czwartek, 25 lipca 2013

Dżin (VII)

Na ten tydzień kończę z Dżinem :) Reszta będzie w przyszłym. Na razie muszę uzupełnić te opowiadania, które leżą "odłogiem". Na początek "Spod ciebie...", potem dam kawałek "Pechowej dziewczyny", a na niedzielę kolejną część "Pomyłki".
Od razu zaznaczam, że Dżin bez poprawki, znajdziecie więc z pewnością drobne błędy. 
Przyjemności!!!


Dżin (VII)


Zimny prysznic był tym, czego potrzebowała moja zmaltretowana dusza i spocone ciało. Z prawdziwą ulgą puściłam z góry chłodny strumień wody i przez chwilę trwałam nieruchomo, odczuwając coraz to wyraźniejszą przyjemność. Potem rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu pianki i żyletki. Wiedziałam, że mam tu gdzieś ostatnią sztukę i przy okazji odnotowałam w pamięci, iż najwyższy czas udać się na kosmetyczne zakupy.
Pianka stała na półce, ale znaleziona maszynka pełna była czarnych, poskręcanych włosków.
- Amir! – wrzasnęłam z wściekłością. O mało nie połamałam sobie nóg, wychodząc w pośpiechu spod prysznica. Owinęłam się ręcznikiem i z żyletką w dłoni, szybkim krokiem pomaszerowałam do kuchni, gdzie siedział dżin popijając bez pośpiechu kawę.
- Jesteś bezczelny, wiesz?! Nie dość, że panoszysz się w mojej sypialni, ukradkiem czytasz pamiętnik, to teraz jeszcze i to! – pomachałam mu przed nosem nieszczęsną maszynką.
- Zapomniałaś o szczoteczce do zębów.
- Chyba żartujesz?!
- Ale nie martw się, to było tylko raz na samym początku.
- Przecież mogłeś wyczarować sobie nową? – jęknęłam z rozpaczą.
Zaczął się śmiać.
- Pewnie że tak, ale gdybyś widziała swoją minę! Co do maszynki to przepraszam. Sama rozumiesz, trzeba dbać o higienę, zwłaszcza w takie upały.
- Daję głowę paskudniku, że zrobiłeś to specjalnie, by mnie zdenerwować?
- Zrobiłem to specjalnie, by ujrzeć cię mokrą, owiniętą tylko w ręcznik…
- Łapy przy sobie!
- Jesteś strasznie nieczuła – ukradkiem przyciągnął mnie i posadził na swoich kolanach. – Ale i tak cię kocham!
Tak mnie zaskoczył tymi słowami, że nie zareagowałam nawet gdy wsunął dłoń pomiędzy moje uda.
- Żartujesz, prawda? Zresztą, to wcale nie jest zabawne – powiedziałam surowo, unosząc placem jego podbródek i z powagą wpatrując się w ciemne, odrobinę drwiące oczy.
- Dlaczego myślisz, że żartuję?
- Bo to… bo to… - cichutko jęknęłam, gdy zaczął całować moją szyję. Jego dłoń dotarła do mego gorącego i coraz bardziej wilgotnego wnętrza, po czym odważnie zaczęła pieścić nowe, nieznane jej jeszcze rejony. Westchnęłam, prężąc się niczym drapana za uszkiem kotka. Nie zaprotestowałam nawet wtedy, gdy poczułam na swych pośladkach, twardniejący członek. Wręcz przeciwnie, zaczęłam się delikatnie poruszać, ocierając się o niego poprzez gruby materiał ręcznika.
- Co ty ze mną robisz? – wychrypiał, jednocześnie drugą dłonią odsuwając na bok natrętne kosmyki włosów.
Nagle pod wpływem impulsu, który jeszcze niezupełnie zrozumiałam, odwróciłam się i oparłam głowę na jego ramieniu. Równocześnie rozchyliłam uda, by ułatwić mu dostęp. Czułam jak wargami pieści moją szyję, jak powoli wsuwa coraz głębiej dwa place w rozgrzane, wilgotne wnętrze, jak drugą ręką masuje nabrzmiałe piersi. Ręcznik zsunął się na podłogę, ale nie miało to w tej chwili najmniejszego znaczenia, bo po raz pierwszy w życiu, chciałam tego.
I co najdziwniejsze, to on przerwał.
- Liloo – wyszeptał, z nosem wciąż wtulonym w mój policzek. – Nie powinniśmy…
- Dlaczego? – zdumiona spojrzałam w zamglone pożądaniem ciemne źrenice.
- Bo jeśli zaczniemy, to nie będziemy potrafili skończyć. Ja nie będę potrafił. A poza tym mamy pilne zlecenie…
- No tak. To wszystko tłumaczy – powiedziałam z doskonale wyczuwalnym sarkazmem i pochyliłam się by podnieść zapomniany ręcznik. Z tyłu usłyszałam głośny jęk.
- Co jest? – odwróciłam się i owinąwszy spojrzałam na Amira.
- Nic, nic. Idź, dokończ kąpiel. Jak wrócisz, to omówimy szczegóły nowego zadania.
