Skąd pomysł, że chcę uśmiercić Bastiana? To po pierwsze. Po drugie, troszkę zwalniamy, bo w kolejnej części akcja rusza z kopyta. Przynajmniej tak mi się zdaje ;-)
link do części VI - klik
link do części VI - klik
Czas poświęcony zemście (VII)
Ocknęła się dygocząc z
zimna.
Deszcz już nie padał, a
to oznaczało, że udało im się przebić.
A najdziwniejsze było
to, że zwalniali, by po kilku minutach całkiem się zatrzymać.
Wyplątała się nie bez
trudności z objęć Bastiana i zdumiona rozejrzała dookoła.
– Już jesteśmy na
miejscu?
– Ależ skąd. Tam
jest system jaskiń – wskazał na dziwaczne formacje skalne po ich prawej
stronie. – Wysuszymy się, zjemy coś i ruszamy dalej.
– Wysuszymy się?
Ciekawe jak? – mruknęła, ruszając we wskazanym kierunku. Za nią szedł Bastian,
prowadząc pojazd.
Był zaniepokojony. Na horyzoncie
ukazała się bowiem zapowiedź kolejnej nawałnicy. A to znaczyło, że stracą
przynajmniej pół doby, przeczekując ulewę.
Sara stanęła pośród
nagich, zimnych skał i rozejrzała się z rozpaczą. Było jej tak kurewsko zimno!
– Co teraz? – Ze
złością spojrzała na towarzysza. Nie umiała się powstrzymać, choć to nie on był
winny sytuacji, w jakiej się znaleźli.
– Niedowiarek z
ciebie.
Położył na ziemi plecak
i wyjął z niego coś, co wyglądem przypominało metalową obręcz. Położył ją na
ziemi, a momentalnie trysnął ku górze snop iskier i oczom zdumionej kobiety,
ukazało się całkiem spore ognisko. Na dodatek było jak najbardziej rzeczywiste,
bo już teraz czuła bijący od niego żar.
– Niesamowite –
mruknęła. Wolałaby, aby nie zauważył jej niechętnego podziwu. – Gdzieś ty to
znalazł?
– Wziąłem ze sobą
kilka niezbędnych rzeczy, do tej trumny, w którą się zapakowałem – odparł
rozbawiony. – Przyszło mi do głowy, że możemy wracać na piechotę, choć nie
myślałem, że aż taki kawał.
Usiadła tak blisko, że
ogień prawie parzył twarz.
– Kilka?
Rzucił w jej stronę
obszerną bluzę.
– Kilka. Przebierz
się. Najpierw wysuszymy twoją odzież, potem moją. Obawiam się jednak, że na
dłużej nie starczy.
Nie zadawała głupich
pytań czego nie starczy. Zsunęła spodnie, a bieliznę i buty rozłożyła tuż przy
ognisku. Na szczęście to, co dał jej Bastian, było obszerne i całkiem
przyzwoicie zakrywało sporą część ciała.
– Szkoda –
westchnął tylko, gdy usiadła na jego zwiniętym, nieśmiertelnym płaszczu. O
dziwo, ten wysechł jako pierwszy.
– A co? Sądziłeś,
że będę tu paradować z gołym zadkiem?
– Wiesz… To by
mnie znacznie zmotywowało do ocalenia tego zadka.
– Też mi
motywacja!
– Dzięki niej
żyjesz – odparł spokojnie i wręczył jej zapakowaną hermetycznie kanapkę.
– Tak. To ogromnie
pocieszające.
– Zrobiłaś się
zrzędliwa Saro.
Wgryzła się w twardy
chleb, nie racząc mu odpowiedzieć. Bo i po co?
– Swoją drogą –
zaczęła, gdy już zaspokoiła pierwszy głód. – Mógłbyś to zrobić nawet tu i
teraz. Pozbyłbyś się kłopotu.
– Pewnie tak. Ale
wiesz, ja liczę na małą współpracę.
Zakrztusiła się
popijaną wodą.
– Współpracę?!
– Współpracę –
potwierdził ze spokojem, przyglądając się jej coraz bardziej rozbawiony. –
Ewentualnie jakąś małą premię.
– Współpracę?! Premię?!
– ryknęła i rzuciła w niego otwartą butelką. – Ty gnojku!
– To się nazywa
ludzka wdzięczność…
O mało co, nie rzuciła
się na niego.
– Obiecuję, że
zabiję cię szybko. To będzie moja premia!
