wtorek, 20 sierpnia 2013

Historia pewnego nieporozumienia (IV)

Ja wiem, że to niezbyt ładnie dawać tak krótkie kawałki, więc tym razem trochę dłuższy :)))

Historia pewnego nieporozumienia (IV)


– Ciężko było? – Piotr spojrzał na mnie współczująco. Nic dziwnego, byłam blada, z ciemnymi cieniami pod oczyma, a ręce mi drżały niczym u rasowego alkoholika.
Gabriel pozbawił mnie funkcji gosposi i teraz przed południem miał przychodzić kucharz, by przygotować obiad, a czasem i kolację.
Ja siedziałam bezczynnie, wpatrując się tępym wzrokiem w pochmurny krajobraz za oknem.
– Nie chcę o tym mówić – odparłam krótko, tonem, który całkowicie zniechęcał do kontynuacji tego wątku. – W tamtej reklamówce, masz obiecany kostium. To jest pożyczka bezterminowa.
– Było ciężko – podsumował i natychmiast zmienił temat. – Dziś robię kolację na cztery osoby. Chyba znów będziesz musiała podać do stołu.
Skinęłam głową.
– Piotruś, przepraszam, ale naprawdę nie mam ochoty na rozmowy.
– Nie szkodzi – uśmiechnął się. – Przez te dwa lata przyzwyczaiłem się, że czasem lubisz sobie pomilczeć.
Westchnęłam. Minęły zaledwie trzy dni. Jak ja mam wytrzymać cały miesiąc? I co mam tu robić? No dobrze, podawać do stołu, ale to przecież nie codziennie?
Do kuchni wszedł Gabriel. Na nosie miał okulary, w cienkich, drucianych oprawkach, w ręku gazetę.
– O, jesteś już. – Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Miałam na sobie małą czarną, ze skromnym, wyciętym w karo dekoltem. Włosy zwinęłam w kok, tylko kilka kosmyków wymknęło się z niego. – I wyglądasz bardzo dobrze.
Zerknęłam na niego podejrzliwie, bo w jego głosie dosłyszałam jakby… zawód? Ale on już zdążył się odwrócić i wyjść.
Dwie godziny później bez zapału nakrywałam do stołu. Choć uwielbiałam to zajęcie, pierwszy raz w życiu, było mi obojętne, czy serwetka będzie leżała krzywo, a sztućce nierówno.
– No, jak ładnie. Widzę, że wczorajsza lekcja przynosi rezultaty? – Gabriel wszedł do jadalni, poprawiając krawat. Zerknęłam na niego z ukosa. Dziwnie było go oglądać w tak oficjalnym stroju. Co nie znaczy, że wyglądał w nim źle. Wręcz przeciwnie – szałowo.
– Tak – powiedziałam krótko.
– Gniewasz się na mnie o to?
– Nie.
– Ja cię nie poznaję!
– Nie musisz.
Chyba poczuł się odrobinę zaniepokojony. A ja dalej, jak gdyby nigdy nic układałam serwetki, z całych sił starając się nie rozpłakać.
– Ida? O co chodzi?
– O nic.
Podszedł bliżej. Zdecydowanie za blisko.
– Dlaczego odpowiadasz w ten sposób?
– Miałam być grzeczna.
– Miałaś nie szaleć z głupimi pomysłami. Nie było mowy o wyrażaniu własnego zdania.
Nie wytrzymałam i przyłożyłam trzymanym w ręku świecznikiem.
– Teraz wyraziłam!
Zaczął się śmiać, ale kiedy ujrzał, jak z moich oczu tryska obfity strumień łez, momentalnie przestał i wyciągnął ramiona, by mnie przytulić.
– Precz z łapami!
Nie posłuchał. Jak zwykle. A mnie było obojętne, czy zniszczę mu ten wytworny strój, czy też nie. Wtuliłam się w przyjemnie pachnącą koszulę i rozbeczałam na dobre.
– Niby dorosła, a dziecko z ciebie.
Dostałam czkawki, więc nie miałam siły, by się kłócić. Gabriel pokręcił zrezygnowany głową i chwycił mnie na ręce. Wciąż szlochającą, zaniósł do salonu i posadził w fotelu. Muszę przyznać, że z trudem oderwałam się od jego muskularnej piersi. Gnojek czy nie, ale miał na mnie obezwładniający wpływ.
– Masz – wcisnął mi do ręki szklankę z jakimś płynem. – Wypij, a potem porozmawiamy. I nie płacz już, proszę!
– Jesteś… hik!... kawał… hik!... drania…
– Wiem, to już mówiłaś. A teraz pij, to przejdzie.
