czwartek, 27 czerwca 2013

Pechowa dziewczyna (I)

No dobrze... Nie mogę się powstrzymać :) Zarwałam ubiegłą nockę i teraz jestem niewyspana oraz szczęśliwa, bo podoba mi się to co napisałam.

Pechowa dziewczyna
część I - Po zmierzchu, do świtu



Kiedy spojrzysz w moje oczy
Nie zobaczysz miłości, nie zobaczysz życia, nie zobaczysz końca
Bo ja czekam na cud!
Więc naznacz mnie swym pragnieniem
Odpowiem gdy nadejdzie czas…


Miasteczko miało dziwną nazwę, która jak głosiła miejscowa legenda wzięła się od jego niezwykłego położenia - w połowie drogi do piekła, ćwierć kilometra do nieba. Było na tyle duże, żeby zadomowiło się w nim kilka kościołów, dwa nocne kluby i jeden supermarket, a na tyle małe, by mieszkańcy z jego przeciwległych krańców wiedzieli o sobie niemal wszystko. Latem tętniło życiem, zapełnione przez tłumy turystów, którzy przyjeżdżali tutaj dla przejrzystych wód otaczających go jezior i bezkresnych lasów, pełnych grzybów i jagód. Zimą, otulone zaspami białego śniegu i otoczone przez skute lodem tafle jezior, zapadało w letarg. Pokryte końskim brukiem wąziutkie uliczki pełne były zakurzonych sklepików, a małe ryneczki otaczały niewielkie domki, które jakby nieśmiało przycupnęły na ich skraju.
Pewnego chłodnego wieczoru, u skraju kończącego się lata, ulicą szła niewysoka dziewczyna. Wyglądała całkiem zwyczajnie - ciemne, miedziane, lekko kręcone włosy miała spięte z tyłu głowy, a buzię ogorzałą od słońca. Ubrana była w szarą wiatrówkę, a przez ramię przewiesiła niewielką torebeczkę. Tylko ten kto przyjrzałby się jej dokładniej, zauważyłby jeszcze trójkątną twarzyczkę, zbyt szerokie usta i ciemnobrązowe oczy otoczone firanką rzęs tak gęstych, że wydawały się nie być dziełem natury. Kiedy się uśmiechała, w prawym policzku robił się mały dołeczek, który nadawał jej twarzy lekko łobuzerski wygląd. Idąc raźnym krokiem, raz po raz witała się z kimś znajomym.
Tanja nie miała pojęcia, że dzisiejszego wieczoru śledzi ją wiele par niezwykłych oczu. Pierwsze z nich należały do mężczyzny o długich, jasnych włosach i bladej twarzy, Ukradkiem skradał się tuż za, zwinnie przemykając pomiędzy mijanymi przechodniami. Przypominał drapieżnika, właśnie ruszającego na łowy i podążającego tropem upatrzonej ofiary.
Ten, który pojawił się następny, był krępy i ciemnoskóry, a jego niezwykle błyszczące niczym lustra oczy, patrzyły z uwagą na niczego nieświadomą dziewczynę i podążającego za nią pierwszego Łowcę.
Lecz ona nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi i szła dalej, rozbawionym głosem gawędząc z kimś przez telefon.
Nagle z ciemnego zaułka wyskoczył smukły, sprężysty cień. Czarny jak noc kocur o wielkich, złocistych oczach, ocierał się o łydki przechodniów, bacznie mierząc okolicę spojrzeniem.  Potem zatrzymał się i miauknął głośno, ale zajęta rozmową dziewczyna nawet nie odwróciła głowy. Wtedy wbiegł za budkę telefoniczną i zmienił się w niewysokiego mężczyznę o skośnych oczach, trzymającego w ręku dużą skórzaną teczkę. Strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa garnituru, poprawił odrobinę przekrzywiony krawat i spokojnym, równym krokiem ruszył przed siebie, doskonale wiedząc, że nie jest jedynym śledzącym. Jego jakby wyciosana w kamieniu twarz, wykazywała nienaturalny spokój, a w migdałowych oczach czaiło się coś nie całkiem ludzkiego, coś magicznego.
Nikt z nich nie zauważył obecności czwartej osoby, szczupłej kobiety o długich, kruczych włosach zebranych w koński ogon na czubku głowy i dziwnie wytatuowanej połowie twarzy. Czarne oczy spoglądały na świat z wyjątkową ostrością, a pionowa zmarszczka przecięła gładkie czoło, gdy zauważyła ciemnowłosą dziewczynę i towarzyszące jej cienie.
Lecz doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że najgroźniejsi z Łowców jeszcze się nie pojawili.
Roześmiana Tanja właśnie witała się z przyjaciółkami, przed wejściem jedynego działającego nocnego klubu. Niedawno wróciła z miasta, gdzie studiowała przez kilka ostatnich lat i to był pierwszy wieczór, gdy mogła w końcu spotkać się z dawno nie widzianymi znajomymi, wypić piwo i poplotkować o wszystkich tych błahych lub poważnych wydarzeniach w miasteczku.
Wtedy właśnie spoczął na niej wzrok pewnego mężczyzny. Wyglądał niczym ucieleśnienie wszelkich marzeń kobiecych, które zeszło wprost z okładki modnego magazynu dla pań. Miał sylwetkę sportowca, kasztanowe lekko falujące włosy, seksowny dwudniowy zarost i oczy błękitne niczym niebo w bezchmurny, słoneczny dzień lata. Właśnie zmrużył je, w myślach recytując wiązankę przekleństw, bo zauważył również nie byle jaką konkurencję. Ale potem rozluźnił się, wiedząc że ma nad nimi wszystkim sporą przewagę.
Wmieszał się w tłum nie spuszczając wzroku z rozbawionych dziewcząt. Kiedy podeszły do baru, usiadł nieopodal starając się nie rzucać nikomu w oczy, co przy jego wyglądzie okazało się jednak zbyt trudnym zadaniem. Sącząc drinka intensywnie przyglądał się Tanji, zastanawiając się czy naprawdę warto toczyć tę grę o kogoś tak niepozornego.
Nagle drgnął i spojrzał w górę, na galeryjkę biegnącą nad parkietem. W niedbałej pozie, oparta o poręcz, stała kobieta w czarnej, połyskującej srebrem sukni. Miała wytworną fryzurę i wyraziste czerwone usta. Spostrzegła jego zainteresowanie i posłała mu kpiące spojrzenie, a oczy zabłysły jej niezwykłym, srebrzystym blaskiem.
Zaklął w duchu. Szósty Łowca, jedyny godny go przeciwnik. Z szyderczym gestem uniósł w górę kieliszek z szampanem, jakby chciał przesłać pozdrowienie. Na moment błękitne oczy straciły swą przejrzystość i zamieniły się w żółtozielone ślepia bestii. Tym razem nie zamierzał się poddać, nawet za cenę złamania obowiązujących w tej grze zasad. Tym razem stawka była zbyt wysoka.
Potem wstał i dopiwszy drinka, oblizał usta. Czas ruszyć na łowy.
Powoli podszedł do śledzonej dziewczyny. Stała samotnie przy barze, bo przyjaciółki na chwilę udały się do toalety. Lekko dotknął jej ramienia i pochylając się wyszeptał do ucha:
- Mam dziś wyjątkowe szczęście...
Nie zdążył jednak wyjaśnić jakie to szczęście, bo wystraszona Tanja zbyt energicznie się odwróciła. Nie dość, że nadepnęła mu nogę doskonale ostrym, szpiczastym obcasem, to jeszcze na skutek niekontrolowanego zamachu przywaliła łokciem dokładnie w sam środek twarzy, oblewając zawartością trzymanej w ręku szklanki. Dodatkowo widząc efekt swych niezamierzonych działań, dała gwałtowny krok w tył i potykając się o własne nogi, z głośnym rumorem walnęła o krawędź lady baru.
Jęknęło wszystko, choć głównie poszkodowany mężczyzna, łapiąc się za nos.
- Zwariowałaś?! – wrzasnął w wybuchu wściekłości. Pomimo panującego hałasu, jego głos zabrzmiał dość donośnie i kilka osób spojrzało w ich kierunku z zaciekawieniem.
- Bardzo przepraszam… - Tanja ze skruchą rzuciła się na ratunek, ponownie przydeptując mu stopę obcasem, tym razem tą drugą.
Wysyczał długą wiązankę przekleństw, a jego oczy pociemniały, przypominając teraz niebo tuż przed burzą.
- Jasna cholera! – zaklął macając się po obolałym nosie. Jednocześnie usiłował rozmasować poszkodowaną nogę, niezgranie podskakując, co dało całkiem niezamierzony efekt komizmu.
- Naprawdę mi przykro. To nie było specjalnie…
Spojrzał na nią z furią. Dodatkowo sprawę pogarszał fakt, że z pewnością przyglądało mu się pozostałych pięciu łowców. Ośmieszyła go! Nawet jeśli było to niezamierzone, to i tak miał ochotę ją udusić.
Tanja przez ten czas patrzyła na niego z niepewnością. W pierwszym momencie czuła tylko zakłopotanie i skruchę. Potem dołączył zachwyt. Ostatnie pojawiło się zwątpienie. Bo ten mężczyzna był zbyt doskonały, by mógł być prawdziwy. Gdzieś w głębi duszy odezwał się ostrzegawczy głosik, lecz był tak niewyraźny, że zdezorientowana sama nie umiała powiedzieć, co chciał jej przekazać.
Nieznajomy spojrzał na nią spode łba, potem westchnął ciężko i przywołał na twarz coś, co chyba w zamiarze miało przypominać uśmiech.
- To ja przepraszam. Moja wina, bo chyba cię zaskoczyłem. – W duchu zaś wyliczał wszystkie znane mu przekleństwa. Zaraz, zaraz. Jego informator coś wspominał o jakimś prześladującym ją pechu. Dlaczego u diabła, to on pierwszy padł jego łupem?
Uśmiechnęła się z rezerwą. Daren zaklął. Po prostu cudownie! Już na samym początku dał ciała. Zamiast oczarować, wytworzył niezamierzony dystans. Ale z drugiej strony, tak go przydepnęła tym obcasem, iż nie był pewien, że nie zrobiła żadnego otworu na wylot.
- Może jakiś drink na zgodę? – zaproponował delikatnie macając obolały nos.
Pewnie gdyby nie wyrzuty sumienia, to by się nie zgodziła. Skinęła głową i bez słowa przyglądała się jak zamawia butelkę szampana.
- Nie lubisz? – spytał widząc jej sceptyczną minę.
- Nie, dlaczego? Ale bąbelki mi szkodzą. Robię się zbyt wesoła – dodała rozglądając się w popłochu za koleżankami.
- Odrobina na pewno nie. – W duchu już zacierał ręce, bo może pójdzie łatwiej, niż się spodziewał. Kiedy dziewczyna się odwróciła, uczynił szybki ruch na kieliszkami, do jednego z nich wrzucając niemal przejrzysty proszek.
- Przepraszam, gdzieś w tym tłumie zgubiłam koleżanki – wyjaśniła usprawiedliwiająco sięgając po szampana. Ale w tym momencie zauważyła znajome twarze i uniosła rękę by im pomachać. Jednocześnie trąciła stojącą obok butelkę…
Tym razem aż tak się nie zdenerwował. Z lekką rezygnacją patrzył na pienisty strumień, moczący mu ubranie.
- Boże! Strasznie przepraszam! – W popłochu wyciągnęła paczkę chusteczek i rzuciła się by naprawić szkodę. Osłupiały mężczyzna przyglądał się jak padła na kolana i z twarzą dokładnie naprzeciwko jego korcza, energicznie zaczęła pocierać mokre spodnie. By ukoić nerwy sięgnął po omacku po kieliszek z alkoholem i wypił go duszkiem.
