Zgodnie z obietnicą daję dłuższy kawałek. Nie gniewajcie się na mnie za przerwy, ale zazwyczaj piszę wieczorami, a wkrótce mąż wraca po długiej nieobecności i będziemy musieli nadrobić braki ;) Dlatego mogę być nieobecna online :)))
Jeszcze kilka zdań o Wygranej (dla tych, którzy mieli okazję zapoznać się z tym tekstem). Niestety w obecnych czasach nie jest prosto wydać cokolwiek, bo wydawnictwa boją się nieznanych nazwisk i początkujących. A Wygrana to żadne arcydzieło, po prostu coś w rodzaju harlequina. Miła odskocznia po całym dniu pracy :)
Pewnie zacznę od wydania ebooka, na razie muszę dodać kilka rzeczy, co nieco pozmieniać i wysłać wszystko do korekty.
W kwietniu wysłałam starą jeszcze wersję do 15 wydawnictw (wybrałam te z odpowiednim profilem). Doczekałam się odpowiedzi od Fabryki Słów - mają już plany na następne dwa lata i nie chcą blokować mi tekstu. Drugą dostałam od poznańskiej Repliki - "niestety nie zdecydowaliśmy się, pozdrawiamy" i wsio. Osobiście mam poważne wątpliwości czy w ogóle zabrali się za czytanie?
Ponieważ nie chodzi o kasę, ale o to by ludzie mnie czytali i czerpali z tego przyjemność, na razie co napiszę, to daję na bloga :)))
W takim wypadku będzie mi po prostu miło, jeśli polecicie mnie swym znajomym, rodzinie, przyjaciołom :D
Jeszcze kilka zdań o Wygranej (dla tych, którzy mieli okazję zapoznać się z tym tekstem). Niestety w obecnych czasach nie jest prosto wydać cokolwiek, bo wydawnictwa boją się nieznanych nazwisk i początkujących. A Wygrana to żadne arcydzieło, po prostu coś w rodzaju harlequina. Miła odskocznia po całym dniu pracy :)
Pewnie zacznę od wydania ebooka, na razie muszę dodać kilka rzeczy, co nieco pozmieniać i wysłać wszystko do korekty.
W kwietniu wysłałam starą jeszcze wersję do 15 wydawnictw (wybrałam te z odpowiednim profilem). Doczekałam się odpowiedzi od Fabryki Słów - mają już plany na następne dwa lata i nie chcą blokować mi tekstu. Drugą dostałam od poznańskiej Repliki - "niestety nie zdecydowaliśmy się, pozdrawiamy" i wsio. Osobiście mam poważne wątpliwości czy w ogóle zabrali się za czytanie?
Ponieważ nie chodzi o kasę, ale o to by ludzie mnie czytali i czerpali z tego przyjemność, na razie co napiszę, to daję na bloga :)))
W takim wypadku będzie mi po prostu miło, jeśli polecicie mnie swym znajomym, rodzinie, przyjaciołom :D
Historia pewnego nieporozumienia (VI)
– Naprawdę się
stęskniłem. A jeśli już zrezygnowałaś z tych swoich rojeń o romantycznej
miłości i chcesz po prostu wyjść za mąż, to wyjdź za mnie!
No nie! On chyba nie
mówił tego serio?
Jak każda kobieta,
wiele razy wyobrażałam sobie przyszłe życie przy boku ukochanego, upragnionego
mężczyzny. Kiedyś starannie wyreżyserowałam przebieg pierwszej randki – księżycowa noc, kompletne pustkowie, dookoła ciemny las, przerażające trzaskanie gałęzi... I ja w ramionach seksownego bruneta. Diabli
wiedzą, dlaczego wszystko miało być tak tajemnicze i przerażające.
Jednak nawet w
najskrytszych marzeniach nie przypuszczałam, że pierwsze oświadczyny będą
pochodzić od kogoś, z kim znajomość zaczęłam od pocałunku, a przyjmę je
rozczochrana, ubrana w idiotyczną piżamę, siedząc mu na kolanach i machając w
powietrzu stopami w żarówiasto-różowych skarpetach.
– Posłuchaj no –
palcem uniosłam podbródek Gabriela i spojrzałam mu z powagą w oczy. – To wcale
nie jest zabawne.
– Dlaczego? Jestem
stuprocentowo pewien, że w łóżku byłoby nam wspaniale.
– A kwiaty? Romantyczna
kolacja? Pierścionek z diamentem?
– To byłaby czysto
handlowa transakcja. Tylko seks, żadnych zobowiązań i rozstanie na życzenie
jednej ze stron.
– To po jaką cholerę
miałabym wychodzić za mąż?
– Kupiłbym ci
mieszkanie, samochód i co tam byś chciała. A ty nie musiałabyś się czuć jak
utrzymanka.
Dobrze, że siedziałam…
Najgorsze było jednak to, że on mówił całkiem poważnie, a dodatku widać było,
że traktuje to jako wspaniałomyślny gest.
Bardzo powoli
wyplątałam się z jego ramion, wstałam i wyprostowałam ramię, palcem wskazując
na drzwi.
– Wynocha! –
powiedziałam zimno. – I nie chcę cię więcej widzieć w moim domu. Zaległe trzy
dni odpracuję podwójnie.
– Ida, nie
wygłupiaj się. To doskonałe rozwiązanie dla ciebie. Dodatkowo zyskałbyś również
moje nazwisko.
– A ty mój honor i
dumę. Sorry, ale akurat to nie jest na sprzedaż. Wynocha! – powtórzyłam z uporem.
– Nie to nie. – Podniósł
się z obojętną miną. Dodatkowo miałam wrażenie, że jest rozbawiony. – Prędzej
czy później wskoczysz mi w spodnie, a wtedy dostanę wszystko za darmo.
– Nie.
– Nie? I tylko tyle? Wyczuwam
brak przekonania, co do podjętej decyzji?
– Akurat tego
jestem stuprocentowo pewna. A teraz zabieraj swoje żałosne, podstarzałe dupsko
w miejsce, gdzie będziesz mógł kupić inną kandydatkę na żonę. Najlepiej do
chin, tam ceny idą od miski ryżu w górę.
– Niepotrzebnie się
wściekasz.
W milczeniu przyglądałam
się jak zakłada płaszcz, buty i otula się szalem. W drzwiach odwrócił się po
raz ostatni i posłał mi łobuzerski uśmiech.
Normalnie na taki widok
zmiękłyby mi kolana, a serce podfrunęło do gardła.
Teraz tylko się
rozpłakałam, a świadomość, że Gabriel jest tego świadkiem, wywołała u mnie
prawdziwy napad szału.
– Wynocha!!! –
wrzasnęłam z całych sił, przytupując nogą.
– Już dobrze, idę.
I pamiętaj, jutro zamiast w Fidello, masz się zjawić u mnie, najlepiej po
osiemnastej.
I poszedł sobie.
