Uczciwie rzecz biorąc, chciałam dokończyć pozostałe teksty. Jednak na skutek wielu komentarzy czytelników, którzy chcieliby przeczytać w końcu coś innego (czyli nie o dziewicach i muskularnych osikach ;-D), zamiast tłumaczyć się i przekonywać, daję po prostu coś innego.
Od razu uprzedzam, że tytuł jest nieco "roboczy", a kolejne części będę dawał raz na tydzień, bo jednak muszę skończyć i poprzednie teksty.
Czas poświęcony zemście (I)
Czas
poświęcony zemście
jest
czasem spędzonym w piekle
Tego wieczoru mała
kawiarenka, gdzieś na obrzeżach Miasta Duchów świeciła pustkami.
Był to wyjątkowo nędzny
lokal, taki jakich dziesiątki we wszystkich dzielnicach biedoty, otaczających bogate
i luksusowe centrum. W dzień odwiedzali go robotnicy, czasem członkowie załóg statków
handlowych, a w nocy prostytutki. Wnętrze nie różniło się od innych tego typu
knajp, kontuar z blatem pokrytym ciemnym kamieniem, rzędy butelek na półkach za
barem, pęknięte lustra i poobdzierane meble.
Za kontuarem niezwykle
krępy mężczyzna, ze zwisającymi w strąkach włosami i czerwoną, nalaną twarzą,
czytał stary egzemplarz gazety pornograficznej. Czy raczej należało powiedzieć,
że oglądał, ukradkiem masturbując się pod ladą.
Pod jedną ścianą
kawiarni znajdował się rząd stolików, po drugiej zaszczytne miejsce zajmował
duży ekran telebimu. Lokal był prawie pusty, tylko przy stoliku z odrapanym
blatem, który sąsiadował z pomalowanym czarną farbą oknem, siedziała kobieta.
Była średniego wzrostu, miała bladą, pociągłą twarz, zeszpeconą przez bliznę
biegnącą od oka do kącika ust. Ubrana była w długi, czarny płaszcz, noszący
zresztą znaczne ślady zużycia.
Gdy uniosła kieliszek,
jej dłoń dygotała. Wypiwszy całą jego zawartość, otarła wargi wierzchem dłoni i
podniosła się z miejsca.
Potem ruszyła w
kierunku stojącego za barem mężczyzny. Zmierzył ją czujnym spojrzeniem, ale
widocznie doszedł do wniosku, że takie chuchro nie może zrobić mu krzywdy.
– Czego? – warknął
nieuprzejmie.
– Szukam
niejakiego pana Novaka.
– Ha, ha! Dobre
sobie! Zjeżdżaj, pókim dobry.
– Z bardzo
solidnego źródła wiem, że go tu znajdę.
Mężczyzna splunął w bok
i wyjął lewą dłoń ze spodni.
– Cholera –
zaklął. – Zawsze przeszkadzają w najlepszym momencie.
Nacisnął na guzik,
znajdujący się tuż przy kasie. Jakby w odpowiedzi na ten niesłyszalny dźwięk,
za ciemnej kurtyny na samym końcu sali wyłonił się młody mężczyzna. Był tak
nijaki, że z trudem można by było stworzyć jego portret pamięciowy. Blady, o
jasnych, niemal białych włosach, wyblakłych niebieskich oczach i przeciętnej
twarzy.
– Ja jestem pan
Novak – powiedział cicho i ujął zdumioną kobietę pod ramię, prowadząc ją w
najdalszy kąt lokalu – Siadaj. Nie wyglądasz za dobrze? – zdziwił się z obłudną
troską.
– Potrzebuję…
– Wiem. Ale nie
mam tego, czego szukasz. S3 to teraz towar niezwykle trudno dostępny na rynku.
Możesz dostać tylko niewielką dawkę jedynki. Taką na wzmocnienie, by pomogła ci
przetrwać noc. Po więcej wrócisz za dwa dni.
– Nie pytałeś…
– Nie muszę.
Osoba, która ci o mnie mówiła, przesłała bardzo szczegółową wiadomość. To jak?
Piszesz się na to?
Kobieta odetchnęła z
ulgą. Tak, jakby nagle wielki ciężar zleciał z jej serca.
– Z ochotą. Nawet
nie wiesz, jak bardzo się cieszę.
Albinos pogrzebał w
kieszeni spodni i wyjął kilka małych, białych pigułek, na których przy
odrobinie trudu, można było odczytać symbol – S1.
Kiedy ona delektowała
się pierwszą dawką, rozluźniona opierając się o ścianę za plecami i przymykając
oczy w oczekiwaniu na nadchodzącą ekstazę, mężczyzna posłał porozumiewawcze
spojrzenie barmanowi.
Ten błyskawicznie
pojawił się przy stoliku z dwoma czystymi kieliszkami i przybrudzoną flaszką
koniaku.
– Na koszt firmy –
wychrypiał. Kobieta nie wyłapała w jego głosie złośliwej satysfakcji. Powoli
pogrążała się w swym własnym, niedostępnym dla innych świecie.
– Za pomyślne
nawiązanie kontaktów! – Blady mężczyzna wzniósł toast, wsuwając do jej drżącej
dłoni kieliszek z alkoholem.
Zrobiła jak jej kazał.
Najpierw spróbowała odrobinę, potem z szerokim uśmiechem wypiła całość. Potem
zaciągnęła się papierosem i spojrzała na swego towarzysza lekko już
nieprzytomnym wzrokiem.
Czuła się cudownie.