Wzruszyłam ramionami. Wciąż byłam rozpalona i chętna, ale dżin miał rację. Na szczęście pod prysznicem dokończyłam, to co zaczął. Dodatkowo podniecała mnie myśl, że on z pewnością robił teraz to samo…
- Na wszelki wypadek odmawiam pracy nad jakimkolwiek zbiornikiem wodnym – powiedziałam, wchodząc do kuchni już ubrana i uczesana.
- Dlaczego? – Amir podniósł wzrok znad właśnie czytanej gazety.
- Powiedzmy, że te pijawki były ostatnią kroplą goryczy.
Zaczął się śmiać. Bez litości przyłożyłam mu trzymaną w ręku ścierą.
- Tym razem będzie sucho, przysięgam – odłożył prasę i spojrzał na mnie z udawaną powagą.
- Gdzie?
- Mała wioska w Bieszczadach. Biorę zlecenia regionalne, abyś nie miała problemów lingwistycznych.
Prychnęłam lekceważąco.
- Matka twierdzi, że jej córkę napastuje wilkołak. Zwłaszcza niepokoi ją, gdy ta udaje się do mieszkającej w pobliżu babki lub do znacznie oddalonego miasteczka.
- Hm… Mam bardzo dziwne skojarzenia. A ty nie?
- To czarownice, dar przekazywany jest z pokolenia na pokolenie.
- A dziewczę nie chadza przypadkiem w czerwonej pelerynce?
- Nie pytałem o takie szczegóły. To jak? Jedziesz ze mną, czy zostajesz w domku?
Coś dziwna wydawał się ta jego nagła troska.
- Nie chcesz mnie zabrać? – zerknęłam podejrzliwie.
- Wiesz, w lesie bywają na przykład kleszcze…
- Och! Zamknij się już. Zjemy i możemy ruszać.
- I niedźwiedzie – dodał niewzruszony. – Wilki…
- Akurat! Niemcy przyjeżdżają na polowania i grubą zwierzynę dawno wybili. Prezydent wykończył zajączki, a reszta wyemigrowała do anglii. Ja się raczej dziwię, że wilkołak się ostał…
- Chodzą słuchy, że jest nim miejscowy dostojnik partyjny.
- Co za różnica? Poczekamy do pełni i złapiemy kudłate coś, co będzie latało z gołym przyrodzeniem po lesie. Masz, to twoja porcja sałatki i możemy ruszać.
- Nie musimy czekać do pełni, ale i tak za wcześnie na rozpoczęcie akcji.
- Mam ochotę na mały spacer po lesie, więc nie marudź.
- No dobrze, już dobrze – westchnął z cierpiętniczą miną. Pół godziny później miałam spakowany plecak z zapasami żywności, koc i na wszelki wypadek kostium. Wbrew wszystkiemu żywiłam cichą nadzieję na jakąś malutką kąpiel w urokliwym oczku leśnym.
Bieszczady zachwycały ciszą i spokojem. Drzewa szumiały delikatnie, poruszane ledwie dostrzegalnym podmuchem wiatru.
- Bosko! – powiedziałam z zachwytem, gdy przed nami pojawiła się niewielka polanka, pełna cudownych, kolorowych kwiatów polnych. - Ta teleportacja to cudowna rzecz!
- Po co ci te tobołki? – zainteresował się dżin, padając na zielony kobierzec trawy, tuż pod rozłożystymi gałęziami jakiegoś drzewa.
- Zobaczysz, jak zgłodniejesz – wygładziłam powierzchnię koca i usadowiłam się tuż obok niego. – Pełnia za dwa dni, jesteś pewien, że spotkamy poszukiwanego wilkołaka?
Amir zamknął oczy i udawał, że śpi. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam z plecaka opasłą lekturę. Bardzo długo siedzieliśmy w ciszy, ja zajęta czytaniem, a Amir błogą drzemką. Ptaszki śpiewały, pszczółki brzęczały, z nieba lał się żar, a nam było bardzo, ale to bardzo przyjemnie. Przynajmniej dopóty, dopóki zza krzaków oddzielających z jednej strony polankę od lasu, nie dobiegły do moich uszów jakieś dziwne odgłosy. Na początek uniosłam głowę i z zastanowieniem wsłuchiwałam się w te dźwięki. Potem pomyślałam lekko już poirytowana, że aż za bardzo przypominają…
- Wstawaj, idziemy zobaczyć co oni tam robią za tymi krzakami – dżin szturchnął mnie łokciem i wskazał na skraj polany. – Będzie ubaw po pachy i to za darmochę!
W miarę zbliżania się można było wyraźnie rozróżnić kobiecy chichot i ciche powarkiwanie jakiegoś zwierza. Po cichutku zakradliśmy się tam i rozsunęliśmy gałęzie. Tuż obok, pod rozłożystym dębem, opierając się o jego pień, stała nadobna dzieweczka. Była całkiem naga, jeśli nie liczyć krótkiej, czerwonej pelerynki. Właśnie pochylała się, kusząco wypinając blady tyłeczek w kierunku ogromnego, owłosionego przyrodzenia, należącego do stwora przypominającego krzyżówkę wilka z człowiekiem. Znaczy się wyglądał jak ten pierwszy, ale postawę miał zupełnie ludzką.
