Tego reklamować nie muszę :)
Dżin (III)
Popędziłam prosto do
ogródka hotelowego, gdzie spodziewałam się znaleźć swoich przyjaciół. Kiedy
usłyszałam znajome głosy, zdecydowałam się na desperacki i w sumie dość żałosny
krok. Jednym susem wskoczyłam w zielony gąszcz otaczający niewielki placyk i
delikatnie odsunęłam ręką duży liść jakiejś roślinki, by mieć widok na
rozgrywającą się scenę.
Po prawej stronie, przy
okrągłym stoliku siedzieli prawie wszyscy, łącznie z Laną, która nie wiadomo
skąd się wzięła. Brakowało tylko Adriana. Po lewej, tuż przy wejściu, wygodnie
rozpostarty w ratanowym fotelu, ulokował się dżin, udający szalone zainteresowanie
czytaną gazetą. Tak był tym pochłonięty, że nie zauważył powłóczystych spojrzeń
wysyłanych przez każdą z obecnych tutaj pań.
Zanim zdążyłam się zastanowić,
co też on kombinuje, ujrzałam nadchodzącego Adriana, który z wielką
ostrożnością niósł tacę pełną napojów.
W momencie, kiedy mijał
dżina, ten wykonał zręczny manewr polegający na podstawieniu nogi, niczego niespodziewającemu
się chłopakowi.
To łajdak… Aż sapnęłam
z oburzenia, ale ta reakcja była niczym w porównaniu do piekła, które wybuchło
tuż przede mną.
Prawie cała płynna
zawartość szklanek wylądowała na ubraniu i włosach Laury. Nieszczęsny Adrian
błyskawicznie podniósł się i doskoczył do swej lubej. Niewiele to jednak
pomogło…
Główny sprawca
zamieszania w zaciekawieniu przyglądał się całej awanturze. Tylko raz przeniósł
wzrok w kierunku miejsca gdzie się ukrywałam i szelmowsko uśmiechnął. Potem
wstał i dyskretnie podążył za wściekłą Laurą, która właśnie szła do pokoju się
przebrać. Zdążył jeszcze pochylić się nad dorodną rośliną w rogu ogródka i
szepnąć.
- Ja idę
pocieszać, ty zatrzymaj swego ukochanego. Powodzenia!
I już go nie było.
Rzuciłam spojrzenie na
wściekłego i rozgoryczonego Adriana, który siedząc masował potłuczone kolano, a
potem bez słowa, rakiem wycofałam się z kryjówki i podążyłam za dżinem. Jedno
było pewne – musiałam mieć go na oku. Dopiero, gdy upewnię się, że spełnia
swoją obietnicę, będę mogła wrócić i zająć się obiektem mych westchnień.
Na paluszkach podeszłam
do drzwi pokoju Laury i Adriana. Ze środka dobiegały przytłumione głosy, raz po
raz przerywane damskich chichotem. Jak widać dżin nie próżnował…
Z największą
ostrożnością nacisnęłam klamkę. Na szczęście apartamenty miały taki układ, że z
szerokiego łóżka nie było widać wejścia. Padłam na kolana i na czworakach
wślizgnęłam się do środka. Potem powolutku wychyliłam głowę zza rogu i zamarłam
zaskoczona.
Stali do mnie bokiem,
przytuleni do siebie, więc bez problemu mogłam obserwować całą akcję. Dżin
powoli zabierał się do roboty, wodząc leniwie ręką po prawie całkiem nagich
plecach Laury. Szeptał jej przy tym coś do ucha, drugą dłoń zanurzając w burzy
rudawych loków. Ona, odchyliwszy głowę, uśmiechała się kusząco. Bez problemu
pozwoliła mu odwrócić się tyłem i zmysłowo zakręciła kształtną pupą. Amir
jęknął przeciągle i niemal w ułamku sekundy pozbył się swojego ubrania. Znów
przytulił się do jej pleców, niecierpliwym ruchem wydobył z biustonosza parę niedużych
piersi i zaczął je pieścić, mocnymi, kolistymi ruchami. Potem jedna z dłoni
powędrowała na dół, rozpinając zamek obcisłych dżinsów i szybko się ich
pozbywając. Pchnął cicho mruczącą z narastającej rozkoszy dziewczynę do przodu,
a ona opadła na przedramiona, opierając się o ramę łóżka. Przez chwilę z
aprobatą przyglądał się wspaniałemu widokowi, jaki się przed nim roztaczał.
