wtorek, 27 sierpnia 2013

Historia pewnego nieporozumienia (VI)

Zgodnie z obietnicą daję dłuższy kawałek. Nie gniewajcie się na mnie za przerwy, ale zazwyczaj piszę wieczorami, a wkrótce mąż wraca po długiej nieobecności i będziemy musieli nadrobić braki ;) Dlatego mogę być nieobecna online :)))

Jeszcze kilka zdań o Wygranej (dla tych, którzy mieli okazję zapoznać się z tym tekstem). Niestety w obecnych czasach nie jest prosto wydać cokolwiek, bo wydawnictwa boją się nieznanych nazwisk i początkujących. A Wygrana to żadne arcydzieło, po prostu coś w rodzaju harlequina. Miła odskocznia po całym dniu pracy :) 
Pewnie zacznę od wydania ebooka, na razie muszę dodać kilka rzeczy, co nieco pozmieniać i wysłać wszystko do korekty. 
W kwietniu wysłałam starą jeszcze wersję do 15 wydawnictw (wybrałam te z odpowiednim profilem). Doczekałam się odpowiedzi od Fabryki Słów - mają już plany na następne dwa lata i nie chcą blokować mi tekstu. Drugą dostałam od poznańskiej Repliki - "niestety nie zdecydowaliśmy się, pozdrawiamy" i wsio. Osobiście mam poważne wątpliwości czy w ogóle zabrali się za czytanie? 

Ponieważ nie chodzi o kasę, ale o to by ludzie mnie czytali i czerpali z tego przyjemność, na razie co napiszę, to daję na bloga :)))
W takim wypadku będzie mi po prostu miło, jeśli polecicie mnie swym znajomym, rodzinie, przyjaciołom :D

Historia pewnego nieporozumienia (VI)

