wtorek, 29 października 2013

W mojej głowie, w twoim sercu (III)

Po tym kawałku będzie krótka przerwa. Muszę zająć się Czasem i Trzema milami. Jeszcze niedawno myślałam, że wyczerpały mi się pomysły. A teraz nie wiem, od czego zacząć :-) 

link do części II - klik

         W mojej głowie, w twoim sercu (III)
Następnego ranka lało. Nika z markotną miną wpatrywała się w krajobraz za oknem. Zazwyczaj lubiła deszcz, ale tym razem szczerze go znienawidziła.
I co teraz? Będzie musiała sprawdzić, o której godzinie ma autobus. A może podwiezie ją tata?
W każdym bądź razie, Mateusz z pewnością nie przyjedzie.
W ponurym nastroju naciągnęła na siebie pierwszą lepszą sukienkę, której jedyną ozdobą był słodki kołnierzyk w różowe kropeczki. Na nogi wsunęła swoje różowiaste kalosze, z niesmakiem myśląc, że najwyższy czas kupić coś nowego. Włosy związała w niedbały węzeł, a makijaż całkiem pominęła. Przypudrowała tylko świecący nos i posmarowała balsamem usta.
Jakież było jednak jej zdziwienie, gdy pod furtką zobaczyła Mateusza, stojącego pod parasolem.
– Przyjechałeś po mnie? – spytała zdumiona, w panice zastanawiając się dlaczego do diabła kupiła tak workowatą kurtkę przeciwdeszczową.
– To te buty? – odpowiedział pytaniem. – Faktycznie, są cudne!
Zrobiła się niemal tak różowa jak pechowe kalosze. A najgorsze było to, że on wyglądał szałowo. Miał czerwoną polówkę, idealnie pasującą do jego ciemnej karnacji, marynarkę ze sztruksu i nieśmiertelne jeansy.
O mało co nie cofnęła się w panice z powrotem do domu.
– Gdzie masz motor? – rozejrzała się dookoła.
– W garażu. Nie sądzisz chyba, że jeżdżę nim w taka pogodę? Chodź – ujął ją za chłodną dłoń i Nika z pogłębiającym się rumieńcem na twarzy, została zapakowana do stojącego niedaleko samochodu. Było to małe, zadbane autko. Czy on we wszystkim musiał być tak perfekcyjny?
Mateusz usiadł obok i uśmiechnął się z rozczuleniem. Jej mała rączka całkiem utonęła w jego ogromnej, szorstkiej dłoni. I te śmiechowe buty. Zanim zdążył pomyśleć, spytał:
– Majtki też nosisz w tak ciekawym kolorze?
– Eee… – pochyliła głowę i zagryzła wargi. – Nie lubię kolorowej bielizny.
– Dobrze wiedzieć – odparł i ruszył. Lepiej nie kontynuować tego tematu. – I jak wrażenia po pierwszym dniu pracy?
– Świetnie. Poznałam ciebie – odparła impulsywnie, a zaraz potem ugryzła się w język. Rany! Czy wciąż musi być taką gadułą?
– Będzie gorzej jak poznasz szefa – mrugnął do niej.
– Jest taki okropny?
– To palant. Ale bogaty palant. I ma dobry gust – dodał Mateusz, przypominając sobie plotki na temat podbojów miłosnych imć pana prezesa. – Poza tym to wredny sukinsyn bez sumienia i dobrych manier. Wszystkich traktuje jakby byli jego własnością i bez skrupułów zwalnia, gdy coś mu się nie spodoba.
– Długo pracujesz w tej firmie?
– Nie zrozum mnie źle. Na magazynie nie miewamy kontaktów z szefostwem. Ale w biurze czasem jest niezła rotacja. Raz wywalił całe kadry. Dopiero był bałagan.
Jęknęła. Chłopak uspokajająco położył dłoń na jej kolanie.
– Ej, spokojnie. Twoja praca jest sezonowa. Dasz sobie radę, a płacą nieźle, prawda?
– Tak. – Właśnie dlatego bez wahania zgodziła się poświęcić całe dwa miesiące wakacji. – We wrześniu chciałam jechać w góry.
