piątek, 25 października 2013

Czas poświęcony zemście (VI)

Dziś to, abyście w niedziele, do kawki, mogli dostać "Trzy mile". Już ustawiłam na automat, choć wczoraj, przez pomyłkę, prawie bym dodała za wcześnie :-))) Może ktoś skorzystał, a może nie.
Musze przyspieszyć, bo mam tyle nowych pomysłów, że nie nadążam ich spisywać. Kłębią się w głowie i wyłażą uszami. A na dodatek czytelnicy podsyłają własne, także niezłe... Boże! Kiedy ja to wszystko napiszę?!
Przyjemności!

link do części V - klik

          Czas poświęcony zemście (VI)
Ocknęła się, gdy poczuła zimne dłonie błądzące po jej ciele.
Stęknęła i niechętnie otworzyła oczy.
Na wprost stał Ian, z drwiącym uśmiechem, obmacując ją bez skrępowania. Znów wisiała w chłodni, unieruchomiona przez sprytny system łańcuchów, a na dodatek całkiem naga.
Zacisnęła usta z taką siłą, iż rozbolała ją szczęka.
– Mimo wszystko będę za tobą tęsknił – wyszeptał mężczyzna. – Byłaś cudowną kochanką.
Nie odpowiedziała, nie widząc sensu w jakiejkolwiek rozmowie. Z rozpaczą przypomniała sobie, że zabił Bastiana, który był jej jedyną szansą na wygraną. Co gorsze, gdy odruchowo podbiła lufę fazera, sama skazała go na tę śmierć. Do diabła! Zrobiła to całkiem niepotrzebnie, podświadomie wciąż chcą chronić ukochanego mężczyzną, który okazał się bydlakiem bez serca i sumienia.
Z jaką rozkoszą podarowałaby mu to, na co zasłużył!
Ian tymczasem bez ceregiel rozpiął spodnie i podszedł bliżej. Otrząsnęła się z niechęcią, ale on tylko się roześmiał.
– To wszystko strasznie mnie podnieciło – powiedział, a potem silnym ruchem wszedł w jej wnętrze.
Zabolało jak cholera. Była zbyt sucha i zwarta, więc zamiast rozkoszy tym razem czuła jedynie cierpienie. Ian nie zważał na to, pragnąc tylko zaspokoić swoje chore pożądanie.
Odwróciła głowę, czując na policzku jego ciężki oddech. Łzy popłynęły z oczu, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Niedoczekanie tego bydlaka, aby musiała prosić o łaskę.
Potem przypomniała sobie dzień, gdy kochali się po raz ostatni. Namiętnie, czule, delikatnie. Jak to możliwe, że miała do czynienia z tym samym człowiekiem? Z brutalnym mordercą i gwałcicielem?
Bo to do kurwy nędzy był gwałt! Skrępowana, naga, oddana na łaskę i niełaskę swego niedawnego kochanka, który teraz traktował ją jak przedmiot.
Po prostu chciał przelecieć po raz ostatni, zanim ją zabije.
Nie, to nie mogła być prawda. Przecież znała Iana tak dobrze! Chociaż… Już raz ją okłamał. Był tak wiarygodny, że nawet kiedy dowiedziała się prawdy od znajomych, przeczytała komunikat w prasie, to nie wierzyła, nie wierzyła w tak oczywiste fakty.
Mężczyzna dyszał coraz głośniej. Widać zbliżał się do finału. Sara czuła jak bolą ją zaciśnięte konwulsyjnie dłonie, z przygryzionej wargi popłynęła krew mieszając się z łzami, a brutalnie traktowane najbardziej intymne miejsce, pulsuje cierpieniem. Szczerze, to pragnęła, by się to wszystko skończyło. Już nawet nie ważne jak…
Ian wysunął się z niej i chrapliwie jęcząc, wytrysnął na płaski brzuch uwięzionej kobiety. Dodatkowej satysfakcji dostarczał mu jej wzrok – spojrzenie dzikiej kotki, choć poskromionej, to wciąż gotowej do walki.
Szkoda, naprawdę szkoda. Chętnie zostawiłby ją wśród żywych, aby móc od czasu do czasu korzystać z takich przyjemności.
Ale nie należało ryzykować.
– Nie wiem jak tobie, ale mnie było lepiej niż ostatnim razem – powiedział, ze spokojem zapinając spodnie.
Nawet na niego nie spojrzała. Zachowywała się jakby była nieobecna duchem, choć doskonale wiedział, że wciąż pozostaje czujna.
Przez chwilę stał i patrzył na nią w zamyśleniu. Ocknął się dopiero, gdy jeden z jego osiłków wszedł do środka.
– Szefie, wszystko gotowe do odlotu.
– Dobrze. Ale ty zostaniesz. Nie patrz z takim zdziwieniem, muszę mieć tu kogoś, kto popilnuje tego bałaganu.
– A co z trupem?
– Ach, z nim! Zapakuj do lodówki, będzie na następne zamówienie. A ją – wskazał dłonią na naga Sarę – zabijesz i też wsadzisz do pudła. Gratisowo możesz jeszcze zabawić po naszym odjeździe.