– Naprawdę się stęskniłem. A jeśli już zrezygnowałaś z tych swoich rojeń o romantycznej miłości i chcesz po prostu wyjść za mąż, to wyjdź za mnie!
No nie! On chyba nie mówił tego serio?
Jak każda kobieta, wiele razy wyobrażałam sobie przyszłe życie przy boku ukochanego, upragnionego mężczyzny. Kiedyś starannie wyreżyserowałam przebieg pierwszej randki – księżycowa noc, kompletne pustkowie, dookoła ciemny las, przerażające trzaskanie gałęzi... I ja w ramionach seksownego bruneta. Diabli wiedzą, dlaczego wszystko miało być tak tajemnicze i przerażające.
Jednak nawet w najskrytszych marzeniach nie przypuszczałam, że pierwsze oświadczyny będą pochodzić od kogoś, z kim znajomość zaczęłam od pocałunku, a przyjmę je rozczochrana, ubrana w idiotyczną piżamę, siedząc mu na kolanach i machając w powietrzu stopami w żarówiasto-różowych skarpetach.
– Posłuchaj no – palcem uniosłam podbródek Gabriela i spojrzałam mu z powagą w oczy. – To wcale nie jest zabawne.
– Dlaczego? Jestem stuprocentowo pewien, że w łóżku byłoby nam wspaniale.
– A kwiaty? Romantyczna kolacja? Pierścionek z diamentem?
– To byłaby czysto handlowa transakcja. Tylko seks, żadnych zobowiązań i rozstanie na życzenie jednej ze stron.
– To po jaką cholerę miałabym wychodzić za mąż?
– Kupiłbym ci mieszkanie, samochód i co tam byś chciała. A ty nie musiałabyś się czuć jak utrzymanka.
Dobrze, że siedziałam… Najgorsze było jednak to, że on mówił całkiem poważnie, a dodatku widać było, że traktuje to jako wspaniałomyślny gest.
Bardzo powoli wyplątałam się z jego ramion, wstałam i wyprostowałam ramię, palcem wskazując na drzwi.
– Wynocha! – powiedziałam zimno. – I nie chcę cię więcej widzieć w moim domu. Zaległe trzy dni odpracuję podwójnie.
– Ida, nie wygłupiaj się. To doskonałe rozwiązanie dla ciebie. Dodatkowo zyskałbyś również moje nazwisko.
– A ty mój honor i dumę. Sorry, ale akurat to nie jest na sprzedaż. Wynocha! – powtórzyłam z uporem.
– Nie to nie. – Podniósł się z obojętną miną. Dodatkowo miałam wrażenie, że jest rozbawiony. – Prędzej czy później wskoczysz mi w spodnie, a wtedy dostanę wszystko za darmo.
– Nie.
– Nie? I tylko tyle? Wyczuwam brak przekonania, co do podjętej decyzji?
– Akurat tego jestem stuprocentowo pewna. A teraz zabieraj swoje żałosne, podstarzałe dupsko w miejsce, gdzie będziesz mógł kupić inną kandydatkę na żonę. Najlepiej do chin, tam ceny idą od miski ryżu w górę.
– Niepotrzebnie się wściekasz.
W milczeniu przyglądałam się jak zakłada płaszcz, buty i otula się szalem. W drzwiach odwrócił się po raz ostatni i posłał mi łobuzerski uśmiech.
Normalnie na taki widok zmiękłyby mi kolana, a serce podfrunęło do gardła.
Teraz tylko się rozpłakałam, a świadomość, że Gabriel jest tego świadkiem, wywołała u mnie prawdziwy napad szału.
– Wynocha!!! – wrzasnęłam z całych sił, przytupując nogą.
– Już dobrze, idę. I pamiętaj, jutro zamiast w Fidello, masz się zjawić u mnie, najlepiej po osiemnastej.
I poszedł sobie.
A ja biedna zostałam z sercem rozbitym na drobne, drobniutki kawałeczki.
Bo kim dla niego byłam? Przedmiotem? Czymś, co można kupić, zużyć, a na końcu się pozbyć, gdy już nie jest potrzebne?
Gdzieś, bardzo głęboko, ukryła się we mnie nadzieja, że może kiedyś będzie to coś więcej niż kłótnie i udowadnianie sobie nawzajem, kto jest górą.
Że może kiedyś usłyszę słowa jednoznaczne w swej wymowie, szczere i prawdziwe. 
Że poczuję smak pocałunku, mówiącego o uczuciach więcej niż słowa.
To było głupie.
Podobałam mu się, ale jeśli odejdę z jego życia, wzruszy ramionami i poszuka następnej. Byłam atrakcyjna tylko z jednego powodu – mojego sprzeciwu.
Nie wiem, co bardziej bolało – gorycz porażki czy gorycz rozczarowania?
***
Stawiłam się punktualnie o osiemnastej. Wbrew moim obawom, Gabriel traktował mnie dość obojętnie, czasem tylko figlarnie puszczał oczko.
Oczywiście milczałam, obnosząc się ze swoją urazą.
Po zakończonej pracy, włożyłam naczynia do zmywarki, spakowałam fartuszek i bez pożegnania udałam się do domu.
Przez kilka następnych dni byłam zajęta znoszeniem złego humoru Karola. Od ostatniego spotkania, charakterek mu się znacznie pogorszył, ział teraz jadem na sam mój widok.
Życie toczyło się dalej, niepomne mego złamanego serca i zranionej dumy. W ciągu dnia, zajęta pracą, nie miałam czasu na rozmyślania. Za to w nocy…
Niejedną spędziłam bezsennie, wpatrując się w zimowy krajobraz za oknem. Nawet świadomość nadchodzących świąt Bożego Narodzenia nie poprawiła mi humoru.
Słowem: było mi ciężko. Jak nigdy przedtem w życiu. Pragnęłam i obwiałam się jednocześnie jego towarzystwa. Czułam się samotna i bezradna, bo czegokolwiek bym nie uczyniła, nie stanowiło rozwiązania sytuacji, w jakiej się znalazłam.
Przebywając w Fidello, z utęsknieniem wpatrywałam się w drzwi, mając cichą nadzieję, że ujrzę w nich Gabriela. Kiedy zamiast niego ukazywał się kolejny gość, czułam wręcz fizyczne rozczarowanie. A potem wściekłość. Na niego, na siebie, na cały świat.
Gdzież ten łajdak się podziewał? Powinien dopilnować interesu i raz po raz pojawić się w restauracji, niczym porządny, sumienny szef.
Można powiedzieć, że były to przecudowne dni. Na zmianę zgrzytałam zębami z wściekłości i z nadzieją wpatrywałam się w wejście. Nie spałam po nocach, nie dojadałam i harowałam niczym wół.
Na dodatek złapałam gdzieś paskudne przeziębienie, co oczywiście nie zwalniało mnie z obowiązku pobytu w pracy.
Pod koniec dnia szorowałam piekarnik. Te cudownie przyjemne zajęcie, zlecił mi tego wieczoru, wyjątkowo wredny menadżer. Zacisnęłam zęby i przystąpiłam do pracy, pomimo mocnych zawrotów głowy i ogólnie złego samopoczucia. W zasadzie nie należało to do moich obowiązków, ale nie zamierzałam się z kretynem kłócić. Zrobię, co muszę i uciekam do domu, do ciepłego łóżeczka…
W westchnieniem wyprostowałam się i otarłam pot z czoła. Pot? Cholera, to chyba temperatura?
Nagle wydarzyły się dwie rzeczy jednocześnie. Po pierwsze drzwi od strony lokalu otwarły się z hukiem. Drgnęłam przerażona i upuściłam trzymany w ręku ruszt. Potem zbyt raptownie się po niego schyliłam.
Straciłam równowagę i poczułam silne uderzenie w głowę…
Kiedy ponownie otwarłam oczy, leżałam na sofie w biurze, z zimnym okładem na czole, a tuż obok siedział wpatrujący się we mnie z niepokojem Gabriel.
Tak. To się nazywa szczęście!
– Ida?
– Nie, ufo – stęknęłam, usiłując się podnieść.
Delikatnie mnie powstrzymał, a później czule pogładził po policzku.
– Precz z łapami, bo odgryzę ci palce – warknęłam.
– No! Będziesz żyła.
Nie odpowiedziałam, tylko ponownie zamknęłam oczy. Tak podle nie czułam się już dawno, a na dokładkę jeszcze on! Nie mógł się zjawić w bardziej dogodnym momencie?
– Jest chora. Dlaczego do diabła pozwoliłeś jej pracować w takim stanie?
Otwarłam jedno oko. W kącie pokoju siedział mocno poddenerwowany Karol.
– Nic nie powiedziała.
– To przecież do cholery widać gołym okiem! A ty oczywiście uniosłaś się dumą i wolałaś harować do upadłego niż porozmawiać?
Wbrew pozorom starczyło mi sił, by pokazać mu język.
– Nie zachowuj mi się tu jak dziecko – rozzłościł się nieoczekiwanie. – A ty wynocha stąd! Porozmawiamy sobie później.
Zostaliśmy sami. Wściekły Gabriel i ja, udająca obojętność, leżąc w bezruchu z zamkniętymi oczyma.
– Masz kwadrans. Potem zabieram cię do domu.
– Wypchaj się. Sama dojadę.
– Siłą, jeśli będzie to konieczne, więc nie dyskutuj. I weź chusteczkę, bo kapie ci z nosa!
– Mój stan zdrowia to nie twoja sprawa.