- Co wy tu robicie? – Łowczyni w srebrzystej sukni podeszła z boku i przyglądała się całej scenie z rozbawieniem. – No wiesz Darenie!... Żeby tak publicznie?
Spojrzał na nią z nagłym błyskiem zrozumienia. Klęcząca dziewczyna, majstrująca przy jego rozporku i wielka mokra plama dokładnie pośrodku krocza. Cholera!
- Zamknij się! – warknął, energicznie odsuwając od siebie Tanję. Siłą postawił ją na nogi i potępiająco popatrzył w spłoszone, brązowe oczy. Jakoś jednak tak niewyraźnie widział? Zamrugał, ale nic to nie dało. Chyba, że wypił z niewłaściwego kieliszka…
„Przecież to nie możliwe, bym miał aż takiego pecha?” - zdążył jeszcze pomyśleć, zanim na dobre odpłynął w niebyt, z głośnym hukiem zwalając się na podłogę.
***
Powrót do rzeczywistości był niezwykle bolesny. Jęknął, podnosząc się z własnego łóżka. Dokładnie wiedział, kto mógł go tutaj umieścić i wzdrygnął się, wyobrażając sobie wściekłość Najwyższego, gdy otrzyma dokładny raport poczynań swojego najgroźniejszego wojownika.
Do stu demonów! Dawał sobie radę z całymi armiami, a teraz poniósł porażkę w starciu z jedną, całkiem zwyczajną dziewczyną! A raczej z towarzyszącym jej pechem… Wykrzywił się do swego bladego, wręcz zielonkawego odbicia w lustrze. Na szczęście nos był tylko nieznacznie opuchnięty.
No cóż. Trzeba doprowadzić się do porządku i na nowo rozpocząć grę. Cholera! Ile by dał by wrócić do swego prawdziwego ja, a nie męczyć się w tej ludzkiej, zwyczajnej postaci. Na chwilę w lustrze zamigotało zupełnie inne odbicie, szczupłej, trójkątnej twarzy, o rozwichrzonych włosach i zielono żółtych oczach.
Daren westchnął i obraz zafalował. Znów stał tam jak najbardziej zwyczajny mężczyzna, może jedynie bardziej urodziwy od ogółu.
Polowanie się rozpoczęło. Siedmiu Łowców ruszyło, by przeciągnąć na swoją stronę niczego nieświadomą dziewczynę. Każdy mógł ją skusić za pomocą jednego z grzechów głównych. Każdy mógł więc zdobyć jej duszę. I chwilową władzę nad światem.
Ale on, on miał również inne zadanie. Kiedy je zrealizuje, zniknie równowaga między tym co ludzie uważali za dobro, a tym, o czym sądzili, że jest złem. Zapanuje chaos, wydobywając na wierzch wszystkie ukrywane grzechy, wszystkie tłumione instynkty. Zapanuje piekło i nadejdzie jego pan, by bez przeszkód objąć władzę i w tym świecie.
Uśmiechnął się krzywo do swego odbicia. Piekielny środek nasenny! Że też jako demon, nie jest odporny na te rzeczy? Piękny plan poszedł się walić, a on znów musi obmyślić coś nowego. Bo czas uciekał w zastraszającym tempie…
Po godzinie Daren siedział w pobliskiej kawiarni, nad filiżanką aromatycznej kawy. Tuż obok jego prawego łokcia leżała czerwona róża, na długiej, smukłej łodydze. Ze spokojem czekał aż pojawi się obiekt polowania, podjadając bez entuzjazmu, jeszcze gorącą muffinkę z kawałkami czekolady.
Gdzie ta piekielna baba się podziewa? Znał na pamięć rozkład każdego jej dnia i dokładnie wiedział, że w poniedziałki wstępuje tu na poranną kawę. Nie mogłaby być bardziej punktualna?
Właśnie kiedy po raz kolejny recytował w duchu nie nadającą się do powtórzenia, wiązankę przekleństw, odezwał się dźwięcznie miedziany dzwoneczek nad drzwiami i do środka weszła zamyślona Tanja. Z lubością wciągnęła do nosa zapach świeżo palonej kawy i usiadła na ulubionym miejscu pod oknem. Uśmiechem odpowiedziałam na pozdrowienie kelnerki i jak zwykle zamówiła to samo: podwójne espresso z francuskim rogalikiem, nadziewanym konfiturą. Potem pochyliła się nad wyjętą z torby książką, nie zauważywszy śledzącego ją, czujnego spojrzenia.
Daren westchnął i usiłując przywołać na twarzy czarujący uśmiech, wstał i podszedł do pochłoniętej lekturą dziewczyny. Mętnie pomyślał, że ich pierwsze, niefortunne spotkanie, odrobinę go zniechęciło do wykonania podjętego zadania. Ale nie miał wyboru.
- Co za niespodziewany widok! – wyszczerzył zęby, siadając naprzeciwko. Posłała mu spłoszone, zakłopotane spojrzenie. „To znów ten dziwny facet” - pomyślała zniechęcona, odsuwając na bok książkę. Nie miała wcale ochoty na czyjekolwiek towarzystwo, nawet jeśli ten ktoś wyglądał niczym młody bóg i najwyraźniej starał się ją poderwać. Nie rankiem, kiedy jedynym marzeniem była chwila spokoju i aromatyczna kawa.
- Faktycznie – potwierdziła z rezygnacją, bo nie wyglądał na kogoś kto mógłby zmienić swoje zamiary. – Niespodziewany.
Przez dłuższą chwilę milczeli, przyglądając się sobie nawzajem. Jednak od ciszy, znacznie gorsza była niemal wyczuwalna obopólna niechęć.
- Przepraszam za wczoraj. Chyba nieźle ci przyłożyłam, skoro zemdlałeś z bólu?
Zgrzytnął zębami, usiłując jednocześnie zachować pogodny i beztroski wyraz twarzy.
- Ja zemdlałem?!
- Tak powiedziała ta dziwna kobieta w srebrzystej sukni…
- Ach ona! – Machnął niedbale ręką. – To moja eks. Podła, kłamliwa suka.
- Nieładnie się tak o kimś wyrażać.
- Kiedy to prawda. Mogę jedynie przeprosić za ostatnie określenie.
Pokręciła głową zrezygnowana. Jak widać, tak szybko nie pozbędzie się niechcianego towarzystwa. Co za namolny, pozbawiony wyczucia facet.
- Jesteś tu przejazdem?
- Zakochałem się w tutejszej, pełnej dziewiczego piękna okolicy i postanowiłem zostać na dłużej.
- Hę? – posłała mu sceptyczne spojrzenie.
- Umieram – oświadczył ze smutkiem. Musiał w końcu improwizować. – Dlatego wczoraj zemdlałem. Zdarza się to coraz częściej, bo też i jestem bliżej końca.
- Na co? – spytała ze współczuciem. – Wiesz, trochę się na tym znam, bo właśnie w tym roku skończyłam medycynę…
Jasny gwint! Co miał niby powiedzieć? Nie mogła mu się trafić jakaś mało rozgarnięta, kochliwa baba, która w ramach pocieszania konającego poszłaby na wszystko?
- Nie mówmy o tym – szepnął pochylając głowę. – Jestem samotnym, cierpiącym człowiekiem, który chciałby zaznać spokoju u kresu swego istnienia.
Cholera! Nie podejrzewał samego siebie, że umie być tak poetycki. Niech to się jak najszybciej skończy, bo porzyga się od nadmiaru tej tkliwości.
Dziewczyna ze zrozumieniem nakryła swą dłonią jego rękę. Nadal nie czuła ani cienia sympatii, ale nie mogła odmówić mu współczucia. Biedaczek! Faktycznie, wczoraj, gdy zwalił się niczym kłoda, z pobladłą, wykrzywioną dziwnym grymasem twarzą, sama pomyślała, że musi być na coś chory. Jak widać, nie myliła się.
Zerknął na nią spod opuszczonej głowy. Złapała haczyk? Dobra, trzeba kuć żelazo póki gorące.
- Wczoraj – utkwił spojrzenie w jej oczach. – Kiedy cię zobaczyłem… Pomyślałem… Miałem nadzieję… - jąkał się nieśmiało.
Jak kiedyś wypędzą go z piekła, to stanowczo może zacząć karierę jako aktor. Albo polityk. Chyba ma wrodzony talent?
W tym samym czasie spłoszona Tanja zastanawiała się nad jak najdelikatniejszą odpowiedzią. Pocieszanie umierającego to jedno, a umawianie się z nim na randki to drugie. Jak by się tu delikatnie wyłgać?
- Niestety to niemożliwe – westchnęła obłudnie.
- Masz już męża?
Idiota! Też powód!
- Jestem lesbijką – oświadczyła dobitnym tonem. – Zadeklarowaną lesbijką. Faceci ani odrobinę mnie nie kręcą. Mogę ci zaproponować tylko przyjaźń – dodała ze smutkiem, patrząc na jego osłupiały wyraz twarzy.
- Przyjaźń… - jak echo powtórzył to słowo.
Niemożliwe? Informator nic o tym nie wspominał! Dziewczyna łgała, tylko dlaczego? Nie podobał jej się? Bez przesady, chyba znów aż tak nie powinna wybrzydzać?
- Niestety – potwierdziła. O mało przy tym nie roześmiała się mu w nos. Sytuacja stawała się coraz zabawniejsza. – Za to dozgonną.
- Yyyy… - wyrwało mu się. Jeszcze czego! Co ona sobie niby myślała? Że zakochał się od pierwszego wrażenia? Niby kiedy? Jak przywaliła mu w nos czy jak wbiła obcas w stopę? Udusi ją! Przysięga na wszystkich przodków i Najwyższego! Udusi, gdy tylko będzie po wszystkim! Co za zarozumiałe, bezczelne babsko!
W takt tych niezbyt przyjemnych myśli, przywołał na twarzy czarujący i odrobinę zawiedziony uśmiech. Trzeba podtrzymać swój wizerunek.
- Ja to mam pecha. Nie dość, że moja narzeczona zginęła rok temu w wypadku, to jeszcze pierwsza kobieta, na którą zwróciłem uwagę… - westchnął z takim rozrzewnieniem, że aż podfrunęły do góry serwetki leżące na stoliku przed nim.
- Przeżyjesz – dał się słyszeć z boku pełen sarkazmu głos. Ciemnowłosa Łowczyni, tym razem w zwykłej, skromnej czarnej sukience, przysiadła się do nich, nie pytając o pozwolenie. – Posuń się Darenie. Jestem Sylwia – przedstawiła się, wyciągając dłoń w kierunku zaskoczonej Tanji.
- Nie zwracaj na niego uwagi. Lubi się nad sobą poużalać. To jego stary numer na podryw – udaje umierającego by zdobyć twoje zaufanie.
Z całej siły kopnął ją pod stołem. Tą suką też się odpowiednio zajmie, gdy już wszystko będzie skończone! Oddała mu, wbijając obcas w jego łydkę. Nawet się nie skrzywił, choć to co pomyślał, stanowczo nie kwalifikowało się do powtórzenia. Czy te baby nie mogły nosić zwykłych adidasów?
Zdezorientowana Tanja spoglądała na nich bez słowa. Jakoś nie wyglądali na parę. Może była to tylko przelotna znajomość, dlatego wyrażał się o swojej eks zbyt obcesowo? Poranna kawa w towarzystwie skłóconych kochanków, to wątpliwa przyjemność.
- Muszę już iść. Czeka na mnie cały tłum zasmarkanych pacjentów – uśmiechnęła się przepraszająco w pośpiechu sięgając po obszerną torbę i płaszcz, przewieszony przez oparcie krzesła stojącego obok.
Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, błękitne oczy Darena zalśniły żółtym blaskiem.
- Wynoś się! – wysyczał w kierunku wciąż rozbawionej Łowczyni. – Wynoś się, bo sam cię poślę do…
- Do piekła? Daruj, ale w końcu i tak tam trafię. A swoją drogą, skąd ten durny pomysł z umieraniem? Zazwyczaj twoje metody są, hm… Bardziej zdecydowane?