Choć nieco dziwnie. Nigdy wcześniej nie miała wrażenia tak lekkiej głowy,
własnego głosu dobiegającego gdzieś z zewnątrz.
Zaczęła się śmiać.
Albinos obserwował ją uważnie, ale z niejakim znudzeniem, obracając w dłoniach
wciąż pełen kieliszek.
Potem nagle zerwał się
z miejsca i ujął ją troskliwie za ramię. Lecz zanim oboje znaleźli się za
czarną kurtyną oddzielającą lokal od mrocznego zaplecza, kobieta znalazła się w
stanie całkowitej, chemicznie wywołanej hipnozy.
Przestała reagować na
cokolwiek.
Z rąk bladego handlarza
prochami trafiła prosto w ramiona barmana. Ten przez chwilę przyglądał się
wiotkiemu ciału, głośno sapiąc, a później jednym, płynnym ruchem chwycił
kobietę i wrzucił do ogromnego pojemnika z wodą, który być może w odległej
przeszłości był luksusową wanną wbudowaną w podłogę. Przyklęknął na krawędzi i
położył swe ogromne łapsko na głowie kobiety, która patrzyła na niego
niewidzącymi oczyma.
Cała reszta była
banalnie prosta. Pod tym naciskiem zanurzyła się i pozostała pod wodą. Na
początku widać było jeszcze bąbelki powietrza, potem i one zniknęły.
Kiedy skończył, wstał
ze stęknięciem i wytarł mokre dłonie o spodni.
– I jak tym razem
poszło? – rozległ się tuż obok lekko znudzony i odrobinę pogardliwy głos.
Grubas drgnął z
wyraźnym przerażeniem. Z mroku wyłoniła się twarz mężczyzny, przystojna twarz,
lecz naznaczona pewnym rysem okrucieństwa i cynizmu. Była jednocześnie
pociągająca, jak i odpychająca. Ciemne włosy i oczy silnie kontrastowały z
bladością cery, usta wykrzywiał ironiczny uśmieszek.
– Tylko nie
krzycz, postawisz na nogi całą okolicę!
Barman chrząknął
zakłopotany. Tamten wciąż obserwował go z rozbawionym zdziwieniem, bawiąc się
trzymanym w dłoni niedopałkiem papierosa.
– To odrobinę
stresująca robota Bastianie. Nie każdy potrafi tak jak ty, zabijać z uśmiechem
na ustach.
Ciemnowłosy mężczyzna
wzruszył ramionami.
– Praktyka czyni
mistrza. Lecz to – wskazał na zwłoki wciąż zanurzone w wodzie – zostawiam takim
jak wy.
Grubas spojrzał na
niego z nienawiścią pomieszaną z podziwem.
– Nie czepiaj się.
Wykonujemy za ciebie całą brudną robotę, panie Novak.
– Oczywiście –
roześmiał się tamten. – A teraz Vin, zapakuj ładnie przesyłkę. Nie chcemy chyba
zawieść naszych handlowych partnerów?
Po czym odwrócił się i
wyszedł, pogwizdując coś melodyjnie.
Idąc opustoszałymi
ulicami, zapalił kolejnego papierosa. Po chwili dotarł do niskiego, obskurnego
budynku. Lokum, które wynajął przed kilkoma miesiącami, bardziej przypominało
pijacką melinę niż miejsce do zamieszkania. Ale akurat tym się nie przejmował.
Z lodówki wyjął
schłodzoną butelkę starej, dobrej whisky i wygodnie rozsiadł się w fotelu przy
oknie. Potem popijając alkohol i obserwując panoramę miasta, mimo woli
zastanowił się nad przeszłością.
Pochodził z dzielnicy
nędzy, gdzie więcej było złodziei, morderców i prostytutek niż w całej
pozostałej części Miasta Duchów. Zresztą, uśmiechnął się ironicznie, to była
doskonała nazwa. Tylko centrum, które należało do bogaczy, nie straszyło
wyglądem. Cała reszta… Ech, szkoda gadać.
Kolonia, która miała
być chlubą, Nową Ziemią, jak nazywali ją co poniektórzy, stała się skostniałym
tworem, zamieszkiwanym przez ocalałą resztkę ludzkości. Te same zło, te same
nałogi, te same przestępstwa. No, niezupełnie. Z biegiem czasu ludzie stawali się
coraz bardziej pomysłowi.
Drobny złodziejaszek,
jakim był u początków swej „kariery”,
szybko trafił na szczyt listy najbardziej poszukiwanych przestępców. Po prostu
podczas jednego z napadów uznał, że nie ma sensu brać żywych jeńców i sprawił
sobie przyjemność wykańczając ich osobiście. Siedem osób, w tym jakaś kuzynka
samego prezydenta.
Z uśmiechem przypomniał
sobie szaleństwo, które rozpętał. A najzabawniejsze było to, że wciąż
pozostawał nieuchwytny.
Niczym duch.
Potem pojawił się
tajemniczy zleceniodawca. Bastian był idealnym kandydatem, do roboty, którą mu
zlecił. Pan X, jak go nazywał, odwdzięczał się sporymi sumami szeleszczących
banknotów. I to nie zmieniło się od czasów starej, dobrej Ziemi.
Dostarczał ciała. Dwa,
trzy tygodniowo. Ofiary typował po starannej obserwacji. Najczęściej byli to
samotni narkomani, w zaawansowanym stadium. Nikt ich nie szukał, nikt po nich
nie płakał. Znikali, odlatując specjalnym transportem w niewiadomym kierunku.
Dla Bastiana nie miało
to najmniejszego znaczenia.