Ja również! Nieco zdezorientowana
i zawstydzona, mogłam po raz kolejny podziwiać, ogromnego, sterczącego we
wspaniałym wzwodzie, członka. Może to i głupie, ale powoli czułam, jak i moje
podbrzusze zaczyna pulsować, jak twardnieją piersi i nabrzmiewają spragnione
pocałunków wargi. Niemal wbrew sobie, jedna z dłoni powędrowała w kierunku
najbardziej intymnego miejsca, wsunęła się pod cienki materiał bielizny i dotknęła
rozpalonej kobiecości. Cichutko jęknęłam, a potem zanurzyłam palec w gorącym i
coraz bardziej wilgotnym wnętrzu. Zaczęłam pomalutku poruszać nim, spod
wpółprzymkniętych powiek przyglądając się parze na wielkim łożu.
W tej samej chwili dżin
z całym impetem natarł na wypięte pośladki Laury i jej krzyk zagłuszył wszelkie
inne odgłosy. Wygięła się przy tym jak struna, odrzucając głowę do tyłu i
zaciskając pięści na śliskiej pościeli. Łóżko zaskrzypiało ostrzegająco, gdy
mężczyzna zwiększał tempo, z coraz większą siłą wbijając się w jęczącą przed
nim kobietę. Jedną ręką trzymał kształtne biodro, drugą zacisnął na ramieniu i
walił bez opamiętania, niczym na konkursie, kto szybciej i mocniej. Widziałam
wyraźnie malującą się na jego twarzy rozkosz, ale też i lekkie rozbawienie,
jakby nie do końca traktował to, co robił, na poważnie. Jednak nie
przeszkodziło mi to do doprowadzenia się na szczyty ekstazy…
Nagle Amir eksplodował
z ochrypłym okrzykiem, silnym ruchem przyciągając swą kochankę do siebie, a do mego,
nieco otępiałego umysłu dotarło właśnie, że skończył. W panice wycofałam się i
biegiem ruszyłam do swego pokoju. Otwarłam drzwi i wpadłam do środka, nieruchomiejąc
niby ten słup soli tuż za progiem.
- Jak?...
- Czary mary. – Dżin
beztrosko siedział na fotelu, dyndając w powietrzu przełożoną przez oparcie
nogą. Na szczęście był ubrany…
- Podobało ci się?
- Yyyy… - wyrwało
się z mych ust.
- Nie bądź tak
skromna. Skoro zostałaś do końca, a w dodatku sama sobie zrobiłaś dobrze, to
znaczy, że byłem niezły!
Poczułam, wykwitające
na policzkach krwawe rumieńce wstydu, i dziwną miękkość w okolicach kolan.
- To nie twoja
sprawa! – Usiłowałam go wyminąć z godnością i obojętnością, ale ten paskudnik
chwycił mnie za przegub dłoni i przyciągnął do siebie, siłą sadzając na
kolanach.
- Jak chcesz, to
wciąż jestem do usług… - wyszeptał kusząco.
Bez zastanowienia
walnęłam go łokciem w podbródek. Jęknął i bez cienia litości zrzucił mnie z
kolan na podłogę.
- Jędza! –
powiedział z pretensją, masując obolałą szczękę.
- To moja gra
wstępna – stwierdziłam złośliwie, wstając. – To co? Kontynuujemy?
- Miałaś pocieszać
pięknego Adriana, czyż nie? – Zmienił temat.
- Musiałam
dopilnować pewnego złośliwego i podstępnego typka.
- Twój luby głosik,
aż ocieka jadem. I jak się spisałem?
- Szkoda, że to
było tak kameralne przedstawienie.