Spojrzał na nią ponuro.
- Nie twoja sprawa.
- I ta róża! – Pokpiwała dalej, biorąc do ręki zlekceważony kwiatek. – Zrobiłeś się nieoczekiwanie romantyczny, wręcz ckliwy Darenie.
- Po co tu przylazłaś? Regulamin mówi, że nie możemy wchodzić sobie w drogę? – warknął, wypijając końcówkę kawy.
- Te całe polowanie… To strasznie nudne zajęcie, zwłaszcza kiedy wciąż się wygrywa. Nie masz ochoty się zabawić, jak ostatnio? Chyba, że teraz kręcą cię niewinne dzieweczki w typie naszej ofiary?
Spojrzał z ukosa.
- Ostatnim razem usiłowałaś mi odgryź… - prychnął, czyniąc nieokreślony gest ręką. - Wybacz więc, ale to mało kusząca perspektywa.
- Bez ryzyka nie ma przyjemności – rzuciła drwiąco. – Gdybyś nie chciał mnie zabić, nie byłoby problemu.
- Suka! – rzucił z nienawiścią. Ale zauważyła w jego oczach błysk narastającego pożądania. Demony bywały zazwyczaj bardzo aktywne seksualnie, ale podczas łowów musiały trzymać się z daleka od podobnych rzeczy. Daren nie był wyjątkiem i mogła się założyć, że już mu stanął.
Pstryknęła palcami i świat dookoła zwirował. Znaleźli się na strychu czyjegoś domu. Było tu gorąco, duszno i niezwykle cicho. Tylko gdzieś z oddali docierało do ich uszu gruchanie gołębi.
- To jak? – mruknęła podchodząc bliżej i dłońmi zaczynając pieścić jego tors.
Nienawidził jej, ale i nie potrafił się oprzeć. Zresztą gdyby miał okazję, to przeleciałby cokolwiek co tylko miało dwie nogi, bez względu na płeć czy wygląd. Kilkudniowa wstrzemięźliwość już dawno dawała się mu we znaki, ale kontakty z ludźmi podczas gry były surowo zabronione. Co innego jednak pozostali łowcy…
- Zerżnę cię niczym sukę, którą jesteś! Będziesz wyła z bólu, cierpiąc… - warknął, zdzierając z niej ubranie. Nie pozostała mu dłużna i po chwili, pchnęła go na twarde deski podłogi, dosiadłszy niczym wytrawna amazonka nieujarzmionego jeszcze rumaka. Jej piersi falowały w tak każdego ruchu, w oczach malował się zachwyt wymieszany z coraz bardziej narastającą rozkoszą. Ujeżdżała go coraz mocniej, z taką siłą, że całkiem już stracił panowanie nad samym sobą. Dłonie zacisnął niczym szpony na rozkosznie krągłych piersiach, potem przesunął je na kształtne pośladki, nakazując jeszcze bardziej zwiększyć tempo. Ustami przygryzał twarde, sterczące sutki, bawiąc się nimi, ssąc, drażniąc i za każdym razem wydobywając z jej ust ochrypły jęk rozkoszy.
- Och tak! Tak!... Mocniej, błagam cię, mocniej! – krzyczała odrzucając głowę do tyłu. Dochodziła szybciej niż on. Jeszcze kilka niemal konwulsyjnych ruchów i zamarła sztywniejąc i krzycząc z nieopisanej rozkoszy.
- Aaaa!...  
Nie czekał aż minie ekstaza. Błyskawicznie zmienił pozycję, zmuszając by uklękła przed nim i wsadził w rozchylone usta, nabrzmiałego, poprzecinanego fioletowymi żyłkami, członka. Bez sprzeciwu pozwoliła by zanurzył go aż po sam koniec, tak bardzo, że twarde jak kamienie jądra, dotknęły jej podbródka. Obie dłonie wplótł w gęste, ciemne włosy i wytrysnął, wciąż przytrzymując głowę kobiety. Posłusznie łykała każdą porcję spermy, patrząc w górę zamglonym wzrokiem, wciąż pełnym pożądania. To sprawiło, że i jego orgazm był nie do opisania, niemal jeszcze lepszy niż poprzednim razem.
Dyszał opierając się o ścianę i obserwując jak podnosi z ziemi podartą sukienkę.
- Widzisz? Było cudownie. A teraz wybacz – uniosła dłoń. – Robota czeka!
I zniknęła. Pozostał po niej tylko zapach i odrobina kurzu, wirującego w powietrzu.
Wciąż był wściekły, ale teraz przynajmniej mógł jasno myśleć. O tak! Ta kobieta potrafiła kusić! Nic dziwnego, że od kiedy się pojawiła, to wygrywała wszystkie kolejne polowania. Ostatnim razem, kiedy już prawie miał zwycięstwo w dłoni, zwinęła mu je sprzed nosa. Lecz tym razem będzie inaczej, już on się o to postara! W jego zółtozielonych oczach zapaliły się iskierki zdecydowania. Tym razem będzie inaczej, choćby miał złamać wszystkie zasady tej cholernej gry!
***
Kiedy już odrzuciło się wszelkie reguły, cale zadanie wydawało się tak proste, wręcz banalne. Zamiast namawiać dziewczynę by zgrzeszyła, kochając się z kim popadnie, sam siebie uczynił przynętą. Jako jedyny z łowców, zmienił swoją postać, czyniąc ją na ludzki sposób atrakcyjną. Nie obchodziło go przy tym, że inni podniosą słuszny protest, iż oszukiwał. Miał za zadanie wygrać za wszelką cenę. Pragnął tego zwłaszcza po ostatnim upokorzeniu jakiego doznał za strony Łowczyni. To ona od kilku polowań nosiła ten zaszczytny tytuł, a poprzednim razem dosłownie w ostatnim momencie odebrała mu zwycięstwo. Skąd mógł wiedzieć, że kretyn będący przedmiotem jego starań, zamiast gwałtu wybierze brutalne morderstwo pod wpływem nieopanowanego gniewu? Za to teraz smaży się w najgłębszych czeluściach piekła! Jest jeszcze jakaś sprawiedliwość na tym świecie…
Daren westchnął i z ociąganiem wszedł do malutkiej kwiaciarni. Dla niego całe to zielsko wyglądało jednakowo, ale musiał się postarać, ze względu na chęć osiągnięcia zadowalającego wrażenia. Posłusznie przytakiwał więc słowom ekspedientki, by w końcu opuścić sklep z ogromnym bukietem czerwonych róż.
Choć zaczynało padać, w miarę zbliżania się do celu, zwalniał. Z niechęcią myślał o kolejnym spotkaniu z Tanją. Może jednak trzeba było wynająć do tego jakiegoś fagasa? Tylko, że wtedy nie mógłby być pewien rezultatów. Podejmując się samodzielnego wykonania zadania, myślał że będzie miał nad tym całkowitą kontrolę. Niech to szlag trafi!
Kiedy stanął przed niewielkim, białym domkiem, o spadzistym czerwonym dachu i ścianach porosłych bluszczem, z nieba lunął rzęsisty deszcz, mocząc go tak obficie, że gdy doszedł do malutkiego ganku, nie było już na nim ani suchej nitki. Zaklął by rozładować napięcie, trochę poprzytupywał dla rozgrzewki, potem rzucił jeszcze jedno spojrzenie na rozłożysty bukiet i z markotną miną przycisnął dzwonek.
Nie spodziewał się, że będzie miał aż takie szczęście i otworzy mu powód jego zmartwień. Dziewczyna w milczeniu przyglądała się całkiem przemokniętemu mężczyźnie, o nieco zaskoczonym i ponurym wyrazie twarzy.
- Niech zgadnę? Przechodziłeś przypadkiem?
Zerknął na trzymane w ręku kwiaty.
- Nie. Przyszedłem specjalnie.
Westchnęła i gestem zaprosiła go do środka.
- Chodź za mną. Trzeba cię najpierw wysuszyć, bo nabawisz się jakiegoś przeziębienia.
Zaprowadziła go do niewielkiej łazienki. Z wąskiej szafki za drzwiami wyciągnęła świeży, puszysty ręcznik, z wieszaka zdjęła szlafrok.
- To mojego brata, ale jest czysty. Mokre ciuchy wrzuć tutaj – wskazała na pralkę. - Potem przyjdź korytarzem do ostatniego pokoju po prawej. Musimy poważnie porozmawiać.
Wytarł się do sucha, a następnie usiłował wcisnąć w to coś, co mu dała. Z ponurą miną przejrzał się w lustrze. Wyglądał w tym brązowym śmieciu jak w rzeczach po młodszym bracie. Zabawnie, podczas gdy on chciał wywrzeć wrażenie silnego, seksownego faceta o tragicznej przeszłości. Tragedię miał jak w banku, wystarczyło spojrzeć…
- Jest za mały – powiedział, wchodząc do schludnego, niewielkiego pokoiku. Tanja czekała na niego, siedząc w fotelu pod oknem.
- Owszem – zaczęła się śmiać. – Nie gniewaj się, ale wyglądasz bosko!
Mruknął coś pod nosem i poszukał wzrokiem miejsca, gdzie mógłby usiąść. Najwyraźniej pozostało mu tylko łóżko. Czyżby? Malutka iskierka nadziei napełniła go nieoczekiwaną radością.
- Jak masz na imię? – spytała, podając mu parujący kubek z herbatą.
- Daren.
- Dość niezwykłe. Tu masz cukier, jeśli słodzisz, a tu ciasteczka, jeśli lubisz. Jestem Tanja.
- Wiem.
Uniosła brwi w niemym zdumieniu.
- A jak niby dowiedziałem się gdzie mieszkasz? Pytając o taką jedną, z kręconymi ciemnymi włosami?
Źle! Powinien był raczej powiedzieć, że szukał imienia i adresu najpiękniejszej kobiety w miasteczku. Cholera, cholera, cholera! Ale nie mógł się powstrzymać od sarkazmu.
- Nieważne. Raczej wyjaśni mi swą nieoczekiwaną wizytę z bukietem kwiatów.
- Chciałem cię znów ujrzeć! – szepnął namiętnie, posyłając jej gorące spojrzenie. Efekt zepsuł nieco fakt, że trochę wiało mu po gołych łydkach, wystających spod kusego szlafroka. Lekko poirytowany tym Daren pomyślał, że zdecydowanie łatwiej być demonem: raz, dwa i po wszystkim. Dlaczego ludzie wymyślali sobie tak skomplikowaną drogę do celu? Przecież i tak wszystko kończyło się w jednakowy sposób?
- Pójdę włączyć suszarkę. Inaczej albo wrócisz do domu w tym czymś, albo zostaniesz do jutra rana – uśmiechnęła się przelotnie.
- Mogę zostać! – zawołał za wychodzącą dziewczyną.
Kiedy zniknęła, jego twarz przybrała zupełnie inny wyraz. Pojawiła się na niej wściekłość i prawdziwa żądza krwi. Och, jak on by chętnie ją… Naprędce wymyślił kilka brutalnych, pełnych okrucieństwa metod, delektując się ich szczegółami. Ale gdy skrzypnęły drzwi, w pośpiechu starał się wypogodzić i znów wyglądać jak zabiedzony, potrzebujący współczucia psiak.
- Kwadransik i będzie po kłopocie. Nie myśl, że aż tak bardzo chcę się ciebie pozbyć, ale… To nie w moim stylu gościć u siebie całkiem obcych ludzi.
Nie chciała go urazić. Lecz pragnęła również by jak najszybciej sobie poszedł. Owszem, niezwykle silnie oddziaływał na jej zmysły i nawet w tej chwili podbrzusze pulsowało jej podnieceniem, ale… Czuła się niepewnie, bo gdzieś w zakamarkach umysłu pojawiła się kusząca wizja. A gdyby tak choć raz sobie odpuściła zasady? I kochała się z nim, dziko, namiętnie, bez zahamowań? To mogłoby być cudowne!
