środa, 23 października 2013

Trzy mile dalej pod tym samym niebem (IV)

Krótko, bo druga część jutro :-) Przypominam, że jest to nowa wersja, inna niż ta napisana pierwotnie. Wyszła dłuższa, bardziej zakręcona i chyba smutniejsza...
Przyjemności!!! 

link do części III - klik

          Trzy mile dalej pod tym samym niebem (IV)
Bijąc się z myślami, przekroczyła próg niewielkiego mieszkania. Drzwi, choć tego się nie spodziewała, były otwarte.
W środku panował straszliwy bałagan. I dziwny zapach. Skrzywiła z niesmakiem usta. A potem znieruchomiała w miejscu, bo w drzwiach naprzeciwko ukazał się półnagi Simon, zaspany, nieogolony i straszliwie ziewający.
– Tess? – spytał zdumiony, gdy tylko ją zauważył. – Co ty tu robisz?
– Rewizyta – odparła krótko i podeszła bliżej. – Czy ty nigdy nie sprzątasz?
– A po co? – Wzruszył ramionami i leniwym krokiem skierował się ku aneksowi kuchennemu. – Chcesz kawy?
– Tak, poproszę.
Roześmiał się.
– Jak tu trafiłaś? Bo dam głowę, że Alex nie zdradziłaby mojego adresu.
– I słusznie. Włamałam się do służbowego komputera ojca. Tam jest wszystko, dokładne dane o każdym mieszkańcu kolonii.
– Czytałaś moje akta? – Znieruchomiał, a w ciemnych oczach dojrzała iskierki złości.
– Daj w czystej filiżance. Bez mleka i cukru. Pewnie, że czytałam.
– Mogłaś spytać, sam bym wszystko powiedział.
– Tak? Wszystko? Miejsce zamieszkania również?
– Nie bądź ironiczna dzieciaku, nie wychodzi ci.
Pomyślała, że nic dziwnego iż nie chciał by czytała jego kartotekę. Było w niej wszystko – od pierwszych rozbojów, drobnych kradzieży, kilkunastu pobić, dwóch prób gwałtu, aż po nieudowodnione morderstwo.
– Powiedzmy, że byłam lekko zszokowana po przeczytaniu całości.
– Lekko?
– Bo to, co tam napisano, nijak nie pasuje do człowieka, którego znam.
Nigdy wcześniej nie widziała u Simona tak zdumionej miny.
– Nie pasuje? – powtórzył niczym echo.
– Mnie nie zrobiłeś krzywdy, choć nie powiem, czasem strasznie grałeś na nerwach.
– Jeszcze nie – odparł złowróżbnie odzyskując zdolność ruchu.
Tess patrzyła na niego z wyraźnym rozbawieniem w oczach. Nie. Nigdy w życiu nie uwierzy, że mógłby ją skrzywdzić. Nie fizycznie.
– Nieraz miałem ochotę skręcić ci kark.
– Tere fere. – Wstała i podeszła bliżej. Potem objęła go w pasie i przytuliła się do nagich pleców. – Kłamczuch!
Chyba się zdenerwował, bo wyplątał się z jej ramion i odwrócił przodem, mierząc ją gniewnym spojrzeniem.
– Nie wierzysz? Podać przykłady?
– Nie wierzę. – Tym razem oparła dłonie o nagą pierś. Westchnęła, bo pomyślała, że to doprawdy cudowne uczucie, mieć go tuż obok, takiego jeszcze zaspanego, w samych bokserkach, które w dodatku zaczęły się niepokojąco wybrzuszać. Zanim zdążył zareagować, wspięła się na palce i pocałowała suche wargi mężczyzny.
– Tess nie wolno… – wymamrotał zanim na dobre zawładnęło nim pożądanie. Smakowała lepiej niż przypuszczał, trochę miętą, trochę czekoladą.
– Liczę na to, że nie jesteś z kamienia – wyszeptała mu na ucho najwyraźniej rozbawiona całą sytuacją.
Nagle Simon zdał sobie sprawę, że nie potrafi nad sobą zapanować. Usta szukały jej warg, dłonie pragnęły dotyku nagiej skóry, a nabrzmiała męskość spełnienia w akompaniamencie krzyku rozkoszy.
Ale to on musiał przerwać. Znów! Jasna cholera! Znów musiał przerwać!
– Nie Tess, nigdy w życiu.
Prychnęła niczym rozzłoszczona kotka.
– Zobaczymy jak długo potrwa to twoje „nigdy”?
– Wystarczająco, abyś znalazła sobie męża i dorobiła piątki dzieci.
– Nie ma mowy. Chyba że z tobą? – zerknęła na niego zalotnie.
– Tereso! Zmykaj stąd pókim dobry!
– Mogę poczekać, aż zrobisz się zły…
Doprowadzała go do szewskiej pasji. Do wrzenia.
Usiadł na taborecie popijając kawę, ale dziewczyna bez skrępowania przysiadła na jego kolanach i wtuliła się w ramiona.
– Czy ja wyraziłem się niejasno, kociaku?
– Co chcesz? Ja tylko siedzę? – oznajmiła, wygonie moszcząc się niczym prawdziwy kot. Miał wrażenie, że zaraz zacznie mruczeć.
– Taka jesteś odważna? – kciukiem uniósł jej brodę. – Zobaczymy. Pojutrze wieczór, Klub 57. Tylko załóż jakieś seksowne ciuszki, nie ten uniform, co na wyścigach. A teraz złaź i wynocha, zanim stracę cierpliwość!
– Jaką cierpliwość? – mruknęła, ale posłusznie wstała. – Będę na pewno.
Nie mogła się powstrzymać, by nie pocałować go na pożegnanie.
Dopiero kiedy wyszła, Simon uświadomił sobie, że choć nie wprost, to jej słowa były niczym oświadczyny. Znieruchomiał z kawą uniesioną w jednej dłoni.
A potem odstawił ją z hukiem i postanowił działać.
***
Dawno nie była tak wściekła.
A wszystko to przez jeden mały anonim.
Liścik, który informował o jej samotnym wypadzie do Trzeciej Dzielnicy.
W domu wybuchło piekło. Przez dwie godziny słuchała umoralniających wykładów, z całej siły powstrzymując się od zabierania głosu. A na sam koniec została skazana na areszt domowy.
„Traktują mnie jak dziecko!” – myślała buntowniczo Tess, gdy wieczorem zamknięto drzwi jej pokoju i zabezpieczono ośmiocyfrowym kodem. Na dodatek wszelkie próby złamania go skutkowały włączeniem jazgotliwego alarmu, o czym suchym tonem poinformowała ją matka.
Była stuprocentowo pewna, że anonim pochodził od Simona. To podły, wredny!… Aż brakowało słów na określenie jego czynu! I na dodatek ośmielił się zaprosić ją na wieczorne spotkanie w klubie!
