Czas poświęcony zemście (III)
Bastian siedział w
fotelu w całkowitym bezruchu. Z papierosa, który trzymał w dłoni, co jakiś czas
spadał popiół, ale mężczyzna nie zwracał na to jakiejkolwiek uwagi.
Jego myśli były
zaprzątnięte czymś innym. Kimś innym.
Przymknął oczy i
odchylił do tyłu głowę. Lewą ręką położył na rozporku, potem powoli go odpiął i
wydobył na zewnątrz na wpół stwardniałą męskość. Lekko się uśmiechnął i
posuwistymi ruchami zaczął się masturbować.
Dawno nie był z żadną
kobietą. A jeśli nawet, to było to czyste zaspokojenie zmysłów, nic poza tym.
Jednak Sara…
Przywołał obraz
błękitnych oczu, szczupłej twarzy, tych wszystkich krągłych kształtów, które
czuł przesuwając dłońmi po jej ciele, wtedy, gdy była nieprzytomna. Poczuł jak
jego członek zaczyna twardnieć w zawrotnym tempie, a oddech staje się coraz
bardziej świszczący.
Wyobraził sobie jak
całuje pełne usta, jak dotyka wewnętrznej strony zgrabnych ud, przesuwa dłonią
w górę i dociera do wilgotnej i gorącej szparki. To było niczym prąd
przebiegający przez jego ciało.
Przestał się uśmiechać.
W zamian za to poczuł niemal fizyczny ból, ból pragnienia poczucia aksamitnej
miękkości jej skóry, specyficznego zapachu kobiecego ciała.
Do licha! Dlaczego nie
wykorzystał sytuacji?
Wtedy, w mieszkaniu,
była taka bezbronna, taka śliczna.
Ale wiedział dlaczego.
Nie chciał dojrzeć w oczach Sary obrzydzenia, strachu i nienawiści. Nie rajcowało
go to. Był mordercą, lecz nie gwałcicielem.
Ruch jego lewej ręki
przyspieszył. Prawa wciąż zwisała, z niedopałkiem papierosa pomiędzy palcami.
Dyszał coraz głośniej, a przed oczyma przesuwały się dziesiątki obrazów. Aż w
końcu zatrzymał się na jednym.
Leżał w objęciach Sary.
Kształtne nogi skrzyżowała na jego rytmicznie unoszących się plecach, dłonie
splotła na ramionach. Niemal słyszał ciche jęki kobiety, widział rozkosz
malującą się w pociemniałych z podniecenia oczach.
Naprężył całe ciało,
czując jak ciepła i lepka ciecz oblewa mu rękę.
Tak, na razie tylko na
tyle mógł sobie pozwolić.
Kobieta, o której
marzył, zabije go przy pierwszej lepszej okazji. Bez znaczenia było, co do niej
czuł czy też to, że darował jej życie. Musiałby zrobić o wiele więcej.
Bastian wyprostował się
i stanowczym ruchem zapiął spodnie. Wyrzucił niedopałek, a drugą dłoń wytarł o
skraj kapy, przykrywającej łóżko w wynajętym pokoju hotelowym. To była nędzna
buda, typowa dla tego sektora. Ale tutaj mógł czuć się bezpiecznie.
Zasępił się.
Musiał zdecydować co
powinien zrobić. I miał przeczucie, że będzie to decyzja, która zaważy na całym
jego życiu.
***
Nie zamierzała się
poddać. Jednak jeśli jej przeciwnik był inteligentny, a na takiego wyglądał, to
z pewnością nie wróci do Cafe Paris. Ani do własnego mieszkania.
Zresztą, dziwne było to
lokum. Brudne, odrapane, z połamanymi meblami i dodatkowymi lokatorami. Łóżko
zaścielone było śnieżnobiałą pościelą, kilka sztuk odzieży wisiało w szafie,
rzeczy osobiste stały na półce, a wszystko to w idealnym porządku, stanowiącym
niezwykły kontrast w stosunku do całości. Jakby człowiek, który tu mieszkał,
znalazł się w nim przez jakiś zbieg okoliczności.
Z wściekłością walnęła
w kruszący się mur budynku przy, którym stała. Miała tylko ten jeden trop.
Którędy teraz powinna podążać?
Chyba, że gruby barman
też coś wiedział?
Zdecydowanym krokiem
skierowała się ku wejściu do lokalu.
W środku jak zwykle
było pusto. Vin podniósł wzrok znad polerowanej właśnie szklanki i zamarł zdumiony,
widząc wycelowaną w siebie lufę broni.
– Wiem, że był tu
mój brat. Wiem, że maczałeś w tym palce, więc mów co wiesz. Albo odstrzelę ci
jaja, a potem całą resztę! – W głosie kobiety pobrzmiewała prawdziwa złość.