Zamarł zdumiony, ale i
zachwycony. Co za szalenie uparta kobieta! Był silniejszy, szybszy, doskonale
wyszkolony i już kilkakrotnie ratował te je cudne dupsko… A ona wciąż planowała
tylko jedno. I na dodatek wierzyła, że jej się to uda. Niesamowite!
– A pozwolisz, że
najpierw ci pomogę dotrzeć do miasta?
– Nie kpij! Nie
doceniasz mnie!
– O, nie Saro!
Ciebie nie można nie docenić. Szkoda, że ten idiota tego nie umiał dostrzec.
Zachmurzyła się, gdy
tylko wspomniał o Ianie. Znów pojawiła się gorycz i dziwny skurcz w żołądku. No
i pozostawała jeszcze kwestia tego, jak zdoła zemścić się na swoim byłym.
Nie, nie zabije
Bastiana zbyt szybko. Potrzebuje jego pomocy. Skrzywiła się, uświadamiając
sobie własne myśli. A potem zerknęła podejrzliwie na siedzącego obok mężczyznę.
– Za nic nie
potrafię cię zrozumieć.
– Nie szkodzi.
Czasem ja sam nie potrafię tego zrobić.
– Naprawdę
ratujesz mnie tylko z chęci na jednorazowe bzykanko?
Uśmiechnął się. A kilka
sekund później leżała na plecach, unieruchomiona, wpatrzona w rozbawione ciemne
oczy. Zadziwiło ją tylko to, że wcale nie miała ochoty się wyrywać.
– Jednorazowe? –
powtórzył, przesuwając dłonią po jej udzie. Dotarł do kształtnego pośladka i aż
zamruczał z zadowolenia. – Jesteś pewna, że gdy zacznę, będziesz w stanie nie
błagać o więcej?
– Błagać? – ostry
ton głosu Sary, przeczył temu co czuła.
– Błagać –
potwierdził, a jego ręka wślizgnęła się pod gruby materiał bluzy i dotarła
pomiędzy kurczowo zaciśnięta uda kobiety.
Nagle w panice
zrozumiała, że miał rację. Coraz trudniej było jej się zdobyć na jakikolwiek
opór czy protest. Coraz mniej go nienawidziła. A najgorsze było to, że na samą
myśl o… Nie! Tak nie można! Natychmiast musi to zakończyć!
– Nie będę błagać
– warknęła, energicznie wyswobadzając się z jego uścisku. – Moje ubranie już
wyschło, więc zaraz oddam ci bluzę.
– Nie trzeba. Jest
zimno. Zatrzymaj ją.
– Nie potrzebuję.
Posłał jej drwiące
spojrzenie, ale nic nie odpowiedział. Wstał i zaczął się rozbierać. Musiał się
pośpieszyć, bo za kilkanaście minut wyczerpie się paliwo w obręczy. Zrzucił z siebie sweter, zzuł buty, ale kiedy rozpiął spodnie, napotkał zdumiony wzrok
Sary.
– Co robisz?
– Wiesz, też
przemokłem.
– No tak –
odparła, z zakłopotaniem odwracając głowę. Tylko, że trudno było opanować
budzącą się ciekawość. Trzeba przyznać, że nic mu nie brakowało. Wąskie biodra,
umięśnione nogi, szerokie ramiona. Płaski, idealnie wyrzeźbiony brzuch. I dość
spora wypukłość, rysująca się pod obcisłą bielizną.
Jednak gdy się
odwrócił…
– Boże! – jęknęła
nagle, zasłaniając dłonią usta. – Co to jest?
– Kara za naiwność
– powiedział ze spokojem, starannie układając mokrą odzież tuż przy ognisku.
Całe plecy Bastiana pokryte
były bliznami. Wyglądały jakby poharatał je wyjątkowo wściekły kot, na dodatek
w napadzie szału.
– Naiwność?
– I głupotę. Ale
trzeba przyznać, że dzięki temu sporo się nauczyłem.
– Na przykład?
– Że nie należy
nikomu bezgranicznie ufać. A zwłaszcza kobiecie, którą się kocha.
Zamilkła, zbyt
zdumiona, by o cokolwiek spytać. Ostatnie słowa zostały wypowiedziane ze
spokojem, ale nietrudno było dosłyszeć brzmiącą w nich gorycz.
– Zaczynasz mnie
ciekawić.
– Dopiero teraz? –
Założył bluzę, którą mu oddała i usiadł nieopodal.
– No dobrze.