„Co za drętwa baba” – myślał w tym czasie demon, popijając herbatę. „Siedzi niczym kołek i ani drgnie! Może faktycznie jest lesbijką, skoro w ogóle nie działa na nią moja obecność?”
- W takim razie musimy po prostu lepiej się poznać.
- To długa droga. A ty wyglądasz raczej jakbyś miał ochotę na szybki, krótki numerek – powiedziała bez zastanowienia. Dopiero przy ostatnich słowach się zarumieniła.
- Ja?! – postarał się by na jego twarz wypłynęło szczere oburzenie. – Jestem bardzo uczuciowym facetem. Nie zaczynam znajomości od łóżka.
Wyglądała na dość sceptycznie nastawioną. Trzymała w dłoniach ten swój kubek z herbatą i obracała go dookoła, lekko zamyślona.
- Akurat – mruknęła. – Zamiast rozmawiać o upodobaniach, wesołych wydarzeniach z dzieciństwa, ulubionych potrawach czy muzyce, my od razu wskoczyliśmy na temat związany z seksem.
- Widocznie oboje chcemy tego samego?
- Tak – odpowiedziała zdecydowanie, wprawiając go w konsternację. – Ale nie dziś i nie tutaj.
- Jutro u mnie? – spytał z zachłanną nadzieją.
- Nieee… Ty nic nie rozumiesz?
Czego niby nie rozumiał? Po raz pierwszy przyszła mu do głowy myśl, że może jednak nie nadawał się do tego zadania.
- To chcesz się ze mną kochać czy nie? – spytał poirytowany.
Patrzyła na niego bez słowa, a na policzki wypływał jej powoli krwisty, purpurowy rumieniec. Uczuciowy facet? Akurat! Dobrze wyczuwała, że w jego tkliwych zapewnieniach był jakiś fałsz, czułości podszyta była brutalnością. Musi delikatnie się go pozbyć i z całych sił unikać. Dlaczego akurat ją wybrał sobie na cel? Było tyle piękniejszych, seksowniejszych i dużo łatwiejszych kobiet? Nie powinna dopuścić więcej do takiej sytuacji sam na sam, jak teraz.
- Nie – powiedziała cicho.
- Dlaczego?!
Miał wypisane na twarzy tak żywe zdumienie, że o mało się nie roześmiała.
- Będziemy mieli dziś wieczorem gości, muszę jeszcze udekorować babeczki i zastawić stół w jadalni. Przyjeżdża rodzina mojego taty. – Wstała z fotela, chwytając pusty talerzyk po ciastkach. Pomyślała mętnie, że mogłaby napuścić na Darena Izoldę, starszą siostrę ojca, starą pannę i zdeklarowaną nimfomankę. Westchnęła. Chyba jednak by się nie skusił.
- Mogę zostać? – spytał ponuro.
- Jeśli chcesz, to dlaczego nie? Przyniosę ci za chwilę ubranie.
Dwie godziny później, przedstawiony jako przyjaciel z pracy, siedział lekko ogłuszony panującym gwarem, przy długim, suto zastawionym stole. Po prawej miał jakiegoś zramolałego staruszka, kompletnie głuchego, o błogim, jak u psychopaty uśmiechu. Po lewej Tanję, która zajęta była rozmową z bladym wypłoszem, o nosowym, pełnym wyższości głosie. Za to naprzeciwko… Siedziała tam jakaś podstarzała, wyfiokowana lafirynda, posyłając mu kuszące uśmieszki i wieloznaczne spojrzenia. Nie mówiąc już o tym, że stopą macała go po łydkach. Dlaczego ta dziewucha nie wdała się w ciotkę? Miałby takie łatwe zadanie…
Z zasady nie ma czegoś takiego jak pijany demon. Ale przybierając ludzką postać, musiał również liczyć się z tym, że nie do końca będzie to tylko przemiana zewnętrzna. Dlatego właśnie po wybiciu piątego kieliszka wina, zaczęło szumieć mu w głowie.
- Daren? Coś nie tak? – Zaniepokojona Tanja od razu zauważyła jego mętny wzrok i dysproporcję w ruchach.
- Nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem. Za dużo wypiłem…
- Chodź. Zabiorę cię gdzieś, gdzie będziesz mógł dojść do siebie.
Ująwszy go pod ramię zaprowadziła do swojego pokoju.
- Jakie lekarstwa bierzesz na tą swoją tajemniczą chorobę?
- No dobrze, łgałem – powiedział desperacko usiłując utrzymać się w pionie. – Bo miałem cholerną ochotę cię przelecieć! Nadal mam!
Pokiwała głową zrezygnowana. Nawet teraz myślał tylko o jednym.
- Zostań ze mną – wymruczał zanim zwalił się na łóżko. – Zerżnę cię tak, że na kolanach będziesz błagała o więcej…
Potem błogo chrapnął, pogrążając się w słodkim, pijackim śnie.
Tanja usiadła rozdygotana w fotelu obok. To co przed chwilę powiedział, w sposób jaki powiedział… Dłonie, które tak chaotycznie przesuwały się po jej ciele…
Jęknęła. Jednak dobrze, że był aż tak pijany!
***
Bardzo powoli odzyskiwał świadomość samego siebie. Wzrok szybko przyzwyczaił się do panujących wokół ciemności, a potem przyszła świadomość ciepła drugiej osoby, leżącej tuż obok na łóżku i w najlepsze pochrapującej.
Choć pękała mu głowa, to o mało nie zatarł rąk z zadowolenia i nie wykrzyknął gromkiego hura. Teraz ma okazję! Szybko, starając się robić jak najmniej hałasu, zsunął spodnie i przytulił się do Tanji, która tak nieopatrznie sama mu się podłożyła. Już czuł jak twardnieje mu członek, a po głowie krążą chaotyczne myśli. Nie dość, że wygra, to jeszcze sobie ulży! Musi być tylko czuły i zdecydowany, żeby ta kretynka nie uciekła w popłochu.
Głęboko odetchnął i ignorując niewielkie zawirowania w żołądku, przystąpił do działania.
- Już tego pierwszego wieczoru w barze, nie mogłem oderwać od ciebie oczu – szeptał, czule gładząc jej nieruchome ramię. – Wiesz, jak boli mnie twa obojętność – jęknął z udawana rozpaczą, jednocześnie myśląc z irytacją, że przecież nie mogła aż tak mocno zasnąć. – Tanju, błagam…
Wciąż nic! Co za wstrętne, nieczułe dziewuszysko! Słusznie od samego początku nie darzył jej sympatią.
Przerwał pieszczoty i przyjrzał się z zastanowieniem dość niewyraźnej w tych ciemnościach postaci. Akurat to mu teraz nie przeszkadzało, przeczytał w internecie, że mrok i bliskość, to najlepsze afrodyzjaki. Jak widać nie dla niej, bo wciąż cicho pochrapywała, śpiąc w najlepsze i ani odrobinę nie reagując.
Widać, trzeba to zrobić bardziej stanowczo. Zacisnął zęby i wepchnął dłoń pod kołdrę, a potem pod skraj nocnej koszuli. Po czym jego ręka zanurzyła się w istnym buszu – był to szorstki, splątany gąszcz długich włosów łonowych, biegnących szeroką smugą od pępka w dół.
Daren zamarł w bezruchu, wybałuszając w ciemnościach oczy. Niemożliwe, żeby aż do tego stopnia nie dbała o higienę?! Przecież to obrzydliwe!
Kobieta poruszyła się lekko i sapnęła pobudzona, czując jego dotyk w tych najbardziej intymnych częściach ciała.
No, nareszcie! Chyba się budziła. Choć z drugiej strony robiło mu się niedobrze na samą myśl o jakimkolwiek intymnym zbliżeniu. Nawet jego stwardniały z podniecenia członek, jakby lekko sflaczał.
- Ukochana – wyszeptał z determinacją, wkładając w te słowa maksimum uczucia. – Pragnę cię! Dziś, teraz, w tej chwili… Tak bardzo cię pragnę!
Jednocześnie starał się usunąć przeszkodę w postaci długiej, wykrochmalonej nocnej koszuli. Co za barchany ubierała ta kobieta? Niczym własna prababka! Sapnął gdy udało mu się w końcu rozedrzeć oporny materiał. W pośpiechu, aby całkiem nie przeszła mu ochota, rozchylił jej pośladki i jednym gwałtownym ruchem, wszedł do środka.
Wrzasnęła, jakby ktoś ją oskalpował. Demon bez namysłu zaczął się poruszać w zbyt suchym, choć gorącym wnętrzu. Jak najszybciej chciał to zakończyć. A potem czeka go już tylko chwała i potęga!...
Jęknął, bo tak bez poślizgu bolało. Drugą ręką złapał kobietę za piersi, z niesmakiem myśląc, że bez stanika są jakieś obwisłe i pomarszczone.
O Najwyższy! Niech to się już skończy! Zamknął oczy, z desperacją usiłując wyobrazić sobie jakąś seksowną, ponętną blondynkę. Bez tego w życiu nie dojdzie! W dodatku ten zapach jej skóry, lekko zalatujący stęchlizną…
Dyszał, uderzając coraz mocniej i z coraz większą desperacją. Kobieta albo piszczała cienkim głosikiem, albo jęczała niczym więzień na torturach. W końcu też zrobiła się w miarę wilgotna, tam w środku. Czuł, że pomimo niesprzyjających warunków, zaraz eksploduje. Jednak długa wstrzemięźliwość zrobiła swoje.
- Złap mnie dupę, bo nie dojdę! – wykrzyknęła naraz wijąc się w jego objęciach.
I w tym momencie do wstrząsanego drgawkami erekcji Darena dotarło, że to nie była Tanja! Wystrzelił, z przerażeniem wpatrując się w twarz tej podstarzałej lafiryndy, która z takim zapałem podrywała go przy stole. O, do stu diabłów!
„To nie może być prawda” – myślał gorączkowo, wyrywając się z pazernego uścisku, z wciąż jeszcze sterczącym członkiem. Z czubka kapała mlecznobiała ciecz, a kobieta leżała na łóżku głośno dysząc.
- Tanja?! – jęknął, macając dookoła siebie w poszukiwaniu ubrania.
- Zgłupiałeś czy co? Moja bratanica śpi w pokoju obok. Ale nie było źle, prawda? – zalotnie mrugnęła jednym okiem.
Jeszcze nigdy, z takim pośpiechem, demon nie uciekał z żadnego miejsca. Nawet nie założył spodni, tylko trzymając je w garści, wyskoczył przez okno. I oczywiście nadział się skrajem pośladka, prosto na samotną sztachetę płotu…
***
- Jak samopoczucie? – Sylwia usiadła tuż obok, zerkając na niego kpiąco. Biedaczysko! W tej rozgrywce demon miał przedziwnego pecha. Co by nie zrobił, kończyło się dla niego wręcz tragicznie.
- Odczep się – burknął nieuprzejmie.
- Jeszcze boli?
Zgrzytnął zębami w niemej wściekłości, ale nie odpowiedział na zaczepkę. Zresztą nie miał ochoty wspominać tamtych wydarzeń.
- Przecież lubisz brutalny seks? Choć przyznam, że nie słyszałam, abyś kiedykolwiek bzykał się z kawałkiem drewna, w dodatku analnie!
- Och! Zamknij się wreszcie!
- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz teraz robił loda każdemu napotkanemu patykowi?
Gdyby nie to, że był tak obolały, już on by jej pokazał! Kiedy nadejdzie pora, policzy się z nią jako pierwszą. Nie, drugą. Pierwsza będzie ta wstrętna, obrzydliwa dziewucha.
- Myślałeś, że grzech nieczystości będzie najskuteczniejszy do przeciągnięcia jej na swoją stronę?