Siedział, popijając i
uśmiechając się łagodnie, choć wyraz jego oczu mógł przerazić nawet
najodważniejszego człowieka.
***
Na zrujnowanym do
połowy murku siedziała kobieta. Czarne, gładkie włosy, miała obcięte na pazia,
do tego niezwykle równo przyciętą grzywkę. Nad wydatnymi kośćmi policzkowymi
błyszczały ogromne, błękitne oczy. Uwagę zwracały też pełne, wyraziste usta,
świadczące o dużej sile woli i twardym charakterze. Nie była piękna, ale jej
twarz wręcz prowokowała ludzi do ponownego spojrzenia.
Z uporem wpatrywała się
w drzwi obskurnej kawiarni, nad którą wisiał zepsuty neon z napisem „Paris”.
Kiedy ujrzała jak do środka wchodzi blady, anemiczny mężczyzna, zmarszczyła
brwi i zeskoczyła. Figurę miała gibką i szczupłą, choć pod obcisłym czarnym
ubraniem, wyraźnie rysowały się pełne, kobiece krągłości.
Odważnie wkroczyła do
obskurnego lokalu i od razu podeszła do baru, gdzie za wysokim przybrudzonym
kontuarem siedział gruby, niechlujny mężczyzna.
– Coś podać? –
zerknął na nią podejrzliwie. Była zbyt schludna i zadbana, jak na kobietę z tej
dzielnicy. Powstało więc pytanie, co tu robiła?
– Tak, wodę.
Jestem na służbie – wskazała na naszywkę na piersiach. Dopiero teraz dostrzegł
niebieski znaczek sił powietrznych. Jego nieufność wzrosła.
Wzięła swoją wodę i
usiadła tuż przy oknie. Piła ją powoli, łyczek po łyczku, uważnym spojrzeniem
lustrując cały lokal. Nawet nie próbowała ukryć swego zainteresowania. Gdy
skończyła, z kieszeni wyciągnęła niewielkich rozmiarów zdjęcie.
Ponownie podeszła do
barmana.
– Widziałeś tego
chłopaka? – spytała, patrząc na niego w skupieniu. – Prawdopodobnie była tu
gościem dwa tygodnie temu, w godzinach wieczornych.
Pytany, z trudnością
zachował spokój. Co prawda nie rozpoznał twarzy, bo tylu ich było, ale
niepokojący był sam fakt zadania takiego pytania.
– Bo ja wiem? –
wzruszył ramionami. – Codziennie pełno tu narkomanów i tanich dziwek. Może i
widziałem, a bo co?
– To mój brat.
Uciekł z kliniki, gdzie leczono jego uzależnienie od S1. Jak każdy pacjent miał
przy sobie lokalizator. Ostatni sygnał nadano z tego lokalu.
Grubas poczuł jak po
jego karku spływa strużka potu. Strach, niczym mokre zwierzątko, ześlizgnął się
w dół, po jego plecach.
– I uprzedzę
pytanie, dlaczego nie szuka go Straż. Nie interesuje ich los narkomanów, którzy
uciekli z odwyku.
Mówiąc to, patrzyła na
niego badawczo, jakby chciała coś wyczytać poza słowami. Intuicja podpowiadała
jej, że ten facet coś wie. Kiedy powiedziała o lokalizatorze, spocił się niczym
mysz.
– Nic nie wiem. –
Ponownie wzruszył ramionami. Ale wyraźnie widziała jak zadrżały mu dłonie, gdy
odstawiał butelkę z alkoholem.
– W takim razie
może pana zmiennik? – Nie zamierzała się poddać.
Coś przyszło mu do
głowy. Uśmiechnął się szeroko, choć na ten widok, dziewczyna wzdrygnęła się z
obawą.
– Tak, całkiem
możliwe. Przyjdź wieczorem paniusiu, to sobie porozmawiacie.
Skinęła głową i
położywszy na ladzie zapłatę, wyszła z lokalu. Szybkim krokiem skierowała się
do centrum, uśmiechając się z przekąsem. Ten drań myśli, że da się złapać w tak
prymitywną pułapkę? Jeszcze czego!
Nie znała jednak sił
przeciwnika, dlatego prócz swych własnych umiejętności potrzebowała jeszcze
broni. Małej, poręcznej, dającej łatwo się ukryć pod cienką kurtką. I dużego,
ostrego noża, schowanego za cholewką wysokich butów.
Idąca energicznym
krokiem Sara nie zwróciła uwagi na śledzącego ją mężczyznę. Tak bardzo była
pochłonięta planami na wieczór, że nawet gdyby tuż za nią podążał cały tabun
szpiegów, pewnie i na niego nie zwróciłaby uwagi.
Była zbyt młoda, by
wiedzieć że broń i upór to za mało, gdy ma się do czynienia z prawdziwymi
mordercami.
Bastian zatrzymał się
na rogu i zapalił papierosa. Patrzył w zamyśleniu w kierunku budynku, do
którego weszła ciekawska nieznajoma.
Zastanawiał się, co
powinien z nią zrobić. Poczuł smutek na myśl, że będą ją musieli zabić. Było w
niej coś takiego… Delikatność połączona z siłą? Tak, takie jak ona potrafiły
człowieka zaskoczyć.
Potrząsnął głową, chcąc
się pozbyć niepotrzebnych myśli.
Zaczęło padać, ale on
nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Właśnie wpadł na świetny pomysł. Wyrzucił
niedopałek, odwrócił się i idąc po nierównym chodniku, pogwizdywał radośnie.
