Na ten tydzień kończę z Dżinem :) Reszta będzie w przyszłym. Na razie muszę uzupełnić te opowiadania, które leżą "odłogiem". Na początek "Spod ciebie...", potem dam kawałek "Pechowej dziewczyny", a na niedzielę kolejną część "Pomyłki".
Od razu zaznaczam, że Dżin bez poprawki, znajdziecie więc z pewnością drobne błędy.
Przyjemności!!!
Dżin (VII)
Zimny prysznic był tym,
czego potrzebowała moja zmaltretowana dusza i spocone ciało. Z prawdziwą ulgą
puściłam z góry chłodny strumień wody i przez chwilę trwałam nieruchomo,
odczuwając coraz to wyraźniejszą przyjemność. Potem rozejrzałam się dookoła w
poszukiwaniu pianki i żyletki. Wiedziałam, że mam tu gdzieś ostatnią sztukę i przy
okazji odnotowałam w pamięci, iż najwyższy czas udać się na kosmetyczne zakupy.
Pianka stała na półce,
ale znaleziona maszynka pełna była czarnych, poskręcanych włosków.
- Amir! –
wrzasnęłam z wściekłością. O mało nie połamałam sobie nóg, wychodząc w
pośpiechu spod prysznica. Owinęłam się ręcznikiem i z żyletką w dłoni, szybkim
krokiem pomaszerowałam do kuchni, gdzie siedział dżin popijając bez pośpiechu
kawę.
- Jesteś bezczelny,
wiesz?! Nie dość, że panoszysz się w mojej sypialni, ukradkiem czytasz
pamiętnik, to teraz jeszcze i to! – pomachałam mu przed nosem nieszczęsną
maszynką.
- Zapomniałaś o
szczoteczce do zębów.
- Chyba
żartujesz?!
- Ale nie martw
się, to było tylko raz na samym początku.
- Przecież mogłeś
wyczarować sobie nową? – jęknęłam z rozpaczą.
Zaczął się śmiać.
- Pewnie że tak,
ale gdybyś widziała swoją minę! Co do maszynki to przepraszam. Sama rozumiesz,
trzeba dbać o higienę, zwłaszcza w takie upały.
- Daję głowę paskudniku,
że zrobiłeś to specjalnie, by mnie zdenerwować?
- Zrobiłem to
specjalnie, by ujrzeć cię mokrą, owiniętą tylko w ręcznik…
- Łapy przy sobie!
- Jesteś strasznie
nieczuła – ukradkiem przyciągnął mnie i posadził na swoich kolanach. – Ale i
tak cię kocham!
Tak mnie zaskoczył tymi
słowami, że nie zareagowałam nawet gdy wsunął dłoń pomiędzy moje uda.
- Żartujesz,
prawda? Zresztą, to wcale nie jest zabawne – powiedziałam surowo, unosząc
placem jego podbródek i z powagą wpatrując się w ciemne, odrobinę drwiące oczy.
- Dlaczego
myślisz, że żartuję?
- Bo to… bo to… -
cichutko jęknęłam, gdy zaczął całować moją szyję. Jego dłoń dotarła do mego
gorącego i coraz bardziej wilgotnego wnętrza, po czym odważnie zaczęła pieścić
nowe, nieznane jej jeszcze rejony. Westchnęłam, prężąc się niczym drapana za
uszkiem kotka. Nie zaprotestowałam nawet wtedy, gdy poczułam na swych
pośladkach, twardniejący członek. Wręcz przeciwnie, zaczęłam się delikatnie
poruszać, ocierając się o niego poprzez gruby materiał ręcznika.
- Co ty ze mną
robisz? – wychrypiał, jednocześnie drugą dłonią odsuwając na bok natrętne
kosmyki włosów.
Nagle pod wpływem
impulsu, który jeszcze niezupełnie zrozumiałam, odwróciłam się i oparłam głowę
na jego ramieniu. Równocześnie rozchyliłam uda, by ułatwić mu dostęp. Czułam
jak wargami pieści moją szyję, jak powoli wsuwa coraz głębiej dwa place w rozgrzane,
wilgotne wnętrze, jak drugą ręką masuje nabrzmiałe piersi. Ręcznik zsunął się
na podłogę, ale nie miało to w tej chwili najmniejszego znaczenia, bo po raz
pierwszy w życiu, chciałam tego.
I co najdziwniejsze, to
on przerwał.
- Liloo –
wyszeptał, z nosem wciąż wtulonym w mój policzek. – Nie powinniśmy…
- Dlaczego? –
zdumiona spojrzałam w zamglone pożądaniem ciemne źrenice.
