sobota, 6 lipca 2013

Lustra (II)

Zapomniałam wam napisać, że w zasadzie to cały początek tej historii mi się przyśnił!
PS. Jutro obiecana niespodzianka... 

link do części I - klik

          Lustra (II)

Tomek ponuro wpatrywał się w pustą butelkę, stojącą na stole. Obok leżało jeszcze kilka innych, opróżnionych dużo wcześniej.
Prawda była taka, że pił bo nie mógł poradzić sobie z tym co zrobił. Nie rozumiał tego wtedy, nie rozumiał i teraz. A wyrzuty sumienia stawały się coraz bardziej dokuczliwe.
Musiał się z nią zobaczyć. O ile wpuści go do mieszkania. Jeśli jednak nie spróbuje…
Prysznic odrobinę go ocucił. Narzucił na siebie pierwszą lepszą koszulkę, wciągnął jeansy i ruszył w kierunku starej części osiedla. Po drodze, kierowany niezrozumiałym impulsem kupił kwiaty. Wiedział, że było to za mało, ale miał nadzieję, iż chociaż pomogą przełamać pierwsze lody.
Ponieważ zaczęło się ściemniać, w mieszkaniu paliła się mała lampka, dając ciepłe, złociste światło. Była więc w domu.
Długo stał przed drzwiami, zanim zdecydował się nacisnąć dzwonek. Serce podeszło mu do gardła, gdy usłyszał ciche kroki.
Potem drzwi bezszelestnie się uchyliły.
- Cześć – powiedział ochrypłym głosem. Sammy była blada, a pod oczyma miała ogromne, sino-fioletowe cienie. Włosy jak zwykle zaplątała w jakiś dziwaczny kok, co bynajmniej nie dodało jej uroku. Biedactwo! Nagle poczuł ogromny żal, że to on był tego powodem.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać. Wytłumaczyć się.
- A jest co?
- Proszę… Nie, błagam! Tylko dziś, potem możesz mnie wysłać do wszystkich diabłów.
- Myślę, że od razu możesz iść do diabła!
Usiłowała zatrzasnąć drzwi, ale bez problemu jej w tym przeszkodził.
- Daj mi pięć minut!
- Wynocha – warknęła, odpychając jego wyciągniętą dłoń. – Co sobie niby wyobrażasz? Że wystarczy kupić pierwszy lepszy wiecheć, a potem błagalnie poprosić o wybaczenie? Bo to przecież był fatalny przypadek, że przeleciałeś takiego kocmołucha jak ja!
- Aleksandro!
- Zamknij się i spadaj! Jeśli boisz się o swoją drogocenną karierę super gliny, to wierz mi, nie ma o co. Nie mam najmniejszego zamiaru lecieć do kogokolwiek na skargę.
Tym razem zdołała go rozzłościć. Przyszedł tu skruszony, z podkulonym ogonem, w duchu wyobrażając sobie wielką scenę wybaczenia. A potem być może coś jeszcze… Naprawdę szczerze żałował tego, co zrobił. Lecz ona zachowywała się w taki sposób!
- Nie to nie! – Uderzył z wściekłością nieszczęsnym bukietem o podłogę. Kwiaty rozsypały się barwną mozaiką po podłodze. – Wiesz czego żałuję? Że nie przepchnąłem ci obu dziurek! Stanowczo by się to przydało!
- Zbyt szybko sflaczał – powiedziała drwiąco krzyżując ramiona i spoglądając na niego prowokująco. – Potrzebowałbyś dużo więcej czasu.
- Zawsze mogę to dokończyć! – zagroził, robiąc krok w jej kierunku. Nie przestraszyła się.
- Ale tym razem zaraz po, zadzwonię pod 997 i zgłoszę gwałt – odparła ze spokojem. – Więc dobrze ci radzę, trzymaj łapy przy sobie!
