No dobrze... Nie mogę się powstrzymać :) Zarwałam ubiegłą nockę i teraz jestem niewyspana oraz szczęśliwa, bo podoba mi się to co napisałam.
Pechowa dziewczyna
część I - Po zmierzchu, do świtu
Kiedy spojrzysz w moje oczy
Nie zobaczysz miłości, nie zobaczysz życia, nie
zobaczysz końca
Bo ja czekam na cud!
Więc naznacz mnie swym pragnieniem
Odpowiem gdy nadejdzie czas…
Miasteczko miało dziwną nazwę, która jak
głosiła miejscowa legenda wzięła się od jego niezwykłego położenia - w połowie
drogi do piekła, ćwierć kilometra do nieba. Było na tyle duże, żeby zadomowiło
się w nim kilka kościołów, dwa nocne kluby i jeden supermarket, a na tyle małe,
by mieszkańcy z jego przeciwległych krańców wiedzieli o sobie niemal wszystko.
Latem tętniło życiem, zapełnione przez tłumy turystów, którzy przyjeżdżali
tutaj dla przejrzystych wód otaczających go jezior i bezkresnych lasów, pełnych
grzybów i jagód. Zimą, otulone zaspami białego śniegu i otoczone przez skute
lodem tafle jezior, zapadało w letarg. Pokryte końskim brukiem wąziutkie
uliczki pełne były zakurzonych sklepików, a małe ryneczki otaczały niewielkie
domki, które jakby nieśmiało przycupnęły na ich skraju.
Pewnego chłodnego wieczoru, u skraju
kończącego się lata, ulicą szła niewysoka dziewczyna. Wyglądała całkiem
zwyczajnie - ciemne, miedziane, lekko kręcone włosy miała spięte z tyłu głowy,
a buzię ogorzałą od słońca. Ubrana była w szarą wiatrówkę, a przez ramię
przewiesiła niewielką torebeczkę. Tylko ten kto przyjrzałby się jej dokładniej,
zauważyłby jeszcze trójkątną twarzyczkę, zbyt szerokie usta i ciemnobrązowe
oczy otoczone firanką rzęs tak gęstych, że wydawały się nie być dziełem natury.
Kiedy się uśmiechała, w prawym policzku robił się mały dołeczek, który nadawał
jej twarzy lekko łobuzerski wygląd. Idąc raźnym krokiem, raz po raz witała się
z kimś znajomym.
Tanja nie miała pojęcia, że dzisiejszego
wieczoru śledzi ją wiele par niezwykłych oczu. Pierwsze z nich należały do
mężczyzny o długich, jasnych włosach i bladej twarzy, Ukradkiem skradał się tuż
za, zwinnie przemykając pomiędzy mijanymi przechodniami. Przypominał
drapieżnika, właśnie ruszającego na łowy i podążającego tropem upatrzonej
ofiary.
Ten, który pojawił się następny, był krępy
i ciemnoskóry, a jego niezwykle błyszczące niczym lustra oczy, patrzyły z uwagą
na niczego nieświadomą dziewczynę i podążającego za nią pierwszego Łowcę.
Lecz ona nie zwróciła na nich
najmniejszej uwagi i szła dalej, rozbawionym głosem gawędząc z kimś przez
telefon.
Nagle z ciemnego zaułka wyskoczył
smukły, sprężysty cień. Czarny jak noc kocur o wielkich, złocistych oczach,
ocierał się o łydki przechodniów, bacznie mierząc okolicę spojrzeniem. Potem zatrzymał się i miauknął głośno, ale
zajęta rozmową dziewczyna nawet nie odwróciła głowy. Wtedy wbiegł za budkę
telefoniczną i zmienił się w niewysokiego mężczyznę o skośnych oczach,
trzymającego w ręku dużą skórzaną teczkę. Strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa
garnituru, poprawił odrobinę przekrzywiony krawat i spokojnym, równym krokiem
ruszył przed siebie, doskonale wiedząc, że nie jest jedynym śledzącym. Jego
jakby wyciosana w kamieniu twarz, wykazywała nienaturalny spokój, a w
migdałowych oczach czaiło się coś nie całkiem ludzkiego, coś magicznego.
Nikt z nich nie zauważył obecności czwartej
osoby, szczupłej kobiety o długich, kruczych włosach zebranych w koński ogon na
czubku głowy i dziwnie wytatuowanej połowie twarzy. Czarne oczy spoglądały na
świat z wyjątkową ostrością, a pionowa zmarszczka przecięła gładkie czoło, gdy
zauważyła ciemnowłosą dziewczynę i towarzyszące jej cienie.
Lecz doskonale zdawała sobie sprawę z
tego, że najgroźniejsi z Łowców jeszcze się nie pojawili.
Roześmiana Tanja właśnie witała się z
przyjaciółkami, przed wejściem jedynego działającego nocnego klubu. Niedawno
wróciła z miasta, gdzie studiowała przez kilka ostatnich lat i to był pierwszy
wieczór, gdy mogła w końcu spotkać się z dawno nie widzianymi znajomymi, wypić
piwo i poplotkować o wszystkich tych błahych lub poważnych wydarzeniach w
miasteczku.
Wtedy właśnie spoczął na niej wzrok
pewnego mężczyzny. Wyglądał niczym ucieleśnienie wszelkich marzeń kobiecych,
które zeszło wprost z okładki modnego magazynu dla pań. Miał sylwetkę
sportowca, kasztanowe lekko falujące włosy, seksowny dwudniowy zarost i oczy
błękitne niczym niebo w bezchmurny, słoneczny dzień lata. Właśnie zmrużył je, w
myślach recytując wiązankę przekleństw, bo zauważył również nie byle jaką
konkurencję. Ale potem rozluźnił się, wiedząc że ma nad nimi wszystkim sporą
przewagę.
Wmieszał się w tłum nie spuszczając
wzroku z rozbawionych dziewcząt. Kiedy podeszły do baru, usiadł nieopodal
starając się nie rzucać nikomu w oczy, co przy jego wyglądzie okazało się
jednak zbyt trudnym zadaniem. Sącząc drinka intensywnie przyglądał się Tanji,
zastanawiając się czy naprawdę warto toczyć tę grę o kogoś tak niepozornego.
Nagle drgnął i spojrzał w górę, na
galeryjkę biegnącą nad parkietem. W niedbałej pozie, oparta o poręcz, stała
kobieta w czarnej, połyskującej srebrem sukni. Miała wytworną fryzurę i
wyraziste czerwone usta. Spostrzegła jego zainteresowanie i posłała mu kpiące
spojrzenie, a oczy zabłysły jej niezwykłym, srebrzystym blaskiem.
Zaklął w duchu. Szósty Łowca, jedyny
godny go przeciwnik. Z szyderczym gestem uniósł w górę kieliszek z szampanem,
jakby chciał przesłać pozdrowienie. Na moment błękitne oczy straciły swą
przejrzystość i zamieniły się w żółtozielone ślepia bestii. Tym razem nie
zamierzał się poddać, nawet za cenę złamania obowiązujących w tej grze zasad. Tym
razem stawka była zbyt wysoka.
Potem wstał i dopiwszy drinka, oblizał
usta. Czas ruszyć na łowy.
Powoli podszedł do śledzonej dziewczyny.
Stała samotnie przy barze, bo przyjaciółki na chwilę udały się do toalety. Lekko
dotknął jej ramienia i pochylając się wyszeptał do ucha:
- Mam dziś wyjątkowe szczęście...
Nie zdążył jednak wyjaśnić jakie to szczęście,
bo wystraszona Tanja zbyt energicznie się odwróciła. Nie dość, że nadepnęła mu
nogę doskonale ostrym, szpiczastym obcasem, to jeszcze na skutek
niekontrolowanego zamachu przywaliła łokciem dokładnie w sam środek twarzy,
oblewając zawartością trzymanej w ręku szklanki. Dodatkowo widząc efekt swych
niezamierzonych działań, dała gwałtowny krok w tył i potykając się o własne
nogi, z głośnym rumorem walnęła o krawędź lady baru.
Jęknęło wszystko, choć głównie
poszkodowany mężczyzna, łapiąc się za nos.
- Zwariowałaś?! – wrzasnął w wybuchu
wściekłości. Pomimo panującego hałasu, jego głos zabrzmiał dość donośnie i
kilka osób spojrzało w ich kierunku z zaciekawieniem.
- Bardzo przepraszam… - Tanja ze skruchą
rzuciła się na ratunek, ponownie przydeptując mu stopę obcasem, tym razem tą
drugą.
Wysyczał długą wiązankę przekleństw, a
jego oczy pociemniały, przypominając teraz niebo tuż przed burzą.
- Jasna cholera! – zaklął macając się po
obolałym nosie. Jednocześnie usiłował rozmasować poszkodowaną nogę, niezgranie
podskakując, co dało całkiem niezamierzony efekt komizmu.
- Naprawdę mi przykro. To nie było
specjalnie…
Spojrzał na nią z furią. Dodatkowo
sprawę pogarszał fakt, że z pewnością przyglądało mu się pozostałych pięciu łowców.
Ośmieszyła go! Nawet jeśli było to niezamierzone, to i tak miał ochotę ją udusić.
Tanja przez ten czas patrzyła na niego z
niepewnością. W pierwszym momencie czuła tylko zakłopotanie i skruchę. Potem
dołączył zachwyt. Ostatnie pojawiło się zwątpienie. Bo ten mężczyzna był zbyt
doskonały, by mógł być prawdziwy. Gdzieś w głębi duszy odezwał się ostrzegawczy
głosik, lecz był tak niewyraźny, że zdezorientowana sama nie umiała powiedzieć,
co chciał jej przekazać.
Nieznajomy spojrzał na nią spode łba,
potem westchnął ciężko i przywołał na twarz coś, co chyba w zamiarze miało
przypominać uśmiech.
- To ja przepraszam. Moja wina, bo chyba
cię zaskoczyłem. – W duchu zaś wyliczał wszystkie znane mu przekleństwa. Zaraz,
zaraz. Jego informator coś wspominał o jakimś prześladującym ją pechu. Dlaczego
u diabła, to on pierwszy padł jego łupem?
Uśmiechnęła się z rezerwą. Daren zaklął.
Po prostu cudownie! Już na samym początku dał ciała. Zamiast oczarować,
wytworzył niezamierzony dystans. Ale z drugiej strony, tak go przydepnęła tym
obcasem, iż nie był pewien, że nie zrobiła żadnego otworu na wylot.
- Może jakiś drink na zgodę? –
zaproponował delikatnie macając obolały nos.
Pewnie gdyby nie wyrzuty sumienia, to by
się nie zgodziła. Skinęła głową i bez słowa przyglądała się jak zamawia butelkę
szampana.
- Nie lubisz? – spytał widząc jej
sceptyczną minę.
- Nie, dlaczego? Ale bąbelki mi szkodzą.
Robię się zbyt wesoła – dodała rozglądając się w popłochu za koleżankami.
- Odrobina na pewno nie. – W duchu już
zacierał ręce, bo może pójdzie łatwiej, niż się spodziewał. Kiedy dziewczyna
się odwróciła, uczynił szybki ruch na kieliszkami, do jednego z nich wrzucając
niemal przejrzysty proszek.
- Przepraszam, gdzieś w tym tłumie
zgubiłam koleżanki – wyjaśniła usprawiedliwiająco sięgając po szampana. Ale w
tym momencie zauważyła znajome twarze i uniosła rękę by im pomachać.
Jednocześnie trąciła stojącą obok butelkę…
Tym razem aż tak się nie zdenerwował. Z
lekką rezygnacją patrzył na pienisty strumień, moczący mu ubranie.
- Boże! Strasznie przepraszam! – W
popłochu wyciągnęła paczkę chusteczek i rzuciła się by naprawić szkodę.
Osłupiały mężczyzna przyglądał się jak padła na kolana i z twarzą dokładnie
naprzeciwko jego korcza, energicznie zaczęła pocierać mokre spodnie. By ukoić
nerwy sięgnął po omacku po kieliszek z alkoholem i wypił go duszkiem.
- Co wy tu robicie? – Łowczyni w
srebrzystej sukni podeszła z boku i przyglądała się całej scenie z
rozbawieniem. – No wiesz Darenie!... Żeby tak publicznie?
