czwartek, 24 października 2013

Trzy mile dalej pod tym samym niebem (V)

Zgodnie z obietnicą. Ciąg dalszy w przyszłym tygodniu. Przyjemności!!!

link do części IV - klik

          Trzy mile dalej pod tym samym niebem (V)
Nieco przerażona, ale mocno zdeterminowana Teresa podążyła za swym przewodnikiem, najpierw wąskim korytarzem, następnie schodami w dół, aż w końcu znalazła się w pełnej dymu i przytłumionego światła sali. Na dodatek muzyka była tak głośna, że poczuła się niemal ogłuszona.
Wypłosz wskazał palcem coś w oddali. Wytężyła wzrok, ale nie zdołała dostrzec szczegółów. Wzruszyła ramionami i z szybko bijącym sercem oraz całkiem miękkimi kolanami, ruszyła przed siebie.
Ten wampir z pewnością się jej nie spodziewał! Satysfakcja z tego faktu przyćmiła strach i obawy. Dziewczyna wciąż szeroko się uśmiechając dotarła do tłocznej loży, gdzie w tłumie ludzi od razu dostrzegła Simona.
Ale na jego kolanach siedziała obca dziewczyna, w dość jednoznaczny sposób się poruszając. Spódniczkę miała podwiniętą i nawet z daleka nie było wątpliwości, czym są zajęci.
Tess zacisnęła zęby. O, nie! Nie podda się! Nie tym razem!
Simon może mówić i robić co chce, ona wiedziała swoje.
I będzie go miała!
Ale za to uczucie bezbrzeżnej zazdrości i przeplatającej się z nią wściekłości, srogo jej zapłaci! Jeszcze tego wieczoru. Oko za oko!
Zdecydowanie podeszła do baru i zajęła miejsce na wysokim stołku. Ruchem dłoni przywołała barmana.
– Coś bardzo mocnego i delikatnego zarazem. Może być drink.
Skinął głową i po chwili przed Tess stał wysoki kieliszek z płynem w kolorze szmaragdów. Ostrożnie go spróbowała i z aprobatą uniosła brwi.
– Jeszcze trzy takie – wskazała palcem. – Możesz dać już teraz.
– Najpierw zapłać.
Wzruszyła ramionami i wygrzebała z kieszeni wąską opaskę. W zasadzie powinna mieć ją na nadgarstku, ale uznała, że nie pasuje do stroju.
Barman spojrzał na nią nieco podejrzliwie. Rzadko kto płacił tu w ten sposób. Zazwyczaj była to gotówka. Ale dziewczyna nie wyglądała na groźną i w dodatku była śliczna jak marzenie. Bez słowa postawił przed nią zamówione drinki.
Po pierwszym Tess nic nie poczuła. Po trzecim minął zły humor, zniknął gdzieś gniew, za to pojawiła się niekontrolowana wesołość.
Rozejrzała się dookoła i jej wzrok zatrzymał się na pewnym mężczyźnie. Siedział naprzeciwko, po drugiej stronie baru. Nie był może do końca w jej typie, ale z pewnością zdołałby zdrowo przyłożyć Simonowi.
Tak, wykolczykowany, umięśniony typek, był tym czego szukała.
Uśmiechnęła się kusząco, jednocześnie oblizując wargi. Odwzajemnił uśmiech i uniósł w górę swoją szklankę.
Na co miała czekać?
Zsunęła się ze stołka i chwiejnym krokiem skierowała na parkiet. Ciężka, mroczna muzyka wydała się nagle idealnie dopasowana do nastroju.
Wybrała odpowiednie miejsce, tak by być jak najbliżej obiektu zainteresowania i po prostu zaczęła tańczyć. Z rozbawieniem pomyślała, jak inny był to taniec, od tego, którego uczyła się od ponad dziesięciu lat.
Tess jako dziecko, była dość ociężała. Matka, aby rozruszać dziewczynkę, zapisała ją na lekcje baletu. Na początku nie cierpiała tego, tym bardziej, że ze swoją figurą nie miała żadnych szans, by osiągnąć w tej dziedzinie choćby najmniejszy sukces. Później, gdy znacznie wysmuklała, nawet polubiła ten taniec i kontynuowała lekcje już dla własnej przyjemności.
