Jeśli mam być szczera, to poprzednie zakończenie podobało mi się bardziej. Ale chcecie wyrazistego happy endu, to macie :)))
Dżin - alternatywne zakończenie
Mijały kolejne dni. Wlekły
się niczym flaki z olejem, godzina za godziną, minuta za minutą.
Tęskniłam. Płakałam.
Złorzeczyłam, przysięgając że obiję mu tą wstrętną, choć niewątpliwe przystojną
twarz, jeśli tylko się pojawi.
Najgorsze było jednak
to, że większość czasu spędzałam siedząc nieruchomo w fotelu, ze wzrokiem
wlepionym w drzwi wejściowe. I z kieliszkiem w dłoni.
Co się tak naprawdę
stało? Przecież to wszystko, to chyba nie przeze mnie? Owszem, zamiast powitać
z entuzjazmem świeżo co odzyskanego ukochanego, ja padłam u jego stóp, ale w
końcu każdy byłby zaskoczony.
Nic nie rozumiałam i z
dnia na dzień czułam się coraz gorzej.
A kiedy od Lany
usłyszałam wiadomość, że widziała Amira w towarzystwie szałowej blondynki, szlag
mnie trafił i zamiast dalej się zamartwiać, zaczęłam obmyślać zemstę. W
szczegóły wtajemniczyłam przyjaciółkę, która z entuzjazmem poparła te plany.
Była kiedyś taka
reklama: podziw w oczach byłego – bezcenny! Za całą resztę zapłacisz czymś tam.
Idea w sam raz na obecną sytuację.
I wtedy właśnie
zadzwoniła moja kuzynka, usilnie namawiając mnie na jakąś wycieczkę po dzikich
traktach i bocznych drogach, wśród nieprzebytej puszczy, na piechotę, z
plecakiem na plecach i perspektywą dwutygodniowego życia na łonie natury.
Machnęłam ręką na
zemstę, uznając, że przyda mi się odrobina urozmaicenia. Spakowałam co
najpotrzebniejsze i udałam się na dworzec w umówione miejsce.
Grupa liczyła sobie
wraz ze mną osiem osób. Trochę skrzywiłam się na rażące dysproporcje – był
pięciu facetów i tylko trzy dziewczyny, ale potem machnęłam na to ręką. Podróż
pociągiem upływała nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Prócz Marty, mojej
kuzynki, znałam jeszcze Bartka, jej kolegę z podwórka, oraz Maćka, starszego
brata Leny. Reszta imion na razie mi się myliła i ciężko było dopasować je do
twarzy.
Życie na łonie natury
okazało się dość wyczerpujące i przez następne kilka dni nie miałam czasu na
bezsensowne zamartwianie się. Nawet problemy zrobiły się nie takie znów
straszne, jakby zostały tam daleko, w domu, dając mi dwa tygodnie wolnego. Myśl
o Amirze przestała być kolcem, wbijającym się z każdym oddechem w serce.
Może nie odzyskałam
dawnego samopoczucia, ale moja dusza na powrót miała się znakomicie. Z ciałem
było nieco gorzej; miałam bąble na piętach, była pogryziona przez komary i inne
paskudztwa, oraz nieziemsko zmęczona. Najwcześniej z całej grupy szłam spać, co
budziło znaczne niezadowolenie, zwłaszcza męskiej części.
Miałam to w głęboko w
nosie. Żaden z nich, choćby i stanowili ósmym cud świata, nic a nic mnie nie
obchodził.
I wszystko to skończyło
się pewnego pięknego słonecznego dnia.
Mniej więcej wiedziałam
po jakich bezdrożach się błąkamy, choć to nie ja wyznaczałam trasę i bez
sprzeciwu godziłam się, by robił to ktoś inny. Na dłuższą chwilę przystanęłam,
by sfotografować jakiś dziwaczny kamień, potem w oddali ujrzałam ciekawy
kwiatek i ani się obejrzałam zostałam sama. Mało się tym przejęłam, tylko
podążyłam do przodu, mniemając, że idę za grupą. W miarę upływu czasu,
zniecierpliwienie zamieniło się w niepokój, a ten narastał, bo powoli zaczęło
się ściemniać.
