wtorek, 16 lipca 2013

Dżin (II)

Dżin (II)


Obudziło mnie ciche chrapanie i pierwsze, wesołe promienie słońca, przebijające się przez zasłonę. Pomyślałam, że albo Lana nabawiła się kataru, albo śpi w wyjątkowo niekorzystnej pozycji. Potem przewróciłam się na drugi bok, by potrząsnąć przyjaciółką i zamarłam. Pomiędzy nami, z rozmarzoną miną, spał Amir. W dodatku był całkiem nagi, jeśli nie liczyć kawałka prześcieradła, zaplątanego pomiędzy muskularne uda.
Wyskoczyłam z łóżka jak za naciśnięciem magicznej sprężyny.
- Lana! – wrzasnęłam, nie siląc się na uprzejmości.
- Uhm? – Otworzyła jedno oko i rzuciła dość nieprzytomne spojrzenie.
- Co on tutaj robi?
- Nie miał gdzie spać, więc go przemyciłam na waleta. A teraz przestań wydawać te ryki, bo jest stanowczo za wcześnie na pobudkę. – Z tymi słowy, przekręciła się na drugi bok i zaryła nosem w poduszkę.
Przez chwilę jeszcze sapałam z oburzenia. Ale mając wybór pomiędzy fotelem, a wygodnym, wygrzanym kawałkiem łóżka, wolałam to drugie. Położyłam się ostrożnie na swojej części, nie spuszczając z oczu, śpiącego kamiennym snem Amira. Pierwszy raz mogłam z taką dokładnością przyjrzeć się jego twarzy. Trzeba było przyznać, że cholernik był wyjątkowo przystojny. Odrobinę zbyt egzotyczny jak na mój gust, ale i tak robił oszałamiające wrażenie. W dodatku te muskuły… Spał na boku, z dłonią podłożoną pod policzek, sprawiając wrażenie całkiem bezbronnego. Uniosłam rękę i z największą ostrożnością dotknęłam pociągłej twarzy, przesunęłam palcem wzdłuż linii podbródka, musnęłam lekko uchylone wargi.
I wtedy on nagle się uśmiechnął, nie otwierając oczu.
- Rób tak dalej. To nawet przyjemne…
Poczułam się niczym przestępca złapany na gorącym uczynku. Ze wstydem przyciągnęłam dłoń do siebie.
- Wiedziałam, że tylko udajesz kamienny sen!
- Twój dotyk zbudziłby umarłego, a co dopiero biednego, wyposzczonego dżina.
- Amir! – Miałam nadzieję, że zabrzmiało to wystarczająco groźnie.
- No co? Tak naprawdę dzieli nas tylko te dwadzieścia kilka centymetrów i cienki materiał twojej piżamki.
- Ty się lepiej skup na dzisiejszym zadaniu.
Otworzył oczy i znów spojrzały na mnie te niezwykłe, ciemne źrenice, z iskierkami rozbawienia i tajemniczymi ognikami.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Będziesz zachwycona!
Nie bardzo podobał mi się ten lekko drwiący ton głosu. Przysięgłabym, że coś kombinował. Zamknęłam oczy usiłując sprawiać wrażenie, że zasypiam. Zresztą po chwili faktycznie straciłam kontakt z rzeczywistością, pogrążając się w błogiej nieświadomości.
Kiedy się obudziłam, w pokoju nikogo nie było. Tylko z łazienki dobiegł mnie gromki głos, wyśpiewujący jakieś dziwaczne, radosne melodie. Po chwili umilkł i w drzwiach ukazał się całkiem nagi Amir z ręcznikiem w ręku.
- Czy tu wciąż musisz paradować na golasa? – Odwróciłam ze złością głowę, gorączkowo starając się pozbyć wspomnienia tego, co przed chwilą ujrzałam.
- A co? Źle wyglądam? – Zdziwił się uprzejmie.
- Załóż chociaż te durne spodenki w banany!
