Po tym kawałku będzie krótka przerwa. Muszę zająć się Czasem i Trzema milami. Jeszcze niedawno myślałam, że wyczerpały mi się pomysły. A teraz nie wiem, od czego zacząć :-)
link do części II - klik
link do części II - klik
W mojej głowie, w twoim sercu (III)
Następnego ranka lało.
Nika z markotną miną wpatrywała się w krajobraz za oknem. Zazwyczaj lubiła
deszcz, ale tym razem szczerze go znienawidziła.
I co teraz? Będzie
musiała sprawdzić, o której godzinie ma autobus. A może podwiezie ją tata?
W każdym bądź razie,
Mateusz z pewnością nie przyjedzie.
W ponurym nastroju
naciągnęła na siebie pierwszą lepszą sukienkę, której jedyną ozdobą był słodki
kołnierzyk w różowe kropeczki. Na nogi wsunęła swoje różowiaste kalosze, z
niesmakiem myśląc, że najwyższy czas kupić coś nowego. Włosy związała w
niedbały węzeł, a makijaż całkiem pominęła. Przypudrowała tylko świecący nos i
posmarowała balsamem usta.
Jakież było jednak jej
zdziwienie, gdy pod furtką zobaczyła Mateusza, stojącego pod parasolem.
– Przyjechałeś po
mnie? – spytała zdumiona, w panice zastanawiając się dlaczego do diabła kupiła
tak workowatą kurtkę przeciwdeszczową.
– To te buty? –
odpowiedział pytaniem. – Faktycznie, są cudne!
Zrobiła się niemal tak
różowa jak pechowe kalosze. A najgorsze było to, że on wyglądał szałowo. Miał
czerwoną polówkę, idealnie pasującą do jego ciemnej karnacji, marynarkę ze
sztruksu i nieśmiertelne jeansy.
O mało co nie cofnęła
się w panice z powrotem do domu.
– Gdzie masz
motor? – rozejrzała się dookoła.
– W garażu. Nie
sądzisz chyba, że jeżdżę nim w taka pogodę? Chodź – ujął ją za chłodną dłoń i
Nika z pogłębiającym się rumieńcem na twarzy, została zapakowana do stojącego
niedaleko samochodu. Było to małe, zadbane autko. Czy on we wszystkim musiał
być tak perfekcyjny?
Mateusz usiadł obok i
uśmiechnął się z rozczuleniem. Jej mała rączka całkiem utonęła w jego ogromnej,
szorstkiej dłoni. I te śmiechowe buty. Zanim zdążył pomyśleć, spytał:
– Majtki też
nosisz w tak ciekawym kolorze?
– Eee… – pochyliła
głowę i zagryzła wargi. – Nie lubię kolorowej bielizny.
– Dobrze wiedzieć
– odparł i ruszył. Lepiej nie kontynuować tego tematu. – I jak wrażenia po
pierwszym dniu pracy?
– Świetnie.
Poznałam ciebie – odparła impulsywnie, a zaraz potem ugryzła się w język. Rany!
Czy wciąż musi być taką gadułą?
– Będzie gorzej
jak poznasz szefa – mrugnął do niej.
– Jest taki
okropny?
– To palant. Ale
bogaty palant. I ma dobry gust – dodał Mateusz, przypominając sobie plotki na
temat podbojów miłosnych imć pana prezesa. – Poza tym to wredny sukinsyn bez
sumienia i dobrych manier. Wszystkich traktuje jakby byli jego własnością i bez
skrupułów zwalnia, gdy coś mu się nie spodoba.
– Długo pracujesz
w tej firmie?
– Nie zrozum mnie
źle. Na magazynie nie miewamy kontaktów z szefostwem. Ale w biurze czasem jest
niezła rotacja. Raz wywalił całe kadry. Dopiero był bałagan.
Jęknęła. Chłopak
uspokajająco położył dłoń na jej kolanie.
– Ej, spokojnie.
Twoja praca jest sezonowa. Dasz sobie radę, a płacą nieźle, prawda?
