sądzisz,
że znów będę się z tobą kochać, to grubo się mylisz!
Nie raczył
odpowiedzieć. Przyciągnął ją ku sobie i pocałował. Łapczywie, niemal brutalnie.
A ona nie zaprotestowała.
– Sądzę – mruknął,
gdy na chwilę przerwał. – Cała noc i cały dom dla nas. Tym razem będziesz mogła
krzyczeć tak głośno, jak tylko zechcesz. Już ja się postaram, żebyś krzyczała!
Zarumieniła się po tych
słowach. Ale wciąż była zła. Ten gniew wywołała jego zbytnia pewność siebie i
własne pragnienia, których nie potrafiła pokonać.
Jadąc, milczeli. On
dlatego, że z trudem nad sobą panował. Ona, bo zastanawiała się czy da radę
wymknąć się i uciec do domu. To było prawdziwe tchórzostwo, ale nie chciała… No
dobrze. Chciała. Pragnęła tego. To było i straszne, i cudowne zarazem.
Ostro zahamował na
podjeździe. Nie czekała, aż zgasi silnik. Wysiadła z pośpiechem, ale mężczyzna
był szybszy.
– Krzysiek,
proszę!
Uśmiechnął się i
przycisnął ją do siebie. Nie można było nie wyczuć nabrzmiałej, dumnie
sterczącej w górę męskości.
– Przecież mnie
tak nie zostawisz – szepnął, a potem zaczął pieścić wrażliwą skórę za uchem.
– Zostawię!
– Nie pozwolę ci.
– Bycie
mięśniakiem ma tę niewątpliwą zaletę, że jesteś dużo silniejszy ode mnie –
powiedziała drwiąco.
– Nie tylko jedną.
– Bez trudu uniósł ją w górę. Nawet otwarcie drzwi nie sprawiło mu problemu.
Potem skierował się na górę, przeskakując po dwa, trzy stopnie. Wbrew
wszystkiemu i samej sobie, była zachwycona. I dziwnie szczęśliwa. Bez sprzeciwu
dała się postawić na łóżku, rozebrać z płaszcza, a później z sukienki.
Nigdy wcześniej tak
bezwarunkowa kapitulacja nie uczyniła jej tak szczęśliwej.
– Doskonała! –
wyszeptał, przesuwając dłońmi po ciele Moniki.
– Teraz ty! –
podniecona, pomogła mu pozbyć się kurtki, marynarki, a na samym końcu koszuli.
– I co sądzisz?
– Powiedzieć ci? –
palce splotła na jego karku i figlarnie spojrzała z bliska w oczy. – Miałeś
rację. Będę krzyczeć. Głośno, bardzo głośno… Ty również!
***
Kiedy się obudził,
Monika wciąż spała z nosem wtulonym w jego ramię. Bardzo delikatnie wyswobodził
się i z czułością ucałował skrawek jej policzka.
Ta niepozorna kobietka
dała mu podczas jednej nocy tyle szczęścia, tyle przyjemności. Nawet sam nie
przypuszczał, że jest zdolny do takiego maratonu. Dopiero nad ranem, gdy powoli
zaczęło świtać, zmęczeni usnęli.
Spojrzał na zegarek.
Dochodziła dwunasta. Na szczęście przewidująco poprosił o pomoc rodziców i po
chłopców miał przyjechać dopiero w porze kolacji. Matka chyba domyśliła się o
co chodzi, bo z uśmiechem życzyła mu dobrej zabawy.
Mieli więc dla siebie z
Moniką jeszcze kilka godzin. Zanim jednak obudzi ją pocałunkiem, zanim po raz
kolejny będzie się z nią kochał, przydałoby się małe śniadanko. Takie do łóżka.
Ożywiony tą nagłą
myślą, szybko zaliczył łazienkę, po czym bezszelestnie udał się do kuchni. Pół
godziny później na ogromnej tacy stały filiżanki z kawą i świeże, gorące
jeszcze francuskie rogaliki. Krzysiek z satysfakcją pomyślał, że warto było
wczoraj wszystko zaplanować. A potem udał się do sypialni.
– Pobudka śpiochu
– delikatnie połaskotał ją po zadartym nosku.
Znów tak śmiesznie go
zmarszczyła. Przeciągnęła się, ziewając i otwarła oczy.
– Cześć – szepnęła
cichutko, rumieniąc się.
– Jak się spało?
– Dobrze. Ale krótko.
– Za to
przyniosłem śniadanko.
Bardzo długo patrzyła
na niego bez słowa. A później uśmiechnęła się z niezrozumiałym smutkiem.
