A dziś romantycznie. Bo czasem warto posłodzić sobie życie, choćby tylko w wyobraźni... A od tego właśnie są marzenia, tak potężne, iż potrafią zmieniać świat, przenosić góry i budować najtrwalsze zamki. Nawet jeśli budulcem jest piasek :)
Pamiętajcie, że od marzeń wszystko się zaczyna!
PS. Choć za "długość" tekstu pewnie mnie udusicie...............
Pamiętajcie, że od marzeń wszystko się zaczyna!
PS. Choć za "długość" tekstu pewnie mnie udusicie...............
Historia pewnego nieporozumienia (VIII)
Kawałek krewetki utknął
mi w gardle.
– A co? Znów
planujesz mnie uśpić?
– Nie Iduś,
gwarantuję ci, że nie będzie takiej potrzeby.
Co za zarozumiały,
pewny siebie dupek! Patrzcie i podziwiajcie – zwycięstwo mam w kieszeni.
Zacisnęłam zęby.
Widmo bardzo poważnej
rozmowy stało się nagle niezwykle realne. Pewnie znalazłby się lepszy moment,
ale… Westchnęłam.
– Nic o tobie tak
naprawdę nie wiem.
– Nie musisz. Moja
przeszłość nie jest ani ciekawa, ani fascynująca. Pełno w niej tylko pracy, dążenia
na szczyty i samotności, gdy już się je zdobyło.
I tu mnie ustrzelił.
Jakie szczyty? Ja rozumiem, że to mogło być dawno temu, ale żeby nie było o tym
najmniejszej wzmianki w necie? Coś tutaj było mocno nie halo.
– W googlach wyszukałam,
że byłeś korespondentem wojennym.
– To dużo –
odrzekł ze spokojem, nalewając wina do mego kieliszka.
– A rodzina?
Cokolwiek o pracy? Ten sukces, o których wspomniałeś?
– Lepiej nie
zaprzątaj sobie tym, tej ślicznej główki.
– Gabriel! Nie rób
ze mnie idiotki! Każdy ma jakąś przeszłość.
– Tak? Twoja też
jest w necie?
– Ale ty byłeś
osobą publiczną! Nie bierz mnie pod włos, tylko gadaj prawdę! Bociany cię
przyniosły czy co?
Wzruszył ramionami z
pozorną obojętnością. Ale w oku miał błysk niechęci, jakby temat ten był mu
wyjątkowo niemiły.
– Moi rodzice nie
żyją. Pracowałem pod pseudonimem, więc w necie nic nie znajdziesz.
– Zaraz, zaraz… -
zmarszczyłam brwi. – Jakim pseudonimem?
– Kochanie, już
mówiłem, że to zbędne wiadomości.
Rozbroił mnie jednym
czułym słówkiem i uśmiechem, który trafił prosto do mego serca. Czy ten
szubrawiec nie miał za grosz przyzwoitości?
Nie, to nie. Sama do
wszystkiego dojdę – pomyślałam mściwie.
Wybuchnął śmiechem.
– Ależ masz groźną
minę! Skończyłaś już jeść? – skinęłam głową. – Chodź, oprowadzę cię.
Dowiedziałam się w
końcu, gdzie zostałam „uprowadzona”. Była to druga pod względem wielkości wyspa,
Praslin, jak dla mnie wyjątkowo malownicza i urokliwa.
Dom, który wynajął
Gabriel, stał tuż przy niewielkiej plaży, z obu stron otoczonej skałami.
Sprawiało to niezwykłe wrażenie intymności i spokoju. Był całkiem spory –
parterowy, z trzema sypialniami, ogromnym salonem, kuchnią i dwoma łazienkami.
Przy czym z jednej sypialni i salonu, wychodziło się tuż na drewniany taras, a
potem wprost na oślepiająco biały, miękki piasek.
Najcudowniejszy był
jednak hamak, rozwieszony pomiędzy dwoma palmami, zaledwie kilka kroków od
morza. O mało nie oszalałam z zachwytu na ten widok.
– Jak z folderu
biura podróży!