Zgrzytnął zębami. Uhhh… Gdyby tak mógł ją… Zacisnął dłonie z taką siłą, że aż pobielały kłykcie.
- Podła suka!
- Ty ośmielasz się tak mnie nazywać? – spytała z niedowierzaniem. – Po tym wszystkim co zrobiłeś? Po lekceważącym traktowaniu, licznych obelgach i prostackim gwałcie?
- Nie zasługujesz na nic lepszego!
- Ty draniu! – Rzuciła się na niego z pięściami. Pomimo tego, że był większy i znacznie silniejszy, miał spory kłopot by unieruchomić jej ramiona. Przez chwilę przepychali się w milczeniu, słychać było tylko ich przyspieszone oddechy. Potem Tomek zyskał przewagę i z niemałym trudem przycisnął szamoczącą się dziewczynę do ściany.
Najgorsze było jednak to, że podczas całej tej szarpaniny, jego męskość wyraźnie stwardniała, dając jasno do zrozumienia, czego pragnie.
Mierzyli się spojrzeniami, on z drwiącym uśmieszkiem, wykorzystując chwilową przewagę, ona wciąż wściekła i rozgoryczona odniesioną porażką.
- Puszczaj mnie bydlaku!
- Nie.
To lakoniczne słowo jeszcze bardziej ją rozzłościło.
- Ach tak? – Z uśmiechem walnęła go kolanem prosto w krocze. Jęknął i natychmiast puścił Sammy. Wykorzystała sytuację i wziąwszy zamach, już po raz trzeci przywaliła mu w nos.
- Przeprosiny przyjęte! – oświadczyła ze satysfakcją. – A teraz się wynoś! I żebym nie musiała już więcej oglądać twojej zakazanej gęby!
Wypchnęła skulonego mężczyznę za drzwi, które z hukiem za nim zatrzasnęła. Ani przez chwilę nie zainteresowała się jego stanem i tym czy dotrze do domu.
Prawdę mówiąc, gówno ją to obchodziło!
***
- Kto u diabła ci to zrobił? – Stojący pod drzwiami jego mieszkania Marcin, zdumiony wpatrywał się w zakrwawioną twarz brata.
- Nic nie mów. – Tomek wyszperał z kieszeni klucz.
- Masz lód? Przydałby się zimny okład.
Mówiąc to, podszedł do lodówki i po chwili wygrzebał z niej plastikowy woreczek z zamarzniętymi kostkami.
- Masz, przyłóż to. I powiedz w końcu co się stało?
Tomek odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. Od zimna zaczęła szczypać go skóra na policzkach. Nie mówiąc już o bólu odczuwanym w niższych partiach ciała.
- Chciałbym zostać sam.
- Zaraz! Ukrywasz sprawcę, więc to żaden groźny przestępca. Nie odgrażasz się, więc to nie przypadkowa bójka. Nie?! – roześmiał się niedowierzająco. – Kobieta?!
- Wredna suka, nie kobieta – warknął jego brat, łypiąc ze złością jednym okiem.
- Dziwnie sztywno chodzisz, więc nos to nie jedyne poszkodowane miejsce. Mam rację? – Marcin wyglądał raczej na rozbawionego niż zmartwionego takim stanem rzeczy. Usiadł z impetem  tuż na stojącym obok fotelu.
- To moja sprawa – mruknął tamten.- Jak nie masz mi nic ważnego do powiedzenia, to spadaj.
- To była Sammy, prawda? Tylko nie wiem czym ją tak bardzo wkurzyłeś?
Tomek długą chwilę milczał. W duchu wciąż przeżywał swoją porażkę. Pobity przez takiego mikrusa! A niech będzie! Skoro jego brat jest, aż tak ciekawski…
- Zgwałciłem ją.
Uśmiech zamarł na twarzy Marcina.
- Bardzo śmieszne. A tak naprawdę?