Teraz okazało się to jak znalazł. Tremę usunął alkohol i Tess poruszała się niezwykle zmysłowo, nie zauważając, że dookoła zrobiło się dość pusto. Zapomniała o wszystkich problemach, zapomniała nawet o Simonie. Przymknęła oczy i dała się ponieść muzyce, utonęła w dźwiękach, które pulsowały w rytmie bicia jej serca.
Kiedy poczuła silne dłonie na swych biodrach, uśmiechnęła się i wciąż nie otwierając oczu, przytuliła do silnego, męskiego ciała. Była pewna, że to nieznajomy, z którym wymieniła spojrzenia.
„Zemsta bywa słodka” – pomyślała, gdy zaczął ją całować. Oszołomiona własnymi odczuciami i alkoholem, dziewczyna poddała się temu bez sprzeciwu. Gdzieś tam w głębi, jakiś głosik nieśmiało powtarzał, że to nie Simon, a to wszystko nie ma sensu, ale zapomniała o nim, gdy tylko dłonie mężczyzny spoczęły na jej pośladkach i ścisnąwszy je, znacząco ją do siebie przyciągnął.
W końcu otworzyła oczy i napotkała wzrok nieznajomego pełen podniecenia. Odpowiedziała zuchwałym spojrzeniem, błądząc palcami w okolicach jego krocza. Trzeba przyznać, że nigdy nie myślała, że u facetów idzie to tak szybko. Jeden pocałunek, a oni już są gotowi do akcji.
Zachichotała, a on zdziwiony uniósł brwi. Przez chwilę zastanawiał się, skąd wzięła się tu ta niezwykła dziewczyna. Była tu pierwszy raz, za to dałby głowę. I w dodatku sama?
Nie zdążył jednak ani wymyślić odpowiedzi, ani ponownie pocałować, gdy ktoś brutalnym ruchem wyrwał mu ją z ramion. Rozgniewany i zaskoczony spojrzał na stojącego obok mężczyznę, wysokiego, mrocznego i najwyraźniej wściekłego.
– Co do cholery sobie myślisz? – wybuchnął Simon. Nie wiadomo jednak, do kogo skierował to pytanie. Tess zamarła, mrugając oczyma zdezorientowana, jakby nie potrafiła zrozumieć sytuacji, w której się znalazła.
– Myślę, że nam przeszkodziłeś.
– Ona nie jest dla ciebie Rin.
– Tylko dla ciebie? – spytał tamten z ironią. – Wielki zwycięzca ostatniego wyścigu myśli, że wszystko mu się należy?
– Nie o to chodzi – Simon zachmurzył się. Wciąż trzymając ramię Tess w żelaznym uścisku, pochylił się ku koledze i coś szeptem powiedział mu na ucho. Rin najpierw popatrzył na niego z niedowierzaniem, a potem gwałtownie cofnął się do tyłu.
– Sorry złotko, nie chcę mieć kłopotów – uniósł w górę dłonie i nieoczekiwanie się roześmiał. – A tobie życzę powodzenia. Jest tak nagrzana, że rzuciłaby się na każdego faceta, który by się jej nawinął.
Po czym odwrócił się i zniknął.
Simon nie zważając na nic, pociągnął za sobą wciąż milczącą dziewczynę. Gdy wyszli na zewnątrz, uderzyło w nich chłodne nocne powietrze, które nie złagodziło uczuć Simona, ale za to odrobinę ocuciło Tess. Pociągnął ją w pusty zaułek obok, przycisnął do zimnego mury i spojrzał.
Nigdy wcześniej nie widziała we wzroku Simona takiej wściekłości. Usta surowo zaciśnięte, drgające mięśnie i pałające złością oczy.
– Co ty sobie do cholery wyobrażasz?!
– Byłeś zajęty. Nie chciałam przeszkadzać – odparła z pozorną słodyczą. O, nie! Nie tylko on miał prawo do gniewu.
– Miało cię tu nie być!
– Miało. Uciekłam z domu. A przez ciebie mam szlaban na najbliższe pół roku, podły palancie!
– Szlaban?! Szlaban! – ryknął nieoczekiwanie, jeszcze mocniej ściskając jej ramiona i potrząsając z wściekłością. – Ty rozpieszczona, samolubna smarkulo!
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Co?
– Dobrze słyszałaś! Jesteś samolubną, rozpuszczoną smarkulą, która dba wyłącznie o zaspokojenie własnych zachcianek!
– Ale ja…