– Pierwszy raz
mężczyzna podaje mi jedzenie do łóżka. Na dodatek z kwiatkiem – podniosła leżącą
na talerzu różę i głęboko zaciągnęła się jej zapachem.
– Zobaczymy, co
powiesz na deser.
– Domyślam się co
nim będzie – roześmiała się, odkładając kwiatka i ujmując w obie dłonie gorącą
filiżankę kawy. – A raczej kto nim będzie. Tylko Krzysiek, obiecaj mi, że
będziesz delikatny. Straszenie mnie wszystko boli.
Zmarszczył brwi
zaniepokojony. Boli? Nic dziwnego, to było pięć, zaraz… Plus ten na parapecie.
Sześć razy. Ha! A on sądził, że się starzeje? Nie przy takiej kobiecie!
– Darujemy sobie –
powiedział ze spokojem, pieszcząc opuszkami palców odkrytą pierś.
– Szczerze? Nadal
mam szaloną ochotę. Ale jakby to ująć – nie wytrzymam technicznie.
– Jednak pięknie
krzyczałaś. Nawet nie wiesz jak mnie to rajcowało.
– Chyba wiem.
– Wiesz? A więc
robiłaś to specjalnie?
– Czy mnie się
wydaje, czy ktoś dobija się do drzwi? – spytała, zmieniając temat i chwytając
jednego rogalika.
– Owszem – mruknął
niechętnie. – Nie musimy otwierać.
– Idź, ja zjem i
zaczekam. A ty sprawdź, kto to.
– Nieproszona
wizyta w niedzielny poranek? – wciąż wyglądał na niezadowolonego.
– Południe, o ile
mnie wzrok nie myli, a zegar nie kłamie.
Nachylił się i musnął
ustami jej policzek.
– Zaraz wracam.
Tylko spławię natręta.
Posłała mu lekko kpiący
uśmiech, a potem wgryzła się w jeszcze ciepłe pieczywo.
Krzysiek, nie
przejmując się absolutnie tym, że ma na sobie jedynie spodnie od piżamy i
t-shirta pomaszerował ku drzwiom wejściowym. Potem otworzył je, przybierając
groźny i odpychający wyraz twarzy, który ulotnił się, gdy tylko ujrzał, kto
dobijał się z taką siłą.
– Adam?
– Niech zgadnę?
Zapomniałeś? – spytał tamten, ładując
się do środka.
– O czym? A, już
wiem!
– Właśnie –
przyjaciel pokiwał głową. – Dobra, zaczekam. Masz pół godziny.
– Wiesz… –
Krzysiek zakłopotał się. – To niezbyt odpowiednia chwila.
– Chłopcy już
wrócili?
– Nie o to chodzi.
– Kobieta? – Adam
podszedł do lodówki i wyciągnął stamtąd butelkę z sokiem. Przyjaźnili się
niemal od przedszkola i dlatego od dawna nie mieli przed sobą wielu sekretów.
– Tak – Krzysiek
nie widział sensu, by to ukrywać.
– No co ty? Ta, z
którą wczoraj byłeś na przyjęciu.
– Tak.
– To mnie
zaskoczyłeś – Adam pokiwał głową. – Pozytywnie oczywiście. Nareszcie jakaś
normalna, zwyczajna dziewczyna.
– Mi też nalej
szklankę. Nie powiedziałbym, że taka całkiem zwyczajna.
– Nie rżnij głupa.
Wiesz o co mi chodzi.
– Domyślam się.
– Trochę ci odbiło
na jej punkcie. Trudno było tego wczoraj nie zauważyć.
– Trochę? –
mruknął Krzysiek, patrząc na niego z ukosa. – Czuję się nastolatek przed
pierwszym seksem.
– Rozumiem. Wciąż
nieziemsko napalony?
– Coś w tym rodzaju.
Adam zaczął się śmiać.
Żaden z nich nie dosłyszał cichego skrzypienia schodów.
Monika zjadła swojego
rogalika, a później wstała i zamyślona uchyliła drzwi. Z dołu dochodził do niej
cichy szum rozmowy. Na szczęście oba glosy były męskie. Trzeba przyznać, że
odetchnęła z ulgą. Przez chwilę bała się, że to była partnerka Krzyśka.
Nie umiała opanować
pokusy. Ubrała porzucony na oparciu fotela męski szlafrok i powoli zaczęła
schodzić po trzeszczących schodach. Wiedziała, że nieładnie jest podsłuchiwać,
ale z drugiej strony… Głosy stały się coraz bardziej wyraźne.
– Zwariowałeś?!
Ona doskonale nadaje się na matkę dla moich dzieci.
Zamarła w pół stopnia,
zbyt zaskoczona, żeby zareagować w jakikolwiek inny sposób.
