poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dżin - alternatywne zakończenie (II)

Jeśli mam być szczera, to poprzednie zakończenie podobało mi się bardziej. Ale chcecie wyrazistego happy endu, to macie :)))

Dżin - alternatywne zakończenie 

Mijały kolejne dni. Wlekły się niczym flaki z olejem, godzina za godziną, minuta za minutą.
Tęskniłam. Płakałam. Złorzeczyłam, przysięgając że obiję mu tą wstrętną, choć niewątpliwe przystojną twarz, jeśli tylko się pojawi.
Najgorsze było jednak to, że większość czasu spędzałam siedząc nieruchomo w fotelu, ze wzrokiem wlepionym w drzwi wejściowe. I z kieliszkiem w dłoni.
Co się tak naprawdę stało? Przecież to wszystko, to chyba nie przeze mnie? Owszem, zamiast powitać z entuzjazmem świeżo co odzyskanego ukochanego, ja padłam u jego stóp, ale w końcu każdy byłby zaskoczony.
Nic nie rozumiałam i z dnia na dzień czułam się coraz gorzej.
A kiedy od Lany usłyszałam wiadomość, że widziała Amira w towarzystwie szałowej blondynki, szlag mnie trafił i zamiast dalej się zamartwiać, zaczęłam obmyślać zemstę. W szczegóły wtajemniczyłam przyjaciółkę, która z entuzjazmem poparła te plany.
Była kiedyś taka reklama: podziw w oczach byłego – bezcenny! Za całą resztę zapłacisz czymś tam. Idea w sam raz na obecną sytuację.
I wtedy właśnie zadzwoniła moja kuzynka, usilnie namawiając mnie na jakąś wycieczkę po dzikich traktach i bocznych drogach, wśród nieprzebytej puszczy, na piechotę, z plecakiem na plecach i perspektywą dwutygodniowego życia na łonie natury.
Machnęłam ręką na zemstę, uznając, że przyda mi się odrobina urozmaicenia. Spakowałam co najpotrzebniejsze i udałam się na dworzec w umówione miejsce.
Grupa liczyła sobie wraz ze mną osiem osób. Trochę skrzywiłam się na rażące dysproporcje – był pięciu facetów i tylko trzy dziewczyny, ale potem machnęłam na to ręką. Podróż pociągiem upływała nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Prócz Marty, mojej kuzynki, znałam jeszcze Bartka, jej kolegę z podwórka, oraz Maćka, starszego brata Leny. Reszta imion na razie mi się myliła i ciężko było dopasować je do twarzy.
Życie na łonie natury okazało się dość wyczerpujące i przez następne kilka dni nie miałam czasu na bezsensowne zamartwianie się. Nawet problemy zrobiły się nie takie znów straszne, jakby zostały tam daleko, w domu, dając mi dwa tygodnie wolnego. Myśl o Amirze przestała być kolcem, wbijającym się z każdym oddechem w serce.
Może nie odzyskałam dawnego samopoczucia, ale moja dusza na powrót miała się znakomicie. Z ciałem było nieco gorzej; miałam bąble na piętach, była pogryziona przez komary i inne paskudztwa, oraz nieziemsko zmęczona. Najwcześniej z całej grupy szłam spać, co budziło znaczne niezadowolenie, zwłaszcza męskiej części.
Miałam to w głęboko w nosie. Żaden z nich, choćby i stanowili ósmym cud świata, nic a nic mnie nie obchodził.
I wszystko to skończyło się pewnego pięknego słonecznego dnia.
Mniej więcej wiedziałam po jakich bezdrożach się błąkamy, choć to nie ja wyznaczałam trasę i bez sprzeciwu godziłam się, by robił to ktoś inny. Na dłuższą chwilę przystanęłam, by sfotografować jakiś dziwaczny kamień, potem w oddali ujrzałam ciekawy kwiatek i ani się obejrzałam zostałam sama. Mało się tym przejęłam, tylko podążyłam do przodu, mniemając, że idę za grupą. W miarę upływu czasu, zniecierpliwienie zamieniło się w niepokój, a ten narastał, bo powoli zaczęło się ściemniać.
I wtedy w końcu ujrzałam prześwit między drzewami.
Z nadzieją wynurzyłam się z lasu i znalazłam na małej polance.
Zmarszczyłam brwi. Skąd wrażenie, że znam to miejsce?
Uważnie rozejrzałam się dookoła i zamarłam. Czułam jak moje serce przyspiesza, a kolana miękną, jakby były z wosku.
Bo kilka metrów przede mną zobaczyłam studnię. Starą, na wpół zrujnowaną, zbudowaną z nierówno ociosanych kamieni.
Zaschło mi w gardle, gdy usłyszałam cichutki szmer wody. Chciałam uciec, ale nie mogłam ruszyć się z miejsca. Znów słyszałam nieme obietnice wiecznego szczęścia…
Jęknęłam i usiłowałam tyłem wycofać się z powrotem do lasu. Ale kamienna cembrowina kusiła i przyciągała.
Czułam łzy płynące z moich oczu, zaciśnięte kurczowo pięści i paznokcie wbijane z taką siłą, że z pewnością przebiły skórę.
Jakim cudem trafiłam tak bezbłędnie w to cholerne miejsce? Jak po sznurku, prościutko, drugi raz weszłam do tej samej pułapki. Dlaczego akurat ja?
Tym razem nie było nikogo, kto by mnie uratował. Nie było Amira, jego silnych ramion, mocnego uścisku i uspokajających słów.
Był gdzieś tam, daleko, zajęty kolejnym podbojem i kolejną kochanką.
Nie chciałam umierać! Nie teraz! Nie z dala od niego!
Ale nie miałam wyjścia.
Napięcie i strach były mieszanką, której siły rażenia nie wytrzymałam. I zanim dotknęłam dłonią studni, zanim z głębi wyłonił się potwór o czerwonych oczach, najzwyczajniej w świecie zemdlałam.
***
Czułam się lekka, niekonkretna, jak puszek mlecza gotowa ulecieć z każdym wiatrem. Nie mogłam pozbyć się myśli, że to już koniec, że więcej nie dostanę.
Potem otwarłam oczy. Dookoła panował półmrok. Siedziałam do kogoś przytulona, obejmowana przez silne ramiona.