A ja biedna zostałam z
sercem rozbitym na drobne, drobniutki kawałeczki.
Bo kim dla niego byłam?
Przedmiotem? Czymś, co można kupić, zużyć, a na końcu się pozbyć, gdy już nie
jest potrzebne?
Gdzieś, bardzo głęboko,
ukryła się we mnie nadzieja, że może kiedyś będzie to coś więcej niż kłótnie i
udowadnianie sobie nawzajem, kto jest górą.
Że może kiedyś usłyszę
słowa jednoznaczne w swej wymowie, szczere i prawdziwe.
Że poczuję smak
pocałunku, mówiącego o uczuciach więcej niż słowa.
To było głupie.
Podobałam mu się, ale
jeśli odejdę z jego życia, wzruszy ramionami i poszuka następnej. Byłam
atrakcyjna tylko z jednego powodu – mojego sprzeciwu.
Nie wiem, co bardziej
bolało – gorycz porażki czy gorycz rozczarowania?
***
Stawiłam się
punktualnie o osiemnastej. Wbrew moim obawom, Gabriel traktował mnie dość
obojętnie, czasem tylko figlarnie puszczał oczko.
Oczywiście milczałam,
obnosząc się ze swoją urazą.
Po zakończonej pracy,
włożyłam naczynia do zmywarki, spakowałam fartuszek i bez pożegnania udałam się
do domu.
Przez kilka następnych
dni byłam zajęta znoszeniem złego humoru Karola. Od ostatniego spotkania,
charakterek mu się znacznie pogorszył, ział teraz jadem na sam mój widok.
Życie toczyło się
dalej, niepomne mego złamanego serca i zranionej dumy. W ciągu dnia, zajęta
pracą, nie miałam czasu na rozmyślania. Za to w nocy…
Niejedną spędziłam
bezsennie, wpatrując się w zimowy krajobraz za oknem. Nawet świadomość
nadchodzących świąt Bożego Narodzenia nie poprawiła mi humoru.
Słowem: było mi ciężko.
Jak nigdy przedtem w życiu. Pragnęłam i obwiałam się jednocześnie jego
towarzystwa. Czułam się samotna i bezradna, bo czegokolwiek bym nie uczyniła,
nie stanowiło rozwiązania sytuacji, w jakiej się znalazłam.
Przebywając w Fidello,
z utęsknieniem wpatrywałam się w drzwi, mając cichą nadzieję, że ujrzę w nich
Gabriela. Kiedy zamiast niego ukazywał się kolejny gość, czułam wręcz fizyczne
rozczarowanie. A potem wściekłość. Na niego, na siebie, na cały świat.
Gdzież ten łajdak się
podziewał? Powinien dopilnować interesu i raz po raz pojawić się w restauracji,
niczym porządny, sumienny szef.
Można powiedzieć, że
były to przecudowne dni. Na zmianę zgrzytałam zębami z wściekłości i z nadzieją
wpatrywałam się w wejście. Nie spałam po nocach, nie dojadałam i harowałam
niczym wół.
Na dodatek złapałam
gdzieś paskudne przeziębienie, co oczywiście nie zwalniało mnie z obowiązku
pobytu w pracy.
Pod koniec dnia
szorowałam piekarnik. Te cudownie przyjemne zajęcie, zlecił mi tego wieczoru,
wyjątkowo wredny menadżer. Zacisnęłam zęby i przystąpiłam do pracy, pomimo
mocnych zawrotów głowy i ogólnie złego samopoczucia. W zasadzie nie należało to
do moich obowiązków, ale nie zamierzałam się z kretynem kłócić. Zrobię, co
muszę i uciekam do domu, do ciepłego łóżeczka…
W westchnieniem
wyprostowałam się i otarłam pot z czoła. Pot? Cholera, to chyba temperatura?
Nagle wydarzyły się
dwie rzeczy jednocześnie. Po pierwsze drzwi od strony lokalu otwarły się z
hukiem. Drgnęłam przerażona i upuściłam trzymany w ręku ruszt. Potem zbyt
raptownie się po niego schyliłam.
Straciłam równowagę i
poczułam silne uderzenie w głowę…
Kiedy ponownie otwarłam
oczy, leżałam na sofie w biurze, z zimnym okładem na czole, a tuż obok siedział
wpatrujący się we mnie z niepokojem Gabriel.
Tak. To się nazywa
szczęście!
– Ida?
– Nie, ufo – stęknęłam,
usiłując się podnieść.
Delikatnie mnie
powstrzymał, a później czule pogładził po policzku.
– Precz z łapami, bo
odgryzę ci palce – warknęłam.
– No! Będziesz żyła.
Nie odpowiedziałam,
tylko ponownie zamknęłam oczy. Tak podle nie czułam się już dawno, a na
dokładkę jeszcze on! Nie mógł się zjawić w bardziej dogodnym momencie?
– Jest chora. Dlaczego
do diabła pozwoliłeś jej pracować w takim stanie?
Otwarłam jedno oko. W
kącie pokoju siedział mocno poddenerwowany Karol.
– Nic nie powiedziała.
– To przecież do
cholery widać gołym okiem! A ty oczywiście uniosłaś się dumą i wolałaś harować
do upadłego niż porozmawiać?
Wbrew pozorom starczyło
mi sił, by pokazać mu język.
– Nie zachowuj mi
się tu jak dziecko – rozzłościł się nieoczekiwanie. – A ty wynocha stąd!
Porozmawiamy sobie później.
Zostaliśmy sami.
Wściekły Gabriel i ja, udająca obojętność, leżąc w bezruchu z zamkniętymi
oczyma.
– Masz kwadrans. Potem
zabieram cię do domu.
– Wypchaj się. Sama
dojadę.
– Siłą, jeśli
będzie to konieczne, więc nie dyskutuj. I weź chusteczkę, bo kapie ci z nosa!
– Mój stan zdrowia to
nie twoja sprawa.
– Wiesz jakie
odszkodowanie bym płacił, gdyby coś się stało w miejscu pracy?
Aha! O to chodziło!
– Podły
materialista! – Zerwałam się z miejsca i rzuciłam w niego mokrą szmatą. Tylko,
że znów tak mocno zawirowało mi w głowie!
– Ida? – Gabriel w
sekundzie był przy mnie i podtrzymał ramieniem. – Przestań zajączku, bo
naprawdę jesteś chora. Odwiozę cię i masz zostać w łóżku, aż nie wyzdrowiejesz.
Zrozumiano?
Nadęłam się i
milczałam. Choć to było takie cudowne, znów znaleźć się w jego ramionach. Ech!
– Miałeś nie nazywać
mnie zajączkiem!
– Dobrze króliczku.
– Chcę do domu.
Przynajmniej nie będę musiała oglądać twojej zakazanej gęby.
– Iduś…
Czy on musiał tak czule
mnie nazywać? To bolało i denerwowało zarazem.