- Tak naprawdę zrobiłem to tego dnia na komendzie. Poszło błyskawicznie. Chcesz znać szczegóły? – Usiadł nagle i spojrzał z rozgoryczeniem. – Jak było? Świetnie! Nigdy przedtem nie miałem takiego orgazmu.
- Ale przecież… - Marcin nagle pobladł.
- Nie zgłosi nigdzie skargi. Zresztą, sama mnie do tego sprowokowała.
- Zazwyczaj jeśli jakiś drań powiedział te słowa na przesłuchaniu, to dawałeś mu w gębę. Tomek czy ty do reszty postradałeś zmysły? Skoro dziewczyna cię nie chciała, to musiałeś uciekać się do gwałtu? Tak trudno było pogodzić się z odmową? – Ostatnie słowa prawie wykrzyczał, nerwowo przemierzając pokój.
- Nie cofnę czasu. Zresztą, nie jestem pewien, czy drugi raz nie zrobił bym tego samego.
- Pomijając już twoje chore popędy, jak mogłeś to zrobić akurat jej? Co ta biedulka ci zrobiła? Możesz mieć inne na kopy, wystarczy że skiniesz łaskawie palcem. – Marcin wciąż latał zdenerwowany po pokoju. Nie chciało mu się wierzyć, że zawsze podziwiany i uwielbiany brat, był zdolny do czegoś takiego. – Więc dlaczego akurat ona?
- Och, zamknij się już! – Tomek z głośnym stęknięciem, rzucił woreczek z lodem w kierunku kuchni. – Chciałem ją przeprosić, ale mnie pobiła. Potem stwierdziła, że to wystarczy za przeprosiny. Jesteśmy więc kwita.
- Bylibyście, gdyby wsadziła ci w tyłek rozpalony pogrzebacz!
- To co do cholery mam według ciebie zrobić?
- Znam cię. Kupiłeś po drodze byle jakie kwiatki i zjawiłeś się by mogła przyjąć twoje przeprosiny. Gdy kazała ci się wynosić, wkurzyłeś się i kontynuowałeś uprzejmą konwersację. Prawda? Pewnie nie szczędziłeś również tak zwanych komplementów?
Brat zerknął na niego podejrzliwie. Nie miał pojęcia, że jest aż tak bardzo przewidywalny.
- Zawsze cię podziwiałem. Odkąd pamiętam, byłeś moim największym autorytetem. Ale ostatnio wszystko zaczęło się psuć. – Marcin usiadł naprzeciwko milczącego Tomka. – Nadal jesteś świetnym policjantem, ale zmieniłeś się jako człowiek. Stałeś się zadufanym w sobie egoistą, a o twoim podejściu do kobiet nawet nie będę się wypowiadał.
- Bzdura!
- Traktujesz wszystkie jak zwierzynę, a randki niczym polowanie. Upaja cię każdy sukces, a dla ofiary wpadającej w zastawione sidła, nie masz ani krzty litości. Odpłacasz jej pogardą i zniecierpliwieniem, gdy domaga się czegoś więcej niż okazyjnego seksu.
- Po prostu stawiam sprawę jasno. Co w tym złego?
- To, że wykorzystujesz ich naiwność, czarując, mamiąc i obiecując istny raj. A po pierwszej nocce, mówisz „sorry, ale sama rozumiesz – muszę postawić sprawę jasno – to tylko seks”. Mam rację?
Tamten zacisnął tylko usta.
- Nawet jeśli, to wyłącznie moja sprawa.
- Może i tak, ale jeśli dowiem się, że znów próbujesz ją napastować, to tym razem nie skończy się na krwawiącym nosie. Masz na to moje słowo!
- Obrońca uciśnionych się znalazł – mruknął Tomek. – Możesz iść, jeśli skończyłeś. I przeproś mamę w moim imieniu, nie przyjadę na jutrzejszy obiad. Powiedz cokolwiek, co uznasz za słuszne.