Więc posłusznie łyknęłam całość. O Boże! Poczułam, jak oczy wyszły mi na wierzch, a twarz gwałtownie poczerwieniała.
– Co to jest? – spytałam słabo, gdy już odrobinę doszłam do siebie.
– Koniak. Dobry?
– Ohydny!
– Mocny. Za to przeszła czkawka.
– Dobre i to.
– Mów, o co chodzi.
– Lepiej nie, bo znów zagrozisz mi zwolnieniem.
– Chyba wiem. Jestem gnojek, prawda?
– Bydlak – dodałam. – Kretyn, drań, sukinsyn!
Kucał tuż obok, naprzeciwko, a w jego szarych oczach dostrzegłam nieukrywane rozbawienie.
– Wiesz Ido, że po twoim wyjściu, musiałem sobie dwa razy ulżyć.
– Hę?!
– Musiałem sam się zaspokoić – dodał, wyjaśniając.
– Ty znów o seksie? Błagam, przestań!
– Patrząc na ciebie, trudno mi myśleć o czymkolwiek innym.
– To co niby miałam założyć? Zgrzebny worek? – spytałam zgryźliwie.
– Nie mówiłem o stroju. Tylko o pełnych, krągłych piersiach, seksownej pupie i zmysłowych ustach, które aż proszą się o to, by je bez ustanku całować.
Tym razem poczułam, jak żar oblewa moje policzki. Splotłam zakłopotana dłonie i spuściłam głowę. I w panice usiłowałam znaleźć jakąś ciętą, sarkastyczną odpowiedź. Niestety, w głowie miałam całkowitą pustkę. No, niezupełnie. Raczej myślałam o tym, ile bym dała, by Gabriel mnie czule pocałował.
„Ech, ty głupia babo” – zganiłam się w duchu.
– Mam cię pocałować? – spytał cicho. Czytał w myślach, czy co?
– Masz się trzymać ode mnie z daleka. Przeżyjmy ten rok, starając nie wchodzić sobie w paradę.
– Nie wiem czy dam radę?
– Dasz. Wystarczy, że dalej będziesz mnie traktował jak przedmiot, jak sezonową zabawkę, przelotni kaprys.
– Przestań! – tym razem rozzłościł się. – Nigdy tak o tobie nie myślałem.
– Doprawdy? – spytałam z przekąsem. – Twoje czyny przeczą twoim słowom.
– Widzę, że wracasz do formy?
– Stwierdzam fakty.
– No dobrze. Nie chcesz, bym cię całował, to nie. Przed kolacją przyjdzie Ewelina, masz ją przerosić i wrócić do kuchni. Zrozumiałaś?
– Tak.
– Nie będzie żadnych głupich numerów?
– Nie.
Zachmurzył się. No ja nie mogę. Zaprzeczałam, źle. Potakiwałam, też źle. Co ja mam niby zrobić? Powiesić się?
– Coś jeszcze?
– Przestań!
Uniosłam pytająco brwi.
– Miałam być grzeczna.
– Robisz to specjalnie.
– Robię to, bo tego sobie życzyłeś.
– Nieprawda. Uwielbiasz grać mi na nerwach!
– Człowieku! Zdecyduj się! Mam potakiwać czy zaprzeczać? – Wstałam, kiwając głową z niezadowoleniem.
W zamyśleniu potarł dłonią podbródek. I również się podniósł.
Dlaczego to moje głupie serce tak szybko biło? Dlaczego miałam szaloną ochotę, znów wtulić się w jego ramiona?
– Powiedz kiedy, to przyjdę przeprosić twoją dziewczynę.
– Ona nie jest moją dziewczyną.
– Narzeczoną?
– Co ty za głupstwa wygadujesz? Wyglądam na kogoś, kto pozostaje w stałym związku?
– Nie. I chyba świat na tym nie traci?
– Nikomu nie muszę się tłumaczyć! – nieoczekiwanie się rozzłościł.
– Nie musisz – potaknęłam.
Zamiast rozpogodzić się, wściekł się jeszcze bardziej.
– Ewelina ma równie rozsądne podejście do związków, jak ja.
– Czyli „bzyku, bzyku i po krzyku” – mruknęłam, jednocześnie zastanawiając się, czy by nie wymienić wody kwiatom z salonu.
– Monogamia nie leży w charakterze człowieka. To tylko wymysł, szalona idea, która stała się ogólnie obowiązującą normą.
No ładnie. I w takim ja się podkochuję!
– Twoja sprawa.
– Nie zgadzasz się ze mną?
– Od tego masz waćpannę Ewelinę. Ja chcę kogoś, dla kogo będę tą jedyną, a nie kolejnym obiektem do zaliczenia w imię ewolucji. Chcę miłości.
– Nie ma czegoś takiego. To hormony i tylko tyle.
– Więc niech twoje hormony lewitują z dala od moich – powiedziałam z ironią, kierując się ku kuchni.