– Wiesz jakie odszkodowanie bym płacił, gdyby coś się stało w miejscu pracy?
Aha! O to chodziło!
– Podły materialista! – Zerwałam się z miejsca i rzuciłam w niego mokrą szmatą. Tylko, że znów tak mocno zawirowało mi w głowie!
– Ida? – Gabriel w sekundzie był przy mnie i podtrzymał ramieniem. – Przestań zajączku, bo naprawdę jesteś chora. Odwiozę cię i masz zostać w łóżku, aż nie wyzdrowiejesz. Zrozumiano?
Nadęłam się i milczałam. Choć to było takie cudowne, znów znaleźć się w jego ramionach. Ech!
– Miałeś nie nazywać mnie zajączkiem!
– Dobrze króliczku.
– Chcę do domu. Przynajmniej nie będę musiała oglądać twojej zakazanej gęby.
– Iduś…
Czy on musiał tak czule mnie nazywać? To bolało i denerwowało zarazem.
– …za te bezczelne odzywki powinienem dawno wywalić cię z hukiem. Ale w zamian za to, zrobię to!
I pocałował mnie! To już był szczyt bezczelności, chamstwa i…
Niestety to ja musiałam przerwać, bo z powodu zatkanego nosa zabrakło mi tchu.
– A potem będziesz miał pretensje o to, że zachorowałeś?
– Nie szkodzi. Ty zdążysz wyzdrowieć i będziesz mnie pielęgnować. Kupię ci nawet seksowny mundurek pielęgniarki…
– A ja postaram się o bardzo bolesne zastrzyki.
– Jeśli zgodzisz się obcierać chusteczką moje łzy…
– Bzdura! Ty potworze jeden! W życiu nie uroniłeś ani jednej łzy! Dałabym za to głowę!
Spojrzał na mnie dziwnie.
– To byś ją straciła – odparł krótko. A potem raptownie zmienił temat. – Idę po twoje rzeczy.
Siedziałam na brzegu sofy, bezmyślnie wpatrując się w leżące na podłodze kozaki. Zadumana nad sensem jego ostatnich słów, usiłując sobie wyobrazić płaczącego Gabriela. Mam bujną wyobraźnię, ale to okazało się jednak ponad moje możliwości.
– Jeszcze jesteś nie gotowa? – spytał zdumiony, pojawiając się w drzwiach.
– Muszę założyć buty.
– No to dalej.
Z niechęcią spojrzałam w dół. Brakowało mi sił, na to, by się pochylić i wykonać prostą, codzienną czynność.
Gabriel bez słowa podszedł i uklęknął, po czym podniósł jeden kozak i chwycił moją stopę. Trzeba przyznać, że nawet sprawnie mu to szło. Zapiął zamek i uśmiechnął się, a potem spojrzał prosto w moje oczy, pełne łez.
– No nie! Ty znowu płaczesz? Tym razem dlaczego?
– Nieważne. Jedźmy już.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że ta nieszczęśliwa miłość, o której wspominałaś, to do mnie? Choć nawet by się zgadzało.
– Chcę do domu! – Wierzchem dłoni otarłam oczy i odwróciłam wzrok.
– Ida? Wiesz, że to byłby głupi pomysł? Nie nadaję się do takich rzeczy, serio. Ida? Spójrz mi w oczy! To dlatego odrzuciłaś propozycję małżeństwa?
Nie wytrzymałam. Byłam chora, ale nie umierająca!
– Odrzuciłam, bo jesteś gruboskórnym draniem i zakamieniałym egoistą! A teraz odczep się od moich uczuć i zawieź mnie do domu, albo spadaj! – wrzasnęłam, gwałtownie wstając.
Niestety nie okazało się to dobrym posunięciem. Całe szczęście, że Gabriel w samą porę mnie podtrzymał, bo zaliczyłabym kolejnego guza.
– Przestań króliczku. – Bez problemu opatulił mnie płaszczem, szalem, a na głowę wcisnął czapkę. Jakoś brakowało mi sił na protest. Nawet wtedy, gdy podniósł mnie w górę.
– Co robisz wariacie? – Spróbowałam go odepchnąć.
– Zaniosę cię do auta. A co myślałaś?
– Nic.
Roześmiał się, ale tak jakoś niewesoło i kopniakiem otworzył drzwi. Starałam się nie myśleć, co powiedzą inni, kiedy ujrzą nas w takiej komitywie.
Panująca między nami przez całą drogę cisza, ciążyła mi niczym kamień młyński u szyi. Ale przerwałam ją dopiero, gdy zajechaliśmy pod dom.
– Dziękuję – powiedziałam niechętnie.
– O, nie. Wejdę z tobą i oznajmię twojej mamie, żebyś została w łóżku tak długo, aż wyzdrowiejesz. A nawet dłużej.
– Zbytek łaski – mruknęłam, wysiadając.
Ale Gabriel nie popuścił. Z czarującym uśmiechem wdał się w pogawędkę z moimi rodzicami. Wzruszyłam ramionami i udałam się do własnego pokoju. Pięć minut później, leżałam zakopana w pościelach, po sam czubek nosa.
Teraz mogłam sobie popłakać. Sięgnęłam po karton z chusteczkami i rozszlochałam się na dobre. Nawet nie usłyszałam pukania do drzwi.
– Ida? – odrobinę się uchyliły i ukazała się głowa Gabriela. Błyskawicznie schowałam się pod kołdrę, ale i tak było za późno. Usiadł obok na łóżku. Kurczowo chwyciłam brzeg nakrycia, lecz nie dał za wygraną.
– Pięć minut rozmowy i sobie pójdę.
– Nie mamy o czym rozmawiać.
– Przestań dzieciaku. Nie jestem głupi, widzę, że się we mnie zabujałaś.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy jeśli poszłabym po siekierę z drewutni i walnęła nią w jego głowę, można byłoby to podciągnąć pod zbrodnię w afekcie?
Odkryłam się, dostojnie wydmuchałam nos i usiadłam prosto niczym struna. Potem ze spokojem odwzajemniłam jego wzrok.
– Żałuję, że nie zauważyłem tego wcześniej…
– Nie w tobie się zakochałam – podkreśliłam z naciskiem na „tobie”.
– A niby w kim?
– W nierealnym marzeniu, w ułudzie, która nie istnieje i nigdy nie miała prawa istnieć. Płaczę nie dlatego, że mam złamane serce. To gorycz rozczarowania.
Długo milczał, szukając w moich oczach potwierdzenia. Potem zagryzł wargi i wstał.
– Miałaś rację nazywając mnie gburem, egoistą i samolubem. Jutro przyślę rozwiązanie umowy…
W moich oczach musiał ukazać się strach, bo uśmiechnął się uspokajająco.
– Nie martw się. Po prostu nie chcę cię więcej narażać na moje towarzystwo, czy to przypadkowe, czy też zamierzone. Uznam, że spłaciłaś dług i umowa ulega rozwiązaniu z mojej winy.
– Dobrze.
Nie miałam ochoty wdawać się w jakiekolwiek dyskusje.
– Życzę ci szczęścia króliczku. Naprawdę, jesteś tego warta.
Musnął jeszcze wargami mój policzek na pożegnanie i wyszedł.
A ja zostałam nie wiedząc czy mam dalej płakać czy też cieszyć się z właśnie odzyskanej wolności?
***
Jak żyć, kiedy życie nagle straciło sens?
Byłam wolna, mogłam wrócić na studia, znów zacząć spotykać się z przyjaciółmi, umawiać na randki…
No właśnie. Tylko, że ja nie miałam ochoty. Każdy był nie taki; za niski, za młody, za szczupły, za wesoły, za poważny. Uczciwie musiałam przyznać, że żaden po prostu nie był Gabrielem. Nie miał jego szarych oczu, mocnych dłoni i wyrazistej twarzy, cholernej pewności siebie i ironicznego uśmieszku. Żaden też nie mówił do mnie króliczku. Zresztą niechby spróbował!
Zima jeszcze minęła jako tako. Tylko, że potem nadeszła wiosna, czas zakochanych, ćwierkających ptaszków i miłości wiszącej w powietrzu.
Siedziałam w parku, udając, że czytam książkę. Pewnie i czytałam, ale słowa przeciekały przez mój umysł jak przez sito, nie pozostawiając po sobie absolutnie nic.
Smętnie spojrzałam na wielobarwny dywan tulipanów. Na niewielką fontannę tuż za nimi. Na parę zakochanych mizdrzących się kilka ławek dalej.
Coś ścisnęło mnie w gardle. Ona była ładna, on zaledwie znośny, ale dużo bym dała, by ktoś na mnie patrzył w ten sposób.
Nie, nie ktoś. Gabriel.
Scenka była idealna, dookoła szalejąca wiosna, a wśród tego wszystkiego oni, niczym ostatni element szlifu dla impresjonistycznego krajobrazu.
Brakowało tylko ptaszka, słodko przyśpiewującego i tworzącego znakomitą oprawę muzyczną.
Pomyślałam, że jeśli się jakiś znajdzie, to zwariuję. Los zechciał wypróbować moją cierpliwość i tuż obok rozległy się słodkie trele.
Sapnęłam i rozejrzałam się dookoła. Ukradkiem chwyciłam leżący za ławką nieduży kamień, wycelowałam i rzuciłam w pierzastego gnojka.
Trafiłam bezbłędnie i zapanowała błoga cisza. Odetchnęłam zadowolona, ale po chwili znów się zachmurzyłam. Trwałam tak w ponurej zadumie, nad własnym nędznym losem, gdy poczułam, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Już miałam wybuchnąć złością, gdy napotkałam roześmiane spojrzenie oczu Daniela, mojego kolegi ze studiów.