- Zazwyczaj bywa.
- Źle wybrałeś Darenie. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Zerknął na nią podejrzliwie.
- Taka jest święta?
- Ależ skąd! Ale i tak myślę, że przed tobą niezmiernie trudne zadanie.
- Jeszcze zobaczymy – powiedział złowróżbnie. – A jak zwyciężę, to wtedy dopiero się z tobą rozprawię, czarnoksięska dziwko!
- Bierzesz w ogóle pod uwagę przegraną? – spytała zdziwiona tą jego pewnością siebie.
- Nie bardzo. Jednak bez względu na wszystko, ty i tak w końcu trafisz do piekła. A wtedy będę tam na ciebie czekał ja! – Uśmiechnął się z doskonale widoczną satysfakcją. – A teraz wybacz, jestem umówiony na wizytę u lekarza.
Godnie odkuśtykał, gubiąc po drodze kawałki waty, której potężnym kłębem obłożył obolałe miejsce z tyłu poniżej pleców. Oczywiście jako demon nie odniósł większych obrażeń, ucierpiała za to jego duma oraz pycha. Wszedł do przychodni, od razu wzbudzając niezdrową sensację. Wszystkie kobiety, bez wyjątku na wiek, zaczęły spoglądać na niego zalotnie, posyłając kuszące uśmiechy.
Dlaczego więc tylko ta mała zdzira była odporna na jego urok? Minęło pięć dni, a on nie posunął się naprzód ani na krok. Pocieszające było jednak to, iż inni znajdowali się w tej samej sytuacji.
- Witaj Tanju – powiedział, z niesłychaną ostrożnością podchodząc do niewielkiego biurka w gabinecie. Trochę ciężko było usiąść, ale dał radę, podpierając się jedną ręką o blat, drugą o oparcie krzesła.
Zarumieniła się na jego widok. Bynajmniej nie z zawstydzenia.
- Co się stało? – spytała w wyraźną troską.
- Moja choroba… - Pokiwał smętnie głową. – Jest jak fatum…
„Ty jesteś jak fatum!” – nienawistnie dodał w duchu. „A ja będę twoim, jak tylko zdołam cię przelecieć!”
- Ale…
- Nie mówmy o tym. – Machnął ręką. – Mam bardziej bieżącą sprawę. Grypa czy coś?
Wstała i podeszła bliżej, chwytając w dłoń stetoskop.
- Gardło? Gorączka? Ból stawów?
- Wszystko – westchnął cierpiętniczo, ściągając koszulkę. Potem uniósł głowę i złapał jej spłoszone spojrzenie. Nic dziwnego, miało się to ciało! – A najbardziej boli mnie serce…
Popatrzyła na niego bacznie, ale uśmiechem na ustach. Jakby cholerna małpa wiedziała po co naprawdę tu przyszedł. Tylko skąd? Czyżby ktoś jeszcze złamał zasady?
- Przestań już kłamać – rozkazała, delikatnie badając mu węzły chłonne na szyi. Niemal wbrew sobie, Daren poczuł jak się odpręża. Tanja miała cudowne, miękkie dłonie i pachniała czymś przyjemnym, jakby jabłkami z cynamonem? Zamknął oczy i przez sekundy rozkoszował się tym dotykiem.
- Halo! Ziemia do pacjenta!
Otwarł oczy i napotkał jej rozbawione spojrzenie. Co najdziwniejsze, bardzo chętnie poprosiłby o więcej…
Otrząsnął się ze zgrozą. Co to niby miało być? Fatalne zauroczenie? Czas najwyższy przystąpić do realizacji powziętego planu.
Uśmiechnęła się ponownie, bo po raz pierwszy zauważyła, że choć przez chwilę był szczery. Nawet jeśli było to zaledwie niewinne odprężenie podczas badania. Dotąd wyczuwała w nim jakiś fałsz, a uśmiech pojawiający się na jego ustach, nigdy nie docierał do oczu. Atrybuty zewnętrzne zwalały z nóg, ale bijący chłód nie dawał szans na pokonanie niemal intuicyjnej niechęci.
Nieświadomy tych rozważań Daren, chwycił ją raptownie w pasie i przyciągnął ku sobie, wtulając twarz prosto w ponętny biust. Tym razem nie musiał udawać, bo bliskość kusząco zaokrąglonego kobiecego ciała, wywołała u niego błyskawiczną erekcję. Nawet wczorajsza kontuzja przestała mu przeszkadzać…
- Przestań! – Dziewczyna usiłowała go odepchnąć. Ale tkwiła w żelaznym uścisku, bez najmniejszej możliwości manewru. – Darenie, proszę! Jestem w pracy!
„I co z tego” – pomyślał, unosząc głowę i napotykając spojrzenie jej poważnych oczu.
- Nie wiem co mógłbym zrobić, byś zaczęła traktować mnie na serio?
Przestała się wyrywać, za to ujęła oburącz jego twarz, kciukami delikatnie gładząc szorstkie policzki.
- Nie rozumiem tego, ale mam przeświadczenie, że nie jesteś ze mną szczery. Mam rację?
„Do diabła! Czy ona nie mogłaby wyluzować i wdać się w jakiś niezobowiązujący romansik?” – zaklął w duchu, przybierając jak najbardziej zabiedzoną i skruszoną minę. A na dodatek zrobiło mu się bardzo ciasno w spodniach, sprawiając iż dotychczasowe plany stały się jakieś mgliste i mało kategoryczne.
- Mam na sumieniu wielki grzech – wyszeptał cichutko, usiłując wsunąć dłonie pod poły lekarskiego fartucha. Jednocześnie w pośpiechu zastanawiał się, co by tu zełgać, by było wystarczająco tragiczne i romantyczne. Te kretynki to uwielbiają!
Ręka Tanji dotarła do jego ust. Dziewczyna zadumana wpatrywała się w coraz bardziej zasnute mgiełką pożądania oczy mężczyzny. Przesunęła palcem wskazującym po wyrazistych wargach, wydobywając z niego niezamierzony jęk. Owszem, i ona czuła podniecenie, ale to było zbyt mało, by rzucić się w ramiona pierwszego, lepszego przystojniaka.
No i w każdej chwili do gabinetu mogła wejść pielęgniarka.
Ale demona tak upoiła bliskość zwycięstwa i ciepło drugiego ciała, że bez namysłu wstał i przycisnąwszy ją do blatu biurka, z pasją graniczącą niemal z szaleństwem, poszukał spragniony jej ust.
- Oszalałeś?! – Odwróciła głowę, tak że trafił prosto w prawe ucho. – Puszczaj wariacie!
- Za nic! – wymruczał i gwałtownie zaczął pieścić wargami smukłą, opaloną szyję. Był tak zamroczony pożądaniem, że nie potrafiłby teraz przerwać, nawet jeśli od tego zależałaby jego wygrana. Ale przecież było dokładnie na odwrót…
Rozległ się głośny trzask rozdzieranego materiału i w tym momencie Tanja uświadomiła sobie swoje położenie. Daren był silny, zdecydowany i nieziemsko napalony. Dążył do celu z wściekłą determinacją, choć przysięgłaby że przed kilkoma minutami miał autentyczną ochotę skręcić jej kark. Pomimo wypowiadanych słodkich słówek.
- Ale ja nie chcę! – Desperacko szamotała się w jego objęciach. – I zacznę krzyczeć! – zagroziła.
Na chwilę przystopował. Spojrzał na nią z góry głośno dysząc. Oczy dziewczyny robiły się coraz większe i coraz więcej w nich było przerażenia. Bo przed sobą widziała nie błękitne niczym niebo źrenice, ale żółtozielone ślepia bestii. Obce, nieludzkie, pełne nieznanych uczuć i chuci tak potężnej, że odebrało jej to całkowicie zdolność ruchu.
- Kim jesteś? – spytała szeptem. To już nie była kwestia szczerości. To była tajemnica przez duże T. Mroczna, trudna do wyjaśnienia, niepojęta.
- Wolałabyś nie wiedzieć – wychrypiał ze złością. Doskonale wiedział, że się zdekonspirował. Jasna cholera! A był tak blisko! Jeśli jednak teraz weźmie ją siłą…
- A może nie? – Zamiast strachu w oczach Tanji ujrzał ciekawość. Tak go to zdumiało, że mimowolnie poluzował uchwyt. Dziewczyna błyskawicznie wykorzystała sytuację i wyrwawszy się z uścisku, popchnęła go do tyłu. Raptownie usiadł na krześle i…
Dziki ryk demona postawił na nogi wszystkich w przychodni. Drzwi do gabinetu otwarły się gwałtownie i do środka wbiegł drugi z lekarzy, wszystkie pielęgniarki i nawet kilku pacjentów.
Masujący z nieszczęśliwą miną obolałe pośladki Daren, spojrzał na nich ponuro i jakby z pretensją. Tuż obok stała śmiertelnie zaskoczona Tanja.
- Co się tu na boga stało? – Pierwszy doszedł do siebie jej kolega po fachu. – Myśleliśmy, że mordujesz pacjenta.
- Nic mu nie będzie – odparła słabym głosem dziewczyna. To co się przed chwilą zdarzyło, to zdecydowanie zbyt dużo jak na jedną, standardową wizytę. Ale przecież właśnie dowiedziała się, jak nietypowego miała pacjenta…
- Skurcz mnie chwycił – wyjaśnił niechętnie demon.
- I dlatego wydałeś z siebie ten agonalny ryk?
- Jestem mężczyzną bardzo wrażliwym na ból…
W tym momencie Tanja nie wytrzymała. Chichocząc jak opętana wybiegła z gabinetu i popędziła do damskiej toalety. Ostatnie co zapamiętała to zabiedzony wyraz twarzy Darena, ostro kontrastujący z dzikim błyskiem w oku, jego dłoń masująca delikatnie tylną część ciała i cały tłum ludzi, przypatrujących się temu z niedowierzaniem.
Po prostu nie mogła się nie śmiać!
***
Opracował nowy plan w najdrobniejszych szczegółach. Skoro należała do tych bidulek fascynujących się silnymi i mrocznymi mężczyznami, to należało jak najszybciej zmienić taktykę. Niejakim pocieszeniem napawało to, że inni także niczego nie osiągnęli. Nawet powiedziałby, że zostali lekko w tyle.
Daren spojrzał ponuro na swoje odbicie w lustrze. Tym razem te prawdziwe. Krótkie, ciemne kręcone włosy, trójkątna twarz o wyraziście zarysowanych kościach policzkowych, wąskie usta i lekko skośne oczy w kolorze intensywnej siarki. Dokładnie przypomniał tego, kim był naprawdę. Demona.
No cóż! Przynajmniej nie musiał się maskować. Choć i tak udawanie zakochanego bez granic było wystarczająco trudne. Skrzywił się ze złością. Co za cholerny los! Nie mógł sobie Władca wybrać kogoś innego do tego zadania? Jeszcze chwilę poużalał się nad swą niedolą, potem z westchnieniem, jednym stanowczym ruchem zapiął marynarkę i poprawił krawat.
Jasny gwint! Wyglądał jak niedorobiony amant! Dobrze, że nie widzi go w tej chwil żaden z towarzyszy, bo miałby przechlapane do końca istnienia.
Znów po drodze musiał kupić jakieś zielsko. W duchu klął wszystkie kobiety tego świata, podczas gdy rozświergotana kwiaciarka, usiłowała go oczarować swym urokiem osobistym. Po zapłaceniu posłał jej więc wiele obiecujący uśmiech… A niech ma! Dopiero kiedy wyszedł i wsiadł do auta, wyraz jego twarzy uległ radykalnej zmianie. Malowała się na niej autentyczna żądza mordu.
Tak jak przypuszczał, drzwi otworzyła Tanja. Jego wywiad działał bezbłędnie. Dobrze, że chociaż on…
- Witaj – powiedział schrypniętym z emocji głosem. Długo patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Daren? To ty?