– Nie skończyliśmy naszej rozmowy.
– A co tu kończyć?
– Można przez ciebie zwariować!
– Smęcisz – odparłam ugodowo, lecz zatrzymałam się w miejscu i spojrzałam na niego z niejakim współczuciem. – Żal mi ciebie.
– Tobie żal mnie?!
Celowo postanowiłam być wredna.
– Stoisz prawie nad grobem, pozbawiony nadziei, samotny, bez przyjaciół i rodziny. Masz jedynie dochodzącą panienkę, którą bzykasz w imię idei poligamii. Ewentualnie dziwki na telefon, na które rzucasz się niczym wygłodniała hiena. To musi być strasznie dołujące…
Zatkało go. Dosłownie. Dla wzmocnienia efektu westchnęłam, pokiwałam ze współczuciem głową i wyszłam.
W samą porę, bo czułam, że jeśli zostanę chwilę dłużej, to nie dam rady powstrzymać przepełniających mnie emocji. Oraz dzikiej radości, że w końcu dałam mu popalić.
Przeprosiłam tę małpę, a przez cały wieczór byłam niezwykle grzeczna i uprzejma. Ale Gabriel i tak wyglądał, jakby za moment miał go trafić atak apopleksji.
Znosiłam ostatnie naczynia, gdy wpadł do kuchni, z miną nie wróżącą niczego dobrego.
Usiadł na jednym z taboretów, stojących przy wyspie na środku i ponuro się we mnie zapatrzył.
– Wyjeżdżam – oznajmił krótko.
– Dobrze.
– Na dwa, trzy miesiące.
– Co z lokalem?
– Wyznaczę kogoś, kto wszystko zorganizuje. Masz wypełniać jego polecenia co do joty.
– Dobrze.
– Może nie będzie mnie nawet dłużej. Umówiłem się z Eweliną na kilku tygodniowy urlop na Bali.
– Dobrze.
– Możesz powiedzieć coś innego? – ryknął nieoczekiwanie, uderzając przy tym pięścią w blat.
– Dobrze.
Wybełkotał jakieś niezrozumiałe słowa i wypadł z kuchni, jak by go ścigał sam diabeł. Wzruszyłam ramionami i dalej układałam naczynia w zmywarce. Nie upłynęły dwie minuty, gdy Gabriel wrócił, ponownie wpadając gwałtownie do kuchni.
– Ty!... Mogę cię przelecieć? – spytał jadowicie. Tym razem nie mogłam odpowiedzieć „dobrze”.
– Kupiłeś viagrę i inne specyfiki usztywniające?
– Doskonale wiesz, że nie są mi potrzebne!
– Kto wie? W tym wieku?
– Przestań do cholery! Nie jestem zramolałym staruszkiem!
Zamknęłam zmywarkę i ustawiłam odpowiedni program.
– To już ostatnia partia. Wyłączy się sama. Idę do domu.
– Musisz już jechać?
– Iść.
– Pieszo? W taką pogodę, w środku nocy? – spytał niedowierzająco.
– Moje auto nawaliło. Nie naprawię go, bo nie mam kasy. Nie mam nawet czasu, by ją gdziekolwiek zarobić. Miałam zabrać się z Piotrkiem, ale wygoniłeś go wcześniej. Więc wracam pieszo.
– To przecież jest ponad dziesięć kilometrów?
– Dwie godzinki i jestem w domu – odparłam z wymuszonym spokojem. Niedoczekanie, bym go poprosiła o pomoc. Zresztą pił, nie mógł prowadzić.
– Leje deszcz, wyje wiatr i panują egipskie ciemności. A ty chcesz iść na pieszo, tylko dlatego, by mi zrobić na złość?
– Nie. Tylko dlatego, by nie musieć błagać o przysługę.
– Nie to nie  - wściekł się. – Jak wylądujesz w łóżku z zapaleniem płuc, to zobaczymy.
I wyszedł.
„Łatwiej powiedzieć niż wykonać” – pomyślałam, z niechęcią przyglądając się pogodzie na zewnątrz. A ja miałam opuścić przytulne wnętrze, na rzecz szalejących żywiołów.
Zarzuciłam płaszcz, a apaszkę zawiązałam na głowie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to zbyt mało, a do domu dotrę przemoczona do suchej nitki i zziębnięta na maksa.
Mimo to westchnęłam i skierowałam się ku wyjściu. Nie miałam zamiaru żegnać się z Gabrielem, więc szerokim łukiem ominęłam salon, z którego dobiegał cichy szmer rozmowy. Pewnie dzwonił po dziwki…
Potężny podmuch wiatru wyrwał mi drzwi i z hukiem walnął nimi o ścianę. Zaklęłam z duchu i spróbowałam je zamknąć. O mało przy tym na powrót nie zdmuchnęło mnie do domu.