***
Kiedy wszedł do lokalu,
napotkał spłoszone spojrzenia dwóch par oczu.
– Spokojnie –
powiedział wesoło, zdejmując mokry płaszcz. – To tylko jedna dziewczyna.
– Ten jej brat
miał lokalizator. To jest problem! – Gruby Vin z sapnięciem otworzył pełną
butelkę wina i postawił na ladzie. – Twoje ulubione. Ale to ostatnia butelka.
Trzeba zamówić nowe.
– Wiem. –
Ciemnowłosy mężczyzna usiadł na wysokim taborecie i z lubością nalał wina do
wysokiego kieliszka. – Zamknijcie drzwi. Wywieście tabliczkę, że nieczynne
przez godzinę lub coś w tym rodzaju.
Albinos siedział dotąd
w milczeniu. Poniosło go dopiero przy ostatnich słowach.
– Do jasnej
cholery! Ją też chcesz utopić? A co potem? Pilot Gwardii Narodowej to nie to
samo, co zabiedzony narkoman. A swoją drogą, kiepski wywiad, jeśli przepuściłeś
kogoś takiego.
– Zdarza się –
Bastian spojrzał na niego z pobłażliwym uśmiechem. Ale w oczach czaiła się
niema groźba.
– Za to zdarzenie,
wylądujemy wszyscy w mamrze, albo i gorzej.
– Tchórzysz?
Albinos zamilkł, ale
jego mina nie wróżyła nic dobrego.
– Co robimy?
Bastian w zamyśleniu
bębnił palcami w kamienny blat. Nie chciał się przyznać, ale miał już dość
jasno sprecyzowane plany. A nade wszystko nie miał zamiaru rezygnować z łatwego
zarobku i coraz bardziej pokaźnego stanu konta w banku.
– Zawieszamy
działalność na jakiś czas. Powiedzmy miesiąc. I niech żaden z was nie waży się
zrobić jej krzywdy! – dodał z pogróżką w głosie. – To wyłącznie moja sprawa.
***
Sara wróciła do swego
malutkiego mieszkanka. Było całym jej światem, celem i marzeniem od wielu lat.
Dopiero gdy zaczęła latać jako zawodowy pilot, mogła sobie pozwolić na luksus
samodzielnego lokum. Kiedy miała pięć lat, znaleziono ją w stanie hibernacji na
błąkającym się w przestrzeni kosmicznej małym statku handlowym. Miesiąc później
została adoptowana prze pewnego lekarza i jego żonę. Zyskała rodzinę, a w
dalszej przyszłości również brata.
Kiedy zmarli rodzice,
Sal stal się jedyną bliską osobą. I może dlatego tak bardzo bolało, gdy
widziała jak pomimo jej starań, stacza się coraz bardziej. Ostatnią deską
ratunku miała być kuracja odwykowa, załatwiona przez znajomego
ojca.
Ale kiedy Sara wróciła
po trzech miesiącach misji, dowiedziała się, że Sal zniknął. Zwrócono jej karton
z rzeczami osobistymi chłopaka i wskazówki, co do miejsca jego ostatniego
pobytu.
I tak trafiła do
obskurnej kafejki „Paris”.
Z zaciętą miną otwarła
szafkę nocną, wyjęła książki, które tam leżały, a następnie mocno puknęła w
tylną ściankę.
Potem wyciągnęła z
wnętrza niewielki, poręczny fazer. W pieniu sprawdziła czy wszystko jest w
porządku i położyła go na łóżku.
Usiadła obok i
westchnęła. I rozpłakała się.
Sal nie żył. Była tego
pewna, choć nie widziała ciała, nie usłyszała oficjalnego komunikatu z ust
koronera.
Chłopiec z taką
ufnością trzymający jej dłoń w dniu, gdy przyjęto ją do Akademii. Był wtedy tak
dumny z jej sukcesu…
Wstała i zaczęła
krzyczeć. Musiała znaleźć ujście dla swej wściekłości. Tupała, płakała i
wrzeszczała tak długo, aż całkiem ochrypła. Mieszkanie było dźwiękoszczelne,
więc mogła sobie pozwolić. Potem wyczerpana, opadła na łóżko.
– Sal – wyszeptała
cicho, chwytając w dłonie stojące na stoliku nocnym zdjęcie. – Nie martw się
braciszku. Gdziekolwiek jesteś, znajdę cię. I zabiję tego drania, który to
zrobił!
Kiedy już opłukała wodą
zapłakaną twarz, ukryła broń, z namysłem wykręciła pewien dobrze jej kiedyś
znany numer na videofonie.
Mogła to zrobić
znacznie wcześniej. Mogła wybłagać rozpoczęcie śledztwa. Wiele mogła zdziałać,
gdyby tylko poprosiła…
Nie czekała długo. Na
ekranie ukazała się twarz młodego mężczyzny, o zmęczonym spojrzeniu.
– Sara? – Wyraźnie
się ożywił. – Kopę lata kochanie!
– Cześć –
odpowiedziała tylko.
– Po twojej minie
widzę, że nie dzwonisz bezinteresownie.
– Nie. Chodzi o
Sala.
Tamten wzruszył
ramionami.
– Mówiłem ci, że
kiedyś zaćpa się na śmierć.
– Mówiłeś. Ale on
zniknął. Uciekł z zakładu i wszelki ślad po nim zaginął. Ian, jesteś jedyną
osobą, do której mogę się zwrócić o pomoc…
Przeczesał dłonią
jasne, niemal białe włosy. Sara z bólem pomyślała, jak bardzo stęskniła się za
widokiem tej twarzy, ciepłych migdałowych oczy, roześmianych ust. Choć, czy
tylko się tak wydawało, czy też naprawdę wyglądał na udręczonego.
