sobota, 31 sierpnia 2013

Historia pewnego nieporozumienia (VIII)

A dziś romantycznie. Bo czasem warto posłodzić sobie życie, choćby tylko w wyobraźni... A od tego właśnie są marzenia, tak potężne, iż potrafią zmieniać świat, przenosić góry i budować najtrwalsze zamki. Nawet jeśli budulcem jest piasek :)
Pamiętajcie, że od marzeń wszystko się zaczyna!

PS. Choć za "długość" tekstu pewnie mnie udusicie...............

Historia pewnego nieporozumienia (VIII)


Kawałek krewetki utknął mi w gardle.
– A co? Znów planujesz mnie uśpić?
– Nie Iduś, gwarantuję ci, że nie będzie takiej potrzeby.
Co za zarozumiały, pewny siebie dupek! Patrzcie i podziwiajcie – zwycięstwo mam w kieszeni. Zacisnęłam zęby.
Widmo bardzo poważnej rozmowy stało się nagle niezwykle realne. Pewnie znalazłby się lepszy moment, ale… Westchnęłam.
– Nic o tobie tak naprawdę nie wiem.
– Nie musisz. Moja przeszłość nie jest ani ciekawa, ani fascynująca. Pełno w niej tylko pracy, dążenia na szczyty i samotności, gdy już się je zdobyło.
I tu mnie ustrzelił. Jakie szczyty? Ja rozumiem, że to mogło być dawno temu, ale żeby nie było o tym najmniejszej wzmianki w necie? Coś tutaj było mocno nie halo.
– W googlach wyszukałam, że byłeś korespondentem wojennym.
– To dużo – odrzekł ze spokojem, nalewając wina do mego kieliszka.
– A rodzina? Cokolwiek o pracy? Ten sukces, o których wspomniałeś?
– Lepiej nie zaprzątaj sobie tym, tej ślicznej główki.
– Gabriel! Nie rób ze mnie idiotki! Każdy ma jakąś przeszłość.
– Tak? Twoja też jest w necie?
– Ale ty byłeś osobą publiczną! Nie bierz mnie pod włos, tylko gadaj prawdę! Bociany cię przyniosły czy co?
Wzruszył ramionami z pozorną obojętnością. Ale w oku miał błysk niechęci, jakby temat ten był mu wyjątkowo niemiły.
– Moi rodzice nie żyją. Pracowałem pod pseudonimem, więc w necie nic nie znajdziesz.
– Zaraz, zaraz… - zmarszczyłam brwi. – Jakim pseudonimem?
– Kochanie, już mówiłem, że to zbędne wiadomości.
Rozbroił mnie jednym czułym słówkiem i uśmiechem, który trafił prosto do mego serca. Czy ten szubrawiec nie miał za grosz przyzwoitości?
Nie, to nie. Sama do wszystkiego dojdę – pomyślałam mściwie.
Wybuchnął śmiechem.
– Ależ masz groźną minę! Skończyłaś już jeść? – skinęłam głową. – Chodź, oprowadzę cię.
Dowiedziałam się w końcu, gdzie zostałam „uprowadzona”. Była to druga pod względem wielkości wyspa, Praslin, jak dla mnie wyjątkowo malownicza i urokliwa.
Dom, który wynajął Gabriel, stał tuż przy niewielkiej plaży, z obu stron otoczonej skałami. Sprawiało to niezwykłe wrażenie intymności i spokoju. Był całkiem spory – parterowy, z trzema sypialniami, ogromnym salonem, kuchnią i dwoma łazienkami. Przy czym z jednej sypialni i salonu, wychodziło się tuż na drewniany taras, a potem wprost na oślepiająco biały, miękki piasek.
Najcudowniejszy był jednak hamak, rozwieszony pomiędzy dwoma palmami, zaledwie kilka kroków od morza. O mało nie oszalałam z zachwytu na ten widok.
– Jak z folderu biura podróży!
– Jesteśmy tu sami, więc możesz opalać się choćby nago.
Roześmiałam się radośnie. Nago? Akurat. Nie wytrzymałby nawet godziny, nie mówiąc już o tych kilku pozostałych do zmierzchu.
Nigdy w życiu nie szukałam romantyzmu. Raczej przyjemności. A tu nagle okazało się, że bez mojego udziału, znalazło mnie i jedno, i drugie.
Zwiedzałam dom i okolice, z dłonią Gabriela pieszczącą moje biodro, z ustami szepcącymi mi od czasu do czasu czułe słówka.
Skoro zachowywał się jak zakochany, to dlaczego nie chciał ustąpić i tego wyznać? Spojrzałam na niego z żalem, a on podchwycił to wejrzenie. Przyciągnął mnie ku sobie i zaczął całować. Czule, delikatnie, na całkiem pustej plaży, pod błękitnym niebem. W raju.
Kiedy przerwał, miałam zarumienione policzki, mokro między udami i całką sporą ochotę na więcej.
