Wygrana (III)
5.
Co prawda o poranku problemy nie
znikły, ale w jaskrawym świetle słońca stały się jakby mniej wyraziste. Wymięta
poduszka na kanapie wskazywała, gdzie Robert spędził ostatnią nockę. O dziwo,
po nim samym nie było najmniejszego śladu. Nie powiem, że mi nie ulżyło, bo nie
byłam gotowa na jakiekolwiek spotkanie. Kiedy przypominałam sobie jego ostatnie
słowa, to wciąż czułam przypływ słusznej złości. Jak on śmiał! „Nie z tobą…” No
pewnie, tylko że to nie ja rzucałam się na niego z zamiarem całowania i
obmacywania! W myślach określałam go coraz gorszymi słowami, choć gdzieś w
głębi duszy czułam, że tak naprawdę nie miałabym nic przeciwko, aby zakończył
to, co wczoraj zaczął. Powymyślałam sobie jeszcze od głupich kretynek, naiwnie
wierzących w nagłe zauroczenia seksownych, bogatych książąt z bajki, i udałam
się na śniadanie. Jak widać zły humor nie stanął na przeszkodzie mojemu
apetytowi…
Robert siedział tuż pod oknem i
bezmyślnie grzebał łyżeczką w pustej filiżance po kawie. W pierwszej chwili
chciałam uciec z jadalni, potem wypatrzyłam miejsce jak najbardziej oddalone,
ale w trakcie nakładania grzanek na talerz, przekornie postanowiłam przysiąść
się i usłyszeć, czy ma mi coś do powiedzenia.
Kiedy odsunęłam krzesło, spojrzał na
mnie zaskoczony.
– Cześć Mości Książe. – Jednak
nie mogłam powstrzymać sarkazmu. – Jak minęła nocka na kanapie?
Natychmiast zachmurzył się i
odparował z jadowitą satysfakcją:
– Lepsza kanapa, niż łóżko ze
żmijowatą jędzą.
Nie wiadomo czemu, te słowa mnie
ucieszyły. Zadowolona nagryzłam rogalika i spojrzałam prosto w jego oczy.
– Ciekawe co powie twoja
Anitka?
– Jeśli po przedstawieniu,
które wczoraj dałaś, będę miał kłopoty, to z pewnością się z tobą policzę!
– Jako dżentelmen co
wybierzesz? Szpady na odległość stu metrów czy pistolety na odległość dwóch
kroków?
– Ty chyba nie do końca wiesz z
kim zaczynasz?
– Uhm… Z nabzdyczonym typkiem,
próbującym udawać macho? Ale nie martw się, poza tym też jesteś stosunkowo
przystojny…
Tym razem moja ironia chybiła celu.
Ze zmarszczonymi brwiami, obserwował jak pochłaniałam całe śniadanie, z
apetytem popijając je kawą.
– Posłuchaj mnie uważnie…
Zaraz, jak masz na imię dziewczątko?
Przełknęłam ostatni kęs rogalika.
– Dziewczątko zwie się Alicja –
odparłam urażona. Trochę zabolało, że nawet tego nie pamiętał.
– A więc Alicjo… Na nic zdadzą
się twoje zalotne spojrzenia i szczenięce zaczepki, nie ten poziom dziecinko.
Za stary jestem, żeby się dać nabrać na takie numery jak ten wczoraj.
Trzeba przyznać, że mnie ustrzelił.
Wpatrywałam się w niego baranim wzrokiem, usiłując zrozumieć sens tej
wypowiedzi.
– Zgłupiałeś czy co? Jaki
podryw? Chyba twoje rozdmuchane ego przypisuje sobie jakieś wyimaginowane
zalety!
– Czyżby? – Zmrużył oczy i
posłał mi twarde, nienawistne spojrzenie.
– No tak, to przecież
oczywiste, że odstawiłam się tak wczoraj na wymarzoną randkę z tobą!
I znów przerwał nam dźwięk dzwonka
telefonu. Nie mojego oczywiście, bo takiego luksusu jak własna komórka nie
posiadam. Pewnie i było to nieco obciachowe, ale nie lubiłam czuć się niczym
pies na smyczy.