– Liloo! Świat nie widział tak nieodpowiedzialnej, głupiej baby jak ty!
Wytrzeszczyłam oczy. Amir? Co u diabła, on tutaj robił?
– Ty?!
– Ano ja. A kto inny miałby uratować twoje szacowne dupsko?
Uniosłam głowę i złowiłam jego spojrzenie. Lekko rozbawione, ale też i pełne niepokoju.
– Myślałam, że zabawisz się i nie masz czasu na ratowanie dawnej wspólniczki?
– Po co tam poszłaś? – spytał ostro.
– Zabłądziłam.
– Nie mów, że przypadkiem, bo nie uwierzę. W całym tym cholernym kraju jest tylko jedno takie miejsce i chcesz powiedzieć, że trafiłaś na skutek zbiegu okoliczności?
– Tak jakby – mruknęłam, usiłując wyswobodzić się z jego ramion. – Uratowałeś mnie, a teraz możesz znikać.
– Nie mów mi, co mam robić. Wciąż mam z tobą problemy!
– Trzeba było mnie nie ratować, to byś nie miał! – rozzłościłam się.
– Myślałem, że bestia w studni została pokonana, ale widać odzyskuje siły szybciej niż bym chciał. No trudno, to już nie mój problem. Za to ty… – dodał z pogróżką w głosie.
– Ja dawno przestałam być twoim problemem. Proszę, idź już sobie.
Nie odpowiedział, nie wypuścił mnie z ramion. Potarł tylko podbródkiem o mój policzek.
– Dałem słowo – zaczął niepewnie. – Dałem słowo, że cię zostawię.
Przy największych staraniach, nie mógł bardziej mnie ogłuszyć.
– Że co? – spytałam niemądrze.
– Inaczej nie mógłbym wrócić. Dałem słowo Konwentowi Magów, że zostawię cię i przez trzy lata będę pracował wyłącznie na ich rzecz.
– To dlaczego u diabła, nie puściłeś pary z ust, tylko zgrywałeś skończonego dupka?!
– Zabronili mi.
Odsunęłam się, chwyciłam go za poły koszuli i potrząsnęłam.
– Ty skończony idioto! Kretynie! Pa… – rozpłakałam się. – Amir, jak mogłeś? I dlaczego teraz mi to mówisz?
– Bałem się, że zrobiłaś to specjalnie. Co prawda, samobójstwo nie leży w twoim charakterze, ale ta studnia obiecywał tak wiele. Kto wie, czy zdesperowana nie zdecydowałabyś się na taki krok.
– Samobójstwo? Zamierzałam walczyć o ciebie bałwanie! A nie skakać z mostu z powodu zawiedzionej miłości!
– Miałem taką nadzieję – roześmiał się. Ale potem spoważniał. – Nie wiem, co zrobią, gdy dowiedzą się, że się przed tobą zdradziłem?
– To im nie mów – mruknęłam, wtulając się nosem w jego szyję. – Jakoś wytrzymam te dwa lata i osiem miesięcy. Bo potem, rozumie się, puszczą cię wolno?
– Jako karzełka z zanikiem mięśni.
– Mam to w dupie! Zaczekam. Ale jak nie wrócisz, to osobiście cię znajdę i wyrwę ci jaja! Albo któremuś z magów. Nie myśl, że tego nie zrobię – zagroziłam.
– Jestem pewien, że tak. Żartowałem z tym karzełkiem. Myślałem, że się zniechęcisz. A ty, choć w pierwszej chwili zemdlałaś, to potem zostawiłaś tę idiotyczną kartkę i pobiegłaś mnie szukać. Nawet nie wiesz, jak za tobą tęsknię. – Przesunął opuszkiem palca po moich wargach.
– Dlaczego miałeś trzymać to w tajemnicy? – Nagle mnie oświeciło. – To przez tego zmumifikowanego starca od Telimeny?
– Nie spodobał mu się twój sposób bycia. A że ostatnio stanął na czele konwentu… Sama dopowiedz sobie resztę.
– Oby go reumatyzm poskręcał – zażyczyłam steranemu magowi z całej duszy. – Pewnie musisz znikać?
– Mam kilka godzin. Nasza znajoma wiedźma z Trupolasów zapewni mi alibi.
– No patrz, jak takie znajomości się przydają. Dziwi mnie, że tym razem bez problemu dałeś sobie radę z tym monstrum ze studni?
– Zyskałem nowe moce – szepnął, a jednocześnie poczułam jak jego dłoń błądzi po zakazanych rejonach.
– Naprawdę masz kilka godzin?
Nie odpowiedział, tylko mnie pocałował.
No, to rozumiem! Zamruczałam jak nadzwyczaj zadowolony z życia kot. Wrócił mój Amir, ten którego kochałam i ten, który i mnie kochał.
Co tam nędzne trzy lata! Ja myślałam, że straciłam go na całą wieczność.  
Zanim jednak przystąpiliśmy do tych najprzyjemniejszych czynności, ujęłam jego twarz w obie dłonie i spojrzałam z czułością.
– Kocham cię Liloo – wyprzedził moje słowa. – Nigdy nie było inaczej. I nigdy nie będzie!
– Ja też cię kocham. I poczekam. Dwa lata, osiem miesięcy, dwanaście dni i jakieś pięć godzin.
– Policzyłaś?
– W mgnieniu oka.
Zaczął się śmiać. Głośno, serdecznie. I objął mnie z taką siłą, że aż jęknęłam. Ale nie powiem, to było przyjemne.
– A wiesz co zrobię po tym wszystkim? Wyślę tym magicznym skubańcom wąglika w kopercie. Albo bombę w starym zegarze!
– Krwawa z ciebie niewiasta, kochanie.
– Jeśli chodzi o ciebie, to prawdziwa lwica!
I poczekałam. Cierpliwie, choć niejedną nockę spędziłam bezsennie, niejeden raz płakałam, aż do utraty tchu.
A kiedy w końcu stanął w progu mieszkania, z tym swoim lekko kpiącym uśmieszkiem, z iskierkami rozbawienia w ciemnych źrenicach, rzuciłam się stęskniona prosto w jego ramiona.
– Czy znajdzie się tu kącik dla całkiem bezdomnego dżina, który na dodatek przestał nim być jakieś kilka godzin temu?
– Żadnych czarów, teleportacji i magicznych stworów z problemami w sferze erotyki? – upewniłam się.
– Ani trochę. Zwykła codzienność i brutalna walka o przetrwanie.
– Witaj w domu Amirze – wyszeptałam, odwzajemniając jego pocałunek.
A tę cholerną lampę, w której był uwięziony, rozbiłam na tysiące kawałeczków potężnym młotem.
Tak na wszelki wypadek.

