Trzy mile dalej pod tym samym niebem (V)
Nieco przerażona, ale
mocno zdeterminowana Teresa podążyła za swym przewodnikiem, najpierw wąskim
korytarzem, następnie schodami w dół, aż w końcu znalazła się w pełnej dymu i
przytłumionego światła sali. Na dodatek muzyka była tak głośna, że poczuła się
niemal ogłuszona.
Wypłosz wskazał palcem
coś w oddali. Wytężyła wzrok, ale nie zdołała dostrzec szczegółów. Wzruszyła
ramionami i z szybko bijącym sercem oraz całkiem miękkimi kolanami, ruszyła
przed siebie.
Ten wampir z pewnością
się jej nie spodziewał! Satysfakcja z tego faktu przyćmiła strach i obawy.
Dziewczyna wciąż szeroko się uśmiechając dotarła do tłocznej loży, gdzie w
tłumie ludzi od razu dostrzegła Simona.
Ale na jego kolanach
siedziała obca dziewczyna, w dość jednoznaczny sposób się poruszając.
Spódniczkę miała podwiniętą i nawet z daleka nie było wątpliwości, czym są
zajęci.
Tess zacisnęła zęby. O,
nie! Nie podda się! Nie tym razem!
Simon może mówić i
robić co chce, ona wiedziała swoje.
I będzie go miała!
Ale za to uczucie
bezbrzeżnej zazdrości i przeplatającej się z nią wściekłości, srogo jej
zapłaci! Jeszcze tego wieczoru. Oko za oko!
Zdecydowanie podeszła
do baru i zajęła miejsce na wysokim stołku. Ruchem dłoni przywołała barmana.
– Coś bardzo
mocnego i delikatnego zarazem. Może być drink.
Skinął głową i po
chwili przed Tess stał wysoki kieliszek z płynem w kolorze szmaragdów.
Ostrożnie go spróbowała i z aprobatą uniosła brwi.
– Jeszcze trzy
takie – wskazała palcem. – Możesz dać już teraz.
– Najpierw zapłać.
Wzruszyła ramionami i
wygrzebała z kieszeni wąską opaskę. W zasadzie powinna mieć ją na nadgarstku,
ale uznała, że nie pasuje do stroju.
Barman spojrzał na nią
nieco podejrzliwie. Rzadko kto płacił tu w ten sposób. Zazwyczaj była to
gotówka. Ale dziewczyna nie wyglądała na groźną i w dodatku była śliczna jak
marzenie. Bez słowa postawił przed nią zamówione drinki.
Po pierwszym Tess nic
nie poczuła. Po trzecim minął zły humor, zniknął gdzieś gniew, za to pojawiła
się niekontrolowana wesołość.
Rozejrzała się dookoła
i jej wzrok zatrzymał się na pewnym mężczyźnie. Siedział naprzeciwko, po
drugiej stronie baru. Nie był może do końca w jej typie, ale z pewnością
zdołałby zdrowo przyłożyć Simonowi.
Tak, wykolczykowany,
umięśniony typek, był tym czego szukała.
Uśmiechnęła się
kusząco, jednocześnie oblizując wargi. Odwzajemnił uśmiech i uniósł w górę
swoją szklankę.
Na co miała czekać?
Zsunęła się ze stołka i
chwiejnym krokiem skierowała na parkiet. Ciężka, mroczna muzyka wydała się
nagle idealnie dopasowana do nastroju.
Wybrała odpowiednie
miejsce, tak by być jak najbliżej obiektu zainteresowania i po prostu zaczęła
tańczyć. Z rozbawieniem pomyślała, jak inny był to taniec, od tego, którego
uczyła się od ponad dziesięciu lat.
Tess jako dziecko, była
dość ociężała. Matka, aby rozruszać dziewczynkę, zapisała ją na lekcje baletu.
Na początku nie cierpiała tego, tym bardziej, że ze swoją figurą nie miała
żadnych szans, by osiągnąć w tej dziedzinie choćby najmniejszy sukces. Później,
gdy znacznie wysmuklała, nawet polubiła ten taniec i kontynuowała lekcje już
dla własnej przyjemności.
Teraz okazało się to
jak znalazł. Tremę usunął alkohol i Tess poruszała się niezwykle zmysłowo, nie
zauważając, że dookoła zrobiło się dość pusto. Zapomniała o wszystkich
problemach, zapomniała nawet o Simonie. Przymknęła oczy i dała się ponieść
muzyce, utonęła w dźwiękach, które pulsowały w rytmie bicia jej serca.