Robert bez słowa wstał i wyszedł z
jadalni. Nie trudno było zauważyć lekką nerwowość w jego ruchach, więc doszłam
do wniosku, że musiał dzwonić ktoś ważny. Wytrącona z równowagi bezsensowną
rozmową, podłubałam w ostatnim rogaliku, dopiłam kawę i zdecydowałam się na
powrót do pokoju. Chciałam tylko wziąć ręcznik i jakąś książkę, aby nie nudziło
mi się na plaży. Po namyśle dorzuciłam jeszcze małą wodę mineralną i paczkę
orzeszków. Nie miałam zamiaru wracać prędzej niż przed obiadem.
Na plaży wygodnie usadowiłam się na
leżaku pod ogromnym parasolem, ale czytanie mi nie szło. Sens tekstu nie
docierał, choć czasem dany akapit powtarzałam dwa, trzy razy. Moje myśli były
zaprzątnięte czymś innym, dlatego po niecałej godzinie odłożyłam książkę i z
cichym westchnieniem rozciągnęłam się na leżaku z zamiarem krótkiej drzemki.
Ale za nic nie udawało mi się zasnąć. Kręciłam się niczym pchła na koszuli, w
duchu określając Roberta wszystkimi epitetami, jakie tylko przychodziły mi na
myśl. Psiakrew, znalazł się amant o tajemniczych zamiarach, wraz z tą swoją wychwalaną
narzeczoną – cud ideał o nieskazitelnym wizerunku. Choć z drugiej strony...
Może faktycznie sprowokowałam go do takiego zachowania, a on sam wcale nie miał
ochoty na jakąkolwiek bliższą znajomość? Plątałam mu się pod nogami, niczym
hałaśliwy psiak, uciążliwy pomimo mniemania swojej ważności... Gwałtownym
ruchem przekręciłam się na bok i z głuchym jękiem nakryłam głowę ręcznikiem.
Naiwna idiotka. I po co mi była ta cała wygrana? I kłótnia o ten przeklęty
apartament? Przecież to oczywiste, że nie mogę się równać z boską Anitą, nikomu
nie jestem potrzebna, jakby co to wykorzysta mnie tylko i porzuci…
Stop! Ja chyba jestem zazdrosna? I
to o kogo? O faceta, którego poznałam dwa dni temu, starszego o ponad dziesięć
lat i w dodatku w takich okolicznościach… Uuu…
Poderwałam się z leżaka i rzuciłam
ku morzu. Ale zmiana miejsca nie rozwiązała cierpień moralnych: pobiegły za mną
i zaatakowały z podwójną mocą.
To nie fair! Robert mi się podoba,
ale taki facet wszystkim się podoba! Pozycja, wygląd, klasa… Nawet mój chłodny,
trzeźwy umysł nie umiał poprawnie ocenić sytuacji. Zamiast od razu spoliczkować
bezczelnego drania już po pierwszym pocałunku, ja chciałam więcej…
A niech to diabli! Jakoś przeżyję te
wakacje, a po powrocie do domu wciąż będę wolna jak wiatr, niezwiązana ani
uczuciami, ani konwenansami – tylko biegnącą aż po horyzont drogą…
Odrobinę pogodzona z samą sobą,
postanowiłam udać się na długi spacer. Przy okazji chciałam się też opalić i
zgubić małe co nieco, bo jak wiadomo kobieta chudnie od nóg. Trochę
przesadziłam z trasą i dopiero po kilku godzinach dotarłam z powrotem hotelu,
zziajana i wściekle głodna. Obiad przepadł, ale za godzinę mogłam już pójść na
kolację. Skierowałam się więc do pokoju, żeby troszkę ogarnąć się i napić
czegokolwiek, chociażby wody z kranu.
Drzwi zastałam uchylone. W środku
panowała absolutna cisza. Kiedy weszłam, od razu zauważyłam Roberta, leżącego
na kanapie w dość niewygodnej pozycji. Spał zasłaniając ręką oczy. Podeszłam
bliżej, niepewna, czy powinnam go zbudzić, czy raczej dać mu spokój.
No i wtedy dostrzegłam też dwie
puste butelki po whisky, rozbitą na podłodze szklankę i prawie całkiem
roztopiony lód w niewielkim kubełku. Ostrożnie pochyliłam się i poczułam
również intensywny zapach alkoholu. Chciałam cichaczem się wycofać, ale
mężczyzna wyciągnął błyskawicznie rękę i chwycił mnie za nadgarstek. Widać aż
tak mocno nie spał.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie
bez słowa.