– Tak. – Właśnie
dlatego bez wahania zgodziła się poświęcić całe dwa miesiące wakacji. – We
wrześniu chciałam jechać w góry.
– Wspinasz się? –
zerknął na nią zdziwiony. – Ja też!
– Niestety nie. Tylko
piesze wędrówki.
Nagle uświadomiła
sobie, że nie ma również prawa jazdy, ledwo nauczyła się pływać rok temu i tak
w zasadzie to nic szczególnego nie potrafi.
– Jesteśmy na
miejscu – Mateusz błyskawicznie wysiadł i zanim zdążyła zrobić to samo, po
dżentelmeńsku otworzył przed nią drzwi.
Ale zamiast uśmiechu
zobaczył w jej oczach smutek.
– Dominika? Coś
się stało?
Zagryzła wargi. Była
beznadziejna. Nic dziwnego, że Mikołaj wolał inną. Mateusz też sobie odpuści,
jak tylko bliżej ją pozna. Euforia minęła, a pozostało tak potężne
rozgoryczenie, że omal od razu się nie rozpłakała.
– Hej! – kciukiem
uniósł jej brodę. – Co powiedziałem nie tak? – spytał z narastająca rozpaczą.
Wyraźnie widział zbierające się łzy w kącikach oczu.
– To wszystko wina
tej beznadziejnej pogody – odparła, próbując się uśmiechnąć.
– Przecież
przestało padać?
– Nie. Tak. Znaczy
się… - kompletnie się zaplątała.
– Mam pomysł. W
przerwie zafundujemy sobie gorącą czekoladę. Lubisz?
– Uwielbiam!
– No widzisz –
Mateusz roześmiał się. Nic innego nie mógł zrobić, bo z ledwością powstrzymywał
się, by po prostu jej nie pocałować. – A teraz do pracy. Spotkamy się o
jedenastej. Ja muszę przebrać ciuchy, ty buty.
Nagle dziewczyna
spojrzała na niego z autentycznym przerażeniem i z jękiem wplotła dłonie we
włosy. Uprzednie smutki zastąpiła brutalna rzeczywistość.
– O, matko!
Zapomniałam o obuwiu na zmianę! Będę musiała pracować w tych żarówiastych
gumowcach z myszką miki!
Tym razem nie musiał
niczego powstrzymywać. Śmiał się tak serdecznie, że nie mogła się nie
przyłączyć.
Pięć minut później
Mateusz jechał z powrotem do domu Dominiki po reklamówkę z balerinami, a ona
tłumaczyła szefowej, że to spóźnienie, to przez przypadek. Dostała surową
naganę oraz upomnienie, że to biuro znanej firmy i obowiązuje ją ubranie
służbowe. Dziewczyna dokładnie wiedziała do czego skierowana jest ta aluzja.
Nie zdążyła jednak niczego powiedzieć, gdy zjawił się Mateusz i z rozbrajającym
uśmiechem wręczył jej pudełko.
Na dziś miała dosyć.
Dobrze, że to, co teraz robiła, wymagało zaangażowania umysłu. Potem jednak
musiała przygotowywać kawę na jakieś zebranie, więc znów dopadły ją smutne,
posępne myśli.
Ustawiła kubki na tacy
i zamyślona skierowała się do sali, do której miała zanieść napoje i przekąski.
***
Dawid siedział w
bezruchu.
Nawet nie udawał, że
pracuje. Wszystkie jego myśli koncentrowały się wokół jasnowłosej nieznajomej.
Miała na imię Nika czy jakoś tak? O ile dobrze pamiętał, nazwała ją tak stara
raszpla, wymyślająca mu od niewiernych i bredząca o piekle.
Komiwojażer! Też coś!
Czy on wyglądał na domokrążcę?
Wykrzywił ze złością
usta.
Przez całe swoje życie
nie miał najmniejszych problemów ze zdobywaniem kobiet. Każda miała swoje
słabości lub cenę. Mówił więc to, co chciały słyszeć, albo płacił tyle, ile
żądały. I po kłopocie. Po jakimś czasie wszystko znów okazywało się nudne,
monotonne. Ruszał więc na kolejny podbój.