Marcin bez słowa podszedł do drzwi. Ale zanim wyszedł, jeszcze raz odwrócił się, nie mogąc powstrzymać cisnących się z goryczą słów.
- Nawet w połowie na nią nie zasługujesz. Zaczynam rozumieć, dlaczego musiałeś uciec się do zwykłego gwałtu…
Wyszedł, zanim w drzwi uderzyła pusta butelka po whisky, którą Tomek akurat miał pod ręką.
***
- Cześć!
Nieco zdezorientowana Sammy, podniosła głowę znad czytanej właśnie książki. Siedziała w przytulnej kawiarni, nad kubkiem gorącej czekolady, delektując się ciepłem i spokojem tego miejsca oraz cichym brzmieniem jazzowej muzyki. Od czasu do czasu zerkała w okno. Za grubą szybą, widać było leniwie padający śnieg, nieskazitelną jeszcze biel ulic i ludzi, kulących się w swych ciepłych ubraniach, chyłkiem przemykających po śliskich ulicach.
Tuż obok jej stolika, stał roześmiany mężczyzna o intensywnie błękitnych oczach. Poczuła bolesny uścisk w piersiach.
- Cześć. Marcin, o ile dobrze pamiętam? – spytała ostrożnie.
- Tak. Mogę się przysiąść? Jeśli oczywiście nie jesteś zajęta? – dodał szybko.
Mogła skłamać. Ale nagle zapragnęła dowiedzieć się, co słychać u największej porażki jej życia, jak w duchu określała pewnego przystojnego drania.
- Nie. Wstąpiłam tylko na czekoladę.
- To świetnie!
Szybko zdjął płaszcz, rzucając go na wolne krzesło, tuż obok okrycia dziewczyny.
- Dla mnie to samo – powiedział do kelnerki, która zjawiła się przy stoliku i zatarł dłonie.
- Ale ziąb. Okropna pogoda, prawda?
- Nie, dlaczego? Jest cudownie! – Sammy uśmiechnęła się do widoku za oknem. – Tak magicznie, czarodziejsko. Czuć w powietrzu nadchodzące święta.
Marcin zagapił się w jej profil. Była jeszcze piękniejsza niż zdołał zapamiętać. Włosy miękkimi falami układały się wokół delikatnej twarzy, o ogromnych, marzycielskich oczach. Dopiero teraz zauważył, że nos miała zadarty niczym figlarny duszek, a usta duże i wyraziste. Jakby stworzono je specjalnie do całowania.
Odwróciła głowę i napotkała jego spojrzenie. Zarumieniła się lekko, bez problemu odczytując pełne zachwytu myśli siedzącego naprzeciwko mężczyzny.
- Nie w mundurze? – Przerwała krępującą ciszę, unosząc filiżankę z czekoladą.
- Nie. Mam wolne. – Również ostrożnie spróbował parującego napoju.
- Niezła! Z czego się śmiejesz?
- Masz prześliczne, czekoladowe wąsy. – Wyciągnęła dłoń i palcem wskazującym przesunęła nad jego górną wargą.
- Myślałem, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać? – powiedział spontanicznie. Zbladła, bo bez problemu domyśliła się, że on wie.
- To zależy od tego o czym chcesz rozmawiać? – odparła ze spokojem.
- Na pewno nie o moim pokręconym uczuciowo bracie. Daję słowo!
- Wierzę. – Uśmiech powrócił na jej twarz. – I chciałabym dodać, że czuję się znakomicie. Bolało, ale poradziłam sobie z tym. Tylko… Zewnętrznie bardzo przypominasz Tomka. – Spojrzała głęboko w jego oczy. – A co z resztą?
- Mój brat to idiota! Już raz to powiedziałem, teraz mogę tylko potwierdzić. Ale może wkrótce się ustatkuje, przyda mu się to.
- Jak to? – Sammy poczuła, jak jej serce zaczyna bić niczym oszalałe.