Spojrzał na nią z nagłym błyskiem
zrozumienia. Klęcząca dziewczyna, majstrująca przy jego rozporku i wielka mokra
plama dokładnie pośrodku krocza. Cholera!
- Zamknij się! – warknął, energicznie
odsuwając od siebie Tanję. Siłą postawił ją na nogi i potępiająco popatrzył w
spłoszone, brązowe oczy. Jakoś jednak tak niewyraźnie widział? Zamrugał, ale
nic to nie dało. Chyba, że wypił z niewłaściwego kieliszka…
„Przecież to nie możliwe, bym miał aż
takiego pecha?” - zdążył jeszcze pomyśleć, zanim na dobre odpłynął w niebyt, z
głośnym hukiem zwalając się na podłogę.
***
Powrót do rzeczywistości był niezwykle
bolesny. Jęknął, podnosząc się z własnego łóżka. Dokładnie wiedział, kto mógł
go tutaj umieścić i wzdrygnął się, wyobrażając sobie wściekłość Najwyższego,
gdy otrzyma dokładny raport poczynań swojego najgroźniejszego wojownika.
Do stu demonów! Dawał sobie radę z
całymi armiami, a teraz poniósł porażkę w starciu z jedną, całkiem zwyczajną
dziewczyną! A raczej z towarzyszącym jej pechem… Wykrzywił się do swego
bladego, wręcz zielonkawego odbicia w lustrze. Na szczęście nos był tylko
nieznacznie opuchnięty.
No cóż. Trzeba doprowadzić się do
porządku i na nowo rozpocząć grę. Cholera! Ile by dał by wrócić do swego
prawdziwego ja, a nie męczyć się w tej ludzkiej, zwyczajnej postaci. Na chwilę
w lustrze zamigotało zupełnie inne odbicie, szczupłej, trójkątnej twarzy, o
rozwichrzonych włosach i zielono żółtych oczach.
Daren westchnął i obraz zafalował. Znów
stał tam jak najbardziej zwyczajny mężczyzna, może jedynie bardziej urodziwy od
ogółu.
Polowanie się rozpoczęło. Siedmiu Łowców
ruszyło, by przeciągnąć na swoją stronę niczego nieświadomą dziewczynę. Każdy
mógł ją skusić za pomocą jednego z grzechów głównych. Każdy mógł więc zdobyć
jej duszę. I chwilową władzę nad światem.
Ale on, on miał również inne zadanie. Kiedy
je zrealizuje, zniknie równowaga między tym co ludzie uważali za dobro, a tym,
o czym sądzili, że jest złem. Zapanuje chaos, wydobywając na wierzch wszystkie
ukrywane grzechy, wszystkie tłumione instynkty. Zapanuje piekło i nadejdzie
jego pan, by bez przeszkód objąć władzę i w tym świecie.
Uśmiechnął się krzywo do swego odbicia.
Piekielny środek nasenny! Że też jako demon, nie jest odporny na te rzeczy? Piękny
plan poszedł się walić, a on znów musi obmyślić coś nowego. Bo czas uciekał w
zastraszającym tempie…
Po godzinie Daren siedział w pobliskiej
kawiarni, nad filiżanką aromatycznej kawy. Tuż obok jego prawego łokcia leżała
czerwona róża, na długiej, smukłej łodydze. Ze spokojem czekał aż pojawi się
obiekt polowania, podjadając bez entuzjazmu, jeszcze gorącą muffinkę z
kawałkami czekolady.
Gdzie ta piekielna baba się podziewa?
Znał na pamięć rozkład każdego jej dnia i dokładnie wiedział, że w poniedziałki
wstępuje tu na poranną kawę. Nie mogłaby być bardziej punktualna?
Właśnie kiedy po raz kolejny recytował w
duchu nie nadającą się do powtórzenia, wiązankę przekleństw, odezwał się
dźwięcznie miedziany dzwoneczek nad drzwiami i do środka weszła zamyślona
Tanja. Z lubością wciągnęła do nosa zapach świeżo palonej kawy i usiadła na ulubionym
miejscu pod oknem. Uśmiechem odpowiedziałam na pozdrowienie kelnerki i jak
zwykle zamówiła to samo: podwójne espresso z francuskim rogalikiem, nadziewanym
konfiturą. Potem pochyliła się nad wyjętą z torby książką, nie zauważywszy
śledzącego ją, czujnego spojrzenia.
Daren westchnął i usiłując przywołać na
twarzy czarujący uśmiech, wstał i podszedł do pochłoniętej lekturą dziewczyny. Mętnie
pomyślał, że ich pierwsze, niefortunne spotkanie, odrobinę go zniechęciło do
wykonania podjętego zadania. Ale nie miał wyboru.
- Co za niespodziewany widok! –
wyszczerzył zęby, siadając naprzeciwko. Posłała mu spłoszone, zakłopotane
spojrzenie. „To znów ten dziwny facet” - pomyślała zniechęcona, odsuwając na
bok książkę. Nie miała wcale ochoty na czyjekolwiek towarzystwo, nawet jeśli ten
ktoś wyglądał niczym młody bóg i najwyraźniej starał się ją poderwać. Nie
rankiem, kiedy jedynym marzeniem była chwila spokoju i aromatyczna kawa.
- Faktycznie – potwierdziła z
rezygnacją, bo nie wyglądał na kogoś kto mógłby zmienić swoje zamiary. –
Niespodziewany.
Przez dłuższą chwilę milczeli,
przyglądając się sobie nawzajem. Jednak od ciszy, znacznie gorsza była niemal
wyczuwalna obopólna niechęć.
- Przepraszam za wczoraj. Chyba nieźle
ci przyłożyłam, skoro zemdlałeś z bólu?
Zgrzytnął zębami, usiłując jednocześnie
zachować pogodny i beztroski wyraz twarzy.
- Ja zemdlałem?!
- Tak powiedziała ta dziwna kobieta w
srebrzystej sukni…
- Ach ona! – Machnął niedbale ręką. – To
moja eks. Podła, kłamliwa suka.
- Nieładnie się tak o kimś wyrażać.
- Kiedy to prawda. Mogę jedynie
przeprosić za ostatnie określenie.
Pokręciła głową zrezygnowana. Jak widać,
tak szybko nie pozbędzie się niechcianego towarzystwa. Co za namolny,
pozbawiony wyczucia facet.
- Jesteś tu przejazdem?
- Zakochałem się w tutejszej, pełnej
dziewiczego piękna okolicy i postanowiłem zostać na dłużej.
- Hę? – posłała mu sceptyczne
spojrzenie.
- Umieram – oświadczył ze smutkiem.
Musiał w końcu improwizować. – Dlatego wczoraj zemdlałem. Zdarza się to coraz
częściej, bo też i jestem bliżej końca.
- Na co? – spytała ze współczuciem. – Wiesz,
trochę się na tym znam, bo właśnie w tym roku skończyłam medycynę…
Jasny gwint! Co miał niby powiedzieć? Nie
mogła mu się trafić jakaś mało rozgarnięta, kochliwa baba, która w ramach
pocieszania konającego poszłaby na wszystko?
- Nie mówmy o tym – szepnął pochylając
głowę. – Jestem samotnym, cierpiącym człowiekiem, który chciałby zaznać spokoju
u kresu swego istnienia.
Cholera! Nie podejrzewał samego siebie,
że umie być tak poetycki. Niech to się jak najszybciej skończy, bo porzyga się
od nadmiaru tej tkliwości.
Dziewczyna ze zrozumieniem nakryła swą
dłonią jego rękę. Nadal nie czuła ani cienia sympatii, ale nie mogła odmówić mu
współczucia. Biedaczek! Faktycznie, wczoraj, gdy zwalił się niczym kłoda, z
pobladłą, wykrzywioną dziwnym grymasem twarzą, sama pomyślała, że musi być na
coś chory. Jak widać, nie myliła się.
Zerknął na nią spod opuszczonej głowy.
Złapała haczyk? Dobra, trzeba kuć żelazo póki gorące.
- Wczoraj – utkwił spojrzenie w jej
oczach. – Kiedy cię zobaczyłem… Pomyślałem… Miałem nadzieję… - jąkał się
nieśmiało.
Jak kiedyś wypędzą go z piekła, to
stanowczo może zacząć karierę jako aktor. Albo polityk. Chyba ma wrodzony
talent?
W tym samym czasie spłoszona Tanja
zastanawiała się nad jak najdelikatniejszą odpowiedzią. Pocieszanie
umierającego to jedno, a umawianie się z nim na randki to drugie. Jak by się tu
delikatnie wyłgać?
- Niestety to niemożliwe – westchnęła
obłudnie.
- Masz już męża?
Idiota! Też powód!
- Jestem lesbijką – oświadczyła dobitnym
tonem. – Zadeklarowaną lesbijką. Faceci ani odrobinę mnie nie kręcą. Mogę ci
zaproponować tylko przyjaźń – dodała ze smutkiem, patrząc na jego osłupiały
wyraz twarzy.
- Przyjaźń… - jak echo powtórzył to
słowo.
Niemożliwe? Informator nic o tym nie
wspominał! Dziewczyna łgała, tylko dlaczego? Nie podobał jej się? Bez przesady,
chyba znów aż tak nie powinna wybrzydzać?
- Niestety – potwierdziła. O mało przy
tym nie roześmiała się mu w nos. Sytuacja stawała się coraz zabawniejsza. – Za
to dozgonną.
- Yyyy… - wyrwało mu się. Jeszcze czego!
Co ona sobie niby myślała? Że zakochał się od pierwszego wrażenia? Niby kiedy?
Jak przywaliła mu w nos czy jak wbiła obcas w stopę? Udusi ją! Przysięga na
wszystkich przodków i Najwyższego! Udusi, gdy tylko będzie po wszystkim! Co za
zarozumiałe, bezczelne babsko!
W takt tych niezbyt przyjemnych myśli,
przywołał na twarzy czarujący i odrobinę zawiedziony uśmiech. Trzeba podtrzymać
swój wizerunek.
- Ja to mam pecha. Nie dość, że moja
narzeczona zginęła rok temu w wypadku, to jeszcze pierwsza kobieta, na którą
zwróciłem uwagę… - westchnął z takim rozrzewnieniem, że aż podfrunęły do góry
serwetki leżące na stoliku przed nim.
- Przeżyjesz – dał się słyszeć z boku
pełen sarkazmu głos. Ciemnowłosa Łowczyni, tym razem w zwykłej, skromnej
czarnej sukience, przysiadła się do nich, nie pytając o pozwolenie. – Posuń się
Darenie. Jestem Sylwia – przedstawiła się, wyciągając dłoń w kierunku
zaskoczonej Tanji.
- Nie zwracaj na niego uwagi. Lubi się
nad sobą poużalać. To jego stary numer na podryw – udaje umierającego by zdobyć
twoje zaufanie.
Z całej siły kopnął ją pod stołem. Tą
suką też się odpowiednio zajmie, gdy już wszystko będzie skończone! Oddała mu,
wbijając obcas w jego łydkę. Nawet się nie skrzywił, choć to co pomyślał,
stanowczo nie kwalifikowało się do powtórzenia. Czy te baby nie mogły nosić
zwykłych adidasów?
Zdezorientowana Tanja spoglądała na nich
bez słowa. Jakoś nie wyglądali na parę. Może była to tylko przelotna znajomość,
dlatego wyrażał się o swojej eks zbyt obcesowo? Poranna kawa w towarzystwie
skłóconych kochanków, to wątpliwa przyjemność.
- Muszę już iść. Czeka na mnie cały tłum
zasmarkanych pacjentów – uśmiechnęła się przepraszająco w pośpiechu sięgając po
obszerną torbę i płaszcz, przewieszony przez oparcie krzesła stojącego obok.
Kiedy tylko zniknęła za drzwiami,
błękitne oczy Darena zalśniły żółtym blaskiem.
- Wynoś się! – wysyczał w kierunku wciąż
rozbawionej Łowczyni. – Wynoś się, bo sam cię poślę do…
- Do piekła? Daruj, ale w końcu i tak
tam trafię. A swoją drogą, skąd ten durny pomysł z umieraniem? Zazwyczaj twoje
metody są, hm… Bardziej zdecydowane?