- Tym razem to ja.
- Prawdziwy ty?
- No tak  - mruknął zniecierpliwiony. – A czego się spodziewałaś? Anioła stróża o złocistych, trefionych blond loczkach?
- Nie, z pewnością nie – roześmiała się, uchylając szerzej drzwi i gestem zapraszając go do środka. – Jestem sama, wejdź.
„O tak, doskonale o tym wiem” – pomyślał z duchu ze złośliwą satysfakcją. No tak, zapomniał o kwiatach.
- To dla ciebie.
- Pierwszy raz zdarzyło mi się, aby bestia z piekła rodem, wręczała mi bukiet czerwonych róż… Mam rację co do tego piekła, prawda?
Wymruczał coś niewyraźnie, siadając na kanapie. Dziewczyna zniknęła we wnętrzu kuchni, najpewniej poszła po prostu wstawić kwiaty do wazonu. Poluzował odrobine krawat, zastanawiając się co powinien teraz zrobić – od razu zabrać się do rzeczy, czy najpierw czarować ją i mamić? Wolałby to pierwsze.
- No dobrze, to teraz powiedz mi po co przyszedłeś?
Usiadła na fotelu tuż obok i posłała mu nieznacznie rozbawione spojrzenie.
- Chcę się z tobą kochać – rzucił desperacko.
- To wiem. Już to kiedyś mówiłeś. Nie jestem głupia, doskonale zauważyłam, że coś się wokół mnie dzieje. Dziwnego, ukradkowego, niewytłumaczalnego. A ty jesteś jednym z elementów tej układanki?
Sama spytała, więc czas na wyjawienie tajemnicy i propozycję zawarcia paktu. Co prawda później i tak go złamie, ale ona nie musi o tym wiedzieć.
- W skrócie – jest nas siedmiu. Każdy chce wygrać skłaniając cię do popełnienia jednego z grzechów głównych. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Ty pomożesz mi, ja dam ci to czego pragniesz.
- Cyrograf podpisany własną krwią?
- Niezupełnie.
- I wystarczy, że się z tobą prześpię? Tylko raz?
- Życie wieczne, bogactwa, sława! Wybieraj! Możesz dostać wszystko na raz, bez żadnych limitów.
Przygryzła wargi i opuściła głowę. Jakieś to wszystko było takie nieprawdopodobne. Jednak oczy Darena nie do końca przypominały ludzkie i tylko dlatego była w stanie zaakceptować całą tą sytuację.
- Wiesz, nie bierz tego osobiście, ale… Nie mam ochoty.
Aż otworzył usta ze zdumienia. No nie! Ona chyba żartowała?
- Na co nie masz ochoty? – spytał złowróżbnym tonem. Ludzie zawsze czegoś pragnęli, ona także musi mieć jakiś słaby punkt.
- Na ciebie. – Uniosła głowę i spojrzała mu z powagą w oczy. Musiała bardzo się postarać, by te słowa były jak najbardziej autentyczne i szczere, bo tak naprawdę było dokładnie na odwrót.
- Na mnie? – powtórzył zdumiony. – Ale dlaczego?! - Wyrwało się z niego jakby mimochodem.
- Nie uznaję seksu bez zobowiązań. – O matko! Ile by dała, by zedrzeć z niego te ubranie i… Stop! Nie powinna nawet o tym myśleć!
- Nie… Co?! – ryknął znienacka zrywając się z fotela. – Czyś ty już do reszty zgłupiała babo? Ja ci oferuję wieczną młodość, bogactwo, sławę, a ty pieprzysz jakieś kretynizmy o obronie własnej cnoty?
- Mam swoje zasady. – Wstała i starając się nie okazywać żadnych emocji, skierowała się do kuchni. – Chcesz herbaty? Albo kawy? – rzuciła przez ramię.
Daren zacisnął dłonie w pięści i zamknął oczy. Za wszelką cenę musiał się uspokoić. Trudno, musi wynająć jakiegoś amanta, bo to dziewuszysko doprowadzało go do szewskiej pasji. Nawet ochota na seks z nią odeszła gdzieś w siną dal. Najchętniej by ją udusił! Gołymi rękoma, wpatrując się w strach malujący się w coraz bardziej szklistych oczach… Ach! A może jakieś małe tortury przed? Cokolwiek, nawet mogłoby być zwykłe, mało wyszukane przypalanie ogniem.
Łyknął wyciągnięte z kieszeni pigułki na uspokojenie. Wciąż działały na niego ludzkie lekarstwa i używki – jeszcze nie całkiem zdołał wrócić do swego prawdziwego ja. Całe szczęście, bo może pomogą?
- Masz taką minę, jakbyś chciał mnie zabić. – Ocknął się słysząc rozbawiony głos.
- Bo mam! – warknął. Gówno obchodziły go konsekwencje własnych słów.
- Trudno nie zauważyć – zakpiła, stawiając dwa kubki na ławie przed kanapą. - I dam głowę, że nie wolno ci tego zrobić? Prawda?
Nie umiała sobie tego wytłumaczyć, ale miała ochotę go sprowokować. Już teraz widziała malującą się w jego oczach wściekłość, więc nie powinno być to aż  tak trudne.
- Nie drwij ze mnie – powiedział cicho, posyłając jej nienawistne spojrzenie.
- Bo co? – Wzruszyła ramionami i podeszła do okna. Właśnie zaczął padać deszcz, miarowym rytmem uderzając o blaszany daszek ganku. W pokoju zrobiło się nagle dużo ciemniej i chłodniej. – Bo weźmiesz zabawki i pójdziesz do domu?
Nie wytrzymał. Dopadł jej jednym susem i przygwoździł do ściany. Kompletnie przestał nad sobą panować, czuł tylko szał, powoli ogarniający jego zmysły, opanowujący ciało. Za to dziewczyna lekko westchnęła. Nie miała żadnej możliwości wyswobodzenia się z rąk demona, marzącego jedynie o tym by rozszarpać jej gardło. Lecz paradoksalnie niesamowicie ją to podniecało. Nakręciło tak bardzo, że czuła jak wilgoć moczącą majtki, twardniejące sutki, napięte do granic ostateczności mięśnie.
Daren dyszał ciężko, usiłując opanować ogarniającą go żądzę mordu, więc nie od razu zorientował się, co dzieje się z unieruchomioną dziewczyną.
- Tego chciałaś? – wysyczał pochylając się tak mocno, iż jego wargi niemal dotknęły jej policzka. Mimowolnie naprężyła całe ciało.
- Tak…
I dopiero teraz do niego dotarło, jak bardzo jest podniecona.
- Tego, tak? – wyszeptał przesuwając wargami po smukłej szyi, jeszcze mocniej ją dociskając do ściany i wykonując powolne ruchy biodrami. Jego członek twardniał z zaskakującą szybkością, wydobywając z ust dziewczyny cichutkie skomlenie. To suka! Tak bezczelnie kłamać!
- Teraz to ty będziesz musiała ładnie poprosić… - Podciągnął w górę i tak już kusą spódniczkę i stanowczym ruchem rozerwał koronkowe majtki. Była tak mokra, że czuł spływające po udach cieniutkie strużki jej soków. Powoli zanurzył w gorącym i wilgotnym wnętrzu dwa palce, potem zaczął nimi wykonywać rytmiczne, coraz silniejsze ruchy. Drugą dłonią szarpnął dekolt, rozrywając go i uwalniając duże, jędrne piersi. Dziewczyna jęczała coraz głośniej, wijąc się spazmatycznie w jego objęciach.
- Proś dziwko! – rozkazał jednocześnie przygryzając zębami sterczące sutki. Twardy niczym głaz członek, ocierał się o jej podbrzusze i wewnętrzną stronę ud. Czuł, że jest bliska eksplozji, bo sama usiłowała się na niego nabić… Nie ma ochoty, dobre sobie! Była napalona jeszcze bardziej niż on sam.
- Proś! – warknął, zaciskając dłoń na szyi dziewczyny. Z trudem łapała oddech, półprzytomnie się w niego wpatrując.
- Błagam cię! Zerżnij mnie! Zrób wszystko na co masz ochotę!
- Wszystko? – Gwałtownym ruchem wbił się w wąską szparkę, wyrywając z jej ust skowyt bólu pomieszanego z przyjemnością. – Wszystko? – powtórzył i ponownie wykonał silny, posuwisty ruch. Całkowicie przestał nad sobą panować. Chciał tylko jednego…
- Och, tak! Taaak! – krzyczała, podczas gdy on uderzał z narastająca wściekłością. – Och Darenie… - Zamknął oczy wsłuchując się w te pełne ekstazy okrzyki.
- Darenie? – Ktoś silnie potrząsnął jego ramieniem. Zamroczony demon uchylił powieki i spojrzał wprost w zarumienioną twarz Tanji. – Chyba przysnąłeś? Nie powinieneś brać tylu pigułek naraz. Gdybyś był człowiekiem, to nawet nie miałabym po co wzywać karetki.
Zasnął? To był tylko sen? Kierowany nagłym impulsem, położył dłoń na nabrzmiałym członku. Cholera! Ależ miał erekcję!
- Jesteś niepoprawny. – Zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Trudno było nie zauważyć, ogromnego kształtu, doskonale rysującego się pod cienkim materiałem spodni.
- Jestem napalony – wyrwało mu się szczerze. – Tanju, błagam! – To mówiąc ujął małą dłoń dziewczyny i położył ją na niemal gotowym do eksplozji penisie. Nie cofnęła ręki, zafascynowana i zawstydzona wpatrując się w podnieconego do granic możliwości, mężczyznę. – Tylko odrobinę…
Nieśmiało i jakby na próbę przesunęła po nabrzmiałej, spragnionej pieszczot, męskości. Potem gwałtownie odskoczyła w tył.
- Chyba powinieneś sobie pójść?
To nie fair. Jak ona mogła tak doskonale nad sobą panować, podczas gdy on sam kipiał z żądzy.
- Przyjdzie taki dzień, gdy sama będziesz mnie błagała, o to bym cię przeleciał!
- Możliwe. Ale to nie dziś… - Odważnie odwzajemniła jego pełne nienawiści spojrzenie.
Dopiero gdy zamknęła za Darenm drzwi, opadła na fotel, osłabła z emocji i podniecona tak bardzo, że bez zastanowienia uczyniła to, czego pragnęło jej ciało.
***
- Witaj cudny młodzieńcze! – Z ponurej zadumy wyrwał go okrzyk jakiejś podstarzałej lafiryndy. Uniósł głowę i spojrzał na nią z niechęcią, pomieszaną z obrzydzeniem, bo właśnie przypomniał sobie skąd zna tą wyfiokowaną pseudo kurtyzanę.
- Czyżbyś przyszedł z wizytą do mojej bratanicy? – Figlarnie mrugnęła do niego okiem i jakby od niechcenia odpięła dwa guziki już i tak nieprzyzwoicie przejrzystej bluzeczki.
Demon skrzywił się, bo właśnie przed oczyma stanął mu obraz sprzed kilku dni. A fuj!
- Tak – odparł krótko, marząc by ten babsztyl zostawił go w spokoju. Czekał na Tanję już ponad godzinę, zirytowany i wściekły, bo było mu zimno oraz mokro. A teraz jeszcze na dodatek to! Dobrze chociaż, że go nie poznała.
- Mam klucze. – Pomachała mu przed nosem solidnym pękiem żelastwa. – Wejdziemy i napijesz się kawy biedaku. Wyglądasz na zziębniętego i głodnego.
A co tam. To nawet niezły pomysł. Może przy okazji dowie się czegoś ciekawego, co później będzie mógł wykorzystać?
Zatarł dłonie i energicznie wstał.
- Dlaczego by nie? – Uśmiechnął się szeroko, usiłując przybrać jak najbardziej życzliwy wyraz twarzy.