Kiedy poczuła silne
dłonie na swych biodrach, uśmiechnęła się i wciąż nie otwierając oczu,
przytuliła do silnego, męskiego ciała. Była pewna, że to nieznajomy, z którym
wymieniła spojrzenia.
„Zemsta bywa słodka” –
pomyślała, gdy zaczął ją całować. Oszołomiona własnymi odczuciami i alkoholem,
dziewczyna poddała się temu bez sprzeciwu. Gdzieś tam w głębi, jakiś głosik
nieśmiało powtarzał, że to nie Simon, a to wszystko nie ma sensu, ale
zapomniała o nim, gdy tylko dłonie mężczyzny spoczęły na jej pośladkach i
ścisnąwszy je, znacząco ją do siebie przyciągnął.
W końcu otworzyła oczy i
napotkała wzrok nieznajomego pełen podniecenia. Odpowiedziała zuchwałym
spojrzeniem, błądząc palcami w okolicach jego krocza. Trzeba przyznać, że nigdy
nie myślała, że u facetów idzie to tak szybko. Jeden pocałunek, a oni już są
gotowi do akcji.
Zachichotała, a on
zdziwiony uniósł brwi. Przez chwilę zastanawiał się, skąd wzięła się tu ta
niezwykła dziewczyna. Była tu pierwszy raz, za to dałby głowę. I w dodatku
sama?
Nie zdążył jednak ani
wymyślić odpowiedzi, ani ponownie pocałować, gdy ktoś brutalnym ruchem wyrwał
mu ją z ramion. Rozgniewany i zaskoczony spojrzał na stojącego obok mężczyznę,
wysokiego, mrocznego i najwyraźniej wściekłego.
– Co do cholery
sobie myślisz? – wybuchnął Simon. Nie wiadomo jednak, do kogo skierował to
pytanie. Tess zamarła, mrugając oczyma zdezorientowana, jakby nie potrafiła
zrozumieć sytuacji, w której się znalazła.
– Myślę, że nam
przeszkodziłeś.
– Ona nie jest dla
ciebie Rin.
– Tylko dla
ciebie? – spytał tamten z ironią. – Wielki zwycięzca ostatniego wyścigu myśli,
że wszystko mu się należy?
– Nie o to chodzi
– Simon zachmurzył się. Wciąż trzymając ramię Tess w żelaznym uścisku, pochylił
się ku koledze i coś szeptem powiedział mu na ucho. Rin najpierw popatrzył na
niego z niedowierzaniem, a potem gwałtownie cofnął się do tyłu.
– Sorry złotko,
nie chcę mieć kłopotów – uniósł w górę dłonie i nieoczekiwanie się roześmiał. –
A tobie życzę powodzenia. Jest tak nagrzana, że rzuciłaby się na każdego
faceta, który by się jej nawinął.
Po czym odwrócił się i
zniknął.
Simon nie zważając na
nic, pociągnął za sobą wciąż milczącą dziewczynę. Gdy wyszli na zewnątrz,
uderzyło w nich chłodne nocne powietrze, które nie złagodziło uczuć Simona, ale
za to odrobinę ocuciło Tess. Pociągnął ją w pusty zaułek obok, przycisnął do
zimnego mury i spojrzał.
Nigdy wcześniej nie
widziała we wzroku Simona takiej wściekłości. Usta surowo zaciśnięte, drgające
mięśnie i pałające złością oczy.
– Co ty sobie do
cholery wyobrażasz?!
– Byłeś zajęty.
Nie chciałam przeszkadzać – odparła z pozorną słodyczą. O, nie! Nie tylko on
miał prawo do gniewu.
– Miało cię tu nie
być!
– Miało. Uciekłam
z domu. A przez ciebie mam szlaban na najbliższe pół roku, podły palancie!
– Szlaban?!
Szlaban! – ryknął nieoczekiwanie, jeszcze mocniej ściskając jej ramiona i
potrząsając z wściekłością. – Ty rozpieszczona, samolubna smarkulo!
Spojrzała na niego
zaskoczona.
– Co?
– Dobrze
słyszałaś! Jesteś samolubną, rozpuszczoną smarkulą, która dba wyłącznie o
zaspokojenie własnych zachcianek!
– Ale ja…
– No właśnie! Ty,
tylko ty! A zastanowiłaś się kiedyś, kto poniesie karę za twoje wybryki?
Dostaniesz areszt domowy, a Alex wyrzucą z hukiem z uczelni. Mnie zamkną pod
byle jakim pretekstem i wyślą na drugi kraniec galaktyki. O ile od razu nie
zginę w jakimś nieszczęśliwym wypadku.
Simon był nie tylko
zły. Był rozgoryczony. I miał rację.