– Nie teraz – powiedział rozbawiony, jakby czytając w moich myślach. – Wieczorem.
Wygięłam usta w podkówkę, ale nie poczułam się rozczarowana.
Wieczorem?
– Mam się bać czy cieszyć?
– To zależy króliczku jak bardzo masz na mnie ochotę?
– Czy ty musisz mnie określać tym mianem szarego kicajca?
– Kicajca? A cóż to znowu za słowo? – spytał zdumiony. – Ale jeśli chcesz zamiast „króliczku” mogę mówić „kicajec”.
Milczałam. Wolałam tak stać, z nosem wtulonym w jego pierś, jednym okiem zezując na bezkresne morze niż tracić czas na bezsensowne utarczki słowne.
– Gabriel? Musimy poważnie porozmawiać przy kolacji.
– Jak to groźnie zabrzmiało!
– Wyczuwam sarkazm?
Prychnął tylko i pociągnął mnie za sobą. A potem, w sypialni oddał w ręce przybyłe masażystki i fryzjera. Posprzeczałam się z nim jeszcze dla zasady, że nie potrzebuję niczyjej pomocy, ale w końcu zbył mnie śmiechem i rzuciwszy krótkie „do wieczora króliczku”, zniknął.
Z początku cierpiałam. Mój kulawy angielski i całkiem szczątkowy francuski nie dawały szans na żywszy kontakt. Na szczęście sporo można było osiągnąć na migi.
Odprężyłam się dopiero podczas masażu.
Nigdy nie myślałam, że to taka przyjemna rzecz? Człowiek zapomina o całym świecie i nawet myśli stają się bardziej leniwe, jakby rozmyte.
Rozanielona, w wyjątkowo optymistycznym nastroju, wyciągnęłam z torby potrzebne ciuchy i buty, elegancko zapakowane w paczuszkę, na której było napisane „powodzenia!”. Moja siostra wykazała się niezwykłym poczuciem smaku – kobieca sukienka w kolorze moich oczu, do tego seksowna czarna bielizna i czarne szpilki.
Długą chwilę podziwiałam swój wygląd. Powiedzieć, że w zieleni było mi do twarzy, to stanowczo zbyt mało.
I tak przeglądając się w lustrze, przypomniałam sobie słowa Gabriela. Odbicie było prawdomówne – zarumieniłam się na samą myśl o czekającym mnie wieczorze. A potem zmarszczyłam brwi, bo nie było wyjścia. Musiałam wyjaśnić niektóre fakty.
Był dla mnie zagadką. Niby tak dobrze go znałam, ba!, wręcz każdy zakamarek ciała, ale nic nie wiedziałam o jego duszy.
Pewnie i był arogancki, zarozumiały, samolubny… Ale eksponował te cechy w stopniu niewspółmiernym do rzeczywistości. To była zbroja, mur, którym się otaczał. Zagadką pozostawało, co kryło się w środku? Z całego serca pragnęłam, by znacznie więcej.
Jeśli jednak była to zaledwie chęć zdobycia niezdobytego, to rozczarowanie mogło okazać się potężnym ciosem.
– Jesteś gotowa?
– Pas cnoty założony, kluczyk wyrzucony.
Stał oparty o drzwi, z lekko pochyloną głową, rękoma w kieszeniach, z tajemniczym uśmieszkiem na ustach. W ciemnej koszuli i czarnych spodniach, wciąż na bosaka.
Boże! Nagle uświadomiłam sobie, jak ja go kocham!
Dlaczego ten bęcwał tego nie widzi? I dlaczego nie chce odwzajemnić?
Zamiast radości, poczułam rozpacz, która ścisnęła mnie za serce i wywołała niezamierzone łzy.
– Hej króliczku! – Natychmiast znalazł się przy mnie. – Co się stało? Naprawdę się gniewasz? – Zniknęło rozbawienie, a w zamian za to, pojawił się niepokój.
– Boję się.
– Mnie? Dlaczego? – spytał zdumiony ujmując moją twarz w dłonie.
– Boję się, że złamiesz mi serce.
Milczał dłuższą chwilę, delikatnie ścierając łzy kciukami.
– Nigdy tego nie zrobię. A teraz chodź, chcę ci to udowodnić.
Objął moje biodra i wyszliśmy na zewnątrz. Na tarasie paliło się dyskretne oświetlenie, ale nigdzie nie widziałam nakrytego stołu.
– Gdzie ta kolacja? – spytałam podejrzliwie.
Położył palec na moich ustach i uśmiechnął się. Potem z kieszeni wyjął czarną chustkę.
– Muszę zawiązać twoje oczy. Jak niespodzianka, to do końca.
Bez wahania mu na to pozwoliłam. Chwycił mnie w ramiona i ruszył w nieokreślonym kierunku. Zdawało się, że jakby w stronę morza.