– …za te bezczelne
odzywki powinienem dawno wywalić cię z hukiem. Ale w zamian za to, zrobię to!
I pocałował mnie! To
już był szczyt bezczelności, chamstwa i…
Niestety to ja musiałam
przerwać, bo z powodu zatkanego nosa zabrakło mi tchu.
– A potem będziesz miał
pretensje o to, że zachorowałeś?
– Nie szkodzi. Ty
zdążysz wyzdrowieć i będziesz mnie pielęgnować. Kupię ci nawet seksowny
mundurek pielęgniarki…
– A ja postaram się o
bardzo bolesne zastrzyki.
– Jeśli zgodzisz się
obcierać chusteczką moje łzy…
– Bzdura! Ty
potworze jeden! W życiu nie uroniłeś ani jednej łzy! Dałabym za to głowę!
Spojrzał na mnie
dziwnie.
– To byś ją
straciła – odparł krótko. A potem raptownie zmienił temat. – Idę po twoje
rzeczy.
Siedziałam na brzegu
sofy, bezmyślnie wpatrując się w leżące na podłodze kozaki. Zadumana nad sensem
jego ostatnich słów, usiłując sobie wyobrazić płaczącego Gabriela. Mam bujną
wyobraźnię, ale to okazało się jednak ponad moje możliwości.
– Jeszcze jesteś nie
gotowa? – spytał zdumiony, pojawiając się w drzwiach.
– Muszę założyć buty.
– No to dalej.
Z niechęcią spojrzałam
w dół. Brakowało mi sił, na to, by się pochylić i wykonać prostą, codzienną
czynność.
Gabriel bez słowa
podszedł i uklęknął, po czym podniósł jeden kozak i chwycił moją stopę. Trzeba
przyznać, że nawet sprawnie mu to szło. Zapiął zamek i uśmiechnął się, a potem
spojrzał prosto w moje oczy, pełne łez.
– No nie! Ty znowu
płaczesz? Tym razem dlaczego?
– Nieważne. Jedźmy już.
– Chyba nie chcesz
powiedzieć, że ta nieszczęśliwa miłość, o której wspominałaś, to do mnie? Choć
nawet by się zgadzało.
– Chcę do domu! –
Wierzchem dłoni otarłam oczy i odwróciłam wzrok.
– Ida? Wiesz, że
to byłby głupi pomysł? Nie nadaję się do takich rzeczy, serio. Ida? Spójrz mi w
oczy! To dlatego odrzuciłaś propozycję małżeństwa?
Nie wytrzymałam. Byłam
chora, ale nie umierająca!
– Odrzuciłam, bo
jesteś gruboskórnym draniem i zakamieniałym egoistą! A teraz odczep się od
moich uczuć i zawieź mnie do domu, albo spadaj! – wrzasnęłam, gwałtownie
wstając.
Niestety nie okazało
się to dobrym posunięciem. Całe szczęście, że Gabriel w samą porę mnie
podtrzymał, bo zaliczyłabym kolejnego guza.
– Przestań
króliczku. – Bez problemu opatulił mnie płaszczem, szalem, a na głowę wcisnął
czapkę. Jakoś brakowało mi sił na protest. Nawet wtedy, gdy podniósł mnie w
górę.
– Co robisz wariacie? –
Spróbowałam go odepchnąć.
– Zaniosę cię do auta.
A co myślałaś?
– Nic.
Roześmiał się, ale tak
jakoś niewesoło i kopniakiem otworzył drzwi. Starałam się nie myśleć, co
powiedzą inni, kiedy ujrzą nas w takiej komitywie.
Panująca między nami
przez całą drogę cisza, ciążyła mi niczym kamień młyński u szyi. Ale przerwałam
ją dopiero, gdy zajechaliśmy pod dom.
– Dziękuję –
powiedziałam niechętnie.
– O, nie. Wejdę z
tobą i oznajmię twojej mamie, żebyś została w łóżku tak długo, aż
wyzdrowiejesz. A nawet dłużej.
– Zbytek łaski –
mruknęłam, wysiadając.
Ale Gabriel nie
popuścił. Z czarującym uśmiechem wdał się w pogawędkę z moimi rodzicami.
Wzruszyłam ramionami i udałam się do własnego pokoju. Pięć minut później,
leżałam zakopana w pościelach, po sam czubek nosa.
Teraz mogłam sobie
popłakać. Sięgnęłam po karton z chusteczkami i rozszlochałam się na dobre.
Nawet nie usłyszałam pukania do drzwi.
– Ida? – odrobinę
się uchyliły i ukazała się głowa Gabriela. Błyskawicznie schowałam się pod
kołdrę, ale i tak było za późno. Usiadł obok na łóżku. Kurczowo chwyciłam brzeg
nakrycia, lecz nie dał za wygraną.
– Pięć minut
rozmowy i sobie pójdę.
– Nie mamy o czym
rozmawiać.
– Przestań dzieciaku.
Nie jestem głupi, widzę, że się we mnie zabujałaś.
Przez chwilę
zastanawiałam się, czy jeśli poszłabym po siekierę z drewutni i walnęła nią w
jego głowę, można byłoby to podciągnąć pod zbrodnię w afekcie?
Odkryłam się, dostojnie
wydmuchałam nos i usiadłam prosto niczym struna. Potem ze spokojem
odwzajemniłam jego wzrok.
– Żałuję, że nie zauważyłem
tego wcześniej…
– Nie w tobie się
zakochałam – podkreśliłam z naciskiem na „tobie”.
– A niby w kim?
– W nierealnym
marzeniu, w ułudzie, która nie istnieje i nigdy nie miała prawa istnieć. Płaczę
nie dlatego, że mam złamane serce. To gorycz rozczarowania.
Długo milczał, szukając
w moich oczach potwierdzenia. Potem zagryzł wargi i wstał.
– Miałaś rację
nazywając mnie gburem, egoistą i samolubem. Jutro przyślę rozwiązanie umowy…
W moich oczach musiał
ukazać się strach, bo uśmiechnął się uspokajająco.
– Nie martw się.
Po prostu nie chcę cię więcej narażać na moje towarzystwo, czy to przypadkowe,
czy też zamierzone. Uznam, że spłaciłaś dług i umowa ulega rozwiązaniu z mojej
winy.
– Dobrze.
Nie miałam ochoty
wdawać się w jakiekolwiek dyskusje.
– Życzę ci szczęścia
króliczku. Naprawdę, jesteś tego warta.
Musnął jeszcze wargami
mój policzek na pożegnanie i wyszedł.
A ja zostałam nie
wiedząc czy mam dalej płakać czy też cieszyć się z właśnie odzyskanej wolności?
***
Jak żyć, kiedy życie
nagle straciło sens?