Skuliła się pod
nieoczekiwanym ciężarem słusznych zarzutów.
– Przepraszam, nie
chciałam – wyszeptała.
– Być może.
Idziemy do mnie i dzwonisz po kogoś, kto zabierze cię z powrotem do domu.
Kogokolwiek, komu możesz zaufać. Nie chcę więcej kłopotów. W ogóle nie chcę cię
więcej widzieć!
Skinęła głową, nie
podnosząc jej. Teraz już nie próbowała nawet powstrzymać łez. Spływały na
policzki, gdy posłusznie szła za wciąż rozwścieczonym Simonem.
Jak się okazało,
mieszkał niedaleko. Bez słowa wpuścił ją do środka i zapalił światło. Potem
wskazał videofon.
– Dzwoń. Możesz do
samego diabła, byle jak najprędzej cię stąd zabrał.
Odwróciła się z nagłą
złością.
– To trzeba było
mnie zostawić z tamtym facetem!
– Rin to palant,
ale nawet on nie zasłużył, by karano go za twoje wybryki – mówiąc to, Simon
podszedł do lodówki i wyjął z niej puszkę piwa.
– Jesteś podłym,
bezdusznym głupcem!
– Dzwoń –
powtórzył beznamiętnie, stając naprzeciwko.
Z okrzykiem złości
wytrąciła mu puszkę z dłoni. A potem usiłowała kopnąć. Jednak Simon chyba
spodziewał się tego ataku, bo zablokował uderzenie, a potem usiadł na fotelu i
przełożywszy sobie wierzgającą dziewczynę przez kolano, wymierzył jej kilka
energicznych, silnych uderzeń w wypiętą pupę.
Wrzasnęła, tym razem z
zaskoczenia. Później także z bólu. Simon sobie nie żałował. Ukarał ją jak
krnąbrne dziecko, a następnie puścił i pomógł stanąć na drżących nogach.
– Ty!...
Najwyraźniej zabrakło
jej słów. Stała przed nim, upokorzona, wściekła, z zaciśniętymi kurczowo
pięściami. A na dodatek zawstydzona własnym podnieceniem.
Spojrzał na nią z tym
samym chłodem, co poprzednio. Tylko on wiedział, jak wiele kosztowało go
udawanie obojętności.
– Dzwoń – powtórzył
cicho i wstał, by włączyć videofon.
– Nie! Najpierw musimy
sobie coś wyjaśnić!
– Nic nie musimy.
– Tak? A kto
powiedział, że się we mnie zakochał? Kto? – Rozpłakała się, uderzając drobnymi
piąstkami w jego pierś. – Kto mnie całował? Kto?
– Tess – przełknął
ślinę i na chwilę zamknął oczy. Kiedy je otworzył, mogła w nich zobaczyć
rozpacz, podniecenie i gasnącą już złość. – Nie mogę, zrozum kociaku. Twój
ojciec zabiłby mnie za to.
– Tchórz! – Objął
ją ramionami i pozwolił szlochać w swych objęciach.
– Nie o to chodzi.
Jesteś jeszcze młoda. To co czujesz, minie. To tylko pożądanie. Wolę nie
wchodzić do raju niż zostać z niego wyrzucony…
– Wszyscy
traktujecie mnie jak dziecko, które nie wie, czego chce!
– Bo nim jeszcze
jesteś kociaku. Nie fizycznie, psychicznie. – Delikatnie przeczesał palcami jej
włosy.
Czuła, że nie złamie
jego uporu. Jak wytłumaczyć, że naprawdę go kocha? Że nie chodzi tylko o seks?
Jak mu to wytłumaczyć?
– A jeśli za
miesiąc będę czuła to samo? – spytała na próbę, patrząc w górę, wprost w ciemne
oczy Simona.
– Za miesiąc?
Przynajmniej trzy lata.
– Nie wytrzymam –
jęknęła. – Dlaczego mi to robisz?
Pochylił się, nieznacznie
pieszcząc dłońmi jej plecy.
– Ja już jestem
stracony. Nie chcę cię pociągnąć za sobą – wyszeptał. – Nie Tess, na to nie
pozwolę. Zostań w swoim świecie i bądź szczęśliwa.
– Bez ciebie? Nie
potrafię…
– Potrafisz
kociaku, potrafisz. Zobaczysz, wszystko się ułoży. Wystarczy, że zapomnisz.
I nawet nie
przypuszczał wtedy, jak bardzo się mylił.
4.
Siedem lat minęło odkąd
widział ją po raz ostatni. Prawie nic się nie zmieniła. Wciąż była tak samo
piękna, z tym szczerym uśmiechem i spojrzeniem przejrzystych oczu.