Spojrzał na nią ponuro.
- Nie twoja sprawa.
- I ta róża! – Pokpiwała dalej, biorąc
do ręki zlekceważony kwiatek. – Zrobiłeś się nieoczekiwanie romantyczny, wręcz
ckliwy Darenie.
- Po co tu przylazłaś? Regulamin mówi,
że nie możemy wchodzić sobie w drogę? – warknął, wypijając końcówkę kawy.
- Te całe polowanie… To strasznie nudne
zajęcie, zwłaszcza kiedy wciąż się wygrywa. Nie masz ochoty się zabawić, jak
ostatnio? Chyba, że teraz kręcą cię niewinne dzieweczki w typie naszej ofiary?
Spojrzał z ukosa.
- Ostatnim razem usiłowałaś mi odgryź… -
prychnął, czyniąc nieokreślony gest ręką. - Wybacz więc, ale to mało kusząca
perspektywa.
- Bez ryzyka nie ma przyjemności –
rzuciła drwiąco. – Gdybyś nie chciał mnie zabić, nie byłoby problemu.
- Suka! – rzucił z nienawiścią. Ale
zauważyła w jego oczach błysk narastającego pożądania. Demony bywały zazwyczaj
bardzo aktywne seksualnie, ale podczas łowów musiały trzymać się z daleka od
podobnych rzeczy. Daren nie był wyjątkiem i mogła się założyć, że już mu
stanął.
Pstryknęła palcami i świat dookoła
zwirował. Znaleźli się na strychu czyjegoś domu. Było tu gorąco, duszno i
niezwykle cicho. Tylko gdzieś z oddali docierało do ich uszu gruchanie gołębi.
- To jak? – mruknęła podchodząc bliżej i
dłońmi zaczynając pieścić jego tors.
Nienawidził jej, ale i nie potrafił się
oprzeć. Zresztą gdyby miał okazję, to przeleciałby cokolwiek co tylko miało
dwie nogi, bez względu na płeć czy wygląd. Kilkudniowa wstrzemięźliwość już
dawno dawała się mu we znaki, ale kontakty z ludźmi podczas gry były surowo
zabronione. Co innego jednak pozostali łowcy…
- Zerżnę cię niczym sukę, którą jesteś! Będziesz
wyła z bólu, cierpiąc… - warknął, zdzierając z niej ubranie. Nie pozostała mu
dłużna i po chwili, pchnęła go na twarde deski podłogi, dosiadłszy niczym wytrawna amazonka
nieujarzmionego jeszcze rumaka. Jej piersi falowały w tak każdego ruchu, w
oczach malował się zachwyt wymieszany z coraz bardziej narastającą rozkoszą.
Ujeżdżała go coraz mocniej, z taką siłą, że całkiem już stracił panowanie nad
samym sobą. Dłonie zacisnął niczym szpony na rozkosznie krągłych piersiach,
potem przesunął je na kształtne pośladki, nakazując jeszcze bardziej zwiększyć
tempo. Ustami przygryzał twarde, sterczące sutki, bawiąc się nimi, ssąc,
drażniąc i za każdym razem wydobywając z jej ust ochrypły jęk rozkoszy.
- Och tak! Tak!... Mocniej, błagam cię,
mocniej! – krzyczała odrzucając głowę do tyłu. Dochodziła szybciej niż on.
Jeszcze kilka niemal konwulsyjnych ruchów i zamarła sztywniejąc i krzycząc z
nieopisanej rozkoszy.
- Aaaa!...
Nie czekał aż minie ekstaza.
Błyskawicznie zmienił pozycję, zmuszając by uklękła przed nim i wsadził w
rozchylone usta, nabrzmiałego, poprzecinanego fioletowymi żyłkami, członka. Bez
sprzeciwu pozwoliła by zanurzył go aż po sam koniec, tak bardzo, że twarde jak
kamienie jądra, dotknęły jej podbródka. Obie dłonie wplótł w gęste, ciemne
włosy i wytrysnął, wciąż przytrzymując głowę kobiety. Posłusznie łykała każdą
porcję spermy, patrząc w górę zamglonym wzrokiem, wciąż pełnym pożądania. To
sprawiło, że i jego orgazm był nie do opisania, niemal jeszcze lepszy niż
poprzednim razem.
Dyszał opierając się o ścianę i
obserwując jak podnosi z ziemi podartą sukienkę.
- Widzisz? Było cudownie. A teraz wybacz
– uniosła dłoń. – Robota czeka!
I zniknęła. Pozostał po niej tylko
zapach i odrobina kurzu, wirującego w powietrzu.
Wciąż był wściekły, ale teraz
przynajmniej mógł jasno myśleć. O tak! Ta kobieta potrafiła kusić! Nic
dziwnego, że od kiedy się pojawiła, to wygrywała wszystkie kolejne polowania. Ostatnim
razem, kiedy już prawie miał zwycięstwo w dłoni, zwinęła mu je sprzed nosa. Lecz
tym razem będzie inaczej, już on się o to postara! W jego zółtozielonych oczach
zapaliły się iskierki zdecydowania. Tym razem będzie inaczej, choćby miał
złamać wszystkie zasady tej cholernej gry!
***
Kiedy już odrzuciło się wszelkie reguły,
cale zadanie wydawało się tak proste, wręcz banalne. Zamiast namawiać
dziewczynę by zgrzeszyła, kochając się z kim popadnie, sam siebie uczynił
przynętą. Jako jedyny z łowców, zmienił swoją postać, czyniąc ją na ludzki
sposób atrakcyjną. Nie obchodziło go przy tym, że inni podniosą słuszny
protest, iż oszukiwał. Miał za zadanie wygrać za wszelką cenę. Pragnął tego
zwłaszcza po ostatnim upokorzeniu jakiego doznał za strony Łowczyni. To ona od
kilku polowań nosiła ten zaszczytny tytuł, a poprzednim razem dosłownie w
ostatnim momencie odebrała mu zwycięstwo. Skąd mógł wiedzieć, że kretyn będący
przedmiotem jego starań, zamiast gwałtu wybierze brutalne morderstwo pod
wpływem nieopanowanego gniewu? Za to teraz smaży się w najgłębszych czeluściach
piekła! Jest jeszcze jakaś sprawiedliwość na tym świecie…
Daren westchnął i z ociąganiem wszedł do
malutkiej kwiaciarni. Dla niego całe to zielsko wyglądało jednakowo, ale musiał
się postarać, ze względu na chęć osiągnięcia zadowalającego wrażenia. Posłusznie
przytakiwał więc słowom ekspedientki, by w końcu opuścić sklep z ogromnym
bukietem czerwonych róż.
Choć zaczynało padać, w miarę zbliżania
się do celu, zwalniał. Z niechęcią myślał o kolejnym spotkaniu z Tanją. Może
jednak trzeba było wynająć do tego jakiegoś fagasa? Tylko, że wtedy nie mógłby
być pewien rezultatów. Podejmując się samodzielnego wykonania zadania, myślał
że będzie miał nad tym całkowitą kontrolę. Niech to szlag trafi!
Kiedy stanął przed niewielkim, białym
domkiem, o spadzistym czerwonym dachu i ścianach porosłych bluszczem, z nieba
lunął rzęsisty deszcz, mocząc go tak obficie, że gdy doszedł do malutkiego
ganku, nie było już na nim ani suchej nitki. Zaklął by rozładować napięcie,
trochę poprzytupywał dla rozgrzewki, potem rzucił jeszcze jedno spojrzenie na
rozłożysty bukiet i z markotną miną przycisnął dzwonek.
Nie spodziewał się, że będzie miał aż
takie szczęście i otworzy mu powód jego zmartwień. Dziewczyna w milczeniu
przyglądała się całkiem przemokniętemu mężczyźnie, o nieco zaskoczonym i
ponurym wyrazie twarzy.
- Niech zgadnę? Przechodziłeś
przypadkiem?
Zerknął na trzymane w ręku kwiaty.
- Nie. Przyszedłem specjalnie.
Westchnęła i gestem zaprosiła go do
środka.
- Chodź za mną. Trzeba cię najpierw
wysuszyć, bo nabawisz się jakiegoś przeziębienia.
Zaprowadziła go do niewielkiej łazienki.
Z wąskiej szafki za drzwiami wyciągnęła świeży, puszysty ręcznik, z wieszaka
zdjęła szlafrok.
- To mojego brata, ale jest czysty.
Mokre ciuchy wrzuć tutaj – wskazała na pralkę. - Potem przyjdź korytarzem do
ostatniego pokoju po prawej. Musimy poważnie porozmawiać.
Wytarł się do sucha, a następnie
usiłował wcisnąć w to coś, co mu dała. Z ponurą miną przejrzał się w lustrze. Wyglądał
w tym brązowym śmieciu jak w rzeczach po młodszym bracie. Zabawnie, podczas gdy
on chciał wywrzeć wrażenie silnego, seksownego faceta o tragicznej przeszłości.
Tragedię miał jak w banku, wystarczyło spojrzeć…
- Jest za mały – powiedział, wchodząc do
schludnego, niewielkiego pokoiku. Tanja czekała na niego, siedząc w fotelu pod
oknem.
- Owszem – zaczęła się śmiać. – Nie
gniewaj się, ale wyglądasz bosko!
Mruknął coś pod nosem i poszukał
wzrokiem miejsca, gdzie mógłby usiąść. Najwyraźniej pozostało mu tylko łóżko.
Czyżby? Malutka iskierka nadziei napełniła go nieoczekiwaną radością.
- Jak masz na imię? – spytała, podając
mu parujący kubek z herbatą.
- Daren.
- Dość niezwykłe. Tu masz cukier, jeśli
słodzisz, a tu ciasteczka, jeśli lubisz. Jestem Tanja.
- Wiem.
Uniosła brwi w niemym zdumieniu.
- A jak niby dowiedziałem się gdzie
mieszkasz? Pytając o taką jedną, z kręconymi ciemnymi włosami?
Źle! Powinien był raczej powiedzieć, że
szukał imienia i adresu najpiękniejszej kobiety w miasteczku. Cholera, cholera,
cholera! Ale nie mógł się powstrzymać od sarkazmu.
- Nieważne. Raczej wyjaśni mi swą
nieoczekiwaną wizytę z bukietem kwiatów.
- Chciałem cię znów ujrzeć! – szepnął
namiętnie, posyłając jej gorące spojrzenie. Efekt zepsuł nieco fakt, że trochę
wiało mu po gołych łydkach, wystających spod kusego szlafroka. Lekko
poirytowany tym Daren pomyślał, że zdecydowanie łatwiej być demonem: raz, dwa i
po wszystkim. Dlaczego ludzie wymyślali sobie tak skomplikowaną drogę do celu?
Przecież i tak wszystko kończyło się w jednakowy sposób?
- Pójdę włączyć suszarkę. Inaczej albo
wrócisz do domu w tym czymś, albo zostaniesz do jutra rana – uśmiechnęła się
przelotnie.
- Mogę zostać! – zawołał za wychodzącą
dziewczyną.
Kiedy zniknęła, jego twarz przybrała
zupełnie inny wyraz. Pojawiła się na niej wściekłość i prawdziwa żądza krwi.
Och, jak on by chętnie ją… Naprędce wymyślił kilka brutalnych, pełnych
okrucieństwa metod, delektując się ich szczegółami. Ale gdy skrzypnęły drzwi, w
pośpiechu starał się wypogodzić i znów wyglądać jak zabiedzony, potrzebujący
współczucia psiak.
- Kwadransik i będzie po kłopocie. Nie
myśl, że aż tak bardzo chcę się ciebie pozbyć, ale… To nie w moim stylu gościć
u siebie całkiem obcych ludzi.
Nie chciała go urazić. Lecz pragnęła
również by jak najszybciej sobie poszedł. Owszem, niezwykle silnie oddziaływał
na jej zmysły i nawet w tej chwili podbrzusze pulsowało jej podnieceniem, ale…
Czuła się niepewnie, bo gdzieś w zakamarkach umysłu pojawiła się kusząca wizja.
A gdyby tak choć raz sobie odpuściła zasady? I kochała się z nim, dziko,
namiętnie, bez zahamowań? To mogłoby być cudowne!