- Nie tak bardzo.
W końcu ty się załapałaś na miejsce dla vipów.
- Paskuda –
mruknęłam, znów czując zdradliwy rumieniec. - I co dalej?
- Jutro zrobimy
powtórkę z rozrywki i zaprosimy dodatkowego widza. Jak myślisz, wścieknie się i
obije mi mordę, czy też rozszlocha na twym ramieniu?
- Nie rób z niego
niedołęgi!
- Nie muszę. – Zręcznie
uchylił się przed ciosem. – No co? Mówię, co myślę!
Pewnie zdołalibyśmy się
pokłócić, ale w tym momencie do pokoju weszła Lana. Kiedy tylko jej wzrok padł
na Amira, rozjaśniła się niczym słoneczko.
Cóż… Tutaj należało
podjąć działania za pomocą dość radykalnych środków. Doskonale wiedziałam, na
co się zanosi i nie miałam ochoty pocieszać później puszczonej w trąbę przyjaciółki.
- Żadne takie –
odezwałam się surowym tonem. – On jest żonaty. – Wskazałam na dżina, który
zamarł z otwartymi ze zdumienia ustami. – I ma piątkę dzieci, najmłodsze
dopiero co się urodziło.
Lana znieruchomiała,
wybałuszając na nas oczy.
- Że jak? –
spytała słabym głosem.
- Ano tak. I ponieważ
jest ubogim wieśniakiem, za niewielką opłatą pomaga mi zdobyć Adriana – dodałam
po chwili namysłu, widząc ich pełne niedowierzania spojrzenia. – A teraz idę na
obiad, bo jestem potwornie głodna.
Odwróciłam się i nie
bacząc na wciąż znieruchomiałych rozmówców, z godnością opuściłam pokój.
Posiłek był niezły,
choć znów sok pomarańczowy smakował jak wyciskany z plastikowych owoców, a kawa
robiona była chyba z wody morskiej. Co oni u licha do niej dodawali?
Skończyłam jeszcze
zanim zjawiła się Lana. Samotność sprzyjała rozmyślaniu i kiedy dopijałam
ostatni łyk wody, miałam już na nowo sprecyzowane plany. Oczywiście dotyczyły
dzisiejszego wieczoru i Adriana. Choć po prawdzie, po raz pierwszy od długiego
czasu zwątpiłam czy warto o niego walczyć. Nie wiadomo skąd nadeszło
skojarzenie z kozą… Otrząsnęłam się ze zgrozą, a potem surowo zrugałam sama
siebie. Nie porzuca się w jeden dzień wieloletnich marzeń. I koniec, kropka!
Zostały mi więc
zaledwie dwa życzenia. Zakłopotałam się, bo przypomniało mi się, że też
chciałam pokoju na świecie i tym podobnych bzdur. Ale ten paskudnik na pewno
tak zinterpretuje moje żądanie, że w pośpiechu znów będę musiała wszystko
anulować. Do diabła, więc z pokojem i ogólnoludzką miłością! Pomyślę o tym
później, na razie mam coś innego na głowie.
Upiorna wyobraźnia
podsunęła obraz całkiem nagiego mężczyzny, z ogromnym członkiem we wspaniałym
wzwodzie. Czym prędzej pozbyłam się tego widoku, z uporem usiłując przywołać
wspomnienie błękitnych jak niebo, oczu Adriana.
I znów nadeszło
skojarzenie z kozą…
Zaklęłam w duchu. Coś
mi tu śmierdziało czarami. Energicznie podniosłam się z miejsca i ruszyłam na
poszukiwanie Amira. Złapałam go nad basenem, gdzie pod rozłożystym parasolem
czarował jakąś babę, wpatrującą się w niego maślanym wzrokiem.
- Przepraszam,
jesteś mi potrzebny. – Bez ceregieli ujęłam go pod ramię i pociągnęłam za sobą.
- Straciłem okazję
na tak piękne bzykanko – powiedział z pretensją, wywijając się z mego uścisku.
– Chyba, że ty?...
