Przepraszam Was, że ostatnio jakoś tak zaniedbuję bloga - mało odpowiadam na komentarze, w ogóle nie było mnie na facebooku. Mało czasu :-) Ale mam nadzieję, że wkrótce dojdę do siebie. I zacznę pisać dalej, o częstych publikacjach już nie wspominając.
Dziękuję czytelniczce, która poleciła mi stronkę zszywka.pl - jest rewelacyjna, choć akurat pomysł z body-babeczkami sobie daruję, bo moja siostrzenica dostała 12 kartonów po swojej kuzynce :-))) Na coś się przydało moje chomikowanie.
Dziękuję również za wszystkie słowa otuchy :-) Ogólnie jestem optymistką, ale czasem i ja mam takie dołki psychiczne - nie wiem wtedy czy urżnąć się na maksa, czy co mam ze sobą zrobić? Przechodzi po dwóch dniach ;-)
link do części VI - klik
Trzy mile pod tym samym niebem (VII)
link do części VI - klik
Trzy mile pod tym samym niebem (VII)
7.
Do dyspozycji dostali
trzy, najnowocześniejsze, najbardziej doskonałe pod względem bezpieczeństwa
kombinezony. Były przy tym lekkie jak puch i niezwykle elastyczne, tworząc
słusznie wrażenie drugiej skóry. Kuliste hełmy, z nieznanego mu tworzywa, nie
tylko nie ograniczały ruchów, ale były też wytrzymałe niczym najtwardszy
diament.
Nie zdołał powstrzymać
Tess przed towarzyszeniem mu w drodze na teren kompleksu. Co prawda kilka
ostrych słów wyrwało się samemu kapitanowi, ale kobieta była nieugięta.
Simon naprawdę miał
szaloną ochotę związać ją i zakneblować, po czym zamknąć w jakimś z rzadka
odwiedzanym zakamarku. Ponuro przyglądał się jej, gdy wydawała ostanie rozkazy
i dyspozycje.
– Nie patrz tak na
mnie – wytknęła mu z wyrzutem, z uwagą przyglądając się rozłożonemu sprzętowi. –
Być może na powierzchni brak już jakiegokolwiek zagrożenia.
– Być może umrzemy
po kwadransie lub dwóch od lądowania.
– Naprawdę nie
wiem. Kamery nie przekazały żadnych obrazów, prócz samej śmierci laboranta.
Uznałam za słuszne, że nie będziemy tego oglądać. To jest zbyt… - na moment
zabrakło jej słów – straszne.
– Na mój gust to
przekazaliście nam bardzo ogólne wiadomości. Ani słowa o samym wirusie, ani
słowa o tym dlaczego tak mało informacji dotarło do dowództwa. Pobieżnie o
zabezpieczeniach samego laboratorium i kompletnie nic o ostatnich chwilach
kolonii.
Przygryzła wargi i
zerknęła na niego z ukosa.
– Jesteś znacznie
inteligentniejszy, niż wskazywałby to twój wygląd.
– To było podłe.
Masz mnie za troglodytę, który używa tylko jednej grupy mięśni?
Zaczęła się śmiać,
widząc pełną oburzenia minę mężczyzny. Jakby mimochodem musnęła jego policzek.
– Nie Simonie,
możesz mi wierzyć, że nie. Choć nie ukrywam, że patrząc na ciebie, myślę tylko
o jednym… – jednoznacznie zawiesiła głos, patrząc na niego figlarnie.
– Jest coś
jeszcze? – mruknął, mrużąc oczy. – Wydajesz się zbyt swobodna i beztroska, jak
na tak poważną misję.
– Co tam wszystkie
wirusy świata! Ważne, że mogę być znów z tobą – bez skrępowania przytuliła się
do niego. Simon nie śmiał spojrzeć w twarz asystującego im Xawiera. Choć ten z
pewnością miał bardzo ciekawą minę.
– Tereso! – do
środka wszedł dotychczas unikający czyjegokolwiek towarzystwa, azjata. – Możemy
wystartować dopiero za trzy godziny.
– Co się stało?
Coś nie tak z wahadłowcem?
– Drobna awaria,
ale niestety trzeba będzie poświęcić jej dłuższą chwilę.
– Zin! – podeszła
bliżej i ujęła się pod boki. – Oboje dobrze wiemy, że wysłałeś wiadomość do
mojego ojca i do dowództwa, co w zasadzie oznacza jedno i to samo. Odpowiedź
przyjdzie za jakieś półtorej godziny. To bardzo głupi pomysł powstrzymania mnie!
– Bardzo dobrze –
Simon uczepił się tego, niczym ostatniej deski nadziei. – Sama słyszałaś, że
trzeba to naprawić? Mus to mus. A ja nie zamierzam spłonąć gdzieś w atmosferze,
przed dotarciem do wyznaczonego celu.
– Gówno prawda –
wybuchła ze złością. – Statek transportujący ma być gotowy za dwa kwadranse! To
rozkaz! Zrozumiano?