– Chciałam to
załatwić sama. Ale myślę, że stałabym się kolejną ofiarą na liście. Nie
ukrywam, że zaczęłam się po prostu bać.
– Na jakiej
liście?
– Od kilku
miesięcy giną w tym rejonie ludzie. Zazwyczaj bezdomni, narkomani, kilkoro
dzieci.
Przygryzł wargi.
– Mówisz o
sektorze dwunastym?
– Tak.
– Saro, to nie
jest sprawa dla ciebie. Lepiej o niej zapomnij.
– Dlaczego?
Dlaczego Ianie mam zapomnieć, że ktoś skrzywdził mego brata? Nie zasłaniaj się
śledztwem, jak to masz w zwyczaju! – warknęła poirytowana.
– Nie o to chodzi
kochanie. Ale to bardzo poważy temat, nawet nie wiesz jak bardzo.
Odrobinę się uspokoiła.
– Jak twoja żona?
– spytała, z premedytacją patrząc mu w oczy.
– Saro, nie
zaczynaj.
Cztery lata temu
poznała przystojnego, szarmanckiego Iana na jednej z imprez organizowanych
przez Akademię. Zakochała się od pierwszego wejrzenia i od pierwszego
pocałunku. Trochę niepokoiło to, że pochodził z najwyższej warstwy społecznej,
poza tym był bogatym i świetnie zapowiadającym się oficerem Straży. A kiedy on
odwzajemnił jej zainteresowanie była w siódmym niebie. Dopóty, dopóki pół roku
później nie dowiedziała się o jego zaręczynach z wnuczką prezydenta.
Nie pomagały
tłumaczenia, że musiał to zrobić ze względu na rodzinną tradycję. Że rodzice
wymogli na nim podjęcie tej decyzji, a tak naprawdę kocha tylko ją, Sarę. Zdrada,
tym bardziej była bolesna, że wiedząc, iż jest zaręczony, Ian z całą
premedytacją spotykał się z nią przez kolejne dwa tygodnie.
To bolało najbardziej.
Kłamstwa, oszustwa, puste słowa wypowiadane bez pokrycia.
– Moje małżeństwo
nie należy do szczęśliwych. I na tym chciałbym zakończyć temat. A co do
zniknięć w sektorze dwunastym, to jeszcze raz powtórzę, nie mieszaj się do
tego.
Spojrzał na zaciśnięte
usta kobiety, stanowcze, pełne złości spojrzenie. Westchnął.
– Dobrze. Ale to
sprawa na rozmowę osobistą. Umówimy się na kawę, gdzieś w jakimś ustronnym
miejscu. Znasz takie?
– Owszem. – Nagły
uśmiech rozświetlił szczupłą twarz dziewczyny. – Jest taka kawiarnia Cafe
Paris. Sprawdź w bazie. I do zobaczenia o siódmej.
***
Ian wściekły zaparkował
tuż przy samym wejściu podejrzanej w wyglądu speluny. Zapomniał przez te cztery
lata, jak bardzo potrafiła być konsekwentna w swym postępowaniu. Za to
doskonale pamiętał smak jej ust i zapach ciała. Wiele dałby, aby znów móc się z
nią kochać.
Zacisnął zęby. Sara
była uparta, nie uznawała kompromisów. A szkoda, bo jako jego kochanka mogła
zajść w Akademii bardzo wysoko.
Tylko że jej „nie”
faktycznie oznaczało nie.
Wewnątrz lokal nie
prezentował się ani odrobinę lepiej. Sara siedziała w kącie, tuż obok ogromnego
telebimu. Podszedł i usiadł, uśmiechając się do niej.
– Na żywo
wyglądasz jeszcze piękniej, kochanie.
Odwzajemniła uśmiech,
choć przeczył mu chłód w błękitnych oczach.
– Wciąż jesteś na
mnie zła, prawda? – Rozpiął ciemny płaszcz i ruchem dłoni przywołał barmana.
– Wciąż – odrzekła
lakonicznie. – Wolałabym nie poruszać tego tematu. Mamy mało czasu.
– Mało? – zdziwił
się unosząc brwi.
– Sprawy służbowe
– odparła krótko. Skłamała, bo nie miała siły zbyt długo przebywać w jego
towarzystwie. Dawna rana znów zaczęła krwawić i Sara czuła, że w każdej chwili
może wybuchnąć płaczem.
Gruby barman podszedł
do nich, stawiając dwie wątpliwej czystości szklanki i butelkę koniaku. Zerkał
na nich podejrzliwie spode łba, zastanawiając się kogo ta wścibska baba
sprowadziła do jego lokalu. Wyglądał na wojskowego, choć ubranie miał
zwyczajnie cywilne.
– Może być. – Ian
skinął głową, nawet na niego nie spoglądając. - Proszę podać jeszcze kawę.
– Wspomniałaś, że
twój brat zaginął…
– Zaginął? –
prychnęła poirytowana. – Jestem pewna, że został zamordowany. Lokalizator
wskazał jako ostatnie miejsce jego pobytu ten lokal. Było to piętnaście dni
temu. A od dobrego znajomego z prasy, dowiedziałam się, że Straż już dawno
interesuje się tą okolicą.
– Owszem, ale to
na razie tylko plotki. Chcesz się zemścić Saro? – Pokręcił głową. – Ale na kim?