– Ida! – ucieszył się. – Jak mógłbym nie poznać tych wspaniałych, czerwonych włosów.
– No tak – zerknęłam na gruby warkocz – rudy niczym marchewka.
– Raczej w odcieniu kasztanów. Co porabiasz? Tak nieczęsto odpisywałaś ostatnio na moje maile, przez ubiegłe miesiące prawie wcale! – Usiadł tuż obok i bez krępacji położył rękę za moimi plecami. Pozwoliłam mu na to, bo od pierwszego roku studiów wszyscy wiedzieli, że Daniel był pedałem. Ten tego, gejem chciałam powiedzieć, żeby nikogo nie obrazić.
Osobiście mnie to nie przeszkadzało. Był miły, uczynny i zawsze uśmiechnięty. W nosie miałam jego upodobania seksualne. Do tego przystojny, w taki romantyczny, nieco już niemodny sposób – miał falujące kasztanowe włosy, szczupłą twarz, szafirowe oczy i uroczy dołeczek w brodzie. Także wysoki, smukły, o idealnie proporcjonalnej sylwetce. Niejednokrotnie byłam świadkiem, jak podrywały go różne lasencje, co stanowiło niezły ubaw i urozmaicenie wielu imprez.
– Aktualnie nic. – Przytuliłam się do jego boku. Mogłam sobie pozwolić, bo jeśli miałam wśród mężczyzn przyjaciela, to był nim właśnie Daniel. – Nie wiedziałam, że wróciłeś?
– Dwa dni temu. Właśnie dzwoniłem do ciebie do domu i Irmina powiedziała mi, że jesteś w parku. Dziewczyno, kup sobie w końcu ten telefon!
– Nie chcę – oznajmiłam kapryśnie. – Jak pobyt na obczyźnie?
– Doskonale. Hiszpania to piękny kraj, a Hiszpanie… Ech! Idziemy na kawę, wszystko ci opowiem.
– Pewnie poznałeś mężczyznę swoich marzeń?
– Tak jakby. A ty?
– Ja też – odparłam ponuro, pakując książkę i napoczętą kanapkę do torby.
Spojrzał pytająco, a później rycersko podał mi ramię. Kiedy już wygodnie umościliśmy się w kawiarnianych fotelach, zamówiliśmy po dużym cappuccino i jeszcze większym deserze lodowym, zostałam uraczona plotkami z wielkiego świata. Obejrzałam przy tym całą masę zdjęć w telefonie Daniela i co chwilę wybuchałam śmiechem, słuchając jego opowieści.
– Ale ciacho! – stwierdziłam z podziwem patrząc na zdjęcie niejakiego Carlosa. – On naprawdę woli panów?
– Ech, Ida ty niedowiarku. Skąd u ciebie przekonanie, że każdy gej to pryszczaty, pokręcony potwór?
– Wcale nie kretynie. Po prostu ten jest taki ładniutki, że mogłabym się w nim zakochać, a tu klops. On woli ciebie.
Daniel spojrzał na mnie uważniej.
– Mów – rzucił krótko.
– Nie wiem czy jest co?
– Mów, a ja ocenię.
Dobrze było go znów mieć przy sobie. Od chwili, gdy na drugim roku zmienił kierunek, nasz kontakt zaczął jakby kuleć, ale widać, że stara przyjaźń nie rdzewieje. No i mogłam się przy nim czuć całkowicie bezpiecznie – żadnych ukrytych zamiarów, przypadkowych macań, błagalnych spojrzeń oraz pozostałych głupot.
Wyrzuciłam z siebie wszystko. Nie tylko suche fakty, ale i myśli, uczucia, marzenia… Troszkę sobie przy tym popłakałam, bo zanadto się rozczuliłam, ale Daniel miał poważną, niemal surową minę.
– No i co ty na to?
– Ida! Chyba oszalałaś. Ten facet mógłby być twoim ojcem!
– Ale nie jest.
– On jest za stary, to po pierwsze. A po drugie – może sobie gadać te głupoty o poligamii i hormonach. Zakochał się w tobie, tak samo jak ty w nim. No, i teraz spokojnie mogą wyłączyć światło w okolicy i usunąć słońce. Ten bijący z ciebie blask, oświetliłby wszystko.
– Myślisz? – spytałam drżącym głosem.
– Tak sądzę. Ale pewności nie mam, nie wiedziałem was razem.
– Co mam zrobić?
– Nic. Cokolwiek byś nie zrobiła, on i tak nie zmieni zdania. Taki uparty i zgorzkniały typ, nawet pod karą śmierci nie przyzna się do własnych uczuć.
– Pod karą śmierci to nie – powiedziałam powoli, obserwując Daniela w zamyśleniu. – Ale inna perswazja mogłaby odnieść skutek?
– Ida, nie ma mowy. Doskonale wiem, co kombinujesz w tej swojej ślicznej główce.
– Kochaniutki, zgódź się! Błagam! Tylko raz, jak się nie uda, daję słowo, że odpuszczę choć serce to mi chyba pęknie z rozpaczy!
– Serce to ty masz ze stali i tytanu, dziewczyno.
– Daniel! – wyjęczałam dramatycznie, padając na kolana. Trochę to wyglądało jakbym znienacka postanowiła zrobić mu loda.
Podniósł mnie i i uważnie spojrzał w oczy. W zamyśleniu przygryzł wargi.
– Nie zrobiłbym tego, gdyby nie fakt, że wyglądem przypominasz cień tej dziewczyny, którą pamiętam. Ale jeśli odniesiesz porażkę, będzie to bolało jeszcze mocniej, zdajesz sobie z tego sprawę?
– Muszę to zrobić! Muszę choćby spróbować!
Westchnął i przytulił mnie.
– Ale pamiętaj, cały plan musisz konsultować ze mną. Bez spontanicznych wybryków, zgoda?
– Tak jest! – roześmiałam się uradowana. Tylko dlatego, że na horyzoncie pojawiła się mała, maluteńka szansa. Pojawił się zakręt, za którym nie wiadomo czy nie czekała na mnie cudowna przyszłość.
***
Z zadowoleniem przejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie białą, romantyczną, rozkloszowaną sukienkę, z szeroką czerwoną szarfą przewiązaną w pasie. Do tego delikatne białe szpileczki i czerwony kwiat wpięty w rozpuszczone włosy.
Efekt był więcej niż zadawalający.
Daniel również się spisał i oglądali się za nami wszyscy bez wyjątku, zarówno kobiety jak i mężczyźni.
Dwa tygodnie czekałam na to wyjście. Kiedy dowiedziałam się, że Gabriel organizuje kameralne spotkanie dla znajomych w Fidello, zadzwoniłam do Daniela, a ten zarezerwował jeden z nielicznych wolnych stolików.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś może się nie udać. Po prostu nie mogłam.
Z gracją zajęłam miejsce na krześle podsuniętym mi przez kelnera. Potem chwyciłam w obie ręce przepiękny bukiet kwiatów – mój przyjaciel pomyślał jak widać o wszystkim. Zatopiłam w nim nos i westchnęłam. Szkoda, że życie bywa tak popieprzone, że to nie Daniel jest moim ukochanym i że to wszystko nie jest prawdziwe.
– Witaj króliczku – usłyszałam tuż obok drwiący głos.
Jasny gwint! Czy on nie może przestać nazywać mnie tym idiotycznym króliczkiem czy zajączkiem? Czy ja mam futerko i duże uszy? Jestem puszysta i milusia?
Całe szczęście, że połowę twarzy miałam zatopionej w kwiatach, bo potrzebowałam chwili, by przybrać odpowiedni wyraz twarzy.
Nic się nie zmienił, stwierdziłam, gdy uniosłam w górę oczy. Chociaż…
– Cześć – odpowiedziałam krótko, odkładając bukiet na bok.
Gabriel bez pytania zajął miejsce przy naszym stoliku.
– A to kto? – wskazał głową na Daniela.
– Mógłbym zadać to samo pytanie? – odpowiedział tamten marszcząc brwi. – To dość niegrzeczne przysiadać się bez pozwolenia i niszczyć nastrój naszego spotkania, swoją niepożądaną obecnością.
– Mój były szef Gabriel. Mój obecny chłopak Daniel. Skoro już wiesz, to możesz zostawić nas samych?
– Nie. – W tym słowie pobrzmiewała prawdziwa stal. – Specjalnie go tu przyprowadziłaś?
– To ja zaprosiłem ją w to miejsce. Nawet trochę protestowała, teraz już wiem dlaczego.
Gabriel prychnął niedowierzająco.
– Romantyczna kolacja akurat w moim lokalu? Z kwiatami? A gdzie pierścionek z diamentem? – dorzucił szyderczo.
– Będzie w odpowiednim momencie – ze spokojem odparł Daniel. – A teraz proszę uprzejmie, abyś nas opuścił.
– Bo co mi zrobisz? To moja restauracja, w każdej chwili mogę was wywalić!
– Nie trzeba. Sami pójdziemy. – Ze spokojem podniosłam się z miejsca. – Mówiłam, że to kiepski pomysł.
– Teraz ci wierzę.
Ujęłam szarmancko podane mi ramię. Potem przytuliłam do policzka kwiaty i uśmiechnęłam się lekko, tylko dlatego, że poczułam ich zapach.
Przy największych staraniach nie mogłam wywołać lepszego efektu. Gabriel wyglądał  jakby strzelił w niego piorun, ba!, nawet kilka.