- Bo jeśli
zaczniemy, to nie będziemy potrafili skończyć. Ja nie będę potrafił. A poza tym
mamy pilne zlecenie…
- No tak. To
wszystko tłumaczy – powiedziałam z doskonale wyczuwalnym sarkazmem i pochyliłam
się by podnieść zapomniany ręcznik. Z tyłu usłyszałam głośny jęk.
- Co jest? – odwróciłam
się i owinąwszy spojrzałam na Amira.
- Nic, nic. Idź,
dokończ kąpiel. Jak wrócisz, to omówimy szczegóły nowego zadania.
Wzruszyłam ramionami.
Wciąż byłam rozpalona i chętna, ale dżin miał rację. Na szczęście pod prysznicem
dokończyłam, to co zaczął. Dodatkowo podniecała mnie myśl, że on z pewnością
robił teraz to samo…
- Na wszelki
wypadek odmawiam pracy nad jakimkolwiek zbiornikiem wodnym – powiedziałam,
wchodząc do kuchni już ubrana i uczesana.
- Dlaczego? – Amir
podniósł wzrok znad właśnie czytanej gazety.
- Powiedzmy, że te
pijawki były ostatnią kroplą goryczy.
Zaczął się śmiać. Bez
litości przyłożyłam mu trzymaną w ręku ścierą.
- Tym razem będzie
sucho, przysięgam – odłożył prasę i spojrzał na mnie z udawaną powagą.
- Gdzie?
- Mała wioska w
Bieszczadach. Biorę zlecenia regionalne, abyś nie miała problemów
lingwistycznych.
Prychnęłam lekceważąco.
- Matka twierdzi,
że jej córkę napastuje wilkołak. Zwłaszcza niepokoi ją, gdy ta udaje się do
mieszkającej w pobliżu babki lub do znacznie oddalonego miasteczka.
- Hm… Mam bardzo
dziwne skojarzenia. A ty nie?
- To czarownice,
dar przekazywany jest z pokolenia na pokolenie.
- A dziewczę nie
chadza przypadkiem w czerwonej pelerynce?
- Nie pytałem o
takie szczegóły. To jak? Jedziesz ze mną, czy zostajesz w domku?
Coś dziwna wydawał się
ta jego nagła troska.
- Nie chcesz mnie
zabrać? – zerknęłam podejrzliwie.
- Wiesz, w lesie
bywają na przykład kleszcze…
- Och! Zamknij się
już. Zjemy i możemy ruszać.
- I niedźwiedzie –
dodał niewzruszony. – Wilki…
- Akurat! Niemcy
przyjeżdżają na polowania i grubą zwierzynę dawno wybili. Prezydent wykończył
zajączki, a reszta wyemigrowała do anglii. Ja się raczej dziwię, że wilkołak
się ostał…
- Chodzą słuchy,
że jest nim miejscowy dostojnik partyjny.
- Co za różnica?
Poczekamy do pełni i złapiemy kudłate coś, co będzie latało z gołym
przyrodzeniem po lesie. Masz, to twoja porcja sałatki i możemy ruszać.
- Nie musimy
czekać do pełni, ale i tak za wcześnie na rozpoczęcie akcji.
- Mam ochotę na
mały spacer po lesie, więc nie marudź.
- No dobrze, już
dobrze – westchnął z cierpiętniczą miną. Pół godziny później miałam spakowany
plecak z zapasami żywności, koc i na wszelki wypadek kostium. Wbrew wszystkiemu
żywiłam cichą nadzieję na jakąś malutką kąpiel w urokliwym oczku leśnym.
Bieszczady zachwycały
ciszą i spokojem. Drzewa szumiały delikatnie, poruszane ledwie dostrzegalnym
podmuchem wiatru.
- Bosko! –
powiedziałam z zachwytem, gdy przed nami pojawiła się niewielka polanka, pełna
cudownych, kolorowych kwiatów polnych. - Ta teleportacja to cudowna rzecz!
- Po co ci te
tobołki? – zainteresował się dżin, padając na zielony kobierzec trawy, tuż pod
rozłożystymi gałęziami jakiegoś drzewa.
- Zobaczysz, jak
zgłodniejesz – wygładziłam powierzchnię koca i usadowiłam się tuż obok niego. –
Pełnia za dwa dni, jesteś pewien, że spotkamy poszukiwanego wilkołaka?
