piątek, 1 listopada 2013

Czas poświęcony zemście (VII)

Skąd pomysł, że chcę uśmiercić Bastiana? To po pierwsze. Po drugie, troszkę zwalniamy, bo w kolejnej części akcja rusza z kopyta. Przynajmniej tak mi się zdaje ;-)

link do części VI - klik

         Czas poświęcony zemście (VII)
Ocknęła się dygocząc z zimna.
Deszcz już nie padał, a to oznaczało, że udało im się przebić.
A najdziwniejsze było to, że zwalniali, by po kilku minutach całkiem się zatrzymać.
Wyplątała się nie bez trudności z objęć Bastiana i zdumiona rozejrzała dookoła.
– Już jesteśmy na miejscu?
– Ależ skąd. Tam jest system jaskiń – wskazał na dziwaczne formacje skalne po ich prawej stronie. – Wysuszymy się, zjemy coś i ruszamy dalej.
– Wysuszymy się? Ciekawe jak? – mruknęła, ruszając we wskazanym kierunku. Za nią szedł Bastian, prowadząc pojazd.
Był zaniepokojony. Na horyzoncie ukazała się bowiem zapowiedź kolejnej nawałnicy. A to znaczyło, że stracą przynajmniej pół doby, przeczekując ulewę.
Sara stanęła pośród nagich, zimnych skał i rozejrzała się z rozpaczą. Było jej tak kurewsko zimno!
– Co teraz? – Ze złością spojrzała na towarzysza. Nie umiała się powstrzymać, choć to nie on był winny sytuacji, w jakiej się znaleźli.
– Niedowiarek z ciebie.
Położył na ziemi plecak i wyjął z niego coś, co wyglądem przypominało metalową obręcz. Położył ją na ziemi, a momentalnie trysnął ku górze snop iskier i oczom zdumionej kobiety, ukazało się całkiem spore ognisko. Na dodatek było jak najbardziej rzeczywiste, bo już teraz czuła bijący od niego żar.
– Niesamowite – mruknęła. Wolałaby, aby nie zauważył jej niechętnego podziwu. – Gdzieś ty to znalazł?
– Wziąłem ze sobą kilka niezbędnych rzeczy, do tej trumny, w którą się zapakowałem – odparł rozbawiony. – Przyszło mi do głowy, że możemy wracać na piechotę, choć nie myślałem, że aż taki kawał.
Usiadła tak blisko, że ogień prawie parzył twarz.
– Kilka?
Rzucił w jej stronę obszerną bluzę.
– Kilka. Przebierz się. Najpierw wysuszymy twoją odzież, potem moją. Obawiam się jednak, że na dłużej nie starczy.
Nie zadawała głupich pytań czego nie starczy. Zsunęła spodnie, a bieliznę i buty rozłożyła tuż przy ognisku. Na szczęście to, co dał jej Bastian, było obszerne i całkiem przyzwoicie zakrywało sporą część ciała.
– Szkoda – westchnął tylko, gdy usiadła na jego zwiniętym, nieśmiertelnym płaszczu. O dziwo, ten wysechł jako pierwszy.
– A co? Sądziłeś, że będę tu paradować z gołym zadkiem?
– Wiesz… To by mnie znacznie zmotywowało do ocalenia tego zadka.
– Też mi motywacja!
– Dzięki niej żyjesz – odparł spokojnie i wręczył jej zapakowaną hermetycznie kanapkę.
– Tak. To ogromnie pocieszające.
– Zrobiłaś się zrzędliwa Saro.
Wgryzła się w twardy chleb, nie racząc mu odpowiedzieć. Bo i po co?
– Swoją drogą – zaczęła, gdy już zaspokoiła pierwszy głód. – Mógłbyś to zrobić nawet tu i teraz. Pozbyłbyś się kłopotu.
– Pewnie tak. Ale wiesz, ja liczę na małą współpracę.
Zakrztusiła się popijaną wodą.
– Współpracę?!
– Współpracę – potwierdził ze spokojem, przyglądając się jej coraz bardziej rozbawiony. – Ewentualnie jakąś małą premię.
– Współpracę?! Premię?! – ryknęła i rzuciła w niego otwartą butelką. – Ty gnojku!
– To się nazywa ludzka wdzięczność…
O mało co, nie rzuciła się na niego.