– Wspinasz się? – zerknął na nią zdziwiony. – Ja też!
– Niestety nie. Tylko piesze wędrówki.
Nagle uświadomiła sobie, że nie ma również prawa jazdy, ledwo nauczyła się pływać rok temu i tak w zasadzie to nic szczególnego nie potrafi.
– Jesteśmy na miejscu – Mateusz błyskawicznie wysiadł i zanim zdążyła zrobić to samo, po dżentelmeńsku otworzył przed nią drzwi.
Ale zamiast uśmiechu zobaczył w jej oczach smutek.
– Dominika? Coś się stało?
Zagryzła wargi. Była beznadziejna. Nic dziwnego, że Mikołaj wolał inną. Mateusz też sobie odpuści, jak tylko bliżej ją pozna. Euforia minęła, a pozostało tak potężne rozgoryczenie, że omal od razu się nie rozpłakała.
– Hej! – kciukiem uniósł jej brodę. – Co powiedziałem nie tak? – spytał z narastająca rozpaczą. Wyraźnie widział zbierające się łzy w kącikach oczu.
– To wszystko wina tej beznadziejnej pogody – odparła, próbując się uśmiechnąć.
– Przecież przestało padać?
– Nie. Tak. Znaczy się… - kompletnie się zaplątała.
– Mam pomysł. W przerwie zafundujemy sobie gorącą czekoladę. Lubisz?
– Uwielbiam!
– No widzisz – Mateusz roześmiał się. Nic innego nie mógł zrobić, bo z ledwością powstrzymywał się, by po prostu jej nie pocałować. – A teraz do pracy. Spotkamy się o jedenastej. Ja muszę przebrać ciuchy, ty buty.
Nagle dziewczyna spojrzała na niego z autentycznym przerażeniem i z jękiem wplotła dłonie we włosy. Uprzednie smutki zastąpiła brutalna rzeczywistość.
– O, matko! Zapomniałam o obuwiu na zmianę! Będę musiała pracować w tych żarówiastych gumowcach z myszką miki!
Tym razem nie musiał niczego powstrzymywać. Śmiał się tak serdecznie, że nie mogła się nie przyłączyć.
Pięć minut później Mateusz jechał z powrotem do domu Dominiki po reklamówkę z balerinami, a ona tłumaczyła szefowej, że to spóźnienie, to przez przypadek. Dostała surową naganę oraz upomnienie, że to biuro znanej firmy i obowiązuje ją ubranie służbowe. Dziewczyna dokładnie wiedziała do czego skierowana jest ta aluzja. Nie zdążyła jednak niczego powiedzieć, gdy zjawił się Mateusz i z rozbrajającym uśmiechem wręczył jej pudełko.
Na dziś miała dosyć. Dobrze, że to, co teraz robiła, wymagało zaangażowania umysłu. Potem jednak musiała przygotowywać kawę na jakieś zebranie, więc znów dopadły ją smutne, posępne myśli.
Ustawiła kubki na tacy i zamyślona skierowała się do sali, do której miała zanieść napoje i przekąski.
***
Dawid siedział w bezruchu.
Nawet nie udawał, że pracuje. Wszystkie jego myśli koncentrowały się wokół jasnowłosej nieznajomej. Miała na imię Nika czy jakoś tak? O ile dobrze pamiętał, nazwała ją tak stara raszpla, wymyślająca mu od niewiernych i bredząca o piekle.
Komiwojażer! Też coś! Czy on wyglądał na domokrążcę?
Wykrzywił ze złością usta.
Przez całe swoje życie nie miał najmniejszych problemów ze zdobywaniem kobiet. Każda miała swoje słabości lub cenę. Mówił więc to, co chciały słyszeć, albo płacił tyle, ile żądały. I po kłopocie. Po jakimś czasie wszystko znów okazywało się nudne, monotonne. Ruszał więc na kolejny podbój.
Niektóre same uciekały, bo gdy skończyła się jego fascynacja, stawał się zbyt brutalny. Miał jednak świetnego adwokata i wiele znajomości. A z czasem nauczył się nie zostawiać wyraźnych śladów.