Byłam wolna, mogłam
wrócić na studia, znów zacząć spotykać się z przyjaciółmi, umawiać na randki…
No właśnie. Tylko, że
ja nie miałam ochoty. Każdy był nie taki; za niski, za młody, za szczupły, za
wesoły, za poważny. Uczciwie musiałam przyznać, że żaden po prostu nie był
Gabrielem. Nie miał jego szarych oczu, mocnych dłoni i wyrazistej twarzy,
cholernej pewności siebie i ironicznego uśmieszku. Żaden też nie mówił do mnie
króliczku. Zresztą niechby spróbował!
Zima jeszcze minęła
jako tako. Tylko, że potem nadeszła wiosna, czas zakochanych, ćwierkających
ptaszków i miłości wiszącej w powietrzu.
Siedziałam w parku,
udając, że czytam książkę. Pewnie i czytałam, ale słowa przeciekały przez mój
umysł jak przez sito, nie pozostawiając po sobie absolutnie nic.
Smętnie spojrzałam na
wielobarwny dywan tulipanów. Na niewielką fontannę tuż za nimi. Na parę
zakochanych mizdrzących się kilka ławek dalej.
Coś ścisnęło mnie w
gardle. Ona była ładna, on zaledwie znośny, ale dużo bym dała, by ktoś na mnie
patrzył w ten sposób.
Nie, nie ktoś. Gabriel.
Scenka była idealna,
dookoła szalejąca wiosna, a wśród tego wszystkiego oni, niczym ostatni element
szlifu dla impresjonistycznego krajobrazu.
Brakowało tylko
ptaszka, słodko przyśpiewującego i tworzącego znakomitą oprawę muzyczną.
Pomyślałam, że jeśli
się jakiś znajdzie, to zwariuję. Los zechciał wypróbować moją cierpliwość i tuż
obok rozległy się słodkie trele.
Sapnęłam i rozejrzałam
się dookoła. Ukradkiem chwyciłam leżący za ławką nieduży kamień, wycelowałam i
rzuciłam w pierzastego gnojka.
Trafiłam bezbłędnie i
zapanowała błoga cisza. Odetchnęłam zadowolona, ale po chwili znów się
zachmurzyłam. Trwałam tak w ponurej zadumie, nad własnym nędznym losem, gdy
poczułam, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Już miałam wybuchnąć złością,
gdy napotkałam roześmiane spojrzenie oczu Daniela, mojego kolegi ze studiów.
– Ida! – ucieszył
się. – Jak mógłbym nie poznać tych wspaniałych, czerwonych włosów.
– No tak –
zerknęłam na gruby warkocz – rudy niczym marchewka.
– Raczej w odcieniu
kasztanów. Co porabiasz? Tak nieczęsto odpisywałaś ostatnio na moje maile,
przez ubiegłe miesiące prawie wcale! – Usiadł tuż obok i bez krępacji położył
rękę za moimi plecami. Pozwoliłam mu na to, bo od pierwszego roku studiów
wszyscy wiedzieli, że Daniel był pedałem. Ten tego, gejem chciałam powiedzieć,
żeby nikogo nie obrazić.
Osobiście mnie to nie
przeszkadzało. Był miły, uczynny i zawsze uśmiechnięty. W nosie miałam jego
upodobania seksualne. Do tego przystojny, w taki romantyczny, nieco już niemodny
sposób – miał falujące kasztanowe włosy, szczupłą twarz, szafirowe oczy i uroczy
dołeczek w brodzie. Także wysoki, smukły, o idealnie proporcjonalnej sylwetce.
Niejednokrotnie byłam świadkiem, jak podrywały go różne lasencje, co stanowiło
niezły ubaw i urozmaicenie wielu imprez.
– Aktualnie nic. –
Przytuliłam się do jego boku. Mogłam sobie pozwolić, bo jeśli miałam wśród
mężczyzn przyjaciela, to był nim właśnie Daniel. – Nie wiedziałam, że wróciłeś?
– Dwa dni temu.
Właśnie dzwoniłem do ciebie do domu i Irmina powiedziała mi, że jesteś w parku.
Dziewczyno, kup sobie w końcu ten telefon!
– Nie chcę –
oznajmiłam kapryśnie. – Jak pobyt na obczyźnie?
– Doskonale.
Hiszpania to piękny kraj, a Hiszpanie… Ech! Idziemy na kawę, wszystko ci
opowiem.
– Pewnie poznałeś
mężczyznę swoich marzeń?
– Tak jakby. A ty?
– Ja też –
odparłam ponuro, pakując książkę i napoczętą kanapkę do torby.
Spojrzał pytająco, a
później rycersko podał mi ramię. Kiedy już wygodnie umościliśmy się w
kawiarnianych fotelach, zamówiliśmy po dużym cappuccino i jeszcze większym
deserze lodowym, zostałam uraczona plotkami z wielkiego świata. Obejrzałam przy
tym całą masę zdjęć w telefonie Daniela i co chwilę wybuchałam śmiechem,
słuchając jego opowieści.
– Ale ciacho! –
stwierdziłam z podziwem patrząc na zdjęcie niejakiego Carlosa. – On naprawdę
woli panów?
– Ech, Ida ty
niedowiarku. Skąd u ciebie przekonanie, że każdy gej to pryszczaty, pokręcony
potwór?
– Wcale nie
kretynie. Po prostu ten jest taki ładniutki, że mogłabym się w nim zakochać, a tu
klops. On woli ciebie.
Daniel spojrzał na mnie
uważniej.
– Mów – rzucił
krótko.
– Nie wiem czy
jest co?
– Mów, a ja
ocenię.
Dobrze było go znów
mieć przy sobie. Od chwili, gdy na drugim roku zmienił kierunek, nasz kontakt
zaczął jakby kuleć, ale widać, że stara przyjaźń nie rdzewieje. No i mogłam się
przy nim czuć całkowicie bezpiecznie – żadnych ukrytych zamiarów, przypadkowych
macań, błagalnych spojrzeń oraz pozostałych głupot.
Wyrzuciłam z siebie
wszystko. Nie tylko suche fakty, ale i myśli, uczucia, marzenia… Troszkę sobie
przy tym popłakałam, bo zanadto się rozczuliłam, ale Daniel miał poważną,
niemal surową minę.
– No i co ty na
to?
– Ida! Chyba
oszalałaś. Ten facet mógłby być twoim ojcem!
– Ale nie jest.
– On jest za
stary, to po pierwsze. A po drugie – może sobie gadać te głupoty o poligamii i
hormonach. Zakochał się w tobie, tak samo jak ty w nim. No, i teraz spokojnie
mogą wyłączyć światło w okolicy i usunąć słońce. Ten bijący z ciebie blask,
oświetliłby wszystko.
– Myślisz? –
spytałam drżącym głosem.
– Tak sądzę. Ale
pewności nie mam, nie wiedziałem was razem.
– Co mam zrobić?
– Nic. Cokolwiek
byś nie zrobiła, on i tak nie zmieni zdania. Taki uparty i zgorzkniały typ,
nawet pod karą śmierci nie przyzna się do własnych uczuć.