– No właśnie! Ty, tylko ty! A zastanowiłaś się kiedyś, kto poniesie karę za twoje wybryki? Dostaniesz areszt domowy, a Alex wyrzucą z hukiem z uczelni. Mnie zamkną pod byle jakim pretekstem i wyślą na drugi kraniec galaktyki. O ile od razu nie zginę w jakimś nieszczęśliwym wypadku.
Simon był nie tylko zły. Był rozgoryczony. I miał rację.
Skuliła się pod nieoczekiwanym ciężarem słusznych zarzutów.
– Przepraszam, nie chciałam – wyszeptała.
– Być może. Idziemy do mnie i dzwonisz po kogoś, kto zabierze cię z powrotem do domu. Kogokolwiek, komu możesz zaufać. Nie chcę więcej kłopotów. W ogóle nie chcę cię więcej widzieć!
Skinęła głową, nie podnosząc jej. Teraz już nie próbowała nawet powstrzymać łez. Spływały na policzki, gdy posłusznie szła za wciąż rozwścieczonym Simonem.
Jak się okazało, mieszkał niedaleko. Bez słowa wpuścił ją do środka i zapalił światło. Potem wskazał videofon.
– Dzwoń. Możesz do samego diabła, byle jak najprędzej cię stąd zabrał.
Odwróciła się z nagłą złością.
– To trzeba było mnie zostawić z tamtym facetem!
– Rin to palant, ale nawet on nie zasłużył, by karano go za twoje wybryki – mówiąc to, Simon podszedł do lodówki i wyjął z niej puszkę piwa.
– Jesteś podłym, bezdusznym głupcem!
– Dzwoń – powtórzył beznamiętnie, stając naprzeciwko.
Z okrzykiem złości wytrąciła mu puszkę z dłoni. A potem usiłowała kopnąć. Jednak Simon chyba spodziewał się tego ataku, bo zablokował uderzenie, a potem usiadł na fotelu i przełożywszy sobie wierzgającą dziewczynę przez kolano, wymierzył jej kilka energicznych, silnych uderzeń w wypiętą pupę.
Wrzasnęła, tym razem z zaskoczenia. Później także z bólu. Simon sobie nie żałował. Ukarał ją jak krnąbrne dziecko, a następnie puścił i pomógł stanąć na drżących nogach.
– Ty!...
Najwyraźniej zabrakło jej słów. Stała przed nim, upokorzona, wściekła, z zaciśniętymi kurczowo pięściami. A na dodatek zawstydzona własnym podnieceniem.
Spojrzał na nią z tym samym chłodem, co poprzednio. Tylko on wiedział, jak wiele kosztowało go udawanie obojętności.
– Dzwoń – powtórzył cicho i wstał, by włączyć videofon.
– Nie! Najpierw musimy sobie coś wyjaśnić!
– Nic nie musimy.
– Tak? A kto powiedział, że się we mnie zakochał? Kto? – Rozpłakała się, uderzając drobnymi piąstkami w jego pierś. – Kto mnie całował? Kto?
– Tess – przełknął ślinę i na chwilę zamknął oczy. Kiedy je otworzył, mogła w nich zobaczyć rozpacz, podniecenie i gasnącą już złość. – Nie mogę, zrozum kociaku. Twój ojciec zabiłby mnie za to.
– Tchórz! – Objął ją ramionami i pozwolił szlochać w swych objęciach.
– Nie o to chodzi. Jesteś jeszcze młoda. To co czujesz, minie. To tylko pożądanie. Wolę nie wchodzić do raju niż zostać z niego wyrzucony…
– Wszyscy traktujecie mnie jak dziecko, które nie wie, czego chce!
– Bo nim jeszcze jesteś kociaku. Nie fizycznie, psychicznie. – Delikatnie przeczesał palcami jej włosy.
Czuła, że nie złamie jego uporu. Jak wytłumaczyć, że naprawdę go kocha? Że nie chodzi tylko o seks? Jak mu to wytłumaczyć?
– A jeśli za miesiąc będę czuła to samo? – spytała na próbę, patrząc w górę, wprost w ciemne oczy Simona.
– Za miesiąc? Przynajmniej trzy lata.
– Nie wytrzymam – jęknęła. – Dlaczego mi to robisz?
Pochylił się, nieznacznie pieszcząc dłońmi jej plecy.
– Ja już jestem stracony. Nie chcę cię pociągnąć za sobą – wyszeptał. – Nie Tess, na to nie pozwolę. Zostań w swoim świecie i bądź szczęśliwa.
– Bez ciebie? Nie potrafię…
– Potrafisz kociaku, potrafisz. Zobaczysz, wszystko się ułoży. Wystarczy, że zapomnisz.
I nawet nie przypuszczał wtedy, jak bardzo się mylił.