– Witaj Tereso –
miał ochrypły, zmieniony pod wpływem emocji głos.
– Simon? – Nie
miał wątpliwości, że go poznała. – Co ty tutaj robisz?
Obejrzał się do tyłu,
zerkając na milczącego strażnika z bronią.
– Powiedzmy, że na
ochotnika zgłosiłem się do tej misji.
Podążyła za nim
wzrokiem i nieoczekiwanie się uśmiechnęła.
– Na ochotnika?
Jestem zaskoczona.
– Tym, że ktoś
taki jak ja poświęca się dla milionów?
– Tysięcy –
poprawiła go w roztargnieniu. – Bo to nie w twoim stylu.
Zabolało. Chociaż miała
rację. Mając wybór pomiędzy krzesłem elektrycznym, a udziałem w samobójczej
misji, wybrał to drugie. Między innymi dlatego, że dawało całkiem realne szanse
na ucieczkę.
– Skąd wiesz?
– Miałeś rację
mówiąc, że jak będę starsza to zrozumiem.
Pochylił głowę. Złudzeń
co do bliźnich pozbył się już dawno temu. Skoro jednak i ona widziała w nim
tylko przegranego, samolubnego wyrzutka, to co miał do stracenia?
Podniósł głowę,
wyginając kąciki ust w pogardliwym uśmiechu. Nie spodobało jej się to
spojrzenie, mroczne i pełne rozbawienia. Te dwie rzeczy znakomicie się ze sobą
łączyły, tworząc obraz ponurego, szalonego człowieka o niespokojnej, poranionej
duszy.
– I co? Wciąż
jeszcze chcesz bym cię przeleciał?
Mogła się zezłościć,
uderzyć go, obrzucić inwektywami. W zamian za to popatrzyła z niezwykłą powagą.
– Tak.
To jedno, krótkie,
treściwe słowo wygnało z jego duszy demony. Napięte mięśnie rozluźniły się, i
przez chwilę poczuł wstyd.
– Wciąż nie wiesz
co mówisz, kociaku – uśmiechnął się niewesoło.
– Zawsze wiedziałam.
I to dlatego nie ja uciekłam. Nie ja zrezygnowałam.
– Czeka nas długa podróż
– nieoczekiwanie zmienił temat. Mógł rozmawiać o wielu rzeczach, ale nie o tych
smutnych, samotnych latach, pełnych goryczy, taniego alkoholu i coraz
marniejszych dziwek.
– Hibernacja to
znakomity wynalazek.
– Nie lubię tego
stanu po wybudzeniu.
– Nikt go nie
lubi. Ale przecież jesteś dużym chłopcem, dasz sobie radę – dodała z ironią,
szykując aparaturę.
Milczał, podczas gdy
ona wykonywała całą serię badań. Nie drgnął nawet wtedy, gdy przypadkiem
musnęła wierzchem dłoni nagą skórę na jego piersi. Zacisnął tylko zęby, z taką
siłą, że poczuł iż kaleczy własne wargi.
– Gotowe.
Wskazała na pojemnik do
hibernacji, znajdujący się z tyłu. Rozebrał się, starając nie patrzeć w jej twarz.
Strażnik obserwował go beznamiętnie, nie mając pojęcia, że trzymana przez niego
broń nie daje mu absolutnie żadnej przewagi. Gdyby nie niespodziewana obecność
Tess, już dawno leżałby na ziemi we własnych wnętrznościach, a Simon siedziałby
w jednostce awaryjnej, ewakuując się w określonym kierunku, by wykonać polecone mu zadanie. Jednak w tym wypadku musiał to rozegrać inaczej.
Mógł bez skrupułów
skrzywdzić każdego. Ale nie ją. Przynajmniej nie fizycznie. Bo poza tym
doskonale zdawał sobie sprawę, że kiedyś złamał jej serce.
– Buziak na
pożegnanie? – zażartował, kładąc się bez sprzeciwu na wskazanym miejscu.
Spojrzała na niego bez
słowa. Nie mógł nie zauważyć, że w zielonych oczach zalśniły łzy. Drżącymi
rękoma przymocowała wszystkie czujniki. Gdy już niemal całkowicie odpływał w
niebyt, poczuł dotyk gorących, miękkich ust na swoich wargach.
– Do zobaczenia za
kilka lat świetlnych Simonie.
Potem płakała tak długo,
że nie miała już nawet sił, by sięgnąć po świeżą paczkę chusteczek.
A przecież myślała, że
po tym co przeżyła, życie będzie prostsze, że niczym więcej jej nie zaskoczy.
Dlaczego akurat on?