Widać było, że nie żartowała.
Grubas spocił się ze
strachu i w panice rozejrzał dookoła. Gdzie podziewał się ten cholerny Bastian,
kiedy naprawdę był potrzebny? Pieprzony skurwiel!
– Był –
potwierdził ochrypłym szeptem, nieznacznie przesuwając się w prawo.
– E, e, e! Żadne
takie. Stój nieruchomo bydlaku! – Sara zdecydowanym ruchem przystawiła mu broń
do skroni. Sapnął ze strachu. – Dalej, gadaj!
– Był po prochy.
Daliśmy mu trochę.
– My? Znaczy kto?
– Ja jestem tylko
barmanem. Narkotykami zajmował się mój wspólnik.
– Wysoki, ciemny,
blady?
– Ależ skąd. Tavir
był albinosem. Nie żyje.
– Nie żyje? – powtórzyła
zdumiona. – Rączki w górze! Nie myśl, że nie zauważam twoich nieudolnych
działań. Jak to nie żyje?
– Ja go zabiłem –
rozległ się od progu spokojny głos. Sara mimowolnie się obejrzała, a wtedy Vin
błyskawicznym ruchem wyrwał spod lady broń. Nie zdążył jej jednak użyć. W jego
gardle utkwił sporych rozmiarów nóż, o grubym trzonku, rzucony z niezwykłą
precyzją.
– Co za dzień. Kto
mi będzie teraz parzył kawę? – Bastian pokręcił z udawanym smutkiem głową. Nie
zważając na wycelowaną w siebie broń, podszedł do martwego grubasa i wyciągnął
okrwawione ostrze. Wytarł je starannie w jedną ze ścierek leżących przy barze, wsadził
na powrót za cholewkę wysokiego buta i dopiero wtedy spojrzał na skamieniałą
Sarę.
Nigdy nie widziała, by
ktoś zabijał ot, tak sobie. To było… Ten facet był chory!
– Zabiłeś
człowieka i martwisz się kawą? – odezwała się z niedowierzaniem. Poczuła jak
dłonie zaczynają jej nieznacznie dygotać. Nie miała szans z tym świrem.
– I papierosami –
dodał po namyśle Bastian. – Zawsze miał dla mnie spory zapas.
– Psychol!
Co oni wszyscy z tym
psycholem?
Widział w oczach Sary
strach pomieszany z obrzydzeniem, a więc nadszedł czas na podjęcie poważnych
decyzji. Może ją zabić, albo wszystko wyjaśnić. Między innymi oznajmić, że jej
brat naprawdę nie żyje. I to nie była najgorsza wiadomość.
Podszedł do stolika i
usiadł na jednym z krzeseł, kładąc nogi na stół i zapalając papierosa.
– Dobrze, powiem
ci co wiem i to bynajmniej nie dlatego, że do mnie celujesz. Ostatnio zaczęło
robić się tu gorąco, postanowiłem więc zwinąć interes i udać się gdzieś indziej.
– Zaciągnął się papierosem. – Kilka miesięcy temu skontaktował się ze mną
niejaki pan X – zaczął. – Zwykłe zlecenie polegające na dostarczaniu dwóch, trzech
ciał na tydzień. Świeżutkie zwłoki, elegancko zapakowane w dostarczone przez
niego pojemniki, odstawiane w umówionym punkcie. Tylko ludzie do czterdziestki,
a najchętniej dzieci, choć tego starałem się unikać, nie jestem barbarzyńcą.
– Co ty nie powiesz?
– syknęła ze złością i usiadła tuż obok, wciąż jednak nie odkładając broni.
Choć wiedziała, że w niczym jej może nie
pomóc.
– To tylko biznes.
Skoro ja tak dużo dostawałem, to myślę, że ten wyżej zarabiał jeszcze więcej.
– Twój tajemniczy
pan X?
– Niestety nie przedstawił
się. Typowałem ofiary, a moi wspólnicy elegancko wysyłali ich na tamten świat.
Potem czyścili i pakowali w specjalne pudła z lodem.
– Po co? – Sara
zmarszczyła brwi. – Tajne eksperymenty rządowe?
– Cóż… Myślę, że
powód jest bardziej prozaiczny. – Bastian zagryzł wargi. Przestało mu się
podobać, to co zamierzał powiedzieć. Co prawda były to tylko jego
przypuszczenia, wnioski wysnute w oparciu o drobne szczegóły, ale w stu
procentach był pewien, że są słuszne.
– Myślałaś kiedyś
o tym, że człowiek jest istotą mięsożerną?
Sara patrzyła na niego
w milczeniu.
– To było dawno
temu, w starym świecie. Teraz nie jadamy mięsa – powiedziała cicho. Okropne
przypuszczenie powoli wkradało się do jej umysłu.