I wtedy w końcu
ujrzałam prześwit między drzewami.
Z nadzieją wynurzyłam
się z lasu i znalazłam na małej polance.
Zmarszczyłam brwi. Skąd
wrażenie, że znam to miejsce?
Uważnie rozejrzałam się
dookoła i zamarłam. Czułam jak moje serce przyspiesza, a kolana miękną, jakby
były z wosku.
Bo kilka metrów przede
mną zobaczyłam studnię. Starą, na wpół zrujnowaną, zbudowaną z nierówno
ociosanych kamieni.
Zaschło mi w gardle,
gdy usłyszałam cichutki szmer wody. Chciałam uciec, ale nie mogłam ruszyć się z
miejsca. Znów słyszałam nieme obietnice wiecznego szczęścia…
Jęknęłam i usiłowałam
tyłem wycofać się z powrotem do lasu. Ale kamienna cembrowina kusiła i
przyciągała.
Czułam łzy płynące z
moich oczu, zaciśnięte kurczowo pięści i paznokcie wbijane z taką siłą, że z
pewnością przebiły skórę.
Jakim cudem trafiłam
tak bezbłędnie w to cholerne miejsce? Jak po sznurku, prościutko, drugi raz
weszłam do tej samej pułapki. Dlaczego akurat ja?
Tym razem nie było
nikogo, kto by mnie uratował. Nie było Amira, jego silnych ramion, mocnego
uścisku i uspokajających słów.
Był gdzieś tam, daleko,
zajęty kolejnym podbojem i kolejną kochanką.
Nie chciałam umierać!
Nie teraz! Nie z dala od niego!
Ale nie miałam wyjścia.
Napięcie i strach były
mieszanką, której siły rażenia nie wytrzymałam. I zanim dotknęłam dłonią
studni, zanim z głębi wyłonił się potwór o czerwonych oczach, najzwyczajniej w
świecie zemdlałam.
***
Czułam się lekka,
niekonkretna, jak puszek mlecza gotowa ulecieć z każdym wiatrem. Nie mogłam
pozbyć się myśli, że to już koniec, że więcej nie dostanę.
Potem otwarłam oczy. Dookoła
panował półmrok. Siedziałam do kogoś przytulona, obejmowana przez silne
ramiona.
– Liloo! Świat nie
widział tak nieodpowiedzialnej, głupiej baby jak ty!
Wytrzeszczyłam oczy. Amir?
Co u diabła, on tutaj robił?
– Ty?!
– Ano ja. A kto
inny miałby uratować twoje szacowne dupsko?
Uniosłam głowę i
złowiłam jego spojrzenie. Lekko rozbawione, ale też i pełne niepokoju.
– Myślałam, że
zabawisz się i nie masz czasu na ratowanie dawnej wspólniczki?
– Po co tam
poszłaś? – spytał ostro.
– Zabłądziłam.
– Nie mów, że
przypadkiem, bo nie uwierzę. W całym tym cholernym kraju jest tylko jedno takie
miejsce i chcesz powiedzieć, że trafiłaś na skutek zbiegu okoliczności?
– Tak jakby –
mruknęłam, usiłując wyswobodzić się z jego ramion. – Uratowałeś mnie, a teraz
możesz znikać.
– Nie mów mi, co
mam robić. Wciąż mam z tobą problemy!
– Trzeba było mnie
nie ratować, to byś nie miał! – rozzłościłam się.
– Myślałem, że
bestia w studni została pokonana, ale widać odzyskuje siły szybciej niż bym
chciał. No trudno, to już nie mój problem. Za to ty… – dodał z pogróżką w
głosie.
– Ja dawno
przestałam być twoim problemem. Proszę, idź już sobie.
