niedziela, 21 lipca 2013

Dżin (IV)

A może wy macie pomysł na jakąś nową, zabawną przygodę Liloo i Amira? Jeśli tak, to napiszcie coś w komentarzach, a wtedy ja dopiszę albo kawałek w środku, albo kontynuację :)))


Dżin (IV)


Moja przyjaciółka dość szybko się pocieszyła i właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że zamierza spędzić ten wieczór, a może nawet i nockę, u boku pewnego przystojnego Portugalczyka. Dżina także nie było widać, widocznie również był zajęty.
Z prawdziwą ulgą przebrałam się w piżamę i wyszłam na balkon, by poprzyglądać się nocnemu życiu głównej ulicy Sousse. Kiedy już czułam, że oczy same mi się zamykają, wróciłam do łóżka i po chwili błogo zasnęłam.
Obudziło mnie dziwne, nieokreślone uczucie. A w dodatku bardzo przyjemne…
Leżałam, cicho pomrukując, niczym drapany za uszkiem kot, bardzo powoli wracając do rzeczywistości.
I dopiero wtedy, z pełną ostrością dotarło do mnie, skąd wzięła się tak intensywnie smakowana przeze mnie rozkosz.
Do moich pleców tulił się Amir, ustami pieszcząc skórę na karku, a palcem masując nabrzmiałą łechtaczkę.
- Do stu piorunów! – Odepchnęłam go z całą siłą i gwałtownie usiadłam na łóżku, otulając się kołdrą. - Co to ma do cholery znaczyć?!
Z pewnością nie czuł się winny. Uśmiechał się bezczelnie, lekko przygryzając dolną wargę.
- Podobało ci się. – To nie było pytanie, tylko stwierdzenie.
- Słuchaj ty niewyżyty erotomanie! Jak jeszcze raz przyłapię cię na podobnym wybryku, to daję słowo, że zażyczę sobie byś został impotentem! Nawet poświęcę na to jedno życzenie!
- Ależ ty jesteś uparta! – Przekręcił się i leżąc na plecach z rękoma pod głową, zapatrzył się w sufit. – Naprawdę nie chcesz bym skończył? – Zerknął na mnie ukradkiem.
Wciąż byłam oburzona i zła, ale gdy pomyślałam, że mógłby… Nie, nie! Po moim trupie!
Milcząc odsunęłam się na sam skraj łóżka i położyłam pomiędzy nami poduszkę.
- Jeśli chcesz pozostać w tym pokoju, to radzę nie przekraczać ci wyznaczonej granicy.
Westchnął tylko. Potem bez słowa odwrócił się do mnie tyłem.
Bardzo długo leżeliśmy w całkowitym milczeniu. Z pewnością, on również nie mógł zasnąć. Byłam na niego naprawdę wściekła, bo doprowadził mnie do stanu, który za nic nie chciał minąć. Moje ciało płonęło i nie umiałam temu nijak zaradzić. Gdyby był tu Adrian… I znów pojawiło się dziwaczne skojarzenie z pewnym ssakiem.
- Ta koza, to twoja sprawka? – spytałam surowo.
- Nie – zaprzeczył bez wahania, ale jakoś mu nie uwierzyłam. Jeśli byłby niewinny, to zamiast zaprotestować, spytałby o szczegóły.
- To wcale nie jest zabawne.
- No co ty? – Odwrócił się i spojrzał rozbawiony.
- Dlaczego los pokarał mnie akurat tobą? – poskarżyłam się w przestrzeń. – Nie mógł trafić mi się jakiś porządny, normalny baśniowy stwór? Taki, który solidnie spełniłby moje życzenia i wrócił do lampy…
- Jestem za to najseksowniejszy!
- Też mi korzyść – prychnęłam.
- Gdybyś nie była taką świętoszkowatą cnotką niewydymką, to z pewnością doceniłabyś mą skromną osobę.
Aż poderwało mnie z posłania.
- Że jak? – wysyczałam z wściekłością.
Nie odpowiedział, tylko się roześmiał.
- To udowodni mi, że nie mam racji – dodał prowokująco.
Co za uparty, namolny… Reszta tego, co pomyślałam nie nadawałby się do powtórzenia w przyzwoitym towarzystwie. W nieprzyzwoitym zresztą też.
