środa, 20 listopada 2013

Trzy mile dalej pod tym samym niebem (VII)

Przepraszam Was, że ostatnio jakoś tak zaniedbuję bloga - mało odpowiadam na komentarze, w ogóle nie było mnie na facebooku. Mało czasu :-) Ale mam nadzieję, że wkrótce dojdę do siebie. I zacznę pisać dalej, o częstych publikacjach już nie wspominając.
Dziękuję czytelniczce, która poleciła mi stronkę zszywka.pl - jest rewelacyjna, choć akurat pomysł z body-babeczkami sobie daruję, bo moja siostrzenica dostała 12 kartonów po swojej kuzynce :-))) Na coś się przydało moje chomikowanie.
Dziękuję również za wszystkie słowa otuchy :-) Ogólnie jestem optymistką, ale czasem i ja mam takie dołki psychiczne - nie wiem wtedy czy urżnąć się na maksa, czy co mam ze sobą zrobić? Przechodzi po dwóch dniach ;-)

link do części VI - klik

         Trzy mile pod tym samym niebem (VII)

7.
Do dyspozycji dostali trzy, najnowocześniejsze, najbardziej doskonałe pod względem bezpieczeństwa kombinezony. Były przy tym lekkie jak puch i niezwykle elastyczne, tworząc słusznie wrażenie drugiej skóry. Kuliste hełmy, z nieznanego mu tworzywa, nie tylko nie ograniczały ruchów, ale były też wytrzymałe niczym najtwardszy diament.
Nie zdołał powstrzymać Tess przed towarzyszeniem mu w drodze na teren kompleksu. Co prawda kilka ostrych słów wyrwało się samemu kapitanowi, ale kobieta była nieugięta.
Simon naprawdę miał szaloną ochotę związać ją i zakneblować, po czym zamknąć w jakimś z rzadka odwiedzanym zakamarku. Ponuro przyglądał się jej, gdy wydawała ostanie rozkazy i dyspozycje.
– Nie patrz tak na mnie – wytknęła mu z wyrzutem, z uwagą przyglądając się rozłożonemu sprzętowi. – Być może na powierzchni brak już jakiegokolwiek zagrożenia.
– Być może umrzemy po kwadransie lub dwóch od lądowania.
– Naprawdę nie wiem. Kamery nie przekazały żadnych obrazów, prócz samej śmierci laboranta. Uznałam za słuszne, że nie będziemy tego oglądać. To jest zbyt… - na moment zabrakło jej słów  – straszne.
– Na mój gust to przekazaliście nam bardzo ogólne wiadomości. Ani słowa o samym wirusie, ani słowa o tym dlaczego tak mało informacji dotarło do dowództwa. Pobieżnie o zabezpieczeniach samego laboratorium i kompletnie nic o ostatnich chwilach kolonii.
Przygryzła wargi i zerknęła na niego z ukosa.
– Jesteś znacznie inteligentniejszy, niż wskazywałby to twój wygląd.
– To było podłe. Masz mnie za troglodytę, który używa tylko jednej grupy mięśni?
Zaczęła się śmiać, widząc pełną oburzenia minę mężczyzny. Jakby mimochodem musnęła jego policzek.
– Nie Simonie, możesz mi wierzyć, że nie. Choć nie ukrywam, że patrząc na ciebie, myślę tylko o jednym… – jednoznacznie zawiesiła głos, patrząc na niego figlarnie.
– Jest coś jeszcze? – mruknął, mrużąc oczy. – Wydajesz się zbyt swobodna i beztroska, jak na tak poważną misję.
– Co tam wszystkie wirusy świata! Ważne, że mogę być znów z tobą – bez skrępowania przytuliła się do niego. Simon nie śmiał spojrzeć w twarz asystującego im Xawiera. Choć ten z pewnością miał bardzo ciekawą minę.
– Tereso! – do środka wszedł dotychczas unikający czyjegokolwiek towarzystwa, azjata. – Możemy wystartować dopiero za trzy godziny.
– Co się stało? Coś nie tak z wahadłowcem?
– Drobna awaria, ale niestety trzeba będzie poświęcić jej dłuższą chwilę.
– Zin! – podeszła bliżej i ujęła się pod boki. – Oboje dobrze wiemy, że wysłałeś wiadomość do mojego ojca i do dowództwa, co w zasadzie oznacza jedno i to samo. Odpowiedź przyjdzie za jakieś półtorej godziny. To bardzo głupi pomysł powstrzymania mnie!
– Bardzo dobrze – Simon uczepił się tego, niczym ostatniej deski nadziei. – Sama słyszałaś, że trzeba to naprawić? Mus to mus. A ja nie zamierzam spłonąć gdzieś w atmosferze, przed dotarciem do wyznaczonego celu.
– Gówno prawda – wybuchła ze złością. – Statek transportujący ma być gotowy za dwa kwadranse! To rozkaz! Zrozumiano?
– Tess! Przecież oboje doskonale wiemy, że wystarczy iż polecę tam sam. Zostałem przyuczony jak obsługiwać IKa, jak uruchomić awaryjne zasilanie. I nie mam absolutnie nic do stracenia.
– Nie denerwuj mnie dodatkowo!
– Myślę, że najsłuszniej będzie ją związać i odstawić w bezpieczne miejsce – zwrócił się bezpośrednio do dwóch znieruchomiałych naukowców. – I że admirał pourywa wam głowy oraz skopie wasze blade, obwisłe tyłki, jeśli pozwolicie na ten szalony plan.
– W sumie to ma rację – pierwszy odezwał się Xawier, z namysłem przyglądając się swojej przełożonej. – Według pierwotnego plany, mieliśmy pozwolenie na lądowanie tylko jednej osoby. Twój mąż…
– Nie mieszaj go do tego – warknęła nieoczekiwanie ostro.
– No właśnie. Szanowny małżonek będzie z pewnością nieutulony w żalu – nie mogła udawać, że nie dostrzega jawnej kpiny w głosie Simona. – A nawiasem mówiąc, dlaczego nie zdradziłaś się, że jest nim senator Evans? Który otrzymał od wyborców wdzięczne miano hieny…
– Och, zamknij się! Bo więcej nie będę się z tobą kochać! – zagroziła, wprawiając całą trójkę w niejakie osłupienie. Nie zważając na milczenie, które zapadło po jej słowach, zręcznie spakowała mały plecaczek, potem ułożyła go tuż obok jednego ze skafandrów.