Mięśniak omiótł zachłannym wzrokiem, nagie, kobiece ciało. Oblizał się na samą myśl, o czekającej go przyjemności.
– Cóż Saro. Powinienem się pożegnać. Więc żegnaj.
Nie odpowiedziała, tylko posłała mu spojrzenie pełne jadu i nienawiści. Nie drgnęła nawet, gdy pogładził jej policzek.
Patrzyła jak za mężczyznami zamykają się ciężkie drzwi. A potem szarpnęła się, próbując uwolnić. Zniknęło opanowanie, a pojawiła się furia. Wrzeszczała, kopała i szamotała się, ale na nic to się zdało.
Łańcuchy były silniejsze.
W końcu zamarła w bezruchu, zmęczona tym bezsensownym buntem, głośno dysząc i  czując krew kapiącą ze zranionej wargi.
Powinna się uwolnić, dopaść Iana i zrobić mu to samo, co on robił tym biednym ludziom.
Tylko jak?
Gdzieś w oddali przetoczył się stłumiony odgłos gromu. Sara podniosła głowę i pomyślała z rozpaczą, że tym razem naprawdę przegrała. Nie będzie drugiej szansy, ani nikogo, kto by ja uwolnił.
Dlaczego do diabła wytrąciła fazer z ręki Bastiana? Co za głupi impuls nią pokierował?
Drgnęła, gdy drzwi do chłodni cicho się otworzyły. Strach ścisnął gardło, bo uświadomiła sobie, co ją czeka. Przy czym wizja własnej śmierci była w tej chwili najmniejszym problemem.
Do środka wślizgnął się zwinnie Bastian.
Sara wytrzeszczyła oczy w niemym zdumieniu i pomyślała, że chyba zwariowała.
– Przecież nie żyjesz? – wyrwało jej się.
– Gdyby strzelił w głowę, to faktycznie bym nie żył – odparł filozoficznie i już kolejny raz uwolnił ją z łańcuchów. – Co ja z tobą mam, dziecinko!
– Ale…ale…
Nagle poczuła, że to dla niej zbyt wiele. Ian, który nie był tym, za kogo go przez tyle lat uważała. I całkiem obcy mężczyzna, którego traktowała jak wroga, a on wciąż ratował ją z opresji.
– Ale…
Bastian zdjął swój nieodłączny płaszcz i otulił nim nagą dziewczynę. Jednak zmarszczył przy tym brwi, a potem dotknął nagiego brzucha Sary.
– Zrobił ci krzywdę?
– Zrobił – odezwała się nieoczekiwanie twardym głosem. – Cztery lata temu, gdy mnie okłamał, miesiąc temu, gdy zginął  mój brat. To – wskazała na resztki spermy na swoim ciele – to, to przy tym drobnostka.
Ale oczy Bastiana pociemniały jeszcze bardziej, a to co w nich dostrzegła, sprawiło, że wzdrygnęła się za strachem.
– Nie powinien był – powiedział cicho, bardzo cicho. Uniósł dłoń i pogładził mokry od łez policzek.
– Ty mi lepiej powiedz, jakim cudem żyjesz? – ruszyła w kierunku krzesła, na którym dostrzegła leżące ubranie. Obok, na podłodze poniewierała się bielizna i buty.
– Powiedzmy, że za sprawą współczesnej nauki i techniki.
Spojrzała na niego pytająco, zmywając za pomocą mokrego kawałka papieru, ślady z brzucha. Na chwilę zawahała się przed zrzuceniem płaszcza, jednak potem wzruszyła ramionami. I tak widział ją nagą. Nie ma czasu na fałszywą skromność.
Szybko ubrała majtki i spodnie, potem poszukała stanika i bluzy. Cały czas miała świadomość tego, że Bastian gapi się na nią w milczeniu. Jednak odważyła się podnieść wzrok dopiero wtedy, gdy na sam koniec wsunęła wysokie buty.
Wyprostowała się i głęboko odetchnęła. Chwyciła płaszcz i podeszła do znieruchomiałego mężczyzny.
– Dzięki, nie będzie mi już potrzebny. Co miałeś na myśli mówiąc o nauce i technice?
Bez słowa podniósł skraj grubego swetra. Pod spodem miał na sobie coś, co przypominało podkoszulek. Zmarszczyła brwi.
– To coś chroni przed każdym pociskiem z broni ręcznej – wyjaśnił ze spokojem.
– Szkoda, że nie masz drugiego.
– Niestety nie mam. Ale jeśli następnym razem będziesz działać ze mną, a nie przeciwko, to może uda nam się wydostać z tego bagna.
Zarumieniła się, bo doskonale zrozumiała aluzję.
– To było głupie – przyznała niechętnie. – Ale nie chcę się tłumaczyć.
– Nie musisz. Nie mamy na to czasu. Jest jeszcze ten goryl, którego pozostawił twój znajomy.
– Nie zabiłeś go? – spytała z wyraźną ironią. – Niesamowite!
– Nie zdążyłem.
– Tak, to chyba jedyne możliwe wytłumaczenie.
– Nie marudź. Musimy uciekać.
– Na piechotę? Jednak jesteś szalony!
– Transporterem.