Bez słowa odwróciłam się i desperacko zacisnąwszy oczy, próbowałam przywołać sen. Dżin szczęśliwie dla niego, siedział cicho. Gdyby znów zaczął truć to chyba faktycznie wyraziłabym życzenie, aby poszedł sobie do wszystkich diabłów. Po chwili, usłyszałam nawet błogie pochrapywanie.
Tymczasem mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Przez głowę przewijało się tysiące myśli naraz, w najmniejszym stopniu nie pozwalając na zaśnięcie. Po godzinie takich męczarni, wstałam i wygrzebałam z kosmetyczki Lany, pigułki na bezsenność. Podziałały, bo kilka minut później i ja z ulgą poczułam, że zasypiam.
Kiedy się obudziłam, Amir nadal leżał nieruchomo. Spał snem sprawiedliwego, którego spokoju nic nie jest w stanie zakłócić.
Ziewnęłam potężnie i zwlekłam się z łóżka. W łazience napełniłam pustą butelkę po mineralnej zimną wodą i z powrotem poczłapałam do sypialni.
Stanęłam nad dżinem i wylałam mu to wszystko na głowę. Efekt był piorunujący! Zerwał się z posłania, usiłując złapać oddech i nieprzytomnie mrugając oczyma.
- Pobudka – oświadczyłam radośnie. – Bo się spóźnimy na nasz wielki show!
- Zwariowałaś? – wrzasnął nieoczekiwanie rozzłoszczony.
Nie zniżyłam się do odpowiedzi, tylko usatysfakcjonowana wyszłam na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Za mną podążył rozjuszony, ociekający wodą Amir.
- No co? – Oparłam się o barierkę i rzuciłam mu pogodne spojrzenie. – Teraz jesteśmy kwita.
- Ja ci chciałem dać orgazm, a ty mnie oblałaś lodowatą wodą i uważasz, że jesteśmy kwita?
- Tak.
- Ty mała… - Zacisnął zęby. Spojrzałam na niego odrobinę niepewnie. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie widziałam go tak wściekłego. Dżin właśnie machnął ręką i zdusił na przedramieniu zbłąkaną pszczołę. Potem syknął i podejrzliwie obejrzał rozmazane truchło robala.
- No i widzisz, co narobiłeś? Z pewnością cię ugryzła. Daj, pokaż!
Bez sprzeciwu pozwolił obejrzeć ramię. Miejsce po ukąszeniu powoli puchło i czerwieniało. Zastanowiłam się, czym można by to było posmarować.
- Usiądź tutaj i nie wierć się – przykazałam surowo. – Muszę wyjąć żądło.
- Au! – krzyknął, podskakując nerwowo. – Czego ty używasz?
- Paznokci. A co? Źle znosisz ból?
- Po prostu to wyjmij – warknął.
W skupieniu pochyliłam się nad coraz bardziej gorącym przedramieniem. Tylko syknął, kiedy wyjęłam mikroskopijny kolec.
- Siedź spokojnie. Trzeba jeszcze opatrzyć.
Zaraz, czym powinnam to posmarować? Słyszałam kiedyś, że na podrażnioną skórę najlepsze jest masło. Zwykłego nie mam, ale przedwczoraj kupiłam orzechowe na przekąskę pomiędzy śniadaniem, a obiadokolacją.
Amir z rezygnacją wlepił wzrok w sufit.
- No! Teraz będzie lepiej. – Na koniec przylepiłam kawałek plastra. – Mam dobrą wiadomość - będziesz żył!
- A złą? – mruknął i w roztargnieniu dotknął spuchniętego i gorącego ramienia.
- Za dwa życzenia wrócisz do lampy…
Ledwo wypowiedziałam te słowa, to zrobiło mi się głupio. Mimo wszystko nie zasłużył na takie traktowanie.
- Przepraszam – powiedziałam zakłopotana.
- Nie ma za co. – Wzruszył ramionami. – Przecież masz rację. I czym u licha mnie wysmarowałaś? Swędzi coraz mocniej…
- Masłem orzechowym. Niczego innego nie miałam pod ręką.
Zaklął i biegiem ruszył w kierunku łazienki. Podążyłam za nim i kiedy weszłam do środka, trzymał rękę pod strumieniem wody.