Zgrzytnęła zębami, a potem mściwie pomyślała, że i tak się stąd wydostanie. Rodzice jak co piątkowy wieczór wychodzili na kolację, wracali nad ranem, i co najważniejsze, byli pewni, że nie da rady złamać kodu, bez wszczęcia alarmu.
Otóż nie! O jednym zapomnieli.
Apartament Tess składał się z ogromnej sypialni i sporych rozmiarów łazienki. W tej drugiej, całkiem w rogu, istniał szyb wentylacyjny. Znalazła go jako dziecko, gdy szukała tajnej kryjówki dla swego pamiętnika. Był idealnie wpasowany w sufit, prawie niewidoczny, ale znalazła w bazie danych dokąd prowadził.
Potrzebne ciuchy i kosmetyki spakowała do plecaka. Następnie uformowała na łóżku odpowiedni kształt, tak aby wydawać się mogło, że to ona tam śpi. Choć mało prawdopodobne, by ktoś zakłócił jej spokój, aż do rana.
Było ciasno. Zanim dotarła do pierwszego zakrętu ciężko dyszała i opływała potem. Ale upór był silniejszy. Na sam koniec zjechała w prawie pionowym korytarzu, wprost do piwnic. Wstała i otrzepała się, a potem roześmiała z satysfakcją. To było dziecinne, ale skoro traktowali ją jak niedorozwiniętą nastolatkę…
Pół godziny później zapukała do drzwi Aleks.
– Tess? Jak ty wyglądasz?
– Uciekłam z domu – oznajmiła ponuro, wkraczając do środka.
– Chyba żartujesz?
– Nie martw się, tylko na ten wieczór. Simon podesłał anonim, opisujący moją wizytę u ciebie. Mam areszt domowy na bliżej nieokreślony czas.
– Jak? – Aleks z jękiem usiadła na fotelu, wpatrując się w przyjaciółkę z podziwem i niedowierzaniem.
– Stary szyb wentylacyjny. Cholera – zaklęła nagle Tess – tylko jak wrócę?
– Nie wiesz?
– Pomyślę o tym później. A teraz pozwól, że skorzystam z łazienki.
Nieco przerażona i roztrzęsiona Aleks, w pośpiechu przygotowała dwa kubki herbaty. To stanowczo zaszło za daleko, lecz nie Simon ponosił winę za obecną sytuację. Rozmowa z nim nie wniesie niczego nowego. Wyraźnie widać, że chciał zapobiec dalszemu rozwojowi wypadków. A rozmowa z Tess? Alex dobrze wiedziała, jak uparta potrafi być jej przyjaciółka. Odwoływanie się do zdrowego rozsądku nie ma sensu.
– Tereso! Chyba oszalałaś? – zaczęła, gdy przyjaciółka wyszła z łazienki. – Co ty na sobie masz?
– A, co? Źle wyglądam? – Tess z zadowoleniem przejrzała się w lustrze, wiszącym tuż przy wejściu. Miała na sobie obcisłe dżinsowe spodenki, kusą czerwoną bluzeczkę z głębokim dekoltem, w zagłębieniu którego widać było dwie zgrabne półkule piersi, oraz czarne kozaczki na niebotycznym obcasie. Do tego odważny makijaż i burzę loków, otaczających szczupłą, roześmianą twarz.
– Gdzie niby chcesz się udać, tak ubrana?
– Klub 57 – odparła tamta bez mrugnięcia okiem.
– Nie mam mowy! Chyba sama będę zmuszona napisać kolejny anonim!
– Nie truj. Nie będę sama.
– Ile razy mam powtarzać – Aleks zdenerwowana chodziła po pokoju – Simon nie jest dla ciebie. Fascynacja silnym, brutalnym mężczyzną to jedno, a prawdziwy związek to drugie. Czego po nim oczekujesz? Że oświadczy się pewnego dnia, padając na kolana z bukietem kwiatów?
– Chcę się z nim kochać! – Tess buntowniczo wysunęła podbródek.
– Tereso, ja cię nie poznaję? – Aleks zdumiona zamarła w miejscu.
– Dobrze, zrobimy tak. Daję ci słowo, że to ostatnia próba. Jeśli wieczór nie pójdzie po mojej myśli, zrezygnuję.
– Oszaleję z tobą! Powinnam natychmiast zadzwonić do twoich rodziców!
– Przeżyjesz – Tessa śmiejąc się poklepała przyjaciółkę po policzku, ani trochę nie przejmując się tą groźbą. – I nigdzie nie dzwoń. Mamy umowę. A teraz powiedz mi jak dojść do tego Klubu 57? Jestem potwornie spóźniona…
Pełna obaw Aleks odprowadziła ją pod pulsujące światłem wejście, nad którym wisiał przekrzywiony neon przedstawiający gołą panienkę. Nie wyglądało to zachęcająco, ale upór Tess nie dawał się przezwyciężyć żadnymi argumentami.
– Ona do Simona – krzyknęła do ponurego osiłka stojącego przed drzwiami, wskazując na Tess. – Jest z nim umówiona.
– Wiele kobiet się z nim umawia – odparł lakonicznie, nawet nie drgnąwszy.
– Przestań idioto. Jestem jego kuzynką. A tę panienkę masz odprowadzić do celu inaczej ktoś się potężnie wścieknie.
Zmrużył oczy niedowierzająco. Stojąca obok Tess miała dość nietęgą minę. Wiele kobiet? Kiepski początek.
– Cześć Alex. Nie wpadniesz na imprezę? – Zza pleców ochroniarza wynurzył się szczupły wypłosz o rozbieganych oczkach.
– Część Steve. Nie mogę. Zaprowadzisz ją?
– Ech. Twój kuzynek to ma szczęście do pięknych kobiet.
– Szkoda, że tylko do nich – ucięła krótko, po czym wepchnęła Tess do środka.
– Zadzwonię po drodze do Simona i sprawdzę czy dotarła do celu – powiedziała groźnie. Potem cmoknęła znieruchomiała przyjaciółkę w policzek i już jej nie było.
Nieco przerażona, ale mocno zdeterminowana Teresa podążyła za swym przewodnikiem, najpierw wąskim korytarze, następnie schodami w dół, aż w końcu znalazła się w pełnej dymu i przytłumionego światła sali. Na dodatek muzyka była tak głośna, że poczuła się niemal ogłuszona.
Wypłosz wskazał palcem coś w oddali. Wytężyła wzrok, ale nie zdołała dostrzec szczegółów. Wzruszyła ramionami i z szybko bijącym sercem oraz czując całkiem miękkie kolana, ruszyła przed siebie.

