środa, 11 grudnia 2013

Pewnego zimowego wieczoru (VI)

Wróciłam... 

link do części V - klik

          Pewnego zimowego wieczoru (VI)

– Chłopcy do jutrzejszego popołudnia są u mojej mamy – wymruczał, na powrót przyciągając ją ku sobie. – Mielibyśmy całą noc…
– Jestem głodna – zmieniła temat, jednocześnie wyślizgując się z jego objęć.
– Cykor!
– To nie tak.
– Dobrze, zjemy kolację, a później pojedziemy do mnie.
– Normalnie jak dziecko! Słyszałeś, że powiedziałam „nie”?
Pomyślał, że nie ma sensu teraz się z nią sprzeczać. Kiedy nadejdzie właściwa chwila, po prostu postawi na swoim.
Poprawił krawat i zapiął marynarkę.
– Idziemy?
– Czy ja?...
– Wyglądasz cudownie – podał jej ramię. Bez wahania je przyjęła. – Pani przodem!
Ostrożnie wyszła z gabinetu. Na szczęście, ku dobrze skrywanej uldze, w korytarzu nie było żywego ducha. Jej towarzysz wyglądał na rozbawionego, bo chyba doskonale zdawał sobie sprawę z tych obaw.
Pozostałe dwie godziny upłynęły na jedzeniu, banalnych rozmowach i unikania pełnego niechęci i zawiści wzorku Ewy. Szczerze mówiąc Krzysztof w ogóle nie zwracał na nic uwagi, pochłonięty towarzysząca mu kobietą, ale Monika momentami czuła się nieswojo.
– Ona jest bardzo piękna – przerwała mu znienacka, gdy opowiadał jakąś zabawną historię z lat młodzieńczych.
– Kto? – spytał zdumiony, nie od razu zorientowany o co jej chodzi.
– Twoja eks.
– Jest – odparł chłodno, patrząc na Monikę przygryzającą dolną wargę i wodzącą oczyma za gośćmi.
– Nie żałujesz?
– Żałowałem. Teraz już nie. I przestań tak na mnie patrzeć spod rzęs, bo znów będę zmuszony zaciągnąć cię w jakieś ustronne miejsce – choć pierwsze słowa zabrzmiały jeszcze oschle, to w każdym kolejny słychać było coraz większy żar.
– Wystarczy. Już i tak nabroiłeś.
– Dlaczego? A nawet gdybyśmy dorobili się małego, ślicznego dzidziusia…
– Krzysiek! Przestań! – Najwyraźniej się zdenerwowała. – Prawie się nie znamy, a ty mi tu bredzisz o jakiś dzieciach. Poza tym ta myśl, sprawia więcej cierpienia niż radości.
– Pamiętam co powiedziałaś.
– Nie teraz. Nie psuj mi tego wieczoru.
– Nie będę. Chodź – pociągnął ją za sobą. – Jedziemy do domu.
– Już?
– Tak. Dłużej nie wytrzymam.
– Jeśli sądzisz, że znów będę się z tobą kochać, to grubo się mylisz!
Nie raczył odpowiedzieć. Przyciągnął ją ku sobie i pocałował. Łapczywie, niemal brutalnie. A ona nie zaprotestowała.
– Sądzę – mruknął, gdy na chwilę przerwał. – Cała noc i cały dom dla nas. Tym razem będziesz mogła krzyczeć tak głośno, jak tylko zechcesz. Już ja się postaram, żebyś krzyczała!
Zarumieniła się po tych słowach. Ale wciąż była zła. Ten gniew wywołała jego zbytnia pewność siebie i własne pragnienia, których nie potrafiła pokonać.
Jadąc, milczeli. On dlatego, że z trudem nad sobą panował. Ona, bo zastanawiała się czy da radę wymknąć się i uciec do domu. To było prawdziwe tchórzostwo, ale nie chciała… No dobrze. Chciała. Pragnęła tego. To było i straszne, i cudowne zarazem.
Ostro zahamował na podjeździe. Nie czekała, aż zgasi silnik. Wysiadła z pośpiechem, ale mężczyzna był szybszy.
– Krzysiek, proszę!
Uśmiechnął się i przycisnął ją do siebie. Nie można było nie wyczuć nabrzmiałej, dumnie sterczącej w górę męskości.
– Przecież mnie tak nie zostawisz – szepnął, a potem zaczął pieścić wrażliwą skórę za uchem.
– Zostawię!
– Nie pozwolę ci.