Amir zamknął oczy i
udawał, że śpi. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam z plecaka opasłą lekturę. Bardzo
długo siedzieliśmy w ciszy, ja zajęta czytaniem, a Amir błogą drzemką. Ptaszki
śpiewały, pszczółki brzęczały, z nieba lał się żar, a nam było bardzo, ale to
bardzo przyjemnie. Przynajmniej dopóty, dopóki zza krzaków oddzielających z
jednej strony polankę od lasu, nie dobiegły do moich uszów jakieś dziwne
odgłosy. Na początek uniosłam głowę i z zastanowieniem wsłuchiwałam się w te
dźwięki. Potem pomyślałam lekko już poirytowana, że aż za bardzo przypominają…
- Wstawaj, idziemy
zobaczyć co oni tam robią za tymi krzakami – dżin szturchnął mnie łokciem i
wskazał na skraj polany. – Będzie ubaw po pachy i to za darmochę!
W miarę zbliżania się
można było wyraźnie rozróżnić kobiecy chichot i ciche powarkiwanie jakiegoś
zwierza. Po cichutku zakradliśmy się tam i rozsunęliśmy gałęzie. Tuż obok, pod
rozłożystym dębem, opierając się o jego pień, stała nadobna dzieweczka. Była
całkiem naga, jeśli nie liczyć krótkiej, czerwonej pelerynki. Właśnie pochylała
się, kusząco wypinając blady tyłeczek w kierunku ogromnego, owłosionego
przyrodzenia, należącego do stwora przypominającego krzyżówkę wilka z
człowiekiem. Znaczy się wyglądał jak ten pierwszy, ale postawę miał zupełnie
ludzką.
- Uuu!... – zawył
zwierzoczłek i z całą mocą wbił się pomiędzy krągłe pośladki dziewczęcia.
- Aaa!... –
zareagowała z równą energią. – Rżnij mnie wilku, rżnij!
No wiecie! Co to za
język? Ledwo smarkula od ziemi odrasta, a wyraża się jak rozerotyzowana
nimfomanka.
Choć trzeba przyznać,
że było na co popatrzeć. Przedstawienie było przednie. Wilk pracował niczym
szalony, na zmianę warcząc i wyjąc, dziewczę wiło się i krzyczało za każdym
mocniejszym pchnięciem, a jej dość okazały biust podskakiwał w rytm całości. Aż
sama poczułam ochotę, by zamienić się z nią miejscami…
- Dalej bestio!
Dalej! Rób to mocniej! – pokrzykiwała.
Dżin bez namysłu
rozsunął krzaki i stanął obok niezwykłej pary. Oboje spojrzeli na niego ze
zdumieniem, które szybko przerodziło się w coś innego, ale ani nie przerwali,
ani nawet na moment nie zwolnili. No tak… Dziwne byłoby raczej, gdyby nie
skorzystał z takiej okazji.
Padł na kolana i dłońmi
zaczął pieścić jędrne piersi dziewczyny, raz po raz usiłując złapać którąś z
brodawek. Chyba jej się to spodobało, bo spojrzała na niego z doskonale
widocznym uznaniem. Wilkołak bardzo szybko zarządził zamianę konfiguracji.
Leżącego na plecach Amira dosiadła hoża dzieweczka, jednocześnie kusząco
wypinając tyłeczek.
Wilk nie bawiąc się w
delikatności, najpierw splunął by ułatwić sobie wejście, a potem wściekle
zaatakował. Wbił się w nią, aż po samą nasadę i od razu przystąpił do
działania. Jęczała coraz głośniej, bo z pewnością sporej przyjemności dostarczały
jej dwa ogromne penisy zanurzające się na zmianę w obu dziurkach. W dodatku
włochate łapska pieściły brutalnie, bez żadnych subtelności nabrzmiałe piersi,
dyndające w takt każdego pchnięcia.
Amir miał półprzymknięte
oczy i szybki, urywany oddech. Błyskawicznie osiągnął orgazm, podczas gdy i
wilk zbliżał się do finału. Dochodził bardzo szybko, więc widząc co się dzieje
dżin zaczął ssać i masować falujące piersi, a kiedy dziewczyna z ochrypłym okrzykiem
osiągnęła ekstazę, psowaty zaczął wyć niczym potępieniec, eksplodując w jej
wnętrzu.
- Cudo! –
wychrypiał dżin, unosząc się na łokciach i spychając z siebie rozedrganą parę.
- No jasne. Jestem
świetna w te klocki – dzieweczka sięgnęła po leżącą tuż obok sukienkę i zaczęła
się ubierać. – Sorry, ale muszę się spieszyć. Babunia na mnie czeka.
- Ach! A może ty
jesteś Czerwony Kapturek? – spytał Amir domyślnie.