Dlaczego właśnie teraz?
Przesuwając opuszkiem
palca po gładkim blacie stołu, napisała niewidzialnymi literami jego imię. Potem
zrobiła to jeszcze raz, i jeszcze. Tą hipnotyzującą czynność przerwało ciche
brzęczenie alarmu.
Na chwilę zapomniała o
swoich zmartwieniach. Czujnie spojrzała na ekran znajdującego się przed nią
monitora. Potem odprężyła się, bo okazało się, że to tylko jakaś zbłąkana
kometa. Ciemna chmura nad jej głową powróciła i znów przysłoniła cieniem cały
świat.
Tessa wstała i przeszła
do sali hibernacyjnej. Najwyższy czas by i ona, pogrążyła się w błogiej nieświadomości.
By choć na chwilę móc przestać cierpieć.
Starannie złożyła
zdjęte ubranie i położyła obok. Potem zajęła swoje miejsce. Kiedy zasypiała,
przed oczyma wciąż miała pełen pozornego rozbawienia, ponury i szalony wzrok
Simona. Potem zniknął i on. Ostatnie o czym pomyślała, było wspomnienie ich
pierwszego pocałunku.
Zasnęła z uśmiechem na
ustach.
link do części VI - klik
Witaj kochana Babeczko i szanowni czytelnicy.
OdpowiedzUsuńHmmm głupio mi , ale prosiłaś Babeczko byśmy ,,wyłapywali ,, twoje małe błędy, więc w tym słowie jest mały chochlik ,cytuję słówko z błędem -( yreyzgnowaam.)
Opowiadanie rewelacyjne, przemawia do serca, duszy i wyobraźni,rewelacyjna lekkość pisania i ta głębia zarazem ,Twoje opowiadania są jak Twoje wypieki cukiernicze, porażają prostotą i jasnością przekazu jednocześnie powalają barwą i nasyceniem kolorem jak babeczki ,które z taką pasją pieczesz.
Pozdrawiam i życzę wielu pomysłów na dalsze pełne barw i pasji opowiadania.
Anna :-)
Dzięki. Mój word czasem ma loty i zamiast y daje z, zamiast z daje y, a polskich znaków w ogóle nie wyświetla. Pewnie włączam jakąś niepożądaną funkcję, ale nie mam pojęcia jaką.
UsuńDziękuję za komplementy z zapraszam na ciąg dalszy, zwłaszcza, że "Trzy mile" należą do moich ulubionych tekstów :-)
Ona sie włącza i wyłącza poprzez jednoczesne kliknięcie lewego shift'a i ctrl'a. ;) A cześć świetna, czekam na ciąg dalszy ^^
UsuńK.
Wciskasz jednoczesnie shift i ctrl dlatego Ci sie zmieniaja z i y ;) jak ponownie to zrobisz wylaczysz to ;)
OdpowiedzUsuńWierna fanka pozdrawia :))
A pewnie tak - to przy wstawianiu twardej pauzy. Zazwyczaj zamykam worda i otwieram od nowa, ale następnym razem spróbuję jak radzisz.
UsuńPozdrawiam
Gdzieś w ustawieniach właśnie dotyczących takich różnych skrótów klawiszowych można ustawić, żeby ta kombinacja klawiszy nic nie robiła. Ja to sobie kiedyś ustawiłam w wordzie 2003. Ale w 2007 nie wiem gdzie to jest, ale chyba ustawienia z 2003 wciąż działają :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie super, jak każde. Czekam na następne części!
Mizuki [www.stories.fora.pl]
Ja już lepiej nie grzebię, a poza tym ta kombinacja klawiszy jest mi jednak potrzebna, do tzw twardej spacji w tekście, więc nie ruszam.
UsuńAle dzięki :-)))
Początkowo opowiadanie przypominało "Trzy metry nad niebem" ale na szczęście zmieniło kierunek. Jest teraz bardziej kosmiczne ;-)
OdpowiedzUsuńSimon jak bardziej przypadł mi do gustu ;-)
Kiedy możemy się spodziewać następnej części?
S.
W poniedziałek. Na sto procent, bo już wpisałam w zaplanowane publikacje :-) Nie będzie opóźnień.
UsuńOpowiadanie siwetne! czekam na nastepna czesc ;) PS zajrzyj na maila :P
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział Pechowej :) ?
OdpowiedzUsuńŚwietne :) tylko, że lata świetlne to jednostka odległości :P
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia... Jakaś bardziej czuję klimaty wikołaków, wampirów czy dżinów niż galaktyk i kosmosów.. Jednak kto co lubi :-) lecę dalej :)
OdpowiedzUsuń