Usiadł przy stole i obserwował jak nadal mizdrząca się ciotka Tanji, szykuje aromatyczny napój i stawia na stole dwa nakrycia.
- Może lepiej od razu trzy? – zaproponował pociągając łyk gorącego napoju.
- Och, nie. Zapomniałam ci powiedzieć, że moja mała dziewczynka się zakochała i właśnie jest na randce…
Parsknął kawą, brudząc wszystko dookoła.
- Że co? – wrzasnął, odkładając z impetem filiżankę na podstawek.
- Pewnie jesteś w niej nieszczęśliwie zakochany? – Położyła swoją kościstą, chudą rękę na jego dłoni. – Biedaku!
Nie! To już szczyt złośliwości losu! Jak ma pracować w takich warunkach, kiedy wszystko idzie pod górkę? Już on jej pokaże, gdy tylko ją dorwie!
- Gdzie? – spytał z pozornym spokojem, w duchu klnąc do potęgi.
- Ach, taka mała urocza knajpka, tuż przy ratuszu. Serwują tam ponoć wyśmienite włoskie specjały.
Nie czekając na więcej zerwał się z miejsce i skierował ku wyjściu.
- A ciasteczka? – krzyknęła za nim rozżalona kobieta.
Trzasnął drzwiami i popędził w kierunku centrum. On jej pokaże randkę! Jak będzie musiał to zabije tego gnojka, który ośmielił się tknąć jego zdobycz. Akurat tego nie zabraniając reguły gry, więc w końcu będzie mógł komuś rozszarpać gardło!
Nie miał problemu z odnalezieniem właściwego lokalu. Wpadł do niego i rzucił na ladę w szatni mokry płaszcz. Potem bez słowa, zaciskając zęby wszedł do środka i rozejrzał się.
Siedzieli tuż pod oknem, wpatrzeni w swoje oczy, z uśmiechami przyklejonymi do twarzy. Przelotnie zastanowił się z jakiego powodu dziewczyna wygląda na tak szczęśliwą? Facet był więcej niż pospolity, niewysoki, lekko łysawy, w okularkach. Typowy słabeusz, którego mógłby zdusić małym palcem, nie wspominając już o tym, że w łóżku z pewnością był beznadziejnie czuły i delikatny. Ble…
Podszedł do nich i nie zważając na dwa pełne zaskoczenia spojrzenia, usiadł na wolnym miejscu i bez krępacji nalał sobie wina do pustego kieliszka.
- No co się tak gapisz? Przedstaw mnie temu mięczakowi, dla którego zrezygnowałaś ze spotkania ze mną.
- Daren! – Gwałtownie się zarumieniła. – Jak śmiesz?
- Wy się znacie? – Jej towarzysz popatrzył na nią zaskoczony. – To twój eks?
- Nie Marku. Ani były, ani obecny, ani przyszły! – Tym razem naprawdę się zdenerwowała. – To pewien namolny typek, który usiłuje mnie przelecieć, by zyskać jeszcze jedno nacięcie na wezgłowiu łóżka!
Demon wzruszył obojętnie ramionami.
- Przecież tego chcesz.
- Po moim trupie – syknęła. – A teraz zabieraj swoje dupsko i wynoś się z mojej randki!
Marek zdecydowanie odwrócił się w jego kierunku.
- Zmuszony jestem zażądać byś spełnił to życzenie. Inaczej…
- Inaczej, co? – Daren spojrzał na niego z nagłym rozbawieniem. – Wyrzucisz mnie siłą? Ty?!
- Tak. – Blondyn wstał i ze spokojem zdjął marynarkę. – To jak będzie? Liczę do trzech…
Chwilę potem demon siedział oszołomiony na bruku tuż przed knajpką, patrząc z niedowierzaniem na krew kapiącą z rozbitego nosa. Fakt, że nie odzyskał jeszcze do końca całej swej mocy, ale dać się pobić takiemu mikrusowi? To było więcej niż żenujące!
Wstał i z rykiem ruszył w kierunku wejścia do restauracji. Miał dość! Zabije ich oboje, rozszarpie na sztuki, nie bacząc na wszystko! Miał w dupie to, że spotka go za to sromotna kara.
Gwałtownie przystopował, bo w drzwiach stała Tanja, ujmując się pod boki i patrząc na niego surowo.
- Marsz do domu i uspokój się! A jutro sobie z tobą porozmawiam! – powiedziała z groźbą w głosie. Tak go to zaskoczyło, że stanął nieruchomo, patrząc na nią z nienawiścią pomieszaną z podziwem. Trzeba przyznać, że odważna była.
- Tu masz chusteczkę, bo krwawisz jak zarzynany prosiak. – Podała mu biały kawałek papieru.
- Zabiję cię! – Wyrwało się mu z głębi serca. – Jego też!
Westchnęła ze zniecierpliwieniem.
- Posłuchaj mnie Darenie. Po pierwsze jesteś skończonym kretynem! Po drugie Marek ma czarny pas w karate, więc tak łatwo ci nie pójdzie.
- Jestem demonem! – ryknął, podchodząc do niej tak blisko, że niemal czuł delikatny oddech wydobywający się z jej ust. – Jak w pełni odzyskam swą moc, to może mieć wszystkie kolory pasów, we wszelakich dyscyplinach. Gówno mu to pomoże!
Pokiwała głową i uniosła dłoń, delikatnym ruchem przykładając chusteczkę do jego nosa. Zamarł, zbyt zaskoczony by w jakikolwiek sposób zareagować. W skupieniu ścierała czerwone plamy, a gdy skończyła spojrzała mu prosto w oczy.
- Teraz lepiej – uśmiechnęła się. – Przestałeś przypominać wampira po posiłku…
Głośno przełknął ślinę, bo przypomniał mu się wczorajszy sen. Ileż by dał, by okazał się jawą! Gdy tylko pomyślał, o krągłych piersiach widocznych w sporym wycięciu sukienki, o miękkiej skórze pachnącej jabłkami, o wilgotnej i ciasnej szparce…
Bez namysłu przygarnął ją ku sobie i jak wygłodniały poszukał jej ust. Uczynił to tak szybko, że nie zdołała w żaden sposób zareagować.
To był brutalny, pełen skrywanej żądzy pocałunek. Usiłowała wyrwać się z jego uścisku, ale on nie zważając na nic wpijał się w jej wargi, buszował językiem w szalonym, nieokiełznanym tańcu, przyciskał do siebie z taką siłą, że nie mogła nawet drgnąć. Najgorsze było jednak to, że odczuwała z tego powodu nieziemską wręcz przyjemność, narastające podniecenie i coraz większą rozkosz.
Nigdy, żaden mężczyzna nie wywoływał u niej takich emocji!
- Chcesz mnie, więc dlaczego się opierasz?
Z trudem wróciła do rzeczywistości, walcząc z brakiem tchu i obezwładniającym pożądaniem. Czuła, że nawet po tak krótkim pocałunku, cała płonie; całą sobą chce więcej!
- Jesteś napalona jak suka w rui…
Skapitulowałaby, gdyby nie te brutalne słowa. W jednej chwili zrozumiała, że za piękną otoczką, kryje się prawdziwa bestia. Krwiożerczy potwór, który tak naprawdę nie ma żadnych uczuć, nie wie czym są wyrzuty sumienia, nie zrozumie nigdy czym jest miłość. Istnieje dla niego tylko zaspokajanie pierwotnych instynktów, własnej żądzy i pragnień.
Z całej siły odepchnęła go i ciężko dysząc, stała naprzeciwko, mierząc go wzburzonym wzrokiem.
- Znowu? – jęknął zawiedziony. Oszaleje, jeśli tak dalej pójdzie.
- Idź sobie Darenie. I nigdy więcej nie staraj się ze mną spotkać.
- Hę? – Po prostu opadały ręce! A przecież to było tak cudowne, poczuć smak jej ust, zapach ciała, aksamitną miękkość skóry. O co znów chodzi?
- To nie ma sensu.
- Nie musi – powiedział niecierpliwie. – Chodzi tylko o seks.
- Tobie tak. Ale ja nie tego chcę…
Co miał odpowiedzieć? Czuł coraz większy zamęt w głowie, zbyt wiele różnych emocji szalało w jego umyśle. A nade wszystko chciał JEJ! Pal licho wygraną, po prostu pragnął tej kobiety, bardziej niż czegokolwiek na tym lub tamtym świecie. A ona wciąż wymykała się z jego rąk, niczym ulotny, niematerialny cień.
- Może na próbę? – spytał z wyraźnie wyczuwalną rozpaczą w głosie.
Głęboko odetchnęła. A potem przyszła jej do głowy zupełnie absurdalna, szalona myśl.
- Dopiero na trzeciej randce. W żadnym wypadku wcześniej – i odwróciwszy się zniknęła we wnętrzu restauracji, zostawiając osłupiałego demona na ulicy.
„Dlaczego na trzeciej?” – to była jego ostatnia myśl, zanim potrącił go jadący ulicą samochód. Kierowca tylko na moment pochylił się, by wyjąć ze schowka, paczkę czystych chusteczek. Niestety, skręcił przy tym nieznacznie w prawo, wjeżdżając prosto w stojącego nieruchomo Darena.
Bo jak pech, to pech!
***
Ubierała się z wyjątkową starannością. Kwiecista, kobieca sukienka, ładnie podkreślająca letnią opaleniznę, rozpuszczone włosy, w które wpięła małego kwiatka, ostatnie pociągnięcia błyszczykiem po ustach.
Miała tak małe szanse… Ale było w nim coś, co chciała uwolnić. Wydobyć na wierzch, pokazać całemu światu, uczynić bardziej ludzkim. Widziała, że po tym co dziś zrobiła, nie będzie mógł wrócić do miejsca, które nazywał swoim domem. Zanim jednak będzie usiłował skręcić jej za to kark, musi, ba! chce, choć raz spróbować… To dziwne, ale miał w sobie coś co ją pociągało, rozpalało wszystkie zmysły, budziło ukryte pragnienia.
Tak było od samego początku, narastało z każdym ich spotkaniem, stawało się nieznośnym ogniem spalającym od wewnątrz.
Trzecia randka! Ha! Ciekawe czy sama dałaby radę dotrzymać postawionego warunku?
Ostrożnie chwyciła talerz z ciastem i udała się do małego szpitala, na którego tyłach przychodni co dzień pracowała.
Przed drzwiami jeszcze raz głęboko odetchnęła i z duszą na ramieniu przekroczyła próg pokoju. Daren leżał w bezruchu, wpatrzony w słoneczny krajobraz za oknem. Poczuła, jak na jego widok miękną jej kolana, zasychają wargi, a serce wali niczym szalone.
- Jak się czujesz?
Posłał jej wyjątkowo ponure spojrzenie. Miał unieruchomioną jedną nogę, całe prawe ramię w gipsie i gruby bandaż na głowie. Poza tym czuł się wyjątkowo podle, nie tylko dlatego, że wszystko go bolało.
Tanja przysiadła na skraju szpitalnego łóżka. Biedaczysko! Dobrze chociaż, że wszystko goiło się na nim w zastraszającym tempie – za dwa, trzy dni nie będzie nawet śladu po jakichkolwiek obrażeniach. Na dalszy plan odsunęła kwestię tego, co powiedzą chirurdzy i reszta lekarzy.
- A jak mam się czuć? – odparł jadowicie. – Boli mnie każda, nawet najdrobniejsza kosteczka, nie mogę się ruszać, nawet sam wysikać, a w dodatku – wskazał podbródkiem na niewielką wypukłość pościeli – znów mam ochotę…
Nie dodał, że stanął mu, jak tylko weszła do sali. Co do cholery było w niej, że reagował tak gwałtownie na każdorazową jej obecność? To już nawet wykraczało poza ramy narzuconego mu zadania.
Z figlarnym uśmiechem zerknęła na zamknięte drzwi.
- Jesteśmy całkiem sami…
- I co z tego? Chcesz paść na kolana i odmówić kilka zdrowasiek?