Przyznam, że dotąd miałam cię za niespełna rozumu psychopatę, o kiepskim
poczuciu humoru.
– Aż tak źle?
Odzyskał swój kpiący
ton głosu. Ale na ile autentyczne było to jego rozbawienie? Czyż nie była to
maska, za którą kryło się prawdziwe wnętrze? Przypomniała sobie z jaką
łatwością zabijał. Jaką satysfakcję mu to sprawiało. Cóż… Z pewnością w tym
szaleństwie była metoda, ale ona nie potrafiła go rozgryźć. Zresztą, po co jej
to było?
– Prześpię się –
mruknęła, zwijając się w kłębek na płaszczu.
Siedział bez słowa,
patrząc na leżącą kobietę, której oddech stawał się coraz bardziej miarowy.
Faktycznie zasnęła. Zresztą, nie było w tym nic dziwnego. On sam również był
zmęczony. Z niechęcią pomyślał o czekających ich trudnościach.
Stara stacja
metrologiczna leżała w odległości półtora tysiąca kilometrów od Miasta Duchów. To
zbyt daleko, by Sara dała radę pokonać tę odległość. Jemu się udało, ale cena
była wysoka. Skrzywił się z odrazą, wspominając tamte chwile. Na samym końcu
pił własną krew, sączył ją powoli, usiłując zaspokoić mordercze pragnienie.
Kilka kilometrów więcej, a nie zdołałby przeżyć.
Na zewnątrz znów
rozszalała się burza. Ogień powoli zaczął przygasać. Wstał i sprawdził, co z jego
ubraniem. Było zaledwie lekko wilgotne.
Przebrał się bez
pośpiechu, a gdy skończył, płomień na obręczy zamigotał i zgasł. Zapadające
ciemności raz po raz rozświetlały błyskawice. Podszedł do śpiącej Sary i
dodatkowo przykrył ją bluzą, którą zdjął. Czuł jak gwałtownie zaczęła spadać
temperatura. Delikatnie pogładził jej policzek, w zadumie zastanawiając się nad
nieciekawą sytuacją, w której się znaleźli. Bardzo nieciekawą, choć bał się
przyznać do tego przed samym sobą, a już w szczególności przed nią.
Potem usiadł u wylotu
jaskini i oparł się plecami o zimną, twardą ścianę. Miał nadzieję, ze to
skutecznie uchroni go przed zaśnięciem.
Płonną, bo ocknął się,
czując jak ktoś szarpie jego ramię.
– Myślałam, że
jesteś z żelaza, a jednak nie. – W jej głosie wyczuł wyraźną satysfakcję. –
Znów pada?
– Za dwie, trzy
godziny przestanie.
– Zimno –
stwierdziła, obejmując się ramionami.
– Masz tam moją bluzę.
– Nie chcę. Nie
zamierzam zawdzięczać ci więcej niż to konieczne. – Usiadła naprzeciwko, także
opierając się plecami o ścianę.
Prychnął, nagle
poirytowany. To był bezsensowny upór, zwłaszcza, iż wyraźnie widział parę
lecącą z ich ust, przy każdym oddechu.
– Powiedz
szczerze. Dlaczego tak naprawdę mi pomagasz? – spytała otulając kolana
ramionami. Niewiele to pomogło, nadal było jej kurewsko zimno. – I nie wciskaj
głodnych kawałków o seksie.
– Wróg mojego
wroga jest moim przyjacielem – zacytował lakonicznie.
– Nie był wrogiem.
Był twoim pracodawcą. I to nie on chciał cię zabić, ale ja.
Roześmiał się
niewesoło, a potem zerknął na nią z namysłem. Dygotała, znów przemarznięta.
– Ech, ta twoja
duma…
– Co proszę? –
warknęła rozdrażniona. Jej dumę niech lepiej zostawi w spokoju!
– Twoja duma,
Saro. Chodź, przytulę cię i od razu będzie lepiej.
– Nigdy w życiu –
powiedziała godnie, z całych sił powstrzymując szczękanie zębami. – Prędzej
umrę!
– Masz spore
szanse. – Jego rozbawienie działało jej na nerwy.
Posłała mu nienawistne
spojrzenie. Mądrala! Miał ciepły płaszcz, który mu oddała i gruby sweter pod spodem.
Ona zaledwie cienką bluzę.
Bardzo długo siedzieli
w milczeniu. Prawie. Zakłócało je miarowe bębnienie kropel deszczu na zewnątrz
jaskini i dźwięczne podzwanianie zębów Sary.