Miałam ogromną ochotę spojrzeć na niego jeszcze raz. Ale opanowałam pokusę i przytulona do ramienia Daniela, dostojnie opuściłam lokal.
Dopiero kiedy odjechaliśmy spory kawałek, zatrzymał się i zaczął śmiać.
– Co jest? – spytałam zdezorientowana.
– Och, Ido! Ta jego mina!
– A konkretnie? Nie męcz mnie dłużej!
– Wiesz, sam bym go wziął z całym dobrodziejstwem inwentarza.
– Podobno dla mnie był za stary?
– Zmieniłem zdanie. Ale i tak nie miałbym szans. Jeszcze nie widziałem nikogo tak dziko zazdrosnego.
– Zazdrosnego? – powtórzyłam osłupiała. – Niby z czego te wnioski? Ja myślę, że był po prostu wkurzający. Jak zawsze.
– Zapowiada się świetna zabawa – oznajmił rozbawiony Daniel, ponownie zapalając silnik. – Następnym razem cię pocałuję, więc nie bądź zaskoczona.
– No dobrze. To już po spotkaniu? Odwozisz mnie do domu?
– A wiesz, nie. Skoczymy na piwko na Stary?
– Jedź. Upiję się w trupa i wrócę taksówką. Dawno nie miałam okazji.
Dwie godziny później siedziałam na kolanach Daniela, czując dziwną błogość i obojętność wobec problemów własnych i całego świata. Zaśmiewałam się z kawałów opowiadanych przez jego przyjaciół i piłam dalej.
– Ida, może wystarczy? – wyszeptał mi na ucho.
– Raz, a dobrze. Nie żałuj przyjaciółce, która właśnie skończyła z duchową żałobą.
– Dobrze, drink dla ciebie, a potem potrenujemy całowanie.
Nie zgłosiłam pretensji, tylko radośnie się roześmiałam. Nie zdziwiło mnie nawet to, że Daniel z taką ochotą przystąpił do realizacji pomysłu z pocałunkiem.
Delikatnie rozsunął językiem moje wargi, otarł się o zęby, a potem rozpoczął intymny taniec w ciepłym wnętrzu moich ust. Alkohol zrobił swoje i ja również ochoczo przystąpiłam do zabawy.
Pocałunek pogłębił się. Stawał się coraz bardziej szalony i namiętny. Usiadłam na nim okrakiem, otuliłam ramionami i zapomniałam o bożym świecie. Przynajmniej do chwili, gdy nie poczułam TEGO!
– Daniel?! – zachłysnęłam się z wrażenia. – Przecież jesteś gejem? Jak może…
– Sam nie wiem – wymruczał. – To dziwne, ale jestem tak podjarany, że zrobiłbym to tutaj i teraz.
– Ale ze mną?
Przerwał pocałunek i wpatrywał się coraz bardziej zdumiony w moje oczy.
– Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło – powiedział poważnie. – Wyobraź sobie, że tylko z tobą. Znaczy się jeśli chodzi o kobiety.
– Powinniśmy przerwać zanim…
Nie dokończyłam, bo znów mnie pocałował. Zachłannie, dziko, zupełnie inaczej niż poprzednio. I wtedy dojrzałam stojącego kilka metrów dalej Gabriela.
Trwał nieruchomo, popychany przez pijanych imprezowiczów, z doskonale widoczną wściekłością malującą się w oczach i na twarzy.
Tak więc sprawę pocałunku miałam załatwioną.
Potem odwrócił się gwałtownie i zniknął.
Wyplątałam się z uścisku Daniela, poprawiając zadartą sukienkę i rozczochrane włosy. Nie zaprotestował, bo sam wyglądał na oszołomionego.
– To się porobiło!
– Ida? Ja nie rozumiem? Boże! – chwycił się za głowę. – Zdradziłem swojego chłopaka i to na dodatek z kobietą!
O mało co nie spadałam z kanapy, wybuchając nieposkromionym śmiechem.
– No co? – spytał z pretensją.
– Ale... ha, ha! To tak… Hi, hi! Zabawnie zabrzmiało! Poza tym jeszcze go nie zdradziłeś.
– Jak to nie!
– Wiesz co powinieneś zrobić? Kupić bilet i lecieć na kilka dni do Barcelony. Jak spuścisz trochę pary to wróć, będziemy kontynuować nasz niecny plan.
– Może masz rację – powiedział bez przekonania. – Na dziś wieczór mam w każdym bądź razie dosyć. Dzwonię po taksówkę.
Nie protestowałam Euforia wywołana nadużyciem alkoholu minęła, za to pozostały zawroty głowy i dziwne uczucie w żołądku.
Do łóżka poszłam tym razem ubrana, w rozmazanym makijażu i z miską, trzymaną w kurczowo zaciśniętej prawej dłoni.
***
Daniel wyleciał zgodnie z moimi zaleceniami.
Wzruszyłam ramionami i zabrałam się za pracę zleconą, w końcu za coś trzeba było wyjechać na wakacje.
Tego dnia, gdy zmęczona wróciłam do domu, tuż od progu powitała mnie Irmina, z niezwykle tajemniczą i rozanieloną miną.
Na moje pytanie o co chodzi, odparła, że sam zobaczę.
– No co jest? – spytałam niecierpliwie.
– W twoim pokoju – odpowiedziała, wywracając oczami.
Odrobinę rozzłoszczona pomaszerowałam na piętro, otwarłam drzwi i zamarłam.
Dosłownie.
– Cudowne prawda? – Dopiero teraz dotarł do mnie sens tego co widziałam.
Cały pokój tonął w różach. Było ich setki, różnych gatunków, kolorów i wielkości. Poukładanych artystycznie lub w całkiem chaotycznie.
A ten zapach!
– Co to jest? – spytałam osłupiała.
– Nie wiem od kogo, ale ten facet musi być w tobie szaleńczo zakochany!
Energicznie podeszłam do biurka, na którym leżała niewielka koperta. W środku była kartka, na której zapisano zaledwie kilka słów: „Sama przyznaj, że to lepsze niż jeden, nędzny bukiecik. Gabriel”.
Wstrząs był tak silny, że nogi się pode mną ugięły i z hukiem usiadłam na podłodze.
No wszystkiego bym się w życiu spodziewała, ale nie tego!
– Jak?...
– Wpuściłam pracowników kwiaciarni. Dasz mi tego trochę?
– Nie mam mowy! – Wstałam energicznie i ruszyłam w kierunku telefonu. – Zaraz zadzwonię, by to zabrali!
– Ależ Ida! Kompletnie zwariowałaś?
– To przysłał Gabriel.
– Ten Gabriel? – wybałuszyła niedowierzająco oczy. – No co ty?
– Sama widzisz, że muszę to odesłać.
– Nic nie musisz. Ale jaja! Nie myślałam, że on może się w tobie zakochać?
– Nie zakochał. To zwykła przekora, chce po prostu coś mi udowodnić.
Moja siostra nadal nie była przekonana. Raczej zachwycona.
Po kwadransie wiedziałam już, że kwiaciarnia nie przyjmie zwrotu. Jeśli chcę mogę po prostu wszystko wyrzucić. Żal mi się zrobiło kwiatków, więc porozstawiałam róże po całym domu. I tak jeszcze pozostała mi cała masa w pokoju.
Potem, wykąpałam się, ubrałam w dżinsy i koszulkę, zawiązałam trampki i wciąż wściekła udałam się pod znajomy adres.
– Co to ma być do cholery? – wybuchałam, gdy tylko otworzył drzwi. – Ten ogród botaniczny w moim pokoju?
– O, Ida! Możesz przyjść później, mam gości?
W odpowiedzi kopnęłam nogą drzwi i wpadłam do środka, niemal warcząc ze złości.
– Teraz, nie później!
– To chodź do gabinetu.
Dlaczego nie? Pewne kwestie musiałby zostać dzisiaj wyjaśnione. Po to przecież przyszłam.
Starannie zamknął drzwi za nami drzwi. Potem usiadł za biurkiem, mierząc mnie beznamiętnym wzrokiem.
– Nie życzę sobie więcej takich szaleństw. Lepsze niż jeden, nędzny bukiecik? Ależ masz tupet!
– Niektóre z tych róż zostały sprowadzone nawet z innego kontynentu.
– A co mnie to obchodzi? Kazałam ci?
– Sama widzisz co tracisz.
– Nieee! Czy do ciebie cokolwiek dotarło?
– A owszem. Były kwiaty, czas na romantyczną kolację. Wybierz miejsce, gdziekolwiek na ziemi, bez względu na cenę.
– Co chcesz udowodnić? – spytałam cicho.
– Tylko to, że lepszego kandydata niż ja nie znajdziesz.
– O tym nie decydują niechciane gesty.
– Musisz się określić Ido, teraz, zaraz. Mam zamiar oświadczyć się Ewelinie, jeśli ty odmówisz.
Po prostu ręce opadają! Zachowywał się niczym dziecko. A wystarczyłoby jedno proste, szczere wyznanie. Choć czy byłoby szczere?
– To dobrze. Masz moje błogosławieństwo. – Wstałam z fotela, zamierzając odejść. – Przynajmniej będę miała z głowy twoje niesmaczne i nietaktowne zaloty. Życzyć wam szczęścia z powodu korzystnej transakcji? – dodałam ironicznie.
Siedział w milczeniu, z ogromną siłą zaciskając szczękę. Tylko nozdrza nieznacznie mu drgały i w oczach mogłam wyczytać prawdziwą wściekłość.
– No dobrze – powiedział powoli się podnosząc. – Zależy mi, abyś to ty zostałam moją żoną.