– Czym?
– Jest ukryty w hangarze.
Spojrzała na niego bez słowa. A jednak nie mogła mu ufać. Kolejny, który nie mówi prawdy. Kolejny kłamca.
– Więc chodźmy, na co czekamy?
– Ty za mną. – Bastian stanowczo odsunął ją od wyjścia. Wyciągnął skądś mały fazer i powoli wystawił głowę.
Potem chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Doszli w ten sposób, aż do sali głównej.
Pozostawiony przez Iana goryl, właśnie zamykał wejściowe drzwi. Bastian uśmiechnął się drwiąco i w kilku susach dopadł go od tyłu. Gdy był tuż przy niczego nie spodziewającym się mężczyźnie, pochylił się i zza cholewki buta wyciągnął nóż. Błyskawicznie chwycił przeciwnika za gardło i silnym ruchem rozciął tętnicę. Potem odrzucił trupa na bok i wytarł ostrze w nogawkę spodni.
Sara przyglądała się temu z otwartymi ustami. Wszystko odbyło się tak cicho, tak bezszelestnie i tak niesamowicie szybko.
– Po kłopocie. Możemy stąd pryskać.
Spojrzał na nią z rozbawieniem. Nie mógł nie zauważyć jej zdziwienia. I niechętnego podziwu. O to właśnie chodziło. Może jeśli przestanie się upierać przy zabiciu go, będą mogli zająć się czymś przyjemniejszym.
– No chodź. Nie mamy zbyt wiele czasu. Jak twój kochaś zorientuje się, że jego baza nie odpowiada, z pewnością się cofnie. Albo zrobi coś gorszego.
Prychnęła.
– Nie mów, że nie dasz sobie rady z jego obstawą?
Zaczął się śmiać.
– Nie dziecinko. Z dwudziestką, uzbrojonych i wyszkolonych żołnierzy, mogłoby być ciężko.
– Dwudziestką? – Pełna obaw podążyła za nim na zewnątrz.
– Tylu zdołałem naliczyć. Ta trójka, to była zaledwie straż przyboczna.
Uderzył w nich silny podmuch wiatru. Nadciągała nawałnica.
– Niedobrze – mruknęła Sara, otulając się ramionami i z powątpiewaniem patrząc na niebo, gdzie kłębiły się przerażające swym ogromem chmury. – Daleko nie uciekniemy.
– Nawet nie wiesz, ile jest racji w twoich słowach – złowieszczo potwierdził Bastian.
Wnętrze hangaru ziało pustką. Ian widać nie ufał swemu nowemu współpracownikowi na tyle, by zostawić mu jakikolwiek środek transportu.
– No, ładnie. I co teraz mądralo? – spytała, chowając się do zimnego wnętrza. Byle tylko choć trochę osłonić się przed gwałtownymi podmuchami.
– Jest jeszcze motolot.
– Ten gruchot? Sam mówiłeś, że nie doleci?
– Do samego Miasta Duchów nie. Ale na tym, co ma w baku, da radę wyciągnąć jakieś sześć, siedem tysięcy kilometrów.
– Zwariowałeś? A resztę mamy przejść na piechotę? Niby jak?
– Mamy kwadrans. – Bastian spojrzał w niebo. – Pogoda jest do dupy, więc on się nie cofnie. Odgradza nas cały, potężny front burzowy. Zatem możemy przygotować się na to „coś gorszego”, o czym wcześniej wspominałem.
– Nie bardzo rozumiem – zmrużyła oczy, spoglądając na mało zachęcająco, wyglądające niebo.
– Z tego co wyczytałem w tajnych plikach, jest tu wbudowane zabezpieczenie. W przypadku braku kontaktu, pan X może wysadzić wszystko to w powietrze. Po całości zostanie tylko potężna dziura w ziemi. Więc rusz dupsko i znajdź w rupieciarni jakiś plecak. Ja zapakuję zapasy i zmywamy się stąd.
Najpierw spojrzała na niego z niedowierzaniem. Ale on nie żartował. Biegiem ruszyła do środka. Nie było sensu się kłócić. Co prawda nie chciało jej się wierzyć, że Ian zamieni swój doskonale prosperujący biznes w pył, ale w końcu na ile dobrze go znała? Życie pokazało, że powinna zaufać Bastianowi. Robiła to niechętnie. I wolała nie myśleć o ponad dwóch tysiącach kilometrów, które będą musieli  pokonać na pieszo…
– Nie mamy innego wyjścia, prawda? – spytała, gdy tylko udało jej się wpakować do znalezionego plecaka to, co uszykował Bastian.
– Nie. I mamy pięć minut by stąd się ulotnić. Wsiadaj dziecinko!
– Umiesz tym jeździć?
Zajął miejsce i poklepał siedzenie za swoimi plecami.
– Tak. A teraz prosimy na pokład. Mocno się trzymaj, bo to maleństwo potrafi rozwinąć zawrotną prędkość.
– A co dalej? – Bez sprzeciwu usiadła tuż za nim.
Spojrzał na nią przez ramię i mrugnął.