Nie odpowiedział, nie
wypuścił mnie z ramion. Potarł tylko podbródkiem o mój policzek.
– Dałem słowo –
zaczął niepewnie. – Dałem słowo, że cię zostawię.
Przy największych
staraniach, nie mógł bardziej mnie ogłuszyć.
– Że co? –
spytałam niemądrze.
– Inaczej nie
mógłbym wrócić. Dałem słowo Konwentowi Magów, że zostawię cię i przez trzy lata
będę pracował wyłącznie na ich rzecz.
– To dlaczego u
diabła, nie puściłeś pary z ust, tylko zgrywałeś skończonego dupka?!
– Zabronili mi.
Odsunęłam się,
chwyciłam go za poły koszuli i potrząsnęłam.
– Ty skończony
idioto! Kretynie! Pa… – rozpłakałam się. – Amir, jak mogłeś? I dlaczego teraz
mi to mówisz?
– Bałem się, że zrobiłaś
to specjalnie. Co prawda, samobójstwo nie leży w twoim charakterze, ale ta
studnia obiecywał tak wiele. Kto wie, czy zdesperowana nie zdecydowałabyś się na
taki krok.
– Samobójstwo? Zamierzałam
walczyć o ciebie bałwanie! A nie skakać z mostu z powodu zawiedzionej miłości!
– Miałem taką
nadzieję – roześmiał się. Ale potem spoważniał. – Nie wiem, co zrobią, gdy
dowiedzą się, że się przed tobą zdradziłem?
– To im nie mów –
mruknęłam, wtulając się nosem w jego szyję. – Jakoś wytrzymam te dwa lata i
osiem miesięcy. Bo potem, rozumie się, puszczą cię wolno?
– Jako karzełka z
zanikiem mięśni.
– Mam to w dupie!
Zaczekam. Ale jak nie wrócisz, to osobiście cię znajdę i wyrwę ci jaja! Albo
któremuś z magów. Nie myśl, że tego nie zrobię – zagroziłam.
– Jestem pewien,
że tak. Żartowałem z tym karzełkiem. Myślałem, że się zniechęcisz. A ty, choć w
pierwszej chwili zemdlałaś, to potem zostawiłaś tę idiotyczną kartkę i pobiegłaś
mnie szukać. Nawet nie wiesz, jak za tobą tęsknię. – Przesunął opuszkiem palca
po moich wargach.
– Dlaczego miałeś
trzymać to w tajemnicy? – Nagle mnie oświeciło. – To przez tego zmumifikowanego
starca od Telimeny?
– Nie spodobał mu
się twój sposób bycia. A że ostatnio stanął na czele konwentu… Sama dopowiedz
sobie resztę.
– Oby go reumatyzm
poskręcał – zażyczyłam steranemu magowi z całej duszy. – Pewnie musisz znikać?
– Mam kilka
godzin. Nasza znajoma wiedźma z Trupolasów zapewni mi alibi.
– No patrz, jak
takie znajomości się przydają. Dziwi mnie, że tym razem bez problemu dałeś
sobie radę z tym monstrum ze studni?
– Zyskałem nowe
moce – szepnął, a jednocześnie poczułam jak jego dłoń błądzi po zakazanych
rejonach.
– Naprawdę masz
kilka godzin?
Nie odpowiedział, tylko
mnie pocałował.
No, to rozumiem!
Zamruczałam jak nadzwyczaj zadowolony z życia kot. Wrócił mój Amir, ten którego
kochałam i ten, który i mnie kochał.
Co tam nędzne trzy
lata! Ja myślałam, że straciłam go na całą wieczność.
Zanim jednak
przystąpiliśmy do tych najprzyjemniejszych czynności, ujęłam jego twarz w obie
dłonie i spojrzałam z czułością.
– Kocham cię Liloo
– wyprzedził moje słowa. – Nigdy nie było inaczej. I nigdy nie będzie!
– Ja też cię
kocham. I poczekam. Dwa lata, osiem miesięcy, dwanaście dni i jakieś pięć
godzin.