– Jesteśmy tu
sami, więc możesz opalać się choćby nago.
Roześmiałam się
radośnie. Nago? Akurat. Nie wytrzymałby nawet godziny, nie mówiąc już o tych
kilku pozostałych do zmierzchu.
Nigdy w życiu nie
szukałam romantyzmu. Raczej przyjemności. A tu nagle okazało się, że bez mojego
udziału, znalazło mnie i jedno, i drugie.
Zwiedzałam dom i
okolice, z dłonią Gabriela pieszczącą moje biodro, z ustami szepcącymi mi od
czasu do czasu czułe słówka.
Skoro zachowywał się
jak zakochany, to dlaczego nie chciał ustąpić i tego wyznać? Spojrzałam na
niego z żalem, a on podchwycił to wejrzenie. Przyciągnął mnie ku sobie i zaczął
całować. Czule, delikatnie, na całkiem pustej plaży, pod błękitnym niebem. W raju.
Kiedy przerwał, miałam
zarumienione policzki, mokro między udami i całką sporą ochotę na więcej.
– Nie teraz –
powiedział rozbawiony, jakby czytając w moich myślach. – Wieczorem.
Wygięłam usta w
podkówkę, ale nie poczułam się rozczarowana.
Wieczorem?
– Mam się bać czy
cieszyć?
– To zależy
króliczku jak bardzo masz na mnie ochotę?
– Czy ty musisz
mnie określać tym mianem szarego kicajca?
– Kicajca? A cóż
to znowu za słowo? – spytał zdumiony. – Ale jeśli chcesz zamiast „króliczku” mogę
mówić „kicajec”.
Milczałam. Wolałam tak
stać, z nosem wtulonym w jego pierś, jednym okiem zezując na bezkresne morze
niż tracić czas na bezsensowne utarczki słowne.
– Gabriel? Musimy
poważnie porozmawiać przy kolacji.
– Jak to groźnie
zabrzmiało!
– Wyczuwam
sarkazm?
Prychnął tylko i
pociągnął mnie za sobą. A potem, w sypialni oddał w ręce przybyłe masażystki i
fryzjera. Posprzeczałam się z nim jeszcze dla zasady, że nie potrzebuję
niczyjej pomocy, ale w końcu zbył mnie śmiechem i rzuciwszy krótkie „do
wieczora króliczku”, zniknął.
Z początku cierpiałam.
Mój kulawy angielski i całkiem szczątkowy francuski nie dawały szans na żywszy
kontakt. Na szczęście sporo można było osiągnąć na migi.
Odprężyłam się dopiero
podczas masażu.
Nigdy nie myślałam, że
to taka przyjemna rzecz? Człowiek zapomina o całym świecie i nawet myśli stają
się bardziej leniwe, jakby rozmyte.
Rozanielona, w
wyjątkowo optymistycznym nastroju, wyciągnęłam z torby potrzebne ciuchy i buty,
elegancko zapakowane w paczuszkę, na której było napisane „powodzenia!”. Moja
siostra wykazała się niezwykłym poczuciem smaku – kobieca sukienka w kolorze
moich oczu, do tego seksowna czarna bielizna i czarne szpilki.
Długą chwilę
podziwiałam swój wygląd. Powiedzieć, że w zieleni było mi do twarzy, to
stanowczo zbyt mało.
I tak przeglądając się
w lustrze, przypomniałam sobie słowa Gabriela. Odbicie było prawdomówne –
zarumieniłam się na samą myśl o czekającym mnie wieczorze. A potem zmarszczyłam
brwi, bo nie było wyjścia. Musiałam wyjaśnić niektóre fakty.
Był dla mnie zagadką.
Niby tak dobrze go znałam, ba!, wręcz każdy zakamarek ciała, ale nic nie
wiedziałam o jego duszy.
Pewnie i był arogancki,
zarozumiały, samolubny… Ale eksponował te cechy w stopniu niewspółmiernym do
rzeczywistości. To była zbroja, mur, którym się otaczał. Zagadką pozostawało,
co kryło się w środku? Z całego serca pragnęłam, by znacznie więcej.