„Co za drętwa baba” – myślał w tym
czasie demon, popijając herbatę. „Siedzi niczym kołek i ani drgnie! Może
faktycznie jest lesbijką, skoro w ogóle nie działa na nią moja obecność?”
- W takim razie musimy po prostu lepiej
się poznać.
- To długa droga. A ty wyglądasz raczej
jakbyś miał ochotę na szybki, krótki numerek – powiedziała bez zastanowienia.
Dopiero przy ostatnich słowach się zarumieniła.
- Ja?! – postarał się by na jego twarz
wypłynęło szczere oburzenie. – Jestem bardzo uczuciowym facetem. Nie zaczynam
znajomości od łóżka.
Wyglądała na dość sceptycznie
nastawioną. Trzymała w dłoniach ten swój kubek z herbatą i obracała go dookoła,
lekko zamyślona.
- Akurat – mruknęła. – Zamiast rozmawiać
o upodobaniach, wesołych wydarzeniach z dzieciństwa, ulubionych potrawach czy
muzyce, my od razu wskoczyliśmy na temat związany z seksem.
- Widocznie oboje chcemy tego samego?
- Tak – odpowiedziała zdecydowanie,
wprawiając go w konsternację. – Ale nie dziś i nie tutaj.
- Jutro u mnie? – spytał z zachłanną
nadzieją.
- Nieee… Ty nic nie rozumiesz?
Czego niby nie rozumiał? Po raz pierwszy
przyszła mu do głowy myśl, że może jednak nie nadawał się do tego zadania.
- To chcesz się ze mną kochać czy nie? –
spytał poirytowany.
Patrzyła na niego bez słowa, a na
policzki wypływał jej powoli krwisty, purpurowy rumieniec. Uczuciowy facet?
Akurat! Dobrze wyczuwała, że w jego tkliwych zapewnieniach był jakiś fałsz,
czułości podszyta była brutalnością. Musi delikatnie się go pozbyć i z całych
sił unikać. Dlaczego akurat ją wybrał sobie na cel? Było tyle piękniejszych,
seksowniejszych i dużo łatwiejszych kobiet? Nie powinna dopuścić więcej do
takiej sytuacji sam na sam, jak teraz.
- Nie – powiedziała cicho.
- Dlaczego?!
Miał wypisane na twarzy tak żywe
zdumienie, że o mało się nie roześmiała.
- Będziemy mieli dziś wieczorem gości,
muszę jeszcze udekorować babeczki i zastawić stół w jadalni. Przyjeżdża rodzina
mojego taty. – Wstała z fotela, chwytając pusty talerzyk po ciastkach.
Pomyślała mętnie, że mogłaby napuścić na Darena Izoldę, starszą siostrę ojca,
starą pannę i zdeklarowaną nimfomankę. Westchnęła. Chyba jednak by się nie
skusił.
- Mogę zostać? – spytał ponuro.
- Jeśli chcesz, to dlaczego nie? Przyniosę
ci za chwilę ubranie.
Dwie godziny później, przedstawiony jako
przyjaciel z pracy, siedział lekko ogłuszony panującym gwarem, przy długim,
suto zastawionym stole. Po prawej miał jakiegoś zramolałego staruszka,
kompletnie głuchego, o błogim, jak u psychopaty uśmiechu. Po lewej Tanję, która
zajęta była rozmową z bladym wypłoszem, o nosowym, pełnym wyższości głosie. Za
to naprzeciwko… Siedziała tam jakaś podstarzała, wyfiokowana lafirynda,
posyłając mu kuszące uśmieszki i wieloznaczne spojrzenia. Nie mówiąc już o tym,
że stopą macała go po łydkach. Dlaczego ta dziewucha nie wdała się w ciotkę?
Miałby takie łatwe zadanie…
Z zasady nie ma czegoś takiego jak
pijany demon. Ale przybierając ludzką postać, musiał również liczyć się z tym,
że nie do końca będzie to tylko przemiana zewnętrzna. Dlatego właśnie po
wybiciu piątego kieliszka wina, zaczęło szumieć mu w głowie.
- Daren? Coś nie tak? – Zaniepokojona
Tanja od razu zauważyła jego mętny wzrok i dysproporcję w ruchach.
- Nie myślałem, że kiedykolwiek to
powiem. Za dużo wypiłem…
- Chodź. Zabiorę cię gdzieś, gdzie
będziesz mógł dojść do siebie.
Ująwszy go pod ramię zaprowadziła do
swojego pokoju.
- Jakie lekarstwa bierzesz na tą swoją
tajemniczą chorobę?
- No dobrze, łgałem – powiedział
desperacko usiłując utrzymać się w pionie. – Bo miałem cholerną ochotę cię
przelecieć! Nadal mam!
Pokiwała głową zrezygnowana. Nawet teraz
myślał tylko o jednym.
- Zostań ze mną – wymruczał zanim zwalił
się na łóżko. – Zerżnę cię tak, że na kolanach będziesz błagała o więcej…
Potem błogo chrapnął, pogrążając się w
słodkim, pijackim śnie.
Tanja usiadła rozdygotana w fotelu obok.
To co przed chwilę powiedział, w sposób jaki powiedział… Dłonie, które tak
chaotycznie przesuwały się po jej ciele…
Jęknęła. Jednak dobrze, że był aż tak
pijany!
***
Bardzo powoli odzyskiwał świadomość
samego siebie. Wzrok szybko przyzwyczaił się do panujących wokół ciemności, a
potem przyszła świadomość ciepła drugiej osoby, leżącej tuż obok na łóżku i w
najlepsze pochrapującej.
Choć pękała mu głowa, to o mało nie
zatarł rąk z zadowolenia i nie wykrzyknął gromkiego hura. Teraz ma okazję!
Szybko, starając się robić jak najmniej hałasu, zsunął spodnie i przytulił się
do Tanji, która tak nieopatrznie sama mu się podłożyła. Już czuł jak twardnieje
mu członek, a po głowie krążą chaotyczne myśli. Nie dość, że wygra, to jeszcze
sobie ulży! Musi być tylko czuły i zdecydowany, żeby ta kretynka nie uciekła w
popłochu.
Głęboko odetchnął i ignorując niewielkie
zawirowania w żołądku, przystąpił do działania.
- Już tego pierwszego wieczoru w barze,
nie mogłem oderwać od ciebie oczu – szeptał, czule gładząc jej nieruchome
ramię. – Wiesz, jak boli mnie twa obojętność – jęknął z udawana rozpaczą,
jednocześnie myśląc z irytacją, że przecież nie mogła aż tak mocno zasnąć. –
Tanju, błagam…
Wciąż nic! Co za wstrętne, nieczułe
dziewuszysko! Słusznie od samego początku nie darzył jej sympatią.
Przerwał pieszczoty i przyjrzał się z
zastanowieniem dość niewyraźnej w tych ciemnościach postaci. Akurat to mu teraz
nie przeszkadzało, przeczytał w internecie, że mrok i bliskość, to najlepsze
afrodyzjaki. Jak widać nie dla niej, bo wciąż cicho pochrapywała, śpiąc w
najlepsze i ani odrobinę nie reagując.
Widać, trzeba to zrobić bardziej
stanowczo. Zacisnął zęby i wepchnął dłoń pod kołdrę, a potem pod skraj nocnej
koszuli. Po czym jego ręka zanurzyła się w istnym buszu – był to szorstki,
splątany gąszcz długich włosów łonowych, biegnących szeroką smugą od pępka w
dół.
Daren zamarł w bezruchu, wybałuszając w
ciemnościach oczy. Niemożliwe, żeby aż do tego stopnia nie dbała o higienę?! Przecież
to obrzydliwe!
Kobieta poruszyła się lekko i sapnęła
pobudzona, czując jego dotyk w tych najbardziej intymnych częściach ciała.
No, nareszcie! Chyba się budziła. Choć z
drugiej strony robiło mu się niedobrze na samą myśl o jakimkolwiek intymnym
zbliżeniu. Nawet jego stwardniały z podniecenia członek, jakby lekko sflaczał.
- Ukochana – wyszeptał z determinacją,
wkładając w te słowa maksimum uczucia. – Pragnę cię! Dziś, teraz, w tej chwili…
Tak bardzo cię pragnę!
Jednocześnie starał się usunąć
przeszkodę w postaci długiej, wykrochmalonej nocnej koszuli. Co za barchany
ubierała ta kobieta? Niczym własna prababka! Sapnął gdy udało mu się w końcu
rozedrzeć oporny materiał. W pośpiechu, aby całkiem nie przeszła mu ochota,
rozchylił jej pośladki i jednym gwałtownym ruchem, wszedł do środka.
Wrzasnęła, jakby ktoś ją oskalpował.
Demon bez namysłu zaczął się poruszać w zbyt suchym, choć gorącym wnętrzu. Jak
najszybciej chciał to zakończyć. A potem czeka go już tylko chwała i potęga!...
Jęknął, bo tak bez poślizgu bolało. Drugą
ręką złapał kobietę za piersi, z niesmakiem myśląc, że bez stanika są jakieś
obwisłe i pomarszczone.
O Najwyższy! Niech to się już skończy! Zamknął
oczy, z desperacją usiłując wyobrazić sobie jakąś seksowną, ponętną blondynkę.
Bez tego w życiu nie dojdzie! W dodatku ten zapach jej skóry, lekko zalatujący
stęchlizną…
Dyszał, uderzając coraz mocniej i z
coraz większą desperacją. Kobieta albo piszczała cienkim głosikiem, albo
jęczała niczym więzień na torturach. W końcu też zrobiła się w miarę wilgotna,
tam w środku. Czuł, że pomimo niesprzyjających warunków, zaraz eksploduje.
Jednak długa wstrzemięźliwość zrobiła swoje.
- Złap mnie dupę, bo nie dojdę! –
wykrzyknęła naraz wijąc się w jego objęciach.
I w tym momencie do wstrząsanego
drgawkami erekcji Darena dotarło, że to nie była Tanja! Wystrzelił, z
przerażeniem wpatrując się w twarz tej podstarzałej lafiryndy, która z takim
zapałem podrywała go przy stole. O, do stu diabłów!
„To nie może być prawda” – myślał
gorączkowo, wyrywając się z pazernego uścisku, z wciąż jeszcze sterczącym
członkiem. Z czubka kapała mlecznobiała ciecz, a kobieta leżała na łóżku głośno
dysząc.
- Tanja?! – jęknął, macając dookoła
siebie w poszukiwaniu ubrania.
- Zgłupiałeś czy co? Moja bratanica śpi
w pokoju obok. Ale nie było źle, prawda? – zalotnie mrugnęła jednym okiem.
Jeszcze nigdy, z takim pośpiechem, demon
nie uciekał z żadnego miejsca. Nawet nie założył spodni, tylko trzymając je w
garści, wyskoczył przez okno. I oczywiście nadział się skrajem pośladka, prosto
na samotną sztachetę płotu…
***
- Jak samopoczucie? – Sylwia usiadła tuż
obok, zerkając na niego kpiąco. Biedaczysko! W tej rozgrywce demon miał
przedziwnego pecha. Co by nie zrobił, kończyło się dla niego wręcz tragicznie.
- Odczep się – burknął nieuprzejmie.
- Jeszcze boli?
Zgrzytnął zębami w niemej wściekłości,
ale nie odpowiedział na zaczepkę. Zresztą nie miał ochoty wspominać tamtych
wydarzeń.
- Przecież lubisz brutalny seks? Choć przyznam,
że nie słyszałam, abyś kiedykolwiek bzykał się z kawałkiem drewna, w dodatku
analnie!
- Och! Zamknij się wreszcie!
- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz
teraz robił loda każdemu napotkanemu patykowi?
Gdyby nie to, że był tak obolały, już on
by jej pokazał! Kiedy nadejdzie pora, policzy się z nią jako pierwszą. Nie,
drugą. Pierwsza będzie ta wstrętna, obrzydliwa dziewucha.
- Myślałeś, że grzech nieczystości
będzie najskuteczniejszy do przeciągnięcia jej na swoją stronę?
- Zazwyczaj bywa.