- Marudzisz. – Rzucił się na łóżko i podparłszy głowę przedramieniem spojrzał w moje zawstydzone, oburzone oczy.
- Nie przywykłam do takich widoków.
- Korzystaj póki możesz. Jak spełnię twoje życzenia, to znów wrócę do lampy.
Nie myliłam się słysząc w jego głosie utajony żal.
- Jak tam jest? – spytałam z nagłym współczuciem, przewracając się na bok i kładąc złączone dłonie pod lewy policzek.
- Zimno. Pusto.
Posmutniał, przyglądając mi się w zamyśleniu. Czarne oczy straciły swój rozbawiony wyraz. Teraz było w nich widać nieskończoną samotność.
- W zasadzie miałeś rację - nie spytałam o to jak trafiłeś do lampy i co będzie, gdy do niej wrócisz?
- To długa historia… W skrócie – naraziłem się komuś, kogo powinienem omijać szerokim łukiem. Najgorsze było jednak ostatnie pięćset lat. Przedtem nie zdarzały się tak długie przerwy.
- Kiedy się to skończy?
- Może nigdy? Nie wiem – uśmiechnął się smutno. – Dlatego łapię każdą chwilę wolności, jaką mi dano.
- A ja myślałam, że to fajnie być takim czarodziejskim duchem?
- Skąd ty to bierzesz? – Dłonią dotknął mego policzka. Nie odsunęłam się, bo niespodziewanie spodobał mi się ten gest.
- Co?
- Przyjęłaś moje istnienie tak naturalnie, bez żadnych zastrzeżeń. Nie spazmowałaś, nie mdlałaś z wrażenia, nie uciekłaś…
Zaczęłam się śmiać.
- Na widok takiego przystojniaka, trudno by było uciekać – stwierdziłam nieco złośliwie.
- No co ty? Mówisz serio? – podchwycił żartobliwy ton.
- Słowo! A teraz rusz się przystojniaku, bo czeka cię poważne zadanie dziś popołudniu. A ja idę zrobić się na bóstwo. – Wstałam z łóżka, rozprostowując lekko zdrętwiałe mięśnie.
- Nie musisz…
- Bzdura.
- Liloo, jesteś piękna. I nigdy nie powinnaś myśleć inaczej.
- Nie można ci wierzyć. Ponad pięćset lat siedziałeś w zamknięciu.
Odrobinę go to dotknęło. Usiadł i spojrzał z powagą.
- Jak chcesz. Idę w teren, muszę ustalić szczegóły.
- Koniecznie. Pamiętaj tylko, która strona.
- Nie martw się. – Spojrzał z ukosa, wciągając spodenki i koszulkę. – Twój boski Adrian dozna nagłego olśnienia, gdy tylko skieruje wzrok na wejście z prawej…
Gdybym nie była tak podekscytowana przyszłymi wydarzeniami i rozmyślaniem o upiększających zabiegach kosmetycznych, z pewnością dosłyszałabym ironię w jego głosie. Ale ja, nie zwracając na nic uwagi, zniknęłam w drzwiach łazienki.
Kiedy kończyłam śniadanie, przy stoliku pojawiła się Lana, która właśnie wróciła z porannego joggingu.
- Cześć słonko – przywitała mnie z promiennym uśmiechem.
- Niech zgadnę… Skąd ten dobry humor?
- I masz rację. Ale facet! Skąd ty go wytrzasnęłaś?
- Nie uwierzyłabyś – westchnęłam popijając kawę.
- Nieważne. Na dziś wieczór jestem z nim umówiona. Szkoda, że wcześniej nie mógł, ale mówił, że ma do załatwienia jakieś biznesowe sprawy.
- Uhm – mruknęłam dyplomatycznie. Widmo poważnej rozmowy, stało się nagle niezwykle realne.
- Idziemy na plażę?
- Robię sobie małe spa – powiedziałam stanowczo.
- No tak… Przecież przyjeżdża Adrian. Myślisz, że to coś da? – Lana spojrzała z powątpiewaniem.