Jeśli jednak była to
zaledwie chęć zdobycia niezdobytego, to rozczarowanie mogło okazać się potężnym
ciosem.
– Jesteś gotowa?
– Pas cnoty
założony, kluczyk wyrzucony.
Stał oparty o drzwi, z
lekko pochyloną głową, rękoma w kieszeniach, z tajemniczym uśmieszkiem na
ustach. W ciemnej koszuli i czarnych spodniach, wciąż na bosaka.
Boże! Nagle
uświadomiłam sobie, jak ja go kocham!
Dlaczego ten bęcwał
tego nie widzi? I dlaczego nie chce odwzajemnić?
Zamiast radości,
poczułam rozpacz, która ścisnęła mnie za serce i wywołała niezamierzone łzy.
– Hej króliczku! –
Natychmiast znalazł się przy mnie. – Co się stało? Naprawdę się gniewasz? –
Zniknęło rozbawienie, a w zamian za to, pojawił się niepokój.
– Boję się.
– Mnie? Dlaczego?
– spytał zdumiony ujmując moją twarz w dłonie.
– Boję się, że
złamiesz mi serce.
Milczał dłuższą chwilę,
delikatnie ścierając łzy kciukami.
– Nigdy tego nie
zrobię. A teraz chodź, chcę ci to udowodnić.
Objął moje biodra i
wyszliśmy na zewnątrz. Na tarasie paliło się dyskretne oświetlenie, ale nigdzie
nie widziałam nakrytego stołu.
– Gdzie ta
kolacja? – spytałam podejrzliwie.
Położył palec na moich
ustach i uśmiechnął się. Potem z kieszeni wyjął czarną chustkę.
– Muszę zawiązać
twoje oczy. Jak niespodzianka, to do końca.
Bez wahania mu na to
pozwoliłam. Chwycił mnie w ramiona i ruszył w nieokreślonym kierunku. Zdawało
się, że jakby w stronę morza.
Moje obawy się
potwierdziły, gdy posadził mnie na wąskiej ławeczce, która lekko się
zachybotała.
– Gdzie jesteśmy?
– Odruchowo sięgnęłam do przepaski, ale Gabriel uspokajająco położył rękę na
mojej dłoni.
– Na motorówce. Nie
bój się, ocean jest jak zupa.
– Mam chorobę
morską! – jęknęłam. – Już na sam widok, czegoś co pływa, zaczyna mnie mdlić.
– Och, króliczku.
Nie wiedziałem, że z ciebie taki tchórz?
– Dobra. Jak masz
woreczki foliowe, to będę siedzieć cicho.
– Potrafisz zważyć
atmosferę – powiedział z lekką drwiną, po czym zapalił silnik.
No fakt. Umilkłam,
delektując się delikatnym podmuchem wiatru, muskającym moje policzki. To było
więcej niż przyjemne.
Jakoś nie miałam ochoty
na rozmowę. Wolałam myśleć. A tak naprawdę to marzyłam, że Gabriel chce tego
wieczoru nie tylko zaliczyć ekscytującą przygodę, ale i wyznać mi miłość.
Trochę to wydawało się nieprawdopodobne, ale postanowiłam, że tylko wtedy
zgodzę się zostać jego żoną. W każdym innym przypadku niech się po prostu
wypcha!
Co innego seks… Ciarki
po mnie przeszły, gdy przypomniałam sobie dotyk jego dłoni i ust w moich
najintymniejszych zakamarkach. Dla takich chwil warto żyć! I poddać się, nie
zważając na dumę czy durne zakłady.
– Jesteśmy na
miejscu.
Podniósł mnie w górę, a
ja opasałam ramionami jego szyję. Znów znalazłam się na plaży, choć z pewnością
nie była to ta, przy której stał nasz domek.
Postawił mnie, ale
chyba nie mógł się powstrzymać, by nie pocałować. Lekko, delikatnie, jakby
chciał dać mi przedsmak tego, co jeszcze mnie czeka.