Po przybyciu kilkuset
tysięcy ocalałych, na pustynną i niegościnną planetę, która miała być ich
domem, okazało się, że transport zawierający wszelkie materiały genetyczne,
wszelkie dane dotyczące fauny ziemskiej uległ zniszczeniu. Na samą Ziemię nie
było po co wracać, bo też już nie istniała. Ale człowiek jest zdolny
zaadoptować się do każdych warunków. Z czasem tak bardzo przyzwyczajono się do
syntetycznego pożywienia, do pokarmów roślinnych, że nie było mowy o powrocie
do dawnych zwyczajów żywieniowych.
– Czyżby? –
Bastian ironicznie uniósł brwi.
– Chcesz
powiedzieć?... – Broń wypadła jej z ręki. Sara tak bardzo pobladła, że
przestraszył się, iż zemdleje. – To chyba żart?
– Dwa ciała
tygodniowo, osiem na miesiąc, koło setki na rok. Kto to dostrzeże w
wielomilionowej społeczności, wśród której ponad połowa nawet nie znajduje się
w oficjalnym rejestrze? A mięso ludzkie na czarnym rynku osiąga zawrotną cenę.
– Ale jest surowy
zakaz, karany śmiercią?!
– Jest. I co z
tego? – spojrzał na nią przenikliwie. – Ja jestem tylko płotką. Wyżej siedzi
prawdziwa gruba ryba, nadzorująca interes, który przynosi kupę kasy. Wiesz, że
za to co zarobiłem przez ostatnie pół roku, mógłbym kupić apartament w sektorze
pierwszym? I jeszcze by mi została reszta? Jak myślisz ile zarobił ten wyżej?
– Sala… Zjedzono?
– Kto wie? Może
nawet załapałabyś się na jakieś pieczyste z jego uda, gdybyś miała bogatych
znajomych. Jak ten goguś z którym umówiłaś się kilka dni temu na kawę. –
Bastian mrugnął okiem i roześmiał się, jakby opowiedział właśnie dobry kawał.
– Nie…niedobrze
mi! – Zerwała się z krzesła i wybiegła na zaplecze, w panice szukając toalety.
Odrzucona broń, potoczyła się aż pod ścianę.
Kiedy Sara wróciła,
była niemal zielona na twarzy. Zatoczyła się, potykając o ścierkę porzuconą na
podłodze, ale Bastian błyskawicznie zerwał się, by ją podtrzymać.
– Nie dotykaj
mnie! – wysyczała, wyrywając się z jego ramion. Zmarszczył brwi, ale nic nie
powiedział.
– Naleję ci
szklaneczkę czegoś mocnego, co postawi cię na nogi.
– Nic od ciebie
nie chcę!
Spojrzał na nią z lekką
ironią, a potem znów się roześmiał i skierował ku dobrze zaopatrzonej półce za
ladą baru.
Zgrzytnęła zębami,
zaciskając pięści. Zabije tego pokręconego sukinsyna, gdy tylko będzie miała
okazję.
– Nic prócz
informacji, mam rację?
Nie zniżyła się do
odpowiedzi. Postawił przed nią pełną flaszkę whisky i dwie szklanki. Swoją
drogą, skąd on wziął whisky? Usiadł tuż obok, nie przejmując się nienawistnym
spojrzeniem Sary. Każdą szklankę napełnił do połowy i jedną pchnął w jej
kierunku.
– Pij!
Spojrzała prosto w
ciemne, drwiące oczy.
– Lekceważysz
mnie. Ale to może być błąd.
– Nie lekceważę.
Podobasz mi się.
No ładnie. Czymże sobie
zasłużyła na podziw tego szaleńca?
– A ty mnie nie! –
warknęła, szczególnie akcentując słowo mnie. – Co myślałeś? Że rzucę się w
twoje ramiona? Nigdy w życiu! Musiałabym być nieprzytomna lub martwa.
– Nieprzytomna już
byłaś – odparł z dobrze wyczuwalną tęsknotą w głosie. Zmrużyła oczy i badawczo
na niego spojrzała.
– To miałeś jedyną
i niepowtarzalną okazję na małe macanko. Dobrze, że nie martwa, bo musiałbyś
mnie zjeść.
– Przesadzasz. Nie
jem ludzkiego mięsa. To tylko interes, a ty bierzesz wszystko zbyt dosłownie.
– Dosłownie!? –
walnęła pięścią w stół. – Zabiłeś mi brata pokręcony morderco!
– Ale go nie
zjadłem! – mrugnął do niej okiem, najwyraźniej rozbawiony cała tą sytuacją i
dopił whisky. – To jak, chcesz wiedzieć więcej czy nie? Bo mam napięty plan
dnia i za chwilę się zmywam.