- Mam przeczucie, że tak. Smacznego – rzuciłam na odchodnym. Jakoś nie miałam ochoty na babskie plotkowanie.
Kiedy dotarłam do pokoju, zamknęłam się w łazience z kilkoma czasopismami, wszelkimi dostępnymi kosmetykami i puszką piwa. Po dwóch godzinach z zadowoleniem przejrzałam się w lustrze. Złocisty balsam uwypuklił apetyczną opaleniznę, rozpuszczone włosy opadały połyskliwą falą we względnym ładzie, a całości dopełniał dyskretny makijaż i delikatny zapach cytrusowych perfum. Już nieźle zestresowana wyszłam z łazienki i w zamyśleniu stanęłam przed otwartą szafą. Po chwili wahania wybrałam białą, koronkową sukienkę, dość krótką, z elastycznego, opinającego ciało materiału. Zrzuciłam szlafrok, pozostając w samej bieliźnie i zamarłam.
Na progu, oparty o futrynę stał dżin, ze skrzyżowanymi ramionami, z lubością przypatrując się temu striptizowi. Na twarzy miał wypisany autentyczny zachwyt i odrobinę lubieżności. Drań!
- Nie mógłbyś pukać? – spytałam wściekła, chwytając ręcznik, porzucony rankiem na oparciu krzesła.
- I stracić taki widok? Za żadne skarby świata!
- Co z moim życzeniem?
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – powtórzył oklepaną formułkę. – Podsumujmy szczegóły. Stojący w holu Adrian ma spojrzeć w prawo i śmiertelnie zakochać się w kobiecie, która nagle pojawi się na schodach, schodząc z góry. Czy tak?
- Tak – potwierdziłam z roztargnieniem. – A teraz wyjdź, albo się odwróć. Założę sukienkę i powiesz jak wyglądam. Lana znów się gdzieś ulotniła i nie ma mi kto doradzić.
- Zamknę oczy. I nie będę podglądał – dodał, widząc oburzenie na mojej twarzy. – Dalej, bo mamy mało czasu.
W milczeniu odłożyłam ręcznik i drżącymi rękoma ubrałam się.
- Cudo! – Amir tym razem nie żartował. Naprawdę mu się podobałam! - Choć to i tak niepotrzebne, bo zadziałają czary. A wtedy mogłabyś nawet przypominać nieboszczkę po ekshumacji…
- Też mi pocieszenie.
- Nie po to tutaj jestem. A teraz twoje wielkie wejście za pięć minut. – Mrugnął i ulotnił się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Z nienaturalnie szybko bijącym sercem wyszłam z pokoju. Niemal bezszelestnie dotarłam do schodów. Można powiedzieć, że duszę miałam na ramieniu, żołądek w piętach, a serce w przełyku. Spuściłam wzrok, dłonią przesuwając po wytartej barierce. Już prawie całkiem zeszłam, więc  w końcu ośmieliłam spojrzeć w upragnioną stronę.
Przy recepcji stała niewielka grupka turystów. Złotowłosy mężczyzna podniósł głowę i spojrzał wprost na mnie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zamarłam z przejęcia. Już chciał ruszyć w moim kierunku, gdy jego wzrok padł na coś, co nie tylko przykuło uwagę, ale i wywołało pełen uwielbienia uśmiech. Tuż naprzeciwko mnie, drugim wejściem, schodziła jakaś potwornie gruba, tleniona blondyna.
Adrian wystartował niczym dźgnięty ostrogą rumak i dopadł tego maszkarona. Potem z rozanielonym uśmiechem ujął za rękę i pomógł przejść ostatnie stopnie. Zupełnie nie zwracał uwagi na ogłuszonych tym zachowaniem towarzyszy, czy też zastygłą niczym słup soli Laurę. Wypasiona blondyna, wręcz przeciwnie – była zachwycona okazanymi z nagła względami.