– Bycie mięśniakiem ma tę niewątpliwą zaletę, że jesteś dużo silniejszy ode mnie – powiedziała drwiąco.
– Nie tylko jedną. – Bez trudu uniósł ją w górę. Nawet otwarcie drzwi nie sprawiło mu problemu. Potem skierował się na górę, przeskakując po dwa, trzy stopnie. Wbrew wszystkiemu i samej sobie, była zachwycona. I dziwnie szczęśliwa. Bez sprzeciwu dała się postawić na łóżku, rozebrać z płaszcza, a później z sukienki.
Nigdy wcześniej tak bezwarunkowa kapitulacja nie uczyniła jej tak szczęśliwej.
– Doskonała! – wyszeptał, przesuwając dłońmi po ciele Moniki.
– Teraz ty! – podniecona, pomogła mu pozbyć się kurtki, marynarki, a na samym końcu koszuli.
– I co sądzisz?
– Powiedzieć ci? – palce splotła na jego karku i figlarnie spojrzała z bliska w oczy. – Miałeś rację. Będę krzyczeć. Głośno, bardzo głośno… Ty również!
***
Kiedy się obudził, Monika wciąż spała z nosem wtulonym w jego ramię. Bardzo delikatnie wyswobodził się i z czułością ucałował skrawek jej policzka.
Ta niepozorna kobietka dała mu podczas jednej nocy tyle szczęścia, tyle przyjemności. Nawet sam nie przypuszczał, że jest zdolny do takiego maratonu. Dopiero nad ranem, gdy powoli zaczęło świtać, zmęczeni usnęli.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwunasta. Na szczęście przewidująco poprosił o pomoc rodziców i po chłopców miał przyjechać dopiero w porze kolacji. Matka chyba domyśliła się o co chodzi, bo z uśmiechem życzyła mu dobrej zabawy.
Mieli więc dla siebie z Moniką jeszcze kilka godzin. Zanim jednak obudzi ją pocałunkiem, zanim po raz kolejny będzie się z nią kochał, przydałoby się małe śniadanko. Takie do łóżka.
Ożywiony tą nagłą myślą, szybko zaliczył łazienkę, po czym bezszelestnie udał się do kuchni. Pół godziny później na ogromnej tacy stały filiżanki z kawą i świeże, gorące jeszcze francuskie rogaliki. Krzysiek z satysfakcją pomyślał, że warto było wczoraj wszystko zaplanować. A potem udał się do sypialni.
– Pobudka śpiochu – delikatnie połaskotał ją po zadartym nosku.
Znów tak śmiesznie go zmarszczyła. Przeciągnęła się, ziewając i otwarła oczy.
– Cześć – szepnęła cichutko, rumieniąc się.
– Jak się spało?
– Dobrze. Ale krótko.
– Za to przyniosłem śniadanko.
Bardzo długo patrzyła na niego bez słowa. A później uśmiechnęła się z niezrozumiałym smutkiem.
– Pierwszy raz mężczyzna podaje mi jedzenie do łóżka. Na dodatek z kwiatkiem – podniosła leżącą na talerzu różę i głęboko zaciągnęła się jej zapachem.
– Zobaczymy, co powiesz na deser.
– Domyślam się co nim będzie – roześmiała się, odkładając kwiatka i ujmując w obie dłonie gorącą filiżankę kawy. – A raczej kto nim będzie. Tylko Krzysiek, obiecaj mi, że będziesz delikatny. Straszenie mnie wszystko boli.
Zmarszczył brwi zaniepokojony. Boli? Nic dziwnego, to było pięć, zaraz… Plus ten na parapecie. Sześć razy. Ha! A on sądził, że się starzeje? Nie przy takiej kobiecie!
– Darujemy sobie – powiedział ze spokojem, pieszcząc opuszkami palców odkrytą pierś.
– Szczerze? Nadal mam szaloną ochotę. Ale jakby to ująć – nie wytrzymam technicznie.
– Jednak pięknie krzyczałaś. Nawet nie wiesz jak mnie to rajcowało.
– Chyba wiem.
– Wiesz? A więc robiłaś to specjalnie?
– Czy mnie się wydaje, czy ktoś dobija się do drzwi? – spytała, zmieniając temat i chwytając jednego rogalika.
– Owszem – mruknął niechętnie. – Nie musimy otwierać.