Marcinowi dopiero teraz przyszło do głowy, że niekoniecznie jest to wiadomość, którą chciałby przekazać na samym początku. Co prawda, zarówno on, jak i cała rodzina byli zachwyceni nadchodzącym ślubem Tomka, ale jak zareaguje Sammy?
- Do diaska! Zawsze byłem paplą – uśmiechnął się przepraszająco.
- Skoro zacząłeś, to dokończ. – Zdziwił go twardy ton głosu dziewczyny.
- W kwietniu się żeni. Zdecydował się tak nagle, że zaskoczył nas wszystkich.
Nie sprawiło mu to przyjemności, choć gdzieś w głębi duszy chciał, by pozbyła się wszelkich złudzeń co do Tomka. Może wtedy zwróciłaby uwagę na niego? Nie miałby nic przeciwko takiej dziewczynie, a już z pewnością nie zniżyłby się do jakiejkolwiek przemocy.
- Sammy, przepraszam, że rzuciłem ci to tak brutalnie w twarz. Chociaż obiecałem, że nie będziemy rozmawiać na ten temat. – Położył swoją zziębniętą jeszcze dłoń, na jej szczupłej rączce. – Chyba też jestem draniem – dodał z goryczą, widząc łzy malujące się w pięknych oczach.
- To nic… - szepnęła, pochylając głowę.
- Jak naprawdę było? – spytał cicho. – Pozwoliłaś mu na to czy nie?
- Na początku tak. Byłam strasznie głupia i naiwna. Nie wierzyłam, że ktoś taki jak on może… A potem było już za późno. Nie mogłam krzyczeć o pomoc, bo zakrył mi usta dłonią. Był zbyt silny, prawie dwa razy większy ode mnie i startował z lepszej pozycji.
- Rozmawiałaś o tym z kimś?
- Tylko raz z przyjacielem. Zresztą sam się domyślił, odbierając mnie po wszystkim z komendy.
- Cholera – powiedział Marcin i zamilkł.
Otarła łzy wierzchem dłoni.
- Mieliśmy nie poruszać takich tematów? – Wysiliła się na żartobliwy ton.
- Wiesz – odwzajemnił jej uśmiech – byłem u niego, kiedy wrócił z próby przeprosin. I muszę przyznać, że wojownicza z ciebie kobietka!
- Tym razem nie dałam się zaskoczyć.
- I słusznie. Kiedy teraz sobie przypomnę jego minę i rozkwaszony nos, to naprawdę chce mi się śmiać.
Udało mu się ją rozbawić.
- Chciałbym zobaczyć cię jeszcze kiedyś w mundurze – powiedziała, figlarnie mrugając jednym okiem.
- Zapiszę cię na najbliższy wolny termin. – Odwzajemnił mrugnięcie. Widmo brata ulatniało się powoli, niczym nocny koszmar, blaknący w świetle dnia.
Za oknem wciąż cicho, leniwie padał śnieg. Mróz malował na szybach abstrakcyjne wzory, a sople lodu zwisającego z dachów, dzwoniły za każdym mocniejszym podmuchem wiatru.
A w ciepłym kąciku małej kawiarenki siedziało dwoje młodych, roześmianych ludzi, którzy krok po kroku, pomalutku, odkrywali od nowa całe piękno tego świata. Ona i on.
***
Czy budował zamki z piasku? Z każdym spotkaniem, z każdym słowem, zależało mu coraz bardziej. Coraz mocniej ją kochał.
A ona? Czym dla niej był?
Dlatego bardzo długo zastanawiał się nad tym, czy powinien ją o to poprosić. Jednak jeśli naprawdę chciał związać swą przyszłość z Sammy, to prędzej czy później będzie musiał doprowadzić do nieuniknionej konfrontacji.