- Uuu!... – zawył zwierzoczłek i z całą mocą wbił się pomiędzy krągłe pośladki dziewczęcia.
- Aaa!... – zareagowała z równą energią. – Rżnij mnie wilku, rżnij!
No wiecie! Co to za język? Ledwo smarkula od ziemi odrasta, a wyraża się jak rozerotyzowana nimfomanka.
Choć trzeba przyznać, że było na co popatrzeć. Przedstawienie było przednie. Wilk pracował niczym szalony, na zmianę warcząc i wyjąc, dziewczę wiło się i krzyczało za każdym mocniejszym pchnięciem, a jej dość okazały biust podskakiwał w rytm całości. Aż sama poczułam ochotę, by zamienić się z nią miejscami…
- Dalej bestio! Dalej! Rób to mocniej! – pokrzykiwała.
Dżin bez namysłu rozsunął krzaki i stanął obok niezwykłej pary. Oboje spojrzeli na niego ze zdumieniem, które szybko przerodziło się w coś innego, ale ani nie przerwali, ani nawet na moment nie zwolnili. No tak… Dziwne byłoby raczej, gdyby nie skorzystał z takiej okazji.
Padł na kolana i dłońmi zaczął pieścić jędrne piersi dziewczyny, raz po raz usiłując złapać którąś z brodawek. Chyba jej się to spodobało, bo spojrzała na niego z doskonale widocznym uznaniem. Wilkołak bardzo szybko zarządził zamianę konfiguracji. Leżącego na plecach Amira dosiadła hoża dzieweczka, jednocześnie kusząco wypinając tyłeczek.
Wilk nie bawiąc się w delikatności, najpierw splunął by ułatwić sobie wejście, a potem wściekle zaatakował. Wbił się w nią, aż po samą nasadę i od razu przystąpił do działania. Jęczała coraz głośniej, bo z pewnością sporej przyjemności dostarczały jej dwa ogromne penisy zanurzające się na zmianę w obu dziurkach. W dodatku włochate łapska pieściły brutalnie, bez żadnych subtelności nabrzmiałe piersi, dyndające w takt każdego pchnięcia.
Amir miał półprzymknięte oczy i szybki, urywany oddech. Błyskawicznie osiągnął orgazm, podczas gdy i wilk zbliżał się do finału. Dochodził bardzo szybko, więc widząc co się dzieje dżin zaczął ssać i masować falujące piersi, a kiedy dziewczyna z ochrypłym okrzykiem osiągnęła ekstazę, psowaty zaczął wyć niczym potępieniec, eksplodując w jej wnętrzu.
- Cudo! – wychrypiał dżin, unosząc się na łokciach i spychając z siebie rozedrganą parę.
- No jasne. Jestem świetna w te klocki – dzieweczka sięgnęła po leżącą tuż obok sukienkę i zaczęła się ubierać. – Sorry, ale muszę się spieszyć. Babunia na mnie czeka.
- Ach! A może ty jesteś Czerwony Kapturek? – spytał Amir domyślnie.
- Owszem, to mój pseudonim artystyczny. A ta w krzakach, co podgląda z rozdziawionymi ze zdumienia ustami, to kto?
- A taka jedna cnotka niewydymka – dżin beztrosko machnął ręką.
W tym momencie mnie odblokowało. Zarumieniona zarówno z podniecenia, jak i wstydu oraz oburzenia, wyprysłam na polankę, ściągając na siebie zaciekawione spojrzenie psowatego.
- Ładna mi bezbronna ofiara napastowana przez wilkołaka – powiedziałam jadowicie. – Założę się, że niejeden korzysta z jej usług.
- Zazdrośnica – mruknęła jasnowłosa, zarzucając pelerynkę. – Też byś pewnie chciała tego, czego ja przed chwilą doświadczyłam?
Nadęłam się urażona. Ale z drugiej strony, całkiem trafnie odgadła…
- Oczywiście, że tak – dżin zamarł zdumiony z spodniami w dłoni. Jakoś pewnie nie bardzo mu te słowa do mnie pasowały. – Ale nie teraz i nie tutaj. A on – wskazałam na wilkołaka – jest na naszej czarnej liście. Mamy zlecenie…
- Moja matka to straszna zazdrośnica – Czerwony Kapturek wzruszył ramionami. – Chciałaby mieć Kubusia tylko dla siebie. A ja i babunia? Też mamy swoje potrzeby, a leśniczy to impotent.
- Słyszysz? – zwróciłam się do wciąż znieruchomiałego dżina. – Ja chyba z tego etatu zrezygnuję. Dość mam napalonych magicznych stworów, uwikłanych w skomplikowane relacje rodzinne!
- Ma na imię Kubuś? – upewnił się Amir.
- Tak mi pasowało.
Zamknęłam oczy i policzyłam do pięciu. Wilkołak posuwający nastoletnią dzieweczkę w czerwonej pelerynce, do którego na dodatek ona zwraca się per „Kubuś” to niemal jeszcze gorsze niż wodnik zakochany w klaczy…