– I ty chcesz wracać w taką pogodę – usłyszałam obok głos pełen ironii.
Drzwi zostały zamknięte, a ja wciągnięta do środka. W milczeniu przyglądałam się Gabrielowi.
– Poradziłabym sobie – odezwałam się w końcu.
– Akurat – prychnął. – Zwiałoby cię do Szwecji. Na górze jest pięć wolnych sypialni. Można je zamknąć od wewnątrz – dodał, widząc, że zamierzam zaprotestować. – Dostaniesz koszulkę, ręcznik i nową szczoteczkę. Rano odwiozę cię do domu. Zrobiłby to już teraz, ale za dużo wypiłem.
– Która sypialnia? – spytałam krótko, kierując się ku schodom.
– Obojętnie. Wybierz sobie.
Nie powiem, ulżyło mi. Dziesięć kilometrów spaceru w takich warunkach, to było ostatnie, czego mogłam pragnąć.
Ręczniki i podstawowe środki do higieny były w łazience, do której wchodziło się wprost z wybranej przeze mnie sypialni. Gabriel podał mi czystą koszulkę i kuse bokserki, w duże zielone grochy, które nie wiadomo czemu szalenie mnie rozczuliły. Potem wygoniłam go i znacząco, by wyraźnie usłyszał, przekręciłam klucz w zamku. Co prawda nie podejrzewałam… Ale strzeżonego, strzeże i tak dalej, jak mawiała moja babcia.
Pół godziny później siedziałam przebrana na wielkim łóżku. Tshirt był tak duży, że spokojnie mógł robić za nocną koszulę. Na szczęście ze spodenkami nie było tak źle, poza tym miały sznurek w pasie, którym mogłam je ściągnąć.
Teraz dopiero uświadomiłam sobie, że od kilku godzin nic nie jadłam. W brzuchu burczało mi na potęgę, a jak przypomniało mi się, ile frykasów znajduje się w lodówce na dole, to… Trudno. Może Gabriel już śpi? Ja po prostu muszę coś zjeść!
Na bosaka, po cichutku, przekradłam się do kuchni. Uszykowałam sobie ogromną kanapkę, którą pazernie pożarłam w mgnieniu oka, popiłam sokiem pomarańczowym, po czym poczułam się zdecydowanie lepiej.
Na tyle, że z ciekawości postanowiłam sprawdzić, co robi mój ulubiony szef.
W kominku słabym płomieniem palił się ogień. Telewizor migał jakimiś obrazkami, ale bez głosu, co sprawiało dość upiorne wrażenie. Na kanapie leżał Gabriel, zresztą była ona tak duża, że wyspałaby się na niej parka z dwójką dzieci. Chyba był nagi, okryty tylko kocem, bo ciuchy leżały niedbale porzucone na podłodze. Obok poniewierała się pusta flaszka.
Nagle poczułam, że mi go naprawdę żal. Nie wierzył w nic i nikogo, nie potrafił kochać ani normalnie funkcjonować. Miał pieniądze, ale to nie czyniło go ani trochę szczęśliwszym.
Na paluszkach weszłam do salonu i wyłączyłam telewizor. Teraz panujący mrok, rozświetlała tylko nikła poświata z kominka. Potem z zastanowieniem spojrzałam na leżącego mężczyznę.
Pokusa okazała się nie do pokonania. Wślizgnęłam się pod ogromny koc, którym był przykryty i z westchnieniem przytuliłam. Był gorący niczym piecyk, więc z rozkoszą wplotłam zmarznięte stopy pomiędzy jego nogi. Nie obudził się, tylko wymruczał coś niewyraźnie.
Leżałam tak, czując jak wyjątkowa błogość rozlewa się po mej duszy. O ciele już nie wspomnę. Jeszcze pięć minutek i sobie pójdę, pomyślałam sennie, po czym zamknęłam oczy i zasnęłam.
Obudziłam się nad rankiem, na boku, czując jak do mych pleców przylgnął Gabriel. Nogę przyrzucił przez moje biodro, skutecznie mnie unieruchamiając, twarz wtulił we włosy, a jedną dłoń znacząco zacisnął na nagiej piersi. Poza tym błogo pochrapywał.
Jak ja miałam się wydostać, nie budząc go? Cholera! Co mnie podkusiło, by kłaść się obok?
Spróbowałam delikatnie się wyswobodzić.
– Zostań – wymruczał sennie do mojego ucha, a ja zamarłam spłoszona. – Proszę cię Iduś, zostań. – Po czym pocałował mnie w ucho, a potem w policzek.