Moje obawy się potwierdziły, gdy posadził mnie na wąskiej ławeczce, która lekko się zachybotała.
– Gdzie jesteśmy? – Odruchowo sięgnęłam do przepaski, ale Gabriel uspokajająco położył rękę na mojej dłoni.
– Na motorówce. Nie bój się, ocean jest jak zupa.
– Mam chorobę morską! – jęknęłam. – Już na sam widok, czegoś co pływa, zaczyna mnie mdlić.
– Och, króliczku. Nie wiedziałem, że z ciebie taki tchórz?
– Dobra. Jak masz woreczki foliowe, to będę siedzieć cicho.
– Potrafisz zważyć atmosferę – powiedział z lekką drwiną, po czym zapalił silnik.
No fakt. Umilkłam, delektując się delikatnym podmuchem wiatru, muskającym moje policzki. To było więcej niż przyjemne.
Jakoś nie miałam ochoty na rozmowę. Wolałam myśleć. A tak naprawdę to marzyłam, że Gabriel chce tego wieczoru nie tylko zaliczyć ekscytującą przygodę, ale i wyznać mi miłość. Trochę to wydawało się nieprawdopodobne, ale postanowiłam, że tylko wtedy zgodzę się zostać jego żoną. W każdym innym przypadku niech się po prostu wypcha!
Co innego seks… Ciarki po mnie przeszły, gdy przypomniałam sobie dotyk jego dłoni i ust w moich najintymniejszych zakamarkach. Dla takich chwil warto żyć! I poddać się, nie zważając na dumę czy durne zakłady.
– Jesteśmy na miejscu.
Podniósł mnie w górę, a ja opasałam ramionami jego szyję. Znów znalazłam się na plaży, choć z pewnością nie była to ta, przy której stał nasz domek.
Postawił mnie, ale chyba nie mógł się powstrzymać, by nie pocałować. Lekko, delikatnie, jakby chciał dać mi przedsmak tego, co jeszcze mnie czeka.
– Mogę zdjąć opaskę? – szepnęłam.
– Jeszcze momencik.
Znów gdzieś szliśmy lecz pod stopami wciąż czułam miękki, nagrzany piasek.
Gdy zsunął materiał z moich oczu, natychmiast je otworzyłam i zamrugałam nieco zdezorientowana. A potem zamarłam…
– Mam nadzieję, że ci się podoba.
Podoba? Boże!!!
Plaża była niewielka, z wszystkich stron otoczona stromymi skałami. Szczegółów nie dojrzałam, było zbyt ciemno. Poza tym całą moją uwagę przyciągnęło coś innego.
Na piasku stał biały baldachim, a każdy z czterech słupów opleciony był kwiatami. Pod nim znajdowało się łóżko, niewielki stolik i dwa krzesła. A dookoła dziesiątki, setki malutkich świeczek, których płomyki nieznacznie podrygiwały w tak delikatnych podmuchów wiatru.
Nie, nie setki. Było ich tysiące! Usłana była nimi cała plaża, a pomiędzy leżały płatki róż. Patrzyłam na tę biel otoczoną złocistymi promykami i…
Powiedzmy szczerze. Zatkało mnie. Wzruszyłam się do łez. Moje serce podskoczyło, wywinęło koziołka i co prawda wróciło na miejsce, ale biło tak mocno i szybko, że miałam wrażenie, iż odbija się echem na całej plaży.
– Gabriel…
– Miała być romantyczna kolacja, z naciskiem na romantyczna. Nic lepszego nie udało mi się wymyślić – uśmiechnął się i objął, ciągnąc wprost do środka tego nierzeczywistego cuda.
– TY to wymyśliłeś? – Właśnie niebo runęło na mą głowę. I pozostawiło mnie w ciężkim szoku.
– Wiesz, tyle lat w uwodzeniu niewinnych i opornych dziewic, coś daje. Chociażby doświadczenie.
Dobrze, że zażartował. To rozładowało sytuację. Inaczej po prostu wybuchłabym płaczem. Już i tak czułam zbierające się gdzieś tam, niechciane łzy
Nie pozwolił mi usiąść, tylko napełnił szampanem kieliszki i podał jeden.
– Za to byś dobrze się bawiła, króliczku!
– A nie za nas? – spytałam cicho, nieśmiało patrząc mu w oczy. Długo milczał, a potem nieoczekiwanie przyciągnął mnie i zaczął całować. Dwa kieliszki bezgłośnie upadły na dywan z płatków róż, a Gabriel całował mnie z niespotykanym dotąd żarem.
– Jak ja mam wytrzymać całą kolację, gdy jedyną rzeczą jakiej pragnę, to kochać się z tobą? – szeptał, pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem. – Jak można tak doprowadzić kogoś do szału? Iduś! Jak możesz być tak cudowna, doskonała pod każdym względem?