– Doprowadzę cię do domu i odbiorę moją zapłatę.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy ruszył. Nagły zryw o mało co nie zrzucił jej z siedzenia. Z całej siły objęła Bastiana w pasie, przytuliła się do jego pleców i zamknęła oczy. Już przestała się dziwić, dlaczego założył śmieszne, plastikowe gogle na oczy. I dlaczego twarz przysłonił skrajem swetra.
Czy on naprawdę robił to wszystko tylko po to, by się z nią przespać?
To było dziwne. Zaskakujące. Niepokojąco podniecające.
Sara skarciła samą siebie. W takiej chwili rozmyślać o… Ech.
Ale z drugiej strony, co innego miała robić, prócz kurczowego trzymania się swego kierowcy?
Na początku myśli wirowały jak oszalałe. Potem zaczęły układać się w logicznym ciągu. Jedne przyniosły gorycz rozczarowania, inne zdumienie. Nie umiała płakać po tym, co zrobił jej Ian. Pragnęła jedynie zemsty. Patrzeć jak umiera, ze świadomością, że to właśnie ona się do tego przyczyniła. Tak, chce na to patrzeć!
Mocniej zacisnęła zęby.
Sama nie da rady. Będzie musiała wykorzystać siedzącego przed nią mężczyznę. Jeśli będzie trzeba, da mu siebie.
Z niechęcią pomyślała o tym, że później i jego będzie chciała zabić. Już nawet wiedziała jak to zrobi. Tylko w jeden sposób będzie mogła uśpić jego czujność. Podczas pocałunku.
To nie był dobry pomysł. Ale jedyny, jaki miała. Bastian był zbyt silny, zbyt szybki i zbyt dobrze wyszkolony. Nie podobała jej się ta wizja. Ale musi to zrobić. Był bezlitosnym mordercą, szaleńcem, który będzie nadal zabijał dla pieniędzy, dla przyjemności, dla czegokolwiek. I zabił jej brata.
Mknęli z zawrotną szybkością. Gdzieś z tyłu rozległ się głośny huk, a potem dziwny odgłos, jakby ktoś zasysał powietrze. Przestraszyła się, że nadal są zbyt blisko. Ale Bastian uspokajająco poklepał ją po dłoniach, kurczowo zaciśniętych na jego brzuchu. Zrozumiałą, że w ten sposób dawał jej znak, iż wszystko w porządku.
Potem nagle zaczął zwalniać, aż w końcu się zatrzymał.
– Co się stało? – Sara zsiadła i obejrzała się do tyłu. Ale prócz ogromnego kłębu dymu i kurzu, nic więcej nie było widać.
– Musimy przebić się przez to – wskazał do przodu.
Skrzywiła się. W ich kierunku podążała nieprzenikniona kurtyna deszczu.
– Skoro tak twierdzisz – mruknęła, chcąc na powrót usiąść. Zatrzymał ją.
– Nie. Siadasz z przodu. Muszę mieć pewność, że cię nie zgubię.
Cofnął się na szerokim siedzeniu i zrobił jej miejsce.
– Cholera! I co jeszcze? – burknęła niezadowolona.
– Nie, nie tak. Bokiem – przyciągnął ją ku sobie. – Przytul się, a ja zapnę płaszcz.
– Nie podoba mi się to.
– Tam dalej temperatura spadnie do zera. Chcesz zamarznąć?
Wykrzywiła usta, ale bez protestu się niego przytuliła. Czuła, jak zapina płaszcz, który na szczęście okazał się wystarczająco obszerny.
– Gdybyś poczuła, że drętwieją ci dłonie czy stopy, staraj się nimi nieznacznie poruszać – szepnął jej jeszcze do ucha. Sam podniósł kołnierz płaszcza, a na dłonie wsunął jakieś dziwaczne, postrzępione rękawice. Jak widać pomyślał o wszystkim.
Sara wtuliła nos w ciepły sweter i nieoczekiwanie dla samej siebie, pierwszy raz od bardzo długiego czasu, poczuła się bezpieczna.
A potem ruszyli.
Wbili się w potężną ścianę wody, niczym nóż w miękką ziemię i pędzili niemal na złamanie karku. Deszcz lał z taką siłą, że po kwadransie oboje byli przemoczeni do suchej nitki.
Ale Bastian wiedział jedno. Muszą się przedostać na drugą stronę. Jeszcze z kilkadziesiąt kilometrów i wydostaną się z nawałnicy. Za następne sto, będzie system jaskiń, w których mogą odpocząć i osuszyć się. Potem ruszą w dalszą drogę, a on miał nadzieję, że trafi bez większych problemów do starej stacji meteorologicznej. Powinno wystarczyć im paliwa. Pozostanie jeszcze ponad dwa tysiące kilometrów pieszego marszu.
Już kiedyś przebył tę drogę. O mało nie zginął, ale udało mu się. Czy jednak Sara jest wystarczająco twarda? Czy będzie miała tyle sił?
Tego nie wiedział.
Ale obiecał sobie, że zrobi wszystko, by móc się z nią kochać. I dlatego jeśli będzie trzeba, doniesie ją do miasta na własnych plecach.