Na idealnie gładkiej powierzchni ukazały się pierwsze rysy. Skorupka odrobinę pękła. Wbrew wszystkiemu, cała ta sytuacja stawała się coraz bardziej komiczna. I naprawdę zachciało mi się śmiać.
– A mnie nie. Już nie. – Odwróciłam się, chcąc wyjść. Nie zdążyłam jednak nawet nacisnąć klamki, gdy błyskawicznie do mnie doskoczył i przycisnął do drzwi.
– Nie?! Przekonajmy się!
Nie był delikatny. Nie był czuły. Był brutalny, nieustępliwy i nieco przerażający. Nikt nigdy nie całował mnie z taki żarem, z taką siłą miażdżąc moje usta, wpychając bezczelny język.
 Jedną dłoń zacisnął z całą siłą ma mojej piersi – aż jęknęłam ze sprzeciwu, tak zabolało. Drugą bezczelnie usiłował wepchnąć w spodnie, co okazało się niezwykle łatwym zadaniem, gdyż zaskoczona z samego początku, nie broniłam się. Potem jednak energicznie przystąpiłam do kontrataku i po prostu go ugryzłam. Nie przerwał, tylko jeszcze mocniej wpił się w moje wargi, całkowicie ignorując sprzeciw.
Paznokciami rozorałam jego policzek, drugą dłonią usiłując go od siebie odepchnąć, ale to była przysłowiowa walka z wiatrakami. Tym bardziej, że czułam nie tylko ból. Gabriel aż mruknął z zadowolenia, gdy dotarł do mojej ciasnej szparki i wyczuł sączącą się z niej wilgoć.
– Zdradza cię własne ciało – wyszeptał, przerywając pocałunek.
– Nic mnie nie zdradza! – splunęłam mu w twarz. – Puszczaj, bo…
Myślałam, że mnie uderzy. Ale nie, on po prostu objął mnie w pasie i nie zważając na wymierzane razy, położył na biurku, z którego uprzednio zmiótł wszystko ręką. Potem docisnął z jeszcze większą siłą i ponieważ ciężko mu było poradzić sobie ze ściągnięciem dżinsów, rozdarł je i odrzucił na bok.
Już drugi raz w życiu byłam tak bezradna. Za pierwszym razem chciał mnie tylko nastraszyć, a teraz?
Wrzasnęłam, ale ten krzyk urwał się w połowie, gdy tylko poczułam jak Gabriel dotknął czubkiem języka mojej nabrzmiałej łechtaczki. Zaczął intensywnie ją pieścić, coraz szerzej rozchylając moje uda. Już nie protestowałam, nie byłam w stanie. Wplotłam dłonie w jego włosy, jeszcze bardziej przyciągając go ku sobie, cicho jęcząc i naprężając całe ciało.
Co on ze mną wyprawiał?
Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że to może być tak cudowne. Mój sprzeciw stał się mglistym wspomnieniem, teraz chciałam jeszcze więcej i więcej!
To był błąd, ale nie potrafiłam wygrać bitwy z własnym pożądaniem.
Dreszcze przyjemności rozchodziły się po moim ciele z coraz większą siłą, sprawiały, że oddech stawał się coraz głośniejszy, świszczący, urywany. Czułam wilgoć wylewającą się z mego wnętrza, która moczyłam uda i twardy blat, na którym leżałam. Dłonie Gabriela, na moich biodrach, pośladkach, brzuchu.
Jego język z premedytacją pieszczący najbardziej wrażliwy punkt w ciasnej szparce.
Całkowicie przestałam się kontrolować. Liczyło się tylko to, co sprawiało tak nieziemską, nieopisaną przyjemność, zmuszając mnie do krzyków i jęków.
To, co wstrząsnęło moim ciałem, było całkiem nowym doświadczeniem, czymś niewyobrażalnym. Fala za falą przetoczyło się i odeszło, pozostawiając jednak wspomnienie czegoś, co ośmieliłabym nazwać się orgazmem.
Wciąż leżałam na biurku, ciężko dysząc i wpatrując się w pochylonego nade mną Gabriela.
– Więcej dostaniesz, gdy zostaniesz moją żoną – powiedział z wyraźną drwiną w głosie.