4.
Siedem lat minęło odkąd widział ją po raz ostatni. Prawie nic się nie zmieniła. Wciąż była tak samo piękna, z tym szczerym uśmiechem i spojrzeniem przejrzystych oczu.
– Witaj Tereso – miał ochrypły, zmieniony pod wpływem emocji głos.
– Simon? – Nie miał wątpliwości, że go poznała. – Co ty tutaj robisz?
Obejrzał się do tyłu, zerkając na milczącego strażnika z bronią.
– Powiedzmy, że na ochotnika zgłosiłem się do tej misji.
Podążyła za nim wzrokiem i nieoczekiwanie się uśmiechnęła.
– Na ochotnika? Jestem zaskoczona.
– Tym, że ktoś taki jak ja poświęca się dla milionów?
– Tysięcy – poprawiła go w roztargnieniu. – Bo to nie w twoim stylu.
Zabolało. Chociaż miała rację. Mając wybór pomiędzy krzesłem elektrycznym, a udziałem w samobójczej misji, wybrał to drugie. Między innymi dlatego, że dawało całkiem realne szanse na ucieczkę.
– Skąd wiesz?
– Miałeś rację mówiąc, że jak będę starsza to zrozumiem.
Pochylił głowę. Złudzeń co do bliźnich pozbył się już dawno temu. Skoro jednak i ona widziała w nim tylko przegranego, samolubnego wyrzutka, to co miał do stracenia?
Podniósł głowę, wyginając kąciki ust w pogardliwym uśmiechu. Nie spodobało jej się to spojrzenie, mroczne i pełne rozbawienia. Te dwie rzeczy znakomicie się ze sobą łączyły, tworząc obraz ponurego, szalonego człowieka o niespokojnej, poranionej duszy.
– I co? Wciąż jeszcze chcesz bym cię przeleciał?
Mogła się zezłościć, uderzyć go, obrzucić inwektywami. W zamian za to popatrzyła z niezwykłą powagą.
– Tak.
To jedno, krótkie, treściwe słowo wygnało z jego duszy demony. Napięte mięśnie rozluźniły się, i przez chwilę poczuł wstyd.
– Wciąż nie wiesz co mówisz, kociaku – uśmiechnął się niewesoło.
– Zawsze wiedziałam. I to dlatego nie ja uciekłam. Nie ja zrezygnowałam.
– Czeka nas długa podróż – nieoczekiwanie zmienił temat. Mógł rozmawiać o wielu rzeczach, ale nie o tych smutnych, samotnych latach, pełnych goryczy, taniego alkoholu i coraz marniejszych dziwek.
– Hibernacja to znakomity wynalazek.
– Nie lubię tego stanu po wybudzeniu.
– Nikt go nie lubi. Ale przecież jesteś dużym chłopcem, dasz sobie radę – dodała z ironią, szykując aparaturę.
Milczał, podczas gdy ona wykonywała całą serię badań. Nie drgnął nawet wtedy, gdy przypadkiem musnęła wierzchem dłoni nagą skórę na jego piersi. Zacisnął tylko zęby, z taką siłą, że poczuł iż kaleczy własne wargi.
– Gotowe.
Wskazała na pojemnik do hibernacji, znajdujący się z tyłu. Rozebrał się, starając nie patrzeć w jej twarz. Strażnik obserwował go beznamiętnie, nie mając pojęcia, że trzymana przez niego broń nie daje mu absolutnie żadnej przewagi. Gdyby nie niespodziewana obecność Tess, już dawno leżałby na ziemi we własnych wnętrznościach, a Simon siedziałby w jednostce awaryjnej, ewakuując się w określonym kierunku, by wykonać polecone mu zadanie. Jednak w tym wypadku musiał to rozegrać inaczej.
Mógł bez skrupułów skrzywdzić każdego. Ale nie ją. Przynajmniej nie fizycznie. Bo poza tym doskonale zdawał sobie sprawę, że kiedyś złamał jej serce.
– Buziak na pożegnanie? – zażartował, kładąc się bez sprzeciwu na wskazanym miejscu.
Spojrzała na niego bez słowa. Nie mógł nie zauważyć, że w zielonych oczach zalśniły łzy. Drżącymi rękoma przymocowała wszystkie czujniki. Gdy już niemal całkowicie odpływał w niebyt, poczuł dotyk gorących, miękkich ust na swoich wargach.
– Do zobaczenia za kilka lat świetlnych Simonie.
Potem płakała tak długo, że nie miała już nawet sił, by sięgnąć po świeżą paczkę chusteczek.
A przecież myślała, że po tym co przeżyła, życie będzie prostsze, że niczym więcej jej nie zaskoczy.
Dlaczego akurat on? Dlaczego właśnie teraz?
Przesuwając opuszkiem palca po gładkim blacie stołu, napisała niewidzialnymi literami jego imię. Potem zrobiła to jeszcze raz, i jeszcze. Tą hipnotyzującą czynność przerwało ciche brzęczenie alarmu.
Na chwilę zapomniała o swoich zmartwieniach. Czujnie spojrzała na ekran znajdującego się przed nią monitora. Potem odprężyła się, bo okazało się, że to tylko jakaś zbłąkana kometa. Ciemna chmura nad jej głową powróciła i znów przysłoniła cieniem cały świat.
Tessa wstała i przeszła do sali hibernacyjnej. Najwyższy czas by i ona, pogrążyła się w błogiej nieświadomości. By choć na chwilę móc przestać cierpieć.
Starannie złożyła zdjęte ubranie i położyła obok. Potem zajęła swoje miejsce. Kiedy zasypiała, przed oczyma wciąż miała pełen pozornego rozbawienia, ponury i szalony wzrok Simona. Potem zniknął i on. Ostatnie o czym pomyślała, było wspomnienie ich pierwszego pocałunku.
Zasnęła z uśmiechem na ustach.