– Idź, ja zjem i zaczekam. A ty sprawdź, kto to.
– Nieproszona wizyta w niedzielny poranek? – wciąż wyglądał na niezadowolonego.
– Południe, o ile mnie wzrok nie myli, a zegar nie kłamie.
Nachylił się i musnął ustami jej policzek.
– Zaraz wracam. Tylko spławię natręta.
Posłała mu lekko kpiący uśmiech, a potem wgryzła się w jeszcze ciepłe pieczywo.
Krzysiek, nie przejmując się absolutnie tym, że ma na sobie jedynie spodnie od piżamy i t-shirta pomaszerował ku drzwiom wejściowym. Potem otworzył je, przybierając groźny i odpychający wyraz twarzy, który ulotnił się, gdy tylko ujrzał, kto dobijał się z taką siłą.
– Adam?
– Niech zgadnę? Zapomniałeś? – spytał  tamten, ładując się do środka.
– O czym? A, już wiem!
– Właśnie – przyjaciel pokiwał głową. – Dobra, zaczekam. Masz pół godziny.
– Wiesz… – Krzysiek zakłopotał się. – To niezbyt odpowiednia chwila.
– Chłopcy już wrócili?
– Nie o to chodzi.
– Kobieta? – Adam podszedł do lodówki i wyciągnął stamtąd butelkę z sokiem. Przyjaźnili się niemal od przedszkola i dlatego od dawna nie mieli przed sobą wielu sekretów.
– Tak – Krzysiek nie widział sensu, by to ukrywać.
– No co ty? Ta, z którą wczoraj byłeś na przyjęciu.
– Tak.
– To mnie zaskoczyłeś – Adam pokiwał głową. – Pozytywnie oczywiście. Nareszcie jakaś normalna, zwyczajna dziewczyna.
– Mi też nalej szklankę. Nie powiedziałbym, że taka całkiem zwyczajna.
– Nie rżnij głupa. Wiesz o co mi chodzi.
– Domyślam się.
– Trochę ci odbiło na jej punkcie. Trudno było tego wczoraj nie zauważyć.
– Trochę? – mruknął Krzysiek, patrząc na niego z ukosa. – Czuję się nastolatek przed pierwszym seksem.
– Rozumiem. Wciąż nieziemsko napalony?
– Coś w tym rodzaju.
Adam zaczął się śmiać. Żaden z nich nie dosłyszał cichego skrzypienia schodów.
Monika zjadła swojego rogalika, a później wstała i zamyślona uchyliła drzwi. Z dołu dochodził do niej cichy szum rozmowy. Na szczęście oba glosy były męskie. Trzeba przyznać, że odetchnęła z ulgą. Przez chwilę bała się, że to była partnerka Krzyśka.
Nie umiała opanować pokusy. Ubrała porzucony na oparciu fotela męski szlafrok i powoli zaczęła schodzić po trzeszczących schodach. Wiedziała, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale z drugiej strony… Głosy stały się coraz bardziej wyraźne.
– Zwariowałeś?! Ona doskonale nadaje się na matkę dla moich dzieci.
Zamarła w pół stopnia, zbyt zaskoczona, żeby zareagować w jakikolwiek inny sposób.
– Bo wiesz, trochę zwątpiliśmy, gdy was razem ujrzeliśmy. Kompletnie nie twój typ.
– Chłopcy potrzebują matki, a ja kogoś na zimne, samotne wieczory.
– A gdy ci się znudzi? Krzysiek, pomyślałeś o tym? Szkoda dziewczyny na twoją zabawkę. To nie typ suki, takiej jak – wybacz, że to powiem – Ewa.
– To znajdę sobie kochankę albo dwie i przestanę być znudzony – burknął tamten najwyraźniej zdenerwowany gadaniem przyjaciela.
Nie chciała więcej tego słuchać. Doskonała na matkę? Co za bydlak! Chyłkiem wycofała się do tyłu, starając się to zrobić bezszelestnie. Pobiegła do łazienki. Na szczęście w drzwiach był klucz. Głośny szum zagłuszył jej szloch, a woda pomogła zmyć każdą łzę.
Świat się nie zmienił. Już kiedyś to Konrad twierdził, że ją kocha. A jednak bez wahania potrafił skrzywdzić, zabierając to, co miała najcenniejszego. Dziecko.
Teraz to samo zrobił Krzysiek. Też jej coś zabrał – nową nadzieję na szczęście.
A tak długo na nią czekała. Tyle miesięcy.
Może nie zasłużyła? Może gdyby wtedy nie rzuciła w wyjeżdżający samochód byłego męża cegłą, nie zbiłaby szyby, a on zauważyłby rozpędzoną ciężarówkę? Może…
Wyszła spod natrysku i przetarła lustro. Oczy miała czerwone od płaczu, przygaszone tym, co ją spotkało. Promienna radość gdzieś zniknęła, pozostał tylko smutek. I rozczarowanie.
W zasadzie nie chciała go już widzieć. Nie miała ochoty na rozmowy czy tłumaczenia.
Ugasiła gorączkę ciała, ale spaliła coś innego. Swą duszę. To bolało o wiele bardziej.
– Monika? – rozległo się energiczne pukanie. – Wszystko w porządku?
Odchrząknęła.
– Tak, wykapałam się.
– No wiesz? Mogłaś na mnie zaczekać!
Głęboko odetchnęła. A później otwarła drzwi. I kiedy napotkała roześmiane, pełne szczęścia spojrzenie Krzyśka, o mało co na powrót się nie rozbeczała.
– Muszę do domu. – Zręcznie wyślizgnęła się jego dłoniom.
– Ej! Co się stało?
– Jestem zmęczona i dopadły mnie wyrzuty sumienia.
– Wyrzuty sumienia? – wyglądał na ogłuszonego jej słowami.
Błyskawicznie ubrała sukienkę, wciągnęła kozaki i chwyciła płaszcz. Resztą się nie przejmowała, było zimno, ale przez te kilkadziesiąt metrów nie zamarznie.
Krzysiek stał, śledząc w milczeniu każdy jej ruch.
– Myślałem, że zostaniesz dłużej? – powiedział w końcu.
Zmusiła się, by posłać mu uspokajające spojrzenie.
– Na nic bym się nie przydała.
– Nie chodzi o seks. Rozpaliłbym w kominku, przytulił cię i tylko byśmy sobie rozmawiali. Może czasem całowali – uśmiechnął się blado.
Po policzkach Moniki spłynęły dwie łzy. Nie zdołała ich powstrzymać.
A później rzuciła się ku wyjściu. Ze schodów zbiegła w takim pędzie, że o mało co nie połamała sobie nóg. Tuz za nią pędził Krzysiek, wciąż niepomiernie zdumiony jej dziwnym zachowaniem. Nawet brak ubrania nie przeszkodził mu w kontynuowaniu pogoni na zewnątrz i biegł za nią na bosaka, w spodniach od piżamy i podkoszulku.
– Monisiu, zaczekaj! – W końcu udało mu się dopaść ją przy furtce. – O co chodzi? Powiedziałem coś nie tak? Zrobiłem coś złego?
Rozpacz zamieniła się w złość. O mało co, a by go uderzyła.
– Puszczaj! – wrzasnęła.
– Ale… Dlaczego?...
– Bo ja tak chcę!
Odwróciła się i pobiegła dalej. Mężczyzna jeszcze bardzo długo stał przy ogrodzeniu. Dopiero gdy poczuł jak kostnieją mu palce, jak zimno rozpełza się po całym ciele, wrócił do domu. Wciąż zamyślony, wrócił do sypialni i rozejrzał się.
Może faktycznie to było dla niej zbyt szybko? Tak naprawdę nie wiedział, co przytrafiło się jej w przeszłości, jakie rany wciąż nie pozwalały cieszyć się życiem.
Przygnębiony, wykąpał się i zjadł śniadanie. Pijąc kawę obserwował przez okno mały, zaśnieżony domek sąsiadów. A potem postanowił, że da Monice trochę czasu. Może musi sobie niektóre rzeczy przemyśleć?
Przypomniał sobie, jak cudownie reagowała na każdą jego pieszczotę, na każdy pocałunek. Nie wyglądała wtedy na kogoś, kto się waha. Była tak śliczna, a na dodatek cała jego. Nie chciał jej stracić. Nie mógł, bo chyba naprawdę to co do niej czuł, nie było zwykłym zauroczeniem.
Sekret tkwił w jej przeszłości. W rozwodzie, który nastąpił niecały miesiąc po ślubie. I on musiał się dowiedzieć jaka była tego przyczyna.
Dopił kawę i spojrzał na zegarek. Miał jeszcze trzy godziny, zanim wyruszy po chłopców. I kilka rzeczy do zrobienia. 