- Mam uczulenie na orzeszki! – warknął przez zaciśnięte zęby.
- Ty masz uczulenie?! – Aż przysiadłam na krawędzi prysznica. – Żartujesz, prawda?
- A wyglądam? Zresztą, co w tym dziwnego? Wampiry są uczulone na czosnek, wilkołaki na srebro, a ja na orzeszki.
- No nie… - odparłam ze zgrozą. – Wiesz, w bajkach…
- Tak, wiem. W bajkach istnieje tylko dobro i zło, nie ma nic pomiędzy. Ten szlachetny na końcu zwycięża, ten podły przegrywa. I nikt nie jest uczulony na żadne pokarmy.
Zaczęłam się śmiać. On również przywołał na twarz coś, co przy dobrych chęciach można było wziąć za grymas radości. Musiałam go udobruchać, jeśli w przyszłości miał być pomocny. No i szczerze przyznaję, że zrobiło mi się go odrobinę żal.
- Nie złość się. – Wstałam i oparłam dłonie o muskularny tors. Nie powiem, to było przyjemne doznanie. Potem uniosłam głowę i ze skruchą spojrzałam w ciemne oczy. – Daję słowo, że…
Dżin raptownie pochylił się i pocałował mnie. Było to tak nagłe, że odruchowo odpowiedziałam mu tym samym. Jego wargi miękko wpiły się w moje usta, język zaczął buszować bez najmniejszych skrupułów, a dłonie zacisnęły się na pośladkach.
Można powiedzieć, że trafiłam do nieba! Robił to wyjątkowo delikatnie i czule, choć można się domyślać żaru, ukrytego za tą fasadą.
Było mi cudownie, rozkosznie i…
- Jak śmiesz?! – Wyrwałam się z jego ramion i posłałam mu mordercze spojrzenie. Niestety nie miał na tyle przyzwoitości by paść trupem na miejscu, tylko roześmiał się i odrzekł:
- Teraz jesteśmy kwita!
Uznałam za słuszne nie odzywać się do niego przez pozostałą część dnia. W milczeniu zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i udałam się na plażę. Na szczęście hotel, w którym nocowałyśmy, miał przydzielony limit leżaków z parasolami, więc nie miałam problemu ze znalezieniem wolnego miejsca.
Fakt, że Arabowie podrywają wszystko jak leci, stwierdziłam już na samym początku pobytu. Nie ważne czy byłam młodą, piękną dziewczyną, czy też zramolałą staruszką bez zębów i tak zasługiwałam na uwagę, jako turystką. Czasem pomagało symulowanie głuchoty, ale najczęściej po prostu ewakuowałam się do pokoju.
Właśnie taki jeden przypętał się i z rozanieloną miną usiłował nawiązać konwersację. Nie był brzydki, ale jakoś nie miałam ochoty na tego typu zabawy. Ponieważ ponure spojrzenia nie podziałały odstraszająco, z rezygnacją pomyślałam, że będę musiała wrócić do hotelu.
I wtedy usłyszałam głosy przyjaciół. Zjawili się wszyscy, witając mnie z entuzjazmem. Od razu nie uszło mej uwadze, że pomiędzy Laurą i Adrianem panuje wrogie milczenie. W duchu zatarłam ręce z radości. Niedoszły amant ulotnił się w mgnieniu oka, słusznie dochodząc do wniosku, że nic tu po nim.
- Gdzie jest Lana? – spytał Maks, ze skupieniem rozkładając koc obok mego leżaka. Oliwer i Sonia również spojrzeli z zainteresowaniem. Tylko Laura uparcie wpatrywała się w błękit wody, nie zwracając uwagi na psi wzrok Adriana. „Kretynizm niektórych facetów bywa niepojęty” - pomyślałam zdegustowana tym widokiem.
- Na randce z przystojnym Portugalczykiem. Rano dzwoniła, że nie trafi na śniadanie, a dopiero na kolację.
- Szczęściara – westchnęła Sonia, wymownie zerkając na Maksa. Nic dziwnego, tajemnicą poliszynela pozostawało to, iż żywiła do niego głębokie, acz nieodwzajemnione uczucia. Chociaż osobiście sądziłam, że po tylu latach, robiła to już niejako z rozpędu.