– Serio? – pierwszy otrząsnął się Xawier. No tak, całkiem zapomniała, że piastował on nadworne stanowisko czołowego plotkarza. Zin w dalszym ciągu wybałuszał na nią oczy. – To dlatego chcesz lecieć?
– Gotowe – oznajmiła ze spokojem. – Wkładaj swój strój bohatera milionów Simonie.
Stali naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. On wysoki, ciemny niczym noc, muskularny, z przyklejonym do ust drwiącym uśmieszkiem, zawsze biorący to, na co miał ochotę. Ona drobna, jaśniejąca bielą skóry i ubrania, wydawała się przy nim taka delikatna i krucha, lecz była równie nieugięta.
Simon doskonale zdawał sobie sprawę, że nie uda mu się odwieść Tessy od tego szalonego pomysłu. Musiał to zrobić podstępem.
– Wiesz, kto zaproponował twoją kandydaturę?
– Nie mam znajomości w twoich sferach… – wzruszył ramionami.
– Odrin, mąż Alex. Na jej prośbę.
Zmarszczył brwi.
– Moja ukochana kuzyneczka zatroszczyła się o swego szalonego krewniaka?
– Nie drwi. Zawsze się o ciebie martwiła. Razem ze mną.
– Ach właśnie! Przecież czułem nad sobą jakąś opiekuńczą dłoń anioła…
– Simon! Cofam to co powiedziałam o twej inteligencji. Jesteś kretynem!
– Nie jestem. Alex wiedziała, że to ty będziesz dowódcą naukowym ekspedycji. Wiedziała również, że wtedy to ja będę idealnym kandydatem, prawda? Zero szans abym ulotnił się gdzieś po drodze – dodał z goryczą.
– Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.
– A w jaki?
– Może chciała nam dać jeszcze jedną szansę? Bo widziała jak ja cierpię i jak bardzo ty się stoczyłeś?
– Tych może jest całe morze. Dawajcie sznurek! Czas związać panią porucznik.
– Wyjdźcie – rozkazała. – Natychmiast!
Obu podwładnych usłuchało ją bez słowa sprzeciwu. Jakoś nie mieli ochoty brać udziału w kłótni.
– Simonie! Pora z tym skończyć. Wiesz, że z tobą polecę, więc pogódź się z tym i nie utrudniaj wszystkiego.
Patrzył na nią bez słowa, zastanawiając się czy to odpowiednia pora, by wyznać coś bardzo ważnego. Czy w ogóle powinien to robić?
– Dobrze. Ale w przypadku, gdy zacznie się dziać coś niepożądanego, bez gadania wracasz na statek.
Pokiwała głową na znak zgody. On udał, że jej uwierzył. Ani jedno z nich nie miało jednak zamiaru zrezygnować ze swoich planów.
Szybko i sprawnie wciągnął na siebie kombinezon. Był przy tym tak ponury, że Tess zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia. Ale przecież nie mogła zostawić go samego! Gorzej! Nie mogła pozwolić, by to on znów ją zostawił. Nawet za cenę życia.
Odprawa była krótka. Wręczyła kapitanowi przejrzystą płytkę z oświadczeniem, że za to co robi, tylko ona sama ponosi odpowiedzialność. Nie chciała, by za jej ewentualną śmierć, obwiniano innych ludzi. Simon przez cały ten czas nie odezwał się ani słowem. Teresa była jednak zbyt przejęta, by zwrócić na to większą uwagę.
Potem, gdy tylko zajęli swoje miejsca w ciasnej kabinie, przy pulpicie migającym dziesiątkami lampek, statek płynnie poderwał się w powietrze i ruszył do przodu.
– Lądowanie z autopilotem to kiepski pomysł – odezwał się w końcu zduszonym głosem.
– Nie marudź. Brałam w czymś takim udział tysiące razy i nigdy nie było żadnych problemów.
– Tysiące?
– To metafora. Niech ci będzie – kilkanaście. I jak widać przeżyłam.
Nie odpowiedział. W dłoni ściskał małą strzykawkę ze środkiem nasennym. Był zdeterminowany, by ją uśpić i zostawić. Żałował tylko jednego – nie będzie miał okazji się z nią pożegnać.
Spojrzał w bok, na profil kobiety. Chyba wyczuła jego wzrok, bo odwróciła głowę i promiennie się do niego uśmiechnęła.
Simon przymknął powieki, czując zbierające się w kącikach oczu łzy. Tylko, że nie miał wyboru. Dla niej był martwy już od wielu lat i lepiej niech tak pozostanie. Jeśli wiedziałby o podstępie Alex… Nie, tak było lepiej. Gdyby na tę misję posłano kogoś innego, mógłby naprawdę skrzywdzić Tess.
Wszystkie jego plany wzięły łeb w chwili, gdy ujrzał ją ponownie. Po długich, pełnych samotności i tęsknoty latach. Tak długich, że nie zdołał się powstrzymać, zwłaszcza gdy dowiedział się, że została żoną innego.
Znów będzie musiał ją opuścić. Znów zawieść. Dlaczego choć tak bardzo ją kochał, wciąż ją krzywdził?
Simon zacisnął zęby i odpiął pas. Zbliżali się do śluzy. Musiał działać szybko, zanim znajdą się w poza statkiem.
– Co robisz? – spytała zdziwiona.
Pochylił się nad nią i delikatnie pogładził policzek. Chyba zrozumiała w tym momencie, co zamierza, ale nie zdążyła zareagować.
– Simon?! – Ogromne błagalne oczy doprowadziły go niemal na skraj obłędu.
– Żegnaj kochanie.
Bez wahania przycisnął kilka guzików na pulpicie, wyłączając autopilota i przerywając procedurę startu. Trzy minuty zajęło mu wyniesienie wiotkiego ciała Tess na zewnątrz. Nie miał nawet czasu, by na pożegnanie ją pocałować.
Gdy w hali odlotów pojawili się strażnicy, mały statek był już za pierwszą śluzą, poza ich zasięgiem i poza kontrolą, bo panowanie nad nim przejął Simon, unieruchamiając komputer główny i zrywając łączność z bazą.