- Źle wybrałeś Darenie. Nawet nie wiesz
jak bardzo.
Zerknął na nią podejrzliwie.
- Taka jest święta?
- Ależ skąd! Ale i tak myślę, że przed
tobą niezmiernie trudne zadanie.
- Jeszcze zobaczymy – powiedział
złowróżbnie. – A jak zwyciężę, to wtedy dopiero się z tobą rozprawię,
czarnoksięska dziwko!
- Bierzesz w ogóle pod uwagę przegraną?
– spytała zdziwiona tą jego pewnością siebie.
- Nie bardzo. Jednak bez względu na
wszystko, ty i tak w końcu trafisz do piekła. A wtedy będę tam na ciebie czekał
ja! – Uśmiechnął się z doskonale widoczną satysfakcją. – A teraz wybacz, jestem
umówiony na wizytę u lekarza.
Godnie odkuśtykał, gubiąc po drodze
kawałki waty, której potężnym kłębem obłożył obolałe miejsce z tyłu poniżej
pleców. Oczywiście jako demon nie odniósł większych obrażeń, ucierpiała za to
jego duma oraz pycha. Wszedł do przychodni, od razu wzbudzając niezdrową
sensację. Wszystkie kobiety, bez wyjątku na wiek, zaczęły spoglądać na niego
zalotnie, posyłając kuszące uśmiechy.
Dlaczego więc tylko ta mała zdzira była
odporna na jego urok? Minęło pięć dni, a on nie posunął się naprzód ani na
krok. Pocieszające było jednak to, iż inni znajdowali się w tej samej sytuacji.
- Witaj Tanju – powiedział, z
niesłychaną ostrożnością podchodząc do niewielkiego biurka w gabinecie. Trochę
ciężko było usiąść, ale dał radę, podpierając się jedną ręką o blat, drugą o
oparcie krzesła.
Zarumieniła się na jego widok. Bynajmniej
nie z zawstydzenia.
- Co się stało? – spytała w wyraźną
troską.
- Moja choroba… - Pokiwał smętnie głową.
– Jest jak fatum…
„Ty jesteś jak fatum!” – nienawistnie
dodał w duchu. „A ja będę twoim, jak tylko zdołam cię przelecieć!”
- Ale…
- Nie mówmy o tym. – Machnął ręką. – Mam
bardziej bieżącą sprawę. Grypa czy coś?
Wstała i podeszła bliżej, chwytając w
dłoń stetoskop.
- Gardło? Gorączka? Ból stawów?
- Wszystko – westchnął cierpiętniczo,
ściągając koszulkę. Potem uniósł głowę i złapał jej spłoszone spojrzenie. Nic
dziwnego, miało się to ciało! – A najbardziej boli mnie serce…
Popatrzyła na niego bacznie, ale
uśmiechem na ustach. Jakby cholerna małpa wiedziała po co naprawdę tu
przyszedł. Tylko skąd? Czyżby ktoś jeszcze złamał zasady?
- Przestań już kłamać – rozkazała,
delikatnie badając mu węzły chłonne na szyi. Niemal wbrew sobie, Daren poczuł
jak się odpręża. Tanja miała cudowne, miękkie dłonie i pachniała czymś
przyjemnym, jakby jabłkami z cynamonem? Zamknął oczy i przez sekundy
rozkoszował się tym dotykiem.
- Halo! Ziemia do pacjenta!
Otwarł oczy i napotkał jej rozbawione
spojrzenie. Co najdziwniejsze, bardzo chętnie poprosiłby o więcej…
Otrząsnął się ze zgrozą. Co to niby
miało być? Fatalne zauroczenie? Czas najwyższy przystąpić do realizacji
powziętego planu.
Uśmiechnęła się ponownie, bo po raz
pierwszy zauważyła, że choć przez chwilę był szczery. Nawet jeśli było to
zaledwie niewinne odprężenie podczas badania. Dotąd wyczuwała w nim jakiś
fałsz, a uśmiech pojawiający się na jego ustach, nigdy nie docierał do oczu. Atrybuty
zewnętrzne zwalały z nóg, ale bijący chłód nie dawał szans na pokonanie niemal
intuicyjnej niechęci.
Nieświadomy tych rozważań Daren, chwycił
ją raptownie w pasie i przyciągnął ku sobie, wtulając twarz prosto w ponętny
biust. Tym razem nie musiał udawać, bo bliskość kusząco zaokrąglonego kobiecego
ciała, wywołała u niego błyskawiczną erekcję. Nawet wczorajsza kontuzja
przestała mu przeszkadzać…
- Przestań! – Dziewczyna usiłowała go
odepchnąć. Ale tkwiła w żelaznym uścisku, bez najmniejszej możliwości manewru.
– Darenie, proszę! Jestem w pracy!
„I co z tego” – pomyślał, unosząc głowę
i napotykając spojrzenie jej poważnych oczu.
- Nie wiem co mógłbym zrobić, byś
zaczęła traktować mnie na serio?
Przestała się wyrywać, za to ujęła
oburącz jego twarz, kciukami delikatnie gładząc szorstkie policzki.
- Nie rozumiem tego, ale mam
przeświadczenie, że nie jesteś ze mną szczery. Mam rację?
„Do diabła! Czy ona nie mogłaby
wyluzować i wdać się w jakiś niezobowiązujący romansik?” – zaklął w duchu,
przybierając jak najbardziej zabiedzoną i skruszoną minę. A na dodatek zrobiło
mu się bardzo ciasno w spodniach, sprawiając iż dotychczasowe plany stały się
jakieś mgliste i mało kategoryczne.
- Mam na sumieniu wielki grzech –
wyszeptał cichutko, usiłując wsunąć dłonie pod poły lekarskiego fartucha. Jednocześnie
w pośpiechu zastanawiał się, co by tu zełgać, by było wystarczająco tragiczne i
romantyczne. Te kretynki to uwielbiają!
Ręka Tanji dotarła do jego ust.
Dziewczyna zadumana wpatrywała się w coraz bardziej zasnute mgiełką pożądania oczy
mężczyzny. Przesunęła palcem wskazującym po wyrazistych wargach, wydobywając z
niego niezamierzony jęk. Owszem, i ona czuła podniecenie, ale to było zbyt
mało, by rzucić się w ramiona pierwszego, lepszego przystojniaka.
No i w każdej chwili do gabinetu mogła
wejść pielęgniarka.
Ale demona tak upoiła bliskość
zwycięstwa i ciepło drugiego ciała, że bez namysłu wstał i przycisnąwszy ją do
blatu biurka, z pasją graniczącą niemal z szaleństwem, poszukał spragniony jej
ust.
- Oszalałeś?! – Odwróciła głowę, tak że
trafił prosto w prawe ucho. – Puszczaj wariacie!
- Za nic! – wymruczał i gwałtownie
zaczął pieścić wargami smukłą, opaloną szyję. Był tak zamroczony pożądaniem, że
nie potrafiłby teraz przerwać, nawet jeśli od tego zależałaby jego wygrana. Ale
przecież było dokładnie na odwrót…
Rozległ się głośny trzask rozdzieranego
materiału i w tym momencie Tanja uświadomiła sobie swoje położenie. Daren był
silny, zdecydowany i nieziemsko napalony. Dążył do celu z wściekłą
determinacją, choć przysięgłaby że przed kilkoma minutami miał autentyczną
ochotę skręcić jej kark. Pomimo wypowiadanych słodkich słówek.
- Ale ja nie chcę! – Desperacko
szamotała się w jego objęciach. – I zacznę krzyczeć! – zagroziła.
Na chwilę przystopował. Spojrzał na nią
z góry głośno dysząc. Oczy dziewczyny robiły się coraz większe i coraz więcej w
nich było przerażenia. Bo przed sobą widziała nie błękitne niczym niebo
źrenice, ale żółtozielone ślepia bestii. Obce, nieludzkie, pełne nieznanych
uczuć i chuci tak potężnej, że odebrało jej to całkowicie zdolność ruchu.
- Kim jesteś? – spytała szeptem. To już
nie była kwestia szczerości. To była tajemnica przez duże T. Mroczna, trudna do
wyjaśnienia, niepojęta.
- Wolałabyś nie wiedzieć – wychrypiał ze
złością. Doskonale wiedział, że się zdekonspirował. Jasna cholera! A był tak
blisko! Jeśli jednak teraz weźmie ją siłą…
- A może nie? – Zamiast strachu w oczach
Tanji ujrzał ciekawość. Tak go to zdumiało, że mimowolnie poluzował uchwyt. Dziewczyna
błyskawicznie wykorzystała sytuację i wyrwawszy się z uścisku, popchnęła go do
tyłu. Raptownie usiadł na krześle i…
Dziki ryk demona postawił na nogi
wszystkich w przychodni. Drzwi do gabinetu otwarły się gwałtownie i do środka
wbiegł drugi z lekarzy, wszystkie pielęgniarki i nawet kilku pacjentów.
Masujący z nieszczęśliwą miną obolałe
pośladki Daren, spojrzał na nich ponuro i jakby z pretensją. Tuż obok stała
śmiertelnie zaskoczona Tanja.
- Co się tu na boga stało? – Pierwszy
doszedł do siebie jej kolega po fachu. – Myśleliśmy, że mordujesz pacjenta.
- Nic mu nie będzie – odparła słabym
głosem dziewczyna. To co się przed chwilą zdarzyło, to zdecydowanie zbyt dużo
jak na jedną, standardową wizytę. Ale przecież właśnie dowiedziała się, jak
nietypowego miała pacjenta…
- Skurcz mnie chwycił – wyjaśnił niechętnie
demon.
- I dlatego wydałeś z siebie ten
agonalny ryk?
- Jestem mężczyzną bardzo wrażliwym na
ból…
W tym momencie Tanja nie wytrzymała.
Chichocząc jak opętana wybiegła z gabinetu i popędziła do damskiej toalety.
Ostatnie co zapamiętała to zabiedzony wyraz twarzy Darena, ostro kontrastujący
z dzikim błyskiem w oku, jego dłoń masująca delikatnie tylną część ciała i cały
tłum ludzi, przypatrujących się temu z niedowierzaniem.
Po prostu nie mogła się nie śmiać!
***
Opracował nowy plan w najdrobniejszych
szczegółach. Skoro należała do tych bidulek fascynujących się silnymi i
mrocznymi mężczyznami, to należało jak najszybciej zmienić taktykę. Niejakim
pocieszeniem napawało to, że inni także niczego nie osiągnęli. Nawet
powiedziałby, że zostali lekko w tyle.
Daren spojrzał ponuro na swoje odbicie w
lustrze. Tym razem te prawdziwe. Krótkie, ciemne kręcone włosy, trójkątna twarz
o wyraziście zarysowanych kościach policzkowych, wąskie usta i lekko skośne
oczy w kolorze intensywnej siarki. Dokładnie przypomniał tego, kim był
naprawdę. Demona.
No cóż! Przynajmniej nie musiał się
maskować. Choć i tak udawanie zakochanego bez granic było wystarczająco trudne.
Skrzywił się ze złością. Co za cholerny los! Nie mógł sobie Władca wybrać kogoś
innego do tego zadania? Jeszcze chwilę poużalał się nad swą niedolą, potem z
westchnieniem, jednym stanowczym ruchem zapiął marynarkę i poprawił krawat.
Jasny gwint! Wyglądał jak niedorobiony
amant! Dobrze, że nie widzi go w tej chwil żaden z towarzyszy, bo miałby
przechlapane do końca istnienia.
Znów po drodze musiał kupić jakieś
zielsko. W duchu klął wszystkie kobiety tego świata, podczas gdy rozświergotana
kwiaciarka, usiłowała go oczarować swym urokiem osobistym. Po zapłaceniu posłał
jej więc wiele obiecujący uśmiech… A niech ma! Dopiero kiedy wyszedł i wsiadł
do auta, wyraz jego twarzy uległ radykalnej zmianie. Malowała się na niej
autentyczna żądza mordu.
Tak jak przypuszczał, drzwi otworzyła
Tanja. Jego wywiad działał bezbłędnie. Dobrze, że chociaż on…
- Witaj – powiedział schrypniętym z
emocji głosem. Długo patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Daren? To ty?
- Tym razem to ja.