Przed stanowiskiem recepcji wybuchło piekło. Wściekła Laura właśnie postanowiła zainterweniować i ruszyła w kierunku słodko ćwierkającej pary. Blondyna z uczuciem uwiesiła się na muskularnym ramieniu adoratora i zatoczyła triumfalnym spojrzeniem. Adrian miał błysk w oku i stanowczo wyglądał na kogoś, kogo właśnie trafił potężny piorun miłości…
W tym momencie odzyskałam zdolność ruchów i potykając się o własne nogi, ruszyłam do góry. Wpadłam do pokoju niczym burza, a to, co ujrzałam, tylko spotęgowało moją złość.
- Co to ma być? – wysyczałam wściekłym szeptem. Trzasnęłam drzwiami, aż echo rozeszło się po całym hotelowym korytarzu.
Dżin najzwyczajniej w świecie bardzo z siebie zadowolony, siedział w fotelu z piwem w jednej dłoni, a w drugiej trzymał jakąś erotyczną męską prasę.
- O co chodzi? – spytał z zaciekawieniem.
Bez słowa chwyciłam pustą szklankę po soku i rzuciłam w niego. Dalej poleciało wszystko to, co znalazło się pod ręką. O mało nie pękłam z wściekłości.
- Ty bezczelny, arogancki draniu!
- Co ja takiego zrobiłem? – Dżin usiłował udawać zaskoczonego, robiąc zręczne uniki przed nadlatującymi przedmiotami.
- Palant! Kretyn! Bydlak!
Każdemu słowu towarzyszył jeden wściekły rzut. Kiedy skończył się materiał do przeprowadzenia ataku, ruszyłam w jego kierunku z zamiarem bezpośredniego przejścia do rękoczynów. Tym razem nie wyjdzie z tego żywy!
- Uspokój się kobieto i powiedz, o co chodzi?
Bez problemu unieruchomił moje ręce, mierząc się z pełnym złości i nienawiści, spojrzeniem.
- Już ty doskonale wiesz, o co chodzi!
- Jesteś piękna, gdy się tak złościsz!
- Następnym życzeniem cię wykastruję! Przysięgam!
Zaczął się śmiać, odchylając głowę do tyłu i starając obronić przed moimi zębami. Z braku innych możliwości, postanowiłam go po prostu ugryźć.
I nawet nie próbował udawać skruchy…
Prychnęłam niczym dzika kotka, ale gdy zauważył, że odrobinę się uspokoiłam, ostrożnie poluzował uchwyt.
- Puszczaj! – Wyrwałam się, wciąż spoglądając na niego z nienawiścią. – Czego nie zrozumiałeś w moim krótkim i treściwym poleceniu?
- Nie sprecyzowałaś czyja prawa strona to miała być. Bo wiesz, jak ustawimy się przodem do recepcji…
- Idiota! Adrian miał się zakochać we mnie, a nie w jakiejś podstarzałej babie, z dwustukilownadwagą. Ja cię czymś otruję, albo wepchnę pod nadjeżdżające auto… Przysięgam!
- Przed czy po kastracji? – zadał to pytanie z filozoficznym spokojem, na wszelki wypadek zasłaniając się asekuracyjnie poduszką.
Usiadłam na krześle i walnęłam kilka razy głową w blat.
- I co teraz? – spojrzałam na niego z rozpaczą.
- Dlatego mówiłem, że ważne są szczegóły. Kiedyś jeden taki zażyczył sobie, by wszyscy ludzie kochali się i byli łagodni jak baranki. Słowem – pacyfizm na skalę światową.
- Przecież to naprawdę dobre życzenie…
- Aha! Zapomniał tylko o wszelkiej maści demonach, wampirach, wilkołakach i innych wcale nie pokojowo nastawionych stworach.
Tym razem udało mu się przykuć moją uwagę.
- To one istnieją naprawdę? – spytałam zachłannie.
- Tak jak i ja…
- No i co się dalej stało?
- To była prawdziwa rzeź! – Dżin uśmiechnął się na jakieś wyjątkowo miłe wspomnienie.
- Pewnie też go nie ostrzegłeś?