Nawet nie wiesz, czy Sal naprawdę nie żyje?
– Zemsta? To za
wielkie słowo. Chcę poznać prawdę i chcę sprawiedliwości. Akurat ty powinieneś
wiedzieć, ile to dla mnie znaczy.
– Tak, z pewnością
wiem wiele na ten temat – odparł z goryczą.
Zauważył, że ręce się
jej trzęsą. Jednym haustem wypiła całą zawartość trzymanej w dłoni szklaneczki.
– Saro – zaczął
łagodnie. – Oboje dobrze wiemy, że to nie sprawiedliwości szukasz. Tylko
zemsty. Sal był jedyna bliską ci osobą i potrafię to zrozumieć. Ale nie
nadajesz się do tego. Ludzie, których poszukujesz, w niczym nie przypominają
tych, których znałaś w swym spokojnym i uporządkowanym życiu.
– Mówisz o mnie
jak o bezbronnej sierotce, a tymczasem…
– Wiem. Jesteś
pilotem, przeszłaś trening, byłaś na kilku misjach. I co z tego Saro? Czy
markowane pojedynki są takie same jak te prawdziwe? Ludzie stąd pochodzą jakby
z innej planety. Mogą cię zabić bez chwili namysłu, tylko dlatego aby
uprzyjemnić sobie czas. A jeśli będą mieli powód…
– Daruj sobie te
kazania. Pomożesz mi czy nie?
Pomyślał, że pomoże.
Choć nie w taki sposób, jaki by chciała.
– Nie masz ochoty
na kolację dziś wieczór? – spytał w zamian za to.
– Jezu! Ian!
Jesteś kompletnym palantem! – syknęła, zrywając się z miejsca. – Ale ja
potrafię postawić sprawę jasno. Nie mam i nigdy nie będę miała!
Wybiegła wzburzona z
lokalu, nie oglądając się za siebie. Ukryła w bramie nieopodal, objęła
ramionami i zacisnęła zęby, by nie wybuchnąć płaczem.
Nie, nie, nie! –
powtarzała te słowa w myślach, niczym magiczne zaklęcie mogące uchronić od
niechcianych emocji. I pomogło.
Kiedy kilka minut
później wróciła do lokalu, Iana już nie było. Przy barze kręciła się spora grupa
kilku agresywnych mężczyzn. Kawałek dalej siedział obcy mężczyzna. Dziwny.
Przyciągający wzrok jak magnez.
Podniósł głowę i
uśmiechnął się do niej. Tak łobuzersko, jakby dzielili razem tajemnicę jakiegoś
żartu. W ciemnych oczach wyraźnie dostrzegła iskierki rozbawienia.
Nie zdążyła nawet
pomyśleć, dlaczego poczuła dziwną niechęć, gdy jeden z gości brutalnie ją
zaczepił.
– Hej, patrzcie
chłopcy co znalazłem. Nową dziwkę do zerżnięcia.
Jego palce wczepiły się
w krótkie włosy Sary. Drugą usiłował złapać ją za biust. W pierwszym momencie
poczuła przerażenie, ale błyskawicznie zamieniło się ono we wściekłość.
Wykonała półobrót i bez słowa wyrżnęła go w nerki pięścią z wysuniętymi do
przodu kostkami palców. Mimowolnie syknęła z bólu. Przeciwnik wrzasnął i padł
na kolana.
– Jeszcze któryś?
– spytała z pozornym spokojem, patrząc na nich spod opuszczonej głowy.
– Cholerna dziwka!
– wyjęczał pokonany i zerwał się na nogi. Zaskoczyła go, ale najwyraźniej nie
zrobiła większej krzywdy.
Na niemal zwierzęcych
twarzach jego towarzyszy malowało się okrucieństwo i złość.
– Kif, my się nią
zajmiemy – oświadczył jeden z nich, olbrzym z ogoloną głową i licznymi
tatuażami. Sara nie czekała, aż ją zaatakuje. Wiedziała, że nie da rady całej
ósemce. Musiała się przebić i najzwyczajniej w świecie salwować ucieczką. Z
goryczą pomyślała, że jej jasnowłosy rycerz, zostawił ją w takim miejscu, tylko
dlatego, że nie chciała dać mu dupy. Co za ironia!
– To okropne
jakich ludzi dziś się spotyka – rozległ się wesoły głos tuż obok.
Wszystkie głowy
odwróciły się w tym kierunku.
Bastian stał z rękoma w
kieszeniach ciemnego płaszcza, z papierosem zwisającym z kącika ust i
obserwował ich z rozbawieniem.
– Ośmiu na jedną,
bezbronną kobietę?
– Nie jestem
bezbronna! – wyrwało się z oburzeniem Sarze.
– Byłabyś, za
jakiś kwadrans, gdy rozłożyliby cię na stole i rżnęli, tak jak zapowiedzieli –
ze spokojem odwzajemnił jej spojrzenie. – A teraz zabieraj swoje śliczne
dupsko, póki mam ochotę bawić się w rycerzyka.
– Nie jestem
bezbronna! – ryknęła pełną piersią.
Prychnął pogardliwie.
– Chciałaś powalić
dwóch lub trzech i zwiać. Ułatwiam ci zadanie.
Łysy olbrzym dał krok
do przodu, ale widać było, że się waha. Co nieco słyszał o ciemnowłosym
mężczyźnie, przesiadującym w knajpie pod szyldem Paris. Jeśli to był on, to
nawet w dwudziestkę nie mieliby szans.