- Prawdziwy ty?
- No tak
- mruknął zniecierpliwiony. – A czego się spodziewałaś? Anioła stróża o
złocistych, trefionych blond loczkach?
- Nie, z pewnością nie – roześmiała się,
uchylając szerzej drzwi i gestem zapraszając go do środka. – Jestem sama,
wejdź.
„O tak, doskonale o tym wiem” – pomyślał
z duchu ze złośliwą satysfakcją. No tak, zapomniał o kwiatach.
- To dla ciebie.
- Pierwszy raz zdarzyło mi się, aby
bestia z piekła rodem, wręczała mi bukiet czerwonych róż… Mam rację co do tego
piekła, prawda?
Wymruczał coś niewyraźnie, siadając na
kanapie. Dziewczyna zniknęła we wnętrzu kuchni, najpewniej poszła po prostu
wstawić kwiaty do wazonu. Poluzował odrobine krawat, zastanawiając się co
powinien teraz zrobić – od razu zabrać się do rzeczy, czy najpierw czarować ją
i mamić? Wolałby to pierwsze.
- No dobrze, to teraz powiedz mi po co
przyszedłeś?
Usiadła na fotelu tuż obok i posłała mu
nieznacznie rozbawione spojrzenie.
- Chcę się z tobą kochać – rzucił
desperacko.
- To wiem. Już to kiedyś mówiłeś. Nie
jestem głupia, doskonale zauważyłam, że coś się wokół mnie dzieje. Dziwnego,
ukradkowego, niewytłumaczalnego. A ty jesteś jednym z elementów tej układanki?
Sama spytała, więc czas na wyjawienie
tajemnicy i propozycję zawarcia paktu. Co prawda później i tak go złamie, ale
ona nie musi o tym wiedzieć.
- W skrócie – jest nas siedmiu. Każdy
chce wygrać skłaniając cię do popełnienia jednego z grzechów głównych. Dlatego
mam dla ciebie propozycję. Ty pomożesz mi, ja dam ci to czego pragniesz.
- Cyrograf podpisany własną krwią?
- Niezupełnie.
- I wystarczy, że się z tobą prześpię?
Tylko raz?
- Życie wieczne, bogactwa, sława!
Wybieraj! Możesz dostać wszystko na raz, bez żadnych limitów.
Przygryzła wargi i opuściła głowę. Jakieś
to wszystko było takie nieprawdopodobne. Jednak oczy Darena nie do końca
przypominały ludzkie i tylko dlatego była w stanie zaakceptować całą tą
sytuację.
- Wiesz, nie bierz tego osobiście, ale…
Nie mam ochoty.
Aż otworzył usta ze zdumienia. No nie!
Ona chyba żartowała?
- Na co nie masz ochoty? – spytał
złowróżbnym tonem. Ludzie zawsze czegoś pragnęli, ona także musi mieć jakiś
słaby punkt.
- Na ciebie. – Uniosła głowę i spojrzała
mu z powagą w oczy. Musiała bardzo się postarać, by te słowa były jak
najbardziej autentyczne i szczere, bo tak naprawdę było dokładnie na odwrót.
- Na mnie? – powtórzył zdumiony. – Ale
dlaczego?! - Wyrwało się z niego jakby mimochodem.
- Nie uznaję seksu bez zobowiązań. – O
matko! Ile by dała, by zedrzeć z niego te ubranie i… Stop! Nie powinna nawet o
tym myśleć!
- Nie… Co?! – ryknął znienacka zrywając
się z fotela. – Czyś ty już do reszty zgłupiała babo? Ja ci oferuję wieczną
młodość, bogactwo, sławę, a ty pieprzysz jakieś kretynizmy o obronie własnej
cnoty?
- Mam swoje zasady. – Wstała i starając
się nie okazywać żadnych emocji, skierowała się do kuchni. – Chcesz herbaty?
Albo kawy? – rzuciła przez ramię.
Daren zacisnął dłonie w pięści i zamknął
oczy. Za wszelką cenę musiał się uspokoić. Trudno, musi wynająć jakiegoś
amanta, bo to dziewuszysko doprowadzało go do szewskiej pasji. Nawet ochota na
seks z nią odeszła gdzieś w siną dal. Najchętniej by ją udusił! Gołymi rękoma,
wpatrując się w strach malujący się w coraz bardziej szklistych oczach… Ach! A
może jakieś małe tortury przed? Cokolwiek, nawet mogłoby być zwykłe, mało
wyszukane przypalanie ogniem.
Łyknął wyciągnięte z kieszeni pigułki na
uspokojenie. Wciąż działały na niego ludzkie lekarstwa i używki – jeszcze nie
całkiem zdołał wrócić do swego prawdziwego ja. Całe szczęście, bo może pomogą?
- Masz taką minę, jakbyś chciał mnie
zabić. – Ocknął się słysząc rozbawiony głos.
- Bo mam! – warknął. Gówno obchodziły go
konsekwencje własnych słów.
- Trudno nie zauważyć – zakpiła,
stawiając dwa kubki na ławie przed kanapą. - I dam głowę, że nie wolno ci tego
zrobić? Prawda?
Nie umiała sobie tego wytłumaczyć, ale
miała ochotę go sprowokować. Już teraz widziała malującą się w jego oczach
wściekłość, więc nie powinno być to aż
tak trudne.
- Nie drwij ze mnie – powiedział cicho,
posyłając jej nienawistne spojrzenie.
- Bo co? – Wzruszyła ramionami i
podeszła do okna. Właśnie zaczął padać deszcz, miarowym rytmem uderzając o
blaszany daszek ganku. W pokoju zrobiło się nagle dużo ciemniej i chłodniej. –
Bo weźmiesz zabawki i pójdziesz do domu?
Nie wytrzymał. Dopadł jej jednym susem i
przygwoździł do ściany. Kompletnie przestał nad sobą panować, czuł tylko szał,
powoli ogarniający jego zmysły, opanowujący ciało. Za to dziewczyna lekko
westchnęła. Nie miała żadnej możliwości wyswobodzenia się z rąk demona,
marzącego jedynie o tym by rozszarpać jej gardło. Lecz paradoksalnie
niesamowicie ją to podniecało. Nakręciło tak bardzo, że czuła jak wilgoć
moczącą majtki, twardniejące sutki, napięte do granic ostateczności mięśnie.
Daren dyszał ciężko, usiłując opanować
ogarniającą go żądzę mordu, więc nie od razu zorientował się, co dzieje się z unieruchomioną
dziewczyną.
- Tego chciałaś? – wysyczał pochylając
się tak mocno, iż jego wargi niemal dotknęły jej policzka. Mimowolnie naprężyła
całe ciało.
- Tak…
I dopiero teraz do niego dotarło, jak
bardzo jest podniecona.
- Tego, tak? – wyszeptał przesuwając
wargami po smukłej szyi, jeszcze mocniej ją dociskając do ściany i wykonując
powolne ruchy biodrami. Jego członek twardniał z zaskakującą szybkością, wydobywając
z ust dziewczyny cichutkie skomlenie. To suka! Tak bezczelnie kłamać!
- Teraz to ty będziesz musiała ładnie
poprosić… - Podciągnął w górę i tak już kusą spódniczkę i stanowczym ruchem
rozerwał koronkowe majtki. Była tak mokra, że czuł spływające po udach
cieniutkie strużki jej soków. Powoli zanurzył w gorącym i wilgotnym wnętrzu dwa
palce, potem zaczął nimi wykonywać rytmiczne, coraz silniejsze ruchy. Drugą
dłonią szarpnął dekolt, rozrywając go i uwalniając duże, jędrne piersi. Dziewczyna
jęczała coraz głośniej, wijąc się spazmatycznie w jego objęciach.
- Proś dziwko! – rozkazał jednocześnie przygryzając
zębami sterczące sutki. Twardy niczym głaz członek, ocierał się o jej
podbrzusze i wewnętrzną stronę ud. Czuł, że jest bliska eksplozji, bo sama
usiłowała się na niego nabić… Nie ma ochoty, dobre sobie! Była napalona jeszcze
bardziej niż on sam.
- Proś! – warknął, zaciskając dłoń na
szyi dziewczyny. Z trudem łapała oddech, półprzytomnie się w niego wpatrując.
- Błagam cię! Zerżnij mnie! Zrób
wszystko na co masz ochotę!
- Wszystko? – Gwałtownym ruchem wbił się
w wąską szparkę, wyrywając z jej ust skowyt bólu pomieszanego z przyjemnością.
– Wszystko? – powtórzył i ponownie wykonał silny, posuwisty ruch. Całkowicie
przestał nad sobą panować. Chciał tylko jednego…
- Och, tak! Taaak! – krzyczała, podczas
gdy on uderzał z narastająca wściekłością. – Och Darenie… - Zamknął oczy
wsłuchując się w te pełne ekstazy okrzyki.
- Darenie? – Ktoś silnie potrząsnął jego
ramieniem. Zamroczony demon uchylił powieki i spojrzał wprost w zarumienioną
twarz Tanji. – Chyba przysnąłeś? Nie powinieneś brać tylu pigułek naraz. Gdybyś
był człowiekiem, to nawet nie miałabym po co wzywać karetki.
Zasnął? To był tylko sen? Kierowany
nagłym impulsem, położył dłoń na nabrzmiałym członku. Cholera! Ależ miał
erekcję!
- Jesteś niepoprawny. – Zaczerwieniła
się jeszcze bardziej. Trudno było nie zauważyć, ogromnego kształtu, doskonale
rysującego się pod cienkim materiałem spodni.
- Jestem napalony – wyrwało mu się
szczerze. – Tanju, błagam! – To mówiąc ujął małą dłoń dziewczyny i położył ją
na niemal gotowym do eksplozji penisie. Nie cofnęła ręki, zafascynowana i
zawstydzona wpatrując się w podnieconego do granic możliwości, mężczyznę. –
Tylko odrobinę…
Nieśmiało i jakby na próbę przesunęła po
nabrzmiałej, spragnionej pieszczot, męskości. Potem gwałtownie odskoczyła w
tył.
- Chyba powinieneś sobie pójść?
To nie fair. Jak ona mogła tak doskonale
nad sobą panować, podczas gdy on sam kipiał z żądzy.
- Przyjdzie taki dzień, gdy sama
będziesz mnie błagała, o to bym cię przeleciał!
- Możliwe. Ale to nie dziś… - Odważnie
odwzajemniła jego pełne nienawiści spojrzenie.
Dopiero gdy zamknęła za Darenm drzwi,
opadła na fotel, osłabła z emocji i podniecona tak bardzo, że bez zastanowienia
uczyniła to, czego pragnęło jej ciało.
***
- Witaj cudny młodzieńcze! – Z ponurej
zadumy wyrwał go okrzyk jakiejś podstarzałej lafiryndy. Uniósł głowę i spojrzał
na nią z niechęcią, pomieszaną z obrzydzeniem, bo właśnie przypomniał sobie
skąd zna tą wyfiokowaną pseudo kurtyzanę.
- Czyżbyś przyszedł z wizytą do mojej
bratanicy? – Figlarnie mrugnęła do niego okiem i jakby od niechcenia odpięła
dwa guziki już i tak nieprzyzwoicie przejrzystej bluzeczki.
Demon skrzywił się, bo właśnie przed
oczyma stanął mu obraz sprzed kilku dni. A fuj!
- Tak – odparł krótko, marząc by ten
babsztyl zostawił go w spokoju. Czekał na Tanję już ponad godzinę, zirytowany i
wściekły, bo było mu zimno oraz mokro. A teraz jeszcze na dodatek to! Dobrze
chociaż, że go nie poznała.
- Mam klucze. – Pomachała mu przed nosem
solidnym pękiem żelastwa. – Wejdziemy i napijesz się kawy biedaku. Wyglądasz na
zziębniętego i głodnego.
A co tam. To nawet niezły pomysł. Może
przy okazji dowie się czegoś ciekawego, co później będzie mógł wykorzystać?
Zatarł dłonie i energicznie wstał.
- Dlaczego by nie? – Uśmiechnął się
szeroko, usiłując przybrać jak najbardziej życzliwy wyraz twarzy.