- Owszem, to mój
pseudonim artystyczny. A ta w krzakach, co podgląda z rozdziawionymi ze
zdumienia ustami, to kto?
- A taka jedna
cnotka niewydymka – dżin beztrosko machnął ręką.
W tym momencie mnie
odblokowało. Zarumieniona zarówno z podniecenia, jak i wstydu oraz oburzenia,
wyprysłam na polankę, ściągając na siebie zaciekawione spojrzenie psowatego.
- Ładna mi
bezbronna ofiara napastowana przez wilkołaka – powiedziałam jadowicie. – Założę
się, że niejeden korzysta z jej usług.
- Zazdrośnica –
mruknęła jasnowłosa, zarzucając pelerynkę. – Też byś pewnie chciała tego, czego
ja przed chwilą doświadczyłam?
Nadęłam się urażona.
Ale z drugiej strony, całkiem trafnie odgadła…
- Oczywiście, że
tak – dżin zamarł zdumiony z spodniami w dłoni. Jakoś pewnie nie bardzo mu te
słowa do mnie pasowały. – Ale nie teraz i nie tutaj. A on – wskazałam na
wilkołaka – jest na naszej czarnej liście. Mamy zlecenie…
- Moja matka to
straszna zazdrośnica – Czerwony Kapturek wzruszył ramionami. – Chciałaby mieć
Kubusia tylko dla siebie. A ja i babunia? Też mamy swoje potrzeby, a leśniczy
to impotent.
- Słyszysz? –
zwróciłam się do wciąż znieruchomiałego dżina. – Ja chyba z tego etatu
zrezygnuję. Dość mam napalonych magicznych stworów, uwikłanych w skomplikowane
relacje rodzinne!
- Ma na imię
Kubuś? – upewnił się Amir.
- Tak mi pasowało.
Zamknęłam oczy i
policzyłam do pięciu. Wilkołak posuwający nastoletnią dzieweczkę w czerwonej
pelerynce, do którego na dodatek ona zwraca się per „Kubuś” to niemal jeszcze
gorsze niż wodnik zakochany w klaczy…
- Jak chcecie to
możecie go jeszcze z kilka razy wykorzystać – wskazała psowatego. - Wystarczy
pomasować chwilkę, a już mu staje – to mówiąc zaśmiała się perliście, chwyciła
koszyczek, którego do tej pory nie zauważyłam i zniknęła za drzewami.
Spojrzałam z ukosa na
leżącego na wznak wilka. Dyszał ciężko, ale jego członek wciąż był sztywny i
sterczał niczym maszt bez flagi. Amir zdążył się ubrać i teraz przyglądał mi
się z zachłanną ciekawością.
- No co?
- Naprawdę chcesz?
- Zmiłujcie się
niebiosa, bo nie wytrzymam! – Potem nagle uspokoiłam się. – Owszem, chcę. A co
myślałeś? Że tylko ty masz swoje potrzeby? I obowiązkowo ty na dole, a wilkołak
od tyłu…
W miarę jak mówiłam,
Amirowi coraz bardziej wydłużała się twarz. Poszłam za ciosem i ściągnęłam
sukienkę, zostając w samej bieliźnie. W tym momencie wystartował z miejsca,
niczym koń dźgnięty ostrogą.
- Musimy wracać –
w pośpiechu podniósł porzuconą kieckę, usiłując zasłonić mnie przez ciekawskim
wzrokiem psowatego. – Sprawę wyjaśnimy później.
Nie zdążyłam nawet
słowem zaprotestować, gdy znaleźliśmy się z powrotem w domu. Ale tym razem nie
zamierzałam się wycofywać. Podniecenie i wściekłość, zdołały razem przełamać
wszelkie bariery moralne i całkowicie stłumiły rozsądek.
- Amir, proszę! –
zarzuciłam mu ramiona na szyję, przytulając się namiętnie. – Chociaż odrobinę,
troszeczkę… - pchnęłam go na fotel i sama usiadłam na nim okrakiem. Doskonale
wyczułam narastające podniecenie i twardniejącą męskość. Przymilałam się tak,
delikatnie pieszcząc jego twarz i z satysfakcją obserwując efekt moich
zabiegów. Wyraźnie było widać jak się łamie.
- Nie powinniśmy –
wzdychając pomógł pozbyć mi się biustonosza. Jęknął, gdy uniosłam się lekko,
tak by moje piersi znalazły się dokładnie naprzeciwko jego twarzy.
- Przecież ty
nigdy nie masz oporów – mruknęłam, pochylając się i dotykając koniuszkiem
języka jego szyi. Czułam jak ściska moje pośladki, jeszcze mocniej przyciągając
do siebie.