– Tess! Przecież
oboje doskonale wiemy, że wystarczy iż polecę tam sam. Zostałem przyuczony jak
obsługiwać IKa, jak uruchomić awaryjne zasilanie. I nie mam absolutnie nic do
stracenia.
– Nie denerwuj
mnie dodatkowo!
– Myślę, że
najsłuszniej będzie ją związać i odstawić w bezpieczne miejsce – zwrócił się
bezpośrednio do dwóch znieruchomiałych naukowców. – I że admirał pourywa wam
głowy oraz skopie wasze blade, obwisłe tyłki, jeśli pozwolicie na ten szalony
plan.
– W sumie to ma
rację – pierwszy odezwał się Xawier, z namysłem przyglądając się swojej
przełożonej. – Według pierwotnego plany, mieliśmy pozwolenie na lądowanie tylko
jednej osoby. Twój mąż…
– Nie mieszaj go
do tego – warknęła nieoczekiwanie ostro.
– No właśnie.
Szanowny małżonek będzie z pewnością nieutulony w żalu – nie mogła udawać, że
nie dostrzega jawnej kpiny w głosie Simona. – A nawiasem mówiąc, dlaczego nie
zdradziłaś się, że jest nim senator Evans? Który otrzymał od wyborców wdzięczne
miano hieny…
– Och, zamknij
się! Bo więcej nie będę się z tobą kochać! – zagroziła, wprawiając całą trójkę
w niejakie osłupienie. Nie zważając na milczenie, które zapadło po jej słowach,
zręcznie spakowała mały plecaczek, potem ułożyła go tuż obok jednego ze
skafandrów.
– Serio? –
pierwszy otrząsnął się Xawier. No tak, całkiem zapomniała, że piastował on
nadworne stanowisko czołowego plotkarza. Zin w dalszym ciągu wybałuszał na nią
oczy. – To dlatego chcesz lecieć?
– Gotowe –
oznajmiła ze spokojem. – Wkładaj swój strój bohatera milionów Simonie.
Stali naprzeciwko
siebie, mierząc się wzrokiem. On wysoki, ciemny niczym noc, muskularny, z
przyklejonym do ust drwiącym uśmieszkiem, zawsze biorący to, na co miał ochotę.
Ona drobna, jaśniejąca bielą skóry i ubrania, wydawała się przy nim taka
delikatna i krucha, lecz była równie nieugięta.
Simon doskonale zdawał
sobie sprawę, że nie uda mu się odwieść Tessy od tego szalonego pomysłu. Musiał
to zrobić podstępem.
– Wiesz, kto
zaproponował twoją kandydaturę?
– Nie mam
znajomości w twoich sferach… – wzruszył ramionami.
– Odrin, mąż Alex.
Na jej prośbę.
Zmarszczył brwi.
– Moja ukochana
kuzyneczka zatroszczyła się o swego szalonego krewniaka?
– Nie drwi. Zawsze
się o ciebie martwiła. Razem ze mną.
– Ach właśnie!
Przecież czułem nad sobą jakąś opiekuńczą dłoń anioła…
– Simon! Cofam to
co powiedziałam o twej inteligencji. Jesteś kretynem!
– Nie jestem. Alex
wiedziała, że to ty będziesz dowódcą naukowym ekspedycji. Wiedziała również, że
wtedy to ja będę idealnym kandydatem, prawda? Zero szans abym ulotnił się
gdzieś po drodze – dodał z goryczą.
– Nigdy nie
myślałam o tym w ten sposób.
– A w jaki?
– Może chciała nam
dać jeszcze jedną szansę? Bo widziała jak ja cierpię i jak bardzo ty się
stoczyłeś?
– Tych może jest
całe morze. Dawajcie sznurek! Czas związać panią porucznik.
– Wyjdźcie –
rozkazała. – Natychmiast!
Obu podwładnych
usłuchało ją bez słowa sprzeciwu. Jakoś nie mieli ochoty brać udziału w kłótni.
– Simonie! Pora z
tym skończyć. Wiesz, że z tobą polecę, więc pogódź się z tym i nie utrudniaj
wszystkiego.
Patrzył na nią bez
słowa, zastanawiając się czy to odpowiednia pora, by wyznać coś bardzo ważnego.
Czy w ogóle powinien to robić?
– Dobrze. Ale w
przypadku, gdy zacznie się dziać coś niepożądanego, bez gadania wracasz na
statek.
Pokiwała głową na znak
zgody. On udał, że jej uwierzył. Ani jedno z nich nie miało jednak zamiaru
zrezygnować ze swoich planów.
Szybko i sprawnie
wciągnął na siebie kombinezon. Był przy tym tak ponury, że Tess zaczęły dręczyć
wyrzuty sumienia. Ale przecież nie mogła zostawić go samego! Gorzej! Nie mogła
pozwolić, by to on znów ją zostawił. Nawet za cenę życia.
Odprawa była krótka.
Wręczyła kapitanowi przejrzystą płytkę z oświadczeniem, że za to co robi, tylko
ona sama ponosi odpowiedzialność. Nie chciała, by za jej ewentualną śmierć,
obwiniano innych ludzi. Simon przez cały ten czas nie odezwał się ani słowem.