– Mogę zdjąć
opaskę? – szepnęłam.
– Jeszcze
momencik.
Znów gdzieś szliśmy
lecz pod stopami wciąż czułam miękki, nagrzany piasek.
Gdy zsunął materiał z
moich oczu, natychmiast je otworzyłam i zamrugałam nieco zdezorientowana. A
potem zamarłam…
– Mam nadzieję, że
ci się podoba.
Podoba? Boże!!!
Plaża była niewielka, z
wszystkich stron otoczona stromymi skałami. Szczegółów nie dojrzałam, było zbyt
ciemno. Poza tym całą moją uwagę przyciągnęło coś innego.
Na piasku stał biały
baldachim, a każdy z czterech słupów opleciony był kwiatami. Pod nim znajdowało
się łóżko, niewielki stolik i dwa krzesła. A dookoła dziesiątki, setki
malutkich świeczek, których płomyki nieznacznie podrygiwały w tak delikatnych
podmuchów wiatru.
Nie, nie setki. Było
ich tysiące! Usłana była nimi cała plaża, a pomiędzy leżały płatki róż. Patrzyłam
na tę biel otoczoną złocistymi promykami i…
Powiedzmy szczerze.
Zatkało mnie. Wzruszyłam się do łez. Moje serce podskoczyło, wywinęło koziołka
i co prawda wróciło na miejsce, ale biło tak mocno i szybko, że miałam
wrażenie, iż odbija się echem na całej plaży.
– Gabriel…
– Miała być
romantyczna kolacja, z naciskiem na romantyczna. Nic lepszego nie udało mi się
wymyślić – uśmiechnął się i objął, ciągnąc wprost do środka tego
nierzeczywistego cuda.
– TY to
wymyśliłeś? – Właśnie niebo runęło na mą głowę. I pozostawiło mnie w ciężkim
szoku.
– Wiesz, tyle lat
w uwodzeniu niewinnych i opornych dziewic, coś daje. Chociażby doświadczenie.
Dobrze, że zażartował.
To rozładowało sytuację. Inaczej po prostu wybuchłabym płaczem. Już i tak
czułam zbierające się gdzieś tam, niechciane łzy
Nie pozwolił mi usiąść,
tylko napełnił szampanem kieliszki i podał jeden.
– Za to byś dobrze
się bawiła, króliczku!
– A nie za nas? –
spytałam cicho, nieśmiało patrząc mu w oczy. Długo milczał, a potem nieoczekiwanie
przyciągnął mnie i zaczął całować. Dwa kieliszki bezgłośnie upadły na dywan z
płatków róż, a Gabriel całował mnie z niespotykanym dotąd żarem.
– Jak ja mam
wytrzymać całą kolację, gdy jedyną rzeczą jakiej pragnę, to kochać się z tobą? –
szeptał, pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem. – Jak można tak doprowadzić
kogoś do szału? Iduś! Jak możesz być tak cudowna, doskonała pod każdym
względem?
Pomimo oszołomienia,
nie mogłam się nie uśmiechnąć.
– Chwalisz kota w
worku! – odparłam przekornie, ukradkiem rozpinając guziki jego koszuli. Z
niewinną minką zsunęłam ją z muskularnych ramion, czując jak i on bez pośpiechu
pozbywa się mojej sukienki. Jakby nagle uznał, że jednak można się opanować.
Wiedziałam, że mam dwie
możliwości: kochać się z nim albo zepsuć wszystko i porozmawiać o uczuciach. Z
jednej strony to było strasznie głupie, upierać się, by facet wykrztusił z
siebie dwa krótkie słowa. Z drugiej… Zamykała się w nich cała moja przyszłość,
cały świat, wszystko czego pragnęłam.
Zadrżałam, kiedy zaczął
pieścić moją nagą skórę, pokrywać pocałunkami ramiona i szyję. Rozsądek schował
się w kąt, upór zniknął, pozostała tylko czysta przyjemność, czerpana z każdego
dotyku, pieszczoty i pocałunku.
