środa, 25 września 2013

Wygrana (III)

Wygrana (III)


5.
Co prawda o poranku problemy nie znikły, ale w jaskrawym świetle słońca stały się jakby mniej wyraziste. Wymięta poduszka na kanapie wskazywała, gdzie Robert spędził ostatnią nockę. O dziwo, po nim samym nie było najmniejszego śladu. Nie powiem, że mi nie ulżyło, bo nie byłam gotowa na jakiekolwiek spotkanie. Kiedy przypominałam sobie jego ostatnie słowa, to wciąż czułam przypływ słusznej złości. Jak on śmiał! „Nie z tobą…” No pewnie, tylko że to nie ja rzucałam się na niego z zamiarem całowania i obmacywania! W myślach określałam go coraz gorszymi słowami, choć gdzieś w głębi duszy czułam, że tak naprawdę nie miałabym nic przeciwko, aby zakończył to, co wczoraj zaczął. Powymyślałam sobie jeszcze od głupich kretynek, naiwnie wierzących w nagłe zauroczenia seksownych, bogatych książąt z bajki, i udałam się na śniadanie. Jak widać zły humor nie stanął na przeszkodzie mojemu apetytowi…
Robert siedział tuż pod oknem i bezmyślnie grzebał łyżeczką w pustej filiżance po kawie. W pierwszej chwili chciałam uciec z jadalni, potem wypatrzyłam miejsce jak najbardziej oddalone, ale w trakcie nakładania grzanek na talerz, przekornie postanowiłam przysiąść się i usłyszeć, czy ma mi coś do powiedzenia.
Kiedy odsunęłam krzesło, spojrzał na mnie zaskoczony.
– Cześć Mości Książe. – Jednak nie mogłam powstrzymać sarkazmu. – Jak minęła nocka na kanapie?
Natychmiast zachmurzył się i odparował z jadowitą satysfakcją:
– Lepsza kanapa, niż łóżko ze żmijowatą jędzą.
Nie wiadomo czemu, te słowa mnie ucieszyły. Zadowolona nagryzłam rogalika i spojrzałam prosto w jego oczy.
– Ciekawe co powie twoja Anitka?
– Jeśli po przedstawieniu, które wczoraj dałaś, będę miał kłopoty, to z pewnością się z tobą policzę!
– Jako dżentelmen co wybierzesz? Szpady na odległość stu metrów czy pistolety na odległość dwóch kroków?
– Ty chyba nie do końca wiesz z kim zaczynasz?
– Uhm… Z nabzdyczonym typkiem, próbującym udawać macho? Ale nie martw się, poza tym też jesteś stosunkowo przystojny…
Tym razem moja ironia chybiła celu. Ze zmarszczonymi brwiami, obserwował jak pochłaniałam całe śniadanie, z apetytem popijając je kawą.
– Posłuchaj mnie uważnie… Zaraz, jak masz na imię dziewczątko?
Przełknęłam ostatni kęs rogalika.
– Dziewczątko zwie się Alicja – odparłam urażona. Trochę zabolało, że nawet tego nie pamiętał.
– A więc Alicjo… Na nic zdadzą się twoje zalotne spojrzenia i szczenięce zaczepki, nie ten poziom dziecinko. Za stary jestem, żeby się dać nabrać na takie numery jak ten wczoraj.
Trzeba przyznać, że mnie ustrzelił. Wpatrywałam się w niego baranim wzrokiem, usiłując zrozumieć sens tej wypowiedzi.
– Zgłupiałeś czy co? Jaki podryw? Chyba twoje rozdmuchane ego przypisuje sobie jakieś wyimaginowane zalety!
– Czyżby? – Zmrużył oczy i posłał mi twarde, nienawistne spojrzenie.
– No tak, to przecież oczywiste, że odstawiłam się tak wczoraj na wymarzoną randkę z tobą!
I znów przerwał nam dźwięk dzwonka telefonu. Nie mojego oczywiście, bo takiego luksusu jak własna komórka nie posiadam. Pewnie i było to nieco obciachowe, ale nie lubiłam czuć się niczym pies na smyczy.