- A po co? Ubaw był przedni…
- Jesteś wstrętny! Ale chyba nastąpił powrót do normalności?
- Miał jeszcze jedno życzenie, którym anulował poprzednie. Strasznie się przy tym wkurzył i chyba dlatego ukrył lampę na tyle setek lat.
- Mądry człowiek – pochwaliłam, nie zważając na pełne wyrzutu spojrzenie Amira.
Na korytarzu rozległy się wściekłe krzyki. Zerwałam się z miejsca i delikatnie uchyliwszy drzwi, spojrzałam przez powstałą szparę. Za plecami czułam dżina, któremu również nie zbywało na ciekawości.
Tuż przed nami rozgrywała się dziwaczna scena. Udział brał w niej świeżutko co zakochany Adrian, wściekła Laura i najwyraźniej rozanielona tłusta blondyna.
- No i widzisz, co narobiłeś? – szepnęłam, obserwując jak obie panie usiłują rozedrzeć obiekt mych westchnień na dwie połówki. Każda ciągnęła za jedną rękę, przy czym podstarzały maszkaron ze względu na tuszę, zyskiwał niewielką przewagę. Biedny Adrian miał dość zakłopotaną minę, choć było wyraźnie widać, ku komu skłaniało się jego serce.
- Ja? - odszepnął dżin. – To było twoje życzenie.
Blondyna wygrała bitwę, a najwyraźniej rozgniewana Laura rzuciła się na swego byłego narzeczonego, z rozcapierzonymi palcami. Gdyby nie schował się za plecami nowej ukochanej, to z pewnością stara wydrapałaby mu oczy.
- To mogłaś być ty – szepnął dżin.
No fakt. Chyba rzeczywiście nie dopracowałam szczegółów. Nie zdążyłam zastanowić się co do dalszego postępowania, gdy tuż obok, kurcgalopkiem przebiegł najwyraźniej spłoszony i przerażony Adrian, gubiąc po drodze różne części garderoby, wylatujące z niedopiętej torby podróżnej. Za nim, niby wielka fregata, nadciągała blondyna. Na placu boju pozostała tylko, miotająca różnego rodzaju inwektywy, Laura.
Po cichutku zamknęłam drzwi i z jękiem usiadłam na łóżku.
- Musisz jeszcze raz sprawić, żeby się zakochał. Tym razem we mnie – oznajmiłam z desperacją w głosie.
- Nie mogę – Amir pstryknął palcami i na stole ukazał się gruby, mocno zżółknięty i nadgryziony przez ząb czasu, pergamin. – Punkt sto dwunasty regulaminu.
- O czym ty bredzisz?
- Sama przeczytaj. Nie mogę rzucić więcej niż jeden czar na daną osobę. Czyli Adrian odpada.
- Jakiego regulaminu do cholery? – wrzasnęłam dopadając stołu. – Co to za śmieć?
- Prawa i obowiązki dotyczące umowy wypowiadania życzeń.
- Nie… Zwariuję! Dlaczego nigdy nie ma o tym mowy w żadnej z bajek?
- Teraz to się chyba nazywa public relations?
- To co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mogę pozostawić go w takim stanie?
- Dlaczego nie? – powiedział dżin, ale od razu skapitulował dostrzegając mord w moich oczach. – No dobrze, może masz rację. Jest tylko jedno wyjście. Twoje trzecie życzenie będzie dotyczyło anulowania poprzedniego. I tak zostaną jeszcze dwa.
- Życzę sobie anulować poprzednie życzenie – powiedziałam stanowczo, bez chwili zastanowienia. – Już, teraz! – dodałam, widząc jak otwiera usta, by pewnie znów spytać o coś durnego.
- No cóż… Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – westchnął dżin.
Nastała cisza, którą przerwało dopiero moje ostrożne pytanie.
- I co?
- Nic. Możesz zejść i przywitać się z dawno nie widzianymi znajomymi.