- Nadzieja umiera
ostatnia, prawda?
- Sama przyznaj,
że miałabyś ochotę!
- Owszem. Otruć
cię lub zepchnąć z dachu dziesięciopiętrowego budynku.
Nieoczekiwanie objął
mnie w pasie i pochylił się tak, że niemal ustami dotknął moich warg. Nie
chciałam tego, ale czułam jak zasycha mi w gardle, miękną kolana, a w dodatku
wilgotnieje pewne bardzo intymne miejsce, pomiędzy kurczowo zaciśniętymi udami.
Do takiego stanu nie doprowadził mnie jeszcze żaden mężczyzna.
- Serio? – spytał
cicho, zatapiając we mnie intensywne spojrzenie czarnych oczu.
Przełknęłam ślinę,
usiłując rozpaczliwie odzyskać władzę nad ciałem.
- Nie ma mowy –
wyjąkałam, wyplątując się z jego objęć. – Wisisz mi jeszcze dwa życzenia.
Przez chwilę obserwował
mnie w milczeniu. Potem nagle odzyskał swój ironicznie pogardliwy wyraz twarzy.
- Może życzysz
sobie pokoju na świecie?
Spojrzałam z wyrzutem.
- No co? Sama
mówiłaś, że to piękne…
- Amir –
powiedziałam niespodziewanie łagodnie. – Wiesz, czego pragnę.
- Ten idiota na
ciebie nie zasługuje – mruknął, odwracając wzrok.
- Przecież go nie
znasz?
- Wiem więcej, niż
przypuszczasz. Moja niewola ma swoje dobre strony…
Zastanowiłam się. Czyżby
potrafił czytać w myślach? Wzdrygnęłam się. To by była prawdziwa katastrofa!
- Pewnie
wyobrażasz sobie teraz, że umiem czytać w myślach? – spytał rozbawiony,
jednocześnie wodząc wzrokiem za szczupłą i ponętną blondynką.
Zirytowałam się.
- Idź już sobie
lepiej na ten podryw.
- Skoro każesz…
Zobaczymy się wieczorem. W łóżku – rzucił przez ramię. Czy on wciąż musiał mnie
denerwować? Ponuro patrzyłam jak z wrodzonym wdziękiem mota upatrzoną ofiarę.
No cóż, jeśli nawet posługiwał się przy tym magią, to nie było jej znów aż tak
wiele.
A gdyby tak… Nie
odważyłam się dokończyć tej śmiałej myśli. Z determinacją, po raz kolejny,
przypomniałam sama sobie, do kogo należy moje serce. Goryczą napełniało mnie
to, że musiałam uciekać się do takich sposobów. Co się stało, że Adrian nie był
już jedynym, który zajmował me myśli? Przeklęty Amir! Po raz pierwszy
pożałowałam, iż kupiłam tego magicznego rupiecia. I w dodatku za prawie całe
kieszonkowe.
Przez to wszystko zapomniałam,
o co miałam go spytać i zasypiając, wciąż miałam przed sobą obraz kozich oczu w
przepięknym odcieniu błękitu…
kiedy coś dla tych starych, najwierniejszych czytelników?
OdpowiedzUsuńA co, by duszyczki chciały?
OdpowiedzUsuńA chciałyby "pechową dziewczynę", "spod ciebie to powstanie", gdyby szanowna autorka dorzuciła jeszcze coś z zapowiadanych tekstów np. "historia pewnej znajomości" to byłaby pełnia szczęścia!!:)
OdpowiedzUsuńPierwszego mam spory kawałek gotowy - to akurat piszę na bieżąco, niech on tylko poleży z kilka dni. Będzie na bank w przyszłym tygodniu.
UsuńDrugie planuję na wtorek, potem może piątek i koniec.
Trzecie się pisze :))) i pewnie będzie na początek sierpnia.
Kiedy następna część ? bo nie mogę się doczekać ! ;)
OdpowiedzUsuńKozie oczy- a wyobrażasz go sobie z taką bródką jeszcze? Od razu Liloo by przeszło:-)
OdpowiedzUsuń