Teresa była jednak zbyt przejęta, by zwrócić na to większą uwagę.
Potem, gdy tylko zajęli
swoje miejsca w ciasnej kabinie, przy pulpicie migającym dziesiątkami lampek,
statek płynnie poderwał się w powietrze i ruszył do przodu.
– Lądowanie z
autopilotem to kiepski pomysł – odezwał się w końcu zduszonym głosem.
– Nie marudź.
Brałam w czymś takim udział tysiące razy i nigdy nie było żadnych problemów.
– Tysiące?
– To metafora.
Niech ci będzie – kilkanaście. I jak widać przeżyłam.
Nie odpowiedział. W
dłoni ściskał małą strzykawkę ze środkiem nasennym. Był zdeterminowany, by ją
uśpić i zostawić. Żałował tylko jednego – nie będzie miał okazji się z nią
pożegnać.
Spojrzał w bok, na
profil kobiety. Chyba wyczuła jego wzrok, bo odwróciła głowę i promiennie się
do niego uśmiechnęła.
Simon przymknął
powieki, czując zbierające się w kącikach oczu łzy. Tylko, że nie miał wyboru. Dla
niej był martwy już od wielu lat i lepiej niech tak pozostanie. Jeśli
wiedziałby o podstępie Alex… Nie, tak było lepiej. Gdyby na tę misję posłano
kogoś innego, mógłby naprawdę skrzywdzić Tess.
Wszystkie jego plany
wzięły łeb w chwili, gdy ujrzał ją ponownie. Po długich, pełnych samotności i
tęsknoty latach. Tak długich, że nie zdołał się powstrzymać, zwłaszcza gdy
dowiedział się, że została żoną innego.
Znów będzie musiał ją
opuścić. Znów zawieść. Dlaczego choć tak bardzo ją kochał, wciąż ją krzywdził?
Simon zacisnął zęby i
odpiął pas. Zbliżali się do śluzy. Musiał działać szybko, zanim znajdą się w
poza statkiem.
– Co robisz? –
spytała zdziwiona.
Pochylił się nad nią i
delikatnie pogładził policzek. Chyba zrozumiała w tym momencie, co zamierza,
ale nie zdążyła zareagować.
– Simon?! – Ogromne
błagalne oczy doprowadziły go niemal na skraj obłędu.
– Żegnaj kochanie.
Bez wahania przycisnął
kilka guzików na pulpicie, wyłączając autopilota i przerywając procedurę
startu. Trzy minuty zajęło mu wyniesienie wiotkiego ciała Tess na zewnątrz. Nie
miał nawet czasu, by na pożegnanie ją pocałować.
Gdy w hali odlotów
pojawili się strażnicy, mały statek był już za pierwszą śluzą, poza ich
zasięgiem i poza kontrolą, bo panowanie nad nim przejął Simon, unieruchamiając komputer
główny i zrywając łączność z bazą.
link do części VIII - klik
link do części VIII - klik
Niemalże co pół godziny sprawdzałam bloga że coś dodasz i doczekałam się! :) Opowiadanie bardzo interesujące, ale krótkie :(. Trudno, przeżyje :)) Mam nadzieję że wszystko będzie ok ;)
OdpowiedzUsuńSimon górą ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że nie będzie musiało minąć kolejnych kilka lat aż się ponownie spotkają ;-)
S.
ale o co chodzi? pogubilam sie
OdpowiedzUsuńSłusznie sądzę, że powinnam dać zakończone opowiadania jako całość w pdfie :-)
Usuńopowiadanie się rozkręca :) na początku nie byłam co do niego przekonana ale teraz widzę że idzie w dobrym kierunku :) trochę taka mieszanka romansu z odrobiną dramatu i science-fiction :) ciekawie , naprawdę ma sie ochotę na więcej :P
OdpowiedzUsuńmimo wszystko mam nadzieję, że jednak będą razem.
OdpowiedzUsuńW.
Super tylko jak zwykle za mało. Chociaż dobre i mało zwłaszcza że wchodziłam na bloga bez nadziei na cokolwiek, a tu taka milusia niespodzianka.
OdpowiedzUsuńNefdrae
Ojojoj! Ale się podziało! Stworzyłaś opowiadanie science-fiction :) Całkiem ciekawe, bardzo dobrze się czyta. Moim zdaniem Simon jest bardzo tragicznym bohaterem, ale nie mogę pojąć dlaczego się świadomie stacza. Polubiłam go od pierwszego rozdziału :P Ciesze się, że dodałaś kolejne części i przepraszam, że tak późno czytam, ale rozumiesz... praca :)
OdpowiedzUsuńYumi
:-) Dlaczego mam wrażenie, że ta Tess to takie tło pod postać Simona..? Nie przeszkadza mi to, aczkolwiek... Czasami daje się we znaki do tego stopnia, że czuje, że jest ona nie potrzebna:-).
OdpowiedzUsuńZawsze twierdziłam, że każda opowieść ma jednego głównego bohatera. Reszta to tło, mniej lub bardziej wyraźne, ale tło.
Usuń