Ciekawe czy tym razem będzie musiał kłamać, czy też płacić?
Wyglądała na naiwne dziewczę, któremu wystarczy powiedzieć kilka ociekających romantyzmem słów, wręczyć bukiet kwiatów, a potem tylko korzystać.
Uśmiechnął się. Lecz nie był to przyjemny uśmiech.
Z szuflady wyjął wizytówkę pewnego biura. Przede wszystkim musiał zebrać o niej trochę informacji. Nie za wiele, bo czymże mogłaby go zaskoczyć?
Postanowił, że zadzwoni tuż po lunchu.
– Gdzie do cholery jest moja sałatka? – ryknął ze złością, wychodząc z biura.
Sekretarka drgnęła gwałtownie, przerażona jego gniewem. Kurwa! Tyle czasu, a ona jeszcze się nie przyzwyczaiła. Ani nie nauczyła, że nie znosił niepunktualności.
– Przepraszam, już dzwonię. – Dłonie jej dygotały, gdy sięgała po telefon.
Zielone oczy Dawida zamieniły się w dwa połyskujące, zimne kamienie.
– Zejdę na dół, do kawiarni dla pracowników. Nie musisz się trudzić. Daj mi tylko ten raport dotyczący ostatniego zamówienia. Poczytam przy posiłku.
 Z niesmakiem przyjął od niej dość spory plik papierów.
– I nie trzęś się tak. To jest wkurzające!
Skinęła głową, błagając w duchu, by już sobie poszedł.
Jako szef nie grzeszył wyrozumiałością czy cierpliwością.
Dawid zszedł po schodach, a później podążył szerokim korytarzem, budząc znaczny popłoch wśród swoich podwładnych. Zaczytany, nie zauważył osoby, która z tacą zastawioną kubkami kawy, wyłoniła się zza zakrętu.
Zderzenie było nieuniknione.
Papiery szerokim wachlarzem rozsypały się po podłodze. Rozległ się również łoskot tłuczonych naczyń i towarzyszące mu głośne przekleństwo.
Na środku stał wściekły Dawid, czując, że za chwilę kogoś zabije. Na ubraniu miał resztki kawy, zresztą kawa była wszędzie. Brązowe plamy pokryły również dywan, częściowo ściany i białe kartki rozsypanych dokumentów.
Już miał wybuchnąć złością, gdy dostrzegł kto na niego wpadł.
Nie! Niemożliwe!
– Co ty tu robisz? – spytał osłupiały.
– Pracuję – wyjąkała, patrząc z przerażeniem na całe to pobojowisko.
– Tu?!
– Od wczoraj – wyjaśniła, szukając w popłochu chusteczki, którą miała zatkniętą za paskiem spódniczki.
Wokół nich było dziwnie cicho i pusto. Większość uciekła, doskonale wiedząc, czego może się spodziewać po rozwścieczonym szefie.
– W mojej firmie?!
– Jest twoja? Nie wiedziałam – odparła zakłopotana i przyklękła, by pozbierać potłuczone szkło. Syknęła, bo którymś z ostrych odłamków przecięła sobie opuszek palca.
– Zostaw to – Dawid uklęknął obok i wyjął z jej rąk łupiny. – Zaraz zawołamy kogoś do posprzątania.
Za spokojem wyjął z kieszeni chusteczkę i owinął dookoła skaleczonego palca. Patrzyła na niego lekko zdezorientowana.
Jego firma? A więc był prezesem? No, ładnie. Chciała go unikać, a tymczasem wpadła niczym przysłowiowa śliwka w kompot. I znów czuła tę dziwną słabość, mrowienie w całym ciele.
Z desperacją pomyślała o Mateuszu. Pomogło i dziewczyna uśmiechnęła się z rozmarzeniem, nie zdając sobie sprawy, jak mogło wpłynąć to na stojącego tuż obok mężczyznę.
I pewnie gdyby nie to, że zza rogu wybiegła kierowniczka jakaś tam – Nika za nic nie mogła przypomnieć sobie jej nazwiska – to Dawid nie oparłby się swoim pragnieniom. Za nią świńskim truchtem nadciągał cały tabun pracowników.