Pomimo oszołomienia, nie mogłam się nie uśmiechnąć.
– Chwalisz kota w worku! – odparłam przekornie, ukradkiem rozpinając guziki jego koszuli. Z niewinną minką zsunęłam ją z muskularnych ramion, czując jak i on bez pośpiechu pozbywa się mojej sukienki. Jakby nagle uznał, że jednak można się opanować.
Wiedziałam, że mam dwie możliwości: kochać się z nim albo zepsuć wszystko i porozmawiać o uczuciach. Z jednej strony to było strasznie głupie, upierać się, by facet wykrztusił z siebie dwa krótkie słowa. Z drugiej… Zamykała się w nich cała moja przyszłość, cały świat, wszystko czego pragnęłam.
Zadrżałam, kiedy zaczął pieścić moją nagą skórę, pokrywać pocałunkami ramiona i szyję. Rozsądek schował się w kąt, upór zniknął, pozostała tylko czysta przyjemność, czerpana z każdego dotyku, pieszczoty i pocałunku.
Westchnęłam i poddałam się. Nie było sensu dłużej z tym walczyć. Nie było sensu walczyć z samą sobą. Nie umiałam tego zrobić. Słowa przestały cokolwiek znaczyć, czas zatrzymał się w miejscu, a całe nasze życie istniało tylko tu i teraz.
Wplótł dłonie w moje włosy, przylgnął całym ciałem i całował. Leniwie, choć z narastającym żarem smakował ust, splatał język z moim, kołysał się w rytm niesłyszalnej muzyki. Oddałam się temu bez końca, przymykając oczy i zapominając o całym świecie, rękoma muskając napięte pośladki, potem ramiona, aż w końcu dotarłam do twarzy. Palcami przesunęłam po policzkach, obrysowałam linię blizny, pogładziłam krótkie, szorstkie włosy.