- O czym myślisz? – Dziewczyna postawiła przed Marcinem parujący kubek, świeżo zaparzonej herbaty. – Spróbuj! Bosko pachnie migdałami.
Jedną z wielu rzeczy, którą uwielbiał z nią robić, było kupowanie coraz to nowych, bardziej wymyślnych herbat. Potrafili spędzić w takim sklepie całą godzinę, wąchając wszystko i uważnie studiując składniki. Nigdy by nie pomyślał, że tak świetnie można się bawić przy tak banalnej czynności.
- Nic takiego.
- Przecież widzę, że od kilku dni najwyraźniej coś cię gryzie. I zaczynam się bać…
- Przestań! – Przyciągnął ją ku sobie i posadził na kolanach. Potem objął i czule pogładził po policzku. Dotąd jeszcze nie odważył się pocałować, choć powstrzymywał się z coraz większym trudem, by tego nie zrobić. Ale też się bał.
- Marcin, o co chodzi? Pamiętasz, mówiłam kiedyś, że niepewność jest najgorsza, bo pozostawia zbyt wiele pola dla wyobraźni. A ta potrafi płatać brutalne figle.
- Chciałbym byś towarzyszyła mi na ślubie brata – rzucił desperacko.
Powoli na jej ustach ukazywał się coraz szerszy uśmiech.
- Tylko tyle? Ależ mnie nastraszyłeś! Ty głuptasie!
Cmoknęła go w czubek nosa. Ona również bała się pierwszego pocałunku. A co jeśli na przeszkodzie stanie im podobieństwo Marcina do Tomka? Tylko zewnętrzne, bo jeśli chodzi o charakter i usposobienie, był całkiem inny. Wesoły, roześmiany, pełen niespożytej energii. I traktował ją z taką delikatnością. Podejrzewała, że dlatego, by nie kojarzyła go z bratem.
Jednak kiedyś będą musieli spróbować. Dlaczego więc nie teraz?
Wyglądało to tak, jakby oboje jednocześnie pomyśleli o tym samym. Ona uniosła głowę, muskając dłońmi jego kark; on pochylił się i niesłychanie ostrożnie dotknął tych kuszących, od tak dawna upragnionych ust. A potem już nie umiał się zatrzymać.
Szybko przekonali się, jak subtelny, romantyczny pocałunek, może zamienić w pełen namiętności i tłumionego pożądania, intymny splot dwóch języków.
Marcin na moment przerwał i ujmując twarz dziewczyny w obie ręce, spojrzał głęboko w pełne rozmarzenia oczy. Uśmiechnęła się, bo wbrew wszelkim obawom, nie pojawiło się od tak dawna prześladujące ją widmo Tomka. Odwzajemnił ten uśmiech, bo doskonale go zrozumiał.
- Sammy – wyszeptał. – Na więcej mogę poczekać.
- Aż będziesz stary, zgrzybiały, poruszający się o laseczce? – zażartowała. Ale wyraźnie czuł jej dłonie, stanowczo rozpinające guziki koszuli. Nieznacznie zadrżała, gdy on również zaczął ją rozbierać.
- Aż będziesz absolutnie pewna, że tego chcesz.
- A ty? Jesteś tego pewien?
Zrozumiał, że ją uraził.
- Przepraszam Oleńko. – Spojrzała zdumiona. Od bardzo dawna nikt jej tak nie nazywał. A ona przyzwyczaiła się do ksywki zabawnego żółwika z kreskówki i to imię wydało się wręcz obce. A potem powróciły czasy dzieciństwa. Beztroskie, takie nieskomplikowane. Cudowne. Jak pocałunki Marcina, pieszczącego ją z narastającym żarem.
Tak wiele chciał powiedzieć. O pierwszym spotkaniu, gdy długo nie mógł zapomnieć jej oczu, jej uśmiechu. O tym, jak mocno biło mu serce, gdy zobaczył ją przez zaśnieżoną szybę kawiarni. Stał przed drzwiami ponad kwadrans, zastanawiając się czy wejść do środka. Jego brat był skończonym idiotą i nawet nie wiedział jak wiele stracił.