link do części VII - klik

14 komentarzy:

  1. Czekam na ciąg dalszy..:) bardzo wciaga ta historia..wątki kryminalne i erotyczne wrecz uwielbiam:)
    tylko mały po błąd zaraz po ,,wykrzywiła usta.."
    Pozdrawiam Delka

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy będzie kolejna część :> ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Uśmiercić Iana! ! ! Niech zdycha długo, niesamowicie cierpiąc! Fragment oczywiście cudowny, tyle czasu spędza sam na sam :D czekam na kolejne części ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ją czekam do momentu kiedy będą się kochać

    OdpowiedzUsuń
  5. Babeczko,nie zmuszaj nas do takich cierpień czekając na kolejną część,daj ją jutro albo najlepiej jeszcze dzisiaj!Prooooszęęęę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, żebym była złośliwa, ale nie mogę. Mam tu dziurę w tekście, którą muszę uzupełnić :-)

      Usuń
  6. Ehh szkoda,że Bastian umrze . Sara jest teraz zdolna do zabicia. Bastian jest teraz tylko narzędziem. Podświadomnie wie , że ona go zabije...eh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :( nie lubię tego.
      Może jednak go nie zabije ...?

      Usuń
  7. Witaj, Babeczko wiesz , że jesteś wspaniała, ale zlituj się i daj proszę dalsze losy Bastana i Sary. To jest męczarnia dla niektórych, którzy uwielbiają Twoja twórczość, czekać i czekac :)))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesli dobrze pamiętam zapowiedź tego utworu to Bastian umrze z rąk Sary. Zadzga go nożem. Ci niegrzeczni chľopcy coś w sobie mają. WOLAŁABYM by żył. Pozdrawiam Babeczko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Babeczko ta szata graficzna jest nieczytelna :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Babeczko jak Cię proszę, nie uśmiercaj Bastiana. w tym opowiadaniu musi być stanowczo happy end:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Co za idiota z tego Iana! Jednak... Wszystko można kupić. Mam nadzieję, że nie usmierciłas ani Bastiana, ani czarnulki :-/.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.