W końcu mężczyzna nie
wytrzymał. Zdjął płaszcz i podał jej.
– Bierz.
– Nie chcę.
– Bierz! Zabijesz
mnie później.
– Nie drwij ze
mnie! – I nieoczekiwanie się rozpłakała.
Patrzył na nią bez
słowa, dziwiąc się, gdzie podziała się ta silna i twarda kobieta. Potem wstał i
z westchnieniem usiadł obok, otulając ją swoim płaszczem i ramionami.
Nie zaprotestowała.
Brakowało jej na to sił. I zrobiło się nagle tak cholernie przyjemnie, gdy tuż
obok poczuła ciepło drugiego ciała.
– Życie bywa
popieprzone! – zaczęła się nieco histerycznie śmiać.
– Dlaczego? –
mruknął, wtulając twarz w na wpół wilgotne włosy. Pachniała deszczem i jeszcze
czymś nieuchwytnym, co wywoływało u niego niechciane wspomnienia.
– Siedzę sobie oto
tutaj, na całkowitym pustkowiu, z mordercą mego brata, wystawiona do wiatru
przez jedynego faceta, którego kochałam. Sądzisz, że to nie jest popieprzone?
Uniosła głowę w górę i
zatopiła w jego twarzy spojrzenie błękitnych oczu.
– Chciałaś prawdy
Saro. To twoje własne słowa.
– Prawdy? –
mruknęła zamyślona, wpatrując się w strużkę wody ściekająco po jego ciemnych
włosach, potem wzdłuż szczupłego policzka i docierającą, aż do skraju ubrania. Ciekawe
skąd się tam wzięła? – Prawda nie okazała się rozwiązaniem.
– Rzadko bywa.
– I właśnie
dlatego jesteśmy skazani na zagładę.
– To mało
odkrywcze, stwierdzić, że ludzie niszczą samych siebie – podniósł dłoń i
delikatnie przesunął nią wzdłuż linii podbródka.
– Nie wszyscy.
– Większość –
wymruczał, schylając się jeszcze bardziej. Niemal dotknął ustami jej warg. Od
tak dawna miał na to ochotę. Ogromne oczy kobiety, zrobiły się jeszcze większe.
– Nie! – ze
złością odwróciła głowę. – Mówiłam, że wszystko ma swoje granice.
Nieoczekiwanie zaczął
chichotać. Wplótł palce w jej włosy i przyciągnął ku sobie.
– Och, Saro! Mogłabyś
się ze mną kochać, a potem zabić. Dlaczego dążysz do tego drugiego, rezygnując
z pierwszego?
– To byłaby
właśnie samo destrukcja.
– Jako pierwszej
zakosztować przyjemności?
Odsunęła się na pewną
odległość.
– Naprawdę
sądzisz, że byłaby to przyjemność?
– Seks zawsze nią
jest – uśmiechnął się przekornie.
– Postawmy sprawę
jasno! Pomagamy sobie i tylko tyle. Po powrocie znów będziemy wrogami, a na
twoim miejscu wcale nie byłabym taka pewna zwycięstwa.
Nie odpowiedział, ale
zauważyła wyraz niezwykłej powagi w ciemnych oczach. Po raz pierwszy zniknęło
rozbawienie, drwina i szaleństwo.
Wstał i rozciągając
mięśnie, podszedł do wylotu jaskini. Dłonie wyciągnął na boki, opierając je na
nierównej kamiennej powierzchni. Ale poprzez grubą kurtynę deszczu niewiele
można było dojrzeć.
– Saro… Ja jestem
pewien, że przegram.
Zmarszczyła brwi,
usiłując dociec, co miał na myśli. Nie wiadomo dlaczego przypomniały jej się
potworne blizny na jego placach.
– Znów nie wiem
jak mam rozumieć te słowa?
Bastian milczał, wciąż
stojąc z opuszczoną głową. Potem wyszedł na zewnątrz. Tylko dlatego by deszcz
zmył z jego twarzy łzy, które niespodziewanie wymknęły się spod
półprzymkniętych powiek.
świetne !! o matuchno czemu to zawsze jest takie krotkie?! ehhhh
OdpowiedzUsuńczekam zniecierpliwiona na ciag dalszy.
ps.przy tak jasnej czcionce bardzo szybko mecza sie oczy.moglabyś przyciemnic
magda p
Może lepiej powiększyć?