- Wieki nikt tak do mnie nie mówił.
- To źle, że tak cię nazwałem?
- Nie, wręcz przeciwnie. – Naprężyła ciało, czując jak wędruje ustami w dół, wzdłuż wygiętej do tyłu szyi.
Nagle przerwał.
- Sammy… – Czuła się wręcz rozczarowana, że tak ją nazwał. Oddychał z trudem, niczym po ciężkim wysiłku fizycznym. – To co powiem teraz, z pewnością ci się nie spodoba. Nie bój się, to nic strasznego. Ale zanim będziemy się kochać, chciałbym abyś ponownie spotkała się z moim bratem. Muszę być pewien, że nie jestem tylko jego bladym cieniem, substytutem…
Zerwała się i wymierzyła mu siarczysty policzek. W oczach miała pełno łez.
- Za kogo ty mnie masz? Sam się spotykaj z tym poszkodowanym na umyśle kretynem! Nie jesteś nic lepszy od niego! Asekurant!
Nie spodziewał się takiej reakcji. W milczeniu patrzył jak drżącymi dłońmi wciąga kozaki, jak z furią wciska czapkę na głowę i zarzuca płaszcz. Nie odezwał się nawet wtedy, gdy chwyciła za klamkę.
Spojrzała w kierunku Marcina, chcą powiedzieć jeszcze jakąś uszczypliwą uwagę. I zamarła.
Płakał? Niemożliwe? A jednak…
Rzuciła wszystko i jak burza wpadła w szeroko otwarte ramiona.
- Przepraszam! Nie chciałam… Nie tak! – powtarzała, okrywając jego twarz pocałunkami. Jak mogła kiedykolwiek pomyśleć, że jest zdolny do tego, co brat? Przecież przez ostatnie tygodnie powinna była poznać go wystarczająco dobrze.
- Ja również – wyszeptał, ściągając z niej płaszczyk. – Kocham cię Sammy. I wciąż się boję, że możesz zniknąć jak senne marzenie.
- Głuptas!
- Pewnie tak…
- Straszny głuptas! – Zsunęła koszulę z jego ramion. – Jeśli jeszcze raz…
- Sammy? A czy ty mnie kochasz?
Przerwała by spojrzeć mu głęboko w oczy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, który on odwzajemnił.
- Tak.
- To powiedz to.
- Przecież mówię!
- Całym zdaniem proszę.
Roześmiała się perliście. A potem spoważniała.
- Kocham cię – odpowiedziała, rumieniąc się gwałtownie. – I jesteś pierwszym mężczyzną, któremu to mówię.
Pocałował ją u nasady szyi. Przesunął wargami po miękkich policzkach, dotarł do wilgotnych warg. Ten pierwszy raz chciał to zrobić powoli, celebrując każdą pieszczotę, każdy dotyk.
Wstał i wciąż trzymając dziewczynę w ramionach, skierował się do sypialni.
Postawił ją na łóżku, tak że teraz zrównali się wzrostem. Przycisnęła palce do jego dłoni, w niewinnym, a zarazem zmysłowym geście. Spojrzała głęboko w oczy, by mógł odczytać malujące się w nich pragnienia.
To wystarczyło. Wywołało eksplozję!
Ucałował szczupły nadgarstek, kierując się po wewnętrznej stronie przedramienia w górę, a później w bok, docierając do nabrzmiałych, oczekujących pieszczot piersi.
Drżała, gdy zdejmował z niej ubranie. Ale bynajmniej nie dlatego, że chłód zaczął pieścić nagie ciało. Tylko dlatego, że nie było już odwrotu.