– Panie prezesie! To straszne! Natychmiast…
O mało co, nie kazał jej się całkiem po chamsku, zamknąć.
– Posprzątać tu – burknął rozkazująco. – A ja idę się przebrać. Ty ze mną – dodał złowieszczo do Niki.
– Wolałabym zostać i pomóc.
– Już!
Nie ośmieliła ponownie się sprzeciwić. Zostawiła całe to pobojowisko i odprowadzana współczującymi spojrzeniami, podążyła za przełożonym.
Najgorsze było jednak to, że nie jego się bała. Bardziej niespodziewanych reakcji swego ciała. Tego, że tak bardzo pragnęła znów go pocałować i nawet wspomnienie Mateusza, nie umiało jej pomóc nad tym zapanować.
Pomyślała, że to doprawdy dziwaczne. Dwóch kompletnie różnych facetów, a każdy na swój sposób pociągający, każdy wywołujący prawdziwą burzę w jej ciele i duszy.
– Zamknij drzwi – polecił jej Dawid, gdy znaleźli się w jego gabinecie. – Kluczem – dodał niecierpliwie.
– Po co?
– Powiedziałem zamknij! Szefa powinno się słuchać bez sprzeciwu.
– Niech ci będzie – wzruszyła ramionami. W końcu bez przesady, przecież jej nie zgwałci? Chyba… Zresztą, czy to do końca byłby gwałt?
Usiadła na jednym z krzeseł, stojących pod ścianą, usiłując nie patrzeć na rozbierającego się mężczyznę. Ale ciekawość była silniejsza.
Mimowolnie westchnęła. A ona zawsze sądziła, że taki efekt to zasługa photoshopa. Jednak nie, istnieją na tym świecie mężczyźni, którzy nie potrzebują sztucznej korekty. Ciekawe jak bez ubrania wygląda Mateusz? Zarumieniła się na samą myśl.
Nie. Teraz kompletnie jej odbija!
Siedzi z facetem, który kilka dni temu o mało co jej nie rozjechał. Dwukrotnie ją całował, a na dodatek okazał się jej szefem. I marzy o innym, poznanym przed trzema dniami.
– Nie wiem jak powinnam się do ciebie zwracać?
– Normalnie. Po imieniu – wzruszył ramionami wyjmując z szafy świeżą koszulę.
– Po pierwsze nie wiem jak masz na imię. Po drugie czy ktoś jeszcze w firmie mówi ci per „ty”?
– Po pierwsze mam na imię Dawid. Po drugie, tylko ciebie chcę prze… pocałować, więc przestań zaprzątać sobie głowę głupstwami.
– Pocałować? – spytała z ironią. Potem zaczęła się śmiać. – Myślałam, że romanse biurowe trafiają się tylko bohaterkom tanich romansów. A tu proszę! Dwa dni w pracy, dwóch chętnych.
– Dwóch?!
Oj, niedobrze. Znów powiedziała za dużo.
– Portier też puszczał do mnie oczko – dodała żartobliwie. Za nic nie wyda Mateusza. Z pewnością pierwsze co ten arogant by zrobił, to zwolnienie potencjalnego rywala z pracy. – Chyba, że ma taki tik?
Bez słowa podszedł bliżej. Potem pochylił się i oparł dłońmi o poręcz krzesła, tak że niemal ją na nim uwięził.
Kolejny raz patrzyła z bliska w te fascynujące oczy. Brakowało w nich ciepła, pojawił się za to, ten sam wyraz głodu co uprzednio. Koszulę nadal miał niezapiętą i niemal drapieżny, zwierzęcy wyraz twarzy.
– Nie żartuj sobie ze mnie.
– Chciałam rozładować sytuację.
Nieznacznie próbowała się odsunąć, co skwitował pełnym politowania uśmiechem.
– Daj spokój. Widzę, kiedy kobieta ma na mnie ochotę. Lata praktyki.
– Czyżby?
– Dzieciak jeszcze z ciebie. Będzie cudownie móc cię wszystkiego nauczyć – opuszkiem palca przesunął po zaschniętych z wrażenia wargach dziewczyny. Ale właśnie to ją rozzłościło. Zarozumiały dupek!