Niestety nie każdy z
jego towarzysz wykazał się takim rozsądkiem. Jeden z nich wyciągnął ukradkiem z
cholewki buta nóż. Gdy ostrze wystrzeliło w przód, Bastian chwycił go za
przegub, wykonał półobrót, zakładając dźwignię na naprężone ramię, dopóki
tamten nie wypuścił noża. Następnie zaciśnięta pięść spadła na muskularne ramię
osiłka, po czym rozległ się głośny trzask i wrzask.
Trwało to zaledwie ułamki
sekundy i odbyło tak szybko, że szczegóły były wręcz niezauważalne.
Bastian odepchnął go na
podłogę.
– No proszę, a
myślałem, że będę się dziś nudził? – powiedział wciąż rozbawiony i wyjął
papierosa z ust. – Któryś następny? – spytał z nadzieją.
Przeciwnicy mierzyli go w ponurym milczeniu. Sara
również. To było siedmiu muskularnych osiłków, o wyraźnym przeroście mięśni nad
rozumem. A jednak szczupły nieznajomy, poradził sobie z jednym z nich z taką
łatwością, jakby miał do czynienia z małym chłopcem. Teraz ofiara siedziała na
podłodze i wyła z bólu.
– Wariat! Chcesz z
nami zadrzeć z powodu tej cizi? Mało to dziwek chodzi po dzielnicy? My weźmiemy
tą, ty sobie znajdziesz inną – zaproponował ugodowym tonem ten, który wyglądał
na przywódcę.
Po czym chwycił nie
spodziewającą się tego dziewczynę za kark i brutalnie pchnął do przodu. Upadła,
boleśnie zdzierając sobie skórę z wnętrza dłoni.
– Nieładnie. Znów
będę musiał przywołać was do porządku, trzeciorzędowe małpy! – Bastian
uśmiechał się łagodnie, ale wyraz jego oczu był straszny.
Silnym ruchem ujął Sarę
za ramię i postawił na nogach. Przez chwilę patrzyła w ciemne, szalone oczy
mężczyzny, stojąc tyłem do przeciwników, tuż przy jego ramieniu.
Pochylił się lekko, a
ona poczuła wyraźny zapach tytoniu.
– Droga wolna
panienko. I lepiej tu nie wracaj.
Te ostatnie słowa, choć
wypowiedziane lekkim i dowcipnym tonem, zawierały w sobie ukrytą groźbę. Nie
miała czasu teraz się nad tym zastanawiać. Wybiegła z lokalu, a za nią
rozpętało się piekło.
link do części II - klik
a jutro przepis na babeczke
OdpowiedzUsuńNa placek śliwkowy :)))
UsuńNaprawdę warto, bo jest pyszny.
Już się nie mogę doczekać czasu piernikowego, bo mam taki przepis, że ho, ho! Zresztą od dwudziestu lat udoskonalany, rozdany w setkach egzemplarzy i nareszcie będę się mogła podzielić nim z wami :)))
A ja mam przepis na pierniki po babci. Tez juz po modyfikacjaxh moich
UsuńTo się wymienimy :) Lubię takie stare przepisy po przodkach, bo często są... No cóż, po prostu są wspaniałe :D
Usuńnie moje klimaty. zdecydowanie wole te harlequnowate, realne, dobrze sie kończące. uwazam, ze autorka zbyt kombinuje, stara sie zadowolić wszystkich co jest, choc chwalebne, to raczej nie do wykonania. Przeskakiwania miedzy gatunkami mi sie nie podobają. Uwazam, ze autorka powinna wybrać jeden gatunek, który pisze najchętniej i ktory najlepiej ja wyraża i sie tego trzymać. Jesli romans to romans, jei fantastyka to fantastyka.
OdpowiedzUsuńbedzie kontynuacja 'nikomu ani slowa'?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńod kiedy fantastyka wyklucza romans i vice versa? np Dżin jest świetny! "czas..." zapowiada się nieźle, nic nie pobije jednak "mojego wymarzonego księcia", humor godny montego pythona
Usuń(przypadkiem usunęłam poprzedni komentarz :)
To się cieszę, bo "Mój wymarzony książe", to mój debiut literacki (taki redakcyjny, oficjalny).
Usuń:D
Jak każde opowiadanie Babeczki, to też już mnie wciągnęło. Chcę więcej=)
OdpowiedzUsuńDobrze napisane, choć jakoś nie w moim guście. Dziwi mnie fakt ,że autorka która tak świetnie pisze nie czyta ze zrozumieniem komentarzy. Mianowicie chodzi mi o to, że czytelnicy proszą o to aby opowiadania nie były jakoś w połowie pisane jakby z przymusu i znudzenia, aby w kółko nie powtarzały się te same oklepane frazesy to nie chodzi o to żeby przystojnego wysokiego faceta i niska ale kuszącą kobietę zamienić na mizernego niskiego Szczurka i wąsata babę:)
OdpowiedzUsuńMoi drodzy, odpowiadam hurtem :D
OdpowiedzUsuńAkurat ten utwór nie jest próbą udowodnienia na siłę, że chcę dać coś innego - on po prostu jest taki. Mam takich więcej - Kara, Wszystko czego pragnę, Czarownica i poniekąd Trzy mile. Przy czym dwa pierwsze mam prawie skończone, trzeci w powijakach, a Trzy mile poprawiam.
Po prostu czasem czekoladę muszę przegryź ogórkiem ;-) aby się do niej nie zniechęcić.