Nie odpowiedziała, tylko bezceremonialnie na nim usiadła. Tuż pomiędzy udami poczuła twardy niczym kamień członek.
- Co ty?... – Aż zachłysnął się ze zdumienia. – Naprawdę jesteś Tanija?
- Zaskoczyłam cię?
- Gorzej! O mało nie padłem na zawał serca! Ale nie powiem… - Przymknął oczy i głośno jęknął, bo dziewczyna powolnymi ruchami ocierała się o jego doskonale naprężoną, sztywną męskość. – Odsuń tą szmatę i zdejmij majtki…
- O nie – wyszeptała mu do ucha. – Już mówiłam, że resztę dostaniesz na trzeciej randce. To tylko małe pocieszenie…
Objął ją zdrowym ramieniem i spojrzał prosto w rozbawione oczy.
- Kpisz ze mnie?
- Jakże bym śmiała drwić z wysłannika piekieł?
- Niech ja cię tylko dopadnę, gdy już zdejmą mi ten gips!...
- Tak, wiem, wiem. Nie wiedziałam, że demony są tak delikatne?
- Większość moich mocy została zabrana mi na czas polowania.
- Nie wszystkie, oj, nie wszystkie – wymruczała, lekko przygryzając dolny płatek jego ucha. Dłońmi gładziła nagi tors i potężne ramiona, powoli, bez zbytecznego pośpiechu, delektując się każdym gestem i ruchem.
- Kim ty jesteś? – spytał zamroczony.
- Może właśnie teraz jestem naprawdę sobą?
- Zwariuję przez ciebie. – Spragniony, poszukał czerwonych, kuszących ust. Były tak cudowne, jak to zapamiętał. Miękkie, wilgotne, o smaku jabłek i cynamonu. Zatopił się w tym pocałunku, całkowicie zapominając o otaczającym go świecie.
Jeśli to było pocieszenie, to na całe zło tego świata przysięga, że następnym razem sam rzuci się pod pierwszy lepszy przejeżdżający samochód!
- I o to chodzi… - Poruszała się coraz szybciej. Najgorsze było jednak to, że sama najchętniej usunęłaby te beznadziejne przeszkody w postaci dwóch warstw materiału.
Zdrową dłonią ścisnął jej pośladki, wargami błądził po szyi, potem coraz niżej, docierając do krągłych piersi. Zębami rozerwał cienką tkaninę sukienki, ze zniecierpliwieniem usiłując się nich dostać.
Nareszcie! Było jeszcze lepiej niż w tamtym śnie! Smakował jej ciała, niczym wygłodniały po długim poście, lizał, przygryzał i ssał, wydobywając z ust dziewczyny coraz głośniejsze jęki. A to podniecało go dodatkowo. Wplotła dłonie w krótkie, kędzierzawe włosy, odchyliła głowę do tyłu i pozwoliła mu na absolutnie wszystko. Przestały być ważne wcześniejsze postanowienia, wszystko co sobie obiecała. Łatwo było kalkulować na zimno, odtwarzać te sytuację we własnym umyśle. Dużo trudniejsze okazało się to na jawie.
- Poczekaj! Ja… - wychrypiał czując nadchodzący koniec. Jednym silnym ruchem wyrwał spod dziewczyny to beznadziejne przykrycie. Chciał innego finału. Jednak gdy poczuł żar jej nagiej skóry na swoim ciele i nie wytrzymał. Eksplodował, głośno krzycząc. W pośpiechu przysłoniła mu dłonią usta, tłumiąc ten okrzyk i z fascynacją wpatrując się w przeżywany przez niego orgazm. Czuła, jak jej bieliznę moczy strumień jego ciepłej, niemal gorącej spermy.
- Trzeba przyznać, że jak na rannego, to masz sporo sił – wyszeptała mu do ucha. Zmęczony wtulił głowę w jej piersi, wciąż obejmując dziewczynę zdrowym ramieniem.
Faktycznie. W zasadzie całkowicie przestało go boleć. Jakby odzyskiwał całą swoją moc, całe prawdziwe ja. Nie miał siły teraz nad tym się zastanawiać, choć gdzieś tam pojawiła się jakaś nieprzyjemna, mroczna myśl.
- Pójdę już Darenie. – Wyswobodziła się z jego uścisku, skromnym gestem obciągając sukienkę. Najdziwniejsze było to, że nie miał wcale ochoty jej wypuszczać…
- Do zobaczenia – powiedziała z nieukrywanym żalem. Pochyliła się i pocałowała go na pożegnanie. Oddał ten pocałunek, zdrową ręką chwytając małą dłoń dziewczyny.
- Przyjdź później – poprosił cicho. Nie do końca rozumiał co nim kierowało, ale był pewien, że pożądanie nie było jedynym powodem.
Spojrzała w jego oczy ze smutkiem.
- Bądź grzecznym pacjentem. – Żartobliwie dała mu pstryczka w nos. Potem wyszła i pozostał po niej tylko ten cudowny zapach jabłek z cynamonem.
Daren przymknął oczy i w wyobraźni aranżował już kolejne spotkania. To był zaledwie początek. Już on jej pokaże jak można się kochać, jaką rozkosz może dać…
Cholera! Przecież jak wypełni zadanie, będzie musiał wrócić do siebie. Raczej nie dostanie w ramach nagrody, wakacyjnego pobytu na ziemi. Zresztą i tu zapanuje chaos. Prawdziwe piekło, podobne do tego, które tak dobrze znał.
Pierwszy raz pomyślał o tym z niechęcią. Pierwszy raz zapragnął zrezygnować z powierzonej mu misji. Ale było za późno na takie rzeczy. Zresztą, zażąda dziewczyny jako nagrody i wtedy będzie mógł się nią cieszyć do woli.
Powoli na jego ustach ukazywał się okrutny uśmiech. Zła, mroczna natura bez problemu pokonała tę odrobinę dobra, przelotnie goszczącego w jego sercu.
Demon wciąż jeszcze pozostawał krwawą, brutalną bestią, pełną okrucieństwa i bezlitosną w całym swym postępowaniu.

***
Siedział ponuro wpatrując się w pustą butelkę, nie zwracając uwagi na otaczających go ludzi.
Wciąż nie wierzył, że przegrał. Dlaczego? Dlaczego u diabła mu to zrobiła? A potem z premedytacją przyszła i podarowała te upojne chwile pełne ekstazy.
Co za suka! Już wtedy wiedziała, że przegrał, ale nie wspomniała o tym ani słowem. I w dodatku wybrała tak banalnie. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, też coś!
Zgrzytnął zębami w niemej wściekłości. Był wyrzutkiem, banitą skazanym na koegzystencję z tymi nędznymi robakami. W dodatku nie miał szans na odzyskanie swej prawdziwej natury. Owszem, wciąż było niewiele rzeczy mogących go zabić, wróciła nieprzeciętna siła i szybkość, ale o prawdziwej mocy mógł zapomnieć.
Gorycz porażki była tak wielka, że nawet nie miał ochoty na planowania zemsty. Za to łaknął ludzkiej krwi! Obojętnie czyjej.
Kobieta, która położyła mu w tej chwili rękę na ramieniu i zalotnie się uśmiechnęła, nadawała się równie dobrze, jak każda inna. Daren wykrzesał z siebie coś, co w najlepszym wypadku można było uznać za uśmiech, a w najgorszym na grymas wściekłego zwierzęcia i odwrócił się w kierunku nieznajomej.
Coś mu się w końcu od tego podłego świata należało! Zrobi nareszcie to, czego tak długo był pozbawiony.
Nie był wybredny co do miejsca. Równie dobrze mogła być to męska toaleta. Brutalnie rozerwał na niej ubranie, przycisnął do ściany i zamknął usta bezlitosnym pocałunkiem. Była zaskoczona, ale nie oponowała. Wbił się bez uprzedzenie, a twardy nabrzmiały członek, bez problemu zanurzył się po sam koniec w wilgotnej szparce. Uderzał z niespotykaną siłą, wyrywając z ust kobiety okrzyki bólu zmieszanego z rozkoszą. Miał gdzieś czy odczuwa jakąkolwiek przyjemność, ważne było tylko jego zaspokojenie. Wściekłość narastała, bo przypomniały mu się inne usta, innych zapach, inny kolor oczu… Z rykiem eksplodował we wnętrzu kochanki, po czym zębami wbił się w szyję drgającego ciała kobiety. Dłonią stłumił okrzyk przerażenia i bólu, a potem rozerwał ciepłą, pulsującą tętnicę.
O tak! Tego mu było trzeba! Czuł ulgę, zaspokojenie zbyt długo dręczącego go głodu. Powoli zlizał krew, wąskim strumieniem spływającą po jej piersiach, potem z satysfakcją spojrzał na bladą, nieruchomą twarz, z zastygłym na niej wyrazem przerażenia.
Z okrutnym uśmiechem patrzył jak umiera. Niemal widział duszę ulatującą przez wpół otwarte sine wargi.
Z nią zrobi to samo! Teraz już wiedział, że tylko to da mu satysfakcję, tylko to będzie zemstą idealną.
Ale najpierw osaczy ją niczym ścigane zwierzę, zabije każdego kogo kochała, na kim jej zależało. Zostanie z niczym, samotna, jak teraz on. A przed tym zerżnie tak bezlitośnie, że sama śmierć wyda się jej wybawieniem.
Na samą myśl o tym, oblizał się lubieżnie, czując jak jego członek ponownie twardnieje. Beznamiętnie spojrzał na ciało leżące u jego stóp. Potem wyszedł i zmył z siebie wszystkie ślady krwi w niewielkiej umywalce.
Kiedy kilka minut później opuszczał klub, nie pamiętał o kobiecie, którą tak brutalnie zgwałcił i zabił. Myślał jedynie o Tanji. I nie były to dobre myśli…

link do części II - klik

8 komentarzy:

  1. Świetne jest to opowiadanie:)już nie mogę doczekać się następnej części:D vet

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite! mam wrażenie, że to najczarniejszy z Twoich bohaterów, których miałam do tej pory okazję poznac. Podoba mi się! czekam na następną część, tak jak na Niekompletnych i Lustra, pozdrawiam Nollet

    OdpowiedzUsuń
  3. nad tym, że jest świetne - jak każde Twoje opowiadanie - nie ma się co rozpływać bo wiadomo, że jak Twoje to musi być mega:)
    tylko ja mam mały mętlik już, ciągle czekam na Niekompletnych, Lustra, Pomyłkę itd i wolałabym dostać kolejne cześci żeby mieć jakiś porządek w głowie, być może jestem na to za głupia ale czuję, że powoli nie ogarniam... żadna historia się nie kończy a ciągle dochodzą nowe i ciągle dochodzą mi kolejni bohaterowie, za którymi tęsknie...mam nadzieję, że rozumiesz.
    Cóż. Pozostaje mi uzbroić się w cierpliwość:)
    Pozdrawiam, Kaśka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam się, że nie powinnam była wrzucać Pechowej dziewczyny, ale był to impuls :)
    A więc podsumujmy:
    piątek, sobota - Aż do końca świata oraz Sen
    niedziela - czas na część cukierniczą :)
    przyszły tydzień - Niekompletni, Lustra
    A potem się zobaczy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Powinnaś wrzucać jak najwięcej:P tylko ja już się gotuję z nie możności doczekania się:P że tak to nazwę :) nie przepadałam za "Snem" omijałam na pokątnych, ale muszę powiedzieć, że tutaj zmusiłam się do przeczytania i jestem bardzo zadowolona bo napisany mistrzowsko :)
    Kaśka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy będzie druga część :<?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po Niekompletnych, których dam w środę lub czwartek. A 7 lipca niespodzianka :)))

      Usuń
  7. Świetne :). Z niecierpliwością czekam na kolejną część :). Na prawdę masz talent do pisania

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.