link do części V - klik

9 komentarzy:

  1. Dla mnie bomba! Zdecydowanie jestem zdania żeby to zostało w tej stylistyce a jeśli nie może to niech chociaż trwa najdłużej jak to możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie moge sie doczekać dalszej części! <3
    W przedostatnim akapicie jest błąd 'korytarze' zamiast 'korytarzem'
    Uwielbiam Cię Babeczko <3

    OdpowiedzUsuń
  3. super !! nie moge sie doczekac jutra - jestes swietna Kobietko!! AD

    OdpowiedzUsuń
  4. O której godzinie można się jutro spodziewać kolejnej części? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Adres miejsca zamieszkania to nie takie maslo maslane czy sie czepiam?
    Juz czekam na kolejna część. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem... Może ktoś jeszcze się wypowie.

      Kolejna część wieczorkiem. Buziaki

      Usuń
    2. Babeczko, wrzucilam to wyrażenie w google i na pierwszej stronie pojawiły mi sie 2 artykuły mówiące o niepoprawnosci tego sformułowania. Albo adres albo miejsce zamieszkania- tak mówią językoznawcy. Ale to przecież drobnostka. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Wyręczyłaś mnie :-) Na rano nie miałam już czasu sprawdzić. To poprawiamy.

      Usuń
  6. Hah! Jakie to szczęście nie musieć czekać! <3

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.