cdn...

 

33 komentarze:

  1. warto było czekać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co piszesz jest boskie , czekam na wiecej:)

      Usuń
  2. Ja już straciłam nadzieję, że dziś coś dodasz droga Babeczko, a tu taka miła niespodzianka :) Z niecierpliwością czekam na kolejne części i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Delikatnie rozsunął językiem moje wargi i (uzupełnić)- Ja?
    Poza tym pikusiem jak zwykle doskonale, choć powiem, że nie spodobało mi się, że w końcu uległa Gabrielowi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi, hi :)))
      Tak to jest jak się pisze przy dwójce brykających dzieciaków i dźwiękach Świnki Peppy ;)
      Co bardziej soczyste kawałki zostawiam na później i stąd tak kwiatek.

      A najzabawniejsze jest to, że czytałam ten tekst kilka razy i nie zauważyłam! Dzięki, poprawię.

      Usuń
  4. Wow!!! To jest świetne, z niecierpliwością czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z niecierpliwością czekam na dalszą część :) nie ukrywam ze liczę na romantyczny happy end.... ;) chociaż znając Ciebie myślę, że masz odmienne zdanie... no cóż czekam na rozwój sytuacji... Twoja twórczość mnie oczarowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja uwielbiam szczęśliwe zakończenia! Zycie jest wystarczająco ciężkie, nie musimy się jeszcze dołować przy czytaniu ;)

      Tylko raz nie dałam happy endu - Sen.