link do części IV - klik

19 komentarzy:

  1. Jak zwykle świetne i czekam na ciąg dalszy
    Nefdrae

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie jak zwykle rewelacyjne, jednak bardzo mnie drażni zwrot "w każdym bądź razie". W języku polskim nie ma takiego zwrotu, ale jest 'w każdym razie' i jego synonimy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :) Kiedy następna część?? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne, naprawdę! Już się nie mogę doczekać kolejnej części Babeczko kochana!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja już nie rozumiem...kto to Mikołaj. ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybki powrót do początkowych akapitów pierwszej części...

      Usuń
  6. To opowiadanie jest nierzeczywiste! Już prędzej Twój "Sen" jest bliższy rzeczywistości.. bo jak to tak.. Nika znalazła dobrze płatną pracę, na wakacje, w biurze i to bez żadnych koneksji? ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, oj, oj! Czytać uważniej. Pisałam, że załatwiła jej tę pracę siostra przyjaciółki... W takie cuda, to i ja nie wierzę ;-)
      Zresztą, ja na podobnej zasadzie pracowałam kiedyś w siedzibie głównej Biedronki. Miło wspominam, ale na stałe to bym nie chciała...

      PS. Co ja się wtedy narobiłam ksero ;-)

      Usuń
  7. Aaa,proszę koniecznie o szybką kontynuację! Proponuję jutro Babeczko....zgódź się proszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. czy ja dobrze zrozumialam, ze masz juz ten tekst skonczony? Miejscami wyłapuje Greja:)
    Jak na razie milo sie czyta, mam tylko nadzieje, ze nie skonczy sie w stylu "Pomyłki" czy "Nikomu.." . Spokojnie czekam na cdn.

    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ skąd! Akurat to tworzę na bieżąco. Ale mam napisane zakończenie. Taki dziwny zwyczaj...
      Greya możesz wyłapywać, nie czytałam więc czuję się rozgrzeszona :-)

      PS. Daję słowo, że nie kończy się w stylu Pomyłki czy Nikomu ;-)

      Usuń
    2. To nie zarzut, mi sie "50 twarzy..." podobało :) Tylko nie zmieniaj zakonczenia:)

      Usuń
  9. Zabawne to opowiadanie, jestem bardzo ciekawa jak się skończy i który pan wygra rywalizację :D

    OdpowiedzUsuń
  10. a będzie dzisiaj po pólnocy Czas...?

    OdpowiedzUsuń
  11. Mateusz <3 ... tak tylko sugeruje ;D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam nadzieję, że to będzie Dawid. Ale u mnie ostatnio to tylko na nadziei się kończy, bo w "Nikomu ani słowa" byłam za Natanielem :D W sumie to nawet widzę pewne podobieństwo między tymi opowiadaniami.
    Miłego pisania, Babeczko.

    Mad :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Dawaj dalej ;p świetne! Oby tak dalej Babeczko ;D
    Moncia ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie doczekam sie kolejnej części! Super się zapowiada!

    OdpowiedzUsuń
  15. Babeczko! Zlituj się i wrzuć kolejny kawałek! Proszę!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.