Robert bez słowa wstał i wyszedł z jadalni. Nie trudno było zauważyć lekką nerwowość w jego ruchach, więc doszłam do wniosku, że musiał dzwonić ktoś ważny. Wytrącona z równowagi bezsensowną rozmową, podłubałam w ostatnim rogaliku, dopiłam kawę i zdecydowałam się na powrót do pokoju. Chciałam tylko wziąć ręcznik i jakąś książkę, aby nie nudziło mi się na plaży. Po namyśle dorzuciłam jeszcze małą wodę mineralną i paczkę orzeszków. Nie miałam zamiaru wracać prędzej niż przed obiadem.
Na plaży wygodnie usadowiłam się na leżaku pod ogromnym parasolem, ale czytanie mi nie szło. Sens tekstu nie docierał, choć czasem dany akapit powtarzałam dwa, trzy razy. Moje myśli były zaprzątnięte czymś innym, dlatego po niecałej godzinie odłożyłam książkę i z cichym westchnieniem rozciągnęłam się na leżaku z zamiarem krótkiej drzemki. Ale za nic nie udawało mi się zasnąć. Kręciłam się niczym pchła na koszuli, w duchu określając Roberta wszystkimi epitetami, jakie tylko przychodziły mi na myśl. Psiakrew, znalazł się amant o tajemniczych zamiarach, wraz z tą swoją wychwalaną narzeczoną – cud ideał o nieskazitelnym wizerunku. Choć z drugiej strony... Może faktycznie sprowokowałam go do takiego zachowania, a on sam wcale nie miał ochoty na jakąkolwiek bliższą znajomość? Plątałam mu się pod nogami, niczym hałaśliwy psiak, uciążliwy pomimo mniemania swojej ważności... Gwałtownym ruchem przekręciłam się na bok i z głuchym jękiem nakryłam głowę ręcznikiem. Naiwna idiotka. I po co mi była ta cała wygrana? I kłótnia o ten przeklęty apartament? Przecież to oczywiste, że nie mogę się równać z boską Anitą, nikomu nie jestem potrzebna, jakby co to wykorzysta mnie tylko i porzuci…
Stop! Ja chyba jestem zazdrosna? I to o kogo? O faceta, którego poznałam dwa dni temu, starszego o ponad dziesięć lat i w dodatku w takich okolicznościach… Uuu…
Poderwałam się z leżaka i rzuciłam ku morzu. Ale zmiana miejsca nie rozwiązała cierpień moralnych: pobiegły za mną i zaatakowały z podwójną mocą.
To nie fair! Robert mi się podoba, ale taki facet wszystkim się podoba! Pozycja, wygląd, klasa… Nawet mój chłodny, trzeźwy umysł nie umiał poprawnie ocenić sytuacji. Zamiast od razu spoliczkować bezczelnego drania już po pierwszym pocałunku, ja chciałam więcej…
A niech to diabli! Jakoś przeżyję te wakacje, a po powrocie do domu wciąż będę wolna jak wiatr, niezwiązana ani uczuciami, ani konwenansami – tylko biegnącą aż po horyzont drogą…
Odrobinę pogodzona z samą sobą, postanowiłam udać się na długi spacer. Przy okazji chciałam się też opalić i zgubić małe co nieco, bo jak wiadomo kobieta chudnie od nóg. Trochę przesadziłam z trasą i dopiero po kilku godzinach dotarłam z powrotem hotelu, zziajana i wściekle głodna. Obiad przepadł, ale za godzinę mogłam już pójść na kolację. Skierowałam się więc do pokoju, żeby troszkę ogarnąć się i napić czegokolwiek, chociażby wody z kranu.
Drzwi zastałam uchylone. W środku panowała absolutna cisza. Kiedy weszłam, od razu zauważyłam Roberta, leżącego na kanapie w dość niewygodnej pozycji. Spał zasłaniając ręką oczy. Podeszłam bliżej, niepewna, czy powinnam go zbudzić, czy raczej dać mu spokój.
No i wtedy dostrzegłam też dwie puste butelki po whisky, rozbitą na podłodze szklankę i prawie całkiem roztopiony lód w niewielkim kubełku. Ostrożnie pochyliłam się i poczułam również intensywny zapach alkoholu. Chciałam cichaczem się wycofać, ale mężczyzna wyciągnął błyskawicznie rękę i chwycił mnie za nadgarstek. Widać aż tak mocno nie spał.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa.