Tematyka sf (nie fantastyka) zawsze była mi bliska, choć w tej dziedzinie mam ogromne kompleksy. Ze względów logicznych łatwo popełnić tu błąd. Nie mówiąc, że bardziej interesują mnie relacje międzyludzkie niż cała ta techniczna otoczka.
Nie chodzi o to, że nagle diametralnie, zmienię styl, tylko o to, że przejrzałam dysk i będę dawała bardziej zróżnicowane teksty. Czyli obrazowo mówiąc, do słodzonej herbatki dodamy cytrynkę...
A propos słowa "pod przymusem". Nie chodzi o to, że siedzicie mi nad głową z batem i popędzacie "daj coś, daj coś!" tylko o to, że sam pomysł i jego techniczne dopracowanie nie wystarcza. Konieczny jest jeszcze impuls, natchnienie (jak zwał tak zwał, wiecie o co chodzi). Wtedy dopiero utwór jest idealny.
Gdybym dała przez ten czas trzy lub cztery teksty, z pewnością nie wydałyby wam się wtórne. Przy większej ilości rośnie ryzyko powtórzeń. A ja dopiero rozwijam skrzydełka.
Dlatego musicie po prostu wybierać to, co chcecie czytać i to, co wam się podoba. Pisać mi o tym, bo wtedy wiem, które utwory są lepsze niż pozostałe.
Przy czym w zakładce ebooki napisałam, z których jestem zadowolona na sto procent i pod żadnym pozorem ich nie zmienię. Reszta to wciąż wersje beta.
Na razie przed wami kontynuacja Pomyłki (ostatnia cześć) oraz Nikomu ani słowa. Niestety obawiam się, że przy tym drugim nie udało mi się zachować równego poziomu i mam wrażenie, że przesmęciłam ;-) Poczytacie - ocenicie.
Nikomu ani słowa - pewnie kogos jeszcze usmiercilas.
OdpowiedzUsuńAlbo ktoś został mega nieszczesliwy.
Albo wszyscy zostali mega nieszczesliwi i nie wiadomo dlaczego bo sami mamy sobie dopowiedziec.
;)
Jak na cos czekam to zawsze sie kończy zle.. poza Wygraną ale ponoc, nie wiadomo dlaczego - wyjątek potwierdza regułę...
Ten... Tego... Zobaczycie.
UsuńA właśnie. Muszę dąć Wygraną :D do poczytania.
Babeczka się miesza czyli coś jest na rzeczy!
UsuńJuż z góry protestuję przeciwko braku happy-endów!
;)
Dasz cos dzisiaj? Jak najszybciej :*
OdpowiedzUsuńJestes niesamowita!
Dziękuję :)
UsuńCoś nowego będzie jutro z rana.
Pozdrawiam
Po prostu brak mi słów...Genialne ^^
OdpowiedzUsuńMiodzio :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie każdy czytelnik ma swoje gusta, nie trafisz we wszystkie więc się nie przejmuj ;) i nie zmieniaj absolutnie swoich opowiadań, o ile nie poczujesz takiej potrzeby, Ty tu dowodzisz.
Jeśli chodzi o mój gust nie marudzę :) wszystko mi pasuje co tworzysz, nawet jeśli schemat historii się powtarza, np. charakter bohaterów, dla mnie liczy się całokształt. Póki co ani razu mnie nie zawiodłaś, za każdym razem Twoje opowiadania mnie wciągają i absolutnie działasz jak narkotyk ;)
Tak trzymaj i dziękuję.
Tematyka sf to może nie moje klimaty ale tekst zapowiada się ciekawie, nie mogę się doczekać kontynuacji.
OdpowiedzUsuńJulex :]
Czy mi się wydaje, czy pan Novak przypomina trochę mnicha z Kodu Leonarda Da Vinci?
OdpowiedzUsuńA co do temtyki Twoich powieści. Niemusisz czuć kompleksów. Są spoko niektóre lepsze niektóre gorsze. To normalne u każdego autora który wydał conajmiej trzy książki sf pierwsza jest ok druga już nie.
Poprostu pisz to co lubisz.
Każdy może znaleść tu coś dla siebie, może jakbyś przy tytule pisała rodzaj to niebyłoby tych gupich komentarzy? Tak tylko myśle zrobisz jak uwazasz, bo to twój blog, ale dla nas. :)
Mnicha? Kurczę, nie pamiętam. Traf chciał, że pierwszy zobaczyłam film, który mnie nie zachwycił, więc już po książkę nie sięgnęłam ;-)
UsuńInspiracja przyszła z innej książki, jakby kto znał dzieła niejakiego Higginsa... Nawet bezczelnie ściągnęłam stamtąd cytat, ale chyba mogłam, bo to ponoć przysłowie, a nie twór własny pisarza.
Co do tematyki - i tak to wszystko w kółko o miłości :-))) Zmienia się tylko tło. Nie ukrywam, że najbardziej interesuje mnie tematyka damsko-męska, subtelna gra słów pomiędzy dwoma osobami, uczucia - czasem tak nagłe, czasem rozkwitające powoli. Kiedyś się strasznie przed tym broniłam - wychowana na NF usiłowałam na siłę pisać w sposób wzniosły i możliwie niejasny. W momencie kiedy odpuściłam, od razu odnalazłam swój własny styl. Sf? Fantastyka? Owszem, ale teraz jestem już pewna, że tylko jako tło. Raczej nie ma szans, by stać się wątkiem głównym ;-)))
Rzeczywiście- klimat mroczny. Ja za to bardziej jestem ciekawa tych relacji między tajemniczyn brutalem a szarą buntowniczką. :-))
OdpowiedzUsuń