– Bo wiesz, trochę
zwątpiliśmy, gdy was razem ujrzeliśmy. Kompletnie nie twój typ.
– Chłopcy
potrzebują matki, a ja kogoś na zimne, samotne wieczory.
– A gdy ci się
znudzi? Krzysiek, pomyślałeś o tym? Szkoda dziewczyny na twoją zabawkę. To nie
typ suki, takiej jak – wybacz, że to powiem – Ewa.
– To znajdę sobie
kochankę albo dwie i przestanę być znudzony – burknął tamten najwyraźniej
zdenerwowany gadaniem przyjaciela.
Nie chciała więcej tego
słuchać. Doskonała na matkę? Co za bydlak! Chyłkiem wycofała się do tyłu,
starając się to zrobić bezszelestnie. Pobiegła do łazienki. Na szczęście w
drzwiach był klucz. Głośny szum zagłuszył jej szloch, a woda pomogła zmyć każdą
łzę.
Świat się nie zmienił.
Już kiedyś to Konrad twierdził, że ją kocha. A jednak bez wahania potrafił
skrzywdzić, zabierając to, co miała najcenniejszego. Dziecko.
Teraz to samo zrobił
Krzysiek. Też jej coś zabrał – nową nadzieję na szczęście.
A tak długo na nią
czekała. Tyle miesięcy.
Może nie zasłużyła?
Może gdyby wtedy nie rzuciła w wyjeżdżający samochód byłego męża cegłą, nie
zbiłaby szyby, a on zauważyłby rozpędzoną ciężarówkę? Może…
Wyszła spod natrysku i
przetarła lustro. Oczy miała czerwone od płaczu, przygaszone tym, co ją
spotkało. Promienna radość gdzieś zniknęła, pozostał tylko smutek. I
rozczarowanie.
W zasadzie nie chciała
go już widzieć. Nie miała ochoty na rozmowy czy tłumaczenia.
Ugasiła gorączkę ciała,
ale spaliła coś innego. Swą duszę. To bolało o wiele bardziej.
– Monika? –
rozległo się energiczne pukanie. – Wszystko w porządku?
Odchrząknęła.
– Tak, wykapałam
się.
– No wiesz? Mogłaś
na mnie zaczekać!
Głęboko odetchnęła. A
później otwarła drzwi. I kiedy napotkała roześmiane, pełne szczęścia spojrzenie
Krzyśka, o mało co na powrót się nie rozbeczała.
– Muszę do domu. –
Zręcznie wyślizgnęła się jego dłoniom.
– Ej! Co się
stało?
– Jestem zmęczona
i dopadły mnie wyrzuty sumienia.
– Wyrzuty
sumienia? – wyglądał na ogłuszonego jej słowami.
Błyskawicznie ubrała
sukienkę, wciągnęła kozaki i chwyciła płaszcz. Resztą się nie przejmowała, było
zimno, ale przez te kilkadziesiąt metrów nie zamarznie.
Krzysiek stał, śledząc
w milczeniu każdy jej ruch.
– Myślałem, że
zostaniesz dłużej? – powiedział w końcu.
Zmusiła się, by posłać mu
uspokajające spojrzenie.
– Na nic bym się
nie przydała.
– Nie chodzi o
seks. Rozpaliłbym w kominku, przytulił cię i tylko byśmy sobie rozmawiali. Może
czasem całowali – uśmiechnął się blado.
Po policzkach Moniki
spłynęły dwie łzy. Nie zdołała ich powstrzymać.
A później rzuciła się
ku wyjściu. Ze schodów zbiegła w takim pędzie, że o mało co nie połamała sobie
nóg. Tuz za nią pędził Krzysiek, wciąż niepomiernie zdumiony jej dziwnym
zachowaniem. Nawet brak ubrania nie przeszkodził mu w kontynuowaniu pogoni na
zewnątrz i biegł za nią na bosaka, w spodniach od piżamy i podkoszulku.
– Monisiu,
zaczekaj! – W końcu udało mu się dopaść ją przy furtce. – O co chodzi?
Powiedziałem coś nie tak? Zrobiłem coś złego?
Rozpacz zamieniła się w
złość. O mało co, a by go uderzyła.
– Puszczaj! –
wrzasnęła.
– Ale…
Dlaczego?...
– Bo ja tak chcę!
Odwróciła się i
pobiegła dalej. Mężczyzna jeszcze bardzo długo stał przy ogrodzeniu. Dopiero
gdy poczuł jak kostnieją mu palce, jak zimno rozpełza się po całym ciele,
wrócił do domu. Wciąż zamyślony, wrócił do sypialni i rozejrzał się.