Postarałam się wyglądać na solidnie przybitą. Może ten wredny palant, poczuje jakieś wyrzuty sumienia? Przygarbiwszy plecy, skierowałam się ku wyjściu.
- Liloo…
Odwróciłam się i spojrzałam na niego wyjątkowo posępnie.
- Też nie chcę, byś zbyt szybko wykorzystała swoje życzenia. Dlatego mam pomysł.
- Aż się boję… Mów!
- Ja poderwę Laurę, ty zaopiekujesz się załamanym zdradą narzeczonej Adrianem. Proste, prawda?
- Ha! Myślisz, że to takie proste?
Dżin wstał, napiął muskuły i posłał szeroki, lśniący zabójczą bielą zębów, uśmiech.
- A co, nie?
Musiałam mieć dziwną minę. Potem z zadumą spojrzałam w sufit. Przez chwilę trwałam tak nieruchomo, później powoli skinęłam głową.
- Pomysł nie jest zły. Ale Laura woli blondynów.
- Tere fere. Taki przystojniak jak ja, z pewnością sobie poradzi! Zwłaszcza z konkurencją w postaci tego mydłka.
Prychnęłam z powątpiewaniem.
- Te przystojniak! Masz chyba pięćset letni brud za paznokciami. Zrób coś z tym, zanim zaczniesz się bawić w Casanovę.
- Czepiasz się szczegółów. To jak? – Zatarł ręce. – Zaczynamy jeszcze dziś?
Westchnęłam cierpiętniczo. Ale z drugiej strony, to wcale nie był taki zły pomysł.
- No dobrze… Mam nadzieję, że nie będzie z tego żadnych kłopotów?
- Zaufaj mi! – Mrugnął okiem i zniknął.
Zaufać mu? Akurat! Aż się wzdrygnęłam. Pozostawiona samej sobie, z jękiem chwyciłam się za głowę. Szczerze mówiąc to miałam potężne obawy, co do powodzenia aktualnej działalności dżina. Potem pomyślałam, że nie powinnam pozostawiać go bez nadzoru. Serce skoczyło do gardła, żołądek znalazł się w piętach i błyskawicznie zerwałam się z zamiarem pościgu za Amirem. 

cdn...

7 komentarzy:

  1. wiadomo, że Dżin świetny, ale kiedy Spod Ciebie... albo Pomyłka? już sie nie mogę doczekać:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy Kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  3. *"Z bijącym sercem wyszłam z łazienki" - więc przedtem była martwa? ;) "Z nienaturalnie szybko bijącym sercem" albo coś w ten deseń.
    *"Z bijącym sercem wyszłam z pokoju" - jak wyżej.
    *"Można powiedzieć, że duszę miałam na ramieniu, żołądek w piętach, a serce w przełyku" - podoba mi się <3
    *"Trzasnęłam drzwiami, aż echo poszło po całym hotelowym korytarzu" - zazwyczaj echo nie chodzi, a rozchodzi się.
    *"Nie sprecyzowałaś czyja prawa strona to miała być" - a słusznie, słusznie... sama na to nie wpadłam :D

    Ha! Tleniona blondyna! To było do przewidzenia, ale przynajmniej będzie ciekawie :)
    Łażący na golasa dżin i jego bananowe gacie - hahaha :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O właśnie :) I dlatego dobrze jest, jeśli tekst przeczyta ktoś inny. Wyłapuję coraz więcej błędów i głupotek, ale ostatnio znalazłam kwiatek typu: "skierował się w kierunku". Aż głową o stół walnęłam z rozpaczy, bo z takim czymś tekst poszedł w świat.
    Z jednym się tylko nie zgodzę "piastowałam w objęciach". A to dlatego, że przeczytałam ostatnio podobny tekst w książce bardzo znanej i bardzo cenionej polskiej pisarki.
    Za całą resztę dzięki, jeśli będziesz miała czas i chęci, proszę o więcej :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedno bijące serce wywaliłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakaś ten cały Adrian to mi Twojego aniołka przypomina. Wiesz... Złociste loki :-))

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.