      Dżin (wersja pierwsza) - ja uważam, że było szczęśliwie, choć z pewnością typu "w krzywym zwierciadle".

      Usuń
  6. Babeczko Kochana, a może napisałabyś coś o Gabrielu - co tak naprawdę czuje i dlaczego jest taki gruboskórny? Dlaczego myśli, że wszystko sprowadza się do seksu i nie wierzy w miłość? Czyżby ktoś w przeszłości złamał mu serce? Bardzo mnie to ciekawi... Będę ogromnie wdzięczna, jeśli pojawi się coś w tej tematyce... ;) Tymczasem czekam na cd:)
    W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie minus narracji w pierwszej osobie :(

      Ale w dalszej części, uchylę nieco rąbka tajemnicy :-) Zresztą... Niektórzy ludzie już po prostu tacy są.

      Usuń
  7. Myślałam, że nic nie zdetronizuje mojego faworyta jakim było opowiadanie "spod ciebie...", a tu jaka cudowna niespodzianka. Lubię przeczytać po kilka razy daną część i za każdym razem czuję dreszcze. Opowiadanie jest cudowne. Chcę więcej i więcej i więcej. Uzależniłam się :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To opowiedanie jest cudowne! Kiedy to czytam odcinam sie od codzienosci i licza sie tylko twoje opowiada ! Czekam z niecierpliwoscia na nastepnom czesc mam nadzieje ze dzisiaj Pozdrawiam Wiki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natepnom....litości...:)

      Usuń
    2. Powiem szczerze... Im więcej pisze się na kompie, a mniej na papierze, tym więcej takich błędów.
      I potem mamy kwiatki typu: "w bulu i nadzieji" :)
      Przestałam się dziwić, kiedy zaniechałam długopisu, a zastąpiłam go klawiaturą.

      Ostatnio staram się choć część pisać tradycyjnie, wyłapuje się przy tym znacznie więcej błędów i literówek.
      Pewnie, że jest korekta w wordzie, ale wszystkiego nie wyłapie, nie mówiąc już o tym, że czasem ma odmienne zdanie niż sjp i pan Miodek :)))

      Usuń
    3. Ortograficznym nazistą nie jestem i braków przecinków nie zauważam. "Następnom" to zauważyłam w komentarzu i mnie rozśmieszyło, a twoje błędy dodają tylko uroku:-) pisz więcej i częściej i nawet z bledami ale pisz bo masz dar do pióra. Pozdrawiam

      Usuń
    4. Ależ ja wiem, że to akurat nie mój błąd :)))
      To taka luźna uwaga, bo naprawdę wydaje mi się, iż pisząc na papierze popełniam ich mniej niż stukając w klawiaturę :)

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  9. Babeczko, proszę, nie urywaj w takim momencie... Mam nadzieję, że jutro będzie następna część. :) Pozdrawiam A. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. swietne opowiadanie! brawo za talent.czekam z niecierpliwoscia na dalsze części. Liczę na rychły ślub,piękna noc poslubna i blizniaki ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trojaczki ;)
      Gabriel ma swój wiek, przyda mu się od razu hurtem...

      Usuń
  11. Opowiadanie niesamowite, z niecierpliwością czekam na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudo cudo cudo <3 kobieto uzależniają mnie twoje opowiadania. nie przejmuj się tymi wydawnictwami bo myślę, że niedługo i tak będę mogła kupić twoją książkę ;) a tymczasem czekam na ciąg dalszy.
    P.S Mam jeszcze pytania o "nikomu ani słowa" będzie kontynuacja? też cudowne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie :) Całkiem wkrótce.
      Mam przerwę na kawę i dlatego jestem online. Przerwę w porządkach, bo przez te wszystkie wojaże i wciąż nie zakończony remont, to mam w domu... Nie będę się wyrażać :)))

      Usuń
  13. Ja oszaleję przez Ciebie Babeczko... urywasz teksty w takich momentach... dziś po raz kolejny nie zasnę czekając na kolejną część tego opowiadania!! a jutro jak zwykle przeczytam je jeszcze kilka razy... to naprawdę jest uzależnienie!!:)

    pozdrawiam ciepło prosząc o więcej i więcej i więcej....
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie, będzie :)))
      Dziś po północy...

      Usuń
  14. Kobieto, jeszcze nigdy w życiu mi tak serce nie biło jak czytałam opowiadanie lub książkę początkującej pisarki, o ile mogę się tak wyrazić. Naprawdę jestem pod wrażeniem Twojej twórczości. Szczerze przyznam, że czytałam Twoje wszystkie opublikowane opowiadania i... jestem zachwycona! Masz wyobraźnie i talent! A Historia pewnego nieporozumienia dorównuje Wygranej, więc i o tym tekście możesz pomyśleć poważniej.
    Pozdrawiam ciepło,
    W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę śmiało powiedzieć, że czuję się zaszczycona nazwaniem mnie pisarką.
      Naprawdę wielkie dzięki :)))
      Pozdrawiam i zapraszam na kolejną część.

      Usuń
  15. Babeczko Kochana,
    nie przejmuj się wydawnictwami - nie wiedzą, co tracą. Może warto podesłać im adres Twojego bloga? Niech zobaczą, jaką masz szeroką publiczność, ile opinii, ocen, pozytywnych słów wsparcia i motywacji.
    A co do tego opowiadania - uh, już nie mogę doczekać się następnej części. Chyba dzisiaj później pójdę spać, by przeczytać ;)
    Powodzenia! Pisz jak najwięcej!
    Gorące pozdrowienia!
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś nie zamierzam rwać włosów z głowy, pewnie dlatego, że wierni czytelnicy podtrzymują mnie na duchu. Nie piszę w rodzaju żeńskim, bo mam też czytelników :)))

      Niestety zbliża się koniec wakacji, czas wracać do pracy, toteż pewnie i opowiadania będą się ukazywały rzadziej :(
      Nie mówię, że raz w miesiącu, ale na pewno nie codziennie.

      Usuń
  16. Piszę dla siebie i dla was.
    Jeśli są jakieś uwagi co do fabuły to PISAĆ! Nie mówię, że od razu będę zmieniać, ale takie rzeczy pozwalają mi na, jakby to powiedzieć?, szersze podejście do tematu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, wiem! Ja mogę przesłodzić, podejść zbyt powierzchownie, dać za mało opisów. I tu wkracza czytelnik, którego zdanie chcę poznać.
      Jak to mówią - człowiek uczy się całe życie. :D

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.