– No i wygrałaś…
Skrzywiłam się, bo jakoś nie pasowała mi wizja szaleństwa z miłości, rażącej niczym grom z jasnego nieba.
– Dwie flaszki? Nieźle. A z jakiej to okazji, jeśli mogę wiedzieć?
– Anita. Ona… Ona mnie rzuciła!
Jeśli chciał mnie zaskoczyć, to mu się to udało.
– I dlatego pijesz?
– Wyobraź sobie, że tak! A jak inaczej zniósłbym to wszystko?
– Nie bardzo rozumiem. – Usiadłam na brzeżku kanapy. - Twoja cudowna, wychwalana pod niebiosa narzeczona puściła cię w kanał? Tak bez powodu? Bo chyba nie przez wczoraj?
Mimo wszystko poczułam się nieswojo. Robert ponownie jęknął i przysłonił oczy ręką.
– Jestem taki zmęczony! Nie zniosę tego dłużej! Rozumiesz? – Z trudem usiadł i rozejrzał się, najpewniej w poszukiwaniu kolejnej flaszki.
– Fuj! Ale od ciebie śmierdzi wódką! – Zmarszczyłam nos. – A poza tym zachowuj się jak mężczyzna i nie użalaj się nad sobą!
– Nic nie rozumiesz… – Nieświadomie zacisnął dłoń na moim ramieniu. Jego twarz była tak blisko, że wyraźnie widziałam przekrwione białka oczu. – Za młoda jesteś na takie sprawy.
– No wiesz! – Tym razem udało mu się mnie rozzłościć. – Teraz to jestem za młoda, ale jak mnie całowałeś to byłam w sam raz? Hipokryta jeden! I zabierz tę rękę z moich włosów!
– Czy tobie się zdaje, że jestem z kamienia? – wyszeptał mi na ucho.
– O co ci znowu chodzi?
– Nie bądź niemądra Alicjo. Wypiłem za dużo i czuję, że lada chwila przestanę nad sobą panować. A bardzo tego nie chcę. Ze względu na ciebie.
Milczałam, usiłując zrozumieć pokrętny tok jego myślenia. Ale miło było wiedzieć, że tym razem zapamiętał moje imię.
– Jak zwykle zachowujesz się zagadkowo. Mógłbyś odrobinę wyjaśnić…
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej. Gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Brutalnie i łapczywie. „Znów” – pomyślałam zdumiona. A potem moje ciało ogarnęła fala trudnego do zniesienia gorąca. Robert najpierw sięgnął ręką do piersi, później oparł się na łokciu i podciągnął mnie pod siebie, zaczął gładzić brzuch i kierować się coraz niżej, nie przerywając pocałunku. Kiedy dotarł w najbardziej intymne okolice, ocknęłam się i spróbowałam wyrwać. Gdyby nie alkohol, z pewnością nie miałabym najmniejszych szans. Zerwałam się na równe nogi, usiłując uspokoić nierówny oddech i oszalałe serce.
– To jest to twoje wyjaśnienie? Jesteś zwykłym palantem! Nic dziwnego że narzeczona cię zostawiła!
Milczał, a jego twarz nigdy nie była tak otwarta, tak szczera. Oczy szkliły się łzami, w których jednak nie znalazłam niczego niemęskiego, usta wykrzywiała gorycz. O dziwo, nigdy wcześniej nie wydał mi się tak pociągający, aż zakręciło mi się w głowie na wspomnienie pocałunku…
– To nie tak. Przeklęta wódka. Chyba lepiej pójdę spać…
Tym razem nie odpowiedziałam, tylko uciekłam do sypialni. Jakoś nie miałam ochoty na uszczypliwe uwagi i złośliwe komentarze. Najbardziej jednak przerażające było to, że poczułam nagłą, absurdalną radość.
Kiedy po dwóch kwadransach wychodziłam na kolację, Robert smacznie chrapał, pogrążony w mocnym, pijackim śnie. Po chwili wahania przykryłam go jeszcze kocem, przysłoniłam rolety i wyrzuciłam do kosza puste flaszki.
I jak zwykle miałam nieziemski apetyt…

6.
Obudziło mnie głośne chrapanie, gdzieś w okolicach mego lewego ucha. Otwarłam oczy i ze zdumieniem stwierdziłam, że leżę na prawym boku, otulona męskimi ramionami i dodatkowo przygnieciona muskularną nogą, wplecioną pomiędzy moje uda. Szczyt wszystkiego!
– Puszczaj mnie w tej chwili – wrzasnęłam, usiłując wyswobodzić się z jego objęć. Robert nieprzytomnie zamrugał oczami i zamglonym wzrokiem spojrzał na rozjuszoną harpię, stojącą w wojowniczej pozie tuż przy łóżku.
– Co to ma niby znaczyć? – spytałam surowo, już o wiele spokojniejszym tonem. – Jak szłam spać, to leżałeś na kanapie w salonie, w charakterze śmierdzących alkoholem zwłok. A budzę się nad ranem w czułych objęciach nagiego faceta! Który nota bene wciąż cuchnie wódką!
– Nagiego? – Z lekko oszołomioną miną spojrzał w dół. – No tak…
Powędrowałam za jego wzrokiem i poczułam, że gwałtowny rumieniec wypełza na moje policzki. Nic dziwnego, na widok tego co zobaczyłam zarumieniłaby się nawet i doświadczona ta, no… panienka.
I choć demonstracyjnie odwróciłam się tyłem, to poczułam narastające podniecenie. Podbrzusze zaczęło niepokojąco pulsować gorącem, piersi stwardniały, a usta stały się tak suche, że kilkakrotnie musiałam zwilżyć je językiem.
Tymczasem Robert, jak gdyby nigdy nic, wstał i przeciągnął się, na dodatek głośno ziewając. Pomyślałam, że cholernik robi to celowo. A żeby cię… Tu nastąpiła długa lista przeróżnych epitetów, niedająca powtórzyć się w przyzwoitym towarzystwie.
– A może masz ochotę spróbować jak to jest? – wyszeptał mi na ucho, znienacka zachodząc od tyłu.
Nie miałam, o czym dobitnie świadczył wyjątkowo celny cios wymierzony łokciem w jego szczękę.
– Jeszcze jakieś propozycje? – spytałam drwiąco, odwróciwszy się przodem i bezczelnie spoglądając mu w oczy.
– Tyfko jetna…
– Wyraźniej proszę, bo coś trudno cię zrozumieć.
O dziwo nie obraził się, ani nie wybuchnął gniewem. I to właśnie było podejrzane.
– Tylko jedna. Dwadzieścia kawałków za udawanie mojej nowej dziewczyny przez najbliższy tydzień. Anita wraz z nowym partnerem, przyjeżdża dziś do tego hotelu. – Jego głos nieoczekiwanie stwardniał. – Nie przypuszczałem, że to mogło zajść tak daleko.
Można powiedzieć, że zamieniłam się w przykładowy słup soli.
– No i co ty na to? – ze zniecierpliwieniem powiedział Robert, masując się po obolałej szczęce.
– Dwadzieścia tysięcy… – powtórzyłam słabo. W wyobraźni już jechałam na wycieczkę dookoła świata.
– Gotówką. Po trzech dniach dostaniesz połowę, po siedmiu całość. Na początek zakupy, fryzjer i kosmetyczka na mój koszt. Kilka pokazowych wyjść, pocałunków i plotek, puszczonych w świat. Co ty na to?
Co ja na to? I tak byłam skazana na jego towarzystwo jeszcze przez kilka dni, to dlaczego nie miałabym na tym dodatkowo zarobić? A najśmieszniejsze było to, że gdyby mnie poprosił, zrobiłabym to za darmo. Tylko i wyłącznie dla zabawy.
– Myślałam że jestem dla ciebie za smarkata? – powiedziałam z sarkazmem.
– Ile masz lat?
– Niedługo skończę dwadzieścia trzy.
– Jedenaście lat różnicy to nie szaleństwo. – Wzruszył ramionami, wciągając porzucone na podłodze spodnie. – Myślałem, że jesteś młodsza. I to jest komplement, więc odłóż tę poduszkę.
– Mogę ci wierzyć?
– Nie zaryzykowałbym wpadki przed Anitą.
Przez chwilę milczałam, obserwując jak wyciąga z szafy świeże ciuchy.
– Robert… A tak w ogóle czy ta zabawa ma sens? Jako zemsta to kiepski pomysł.
– To nie zemsta. Chcę ją odzyskać! Anita jest strasznie zazdrosna i zawsze chciała abym był taki sam, więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby zrobiła to specjalnie.
– Całe to rozstanie?
– A owszem. Chodź dziewczynko z krainy czarów, idziemy na zakupy. – Mrugnął do mnie szelmowsko okiem, nie zważając na oburzoną minę i wycelowaną w siebie poduszkę. 