– Obiecuję, że zabiję cię szybko. To będzie moja premia!
Zamarł zdumiony, ale i zachwycony. Co za szalenie uparta kobieta! Był silniejszy, szybszy, doskonale wyszkolony i już kilkakrotnie ratował te je cudne dupsko… A ona wciąż planowała tylko jedno. I na dodatek wierzyła, że jej się to uda. Niesamowite!
– A pozwolisz, że najpierw ci pomogę dotrzeć do miasta?
– Nie kpij! Nie doceniasz mnie!
– O, nie Saro! Ciebie nie można nie docenić. Szkoda, że ten idiota tego nie umiał dostrzec.
Zachmurzyła się, gdy tylko wspomniał o Ianie. Znów pojawiła się gorycz i dziwny skurcz w żołądku. No i pozostawała jeszcze kwestia tego, jak zdoła zemścić się na swoim byłym.
Nie, nie zabije Bastiana zbyt szybko. Potrzebuje jego pomocy. Skrzywiła się, uświadamiając sobie własne myśli. A potem zerknęła podejrzliwie na siedzącego obok mężczyznę.
– Za nic nie potrafię cię zrozumieć.
– Nie szkodzi. Czasem ja sam nie potrafię tego zrobić.
– Naprawdę ratujesz mnie tylko z chęci na jednorazowe bzykanko?
Uśmiechnął się. A kilka sekund później leżała na plecach, unieruchomiona, wpatrzona w rozbawione ciemne oczy. Zadziwiło ją tylko to, że wcale nie miała ochoty się wyrywać.
– Jednorazowe? – powtórzył, przesuwając dłonią po jej udzie. Dotarł do kształtnego pośladka i aż zamruczał z zadowolenia. – Jesteś pewna, że gdy zacznę, będziesz w stanie nie błagać o więcej?
– Błagać? – ostry ton głosu Sary, przeczył temu co czuła.
– Błagać – potwierdził, a jego ręka wślizgnęła się pod gruby materiał bluzy i dotarła pomiędzy kurczowo zaciśnięta uda kobiety.
Nagle w panice zrozumiała, że miał rację. Coraz trudniej było jej się zdobyć na jakikolwiek opór czy protest. Coraz mniej go nienawidziła. A najgorsze było to, że na samą myśl o… Nie! Tak nie można! Natychmiast musi to zakończyć!
– Nie będę błagać – warknęła, energicznie wyswobadzając się z jego uścisku. – Moje ubranie już wyschło, więc zaraz oddam ci bluzę.
– Nie trzeba. Jest zimno. Zatrzymaj ją.
– Nie potrzebuję.
Posłał jej drwiące spojrzenie, ale nic nie odpowiedział. Wstał i zaczął się rozbierać. Musiał się pośpieszyć, bo za kilkanaście minut wyczerpie się paliwo w obręczy. Zrzucił z siebie sweter, zzuł buty, ale kiedy rozpiął spodnie, napotkał zdumiony wzrok Sary.
– Co robisz?
– Wiesz, też przemokłem.
– No tak – odparła, z zakłopotaniem odwracając głowę. Tylko, że trudno było opanować budzącą się ciekawość. Trzeba przyznać, że nic mu nie brakowało. Wąskie biodra, umięśnione nogi, szerokie ramiona. Płaski, idealnie wyrzeźbiony brzuch. I dość spora wypukłość, rysująca się pod obcisłą bielizną.
Jednak gdy się odwrócił…
– Boże! – jęknęła nagle, zasłaniając dłonią usta. – Co to jest?
– Kara za naiwność – powiedział ze spokojem, starannie układając mokrą odzież tuż przy ognisku.
Całe plecy Bastiana pokryte były bliznami. Wyglądały jakby poharatał je wyjątkowo wściekły kot, na dodatek w napadzie szału.
– Naiwność?
– I głupotę. Ale trzeba przyznać, że dzięki temu sporo się nauczyłem.
– Na przykład?
– Że nie należy nikomu bezgranicznie ufać. A zwłaszcza kobiecie, którą się kocha.
Zamilkła, zbyt zdumiona, by o cokolwiek spytać. Ostatnie słowa zostały wypowiedziane ze spokojem, ale nietrudno było dosłyszeć brzmiącą w nich gorycz.
– Zaczynasz mnie ciekawić.
– Dopiero teraz? – Założył bluzę, którą mu oddała i usiadł nieopodal.
– No dobrze. Przyznam, że dotąd miałam cię za niespełna rozumu psychopatę, o kiepskim poczuciu humoru.
– Aż tak źle?
Odzyskał swój kpiący ton głosu. Ale na ile autentyczne było to jego rozbawienie? Czyż nie była to maska, za którą kryło się prawdziwe wnętrze? Przypomniała sobie z jaką łatwością zabijał. Jaką satysfakcję mu to sprawiało. Cóż… Z pewnością w tym szaleństwie była metoda, ale ona nie potrafiła go rozgryźć. Zresztą, po co jej to było?
– Prześpię się – mruknęła, zwijając się w kłębek na płaszczu.
Siedział bez słowa, patrząc na leżącą kobietę, której oddech stawał się coraz bardziej miarowy. Faktycznie zasnęła. Zresztą, nie było w tym nic dziwnego. On sam również był zmęczony. Z niechęcią pomyślał o czekających ich trudnościach.
Stara stacja metrologiczna leżała w odległości półtora tysiąca kilometrów od Miasta Duchów. To zbyt daleko, by Sara dała radę pokonać tę odległość. Jemu się udało, ale cena była wysoka. Skrzywił się z odrazą, wspominając tamte chwile. Na samym końcu pił własną krew, sączył ją powoli, usiłując zaspokoić mordercze pragnienie. Kilka kilometrów więcej, a nie zdołałby przeżyć.
Na zewnątrz znów rozszalała się burza. Ogień powoli zaczął przygasać. Wstał i sprawdził, co z jego ubraniem. Było zaledwie lekko wilgotne.
Przebrał się bez pośpiechu, a gdy skończył, płomień na obręczy zamigotał i zgasł. Zapadające ciemności raz po raz rozświetlały błyskawice. Podszedł do śpiącej Sary i dodatkowo przykrył ją bluzą, którą zdjął. Czuł jak gwałtownie zaczęła spadać temperatura. Delikatnie pogładził jej policzek, w zadumie zastanawiając się nad nieciekawą sytuacją, w której się znaleźli. Bardzo nieciekawą, choć bał się przyznać do tego przed samym sobą, a już w szczególności przed nią.
Potem usiadł u wylotu jaskini i oparł się plecami o zimną, twardą ścianę. Miał nadzieję, ze to skutecznie uchroni go przed zaśnięciem.
Płonną, bo ocknął się, czując jak ktoś szarpie jego ramię.
– Myślałam, że jesteś z żelaza, a jednak nie. – W jej głosie wyczuł wyraźną satysfakcję. – Znów pada?
– Za dwie, trzy godziny przestanie.
– Zimno – stwierdziła, obejmując się ramionami.
– Masz tam moją bluzę.
– Nie chcę. Nie zamierzam zawdzięczać ci więcej niż to konieczne. – Usiadła naprzeciwko, także opierając się plecami o ścianę.
Prychnął, nagle poirytowany. To był bezsensowny upór, zwłaszcza, iż wyraźnie widział parę lecącą z ich ust, przy każdym oddechu.
– Powiedz szczerze. Dlaczego tak naprawdę mi pomagasz? – spytała otulając kolana ramionami. Niewiele to pomogło, nadal było jej kurewsko zimno. – I nie wciskaj głodnych kawałków o seksie.
– Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem – zacytował lakonicznie.
– Nie był wrogiem. Był twoim pracodawcą. I to nie on chciał cię zabić, ale ja.
Roześmiał się niewesoło, a potem zerknął na nią z namysłem. Dygotała, znów przemarznięta.
– Ech, ta twoja duma…
– Co proszę? – warknęła rozdrażniona. Jej dumę niech lepiej zostawi w spokoju!
– Twoja duma, Saro. Chodź, przytulę cię i od razu będzie lepiej.
– Nigdy w życiu – powiedziała godnie, z całych sił powstrzymując szczękanie zębami. – Prędzej umrę!
– Masz spore szanse. – Jego rozbawienie działało jej na nerwy.
