Ja wiem, że to niezbyt ładnie dawać tak krótkie kawałki, więc tym razem trochę dłuższy :)))
Historia pewnego nieporozumienia (IV)
– Ciężko było? –
Piotr spojrzał na mnie współczująco. Nic dziwnego, byłam blada, z ciemnymi
cieniami pod oczyma, a ręce mi drżały niczym u rasowego alkoholika.
Gabriel pozbawił mnie
funkcji gosposi i teraz przed południem miał przychodzić kucharz, by
przygotować obiad, a czasem i kolację.
Ja siedziałam
bezczynnie, wpatrując się tępym wzrokiem w pochmurny krajobraz za oknem.
– Nie chcę o tym
mówić – odparłam krótko, tonem, który całkowicie zniechęcał do kontynuacji tego
wątku. – W tamtej reklamówce, masz obiecany kostium. To jest pożyczka
bezterminowa.
– Było ciężko –
podsumował i natychmiast zmienił temat. – Dziś robię kolację na cztery osoby.
Chyba znów będziesz musiała podać do stołu.
Skinęłam głową.
– Piotruś,
przepraszam, ale naprawdę nie mam ochoty na rozmowy.
– Nie szkodzi –
uśmiechnął się. – Przez te dwa lata przyzwyczaiłem się, że czasem lubisz sobie
pomilczeć.
Westchnęłam. Minęły
zaledwie trzy dni. Jak ja mam wytrzymać cały miesiąc? I co mam tu robić? No
dobrze, podawać do stołu, ale to przecież nie codziennie?
Do kuchni wszedł
Gabriel. Na nosie miał okulary, w cienkich, drucianych oprawkach, w ręku
gazetę.
– O, jesteś już. –
Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Miałam na sobie małą czarną, ze skromnym,
wyciętym w karo dekoltem. Włosy zwinęłam w kok, tylko kilka kosmyków wymknęło
się z niego. – I wyglądasz bardzo dobrze.
Zerknęłam na niego
podejrzliwie, bo w jego głosie dosłyszałam jakby… zawód? Ale on już zdążył się
odwrócić i wyjść.
Dwie godziny później
bez zapału nakrywałam do stołu. Choć uwielbiałam to zajęcie, pierwszy raz w
życiu, było mi obojętne, czy serwetka będzie leżała krzywo, a sztućce nierówno.
– No, jak ładnie.
Widzę, że wczorajsza lekcja przynosi rezultaty? – Gabriel wszedł do jadalni,
poprawiając krawat. Zerknęłam na niego z ukosa. Dziwnie było go oglądać w tak
oficjalnym stroju. Co nie znaczy, że wyglądał w nim źle. Wręcz przeciwnie –
szałowo.
– Tak –
powiedziałam krótko.
– Gniewasz się na
mnie o to?
– Nie.
– Ja cię nie
poznaję!
– Nie musisz.
Chyba poczuł się
odrobinę zaniepokojony. A ja dalej, jak gdyby nigdy nic układałam serwetki, z
całych sił starając się nie rozpłakać.
– Ida? O co chodzi?
– O nic.
Podszedł bliżej.
Zdecydowanie za blisko.
– Dlaczego odpowiadasz
w ten sposób?
– Miałam być
grzeczna.
– Miałaś nie
szaleć z głupimi pomysłami. Nie było mowy o wyrażaniu własnego zdania.
Nie wytrzymałam i
przyłożyłam trzymanym w ręku świecznikiem.
– Teraz wyraziłam!
Zaczął się śmiać, ale
kiedy ujrzał, jak z moich oczu tryska obfity strumień łez, momentalnie przestał
i wyciągnął ramiona, by mnie przytulić.
– Precz z łapami!
Nie posłuchał. Jak
zwykle. A mnie było obojętne, czy zniszczę mu ten wytworny strój, czy też nie.
Wtuliłam się w przyjemnie pachnącą koszulę i rozbeczałam na dobre.
– Niby dorosła, a
dziecko z ciebie.
Dostałam czkawki, więc
nie miałam siły, by się kłócić. Gabriel pokręcił zrezygnowany głową i chwycił
mnie na ręce. Wciąż szlochającą, zaniósł do salonu i posadził w fotelu. Muszę
przyznać, że z trudem oderwałam się od jego muskularnej piersi. Gnojek czy nie,
ale miał na mnie obezwładniający wpływ.
– Masz – wcisnął
mi do ręki szklankę z jakimś płynem. – Wypij, a potem porozmawiamy. I nie płacz
już, proszę!
– Jesteś… hik!...
kawał… hik!... drania…
– Wiem, to już
mówiłaś. A teraz pij, to przejdzie.
Więc posłusznie
łyknęłam całość. O Boże! Poczułam, jak oczy wyszły mi na wierzch, a twarz
gwałtownie poczerwieniała.
– Co to jest? –
spytałam słabo, gdy już odrobinę doszłam do siebie.
– Koniak. Dobry?
– Ohydny!
– Mocny. Za to przeszła
czkawka.
– Dobre i to.
– Mów, o co chodzi.
– Lepiej nie, bo znów
zagrozisz mi zwolnieniem.
– Chyba wiem. Jestem
gnojek, prawda?
– Bydlak – dodałam. –
Kretyn, drań, sukinsyn!
Kucał tuż obok,
naprzeciwko, a w jego szarych oczach dostrzegłam nieukrywane rozbawienie.
– Wiesz Ido, że po twoim
wyjściu, musiałem sobie dwa razy ulżyć.
– Hę?!
– Musiałem sam się
zaspokoić – dodał, wyjaśniając.
– Ty znów o seksie?
Błagam, przestań!
– Patrząc na ciebie,
trudno mi myśleć o czymkolwiek innym.
– To co niby miałam
założyć? Zgrzebny worek? – spytałam zgryźliwie.
– Nie mówiłem o
stroju. Tylko o pełnych, krągłych piersiach, seksownej pupie i zmysłowych
ustach, które aż proszą się o to, by je bez ustanku całować.
Tym razem poczułam, jak
żar oblewa moje policzki. Splotłam zakłopotana dłonie i spuściłam głowę. I w
panice usiłowałam znaleźć jakąś ciętą, sarkastyczną odpowiedź. Niestety, w
głowie miałam całkowitą pustkę. No, niezupełnie. Raczej myślałam o tym, ile bym
dała, by Gabriel mnie czule pocałował.
„Ech, ty głupia babo” –
zganiłam się w duchu.
– Mam cię pocałować? –
spytał cicho. Czytał w myślach, czy co?
– Masz się trzymać
ode mnie z daleka. Przeżyjmy ten rok, starając nie wchodzić sobie w paradę.
– Nie wiem czy dam
radę?
– Dasz. Wystarczy,
że dalej będziesz mnie traktował jak przedmiot, jak sezonową zabawkę, przelotni
kaprys.
– Przestań! – tym razem
rozzłościł się. – Nigdy tak o tobie nie myślałem.
– Doprawdy? – spytałam
z przekąsem. – Twoje czyny przeczą twoim słowom.
– Widzę, że wracasz do
formy?
– Stwierdzam fakty.
– No dobrze. Nie
chcesz, bym cię całował, to nie. Przed kolacją przyjdzie Ewelina, masz ją
przerosić i wrócić do kuchni. Zrozumiałaś?
– Tak.
– Nie będzie żadnych
głupich numerów?
– Nie.
Zachmurzył się. No ja
nie mogę. Zaprzeczałam, źle. Potakiwałam, też źle. Co ja mam niby zrobić?
Powiesić się?
– Coś jeszcze?
– Przestań!
Uniosłam pytająco brwi.
– Miałam być grzeczna.
– Robisz to specjalnie.
– Robię to, bo tego
sobie życzyłeś.
– Nieprawda. Uwielbiasz
grać mi na nerwach!
– Człowieku!
Zdecyduj się! Mam potakiwać czy zaprzeczać? – Wstałam, kiwając głową z
niezadowoleniem.
W zamyśleniu potarł
dłonią podbródek. I również się podniósł.
Dlaczego to moje głupie
serce tak szybko biło? Dlaczego miałam szaloną ochotę, znów wtulić się w jego
ramiona?
– Powiedz kiedy, to
przyjdę przeprosić twoją dziewczynę.
– Ona nie jest moją
dziewczyną.
– Narzeczoną?
– Co ty za głupstwa
wygadujesz? Wyglądam na kogoś, kto pozostaje w stałym związku?
– Nie. I chyba świat na
tym nie traci?
– Nikomu nie muszę się
tłumaczyć! – nieoczekiwanie się rozzłościł.
– Nie musisz –
potaknęłam.
Zamiast rozpogodzić
się, wściekł się jeszcze bardziej.
– Ewelina ma równie
rozsądne podejście do związków, jak ja.
– Czyli „bzyku,
bzyku i po krzyku” – mruknęłam, jednocześnie zastanawiając się, czy by nie
wymienić wody kwiatom z salonu.
– Monogamia nie leży
w charakterze człowieka. To tylko wymysł, szalona idea, która stała się ogólnie
obowiązującą normą.
No ładnie. I w takim ja
się podkochuję!
– Twoja sprawa.
– Nie zgadzasz się ze
mną?
– Od tego masz
waćpannę Ewelinę. Ja chcę kogoś, dla kogo będę tą jedyną, a nie kolejnym
obiektem do zaliczenia w imię ewolucji. Chcę miłości.
– Nie ma czegoś
takiego. To hormony i tylko tyle.
– Więc niech twoje
hormony lewitują z dala od moich – powiedziałam z ironią, kierując się ku
kuchni.
– Nie skończyliśmy
naszej rozmowy.
– A co tu kończyć?
– Można przez ciebie
zwariować!
– Smęcisz – odparłam ugodowo,
lecz zatrzymałam się w miejscu i spojrzałam na niego z niejakim współczuciem. –
Żal mi ciebie.
– Tobie żal mnie?!
Celowo postanowiłam być
wredna.
– Stoisz prawie nad
grobem, pozbawiony nadziei, samotny, bez przyjaciół i rodziny. Masz jedynie
dochodzącą panienkę, którą bzykasz w imię idei poligamii. Ewentualnie dziwki na
telefon, na które rzucasz się niczym wygłodniała hiena. To musi być strasznie
dołujące…
Zatkało go. Dosłownie.
Dla wzmocnienia efektu westchnęłam, pokiwałam ze współczuciem głową i wyszłam.
W samą porę, bo czułam,
że jeśli zostanę chwilę dłużej, to nie dam rady powstrzymać przepełniających mnie
emocji. Oraz dzikiej radości, że w końcu dałam mu popalić.
Przeprosiłam tę małpę,
a przez cały wieczór byłam niezwykle grzeczna i uprzejma. Ale Gabriel i tak
wyglądał, jakby za moment miał go trafić atak apopleksji.
Znosiłam ostatnie
naczynia, gdy wpadł do kuchni, z miną nie wróżącą niczego dobrego.
Usiadł na jednym z
taboretów, stojących przy wyspie na środku i ponuro się we mnie zapatrzył.
– Wyjeżdżam – oznajmił krótko.
– Dobrze.
– Na dwa, trzy
miesiące.
– Co z lokalem?
– Wyznaczę kogoś,
kto wszystko zorganizuje. Masz wypełniać jego polecenia co do joty.
– Dobrze.
– Może nie będzie
mnie nawet dłużej. Umówiłem się z Eweliną na kilku tygodniowy urlop na Bali.
– Dobrze.
– Możesz powiedzieć
coś innego? – ryknął nieoczekiwanie, uderzając przy tym pięścią w blat.
– Dobrze.
Wybełkotał jakieś
niezrozumiałe słowa i wypadł z kuchni, jak by go ścigał sam diabeł. Wzruszyłam ramionami
i dalej układałam naczynia w zmywarce. Nie upłynęły dwie minuty, gdy Gabriel
wrócił, ponownie wpadając gwałtownie do kuchni.
– Ty!... Mogę cię
przelecieć? – spytał jadowicie. Tym razem nie mogłam odpowiedzieć „dobrze”.
– Kupiłeś viagrę i inne
specyfiki usztywniające?
– Doskonale wiesz, że
nie są mi potrzebne!
– Kto wie? W tym wieku?
– Przestań do cholery!
Nie jestem zramolałym staruszkiem!
Zamknęłam zmywarkę i
ustawiłam odpowiedni program.
– To już ostatnia
partia. Wyłączy się sama. Idę do domu.
– Musisz już jechać?
– Iść.
– Pieszo? W taką
pogodę, w środku nocy? – spytał niedowierzająco.
– Moje auto
nawaliło. Nie naprawię go, bo nie mam kasy. Nie mam nawet czasu, by ją
gdziekolwiek zarobić. Miałam zabrać się z Piotrkiem, ale wygoniłeś go
wcześniej. Więc wracam pieszo.
– To przecież jest
ponad dziesięć kilometrów?
– Dwie godzinki i
jestem w domu – odparłam z wymuszonym spokojem. Niedoczekanie, bym go poprosiła
o pomoc. Zresztą pił, nie mógł prowadzić.
– Leje deszcz,
wyje wiatr i panują egipskie ciemności. A ty chcesz iść na pieszo, tylko
dlatego, by mi zrobić na złość?
– Nie. Tylko dlatego,
by nie musieć błagać o przysługę.
– Nie to nie - wściekł się. – Jak wylądujesz w łóżku z
zapaleniem płuc, to zobaczymy.
I wyszedł.
„Łatwiej powiedzieć niż
wykonać” – pomyślałam, z niechęcią przyglądając się pogodzie na zewnątrz. A ja
miałam opuścić przytulne wnętrze, na rzecz szalejących żywiołów.
Zarzuciłam płaszcz, a
apaszkę zawiązałam na głowie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to zbyt mało,
a do domu dotrę przemoczona do suchej nitki i zziębnięta na maksa.
Mimo to westchnęłam i
skierowałam się ku wyjściu. Nie miałam zamiaru żegnać się z Gabrielem, więc
szerokim łukiem ominęłam salon, z którego dobiegał cichy szmer rozmowy. Pewnie
dzwonił po dziwki…
Potężny podmuch wiatru
wyrwał mi drzwi i z hukiem walnął nimi o ścianę. Zaklęłam z duchu i spróbowałam je zamknąć. O mało przy tym na powrót nie zdmuchnęło mnie do domu.
– I ty chcesz wracać w
taką pogodę – usłyszałam obok głos pełen ironii.
Drzwi zostały zamknięte,
a ja wciągnięta do środka. W milczeniu przyglądałam się Gabrielowi.
– Poradziłabym sobie – odezwałam
się w końcu.
– Akurat –
prychnął. – Zwiałoby cię do Szwecji. Na górze jest pięć wolnych sypialni. Można
je zamknąć od wewnątrz – dodał, widząc, że zamierzam zaprotestować. –
Dostaniesz koszulkę, ręcznik i nową szczoteczkę. Rano odwiozę cię do domu.
Zrobiłby to już teraz, ale za dużo wypiłem.
– Która sypialnia? –
spytałam krótko, kierując się ku schodom.
– Obojętnie. Wybierz
sobie.
Nie powiem, ulżyło mi.
Dziesięć kilometrów spaceru w takich warunkach, to było ostatnie, czego mogłam
pragnąć.
Ręczniki i podstawowe środki
do higieny były w łazience, do której wchodziło się wprost z wybranej przeze mnie
sypialni. Gabriel podał mi czystą koszulkę i kuse bokserki, w duże zielone
grochy, które nie wiadomo czemu szalenie mnie rozczuliły. Potem wygoniłam go i
znacząco, by wyraźnie usłyszał, przekręciłam klucz w zamku. Co prawda nie
podejrzewałam… Ale strzeżonego, strzeże i tak dalej, jak mawiała moja babcia.
Pół godziny później
siedziałam przebrana na wielkim łóżku. Tshirt był tak duży, że spokojnie mógł
robić za nocną koszulę. Na szczęście ze spodenkami nie było tak źle, poza tym
miały sznurek w pasie, którym mogłam je ściągnąć.
Teraz dopiero
uświadomiłam sobie, że od kilku godzin nic nie jadłam. W brzuchu burczało mi na
potęgę, a jak przypomniało mi się, ile frykasów znajduje się w lodówce na dole,
to… Trudno. Może Gabriel już śpi? Ja po prostu muszę coś zjeść!
Na bosaka, po cichutku,
przekradłam się do kuchni. Uszykowałam sobie ogromną kanapkę, którą pazernie
pożarłam w mgnieniu oka, popiłam sokiem pomarańczowym, po czym poczułam się
zdecydowanie lepiej.
Na tyle, że z
ciekawości postanowiłam sprawdzić, co robi mój ulubiony szef.
W kominku słabym
płomieniem palił się ogień. Telewizor migał jakimiś obrazkami, ale bez głosu,
co sprawiało dość upiorne wrażenie. Na kanapie leżał Gabriel, zresztą była ona
tak duża, że wyspałaby się na niej parka z dwójką dzieci. Chyba był nagi,
okryty tylko kocem, bo ciuchy leżały niedbale porzucone na podłodze. Obok
poniewierała się pusta flaszka.
Nagle poczułam, że mi
go naprawdę żal. Nie wierzył w nic i nikogo, nie potrafił kochać ani normalnie
funkcjonować. Miał pieniądze, ale to nie czyniło go ani trochę szczęśliwszym.
Na paluszkach weszłam do
salonu i wyłączyłam telewizor. Teraz panujący mrok, rozświetlała tylko nikła
poświata z kominka. Potem z zastanowieniem spojrzałam na leżącego mężczyznę.
Pokusa okazała się nie
do pokonania. Wślizgnęłam się pod ogromny koc, którym był przykryty i z
westchnieniem przytuliłam. Był gorący niczym piecyk, więc z rozkoszą wplotłam
zmarznięte stopy pomiędzy jego nogi. Nie obudził się, tylko wymruczał coś
niewyraźnie.
Leżałam tak, czując jak
wyjątkowa błogość rozlewa się po mej duszy. O ciele już nie wspomnę. Jeszcze
pięć minutek i sobie pójdę, pomyślałam sennie, po czym zamknęłam oczy i
zasnęłam.
Obudziłam się nad
rankiem, na boku, czując jak do mych pleców przylgnął Gabriel. Nogę przyrzucił
przez moje biodro, skutecznie mnie unieruchamiając, twarz wtulił we włosy, a
jedną dłoń znacząco zacisnął na nagiej piersi. Poza tym błogo pochrapywał.
Jak ja miałam się
wydostać, nie budząc go? Cholera! Co mnie podkusiło, by kłaść się obok?
Spróbowałam delikatnie
się wyswobodzić.
– Zostań –
wymruczał sennie do mojego ucha, a ja zamarłam spłoszona. – Proszę cię Iduś,
zostań. – Po czym pocałował mnie w ucho, a potem w policzek.
cdn...
Cały wieczór się czaiłam, odświeżałam stronę co dziesięć minut i gdy już straciłam nadzieję, w końcu się doczekałam! :P Piszesz prześwietnie. Końcówka tak mnie rozczuliła, że mało się nie rozryczałam ;P Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na kolejne części! ;)
OdpowiedzUsuńCholera, w takim momencie przerywac. Kurcze, przepraszam za przeklenstwo ale w takim momencie przerywac :):):)
OdpowiedzUsuńJak mogłaś
OdpowiedzUsuńSUPER
OdpowiedzUsuńPoprosze o więcej :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmiałam to samo! specjalnie nie poszłam szybciej spać, żeby poczytać;) jednak nie dałam rady i padłam... i to chwile przed dodaniem tekstu;) dzisiaj rano po omacku szukałam telefonu i szybko odpalałam;)
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić. Znowu jestem zachwycona... a to:
"Proszę cię Iduś, zostań." - ścisnęło mnie za żołądek i serducho i trzyma;)
pozdrawiam,
LIA.
Ale słodki koniec :) Nie tak wyobrażałam sobie Gabriela. chyba jednak może być całkiem milusi jeśli się postara
OdpowiedzUsuńNo nie...w takim momencie kończyć! :)
OdpowiedzUsuńaż zapiera dech w piersiach ... kiedy kolejna część ujży światło dzienne ?? Czekam z niecierpliwością ! :-):-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadania:) Czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńO w mordę jeża! :D
OdpowiedzUsuńBabeczko, uwielbiam Twoje opowiadania i cały czas czekam na więcej! :) a to jak zakończyłaś tą część, jest okrutne ;P
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie. Oczywiście zgadzam się z komentarzem powyżej, Babeczko po prostu nas torturujesz ;D
OdpowiedzUsuńKobieto... Piszesz fantastycznie. Chwile spędzone na czytaniu Twoich opowiadań są najprzyjemniejszymi w ciągu doby. Najchętniej nie robiłabym nic innego. Gratuluję talentu i proszę pisz dla nas kiedy tylko możesz... Dziękuję
OdpowiedzUsuńDroga Babeczko, mam nadzieję, że dziś po północy zakończysz katusze swych wiernych czytelników i dodasz kolejną część... LITOŚCI!! :)
OdpowiedzUsuńdroga babeczko :)
OdpowiedzUsuńliczę, że pewnego dnia zakupię twoją ksiażkę. kocham te opowiadania.
ależ cudownie czytać takie komentarze i wiedzieć, że nie tkwi sie samemu w tym obłędzie oczekiwania na kolejne czesci i utwory;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Was wszystkie BABECZKARNIOMANIACZKI! I oczywiście Naszą Babeczkę;)
LIA.
kiedy następna część??? nie daj nam czekać długo!:)
OdpowiedzUsuńJeszcze godzina, jeszcze poczekam :D
OdpowiedzUsuńwidzę że nie tylko ja czekam :-)
UsuńKolejna część dodam, jak mój notebook złapie zasięg ;)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za notebooka żeby złapał już dziś... No,najpóźniej jutro o 00:30! :)
UsuńO boziu błagam o cześć V i VI VII i ile ich jeszcze masz !!! dodaj duzo :D uwielbiam to opowiadanie!!
OdpowiedzUsuńMmm... Idę dalej :-)
OdpowiedzUsuń