- Cześć. – Tuż obok rozległ się głęboki, lekko kpiący głos. – Przedstawisz mnie?
Amir rozsiadł się wygodnie na kawałku mojego leżaka i z zainteresowaniem przyjrzał całemu towarzystwu. Nie da się ukryć, że na jego widok Laura gwałtownie spąsowiała i za wszelką cenę usiłowała spoglądać w inną stronę.
A szkoda, bo nawet ja niechętnie musiałam przyznać, że było co podziwiać. Wysoki, umięśniony przystojniak, w kąpielówkach, które bynajmniej nie ukrywały, jakimi walorami dysponuje. Chociaż miały dość obciachowy wzorek w wisienki. Skąd on u diaska brał te ciuchy? Poza tym ciemne oczy hipnotyzowały i czarowały w sobie tylko wiadomy sposób. Ciekawe ile w tym było magii, a ile rzeczywistego uroku osobistego?
Dżin spojrzał na mnie z ironią. Przez chwilę nie rozumiałam, o co mu chodzi, ale w końcu zorientowałam się, że wskazywał na Adriana. Skrzywiłam się, pokazując mu, iż mam w nosie jego zdanie. Ja chciałam by mój złotowłosy książę zakochał się we mnie bez pamięci! Nic więcej nie miało znaczenia. A zwłaszcza opinia bezczelnego, kłopotliwego dżina erotomana.
Wraz z przybyciem Amira konwersacja wyraźnie zyskała na ekspresji. Nawet Laura przestała być aż tak nadęta i co chwila rzucała jakąś celną ripostę, połączoną z zalotnym mruganiem rzęsami. Za to Adrian wyglądał na coraz bardziej markotnego.
Poczułam się tym wszystkim zdegustowana. Oczywiście, to było to, czego chciałam, ale dlaczego on nie walczył o swoją ukochaną? Posyłał jej tylko pełne niemego wyrzutu spojrzenia, prezentując minę zbitego psa. Czyżby dżin miał rację nazywając go mydłkiem?
Wstałam z leżaka i delikatnie dotknęłam ramienia Adriana.
- Masz ochotę na kąpiel? – spytałam cicho. Skinął głową. Reszta nawet nie zauważyła naszego odejścia. No może za wyjątkiem Amira, który zmrużył oczy i posłał mi ironiczne spojrzenie.
- Co się dzieje między wami? – Zamierzałam kuć żelazo póki gorące.
- Nie wiem… Nie rozumiem Laury. Wszystko było dobrze i nagle zmieniła się, niemal o sto osiemdziesiąt stopni.
- Może cię zdradza? – podsunęłam i z bijącym sercem czekałam na odpowiedź.
- Laura? Nie sądzę – uśmiechnął się smutno. Boże! Jakie on miał cudne oczy, niemal tak błękitne jak bezchmurne niebo nad naszymi głowami.
Trudno. Muszę poinformować dżina, że dziś wieczorem czeka nas zadanie bojowe. Rozmawialiśmy jeszcze trochę na obojętne, banalne tematy, po czym wróciliśmy na plażę. Prócz jednej osoby, nikt nie zainteresował się naszą nieobecnością. Było wesoło, gwarno i po raz pierwszy poczułam, że to mogą być najlepsze wakacje mego życia.
Zadowolona z całego świata i absurdalnie szczęśliwa wróciłam do pokoju. Lana jeszcze się nie zjawiła, za to po kilku minutach pokazał się dżin. Od razu postanowiłam poruszyć kwestię dzisiejszej akcji.
- Co z Laurą?
- A co ma być? – Wyraźnie słyszałam niechęć w jego głosie.
- Miałeś się nią zająć po kolacji.
Nie odpowiedział, tylko usiadł w fotelu i zerknął na mnie ponuro.
- Dobrze.
- Nie wykręcisz żadnego podłego numeru?
- Nie.
- Ja cię nie poznaję! – Cmoknęłam z przyganą. Rzeczywiście, był jakiś nieswój.
- Mogę cię pocałować?
Zatkało mnie. On znowu zaczyna!
- No wiesz! Już na ten temat rozmawialiśmy.
- Jak mam się na czymkolwiek skupić, jeśli myślę tylko o tobie?
- Przestań! – Tupnęłam nogą.
- Dobrze. Ale pamiętaj – sama tego chciałaś!
Wstał i wyszedł w pośpiechu. Gdzie się podział jego dobry humor, zadziorne odzywki, celne riposty? Po raz pierwszy, od kiedy uwolniłam go z lampy, wyglądał na naprawdę przygnębionego.
Kiedy zjawiła się Lana musiałam ze wszystkim szczegółami wysłuchać jej zwierzeń. Zresztą, dało mi to okazję by oderwać się od własnych problemów. Potem była kolacja i spotkanie w pubie, na które umówiliśmy się jeszcze na plaży.
Byłam coraz bardziej zaniepokojona, bo nigdzie nie widziałam Amira. Już dawno powinien był się pojawić. Co on znowu kombinował?
Piliśmy piwo, graliśmy w bilard i rozmawialiśmy na lekkie, przyjemne tematy. Ku mojej utajonej wściekłości Laura i Adrian wyglądali, jakby nagle doszli do porozumienia. Może nie ćwierkali niczym dwa zakochane gołąbki, ale z pewnością znajdowali się na dobrej drodze ku pełnej zgodzie.
A Amira wciąż nie było…
Gdzie ten bydlak się podziewał? Od utrzymywania na twarzy sztucznego uśmiechu, coraz bardziej bolała mnie szczęka. Upiorna wyobraźnia podsuwała różne pesymistyczne scenariusze. Aż do momentu, kiedy ujrzałam nadchodzącego dżina.
Ubrany prezentował się jeszcze lepiej i nie było kobiety, która nie odprowadziłaby go zafascynowanym spojrzeniem. Odporna na ten jego urok osobisty, wzięłam się pod boki i przybrałam surową minę. W dłoni trzymał cudnej urody różę, w ognistym, czerwonym kolorze. I teraz podał ją mnie.
- Proszę. To na przeprosiny.
Zamarłam, bo nie spodobał mi się ten gest. Nie ukrywam, iż wolałam, by kwiatek dostała Laura.
- Co ty wyprawiasz kretynie? Oprzytomnij! – wysyczałam, dyskretnie odciągając go na bok.
- Nie lubisz dostawać kwiatów?
Znów był sobą. W oczach miał te drwiące iskierki, na ustach lekko pogardliwy uśmiech. Bynajmniej nie nastawiło mnie to bardziej przyjacielsko.
Chwyciłam go za klapy marynarki i zmusiłam do pochylenia, tak bardzo, ze staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Wiesz, co masz robić? Więc nie psuj wszystkiego głupimi wybrykami.
- To głupie, że daję ci kwiaty?
- Owszem, głupie i niepotrzebne. A teraz, jazda i do roboty!
- Tylko jeśli ze mną zatańczysz.
- To ja tu ustalam zasady!
- Idiotyczne zasady, musisz przyznać?
O mało nie pękłam ze złości.
- Skoro nie chcesz mi pomóc dobrowolnie, w takim razie życzę sobie, by Laura zerwała a Adrianem raz i na zawsze! Tu i teraz!
Spojrzał na mnie badawczo.
- Naprawdę przez swój dziecinny upór, chcesz zniszczyć to, co pomiędzy nimi jest?
- Nie obchodzi mnie to!
- Nie obchodzi cię, że oni się kochają?
- Usiłujesz wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia? – spytałam z ironią.
- Ona przestanie go kochać, on jej nie. Pomyślałaś, że być może na zawsze go unieszczęśliwisz?
- Podły drań – warknęłam. – Musisz mi to mówić?
- Poprzednio miałaś pretensje, że nie ostrzegłem cię o możliwych konsekwencjach. Teraz marudzisz, bo to zrobiłem. Zdecyduj się w końcu babo!
Rozluźniłam uchwyt na jego ubraniu.
- To co ja mam teraz robić? – spytałam z nieoczekiwaną rozpaczą.
- Zakochać się we mnie! Albo przynajmniej zgodzić się na mały numerek…
Zrezygnowana pokręciłam głową.
- Może zażyczę sobie, byś zamienił się w żabę? Taki płaz to ma przyjemne, bezstresowe życie… Ha! To lepiej mnie zmień. Od razu pozbędę się hurtem wszystkich problemów.
Objął mnie i ze śmiechem oświadczył:
- Byłabyś śliczną żabcią!
- Och! Już lepiej bądź cicho! Denerwujesz mnie tymi gadkami.
- Co z ciebie za kobieta, że złoszczą cię miłosne wyznania?
- Byłoby inaczej, gdyby to Adrian deklarował się w ten sposób.
O dziwo, nie poddał się. Pogłębił tylko uścisk i nie krępując się towarzystwem otaczających nas osób, zaczął pieścić ustami moją szyję. Na chwilę zdrętwiałam ze zgrozy, bo w jaki sposób miałam niby wytłumaczyć znajomym tą poufałość?
- Ale Adrian z pewnością nie mógłby ci dać tego, co ja…
Ze spokojem wyślizgnęłam się z jego objęć. Nie wiadomo skąd, tuż obok nas znalazła się Lana. W oczach miała dwa pulsujące chciwą ciekawością znaki zapytania.
- Od razu trzeba było powiedzieć, że na niego lecisz, a nie wciskać ten kit o piątce dzieci – rzekła z wyrzutem.
- Obiecała mi zapłacić w naturze – bezczelnie stwierdził dżin. Z całej siły kopnęłam go w łydkę. – Au! No co? – Spojrzał na mnie z cierpiętniczą miną.
- Mam cię dość – oświadczyłam i odwróciwszy się na pięcie po prostu wyszłam na zewnątrz.
W normalnym kraju poszłabym ze spokojem na długi spacer po plaży, próbując ukoić zszargane nerwy. Ale przecież nie w Tunezji!
Balkon wydawał się bezpiecznym schronieniem. Poszlochałam sobie odrobinę, oczywiście do czasu, gdy pokazał się dżin.
- Czego chcesz? – spytałam wrogo.
- Przeprosić. – Również oparł się o barierkę, stając tuż obok. – I dać słowo, że to był ostatni raz.
- Co? Twoje wygłupy?
- Niezupełnie. To, że chciałem ci pokazać, iż rzeczywiście mi się podobasz. Od tej chwili nasze kontakty będą, że tak powiem, służbowe.
Akurat! Prychnęłam z niedowierzaniem. Z drugiej strony nie byłabym normalna, gdyby nie pochlebiał mi jego zachwyt. Może faktycznie powinnam wrzucić na luz i zdecydować się choć na małe, co nieco?
Westchnęłam z udawanym dramatyzmem.
- I nie będziesz już paradował nago?
- Nie. Będę zamęczał cię moim towarzystwem tylko wtedy, gdy okaże się to konieczne.
- Trzymam cię za słowo – odparłam twardo, odganiając od siebie kuszącą perspektywę niezobowiązującego seksu. Żadne takie…
Tej nocy w łóżku towarzyszyła mi tylko Lana. Przynajmniej nad ranem, jak już wróciła z kolejnej randki.

cdn...

8 komentarzy:

  1. Nie mam pomysłu na nowe przygody Liloo i Amira ale BARDZO bym chciała, żeby text dostał kontynuację...
    Nie chcę mówić za dużo bo wiem, że są tu osoby, które wyczekują na zakończenie i nie ma co psuć im zabawy :) ale marzę o "hepi endzie" o tym, że końcówka okazała się żartem Dżina i żeby przeżyli razem jakąś erotyczną przygodę... albo kilka takich przygód;)) /
    pozdrawiam,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla wiernej czytelniczki oraz czytelniczek mogę ewentualnie skrobnąć zakończenie alternatywne :))))))
      To za bardzo mi się podoba, bym z niego zrezygnowała ;)

      Usuń
  2. Ja tez nie mam pomyslu jakie przygody mogli by przezyc dzin i liloo ale jedyne co mi sie nasowa zeby ja końcu dżin byl ueolniony z lampy i był z liloo

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera, dlaczego mnie nikt tak nie budzi... -.-

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest zdecydowanie za spokojnie jak na tą część:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tylko jedna uwaga, pszczoła żądłi, nie gryzie. Pszczoła po użadleniu ginie. Osy gryzą i żyją dalej.Wnuczka pszczelarza. Opowiadanie super:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodkie dzieciństwo ;-) prawda? Dzięki, wrócę do tego i poprawię, bo dziś już nie mam siły, tylko odpowiem na komentarze i idę spać :)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.