– Policzyłaś?
– W mgnieniu oka.
Zaczął się śmiać.
Głośno, serdecznie. I objął mnie z taką siłą, że aż jęknęłam. Ale nie powiem,
to było przyjemne.
– A wiesz co
zrobię po tym wszystkim? Wyślę tym magicznym skubańcom wąglika w kopercie. Albo
bombę w starym zegarze!
– Krwawa z ciebie
niewiasta, kochanie.
– Jeśli chodzi o
ciebie, to prawdziwa lwica!
I poczekałam.
Cierpliwie, choć niejedną nockę spędziłam bezsennie, niejeden raz płakałam, aż
do utraty tchu.
A kiedy w końcu stanął
w progu mieszkania, z tym swoim lekko kpiącym uśmieszkiem, z iskierkami
rozbawienia w ciemnych źrenicach, rzuciłam się stęskniona prosto w jego
ramiona.
– Czy znajdzie się
tu kącik dla całkiem bezdomnego dżina, który na dodatek przestał nim być jakieś
kilka godzin temu?
– Żadnych czarów,
teleportacji i magicznych stworów z problemami w sferze erotyki? – upewniłam
się.
– Ani trochę.
Zwykła codzienność i brutalna walka o przetrwanie.
– Witaj w domu
Amirze – wyszeptałam, odwzajemniając jego pocałunek.
A tę cholerną lampę, w
której był uwięziony, rozbiłam na tysiące kawałeczków potężnym młotem.
Tak na wszelki wypadek.
Teraz już na pewno koniec!!!
Uu aa.. :D Super Babeczko, Ty to masz wyobraźnie! Warto było poczekać ;) - Karmelkowa ;3
OdpowiedzUsuńooooo tak:) cały tekst przeczytałam z uśmiechem :)
OdpowiedzUsuńKochana Babaeczko, uwielbiam twoeje teksty i z ogromną niecierpliwością czekam na każdy kolejny fragment :)więc pośpiesz się z Historią pewnego nieporozumienia i Pechową dziewczyną. Proooszę :)
Podejrzewałam scenariusz w którym ktoś zabronił Amirowi spotykać się z Liloo. Babeczko byłoby fajnie gdybyś bardziej skupiała się na wątkach fantastycznych. Mnie na przykład bardzo ciekawi czym był ten potwór, jak go pokonali itp. Masz talent i wyobraźnie więc takie fragmenty byłyby uzupełnieniem opowiadań. Czekam na dalsze historie.
OdpowiedzUsuńHi, hi :))))
UsuńZaczynasz myśleć jak ja ;D
Tak sobie myślałam, by uzupełnić Lustra o wątek kryminalny, a Dżina w końcówce o fantastyczny. Chyba obu tekstom wyszłoby to na dobre?
Mi osobiście końcówka wydaje się za bardzo oszczędna i skrótowa... nie mniej DZIĘ-KU-JĘ! Będę mogła już spać spokojnie. :D
OdpowiedzUsuńteż jestem tego zdania... że oszczędna i skrótowa.
OdpowiedzUsuńpisana tak jakby - macie i dajcie mi spokój...
nie mniej jednak cieszy:)
Bo wiecie... Nie mam jakoś pomysłu na inne :(
OdpowiedzUsuńAle jeśli kiedykolwiek się to zmieni, to obiecuję, że zaszaleję :)
Wiem!!! Mam! I to świetny! Właśnie przyszedł mi do głowy. Pędzę po notes, bo muszę szybko zapisać :D
Nie bijcie, ale jeszcze raz poprawię końcówkę...
Męczycie ją, no. :D
OdpowiedzUsuńJa nie mogę się doczekać następnej części Historii pewnego nieporozumienia.
Pozdrawiam!
Mi podobaja sie obie wersje zakonczenia.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolę pierwotne zakończenie, aczkokwiek... To nie jest złe:-))
OdpowiedzUsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuń