piątek, 26 lipca 2013

Spod ciebie to powstanie (VI)

Część przedostatnia . W przyszłym tygodniu zapraszam na zakończenie.

link do części V - klik

         Spod ciebie to powstanie (VI)

20.
Dobrze było znów zobaczyć te pełne dobroci oczy, poczuć kojący dotyk spracowanej dłoni. Marta wróciła z krótkiej podróży, z mnóstwem wrażeń i zarumieniona jak młoda dziewczyna, opowiadała o wszystkim co zobaczyła. Ucieszyła się także z niezapowiedzianej wizyty Marka i nie zwróciła uwagi na napięte stosunki, panujące pomiędzy rodzeństwem. Dopiero kiedy już odświeżona, zasiadła w swoim ulubionym fotelu z kubkiem mleka w dłoni, pytająco popatrzyła im w oczy.
- Co się stało, że zachowujecie się niczym dwójka obrażonych na siebie dzieciaków?
Marek chyba tylko na to czekał, bo odezwał się z wyjątkową zjadliwością w głosie.
- Zgadnij kogo zastałem w twoim domu, kiedy zjawiłem się znienacka wczesnym rankiem?
Staruszka lekko pobladła. Nie potrzebowała wcale zastanawiać się nad odpowiedzią.
- Adama, prawda?
- Półnagiego Adama Lamera – poprawił z naciskiem. - A w jego objęciach moją ukochaną, nieodpowiedzialną siostrzyczkę...
Nie okazała złości, tylko w jej oczach pojawił się dobrze widoczny strach.
- Milenko, przecież prosiłam! – Dziewczyna milczała buntowniczo, nie racząc powiedzieć ani słowa na swoją obronę.
Zapadła cisza, przerywana tylko przytłumionymi odgłosami dobiegającymi z zewnątrz.
- No dobrze, wiem już dokładnie co sądzicie na temat mojego związku. Ale teraz wy będziecie musieli mnie wysłuchać. – W jej cichym głosie dźwięczała stal i zaskoczeni, wlepili w nią wzrok. – Czasami człowiek nie ma takiego wpływu na własne wybory, jaki chciałby mieć. Według was, Adam jest zły, szalony i bóg jeden wie, co jeszcze na jego temat zdolne są wymyślić okoliczne plotkary. Ale ja wiem, że choć to duży i twardy mężczyzna, zahartowany przez lata życia w samotności, to jednak już przy pierwszym spotkaniu, sprawił na mnie wrażenie zagubionego, bezradnego człowieka.
- Zagubiony? – Marek prychnął z widoczną pogardą. – Bezradny? Kompletnie ci odbiło!
- O tak, ty wiesz najlepiej. A może opowiesz nam teraz o tym, jak kilku pijanych mężczyzn odwiedziło Ursulę Lamer, tuż przed jej śmiercią?
Z ust Marty wydobyło się głośne westchnienie. Nagle starsza kobieta zaczęła szlochać, cicho i przejmująco. W głowie Leny zrodziło się straszne podejrzenie.
- Wiedziałaś?
- Nie kochanie... Ale byłam niemal pewna, że to samobójstwo było kłamstwem.
Teraz nawet jej brat wydawał się zakłopotany. Tajemnica, którą przez tyle lat ukrywał, już dawno przestała być dla niego brzemieniem. Co więcej, uważał że rodzinie Lamerów należało się to, co ich spotkało. Jednak pod wpływem pełnego bólu spojrzenia babki, po raz pierwszy od bardzo dawna pomyślał, że w tym co zrobił, było coś złego.
Drgnęli, kiedy rozległo się energiczne pukanie do drzwi. Lena zerwała się z kanapy; była więcej niż pewna, co do tożsamości stojącej za nimi osoby. Kiedy je otwarła, na moment ogarnęło ją dziwne uczucie nieśmiałości. Ale już po chwili zatonęła w silnym uścisku męskich ramion i z rozkoszą wsłuchała się w pełne miłości słowa, wyszeptane na ucho.
Marta powściągliwie odpowiedziała na krótkie powitanie Adama, a potem przez dłuższą chwilę wpatrywała się jego twarz.
Tylko, że zniknęło to, co tak bardzo przerażało i niepokoiło. Jakby miłość do Leny, wymazała całą gorycz i ból. Owszem, wyglądał na zasępionego i zmęczonego, ale na pewno nie z powodu swego uczucia. Starsza kobieta poczuła, jak rozluźniają się napięte mięśnie twarzy, kurczowo zaciśnięte pięści. O, nie! Z pewnością nie musiała martwić się o wnuczkę.
- Siadaj Adamie. Czy nie zarzucisz mi obłudy, jeśli powiem, że naprawdę miło znów cię widzieć?
Spojrzał na nią uważnie.
- Nie, myślę, że nie.
- Czasem życie potrafi napisać całkiem niespodziewany scenariusz, prawda?
Potarł dłonią czoło. Zarówno on jak i Lena, nie do końca wyglądali na tak szczęśliwych jak powinni.
- Marto… Mamy poważny problem.
- O, tak! Ty nim jesteś – powiedział z niechęcią w głosie, milczący dotąd Marek.
- Poniekąd masz rację. Wracam od ojca.
Staruszka w zdumieniu uniosła brwi. Siedząca obok Lena drgnęła i jeszcze mocniej wtuliła się w ramiona ukochanego. Był zbyt przygnębiony, by mógł przynieść dobre wieści.
- Ty odwiedziłeś ojca?
- Nie miałem wyjścia. Ale on również nie potrafił mi pomóc.
- W czym?
- Nic im nie powiedziałaś? – zwrócił się stłumionym głosem do Leny.
- Nie. Nie wiedziałam od czego mam zacząć. – Wyglądała jakby za chwilę miała się rozpłakać. Teraz rozumiała dlaczego, koszmary były co noc coraz bardziej rzeczywiste, coraz bardziej mroczne. I dlaczego budziła się zlana potem, tak bardzo, że musiała zmieniać nie tylko piżamę, ale i całą pościel. – Nie ma ratunku, prawda?
- Jest. – Czule pogładził ją po policzku.
- O co w tym wszystkim chodzi? – wybuchnął znienacka Marek.
- O mojego brata. Samobójstwo, które popełnił, tak naprawdę było ofiarą. Jego krew w zamian za zemstę.
- Na niewinnych? – jęknęła Marta.
- Poniekąd. Oboje wiemy, że nie ma nic gorszego niż utrata bliskiej osoby.
- Dlatego odwiedziłeś ojca? Nie wiesz jak temu zaradzić?
- Wiem. Krew za krew, Marto.
Lena zakryła dłonią usta, wpatrując się w niego z przerażeniem.
- Ale Marek tylko się przyglądał! Prawda? – Staruszka spojrzała na milczącego wnuka, z ponurą miną wpatrującego się w siostrę.
- To wystarczy.
- Do jasnej cholery, o czym  wy bredzicie? Jaka klątwa? Jaka ofiara?
- Wiesz, to zabawne – odezwał się z goryczą Adam. – Miałeś sporo racji nazywając nas czarnoksięską hałastrą spod ciemnej gwiazdy. Nawet nie wiesz jak wiele.
- Dzwonię do rodziców. Lenę należy stąd zabrać i to natychmiast, Martę zaprowadzić na badania, a ciebie porąbańcu zamknąć!
Cała trójka milczała, wpatrując się w niego ze spokojem. Pewnie, gdyby sytuacja nie była tak poważna, to okazaliby również odrobinę rozbawienia. Marek wstał i zabrawszy komórkę ze stołu kuchennego, wyszedł mocno trzaskając drzwiami.
- Odpuśćmy sobie. Jego i tak nic nie przekona. Choć sądziłam, że to ja jestem największym niedowiarkiem w rodzinie – Lena uśmiechnęła się słabo.
- Ile czasu pozostało? – spytała Marta.
- Niewiele. Znalazłem tymczasowe rozwiązanie. Czar będzie chronił, aż do pełni, choć nie wiem, w którym momencie się rozwieje.
- Mamy więc zaledwie ten wieczór, jedną noc i cały jutrzejszy dzień. Potem umrę…
- Nic ci nie będzie! – Adam ujął jej twarz w dłonie i spojrzał w zrozpaczone oczy dziewczyny. - Nie dopuszczę do tego!
- Ale sam powiedziałeś, że tylko kolejna ofiara może temu zapobiec? I jestem pewna, że musi być dobrowolna, prawda?
- Tak. – Zagryzł wargi i w tym momencie Lena uświadomiła sobie, co zamierza.
- Nie Adamie, nie ty! Błagam! – Przytuliła się do niego, dłońmi gładziła ramiona, pocałunkami pokrywała twarz. – Nie ty!
- Cicho – mruknął, zamykając ją w silnym uścisku ramion. Spojrzał na pobladłą Martę, siedzącą w bezruchu naprzeciwko. Nagle zrozumiała skąd smutek i troska, malujące się na obliczu Adama.
Lena już tylko płakała, wtulona w jego pierś. Jedno wiedziała na pewno – nie pozwoli mu na to! Bo życie bez niego wydawało się stokroć gorsze niż śmierć, którą miała przynieść jej kolejna noc.
- Zabiorę ją do siebie Marto – powiedział cicho.
Staruszka skinęła tylko głową. Wiedziała, że ten zrezygnowany, posępny mężczyzna, stanowi w tej chwili nie tylko jedyny ratunek, ale i najpewniejszą ochronę.
Kiedy wyszli, długo jeszcze siedziała w milczeniu. Po policzkach spływały łzy, niesłychanie wolno, docierając do brody i stamtąd kapiąc na złożone na kolanach ręce.
***
Adam delikatnie położył ją na łóżku.
- Zostań tu, pójdę po herbatę.
- Nie chcę pić.
- Po melisę – uśmiechnął się. – Musisz się troszkę uspokoić.
Chwyciła go za rękę, przytrzymując w miejscu.
- Wiesz, że nie pozwolę na to, co zamierzasz?
- Porozmawiamy o tym później, zgoda?
Z wahaniem skinęła głową.
Kiedy wrócił, zastał ją w tej samej pozycji, z zadumą wpatrującą się w padający za oknem deszcz.
- Zimno mi – powiedziała cicho.
- Chodź! – Ujął ją za chłodną dłoń i energicznym ruchem postawił na nogi.
- Gdzie?
- Do łazienki. Na długą, wspólną kąpiel.
Tym razem odwzajemniła jego uśmiech.
Rozbierał ją powoli, w skupieniu celebrując każdy ruch i każdy gest. Już samo to było niezwykle podniecające. Na końcu zdjął koszulkę i zsunął spodnie wraz z bielizną.
- Mamy całą długą noc tylko dla siebie. Z pewnością ostatnią – wyszeptał jej na ucho.
- Wiem – również odpowiedziała szeptem, jednocześnie pieszcząc dłonią powoli nabrzmiewającą męskość.
Później słowa stały się zbędne.
***
Lena stała na tarasie posiadłości Lamerów w bezruchu. W złączonych dłoniach trzymała kubek z zimną już herbatę.
Patrzyła na las pełen ponurych cieni, choć oświetlony przez złociste promienie zachodzącego słońca.
Dookoła czaiło się zło. Zło, które wiedziało, że czar się kończy.
Za kilka godzin znów zaatakuje, tym razem szybko i bezlitośnie.
To wszystko wydawało się tak nierealne, tak nierzeczywiste.
- Wracaj do łóżka – wymruczał Adam, oplatając ją ramionami. – I nie myśl o tym teraz.
- Łatwo ci powiedzieć – uśmiechnęła się smutno, bezwiednie poddając się pieszczocie jego dłoni.
- Nie Leno, wcale nie jest mi łatwo. Co wolisz: siedzieć tu i obgryzać paznokcie czy też kochać się ze mną?
- To było pytanie retoryczne. – Odwzajemniła pocałunek, odstawiając na bok zimną herbatę.
A potem chwycił ją w ramiona i znów zaniósł do sypialni.
***
Obudziła się, ale miała wrażenie, że koszmar senny trwa nadal. Adam spał spokojnie obok, jego równomierny oddech był jednym dźwiękiem jaki rozlegał się w przytłaczającej ciszy. Później zagłuszyło go niespokojne bicie jej własnego serca. Zdawało się tak głośne, że niemal była pewna, że słychać je w całym domu, nie tylko w wyobraźni.
Podniosła się z łóżka i cichutko przekradła do łazienki, gdy tylko przywykła do ciemności na tyle, by dostrzec niewyraźne kontury mebli.
Zapaliła małą lampkę, umieszczoną tuż przy wejściu. Osoba, która spojrzała na nią z lutra, wydała się obca, nieznajoma.
Zamknęła oczy, usiłując odzyskać równowagę. Ale wtedy pojawiły się pozostałości koszmarnego snu. Niejasne, nieokreślone, ale przez to nie mniej straszne.
Wykrzywiona twarz, pokiereszowana, posiniaczona i zniekształcona. Oczy zamarłe w makabrycznym wyrazie. Pogruchotane ciało, w ohydnym, sinofioletowym odcieniu.
Najgorsze było jednak to, że czuła, iż ta twarz była znajoma. Że gdyby przyjrzała się jej jeszcze uważniej, poznałaby ją natychmiast.
Po ostatnich wydarzeniach, wiedziała już, że wszystko jest możliwe.
Umyła dłonie i napiła się odrobiny wody. Potem wzięła ręcznik i ponownie spojrzała w lustro nad umywalką. Lecz tym razem nie ujrzała własnej twarzy.
Postać miała rozmazane kontury i mało wyraziste szczegóły. Była ciemna, a ta czerń pochłaniała całe otaczające ją światło. Lustro stało się obrazem jak z nierealnego snu. Nie odbijało już łazienki, ani pobladłej twarzy Leny.
W nagłym odruchu paniki odskoczyła do tyłu, boleśnie uderzając plecami o przeciwną ścianę.
- Kim jesteś? – zapytała drżącym głosem. – Kim do diabła jesteś?
Postać powoli zaczęła podnosić opuszczoną głowę, jakby w odpowiedzi na prośbę o jej tożsamość.
W tym momencie zasłona prysznica została odciągnięta przez niewidzialną rękę, a metalowa rurka, na której była zawieszona, wygięła się, jakby pod wpływem ogromnego ciężaru. Potem oderwała się od ściany i upadła u stóp przerażonej dziewczyny.
Kiedy jednak okno po prawej stornie otwarło się z hukiem, a do środka wdarł się podmuch wiatru, odrzucający na bok bladoniebieską zasłonkę, krzyknęła.
Przynajmniej wydawało się jej, że krzyczy, bo tak naprawdę z ust wydobył się tylko cichutki jęk.
- Lena? Co tu się dzieje? – Do łazienki wpadł wzburzony Adam.
I wtedy raptownie zatrzymał się w progu, wlepiając przerażone spojrzenie w lustro.
Czarna postać ukazała swą twarz. Malujące się na niej złośliwy, pełen satysfakcji uśmiech, mógł doprowadzić do obłędu nawet najodważniejszego człowieka. Potem czerń rozlała się po całej tafli, a od samego dołu, zdawałoby się, że przez szkło, zaczęła sączyć się krew.
Trwali w bezruchu, dopóki cały ten nierzeczywisty, surrealistyczny obraz nie zniknął. Lustro znów było tylko lustrem, czerwona posoka zniknęła.
Dała krok do przodu i wpadła wprost w jego wyciągnięte ramiona. Jej rozszerzone przerażeniem oczy, powoli zmieniały swój wyraz. Ukazało się w nich szaleństwo, niemal graniczące z obłędem.
Bo Lena właśnie uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie ma dla niej ratunku.

link do części VII - klik

2 komentarze:

  1. Niesamowite jest to jak potrafisz budować napięcie i opisywać odczucia, czy obrazy. Uwielbiam twój styl, teraz ze zniecierpliwieniem czekam na ostatnia część i kolejną odsłonę pomyłki ;) weny życzę !

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, ja się naprawdę bałam później w nocy to czytać, jak się ciemno zrobiło:'/ cholernie nie przyjemne uczucie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.