link do części VII - klik

27 komentarzy:

  1. Cudowne : ) Przeczytalam jednym tchem ...reagujac jak male dziecko sluchajace bajeczki ;)
    Dziekuje Babeczko :)
    P.S - przepraszam za brak polskich znakow, ale nie mam ich na kompie :(

    OdpowiedzUsuń
  2. MMmm cudo,juz nie mogłam się doczekać,a tu jest:)) Dziękuję ale znowu mam niedosyt:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niedługo, bo przewiduję jeszcze jakieś dwie, trzy części ))

      Usuń
  3. piękna część, szkoda tylko że ze smutnym zakończeniem...
    chciałabym, żeby byli razem szczęśliwi :))
    kiedy możemy się spodziewać cd?
    W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie będą... Jestem w romantycznym nastroju ;-)

      Usuń
  4. Jeszcze jeszcze ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, dobrze... A tak serio, pewnie jutro kolejna część.

      Usuń
  5. Nie wiem czy po prostu mam dziś taki dzień,czy to Twoje opowiadanie tak mnie wzruszyło... No aż się popłakałam :) Super,jak zwykle zresztą. Dobrze że już wróciłaś :) Alicja K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, ja ostatnio rozczuliłam się na reniferze Niko. Chyba źle ze mną...

      Usuń
  6. Jak zwykle świetnie! Jestem pewna, że to tylko nieporozumienie i będzie wszystko dobrze! (a może nie..? ;>) Tak czy siak jestem bardzo zadowolona. Oby tak dalej kochana.
    PS. Babeczko, to część VI :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany! Znów? Dobrze, że czuwacie :-) Tam gdzieś mam jeszcze błąd przy Wygranej...

      Usuń
  7. Wzruszyłam się troszku.. ;/ fenomenalny powrót :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja widzę, że jak ja płaczę, to Wy również... Opłaca się wkładać kawałek duszy w każdy fragment.

      Usuń
  8. Super! Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu! Dasz jutro ?
    pozdrawiam,
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dam, bo w zasadzie mam napisane, tylko muszę jeszcze sprawdzić błędy i choć z dwa razy przeczytać.

      Usuń
    2. Cudownie! Po północy? Uwielbiam to oczekiwanie na kolejna część :)

      Usuń
    3. Dobrze, postaram się :-)

      Usuń
  9. Tak to już jest, że facet palnie jakieś głupstwo, nie wie ze ktoś to słyszy o potem biedaczek nie wie o co chodzi ;-) Życie jest brutalne.

    Ale liczę na szczęśliwe zakończenie ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  10. Moim zdaniem w tym zdaniu jest mały błąd: "A jednak bez wahania potrafił skrzywdził, zabierając..."
    Ale i tak opowiadanko cudowne! <3
    P.

    OdpowiedzUsuń
  11. dodasz dziś cd? proszę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Boskie opowiadanie :-D niecierpliwie czekam na to ze zaraz pojawi się kolejna część !:-D

    OdpowiedzUsuń
  13. Będzie po północy kolejna część ?;) proszę :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Jest tak anielsko... A ja muszę przerwać i wyjść z domu... O ironio... Muszę przyznać, że rarytasem były te linki, co przerzucaly do następnej części ;-).

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.