Może faktycznie to było
dla niej zbyt szybko? Tak naprawdę nie wiedział, co przytrafiło się jej w
przeszłości, jakie rany wciąż nie pozwalały cieszyć się życiem.
Przygnębiony, wykąpał
się i zjadł śniadanie. Pijąc kawę obserwował przez okno mały, zaśnieżony domek
sąsiadów. A potem postanowił, że da Monice trochę czasu. Może musi sobie
niektóre rzeczy przemyśleć?
Przypomniał sobie, jak
cudownie reagowała na każdą jego pieszczotę, na każdy pocałunek. Nie wyglądała
wtedy na kogoś, kto się waha. Była tak śliczna, a na dodatek cała jego. Nie
chciał jej stracić. Nie mógł, bo chyba naprawdę to co do niej czuł, nie było
zwykłym zauroczeniem.
Sekret tkwił w jej
przeszłości. W rozwodzie, który nastąpił niecały miesiąc po ślubie. I on musiał
się dowiedzieć jaka była tego przyczyna.
Dopił kawę i spojrzał
na zegarek. Miał jeszcze trzy godziny, zanim wyruszy po chłopców. I kilka rzeczy
do zrobienia.
link do części VII - klik
Cudowne : ) Przeczytalam jednym tchem ...reagujac jak male dziecko sluchajace bajeczki ;)
OdpowiedzUsuńDziekuje Babeczko :)
P.S - przepraszam za brak polskich znakow, ale nie mam ich na kompie :(
Nie przepraszaj, bywa :-)
UsuńMMmm cudo,juz nie mogłam się doczekać,a tu jest:)) Dziękuję ale znowu mam niedosyt:P
OdpowiedzUsuńJuż niedługo, bo przewiduję jeszcze jakieś dwie, trzy części ))
Usuńpiękna część, szkoda tylko że ze smutnym zakończeniem...
OdpowiedzUsuńchciałabym, żeby byli razem szczęśliwi :))
kiedy możemy się spodziewać cd?
W.
Pewnie będą... Jestem w romantycznym nastroju ;-)
UsuńJeszcze jeszcze ...
OdpowiedzUsuńDobrze, dobrze... A tak serio, pewnie jutro kolejna część.
UsuńNie wiem czy po prostu mam dziś taki dzień,czy to Twoje opowiadanie tak mnie wzruszyło... No aż się popłakałam :) Super,jak zwykle zresztą. Dobrze że już wróciłaś :) Alicja K.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, ja ostatnio rozczuliłam się na reniferze Niko. Chyba źle ze mną...
UsuńJak zwykle świetnie! Jestem pewna, że to tylko nieporozumienie i będzie wszystko dobrze! (a może nie..? ;>) Tak czy siak jestem bardzo zadowolona. Oby tak dalej kochana.
OdpowiedzUsuńPS. Babeczko, to część VI :)
Rany! Znów? Dobrze, że czuwacie :-) Tam gdzieś mam jeszcze błąd przy Wygranej...
UsuńWzruszyłam się troszku.. ;/ fenomenalny powrót :)
OdpowiedzUsuńJa widzę, że jak ja płaczę, to Wy również... Opłaca się wkładać kawałek duszy w każdy fragment.
UsuńSuper! Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu! Dasz jutro ?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Martyna
Dam, bo w zasadzie mam napisane, tylko muszę jeszcze sprawdzić błędy i choć z dwa razy przeczytać.
UsuńCudownie! Po północy? Uwielbiam to oczekiwanie na kolejna część :)
UsuńDobrze, postaram się :-)
UsuńTak to już jest, że facet palnie jakieś głupstwo, nie wie ze ktoś to słyszy o potem biedaczek nie wie o co chodzi ;-) Życie jest brutalne.
OdpowiedzUsuńAle liczę na szczęśliwe zakończenie ;-)
S.
Moim zdaniem w tym zdaniu jest mały błąd: "A jednak bez wahania potrafił skrzywdził, zabierając..."
OdpowiedzUsuńAle i tak opowiadanko cudowne! <3
P.
Poprawione. Dzięki :-)
UsuńNie ma sprawy! :D
UsuńP.
dodasz dziś cd? proszę :)
OdpowiedzUsuńBoskie opowiadanie :-D niecierpliwie czekam na to ze zaraz pojawi się kolejna część !:-D
OdpowiedzUsuńBędzie po północy kolejna część ?;) proszę :P
OdpowiedzUsuńJest tak anielsko... A ja muszę przerwać i wyjść z domu... O ironio... Muszę przyznać, że rarytasem były te linki, co przerzucaly do następnej części ;-).
OdpowiedzUsuńKobito, podziwiam. Ty to masz powera!
Usuń