cdn...

16 komentarzy:

  1. Jestem dziś pierwszą z komentujących ;) i zapewne jedną z kilkudziesięciu... To opowiadanie jest cuuudnee, A TY nasza droga Babeczko zasługujesz na miano Mistrzyni! Niesamowicie fajne opowiadanie, przyjemnie się czyta, wprowadza w stan błogości i innych miłych emocji. Świetnie napisane! Genialne pomysły i ciekawy rozwój sytuacji. I nasz świat :) (a nie wampiry i demony :)).

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygrana i czas poświęcony zemście to w tej chwili takie moje the best of twoich opowiadań ;) ! piszesz świetnie, czyta się lekko i przyjemnie. Historie, niezależnie od tego czy realne, czy mniej realne są bardzo wciągające i za każdym razem ze zniecierpliwieniem czeka się na więcej ;) bynajmniej w moim przypadku. Eh, teraz nie pozostaje mi nic innego jak właśnie czekać, także nie przeciągając juz życzę weny. A i może jakaś niespodzianka dla czytelników w postaci jakiegoś posta extra ? ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Extra? Ech... Znów coś zacznę i kompletnie się pogubicie...

      Usuń
    2. Ale czy ja mówię o czymś nowym ? ;) Poza tym ja się nie gubiłam.
      Dobra nie będę Cię męczyć, jakoś przetrzymam i będę czekać na posty jak grzeczna dziewczynka ;)
      PS.; Na pokątnych znalazłam III część wygranej (od 8 ) i oczywiście ją przeczytałam, ale teraz sama nie wiem czy dobrze zrobiłam... :( bo moje czekanie wydłuży sie jeszcze bardziej. Co nie zmienia faktu, że TO BYŁO, JEST I BĘDZIE ŚWIETNE!

      Usuń
  3. Jak zawsze super Babeczko! :) Czytając twoje opowiadania, zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne części, tak jest i tym razem ;) podziwiam za to, że znajdujesz wenę i czas na pisanie tylu przeróżnych historii, a każda z nich jest nie mniej ciekawa od poprzedniej :D pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja pytanie mam... bo wiem, że "Wygraną" przerabiałaś delikatnie i dopisywałaś conieco przed wysłaniem do wydawnictw. I teraz , czy to co dodajesz to ta wersja klasyczna, że tak ją nazwę, z pokątnych czy poddałaś się (co byłoby nie do przyjęcia!) i dodajesz nam tutaj teraz tą wersję dla wydawnictw?

    P.S. Naprawdę chudniemy od nóg?;D

    Pozdrawiam,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wersja oficjalna, choć bez dodatkowej sceny, bo pisałam ją ręcznie i jeszcze nie przepisałam. Chyba, że zdążę ;-)

      PS. Tak twierdzi p.Joanna Chmielewska... Ja się podpisuję!

      Usuń
    2. No tak!
      Kobieta chudnie od nóg i najlepiej w trudnym terenie!
      "(Nie)boszczyk mąż" ?

      Usuń
  5. Kiedy kolejna część?! Nie moge sie doczekać!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że w przyszłym tygodniu :)

      Usuń
    2. Zgłaszam kategoryczny sprzeciw Babeczko ! ;)

      Usuń
    3. Ja takze!!!!

      Usuń
  6. czy planujesz dodać w najbliższym czasie pechowa dziewczynę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie planuję po tym, jak skończę "Nikomu ani słowa".

      Usuń
  7. "Jak szłam spać, to leżałeś na kanapie w salonie, w charakterze śmierdzących alkoholem zwłok."- Ja nie wiem skąd Ty bierzes te pomysły... Ja nawet chyba nie chcę wiedzieć, nie mnej jednak pisz, pisz, pisz.. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, ja też nie wiem... Po prostu są!

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.