– No i wygrałaś…
Skrzywiłam się, bo jakoś nie
pasowała mi wizja szaleństwa z miłości, rażącej niczym grom z jasnego nieba.
– Dwie flaszki? Nieźle. A z
jakiej to okazji, jeśli mogę wiedzieć?
– Anita. Ona… Ona mnie rzuciła!
Jeśli chciał mnie zaskoczyć, to mu
się to udało.
– I dlatego pijesz?
– Wyobraź sobie, że tak! A jak
inaczej zniósłbym to wszystko?
– Nie bardzo rozumiem. –
Usiadłam na brzeżku kanapy. - Twoja cudowna, wychwalana pod niebiosa narzeczona
puściła cię w kanał? Tak bez powodu? Bo chyba nie przez wczoraj?
Mimo wszystko poczułam się nieswojo.
Robert ponownie jęknął i przysłonił oczy ręką.
– Jestem taki zmęczony! Nie
zniosę tego dłużej! Rozumiesz? – Z trudem usiadł i rozejrzał się, najpewniej w
poszukiwaniu kolejnej flaszki.
– Fuj! Ale od ciebie śmierdzi
wódką! – Zmarszczyłam nos. – A poza tym zachowuj się jak mężczyzna i nie użalaj
się nad sobą!
– Nic nie rozumiesz… –
Nieświadomie zacisnął dłoń na moim ramieniu. Jego twarz była tak blisko, że
wyraźnie widziałam przekrwione białka oczu. – Za młoda jesteś na takie sprawy.
– No wiesz! – Tym razem udało
mu się mnie rozzłościć. – Teraz to jestem za młoda, ale jak mnie całowałeś to
byłam w sam raz? Hipokryta jeden! I zabierz tę rękę z moich włosów!
– Czy tobie się zdaje, że
jestem z kamienia? – wyszeptał mi na ucho.
– O co ci znowu chodzi?
– Nie bądź niemądra Alicjo.
Wypiłem za dużo i czuję, że lada chwila przestanę nad sobą panować. A bardzo
tego nie chcę. Ze względu na ciebie.
Milczałam, usiłując zrozumieć
pokrętny tok jego myślenia. Ale miło było wiedzieć, że tym razem zapamiętał
moje imię.
– Jak zwykle zachowujesz się
zagadkowo. Mógłbyś odrobinę wyjaśnić…
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej.
Gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Brutalnie i łapczywie. „Znów”
– pomyślałam zdumiona. A potem moje ciało ogarnęła fala trudnego do zniesienia
gorąca. Robert najpierw sięgnął ręką do piersi, później oparł się na łokciu i
podciągnął mnie pod siebie, zaczął gładzić brzuch i kierować się coraz niżej,
nie przerywając pocałunku. Kiedy dotarł w najbardziej intymne okolice, ocknęłam
się i spróbowałam wyrwać. Gdyby nie alkohol, z pewnością nie miałabym
najmniejszych szans. Zerwałam się na równe nogi, usiłując uspokoić nierówny
oddech i oszalałe serce.
– To jest to twoje wyjaśnienie?
Jesteś zwykłym palantem! Nic dziwnego że narzeczona cię zostawiła!
Milczał, a jego twarz nigdy nie była
tak otwarta, tak szczera. Oczy szkliły się łzami, w których jednak nie
znalazłam niczego niemęskiego, usta wykrzywiała gorycz. O dziwo, nigdy
wcześniej nie wydał mi się tak pociągający, aż zakręciło mi się w głowie na
wspomnienie pocałunku…
– To nie tak. Przeklęta wódka.
Chyba lepiej pójdę spać…
Tym razem nie odpowiedziałam, tylko
uciekłam do sypialni. Jakoś nie miałam ochoty na uszczypliwe uwagi i złośliwe
komentarze. Najbardziej jednak przerażające było to, że poczułam nagłą,
absurdalną radość.
Kiedy po dwóch kwadransach
wychodziłam na kolację, Robert smacznie chrapał, pogrążony w mocnym, pijackim
śnie. Po chwili wahania przykryłam go jeszcze kocem, przysłoniłam rolety i
wyrzuciłam do kosza puste flaszki.
I jak zwykle miałam nieziemski
apetyt…
6.