Teraz już na pewno koniec!!!


11 komentarzy:

  1. Uu aa.. :D Super Babeczko, Ty to masz wyobraźnie! Warto było poczekać ;) - Karmelkowa ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooo tak:) cały tekst przeczytałam z uśmiechem :)
    Kochana Babaeczko, uwielbiam twoeje teksty i z ogromną niecierpliwością czekam na każdy kolejny fragment :)więc pośpiesz się z Historią pewnego nieporozumienia i Pechową dziewczyną. Proooszę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podejrzewałam scenariusz w którym ktoś zabronił Amirowi spotykać się z Liloo. Babeczko byłoby fajnie gdybyś bardziej skupiała się na wątkach fantastycznych. Mnie na przykład bardzo ciekawi czym był ten potwór, jak go pokonali itp. Masz talent i wyobraźnie więc takie fragmenty byłyby uzupełnieniem opowiadań. Czekam na dalsze historie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi, hi :))))
      Zaczynasz myśleć jak ja ;D

      Tak sobie myślałam, by uzupełnić Lustra o wątek kryminalny, a Dżina w końcówce o fantastyczny. Chyba obu tekstom wyszłoby to na dobre?

      Usuń
  4. Mi osobiście końcówka wydaje się za bardzo oszczędna i skrótowa... nie mniej DZIĘ-KU-JĘ! Będę mogła już spać spokojnie. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. też jestem tego zdania... że oszczędna i skrótowa.
    pisana tak jakby - macie i dajcie mi spokój...
    nie mniej jednak cieszy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo wiecie... Nie mam jakoś pomysłu na inne :(
    Ale jeśli kiedykolwiek się to zmieni, to obiecuję, że zaszaleję :)

    Wiem!!! Mam! I to świetny! Właśnie przyszedł mi do głowy. Pędzę po notes, bo muszę szybko zapisać :D

    Nie bijcie, ale jeszcze raz poprawię końcówkę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Męczycie ją, no. :D
    Ja nie mogę się doczekać następnej części Historii pewnego nieporozumienia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi podobaja sie obie wersje zakonczenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdecydowanie wolę pierwotne zakończenie, aczkokwiek... To nie jest złe:-))

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.