– Pod karą śmierci
to nie – powiedziałam powoli, obserwując Daniela w zamyśleniu. – Ale inna
perswazja mogłaby odnieść skutek?
– Ida, nie ma
mowy. Doskonale wiem, co kombinujesz w tej swojej ślicznej główce.
– Kochaniutki,
zgódź się! Błagam! Tylko raz, jak się nie uda, daję słowo, że odpuszczę choć
serce to mi chyba pęknie z rozpaczy!
– Serce to ty masz
ze stali i tytanu, dziewczyno.
– Daniel! –
wyjęczałam dramatycznie, padając na kolana. Trochę to wyglądało jakbym
znienacka postanowiła zrobić mu loda.
Podniósł mnie i i uważnie
spojrzał w oczy. W zamyśleniu przygryzł wargi.
– Nie zrobiłbym
tego, gdyby nie fakt, że wyglądem przypominasz cień tej dziewczyny, którą
pamiętam. Ale jeśli odniesiesz porażkę, będzie to bolało jeszcze mocniej,
zdajesz sobie z tego sprawę?
– Muszę to zrobić!
Muszę choćby spróbować!
Westchnął i przytulił
mnie.
– Ale pamiętaj,
cały plan musisz konsultować ze mną. Bez spontanicznych wybryków, zgoda?
– Tak jest! –
roześmiałam się uradowana. Tylko dlatego, że na horyzoncie pojawiła się mała,
maluteńka szansa. Pojawił się zakręt, za którym nie wiadomo czy nie czekała na
mnie cudowna przyszłość.
***
Z zadowoleniem
przejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie białą, romantyczną, rozkloszowaną
sukienkę, z szeroką czerwoną szarfą przewiązaną w pasie. Do tego delikatne
białe szpileczki i czerwony kwiat wpięty w rozpuszczone włosy.
Efekt był więcej niż
zadawalający.
Daniel również się
spisał i oglądali się za nami wszyscy bez wyjątku, zarówno kobiety jak i
mężczyźni.
Dwa tygodnie czekałam
na to wyjście. Kiedy dowiedziałam się, że Gabriel organizuje kameralne
spotkanie dla znajomych w Fidello, zadzwoniłam do Daniela, a ten zarezerwował
jeden z nielicznych wolnych stolików.
Nie dopuszczałam do
siebie myśli, że coś może się nie udać. Po prostu nie mogłam.
Z gracją zajęłam
miejsce na krześle podsuniętym mi przez kelnera. Potem chwyciłam w obie ręce
przepiękny bukiet kwiatów – mój przyjaciel pomyślał jak widać o wszystkim.
Zatopiłam w nim nos i westchnęłam. Szkoda, że życie bywa tak popieprzone, że to
nie Daniel jest moim ukochanym i że to wszystko nie jest prawdziwe.
– Witaj króliczku
– usłyszałam tuż obok drwiący głos.
Jasny gwint! Czy on nie
może przestać nazywać mnie tym idiotycznym króliczkiem czy zajączkiem? Czy ja
mam futerko i duże uszy? Jestem puszysta i milusia?
Całe szczęście, że
połowę twarzy miałam zatopionej w kwiatach, bo potrzebowałam chwili, by
przybrać odpowiedni wyraz twarzy.
Nic się nie zmienił,
stwierdziłam, gdy uniosłam w górę oczy. Chociaż…
– Cześć –
odpowiedziałam krótko, odkładając bukiet na bok.
Gabriel bez pytania
zajął miejsce przy naszym stoliku.
– A to kto? –
wskazał głową na Daniela.
– Mógłbym zadać to
samo pytanie? – odpowiedział tamten marszcząc brwi. – To dość niegrzeczne
przysiadać się bez pozwolenia i niszczyć nastrój naszego spotkania, swoją
niepożądaną obecnością.
– Mój były szef
Gabriel. Mój obecny chłopak Daniel. Skoro już wiesz, to możesz zostawić nas
samych?
– Nie. – W tym
słowie pobrzmiewała prawdziwa stal. – Specjalnie go tu przyprowadziłaś?
– To ja zaprosiłem
ją w to miejsce. Nawet trochę protestowała, teraz już wiem dlaczego.
Gabriel prychnął
niedowierzająco.
– Romantyczna
kolacja akurat w moim lokalu? Z kwiatami? A gdzie pierścionek z diamentem? –
dorzucił szyderczo.
– Będzie w
odpowiednim momencie – ze spokojem odparł Daniel. – A teraz proszę uprzejmie,
abyś nas opuścił.
– Bo co mi
zrobisz? To moja restauracja, w każdej chwili mogę was wywalić!
– Nie trzeba. Sami
pójdziemy. – Ze spokojem podniosłam się z miejsca. – Mówiłam, że to kiepski
pomysł.
– Teraz ci wierzę.
Ujęłam szarmancko
podane mi ramię. Potem przytuliłam do policzka kwiaty i uśmiechnęłam się lekko,
tylko dlatego, że poczułam ich zapach.
Przy największych
staraniach nie mogłam wywołać lepszego efektu. Gabriel wyglądał jakby strzelił w niego piorun, ba!, nawet
kilka.
Miałam ogromną ochotę
spojrzeć na niego jeszcze raz. Ale opanowałam pokusę i przytulona do ramienia
Daniela, dostojnie opuściłam lokal.
Dopiero kiedy
odjechaliśmy spory kawałek, zatrzymał się i zaczął śmiać.
– Co jest? –
spytałam zdezorientowana.
– Och, Ido! Ta
jego mina!
– A konkretnie?
Nie męcz mnie dłużej!
– Wiesz, sam bym
go wziął z całym dobrodziejstwem inwentarza.
– Podobno dla mnie
był za stary?
– Zmieniłem
zdanie. Ale i tak nie miałbym szans. Jeszcze nie widziałem nikogo tak dziko
zazdrosnego.
– Zazdrosnego? –
powtórzyłam osłupiała. – Niby z czego te wnioski? Ja myślę, że był po prostu
wkurzający. Jak zawsze.
– Zapowiada się
świetna zabawa – oznajmił rozbawiony Daniel, ponownie zapalając silnik. – Następnym
razem cię pocałuję, więc nie bądź zaskoczona.
– No dobrze. To
już po spotkaniu? Odwozisz mnie do domu?
– A wiesz, nie.
Skoczymy na piwko na Stary?
– Jedź. Upiję się
w trupa i wrócę taksówką. Dawno nie miałam okazji.
Dwie godziny później
siedziałam na kolanach Daniela, czując dziwną błogość i obojętność wobec
problemów własnych i całego świata. Zaśmiewałam się z kawałów opowiadanych
przez jego przyjaciół i piłam dalej.
– Ida, może
wystarczy? – wyszeptał mi na ucho.
– Raz, a dobrze.
Nie żałuj przyjaciółce, która właśnie skończyła z duchową żałobą.