Posłała mu nienawistne spojrzenie. Mądrala! Miał ciepły płaszcz, który mu oddała i gruby sweter pod spodem. Ona zaledwie cienką bluzę.
Bardzo długo siedzieli w milczeniu. Prawie. Zakłócało je miarowe bębnienie kropel deszczu na zewnątrz jaskini i dźwięczne podzwanianie zębów Sary.
W końcu mężczyzna nie wytrzymał. Zdjął płaszcz i podał jej.
– Bierz.
– Nie chcę.
– Bierz! Zabijesz mnie później.
– Nie drwij ze mnie! – I nieoczekiwanie się rozpłakała.
Patrzył na nią bez słowa, dziwiąc się, gdzie podziała się ta silna i twarda kobieta. Potem wstał i z westchnieniem usiadł obok, otulając ją swoim płaszczem i ramionami.
Nie zaprotestowała. Brakowało jej na to sił. I zrobiło się nagle tak cholernie przyjemnie, gdy tuż obok poczuła ciepło drugiego ciała.
– Życie bywa popieprzone! – zaczęła się nieco histerycznie śmiać.
– Dlaczego? – mruknął, wtulając twarz w na wpół wilgotne włosy. Pachniała deszczem i jeszcze czymś nieuchwytnym, co wywoływało u niego niechciane wspomnienia.
– Siedzę sobie oto tutaj, na całkowitym pustkowiu, z mordercą mego brata, wystawiona do wiatru przez jedynego faceta, którego kochałam. Sądzisz, że to nie jest popieprzone?
Uniosła głowę w górę i zatopiła w jego twarzy spojrzenie błękitnych oczu.
– Chciałaś prawdy Saro. To twoje własne słowa.
– Prawdy? – mruknęła zamyślona, wpatrując się w strużkę wody ściekająco po jego ciemnych włosach, potem wzdłuż szczupłego policzka i docierającą, aż do skraju ubrania. Ciekawe skąd się tam wzięła? – Prawda nie okazała się rozwiązaniem.
– Rzadko bywa.
– I właśnie dlatego jesteśmy skazani na zagładę.
– To mało odkrywcze, stwierdzić, że ludzie niszczą samych siebie – podniósł dłoń i delikatnie przesunął nią wzdłuż linii podbródka.
– Nie wszyscy.
– Większość – wymruczał, schylając się jeszcze bardziej. Niemal dotknął ustami jej warg. Od tak dawna miał na to ochotę. Ogromne oczy kobiety, zrobiły się jeszcze większe.
– Nie! – ze złością odwróciła głowę. – Mówiłam, że wszystko ma swoje granice.
Nieoczekiwanie zaczął chichotać. Wplótł palce w jej włosy i przyciągnął ku sobie.
– Och, Saro! Mogłabyś się ze mną kochać, a potem zabić. Dlaczego dążysz do tego drugiego, rezygnując z pierwszego?
– To byłaby właśnie samo destrukcja.
– Jako pierwszej zakosztować przyjemności?
Odsunęła się na pewną odległość.
– Naprawdę sądzisz, że byłaby to przyjemność?
– Seks zawsze nią jest – uśmiechnął się przekornie.
– Postawmy sprawę jasno! Pomagamy sobie i tylko tyle. Po powrocie znów będziemy wrogami, a na twoim miejscu wcale nie byłabym taka pewna zwycięstwa.
Nie odpowiedział, ale zauważyła wyraz niezwykłej powagi w ciemnych oczach. Po raz pierwszy zniknęło rozbawienie, drwina i szaleństwo.
Wstał i rozciągając mięśnie, podszedł do wylotu jaskini. Dłonie wyciągnął na boki, opierając je na nierównej kamiennej powierzchni. Ale poprzez grubą kurtynę deszczu niewiele można było dojrzeć.
– Saro… Ja jestem pewien, że przegram.
Zmarszczyła brwi, usiłując dociec, co miał na myśli. Nie wiadomo dlaczego przypomniały jej się potworne blizny na jego placach.
– Znów nie wiem jak mam rozumieć te słowa?
Bastian milczał, wciąż stojąc z opuszczoną głową. Potem wyszedł na zewnątrz. Tylko dlatego by deszcz zmył z jego twarzy łzy, które niespodziewanie wymknęły się spod półprzymkniętych powiek.
Naprawdę był pewien.