Kiedy układał ją delikatnie na łóżku, cicho wyszeptała jego imię. A on pocałunkami kreślił wciąż nowe wzory na rozpalonej skórze. Pozwolił by zsunęła mu spodnie, by poprzez elastyczny materiał bielizny ujrzała, jak bardzo był podniecony. I jak bardzo jej pożądał.
Ale gdy ich nagie ciała się zetknęły, wszystkie myśli uleciały w dal, rozmyły się, znikając w narastającej rozkoszy, w przeczuciu nadchodzącej ekstazy, której pragnęli od wielu tygodni.
Dłońmi ujął obie piersi, bez wahania odnalazł wargami sterczące sutki, ściskając je, brutalnie i czule jednocześnie.
Nigdy wcześniej nie myślała, że można to zrobić w ten sposób, tak doskonale mieszając różnorakie doznania. Jęknęła, gładząc jego plecy, z pasją odpowiadała na każdą pieszczotę, z miłością na każdy pocałunek.
Z niespotykaną siłą przycisnął ją do łóżka. Spojrzała w oczy pełne tylu uczuć, a nade wszystko bezgranicznego pożądania.
Bez wahania wypełnił ją całą, aż po sam kraniec wilgotnego wnętrza. Z początku poruszał się powoli, w jednostajnym, hipnotyzującym rytmie. Lecz gdy zarzuciła mu ramiona na szyję, gdy wyszeptała kilka czułych słów, gdy poprosiła by dał spełnienie, przestał nad sobą panować.
Całkowicie.
Trwało to zaledwie kilka chwil, a potem rozkosz rozlała się potężną falą po całym ciele. Ogarnęła ją ekstaza, nieporównywalna z niczym, co dotychczas dane jej było przeżyć.
Jak przez mgłę słyszała swój krzyk, któremu towarzyszył ochrypły jęk Marcina.
Gdzieś tam pojawiła się ulotna myśl, że podarował jej to, czego w skrytości ducha pragnęła od kogoś zupełnie innego. Pojawiała się i zniknęła, pozostawiając tylko uczucie spełnienia i niezwykłej wspólnoty z drugim człowiekiem.
Z kimś, kogo tak niespodziewanie pokochała.
 
link do części III - klik

7 komentarzy:

  1. Ta wersja jest lepsza niz na pokatnej :)
    Proszę niech to opowiadanie dobrze się skończy dla Sammy i Marcina:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta sama wersja jest na pokatnych, ale popełniłam mały błąd - zamiast wykasować starą i dać do moderacji nową, edytowałam tekst i stary zastąpiłam nowym. W ten sposób nie każdy dowiedział się o zmianie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja bym jednak wolała tego Tomka... nie lubię kiedy facet płacze w takich sytuacjach, bo dla mnie to zawsze jakieś emocjonalne zagrywki, których nie lubię. Ot taka ciepła kluseczka;)) ale to tylko tak prywatnie, bo opowiadanie jednak podoba sie, jak wszystkie z reszta. Droga Autorko! mam wrażenie, że idealnie trafiasz w gusta swoich czytelniczek - jak Ty to robisz?!;o;)
    pozdrawiam,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja wiem? Po prostu piszę to, co sama chciałabym czytać.
      Kiedyś wstydziłam się mojego zamiłowania do różnego rodzaju romansideł. Teraz nie mam z tym najmniejszych problemów i mam na półce istny chaos: obok harlequinów - Mrożek, obok M.Sandemo - Bułyczow, obok Żeromskiego - fantastyka, itd. Czytam to co lubię, a nie to, co wypada, bo jest modne czy może świadczyć o mej yntelgygencji :) O niej świadczą dwa dyplomy ze studiów.

      Usuń
  4. Sami zobaczycie... Akurat ten utwór mam już skończony i raczej nie chciałabym go zmieniać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następna część umieram z ciekawości!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej podobało mi się to, że uwzględniłas człowieczeństwo faceta... Tak..! Oni czasami też płaczą! :P

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.