Niektóre same uciekały,
bo gdy skończyła się jego fascynacja, stawał się zbyt brutalny. Miał jednak
świetnego adwokata i wiele znajomości. A z czasem nauczył się nie zostawiać
wyraźnych śladów.
Ciekawe czy tym razem
będzie musiał kłamać, czy też płacić?
Wyglądała na naiwne
dziewczę, któremu wystarczy powiedzieć kilka ociekających romantyzmem słów,
wręczyć bukiet kwiatów, a potem tylko korzystać.
Uśmiechnął się. Lecz
nie był to przyjemny uśmiech.
Z szuflady wyjął
wizytówkę pewnego biura. Przede wszystkim musiał zebrać o niej trochę
informacji. Nie za wiele, bo czymże mogłaby go zaskoczyć?
Postanowił, że zadzwoni
tuż po lunchu.
– Gdzie do cholery
jest moja sałatka? – ryknął ze złością, wychodząc z biura.
Sekretarka drgnęła
gwałtownie, przerażona jego gniewem. Kurwa! Tyle czasu, a ona jeszcze się nie
przyzwyczaiła. Ani nie nauczyła, że nie znosił niepunktualności.
– Przepraszam, już
dzwonię. – Dłonie jej dygotały, gdy sięgała po telefon.
Zielone oczy Dawida
zamieniły się w dwa połyskujące, zimne kamienie.
– Zejdę na dół, do
kawiarni dla pracowników. Nie musisz się trudzić. Daj mi tylko ten raport
dotyczący ostatniego zamówienia. Poczytam przy posiłku.
Z niesmakiem przyjął od niej dość spory plik
papierów.
– I nie trzęś się
tak. To jest wkurzające!
Skinęła głową, błagając
w duchu, by już sobie poszedł.
Jako szef nie grzeszył
wyrozumiałością czy cierpliwością.
Dawid zszedł po
schodach, a później podążył szerokim korytarzem, budząc znaczny popłoch wśród
swoich podwładnych. Zaczytany, nie zauważył osoby, która z tacą zastawioną
kubkami kawy, wyłoniła się zza zakrętu.
Zderzenie było
nieuniknione.
Papiery szerokim
wachlarzem rozsypały się po podłodze. Rozległ się również łoskot tłuczonych
naczyń i towarzyszące mu głośne przekleństwo.
Na środku stał wściekły
Dawid, czując, że za chwilę kogoś zabije. Na ubraniu miał resztki kawy, zresztą
kawa była wszędzie. Brązowe plamy pokryły również dywan, częściowo ściany i
białe kartki rozsypanych dokumentów.
Już miał wybuchnąć
złością, gdy dostrzegł kto na niego wpadł.
Nie! Niemożliwe!
– Co ty tu robisz?
– spytał osłupiały.
– Pracuję –
wyjąkała, patrząc z przerażeniem na całe to pobojowisko.
– Tu?!
– Od wczoraj –
wyjaśniła, szukając w popłochu chusteczki, którą miała zatkniętą za paskiem
spódniczki.
Wokół nich było dziwnie
cicho i pusto. Większość uciekła, doskonale wiedząc, czego może się spodziewać
po rozwścieczonym szefie.
– W mojej firmie?!
– Jest twoja? Nie
wiedziałam – odparła zakłopotana i przyklękła, by pozbierać potłuczone szkło.
Syknęła, bo którymś z ostrych odłamków przecięła sobie opuszek palca.
– Zostaw to –
Dawid uklęknął obok i wyjął z jej rąk łupiny. – Zaraz zawołamy kogoś do
posprzątania.
Za spokojem wyjął z
kieszeni chusteczkę i owinął dookoła skaleczonego palca. Patrzyła na niego
lekko zdezorientowana.
Jego firma? A więc był
prezesem? No, ładnie. Chciała go unikać, a tymczasem wpadła niczym przysłowiowa
śliwka w kompot. I znów czuła tę dziwną słabość, mrowienie w całym ciele.