Obudziło mnie głośne chrapanie,
gdzieś w okolicach mego lewego ucha. Otwarłam oczy i ze zdumieniem
stwierdziłam, że leżę na prawym boku, otulona męskimi ramionami i dodatkowo
przygnieciona muskularną nogą, wplecioną pomiędzy moje uda. Szczyt wszystkiego!
– Puszczaj mnie w tej chwili –
wrzasnęłam, usiłując wyswobodzić się z jego objęć. Robert nieprzytomnie
zamrugał oczami i zamglonym wzrokiem spojrzał na rozjuszoną harpię, stojącą w
wojowniczej pozie tuż przy łóżku.
– Co to ma niby znaczyć? –
spytałam surowo, już o wiele spokojniejszym tonem. – Jak szłam spać, to leżałeś
na kanapie w salonie, w charakterze śmierdzących alkoholem zwłok. A budzę się
nad ranem w czułych objęciach nagiego faceta! Który nota bene wciąż cuchnie
wódką!
– Nagiego? – Z lekko
oszołomioną miną spojrzał w dół. – No tak…
Powędrowałam za jego wzrokiem i
poczułam, że gwałtowny rumieniec wypełza na moje policzki. Nic dziwnego, na
widok tego co zobaczyłam zarumieniłaby się nawet i doświadczona ta, no… panienka.
I choć demonstracyjnie odwróciłam
się tyłem, to poczułam narastające podniecenie. Podbrzusze zaczęło niepokojąco
pulsować gorącem, piersi stwardniały, a usta stały się tak suche, że
kilkakrotnie musiałam zwilżyć je językiem.
Tymczasem Robert, jak gdyby nigdy
nic, wstał i przeciągnął się, na dodatek głośno ziewając. Pomyślałam, że
cholernik robi to celowo. A żeby cię… Tu nastąpiła długa lista przeróżnych
epitetów, niedająca powtórzyć się w przyzwoitym towarzystwie.
– A może masz ochotę spróbować
jak to jest? – wyszeptał mi na ucho, znienacka zachodząc od tyłu.
Nie miałam, o czym dobitnie
świadczył wyjątkowo celny cios wymierzony łokciem w jego szczękę.
– Jeszcze jakieś propozycje? –
spytałam drwiąco, odwróciwszy się przodem i bezczelnie spoglądając mu w oczy.
– Tyfko jetna…
– Wyraźniej proszę, bo coś
trudno cię zrozumieć.
O dziwo nie obraził się, ani nie
wybuchnął gniewem. I to właśnie było podejrzane.
– Tylko jedna. Dwadzieścia
kawałków za udawanie mojej nowej dziewczyny przez najbliższy tydzień. Anita
wraz z nowym partnerem, przyjeżdża dziś do tego hotelu. – Jego głos
nieoczekiwanie stwardniał. – Nie przypuszczałem, że to mogło zajść tak daleko.
Można powiedzieć, że zamieniłam się
w przykładowy słup soli.
– No i co ty na to? – ze
zniecierpliwieniem powiedział Robert, masując się po obolałej szczęce.
– Dwadzieścia tysięcy… –
powtórzyłam słabo. W wyobraźni już jechałam na wycieczkę dookoła świata.
– Gotówką. Po trzech dniach
dostaniesz połowę, po siedmiu całość. Na początek zakupy, fryzjer i kosmetyczka
na mój koszt. Kilka pokazowych wyjść, pocałunków i plotek, puszczonych w świat.
Co ty na to?
Co ja na to? I tak byłam skazana na
jego towarzystwo jeszcze przez kilka dni, to dlaczego nie miałabym na tym
dodatkowo zarobić? A najśmieszniejsze było to, że gdyby mnie poprosił,
zrobiłabym to za darmo. Tylko i wyłącznie dla zabawy.
– Myślałam że jestem dla ciebie
za smarkata? – powiedziałam z sarkazmem.
– Ile masz lat?
– Niedługo skończę dwadzieścia
trzy.
– Jedenaście lat różnicy to nie
szaleństwo. – Wzruszył ramionami, wciągając porzucone na podłodze spodnie. –
Myślałem, że jesteś młodsza. I to jest komplement, więc odłóż tę poduszkę.
– Mogę ci wierzyć?
– Nie zaryzykowałbym wpadki
przed Anitą.
Przez chwilę milczałam, obserwując jak
wyciąga z szafy świeże ciuchy.