- Jak chcecie to możecie go jeszcze z kilka razy wykorzystać – wskazała psowatego. - Wystarczy pomasować chwilkę, a już mu staje – to mówiąc zaśmiała się perliście, chwyciła koszyczek, którego do tej pory nie zauważyłam i zniknęła za drzewami.
Spojrzałam z ukosa na leżącego na wznak wilka. Dyszał ciężko, ale jego członek wciąż był sztywny i sterczał niczym maszt bez flagi. Amir zdążył się ubrać i teraz przyglądał mi się z zachłanną ciekawością.
- No co?
- Naprawdę chcesz?
- Zmiłujcie się niebiosa, bo nie wytrzymam! – Potem nagle uspokoiłam się. – Owszem, chcę. A co myślałeś? Że tylko ty masz swoje potrzeby? I obowiązkowo ty na dole, a wilkołak od tyłu…
W miarę jak mówiłam, Amirowi coraz bardziej wydłużała się twarz. Poszłam za ciosem i ściągnęłam sukienkę, zostając w samej bieliźnie. W tym momencie wystartował z miejsca, niczym koń dźgnięty ostrogą.
- Musimy wracać – w pośpiechu podniósł porzuconą kieckę, usiłując zasłonić mnie przez ciekawskim wzrokiem psowatego. – Sprawę wyjaśnimy później.
Nie zdążyłam nawet słowem zaprotestować, gdy znaleźliśmy się z powrotem w domu. Ale tym razem nie zamierzałam się wycofywać. Podniecenie i wściekłość, zdołały razem przełamać wszelkie bariery moralne i całkowicie stłumiły rozsądek.
- Amir, proszę! – zarzuciłam mu ramiona na szyję, przytulając się namiętnie. – Chociaż odrobinę, troszeczkę… - pchnęłam go na fotel i sama usiadłam na nim okrakiem. Doskonale wyczułam narastające podniecenie i twardniejącą męskość. Przymilałam się tak, delikatnie pieszcząc jego twarz i z satysfakcją obserwując efekt moich zabiegów. Wyraźnie było widać jak się łamie.
- Nie powinniśmy – wzdychając pomógł pozbyć mi się biustonosza. Jęknął, gdy uniosłam się lekko, tak by moje piersi znalazły się dokładnie naprzeciwko jego twarzy.
- Przecież ty nigdy nie masz oporów – mruknęłam, pochylając się i dotykając koniuszkiem języka jego szyi. Czułam jak ściska moje pośladki, jeszcze mocniej przyciągając do siebie.
- Teraz mam – odpowiedział cichutko, po czym nie wytrzymał i wtulił twarz w nagie piersi. Bawił się nimi, ssał i przygryzał brodawki, jednocześnie dłońmi pieszcząc moje wygięte w łuk plecy. Poruszałam się coraz szybciej, ocierając kroczem o nabrzmiałego członka, pulsującego tuż pod cienkim materiałem spodni. Ale wciąż chciałam więcej…
I wtedy… Nie, to nie były wyrzuty sumienia, ale wrodzona przekora. Po prostu nie mogłam się powstrzymać!
- Aaa!... Rżnij mnie bestio, rżnij! – krzyknęłam entuzjastycznie.
Amir zamarł i spojrzał w moje drwiące oczy.
- Paskuda – powiedział z pretensją i zwalił mnie na podłogę. – To było wyjątkowo nieczyste zagranie!
Wcale nie poczułam się urażona. Przeciwnie, uklękłam i ścisnęłam dłonią znaczące wybrzuszenie w jego spodniach.
- Co ty nie powiesz? – zdziwiłam się uprzejmie, masując twardego jak kamień członka.
- Liloo, w tej chwili przestań… - stęknął i naprężył całe ciało.
A jednak to ja miałam władzę!
Przez chwilę wsłuchiwałam się w jego chrapliwy oddech, niczym w najpiękniejszą muzykę. Potem, nagle przerwałam i odwróciwszy się, wypięłam tyłeczek, przyciskając go do jego krocza.
- Liloo!... – zajęczał ściskając dłońmi moje pośladki.
- Ściągaj spodnie i do roboty! – rzuciłam drwiąco przez ramię. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej wściekłości malującej się na czyjejkolwiek twarzy. Na dodatek przeplatającej się z podnieceniem i pożądaniem. Oddychał ciężko, niczym po jakimś koszmarnie męczącym wysiłku.
Ale paradoksalnie ta wściekłość, pozwoliła mu się opanować.
Przytrzymując jedną ręką spodnie, w pośpiechu uciekł z pokoju. Wzruszyłam ramionami. Można przyjąć, że czułam prawdziwą satysfakcję. Po raz pierwszy podczas naszej znajomości, to nie ja się wycofywałam. Niech no teraz spróbuje mnie nazwać cnotką niewydymką!
Wstałam i smętnie pomyślałam, że było to prawdziwie pyrrusowe zwycięstwo. A to dlatego, że teraz pozostawało zaspokoić mi się samej. Tym razem było to jak jedzenie banana ze skórką.
Do cholery! Czy ja zawsze muszę mieć takiego pecha? 