Usiadł przy stole i obserwował jak nadal
mizdrząca się ciotka Tanji, szykuje aromatyczny napój i stawia na stole dwa
nakrycia.
- Może lepiej od razu trzy? –
zaproponował pociągając łyk gorącego napoju.
- Och, nie. Zapomniałam ci powiedzieć,
że moja mała dziewczynka się zakochała i właśnie jest na randce…
Parsknął kawą, brudząc wszystko dookoła.
- Że co? – wrzasnął, odkładając z
impetem filiżankę na podstawek.
- Pewnie jesteś w niej nieszczęśliwie
zakochany? – Położyła swoją kościstą, chudą rękę na jego dłoni. – Biedaku!
Nie! To już szczyt złośliwości losu! Jak
ma pracować w takich warunkach, kiedy wszystko idzie pod górkę? Już on jej
pokaże, gdy tylko ją dorwie!
- Gdzie? – spytał z pozornym spokojem, w
duchu klnąc do potęgi.
- Ach, taka mała urocza knajpka, tuż
przy ratuszu. Serwują tam ponoć wyśmienite włoskie specjały.
Nie czekając na więcej zerwał się z
miejsce i skierował ku wyjściu.
- A ciasteczka? – krzyknęła za nim
rozżalona kobieta.
Trzasnął drzwiami i popędził w kierunku
centrum. On jej pokaże randkę! Jak będzie musiał to zabije tego gnojka, który
ośmielił się tknąć jego zdobycz. Akurat tego nie zabraniając reguły gry, więc w
końcu będzie mógł komuś rozszarpać gardło!
Nie miał problemu z odnalezieniem właściwego
lokalu. Wpadł do niego i rzucił na ladę w szatni mokry płaszcz. Potem bez
słowa, zaciskając zęby wszedł do środka i rozejrzał się.
Siedzieli tuż pod oknem, wpatrzeni w
swoje oczy, z uśmiechami przyklejonymi do twarzy. Przelotnie zastanowił się z
jakiego powodu dziewczyna wygląda na tak szczęśliwą? Facet był więcej niż
pospolity, niewysoki, lekko łysawy, w okularkach. Typowy słabeusz, którego
mógłby zdusić małym palcem, nie wspominając już o tym, że w łóżku z pewnością był
beznadziejnie czuły i delikatny. Ble…
Podszedł do nich i nie zważając na dwa
pełne zaskoczenia spojrzenia, usiadł na wolnym miejscu i bez krępacji nalał
sobie wina do pustego kieliszka.
- No co się tak gapisz? Przedstaw mnie
temu mięczakowi, dla którego zrezygnowałaś ze spotkania ze mną.
- Daren! – Gwałtownie się zarumieniła. –
Jak śmiesz?
- Wy się znacie? – Jej towarzysz
popatrzył na nią zaskoczony. – To twój eks?
- Nie Marku. Ani były, ani obecny, ani
przyszły! – Tym razem naprawdę się zdenerwowała. – To pewien namolny typek,
który usiłuje mnie przelecieć, by zyskać jeszcze jedno nacięcie na wezgłowiu
łóżka!
Demon wzruszył obojętnie ramionami.
- Przecież tego chcesz.
- Po moim trupie – syknęła. – A teraz
zabieraj swoje dupsko i wynoś się z mojej randki!
Marek zdecydowanie odwrócił się w jego
kierunku.
- Zmuszony jestem zażądać byś spełnił to
życzenie. Inaczej…
- Inaczej, co? – Daren spojrzał na niego
z nagłym rozbawieniem. – Wyrzucisz mnie siłą? Ty?!
- Tak. – Blondyn wstał i ze spokojem
zdjął marynarkę. – To jak będzie? Liczę do trzech…
Chwilę potem demon siedział oszołomiony
na bruku tuż przed knajpką, patrząc z niedowierzaniem na krew kapiącą z
rozbitego nosa. Fakt, że nie odzyskał jeszcze do końca całej swej mocy, ale dać
się pobić takiemu mikrusowi? To było więcej niż żenujące!
Wstał i z rykiem ruszył w kierunku
wejścia do restauracji. Miał dość! Zabije ich oboje, rozszarpie na sztuki, nie
bacząc na wszystko! Miał w dupie to, że spotka go za to sromotna kara.
Gwałtownie przystopował, bo w drzwiach
stała Tanja, ujmując się pod boki i patrząc na niego surowo.
- Marsz do domu i uspokój się! A jutro
sobie z tobą porozmawiam! – powiedziała z groźbą w głosie. Tak go to
zaskoczyło, że stanął nieruchomo, patrząc na nią z nienawiścią pomieszaną z
podziwem. Trzeba przyznać, że odważna była.
- Tu masz chusteczkę, bo krwawisz jak
zarzynany prosiak. – Podała mu biały kawałek papieru.
- Zabiję cię! – Wyrwało się mu z głębi
serca. – Jego też!
Westchnęła ze zniecierpliwieniem.
- Posłuchaj mnie Darenie. Po pierwsze
jesteś skończonym kretynem! Po drugie Marek ma czarny pas w karate, więc tak
łatwo ci nie pójdzie.
- Jestem demonem! – ryknął, podchodząc
do niej tak blisko, że niemal czuł delikatny oddech wydobywający się z jej ust.
– Jak w pełni odzyskam swą moc, to może mieć wszystkie kolory pasów, we
wszelakich dyscyplinach. Gówno mu to pomoże!
Pokiwała głową i uniosła dłoń,
delikatnym ruchem przykładając chusteczkę do jego nosa. Zamarł, zbyt zaskoczony
by w jakikolwiek sposób zareagować. W skupieniu ścierała czerwone plamy, a gdy
skończyła spojrzała mu prosto w oczy.
- Teraz lepiej – uśmiechnęła się. –
Przestałeś przypominać wampira po posiłku…
Głośno przełknął ślinę, bo przypomniał
mu się wczorajszy sen. Ileż by dał, by okazał się jawą! Gdy tylko pomyślał, o
krągłych piersiach widocznych w sporym wycięciu sukienki, o miękkiej skórze
pachnącej jabłkami, o wilgotnej i ciasnej szparce…
Bez namysłu przygarnął ją ku sobie i jak
wygłodniały poszukał jej ust. Uczynił to tak szybko, że nie zdołała w żaden
sposób zareagować.
To był brutalny, pełen skrywanej żądzy
pocałunek. Usiłowała wyrwać się z jego uścisku, ale on nie zważając na nic
wpijał się w jej wargi, buszował językiem w szalonym, nieokiełznanym tańcu,
przyciskał do siebie z taką siłą, że nie mogła nawet drgnąć. Najgorsze było
jednak to, że odczuwała z tego powodu nieziemską wręcz przyjemność, narastające
podniecenie i coraz większą rozkosz.
Nigdy, żaden mężczyzna nie wywoływał u
niej takich emocji!
- Chcesz mnie, więc dlaczego się
opierasz?
Z trudem wróciła do rzeczywistości, walcząc
z brakiem tchu i obezwładniającym pożądaniem. Czuła, że nawet po tak krótkim
pocałunku, cała płonie; całą sobą chce więcej!
- Jesteś napalona jak suka w rui…
Skapitulowałaby, gdyby nie te brutalne
słowa. W jednej chwili zrozumiała, że za piękną otoczką, kryje się prawdziwa
bestia. Krwiożerczy potwór, który tak naprawdę nie ma żadnych uczuć, nie wie
czym są wyrzuty sumienia, nie zrozumie nigdy czym jest miłość. Istnieje dla
niego tylko zaspokajanie pierwotnych instynktów, własnej żądzy i pragnień.
Z całej siły odepchnęła go i ciężko
dysząc, stała naprzeciwko, mierząc go wzburzonym wzrokiem.
- Znowu? – jęknął zawiedziony. Oszaleje,
jeśli tak dalej pójdzie.
- Idź sobie Darenie. I nigdy więcej nie
staraj się ze mną spotkać.
- Hę? – Po prostu opadały ręce! A
przecież to było tak cudowne, poczuć smak jej ust, zapach ciała, aksamitną
miękkość skóry. O co znów chodzi?
- To nie ma sensu.
- Nie musi – powiedział niecierpliwie. –
Chodzi tylko o seks.
- Tobie tak. Ale ja nie tego chcę…
Co miał odpowiedzieć? Czuł coraz większy
zamęt w głowie, zbyt wiele różnych emocji szalało w jego umyśle. A nade
wszystko chciał JEJ! Pal licho wygraną, po prostu pragnął tej kobiety, bardziej
niż czegokolwiek na tym lub tamtym świecie. A ona wciąż wymykała się z jego
rąk, niczym ulotny, niematerialny cień.
- Może na próbę? – spytał z wyraźnie
wyczuwalną rozpaczą w głosie.
Głęboko odetchnęła. A potem przyszła jej
do głowy zupełnie absurdalna, szalona myśl.
- Dopiero na trzeciej randce. W żadnym
wypadku wcześniej – i odwróciwszy się zniknęła we wnętrzu restauracji,
zostawiając osłupiałego demona na ulicy.
„Dlaczego na trzeciej?” – to była jego
ostatnia myśl, zanim potrącił go jadący ulicą samochód. Kierowca tylko na
moment pochylił się, by wyjąć ze schowka, paczkę czystych chusteczek. Niestety,
skręcił przy tym nieznacznie w prawo, wjeżdżając prosto w stojącego nieruchomo
Darena.
Bo jak pech, to pech!
***
Ubierała się z wyjątkową starannością.
Kwiecista, kobieca sukienka, ładnie podkreślająca letnią opaleniznę,
rozpuszczone włosy, w które wpięła małego kwiatka, ostatnie pociągnięcia błyszczykiem
po ustach.
Miała tak małe szanse… Ale było w nim
coś, co chciała uwolnić. Wydobyć na wierzch, pokazać całemu światu, uczynić
bardziej ludzkim. Widziała, że po tym co dziś zrobiła, nie będzie mógł wrócić
do miejsca, które nazywał swoim domem. Zanim jednak będzie usiłował skręcić jej
za to kark, musi, ba! chce, choć raz spróbować… To dziwne, ale miał w sobie coś
co ją pociągało, rozpalało wszystkie zmysły, budziło ukryte pragnienia.
Tak było od samego początku, narastało z
każdym ich spotkaniem, stawało się nieznośnym ogniem spalającym od wewnątrz.
Trzecia randka! Ha! Ciekawe czy sama dałaby
radę dotrzymać postawionego warunku?
Ostrożnie chwyciła talerz z ciastem i udała
się do małego szpitala, na którego tyłach przychodni co dzień pracowała.
Przed drzwiami jeszcze raz głęboko
odetchnęła i z duszą na ramieniu przekroczyła próg pokoju. Daren leżał w
bezruchu, wpatrzony w słoneczny krajobraz za oknem. Poczuła, jak na jego widok
miękną jej kolana, zasychają wargi, a serce wali niczym szalone.
- Jak się czujesz?
Posłał jej wyjątkowo ponure spojrzenie. Miał
unieruchomioną jedną nogę, całe prawe ramię w gipsie i gruby bandaż na głowie. Poza
tym czuł się wyjątkowo podle, nie tylko dlatego, że wszystko go bolało.
Tanja przysiadła na skraju szpitalnego
łóżka. Biedaczysko! Dobrze chociaż, że wszystko goiło się na nim w
zastraszającym tempie – za dwa, trzy dni nie będzie nawet śladu po
jakichkolwiek obrażeniach. Na dalszy plan odsunęła kwestię tego, co powiedzą
chirurdzy i reszta lekarzy.
- A jak mam się czuć? – odparł
jadowicie. – Boli mnie każda, nawet najdrobniejsza kosteczka, nie mogę się
ruszać, nawet sam wysikać, a w dodatku – wskazał podbródkiem na niewielką
wypukłość pościeli – znów mam ochotę…
Nie dodał, że stanął mu, jak tylko
weszła do sali. Co do cholery było w niej, że reagował tak gwałtownie na
każdorazową jej obecność? To już nawet wykraczało poza ramy narzuconego mu
zadania.
Z figlarnym uśmiechem zerknęła na
zamknięte drzwi.
- Jesteśmy całkiem sami…
- I co z tego? Chcesz paść na kolana i
odmówić kilka zdrowasiek?