link do części VIII - klik

26 komentarzy:

  1. świetne !! o matuchno czemu to zawsze jest takie krotkie?! ehhhh
    czekam zniecierpliwiona na ciag dalszy.
    ps.przy tak jasnej czcionce bardzo szybko mecza sie oczy.moglabyś przyciemnic

    magda p

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak nie przepadam za opowiadaniami o innych światach, supermocach, bohaterach, czy innych nierealnych rzeczach, tak to opowiadanie jest maksymalnie wciągające.
    Jak Ty, Babeczko, potrafisz zmieniać bohaterów! Bo przecież nie jest łatwe zmienienie zimnego drania, takiego, za przeproszeniem dupka, w zakochanego, miłego faceta, który dla tej biednej dziewczyny. Wielki szacunek!

    I nieśmiertelne pytanie - kiedy następna część?

    Pozdrawiam ciepło!
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ja się niezmiernie cieszę, bo zawsze się bałam, że ta sztuka mi nie wyjdzie, albo będzie sztuczna i drętwa.
      Pozdrawiam
      :-)

      Usuń
  3. Babeczko- cudowne! Nie mogę się doczekać kolejnej części! Ciekawe, dlaczego Pan B. wie, że przegra... Wie, że się zakocha? Czy wie, że pozwoli Sarze się zabić?

    Pozdrawiam!
    Paulina.

    OdpowiedzUsuń
  4. O Boze!! Biedny Bastian!!! I co dalej?? Juz umieram z ciekawości...!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest błąd przy kwestii z bzykankiem xd przy słowie plecy: "A kilka sekund później leżała na placach, unieruchomiona" ;D A opowiadanie świetne, tego mi dzisiaj brakowało..
    K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba nabiłam Ci przez ostatnie kilka dni z 1000 wyświetleń, wchodząc tutaj i sprawdzając, czy może jednak dodałaś coś przed sobotą:P Na szczęście dzisiaj się nie rozczarowałam:)

    To opowiadanie stało się chyba moim ulubionym, pełnym niejednoznaczności i nietypowych zwrotów akcji. Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wypadków i życzę Ci dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! W tej chwili to opowiadanie, jak dla mnie prowadzi na mojej osobistej liście the best of Babeczka ;) Czekam na kolejne części, juz nie moge się doczekać tego fragmentu który kiedyś dałaś jako zapowiedz tego opowiadania!

      Usuń
    2. Ja również się w 1000% z tym zgadzam! :D
      P.

      Usuń
  7. Babeczko?! Kiedy kolejna część?!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak sobie właśnie myślę... Jutro albo w poniedziałek może?

    OdpowiedzUsuń
  9. A kiedy możemy się spodziewać kolejnych części "Trzech mil..." ?

    O "Pechową dziewczynę" to już nawet nie pytam ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzy mile będą wkrótce, ale takie bardzo bliskie wkrótce. Na Pechową nie ma na razie szans...

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowne to opowiadanie jest Babeczko! Chcę więcej! :-D

    OdpowiedzUsuń
  12. Babeczko:) czas poświęcony zemście to zdecydowanie jedno z najlepszych Twoich opowiadań, o ile nie najlepsze! Jestem w nim zakochana normalnie :-D naprawdę masz talent kobieto! :) z niecierpliwością czekam na kolejna część :-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. A bedzie kolejna część po północy dzisiaj?:) bo świetnie się czyta to opowiadanie i juz nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń =D

    OdpowiedzUsuń
  14. Babeczko daj dzisiaj kolejną część, proszę!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Dam. Za niedługo. Tylko przejrzę tekst w poszukiwaniu literówek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Babeczko :* od razu mi się facjata cieszy :-D

      Usuń
    2. Droga Babeczko można się dowiedzieć ile to jest ZA NIEDŁUGO? Wchodzę co chwilę na Twojeo bloga a CZASU jak nie ma tak nie ma.

      Usuń
  16. Część wspaniała, czyta się ją z przyjemnym ciepełkiem na sercu :)
    Miło czytać, że Bastian jednak ma szlachetne uczucia.
    Nie ukrywam, że chętnie przeczytałabym szczęśliwe zakończenie o miłości Bastiana i Sary, ale przeczytam ciąg dalszy bez względu na to czy spełni moje oczekiwania, czy nie:)
    Pisz dalej Babeczko, uwielbiam Twoje opowiadania:)

    Weny życzę :)
    Pozdrawiam,
    W.

    OdpowiedzUsuń
  17. babeczko i co z kolejna częscią? kiedy sie można jej spodziewac?:))

    OdpowiedzUsuń
  18. Babeczko kochana nie daj nam juz dłużej czekać ! :-D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.