Westchnęłam i poddałam
się. Nie było sensu dłużej z tym walczyć. Nie było sensu walczyć z samą sobą. Nie
umiałam tego zrobić. Słowa przestały cokolwiek znaczyć, czas zatrzymał się w
miejscu, a całe nasze życie istniało tylko tu i teraz.
Wplótł dłonie w moje
włosy, przylgnął całym ciałem i całował. Leniwie, choć z narastającym żarem
smakował ust, splatał język z moim, kołysał się w rytm niesłyszalnej muzyki.
Oddałam się temu bez końca, przymykając oczy i zapominając o całym świecie,
rękoma muskając napięte pośladki, potem ramiona, aż w końcu dotarłam do twarzy.
Palcami przesunęłam po policzkach, obrysowałam linię blizny, pogładziłam krótkie,
szorstkie włosy.
cdn...
Przerwane W TAKI MOMENCIE! Nie wytrzymam! Część jak zawsze kapitalna :)
OdpowiedzUsuńBabeczko, znowu pomyliłaś się w numeracji, bo to jest część VIII :)
OdpowiedzUsuńJak mogłaś, przez Ciebie nie będę mogła zasnąć! ;) jak zwykle opowiadanie cudowne, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńPoprawiłam :) Wczoraj byłam trochę nieprzytomna.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Planuję jeszcze jedną krótką i dwie długie części.
Pozdrawiam
No Babeczko no. Znowu w takim momencie :)
OdpowiedzUsuńAle za to dziś o północy kolejna część ;)
UsuńPisz o milosci bo za duzo rostan. :(
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę :)
UsuńU mnie rozstania są tylko etapem na drodze do szczęścia...
nie mam problemu jeśli chodzi o długość tekstu..
OdpowiedzUsuńmam za to jeśli chodzi o zakończenie:) choć w sumie cieszę się, że kończysz w takich momentach (prawie jak odcinki "Mody na sukces" albo "M jak miłość" przed wakacjami;D) bo cały dzień chodzę taka radośnie podekscytowana :)
Dla mnie bomba!
Pozdrawiam,
LIA.
Ehh...
OdpowiedzUsuńMało mi :) Błagam, jeszcze nie kończ tego opowiadania :))
OdpowiedzUsuńBędzie następne. Już mi się lęgną nowe pomysły ;-)
UsuńNie pisząc o tych, które mam w połowie napisane!
Ale ja się już zakochałam w tym, stworzonym przez Ciebie świecie, bohaterów i nie chcę innego :)
UsuńByle te twoje pomysły częściej się pojawiały online ;)
UsuńJak zwykle fajnie tylko, że za krótko jak dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJulex
Jak to czytam przypomniał mi się teledysk Edyty Bartosiewicz do piosenki Ostatni :)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńDziś,po raz pierwszy tu zajrzałam, zupełnie przez przypadek. Trafiłam na Historię pewnego nieporozumienia... I szczerze mówiąc,ZAKOCHAŁAM SIĘ! (błagam o więcej) Przeczytałam wszystkie części tego opowiadania, śmiałam się i płakałam. Jest cudowne! Ale mało tego :) Przeczytałam już Z pod ciebie to powstanie i ciągle mi mało... :) Dziękuję za ten przypadek przez który weszłam na tą stronę. Od dziś masz kolejną wielką fankę :)
OdpowiedzUsuńA teraz wracam do lektury :)
To mnie jest niezwykle miło i zapraszam po więcej :D
UsuńPolecam "Pechową dziewczynę" choć nie jest jeszcze skończona, to akurat mam tam swojego ulubionego męskiego bohatera.
:-)) mam wrażenie że pod 6 i 7 jest to samo... A w 7 wpisałas w tytule 6... Albo nie rozgarnełan tego tak porządnie. Jeśli wymieszałam to przepraszam. :-) sprawdzę to jeszcze jutro i dam znać.
OdpowiedzUsuńJednak wymieszałam. Tylko tyle, ze w 7 części w tym podkreślony podtytule jest wpisana część 6. I to mnie zdeczka pomyliło:-)
Usuń