Najchętniej wydrapałaby
mu oczy. Starła z twarzy ten bezczelny uśmieszek wyższości i pewności siebie.
– Mów!
Bastian uśmiechnął się
szeroko. Jaka ona była słodka, gdy się tak złościła. I naprawdę miała ochotę go
zabić. To podniecało! Tak bardzo, że już czuł jak napina się nieelastyczny
materiał jego spodni.
– Mam na imię Bastian.
– Uznał, że trzeba dopełnić niezbędnych formalności.
– Gówno mnie to
obchodzi. Mów!
W najmniejszym stopniu
nie przejął się jej wściekłością.
– Na samym końcu
nadbrzeża stoi zrujnowany budynek starej fabryki. Tam dostarczaliśmy towar. Zawsze
po uprzednim kontakcie telefonicznym.
– Kiedy następny
termin?
– Nie ma
następnego. Powiedziałem panu X, że zawieszam działalności i znikam. Trochę się
wkurzył – Bastian wzruszył ramionami przypominając sobie złość zleceniodawcy i
całą masę niezbyt oryginalnych epitetów, którymi go obrzucił.
– I to wszystko? –
spojrzała na niego z niedowierzaniem. – To są te tajne informacje, które chciałeś
mi przekazać?
– Mało ci? Twój
brat nie żyje, co więcej prawdopodobnie go zjedzono. Ktoś zarabia na handlu
ludzkim mięsem i musi być to osoba wysoko postawiona w hierarchii.
Tysiące myśli przelatywało
przez jej głowę, kotłowało się w takim natłoku, że o mało nie zaczęła krzyczeć.
Ale jedna stanowczo wybiła się na czołówkę.
Pochyliła się w
kierunku bacznie obserwującego ją Bastiana.
– Chcę byś mi
pomógł. Zadzwonisz i oznajmisz, że masz towar na jeszcze jeden transport. A
potem zapakujesz mnie w jedno z tych pudeł.
Doskonale wyczuł
napięcie w jej głosie. On miałby pomagać? Za darmo? Przechylił głowę na jedno
ramię i uśmiechnął się. Ale tym razem zabrakło rozbawienia, a w zamian za to
pokazało się czyste wyrachowanie.
– Co mi za to
dasz?
– Nie rozumiem?
– Pytam, co mi za
to dasz? Nie robię niczego za darmo dziecinko.
Pobladła.
– Mam trochę forsy
odłożonej na czarną godzinę.
– Nie chcę
pieniędzy – odparł, pochylając się w jej kierunku.
– A czego?
– Ciebie Saro.
Chcę ciebie.
link do części IV - klik
Ło ło ło.. Ale sie porobiło! Z utęsknieniem do Twojego piora czekam na wiecej! :D
OdpowiedzUsuńW życiu bym nie pomyślała, ze może chodzić o ludzkie mięso! Ty to masz pomysły ;) Uwielbiam postać Bastiana, może i jest mordercą, ale nie zmienia to faktu, że kreacja jego bohatera mnie zachwyca :]
OdpowiedzUsuńCieszę się :-), bo to właśnie chciałam osiągnąć - stworzyć bohatera, którego nie powinno się lubić, ale się lubi.
UsuńI moim skromnym zdaniem Ci się udało ;) Bastian jest intrygujący, niby bezwzględny, ale zdolny do jakiś głębszych uczuć ( tak sądzę :D ) . A teraz czekam niecierpliwie na niespodziankę :-)
Usuńmam ogromną nadzieje że będzie bardzo pikantna scena erotyczna między bohaterami
OdpowiedzUsuńUhm... Pomiędzy którymi? ;-)
UsuńOczywiście głównymi
UsuńHm... No nie wiem, nie wiem. Nie miałam w planach ;-)
UsuńSuper nie moge sie doczkac ciagu dalszego!
OdpowiedzUsuńProsze wiecej daj juz wiecej ;) Prooooooosze ;)
OdpowiedzUsuńJutro. Stop. Niespodzianka. Stop. Po północy. Stop.
Usuń:D
Dziekuje bardzo. Stop. Urzeklo mnie. Stop. Pozdrawiam. Stop. ;)
UsuńBabeczko opowiadanie jest po prostu genialne! Bardzo mi się podoba ze względu na to, że jest zupełnie inne od poprzednich i momentami bardzo zaskakujące :P podziwiam za super pomysły i jeszcze lepszą ich realizację! czekam z niecierpliwością na niespodziankę :P
OdpowiedzUsuńNiespodzianka jest typem lekkim, nieskomplikowanym, w sam raz na niedzielne popołudnie :)
OdpowiedzUsuńWspaniale nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mnie ciekawość zżera:-))
OdpowiedzUsuń