– Dobrze, drink
dla ciebie, a potem potrenujemy całowanie.
Nie zgłosiłam
pretensji, tylko radośnie się roześmiałam. Nie zdziwiło mnie nawet to, że
Daniel z taką ochotą przystąpił do realizacji pomysłu z pocałunkiem.
Delikatnie rozsunął
językiem moje wargi, otarł się o zęby, a potem rozpoczął intymny taniec w ciepłym wnętrzu moich ust. Alkohol zrobił swoje i ja również ochoczo przystąpiłam do zabawy.
Pocałunek pogłębił się.
Stawał się coraz bardziej szalony i namiętny. Usiadłam na nim okrakiem,
otuliłam ramionami i zapomniałam o bożym świecie. Przynajmniej do chwili, gdy
nie poczułam TEGO!
– Daniel?! –
zachłysnęłam się z wrażenia. – Przecież jesteś gejem? Jak może…
– Sam nie wiem –
wymruczał. – To dziwne, ale jestem tak podjarany, że zrobiłbym to tutaj i
teraz.
– Ale ze mną?
Przerwał pocałunek i
wpatrywał się coraz bardziej zdumiony w moje oczy.
– Nigdy wcześniej
mi się to nie zdarzyło – powiedział poważnie. – Wyobraź sobie, że tylko z tobą.
Znaczy się jeśli chodzi o kobiety.
– Powinniśmy
przerwać zanim…
Nie dokończyłam, bo
znów mnie pocałował. Zachłannie, dziko, zupełnie inaczej niż poprzednio. I
wtedy dojrzałam stojącego kilka metrów dalej Gabriela.
Trwał nieruchomo,
popychany przez pijanych imprezowiczów, z doskonale widoczną wściekłością
malującą się w oczach i na twarzy.
Tak więc sprawę
pocałunku miałam załatwioną.
Potem odwrócił się
gwałtownie i zniknął.
Wyplątałam się z
uścisku Daniela, poprawiając zadartą sukienkę i rozczochrane włosy. Nie
zaprotestował, bo sam wyglądał na oszołomionego.
– To się porobiło!
– Ida? Ja nie
rozumiem? Boże! – chwycił się za głowę. – Zdradziłem swojego chłopaka i to na
dodatek z kobietą!
O mało co nie spadałam
z kanapy, wybuchając nieposkromionym śmiechem.
– No co? – spytał
z pretensją.
– Ale... ha, ha!
To tak… Hi, hi! Zabawnie zabrzmiało! Poza tym jeszcze go nie zdradziłeś.
– Jak to nie!
– Wiesz co
powinieneś zrobić? Kupić bilet i lecieć na kilka dni do Barcelony. Jak spuścisz
trochę pary to wróć, będziemy kontynuować nasz niecny plan.
– Może masz rację
– powiedział bez przekonania. – Na dziś wieczór mam w każdym bądź razie dosyć.
Dzwonię po taksówkę.
Nie protestowałam
Euforia wywołana nadużyciem alkoholu minęła, za to pozostały zawroty głowy i
dziwne uczucie w żołądku.
Do łóżka poszłam tym
razem ubrana, w rozmazanym makijażu i z miską, trzymaną w kurczowo zaciśniętej
prawej dłoni.
***
Daniel wyleciał zgodnie
z moimi zaleceniami.
Wzruszyłam ramionami i
zabrałam się za pracę zleconą, w końcu za coś trzeba było wyjechać na wakacje.
Tego dnia, gdy zmęczona
wróciłam do domu, tuż od progu powitała mnie Irmina, z niezwykle tajemniczą i
rozanieloną miną.
Na moje pytanie o co
chodzi, odparła, że sam zobaczę.
– No co jest? –
spytałam niecierpliwie.
– W twoim pokoju –
odpowiedziała, wywracając oczami.
Odrobinę rozzłoszczona
pomaszerowałam na piętro, otwarłam drzwi i zamarłam.
Dosłownie.
– Cudowne prawda?
– Dopiero teraz dotarł do mnie sens tego co widziałam.
Cały pokój tonął w
różach. Było ich setki, różnych gatunków, kolorów i wielkości. Poukładanych
artystycznie lub w całkiem chaotycznie.
A ten zapach!
– Co to jest? –
spytałam osłupiała.
– Nie wiem od
kogo, ale ten facet musi być w tobie szaleńczo zakochany!
Energicznie podeszłam
do biurka, na którym leżała niewielka koperta. W środku była kartka, na której
zapisano zaledwie kilka słów: „Sama przyznaj, że to lepsze niż jeden, nędzny
bukiecik. Gabriel”.
Wstrząs był tak silny,
że nogi się pode mną ugięły i z hukiem usiadłam na podłodze.
No wszystkiego bym się
w życiu spodziewała, ale nie tego!
– Jak?...
– Wpuściłam
pracowników kwiaciarni. Dasz mi tego trochę?
– Nie mam mowy! –
Wstałam energicznie i ruszyłam w kierunku telefonu. – Zaraz zadzwonię, by to
zabrali!
– Ależ Ida!
Kompletnie zwariowałaś?
– To przysłał
Gabriel.
– Ten Gabriel? –
wybałuszyła niedowierzająco oczy. – No co ty?
– Sama widzisz, że
muszę to odesłać.
– Nic nie musisz.
Ale jaja! Nie myślałam, że on może się w tobie zakochać?
– Nie zakochał. To
zwykła przekora, chce po prostu coś mi udowodnić.
Moja siostra nadal nie
była przekonana. Raczej zachwycona.
Po kwadransie
wiedziałam już, że kwiaciarnia nie przyjmie zwrotu. Jeśli chcę mogę po prostu
wszystko wyrzucić. Żal mi się zrobiło kwiatków, więc porozstawiałam róże po
całym domu. I tak jeszcze pozostała mi cała masa w pokoju.
Potem, wykąpałam się,
ubrałam w dżinsy i koszulkę, zawiązałam trampki i wciąż wściekła udałam się pod
znajomy adres.
– Co to ma być do
cholery? – wybuchałam, gdy tylko otworzył drzwi. – Ten ogród botaniczny w moim
pokoju?
– O, Ida! Możesz
przyjść później, mam gości?
W odpowiedzi kopnęłam
nogą drzwi i wpadłam do środka, niemal warcząc ze złości.
– Teraz, nie
później!
– To chodź do
gabinetu.
Dlaczego nie? Pewne
kwestie musiałby zostać dzisiaj wyjaśnione. Po to przecież przyszłam.
Starannie zamknął drzwi
za nami drzwi. Potem usiadł za biurkiem, mierząc mnie beznamiętnym wzrokiem.
– Nie życzę sobie
więcej takich szaleństw. Lepsze niż jeden, nędzny bukiecik? Ależ masz tupet!
– Niektóre z tych
róż zostały sprowadzone nawet z innego kontynentu.
– A co mnie to
obchodzi? Kazałam ci?
– Sama widzisz co
tracisz.