UsuńJak nie przepadam za opowiadaniami o innych światach, supermocach, bohaterach, czy innych nierealnych rzeczach, tak to opowiadanie jest maksymalnie wciągające.
OdpowiedzUsuńJak Ty, Babeczko, potrafisz zmieniać bohaterów! Bo przecież nie jest łatwe zmienienie zimnego drania, takiego, za przeproszeniem dupka, w zakochanego, miłego faceta, który dla tej biednej dziewczyny. Wielki szacunek!
I nieśmiertelne pytanie - kiedy następna część?
Pozdrawiam ciepło!
Ola
A to ja się niezmiernie cieszę, bo zawsze się bałam, że ta sztuka mi nie wyjdzie, albo będzie sztuczna i drętwa.
UsuńPozdrawiam
:-)
Babeczko- cudowne! Nie mogę się doczekać kolejnej części! Ciekawe, dlaczego Pan B. wie, że przegra... Wie, że się zakocha? Czy wie, że pozwoli Sarze się zabić?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Paulina.
O Boze!! Biedny Bastian!!! I co dalej?? Juz umieram z ciekawości...!!
OdpowiedzUsuńJest błąd przy kwestii z bzykankiem xd przy słowie plecy: "A kilka sekund później leżała na placach, unieruchomiona" ;D A opowiadanie świetne, tego mi dzisiaj brakowało..
OdpowiedzUsuńK.
Chyba nabiłam Ci przez ostatnie kilka dni z 1000 wyświetleń, wchodząc tutaj i sprawdzając, czy może jednak dodałaś coś przed sobotą:P Na szczęście dzisiaj się nie rozczarowałam:)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie stało się chyba moim ulubionym, pełnym niejednoznaczności i nietypowych zwrotów akcji. Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wypadków i życzę Ci dużo weny:)
Zgadzam się! W tej chwili to opowiadanie, jak dla mnie prowadzi na mojej osobistej liście the best of Babeczka ;) Czekam na kolejne części, juz nie moge się doczekać tego fragmentu który kiedyś dałaś jako zapowiedz tego opowiadania!
UsuńJa również się w 1000% z tym zgadzam! :D
UsuńP.
Babeczko?! Kiedy kolejna część?!!
OdpowiedzUsuńTak sobie właśnie myślę... Jutro albo w poniedziałek może?
OdpowiedzUsuńOoo tak! Dziękuję babeczko :DDD
UsuńA kiedy możemy się spodziewać kolejnych części "Trzech mil..." ?
OdpowiedzUsuńO "Pechową dziewczynę" to już nawet nie pytam ;-)
S.
Lepiej skup się na czasie! ;)
UsuńTrzy mile będą wkrótce, ale takie bardzo bliskie wkrótce. Na Pechową nie ma na razie szans...
OdpowiedzUsuńCudowne to opowiadanie jest Babeczko! Chcę więcej! :-D
OdpowiedzUsuńBabeczko:) czas poświęcony zemście to zdecydowanie jedno z najlepszych Twoich opowiadań, o ile nie najlepsze! Jestem w nim zakochana normalnie :-D naprawdę masz talent kobieto! :) z niecierpliwością czekam na kolejna część :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA bedzie kolejna część po północy dzisiaj?:) bo świetnie się czyta to opowiadanie i juz nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń =D
OdpowiedzUsuńBabeczko daj dzisiaj kolejną część, proszę!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDam. Za niedługo. Tylko przejrzę tekst w poszukiwaniu literówek :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Babeczko :* od razu mi się facjata cieszy :-D
UsuńDroga Babeczko można się dowiedzieć ile to jest ZA NIEDŁUGO? Wchodzę co chwilę na Twojeo bloga a CZASU jak nie ma tak nie ma.
UsuńCzęść wspaniała, czyta się ją z przyjemnym ciepełkiem na sercu :)
OdpowiedzUsuńMiło czytać, że Bastian jednak ma szlachetne uczucia.
Nie ukrywam, że chętnie przeczytałabym szczęśliwe zakończenie o miłości Bastiana i Sary, ale przeczytam ciąg dalszy bez względu na to czy spełni moje oczekiwania, czy nie:)
Pisz dalej Babeczko, uwielbiam Twoje opowiadania:)
Weny życzę :)
Pozdrawiam,
W.
babeczko i co z kolejna częscią? kiedy sie można jej spodziewac?:))
OdpowiedzUsuńBabeczko kochana nie daj nam juz dłużej czekać ! :-D
OdpowiedzUsuń