Z desperacją pomyślała
o Mateuszu. Pomogło i dziewczyna uśmiechnęła się z rozmarzeniem, nie zdając
sobie sprawy, jak mogło wpłynąć to na stojącego tuż obok mężczyznę.
I pewnie gdyby nie to,
że zza rogu wybiegła kierowniczka jakaś tam – Nika za nic nie mogła przypomnieć
sobie jej nazwiska – to Dawid nie oparłby się swoim pragnieniom. Za nią
świńskim truchtem nadciągał cały tabun pracowników.
– Panie prezesie!
To straszne! Natychmiast…
O mało co, nie kazał
jej się całkiem po chamsku, zamknąć.
– Posprzątać tu –
burknął rozkazująco. – A ja idę się przebrać. Ty ze mną – dodał złowieszczo do
Niki.
– Wolałabym zostać
i pomóc.
– Już!
Nie ośmieliła ponownie
się sprzeciwić. Zostawiła całe to pobojowisko i odprowadzana współczującymi
spojrzeniami, podążyła za przełożonym.
Najgorsze było jednak
to, że nie jego się bała. Bardziej niespodziewanych reakcji swego ciała. Tego,
że tak bardzo pragnęła znów go pocałować i nawet wspomnienie Mateusza, nie
umiało jej pomóc nad tym zapanować.
Pomyślała, że to
doprawdy dziwaczne. Dwóch kompletnie różnych facetów, a każdy na swój sposób
pociągający, każdy wywołujący prawdziwą burzę w jej ciele i duszy.
– Zamknij drzwi –
polecił jej Dawid, gdy znaleźli się w jego gabinecie. – Kluczem – dodał
niecierpliwie.
– Po co?
– Powiedziałem
zamknij! Szefa powinno się słuchać bez sprzeciwu.
– Niech ci będzie
– wzruszyła ramionami. W końcu bez przesady, przecież jej nie zgwałci? Chyba…
Zresztą, czy to do końca byłby gwałt?
Usiadła na jednym z
krzeseł, stojących pod ścianą, usiłując nie patrzeć na rozbierającego się
mężczyznę. Ale ciekawość była silniejsza.
Mimowolnie westchnęła. A
ona zawsze sądziła, że taki efekt to zasługa photoshopa. Jednak nie, istnieją
na tym świecie mężczyźni, którzy nie potrzebują sztucznej korekty. Ciekawe jak
bez ubrania wygląda Mateusz? Zarumieniła się na samą myśl.
Nie. Teraz kompletnie
jej odbija!
Siedzi z facetem, który
kilka dni temu o mało co jej nie rozjechał. Dwukrotnie ją całował, a na dodatek
okazał się jej szefem. I marzy o innym, poznanym przed trzema dniami.
– Nie wiem jak
powinnam się do ciebie zwracać?
– Normalnie. Po
imieniu – wzruszył ramionami wyjmując z szafy świeżą koszulę.
– Po pierwsze nie
wiem jak masz na imię. Po drugie czy ktoś jeszcze w firmie mówi ci per „ty”?
– Po pierwsze mam
na imię Dawid. Po drugie, tylko ciebie chcę prze… pocałować, więc przestań
zaprzątać sobie głowę głupstwami.
– Pocałować? –
spytała z ironią. Potem zaczęła się śmiać. – Myślałam, że romanse biurowe
trafiają się tylko bohaterkom tanich romansów. A tu proszę! Dwa dni w pracy,
dwóch chętnych.
– Dwóch?!
Oj, niedobrze. Znów
powiedziała za dużo.
– Portier też
puszczał do mnie oczko – dodała żartobliwie. Za nic nie wyda Mateusza. Z
pewnością pierwsze co ten arogant by zrobił, to zwolnienie potencjalnego rywala
z pracy. – Chyba, że ma taki tik?
Bez słowa podszedł
bliżej. Potem pochylił się i oparł dłońmi o poręcz krzesła, tak że niemal ją na
nim uwięził.