Nie odpowiedziała, tylko
bezceremonialnie na nim usiadła. Tuż pomiędzy udami poczuła twardy niczym
kamień członek.
- Co ty?... – Aż zachłysnął się ze
zdumienia. – Naprawdę jesteś Tanija?
- Zaskoczyłam cię?
- Gorzej! O mało nie padłem na zawał
serca! Ale nie powiem… - Przymknął oczy i głośno jęknął, bo dziewczyna
powolnymi ruchami ocierała się o jego doskonale naprężoną, sztywną męskość. – Odsuń
tą szmatę i zdejmij majtki…
- O nie – wyszeptała mu do ucha. – Już mówiłam,
że resztę dostaniesz na trzeciej randce. To tylko małe pocieszenie…
Objął ją zdrowym ramieniem i spojrzał
prosto w rozbawione oczy.
- Kpisz ze mnie?
- Jakże bym śmiała drwić z wysłannika
piekieł?
- Niech ja cię tylko dopadnę, gdy już
zdejmą mi ten gips!...
- Tak, wiem, wiem. Nie wiedziałam, że
demony są tak delikatne?
- Większość moich mocy została zabrana
mi na czas polowania.
- Nie wszystkie, oj, nie wszystkie –
wymruczała, lekko przygryzając dolny płatek jego ucha. Dłońmi gładziła nagi
tors i potężne ramiona, powoli, bez zbytecznego pośpiechu, delektując się
każdym gestem i ruchem.
- Kim ty jesteś? – spytał zamroczony.
- Może właśnie teraz jestem naprawdę
sobą?
- Zwariuję przez ciebie. – Spragniony,
poszukał czerwonych, kuszących ust. Były tak cudowne, jak to zapamiętał. Miękkie,
wilgotne, o smaku jabłek i cynamonu. Zatopił się w tym pocałunku, całkowicie
zapominając o otaczającym go świecie.
Jeśli to było pocieszenie, to na całe
zło tego świata przysięga, że następnym razem sam rzuci się pod pierwszy lepszy
przejeżdżający samochód!
- I o to chodzi… - Poruszała się coraz
szybciej. Najgorsze było jednak to, że sama najchętniej usunęłaby te beznadziejne
przeszkody w postaci dwóch warstw materiału.
Zdrową dłonią ścisnął jej pośladki,
wargami błądził po szyi, potem coraz niżej, docierając do krągłych piersi.
Zębami rozerwał cienką tkaninę sukienki, ze zniecierpliwieniem usiłując się
nich dostać.
Nareszcie! Było jeszcze lepiej niż w
tamtym śnie! Smakował jej ciała, niczym wygłodniały po długim poście, lizał,
przygryzał i ssał, wydobywając z ust dziewczyny coraz głośniejsze jęki. A to
podniecało go dodatkowo. Wplotła dłonie w krótkie, kędzierzawe włosy, odchyliła
głowę do tyłu i pozwoliła mu na absolutnie wszystko. Przestały być ważne
wcześniejsze postanowienia, wszystko co sobie obiecała. Łatwo było kalkulować
na zimno, odtwarzać te sytuację we własnym umyśle. Dużo trudniejsze okazało się
to na jawie.
- Poczekaj! Ja… - wychrypiał czując
nadchodzący koniec. Jednym silnym ruchem wyrwał spod dziewczyny to beznadziejne
przykrycie. Chciał innego finału. Jednak gdy poczuł żar jej nagiej skóry na
swoim ciele i nie wytrzymał. Eksplodował, głośno krzycząc. W pośpiechu
przysłoniła mu dłonią usta, tłumiąc ten okrzyk i z fascynacją wpatrując się w
przeżywany przez niego orgazm. Czuła, jak jej bieliznę moczy strumień jego
ciepłej, niemal gorącej spermy.
- Trzeba przyznać, że jak na rannego, to
masz sporo sił – wyszeptała mu do ucha. Zmęczony wtulił głowę w jej piersi,
wciąż obejmując dziewczynę zdrowym ramieniem.
Faktycznie. W zasadzie całkowicie
przestało go boleć. Jakby odzyskiwał całą swoją moc, całe prawdziwe ja. Nie
miał siły teraz nad tym się zastanawiać, choć gdzieś tam pojawiła się jakaś
nieprzyjemna, mroczna myśl.
- Pójdę już Darenie. – Wyswobodziła się
z jego uścisku, skromnym gestem obciągając sukienkę. Najdziwniejsze było to, że
nie miał wcale ochoty jej wypuszczać…
- Do zobaczenia – powiedziała z
nieukrywanym żalem. Pochyliła się i pocałowała go na pożegnanie. Oddał ten
pocałunek, zdrową ręką chwytając małą dłoń dziewczyny.
- Przyjdź później – poprosił cicho. Nie
do końca rozumiał co nim kierowało, ale był pewien, że pożądanie nie było
jedynym powodem.
Spojrzała w jego oczy ze smutkiem.
- Bądź grzecznym pacjentem. – Żartobliwie
dała mu pstryczka w nos. Potem wyszła i pozostał po niej tylko ten cudowny
zapach jabłek z cynamonem.
Daren przymknął oczy i w wyobraźni
aranżował już kolejne spotkania. To był zaledwie początek. Już on jej pokaże
jak można się kochać, jaką rozkosz może dać…
Cholera! Przecież jak wypełni zadanie,
będzie musiał wrócić do siebie. Raczej nie dostanie w ramach nagrody, wakacyjnego
pobytu na ziemi. Zresztą i tu zapanuje chaos. Prawdziwe piekło, podobne do
tego, które tak dobrze znał.
Pierwszy raz pomyślał o tym z niechęcią.
Pierwszy raz zapragnął zrezygnować z powierzonej mu misji. Ale było za późno na
takie rzeczy. Zresztą, zażąda dziewczyny jako nagrody i wtedy będzie mógł się
nią cieszyć do woli.
Powoli na jego ustach ukazywał się
okrutny uśmiech. Zła, mroczna natura bez problemu pokonała tę odrobinę dobra,
przelotnie goszczącego w jego sercu.
Demon wciąż jeszcze pozostawał krwawą,
brutalną bestią, pełną okrucieństwa i bezlitosną w całym swym postępowaniu.
***
Siedział ponuro wpatrując się w pustą
butelkę, nie zwracając uwagi na otaczających go ludzi.
Wciąż nie wierzył, że przegrał. Dlaczego?
Dlaczego u diabła mu to zrobiła? A potem z premedytacją przyszła i podarowała te
upojne chwile pełne ekstazy.
Co za suka! Już wtedy wiedziała, że
przegrał, ale nie wspomniała o tym ani słowem. I w dodatku wybrała tak
banalnie. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, też coś!
Zgrzytnął zębami w niemej wściekłości.
Był wyrzutkiem, banitą skazanym na koegzystencję z tymi nędznymi robakami. W
dodatku nie miał szans na odzyskanie swej prawdziwej natury. Owszem, wciąż było
niewiele rzeczy mogących go zabić, wróciła nieprzeciętna siła i szybkość, ale o
prawdziwej mocy mógł zapomnieć.
Gorycz porażki była tak wielka, że nawet
nie miał ochoty na planowania zemsty. Za to łaknął ludzkiej krwi! Obojętnie
czyjej.
Kobieta, która położyła mu w tej chwili
rękę na ramieniu i zalotnie się uśmiechnęła, nadawała się równie dobrze, jak
każda inna. Daren wykrzesał z siebie coś, co w najlepszym wypadku można było
uznać za uśmiech, a w najgorszym na grymas wściekłego zwierzęcia i odwrócił się
w kierunku nieznajomej.
Coś mu się w końcu od tego podłego
świata należało! Zrobi nareszcie to, czego tak długo był pozbawiony.
Nie był wybredny co do miejsca. Równie
dobrze mogła być to męska toaleta. Brutalnie rozerwał na niej ubranie, przycisnął
do ściany i zamknął usta bezlitosnym pocałunkiem. Była zaskoczona, ale nie
oponowała. Wbił się bez uprzedzenie, a twardy nabrzmiały członek, bez problemu
zanurzył się po sam koniec w wilgotnej szparce. Uderzał z niespotykaną siłą, wyrywając
z ust kobiety okrzyki bólu zmieszanego z rozkoszą. Miał gdzieś czy odczuwa
jakąkolwiek przyjemność, ważne było tylko jego zaspokojenie. Wściekłość
narastała, bo przypomniały mu się inne usta, innych zapach, inny kolor oczu… Z
rykiem eksplodował we wnętrzu kochanki, po czym zębami wbił się w szyję drgającego
ciała kobiety. Dłonią stłumił okrzyk przerażenia i bólu, a potem rozerwał
ciepłą, pulsującą tętnicę.
O tak! Tego mu było trzeba! Czuł ulgę,
zaspokojenie zbyt długo dręczącego go głodu. Powoli zlizał krew, wąskim
strumieniem spływającą po jej piersiach, potem z satysfakcją spojrzał na bladą,
nieruchomą twarz, z zastygłym na niej wyrazem przerażenia.
Z okrutnym uśmiechem patrzył jak umiera.
Niemal widział duszę ulatującą przez wpół otwarte sine wargi.
Z nią zrobi to samo! Teraz już wiedział,
że tylko to da mu satysfakcję, tylko to będzie zemstą idealną.
Ale najpierw osaczy ją niczym ścigane
zwierzę, zabije każdego kogo kochała, na kim jej zależało. Zostanie z niczym,
samotna, jak teraz on. A przed tym zerżnie tak bezlitośnie, że sama śmierć wyda
się jej wybawieniem.
Na samą myśl o tym, oblizał się
lubieżnie, czując jak jego członek ponownie twardnieje. Beznamiętnie spojrzał
na ciało leżące u jego stóp. Potem wyszedł i zmył z siebie wszystkie ślady krwi
w niewielkiej umywalce.
Kiedy kilka minut później opuszczał
klub, nie pamiętał o kobiecie, którą tak brutalnie zgwałcił i zabił. Myślał
jedynie o Tanji. I nie były to dobre myśli…
link do części II - klik
Świetne jest to opowiadanie:)już nie mogę doczekać się następnej części:D vet
OdpowiedzUsuńNiesamowite! mam wrażenie, że to najczarniejszy z Twoich bohaterów, których miałam do tej pory okazję poznac. Podoba mi się! czekam na następną część, tak jak na Niekompletnych i Lustra, pozdrawiam Nollet
OdpowiedzUsuńnad tym, że jest świetne - jak każde Twoje opowiadanie - nie ma się co rozpływać bo wiadomo, że jak Twoje to musi być mega:)
OdpowiedzUsuńtylko ja mam mały mętlik już, ciągle czekam na Niekompletnych, Lustra, Pomyłkę itd i wolałabym dostać kolejne cześci żeby mieć jakiś porządek w głowie, być może jestem na to za głupia ale czuję, że powoli nie ogarniam... żadna historia się nie kończy a ciągle dochodzą nowe i ciągle dochodzą mi kolejni bohaterowie, za którymi tęsknie...mam nadzieję, że rozumiesz.
Cóż. Pozostaje mi uzbroić się w cierpliwość:)
Pozdrawiam, Kaśka.
Przyznam się, że nie powinnam była wrzucać Pechowej dziewczyny, ale był to impuls :)
OdpowiedzUsuńA więc podsumujmy:
piątek, sobota - Aż do końca świata oraz Sen
niedziela - czas na część cukierniczą :)
przyszły tydzień - Niekompletni, Lustra
A potem się zobaczy...
Powinnaś wrzucać jak najwięcej:P tylko ja już się gotuję z nie możności doczekania się:P że tak to nazwę :) nie przepadałam za "Snem" omijałam na pokątnych, ale muszę powiedzieć, że tutaj zmusiłam się do przeczytania i jestem bardzo zadowolona bo napisany mistrzowsko :)
OdpowiedzUsuńKaśka.
Kiedy będzie druga część :<?
OdpowiedzUsuńPo Niekompletnych, których dam w środę lub czwartek. A 7 lipca niespodzianka :)))
UsuńŚwietne :). Z niecierpliwością czekam na kolejną część :). Na prawdę masz talent do pisania
OdpowiedzUsuń