cdn...

21 komentarzy:

  1. Przerwane W TAKI MOMENCIE! Nie wytrzymam! Część jak zawsze kapitalna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Babeczko, znowu pomyliłaś się w numeracji, bo to jest część VIII :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś, przez Ciebie nie będę mogła zasnąć! ;) jak zwykle opowiadanie cudowne, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Poprawiłam :) Wczoraj byłam trochę nieprzytomna.
    No właśnie. Planuję jeszcze jedną krótką i dwie długie części.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. No Babeczko no. Znowu w takim momencie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisz o milosci bo za duzo rostan. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jak mogę :)
      U mnie rozstania są tylko etapem na drodze do szczęścia...

      Usuń
  7. nie mam problemu jeśli chodzi o długość tekstu..
    mam za to jeśli chodzi o zakończenie:) choć w sumie cieszę się, że kończysz w takich momentach (prawie jak odcinki "Mody na sukces" albo "M jak miłość" przed wakacjami;D) bo cały dzień chodzę taka radośnie podekscytowana :)
    Dla mnie bomba!
    Pozdrawiam,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mało mi :) Błagam, jeszcze nie kończ tego opowiadania :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie następne. Już mi się lęgną nowe pomysły ;-)
      Nie pisząc o tych, które mam w połowie napisane!

      Usuń
    2. Ale ja się już zakochałam w tym, stworzonym przez Ciebie świecie, bohaterów i nie chcę innego :)

      Usuń
    3. Byle te twoje pomysły częściej się pojawiały online ;)

      Usuń
  9. Jak zwykle fajnie tylko, że za krótko jak dla mnie :)
    Julex

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak to czytam przypomniał mi się teledysk Edyty Bartosiewicz do piosenki Ostatni :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziś,po raz pierwszy tu zajrzałam, zupełnie przez przypadek. Trafiłam na Historię pewnego nieporozumienia... I szczerze mówiąc,ZAKOCHAŁAM SIĘ! (błagam o więcej) Przeczytałam wszystkie części tego opowiadania, śmiałam się i płakałam. Jest cudowne! Ale mało tego :) Przeczytałam już Z pod ciebie to powstanie i ciągle mi mało... :) Dziękuję za ten przypadek przez który weszłam na tą stronę. Od dziś masz kolejną wielką fankę :)
    A teraz wracam do lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie jest niezwykle miło i zapraszam po więcej :D

      Polecam "Pechową dziewczynę" choć nie jest jeszcze skończona, to akurat mam tam swojego ulubionego męskiego bohatera.

      Usuń
  13. :-)) mam wrażenie że pod 6 i 7 jest to samo... A w 7 wpisałas w tytule 6... Albo nie rozgarnełan tego tak porządnie. Jeśli wymieszałam to przepraszam. :-) sprawdzę to jeszcze jutro i dam znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak wymieszałam. Tylko tyle, ze w 7 części w tym podkreślony podtytule jest wpisana część 6. I to mnie zdeczka pomyliło:-)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.