cdn...

11 komentarzy:

  1. A ile bedzie czesci dzina jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwie plus jedna jeszcze nigdzie nie publikowana :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a na jakich stronach jeszcze publikujesz swoje cudeńka ?

    OdpowiedzUsuń
  4. a o ktorej dzisiaj Spod Ciebie? bo dzisiaj?

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie dodałam :)))

    Obecnie całość przenoszę tutaj, fragmenty publikuję gdzie popadnie - w końcu jakoś trzeba zdobyć publikę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Proszę, opublikój wszystkie części, jest to tak wciągająca opowieść, że nie wiem co będę robić jak się skończy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Będzie więcej niż na pokantnych

    OdpowiedzUsuń
  8. O jedną, którą właśnie dodałam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. "znaleziona maszynka pełna była czarnych, poskręcanych włosków" - hahaha :D Wpadłam pod biurko z wrażenia :P
    "Zarumieniona zarówno z podniecenia, jak i wstydu oraz oburzenia, wyprysłam na polankę" - skoro to dziewczyna jest narratorem, nie może wiedzieć, że się zarumieniła (chyba że stoi przed lustrem). Może czuć, że ma gorące policzki i ewentualnie domyślać się, że spąsowiała.
    Kto by pomyślał, że dżin spasuje... Ech.

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę przemyśleć konstrukcję tego zdania.
    Kiedyś w końcu nie spasuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurcze skąd Ty bierzesz te pomysły ? Jak przeczytałam 'Kubuś'- to myślałam, że o Puchatka chodzi. XD

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.