link do części VI - klik

13 komentarzy:

  1. Witaj kochana Babeczko i szanowni czytelnicy.
    Hmmm głupio mi , ale prosiłaś Babeczko byśmy ,,wyłapywali ,, twoje małe błędy, więc w tym słowie jest mały chochlik ,cytuję słówko z błędem -( yreyzgnowaam.)
    Opowiadanie rewelacyjne, przemawia do serca, duszy i wyobraźni,rewelacyjna lekkość pisania i ta głębia zarazem ,Twoje opowiadania są jak Twoje wypieki cukiernicze, porażają prostotą i jasnością przekazu jednocześnie powalają barwą i nasyceniem kolorem jak babeczki ,które z taką pasją pieczesz.
    Pozdrawiam i życzę wielu pomysłów na dalsze pełne barw i pasji opowiadania.
    Anna :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Mój word czasem ma loty i zamiast y daje z, zamiast z daje y, a polskich znaków w ogóle nie wyświetla. Pewnie włączam jakąś niepożądaną funkcję, ale nie mam pojęcia jaką.
      Dziękuję za komplementy z zapraszam na ciąg dalszy, zwłaszcza, że "Trzy mile" należą do moich ulubionych tekstów :-)

      Usuń
    2. Ona sie włącza i wyłącza poprzez jednoczesne kliknięcie lewego shift'a i ctrl'a. ;) A cześć świetna, czekam na ciąg dalszy ^^
      K.

      Usuń
  2. Wciskasz jednoczesnie shift i ctrl dlatego Ci sie zmieniaja z i y ;) jak ponownie to zrobisz wylaczysz to ;)
    Wierna fanka pozdrawia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie tak - to przy wstawianiu twardej pauzy. Zazwyczaj zamykam worda i otwieram od nowa, ale następnym razem spróbuję jak radzisz.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Gdzieś w ustawieniach właśnie dotyczących takich różnych skrótów klawiszowych można ustawić, żeby ta kombinacja klawiszy nic nie robiła. Ja to sobie kiedyś ustawiłam w wordzie 2003. Ale w 2007 nie wiem gdzie to jest, ale chyba ustawienia z 2003 wciąż działają :D
    Opowiadanie super, jak każde. Czekam na następne części!
    Mizuki [www.stories.fora.pl]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już lepiej nie grzebię, a poza tym ta kombinacja klawiszy jest mi jednak potrzebna, do tzw twardej spacji w tekście, więc nie ruszam.
      Ale dzięki :-)))

      Usuń
  4. Początkowo opowiadanie przypominało "Trzy metry nad niebem" ale na szczęście zmieniło kierunek. Jest teraz bardziej kosmiczne ;-)

    Simon jak bardziej przypadł mi do gustu ;-)

    Kiedy możemy się spodziewać następnej części?

    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W poniedziałek. Na sto procent, bo już wpisałam w zaplanowane publikacje :-) Nie będzie opóźnień.

      Usuń
  5. Opowiadanie siwetne! czekam na nastepna czesc ;) PS zajrzyj na maila :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy kolejny rozdział Pechowej :) ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne :) tylko, że lata świetlne to jednostka odległości :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam mieszane uczucia... Jakaś bardziej czuję klimaty wikołaków, wampirów czy dżinów niż galaktyk i kosmosów.. Jednak kto co lubi :-) lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.