Kolejny raz patrzyła z
bliska w te fascynujące oczy. Brakowało w nich ciepła, pojawił się za to, ten
sam wyraz głodu co uprzednio. Koszulę nadal miał niezapiętą i niemal drapieżny,
zwierzęcy wyraz twarzy.
– Nie żartuj sobie
ze mnie.
– Chciałam
rozładować sytuację.
Nieznacznie próbowała
się odsunąć, co skwitował pełnym politowania uśmiechem.
– Daj spokój.
Widzę, kiedy kobieta ma na mnie ochotę. Lata praktyki.
– Czyżby?
– Dzieciak jeszcze
z ciebie. Będzie cudownie móc cię wszystkiego nauczyć – opuszkiem palca
przesunął po zaschniętych z wrażenia wargach dziewczyny. Ale właśnie to ją
rozzłościło. Zarozumiały dupek!
link do części IV - klik
Jak zwykle świetne i czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńNefdrae
Opowiadanie jak zwykle rewelacyjne, jednak bardzo mnie drażni zwrot "w każdym bądź razie". W języku polskim nie ma takiego zwrotu, ale jest 'w każdym razie' i jego synonimy.
OdpowiedzUsuńSuper :) Kiedy następna część?? ;)
OdpowiedzUsuńCudowne, naprawdę! Już się nie mogę doczekać kolejnej części Babeczko kochana!
OdpowiedzUsuńJa już nie rozumiem...kto to Mikołaj. ? ;)
OdpowiedzUsuńSzybki powrót do początkowych akapitów pierwszej części...
UsuńTo opowiadanie jest nierzeczywiste! Już prędzej Twój "Sen" jest bliższy rzeczywistości.. bo jak to tak.. Nika znalazła dobrze płatną pracę, na wakacje, w biurze i to bez żadnych koneksji? ;-)))
OdpowiedzUsuńOj, oj, oj! Czytać uważniej. Pisałam, że załatwiła jej tę pracę siostra przyjaciółki... W takie cuda, to i ja nie wierzę ;-)
UsuńZresztą, ja na podobnej zasadzie pracowałam kiedyś w siedzibie głównej Biedronki. Miło wspominam, ale na stałe to bym nie chciała...
PS. Co ja się wtedy narobiłam ksero ;-)
Aaa,proszę koniecznie o szybką kontynuację! Proponuję jutro Babeczko....zgódź się proszę ;)
OdpowiedzUsuńczy ja dobrze zrozumialam, ze masz juz ten tekst skonczony? Miejscami wyłapuje Greja:)
OdpowiedzUsuńJak na razie milo sie czyta, mam tylko nadzieje, ze nie skonczy sie w stylu "Pomyłki" czy "Nikomu.." . Spokojnie czekam na cdn.
A.
Ależ skąd! Akurat to tworzę na bieżąco. Ale mam napisane zakończenie. Taki dziwny zwyczaj...
UsuńGreya możesz wyłapywać, nie czytałam więc czuję się rozgrzeszona :-)
PS. Daję słowo, że nie kończy się w stylu Pomyłki czy Nikomu ;-)
To nie zarzut, mi sie "50 twarzy..." podobało :) Tylko nie zmieniaj zakonczenia:)
UsuńZabawne to opowiadanie, jestem bardzo ciekawa jak się skończy i który pan wygra rywalizację :D
OdpowiedzUsuńa będzie dzisiaj po pólnocy Czas...?
OdpowiedzUsuńMateusz <3 ... tak tylko sugeruje ;D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to będzie Dawid. Ale u mnie ostatnio to tylko na nadziei się kończy, bo w "Nikomu ani słowa" byłam za Natanielem :D W sumie to nawet widzę pewne podobieństwo między tymi opowiadaniami.
OdpowiedzUsuńMiłego pisania, Babeczko.
Mad :3
Dawaj dalej ;p świetne! Oby tak dalej Babeczko ;D
OdpowiedzUsuńMoncia ^^
Nie doczekam sie kolejnej części! Super się zapowiada!
OdpowiedzUsuńBabeczko! Zlituj się i wrzuć kolejny kawałek! Proszę!!!!!!!
OdpowiedzUsuń