- Teraz mam –
odpowiedział cichutko, po czym nie wytrzymał i wtulił twarz w nagie piersi. Bawił
się nimi, ssał i przygryzał brodawki, jednocześnie dłońmi pieszcząc moje
wygięte w łuk plecy. Poruszałam się coraz szybciej, ocierając kroczem o
nabrzmiałego członka, pulsującego tuż pod cienkim materiałem spodni. Ale wciąż
chciałam więcej…
I wtedy… Nie, to nie
były wyrzuty sumienia, ale wrodzona przekora. Po prostu nie mogłam się
powstrzymać!
- Aaa!... Rżnij
mnie bestio, rżnij! – krzyknęłam entuzjastycznie.
Amir zamarł i spojrzał
w moje drwiące oczy.
- Paskuda –
powiedział z pretensją i zwalił mnie na podłogę. – To było wyjątkowo nieczyste
zagranie!
Wcale nie poczułam się
urażona. Przeciwnie, uklękłam i ścisnęłam dłonią znaczące wybrzuszenie w jego
spodniach.
- Co ty nie
powiesz? – zdziwiłam się uprzejmie, masując twardego jak kamień członka.
- Liloo, w tej
chwili przestań… - stęknął i naprężył całe ciało.
A jednak to ja miałam
władzę!
Przez chwilę
wsłuchiwałam się w jego chrapliwy oddech, niczym w najpiękniejszą muzykę. Potem,
nagle przerwałam i odwróciwszy się, wypięłam tyłeczek, przyciskając go do jego
krocza.
- Liloo!... –
zajęczał ściskając dłońmi moje pośladki.
- Ściągaj spodnie
i do roboty! – rzuciłam drwiąco przez ramię. Nigdy wcześniej nie widziałam
takiej wściekłości malującej się na czyjejkolwiek twarzy. Na dodatek przeplatającej
się z podnieceniem i pożądaniem. Oddychał ciężko, niczym po jakimś koszmarnie
męczącym wysiłku.
Ale paradoksalnie ta
wściekłość, pozwoliła mu się opanować.
Przytrzymując jedną
ręką spodnie, w pośpiechu uciekł z pokoju. Wzruszyłam ramionami. Można przyjąć,
że czułam prawdziwą satysfakcję. Po raz pierwszy podczas naszej znajomości, to
nie ja się wycofywałam. Niech no teraz spróbuje mnie nazwać cnotką niewydymką!
Wstałam i smętnie
pomyślałam, że było to prawdziwie pyrrusowe zwycięstwo. A to dlatego, że teraz
pozostawało zaspokoić mi się samej. Tym razem było to jak jedzenie banana ze
skórką.
Do cholery! Czy ja
zawsze muszę mieć takiego pecha?
cdn...
A ile bedzie czesci dzina jeszcze?
OdpowiedzUsuńDwie plus jedna jeszcze nigdzie nie publikowana :)
OdpowiedzUsuńa na jakich stronach jeszcze publikujesz swoje cudeńka ?
OdpowiedzUsuńa o ktorej dzisiaj Spod Ciebie? bo dzisiaj?
OdpowiedzUsuńWłaśnie dodałam :)))
OdpowiedzUsuńObecnie całość przenoszę tutaj, fragmenty publikuję gdzie popadnie - w końcu jakoś trzeba zdobyć publikę :)
Proszę, opublikój wszystkie części, jest to tak wciągająca opowieść, że nie wiem co będę robić jak się skończy :)
OdpowiedzUsuńBędzie więcej niż na pokantnych
OdpowiedzUsuńO jedną, którą właśnie dodałam :)
OdpowiedzUsuń"znaleziona maszynka pełna była czarnych, poskręcanych włosków" - hahaha :D Wpadłam pod biurko z wrażenia :P
OdpowiedzUsuń"Zarumieniona zarówno z podniecenia, jak i wstydu oraz oburzenia, wyprysłam na polankę" - skoro to dziewczyna jest narratorem, nie może wiedzieć, że się zarumieniła (chyba że stoi przed lustrem). Może czuć, że ma gorące policzki i ewentualnie domyślać się, że spąsowiała.
Kto by pomyślał, że dżin spasuje... Ech.
Muszę przemyśleć konstrukcję tego zdania.
OdpowiedzUsuńKiedyś w końcu nie spasuje ;)
Kurcze skąd Ty bierzesz te pomysły ? Jak przeczytałam 'Kubuś'- to myślałam, że o Puchatka chodzi. XD
OdpowiedzUsuń