cdn...

24 komentarze:

  1. Cały wieczór się czaiłam, odświeżałam stronę co dziesięć minut i gdy już straciłam nadzieję, w końcu się doczekałam! :P Piszesz prześwietnie. Końcówka tak mnie rozczuliła, że mało się nie rozryczałam ;P Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na kolejne części! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, w takim momencie przerywac. Kurcze, przepraszam za przeklenstwo ale w takim momencie przerywac :):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Poprosze o więcej :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. miałam to samo! specjalnie nie poszłam szybciej spać, żeby poczytać;) jednak nie dałam rady i padłam... i to chwile przed dodaniem tekstu;) dzisiaj rano po omacku szukałam telefonu i szybko odpalałam;)
    Co tu dużo mówić. Znowu jestem zachwycona... a to:
    "Proszę cię Iduś, zostań." - ścisnęło mnie za żołądek i serducho i trzyma;)
    pozdrawiam,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale słodki koniec :) Nie tak wyobrażałam sobie Gabriela. chyba jednak może być całkiem milusi jeśli się postara

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie...w takim momencie kończyć! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. aż zapiera dech w piersiach ... kiedy kolejna część ujży światło dzienne ?? Czekam z niecierpliwością ! :-):-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Twoje opowiadania:) Czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Babeczko, uwielbiam Twoje opowiadania i cały czas czekam na więcej! :) a to jak zakończyłaś tą część, jest okrutne ;P

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne opowiadanie. Oczywiście zgadzam się z komentarzem powyżej, Babeczko po prostu nas torturujesz ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Kobieto... Piszesz fantastycznie. Chwile spędzone na czytaniu Twoich opowiadań są najprzyjemniejszymi w ciągu doby. Najchętniej nie robiłabym nic innego. Gratuluję talentu i proszę pisz dla nas kiedy tylko możesz... Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  12. Droga Babeczko, mam nadzieję, że dziś po północy zakończysz katusze swych wiernych czytelników i dodasz kolejną część... LITOŚCI!! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. droga babeczko :)
    liczę, że pewnego dnia zakupię twoją ksiażkę. kocham te opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  14. ależ cudownie czytać takie komentarze i wiedzieć, że nie tkwi sie samemu w tym obłędzie oczekiwania na kolejne czesci i utwory;)
    pozdrawiam Was wszystkie BABECZKARNIOMANIACZKI! I oczywiście Naszą Babeczkę;)
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  15. kiedy następna część??? nie daj nam czekać długo!:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeszcze godzina, jeszcze poczekam :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Kolejna część dodam, jak mój notebook złapie zasięg ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za notebooka żeby złapał już dziś... No,najpóźniej jutro o 00:30! :)

      Usuń
  18. O boziu błagam o cześć V i VI VII i ile ich jeszcze masz !!! dodaj duzo :D uwielbiam to opowiadanie!!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.