– Robert… A tak w ogóle czy ta
zabawa ma sens? Jako zemsta to kiepski pomysł.
– To nie zemsta. Chcę ją
odzyskać! Anita jest strasznie zazdrosna i zawsze chciała abym był taki sam,
więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby zrobiła to specjalnie.
– Całe to rozstanie?
– A owszem. Chodź dziewczynko z
krainy czarów, idziemy na zakupy. – Mrugnął do mnie szelmowsko okiem, nie
zważając na oburzoną minę i wycelowaną w siebie poduszkę.
cdn...
Jestem dziś pierwszą z komentujących ;) i zapewne jedną z kilkudziesięciu... To opowiadanie jest cuuudnee, A TY nasza droga Babeczko zasługujesz na miano Mistrzyni! Niesamowicie fajne opowiadanie, przyjemnie się czyta, wprowadza w stan błogości i innych miłych emocji. Świetnie napisane! Genialne pomysły i ciekawy rozwój sytuacji. I nasz świat :) (a nie wampiry i demony :)).
OdpowiedzUsuńWygrana i czas poświęcony zemście to w tej chwili takie moje the best of twoich opowiadań ;) ! piszesz świetnie, czyta się lekko i przyjemnie. Historie, niezależnie od tego czy realne, czy mniej realne są bardzo wciągające i za każdym razem ze zniecierpliwieniem czeka się na więcej ;) bynajmniej w moim przypadku. Eh, teraz nie pozostaje mi nic innego jak właśnie czekać, także nie przeciągając juz życzę weny. A i może jakaś niespodzianka dla czytelników w postaci jakiegoś posta extra ? ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Extra? Ech... Znów coś zacznę i kompletnie się pogubicie...
UsuńAle czy ja mówię o czymś nowym ? ;) Poza tym ja się nie gubiłam.
UsuńDobra nie będę Cię męczyć, jakoś przetrzymam i będę czekać na posty jak grzeczna dziewczynka ;)
PS.; Na pokątnych znalazłam III część wygranej (od 8 ) i oczywiście ją przeczytałam, ale teraz sama nie wiem czy dobrze zrobiłam... :( bo moje czekanie wydłuży sie jeszcze bardziej. Co nie zmienia faktu, że TO BYŁO, JEST I BĘDZIE ŚWIETNE!
Jak zawsze super Babeczko! :) Czytając twoje opowiadania, zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne części, tak jest i tym razem ;) podziwiam za to, że znajdujesz wenę i czas na pisanie tylu przeróżnych historii, a każda z nich jest nie mniej ciekawa od poprzedniej :D pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja pytanie mam... bo wiem, że "Wygraną" przerabiałaś delikatnie i dopisywałaś conieco przed wysłaniem do wydawnictw. I teraz , czy to co dodajesz to ta wersja klasyczna, że tak ją nazwę, z pokątnych czy poddałaś się (co byłoby nie do przyjęcia!) i dodajesz nam tutaj teraz tą wersję dla wydawnictw?
OdpowiedzUsuńP.S. Naprawdę chudniemy od nóg?;D
Pozdrawiam,
LIA.
Wersja oficjalna, choć bez dodatkowej sceny, bo pisałam ją ręcznie i jeszcze nie przepisałam. Chyba, że zdążę ;-)
UsuńPS. Tak twierdzi p.Joanna Chmielewska... Ja się podpisuję!
No tak!
UsuńKobieta chudnie od nóg i najlepiej w trudnym terenie!
"(Nie)boszczyk mąż" ?
Kiedy kolejna część?! Nie moge sie doczekać!!
OdpowiedzUsuńObawiam się, że w przyszłym tygodniu :)
UsuńZgłaszam kategoryczny sprzeciw Babeczko ! ;)
UsuńJa takze!!!!
Usuńczy planujesz dodać w najbliższym czasie pechowa dziewczynę
OdpowiedzUsuńW zasadzie planuję po tym, jak skończę "Nikomu ani słowa".
Usuń"Jak szłam spać, to leżałeś na kanapie w salonie, w charakterze śmierdzących alkoholem zwłok."- Ja nie wiem skąd Ty bierzes te pomysły... Ja nawet chyba nie chcę wiedzieć, nie mnej jednak pisz, pisz, pisz.. :-)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, ja też nie wiem... Po prostu są!
Usuń