– Nieee! Czy do
ciebie cokolwiek dotarło?
– A owszem. Były
kwiaty, czas na romantyczną kolację. Wybierz miejsce, gdziekolwiek na ziemi,
bez względu na cenę.
– Co chcesz
udowodnić? – spytałam cicho.
– Tylko to, że
lepszego kandydata niż ja nie znajdziesz.
– O tym nie
decydują niechciane gesty.
– Musisz się
określić Ido, teraz, zaraz. Mam zamiar oświadczyć się Ewelinie, jeśli ty odmówisz.
Po prostu ręce opadają!
Zachowywał się niczym dziecko. A wystarczyłoby jedno proste, szczere wyznanie.
Choć czy byłoby szczere?
– To dobrze. Masz
moje błogosławieństwo. – Wstałam z fotela, zamierzając odejść. – Przynajmniej
będę miała z głowy twoje niesmaczne i nietaktowne zaloty. Życzyć wam szczęścia
z powodu korzystnej transakcji? – dodałam ironicznie.
Siedział w milczeniu, z
ogromną siłą zaciskając szczękę. Tylko nozdrza nieznacznie mu drgały i w oczach
mogłam wyczytać prawdziwą wściekłość.
– No dobrze –
powiedział powoli się podnosząc. – Zależy mi, abyś to ty zostałam moją żoną.
Na idealnie gładkiej
powierzchni ukazały się pierwsze rysy. Skorupka odrobinę pękła. Wbrew
wszystkiemu, cała ta sytuacja stawała się coraz bardziej komiczna. I naprawdę
zachciało mi się śmiać.
– A mnie nie. Już
nie. – Odwróciłam się, chcąc wyjść. Nie zdążyłam jednak nawet nacisnąć klamki,
gdy błyskawicznie do mnie doskoczył i przycisnął do drzwi.
– Nie?!
Przekonajmy się!
Nie był delikatny. Nie
był czuły. Był brutalny, nieustępliwy i nieco przerażający. Nikt nigdy nie
całował mnie z taki żarem, z taką siłą miażdżąc moje usta, wpychając bezczelny
język.
Jedną dłoń zacisnął z całą siłą ma mojej
piersi – aż jęknęłam ze sprzeciwu, tak zabolało. Drugą bezczelnie usiłował
wepchnąć w spodnie, co okazało się niezwykle łatwym zadaniem, gdyż zaskoczona z
samego początku, nie broniłam się. Potem jednak energicznie przystąpiłam do
kontrataku i po prostu go ugryzłam. Nie przerwał, tylko jeszcze mocniej wpił
się w moje wargi, całkowicie ignorując sprzeciw.
Paznokciami rozorałam
jego policzek, drugą dłonią usiłując go od siebie odepchnąć, ale to była
przysłowiowa walka z wiatrakami. Tym bardziej, że czułam nie tylko ból. Gabriel
aż mruknął z zadowolenia, gdy dotarł do mojej ciasnej szparki i wyczuł sączącą
się z niej wilgoć.
– Zdradza cię
własne ciało – wyszeptał, przerywając pocałunek.
– Nic mnie nie
zdradza! – splunęłam mu w twarz. – Puszczaj, bo…
Myślałam, że mnie
uderzy. Ale nie, on po prostu objął mnie w pasie i nie zważając na wymierzane
razy, położył na biurku, z którego uprzednio zmiótł wszystko ręką. Potem
docisnął z jeszcze większą siłą i ponieważ ciężko mu było poradzić sobie ze
ściągnięciem dżinsów, rozdarł je i odrzucił na bok.
Już drugi raz w życiu
byłam tak bezradna. Za pierwszym razem chciał mnie tylko nastraszyć, a teraz?
Wrzasnęłam, ale ten
krzyk urwał się w połowie, gdy tylko poczułam jak Gabriel dotknął czubkiem
języka mojej nabrzmiałej łechtaczki. Zaczął intensywnie ją pieścić, coraz
szerzej rozchylając moje uda. Już nie protestowałam, nie byłam w stanie.
Wplotłam dłonie w jego włosy, jeszcze bardziej przyciągając go ku sobie, cicho
jęcząc i naprężając całe ciało.
Co on ze mną wyprawiał?
Nigdy w życiu nie
przypuszczałam, że to może być tak cudowne. Mój sprzeciw stał się mglistym
wspomnieniem, teraz chciałam jeszcze więcej i więcej!
To był błąd, ale nie
potrafiłam wygrać bitwy z własnym pożądaniem.
Dreszcze przyjemności
rozchodziły się po moim ciele z coraz większą siłą, sprawiały, że oddech stawał
się coraz głośniejszy, świszczący, urywany. Czułam wilgoć wylewającą się z mego
wnętrza, która moczyłam uda i twardy blat, na którym leżałam. Dłonie Gabriela,
na moich biodrach, pośladkach, brzuchu.
Jego język z
premedytacją pieszczący najbardziej wrażliwy punkt w ciasnej szparce.
Całkowicie przestałam
się kontrolować. Liczyło się tylko to, co sprawiało tak nieziemską, nieopisaną
przyjemność, zmuszając mnie do krzyków i jęków.
To, co wstrząsnęło moim
ciałem, było całkiem nowym doświadczeniem, czymś niewyobrażalnym. Fala za falą
przetoczyło się i odeszło, pozostawiając jednak wspomnienie czegoś, co
ośmieliłabym nazwać się orgazmem.
Wciąż leżałam na
biurku, ciężko dysząc i wpatrując się w pochylonego nade mną Gabriela.
– Więcej
dostaniesz, gdy zostaniesz moją żoną – powiedział z wyraźną drwiną w głosie.
cdn...
warto było czekać ;)
OdpowiedzUsuńTo co piszesz jest boskie , czekam na wiecej:)
UsuńJa już straciłam nadzieję, że dziś coś dodasz droga Babeczko, a tu taka miła niespodzianka :) Z niecierpliwością czekam na kolejne części i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDelikatnie rozsunął językiem moje wargi i (uzupełnić)- Ja?
OdpowiedzUsuńPoza tym pikusiem jak zwykle doskonale, choć powiem, że nie spodobało mi się, że w końcu uległa Gabrielowi...
Hi, hi :)))
UsuńTak to jest jak się pisze przy dwójce brykających dzieciaków i dźwiękach Świnki Peppy ;)
Co bardziej soczyste kawałki zostawiam na później i stąd tak kwiatek.
A najzabawniejsze jest to, że czytałam ten tekst kilka razy i nie zauważyłam! Dzięki, poprawię.
Wow!!! To jest świetne, z niecierpliwością czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalszą część :) nie ukrywam ze liczę na romantyczny happy end.... ;) chociaż znając Ciebie myślę, że masz odmienne zdanie... no cóż czekam na rozwój sytuacji... Twoja twórczość mnie oczarowała :)
OdpowiedzUsuńAleż ja uwielbiam szczęśliwe zakończenia! Zycie jest wystarczająco ciężkie, nie musimy się jeszcze dołować przy czytaniu ;)
UsuńTylko raz nie dałam happy endu - Sen.