link do części VIII - klik

10 komentarzy:

  1. Niemalże co pół godziny sprawdzałam bloga że coś dodasz i doczekałam się! :) Opowiadanie bardzo interesujące, ale krótkie :(. Trudno, przeżyje :)) Mam nadzieję że wszystko będzie ok ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Simon górą ;-)

    Mam nadzieje że nie będzie musiało minąć kolejnych kilka lat aż się ponownie spotkają ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale o co chodzi? pogubilam sie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie sądzę, że powinnam dać zakończone opowiadania jako całość w pdfie :-)

      Usuń
  4. opowiadanie się rozkręca :) na początku nie byłam co do niego przekonana ale teraz widzę że idzie w dobrym kierunku :) trochę taka mieszanka romansu z odrobiną dramatu i science-fiction :) ciekawie , naprawdę ma sie ochotę na więcej :P

    OdpowiedzUsuń
  5. mimo wszystko mam nadzieję, że jednak będą razem.
    W.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super tylko jak zwykle za mało. Chociaż dobre i mało zwłaszcza że wchodziłam na bloga bez nadziei na cokolwiek, a tu taka milusia niespodzianka.
    Nefdrae

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojojoj! Ale się podziało! Stworzyłaś opowiadanie science-fiction :) Całkiem ciekawe, bardzo dobrze się czyta. Moim zdaniem Simon jest bardzo tragicznym bohaterem, ale nie mogę pojąć dlaczego się świadomie stacza. Polubiłam go od pierwszego rozdziału :P Ciesze się, że dodałaś kolejne części i przepraszam, że tak późno czytam, ale rozumiesz... praca :)

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  8. :-) Dlaczego mam wrażenie, że ta Tess to takie tło pod postać Simona..? Nie przeszkadza mi to, aczkolwiek... Czasami daje się we znaki do tego stopnia, że czuje, że jest ona nie potrzebna:-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze twierdziłam, że każda opowieść ma jednego głównego bohatera. Reszta to tło, mniej lub bardziej wyraźne, ale tło.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.