Dżin (wersja pierwsza) - ja uważam, że było szczęśliwie, choć z pewnością typu "w krzywym zwierciadle".
Babeczko Kochana, a może napisałabyś coś o Gabrielu - co tak naprawdę czuje i dlaczego jest taki gruboskórny? Dlaczego myśli, że wszystko sprowadza się do seksu i nie wierzy w miłość? Czyżby ktoś w przeszłości złamał mu serce? Bardzo mnie to ciekawi... Będę ogromnie wdzięczna, jeśli pojawi się coś w tej tematyce... ;) Tymczasem czekam na cd:)
OdpowiedzUsuńW.
To jest właśnie minus narracji w pierwszej osobie :(
UsuńAle w dalszej części, uchylę nieco rąbka tajemnicy :-) Zresztą... Niektórzy ludzie już po prostu tacy są.
Myślałam, że nic nie zdetronizuje mojego faworyta jakim było opowiadanie "spod ciebie...", a tu jaka cudowna niespodzianka. Lubię przeczytać po kilka razy daną część i za każdym razem czuję dreszcze. Opowiadanie jest cudowne. Chcę więcej i więcej i więcej. Uzależniłam się :)
OdpowiedzUsuńTo opowiedanie jest cudowne! Kiedy to czytam odcinam sie od codzienosci i licza sie tylko twoje opowiada ! Czekam z niecierpliwoscia na nastepnom czesc mam nadzieje ze dzisiaj Pozdrawiam Wiki
OdpowiedzUsuńNatepnom....litości...:)
UsuńPowiem szczerze... Im więcej pisze się na kompie, a mniej na papierze, tym więcej takich błędów.
UsuńI potem mamy kwiatki typu: "w bulu i nadzieji" :)
Przestałam się dziwić, kiedy zaniechałam długopisu, a zastąpiłam go klawiaturą.
Ostatnio staram się choć część pisać tradycyjnie, wyłapuje się przy tym znacznie więcej błędów i literówek.
Pewnie, że jest korekta w wordzie, ale wszystkiego nie wyłapie, nie mówiąc już o tym, że czasem ma odmienne zdanie niż sjp i pan Miodek :)))
Ortograficznym nazistą nie jestem i braków przecinków nie zauważam. "Następnom" to zauważyłam w komentarzu i mnie rozśmieszyło, a twoje błędy dodają tylko uroku:-) pisz więcej i częściej i nawet z bledami ale pisz bo masz dar do pióra. Pozdrawiam
UsuńAleż ja wiem, że to akurat nie mój błąd :)))
UsuńTo taka luźna uwaga, bo naprawdę wydaje mi się, iż pisząc na papierze popełniam ich mniej niż stukając w klawiaturę :)
Pozdrawiam również!
Babeczko, proszę, nie urywaj w takim momencie... Mam nadzieję, że jutro będzie następna część. :) Pozdrawiam A. :)
OdpowiedzUsuńBędzie. Jak zwykle pięć po północy ;)
Usuńswietne opowiadanie! brawo za talent.czekam z niecierpliwoscia na dalsze części. Liczę na rychły ślub,piękna noc poslubna i blizniaki ;-)
OdpowiedzUsuńTrojaczki ;)
UsuńGabriel ma swój wiek, przyda mu się od razu hurtem...
Opowiadanie niesamowite, z niecierpliwością czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńCudo cudo cudo <3 kobieto uzależniają mnie twoje opowiadania. nie przejmuj się tymi wydawnictwami bo myślę, że niedługo i tak będę mogła kupić twoją książkę ;) a tymczasem czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńP.S Mam jeszcze pytania o "nikomu ani słowa" będzie kontynuacja? też cudowne opowiadanie.
Będzie :) Całkiem wkrótce.
UsuńMam przerwę na kawę i dlatego jestem online. Przerwę w porządkach, bo przez te wszystkie wojaże i wciąż nie zakończony remont, to mam w domu... Nie będę się wyrażać :)))
Ja oszaleję przez Ciebie Babeczko... urywasz teksty w takich momentach... dziś po raz kolejny nie zasnę czekając na kolejną część tego opowiadania!! a jutro jak zwykle przeczytam je jeszcze kilka razy... to naprawdę jest uzależnienie!!:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło prosząc o więcej i więcej i więcej....
K.
Będzie, będzie, będzie :)))
UsuńDziś po północy...
Kobieto, jeszcze nigdy w życiu mi tak serce nie biło jak czytałam opowiadanie lub książkę początkującej pisarki, o ile mogę się tak wyrazić. Naprawdę jestem pod wrażeniem Twojej twórczości. Szczerze przyznam, że czytałam Twoje wszystkie opublikowane opowiadania i... jestem zachwycona! Masz wyobraźnie i talent! A Historia pewnego nieporozumienia dorównuje Wygranej, więc i o tym tekście możesz pomyśleć poważniej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
W.
Mogę śmiało powiedzieć, że czuję się zaszczycona nazwaniem mnie pisarką.
UsuńNaprawdę wielkie dzięki :)))
Pozdrawiam i zapraszam na kolejną część.
Babeczko Kochana,
OdpowiedzUsuńnie przejmuj się wydawnictwami - nie wiedzą, co tracą. Może warto podesłać im adres Twojego bloga? Niech zobaczą, jaką masz szeroką publiczność, ile opinii, ocen, pozytywnych słów wsparcia i motywacji.
A co do tego opowiadania - uh, już nie mogę doczekać się następnej części. Chyba dzisiaj później pójdę spać, by przeczytać ;)
Powodzenia! Pisz jak najwięcej!
Gorące pozdrowienia!
Ola
Jakoś nie zamierzam rwać włosów z głowy, pewnie dlatego, że wierni czytelnicy podtrzymują mnie na duchu. Nie piszę w rodzaju żeńskim, bo mam też czytelników :)))
UsuńNiestety zbliża się koniec wakacji, czas wracać do pracy, toteż pewnie i opowiadania będą się ukazywały rzadziej :(
Nie mówię, że raz w miesiącu, ale na pewno nie codziennie.
Piszę dla siebie i dla was.
OdpowiedzUsuńJeśli są jakieś uwagi co do fabuły to PISAĆ! Nie mówię, że od razu będę zmieniać, ale takie rzeczy pozwalają mi na, jakby to powiedzieć?, szersze podejście do tematu.
O, wiem! Ja mogę przesłodzić, podejść zbyt powierzchownie, dać za mało opisów. I tu wkracza czytelnik, którego zdanie chcę poznać.
UsuńJak to mówią - człowiek uczy się całe życie. :D
Ale ten typek ma tupet! :-D
OdpowiedzUsuńMa... I dlatego jest tak uroczy!
Usuń