środa, 28 czerwca 2017

Ja, Baba! (XI)

Migrena, migrena... Ja ja kurwa tego nienawidzę! Przed pierwszą ciążą nękały mnie przypadłości skórne, innymi słowy pryszcze, po porodzie cera mi się zrobiła gładka, za to pojawiły się migreny. Już z dwojga złego wolałam pryszcze... ;-) 
PS. Za chwilę ostatnia część Transakcji. Komentarze później, bo mam masę pracy z nową szatą bloga.

            Ja, Baba! (XI)
Ginewra
Najpierw podziwiałam swoje odbicie w lustrze, bo brat Mateusza przyprowadził dziewczynę, a ona już zadbała, abym wyglądała „szałowo”. Bardzo szybko poznałam znaczenie tego słowa i teraz wyglądałam szałowo. Czerwona sukienka, falujące włosy, no i trzeba dodać, że urodą własną kwitłam już od lat nawet bez większych upiększeń. Z upiększeniami było jeszcze lepiej.
Mateusz też wyglądał szałowo. Nie miał na sobie złocistych szaf ani lśniącej zbroi, lecz na jego widok wydałam dyplomatyczny jęk zachwytu. Jak mnie zobaczył, to sprawiał wrażenie lekko ogłuszonego. Bardzo szybko poznałam tego powód, bo zerkał na mnie ukradkiem z autentycznym podziwem.
– Jedziemy? – spytał, podając mi ramię.
Skinęłam głową. Trochę pobladłam, gdy uprzejmie otworzył przede mną drzwi do diabelskiego pojazdu, lecz zacisnęłam zęby i wsiadłam. Całą drogę je zaciskałam, modląc się, aby Bóg wybaczył mi, że skorzystałam z szatańskiego wynalazku. Odetchnęłam dopiero w kościele. To miejsce, chociaż przez tyle setek lat znacznie się zmieniło, wciąż miało tę samą wzniosłą, pełną otuchy atmosferę.
A później już nie miałam czasu na strach, bo wokół mnie działo się tyle ciekawych rzeczy, ujrzałam tak wiele piękna, wspaniałości. Poznałam tylu ludzi…
Całe szczęście, że Mateusz pilnował mnie z wyjątkową uwagą, bo pewnie dość szybko nadużyłabym trunków i skończyła pod stołem, niczym najpodlejszy biesiadny pijak. Albo jak Mordred, gdy wyjątkowo chciał się oderwać od podłej rzeczywistości, przy czym pod tym pojęciem raczej rozumiał swoją matkę, nie mnie. Taniec nie okazał się karkołomnym przedsięwzięciem i już po kilku melodiach załapałam, o co w nim chodziło. Ruda Jolka wraz ze swym mężem, stanowili parę jak z obrazka. Ja z Mateuszem chyba też najgorzej nie wypadliśmy, bo wszyscy się na nas patrzyli, gdy tylko pojawialiśmy się na parkiecie.

– Jesteś zmęczona? – spytał z troską, widząc jak dyskretnie ziewam.
– Trochę. Może się przespacerujemy? – zaproponowałam, bo na zewnątrz zauważyłam rozległy park.
– Dobrze – potaknął. – Jeszcze tylko jeden toast i pójdziemy.
Na razie nieźle się trzymał, chociaż co chwila, ktoś go zachęcał do picia. Byłam pewna, że kontroluje się jedynie ze względu na mnie. Za to ja postanowiłam się nie kontrolować i najzwyczajniej w świecie go uwieść. Doświadczenie w tej dziedzinie miałam niezłe, chociaż teraz starałam się o tym zapomnieć. Skoro lada moment może się zjawić Morderd, aby zabrać mnie do domu, to musiałam wykorzystać okazję. Więcej, chciałam tego!
– Pięknie tu – powiedziałam z autentycznym zachwytem. Oparłam się o jego ramię i szliśmy przed siebie parkową alejką. Nie panował zupełny mrok, bo gdzieniegdzie paliły się malutkie pochodnie, dające nikłe, ale jednak światło. No dobrze, to nie były pochodnie, ale mnie głupio było pytać się, jaka jest ich nazwa.
– Przyjemnie. W takim upale nawet klimatyzacja nie daje rady.
– Kilma… klimazacja?
– Klimatyzacja – uśmiechnął się czule, spoglądając w moje oczy. – Sztuczny chłodek.
Skinęłam głową, bo nie zamierzałam dalej dyskutować o takich bzdurach.
– Byłeś więc żonaty? – zagadnęłam cicho.
– Tak. Dwukrotnie. I dwukrotnie poniosłem porażkę, a moje małżeństwa zakończyły się rozwodem.
– Dlaczego?
Widać jednak wypił wystarczająco dużo, aby nie mieć jakichkolwiek hamulców przed wyjawieniem tak osobistych rzeczy.
– Bo ja wiem? – skrzywił się, skręcając w prawo, w znacznie ciemniejszy zaułek. – Zawsze zaczynało się psuć po roku. A ty? Mówiłaś że masz męża.
– Mam.
– Jakoś nie wyglądasz na zadowoloną z tego faktu. Rozwodzicie się?
– Broń boże! – mruknęłam. – Ale u nas to nie miało nawet co się psuć.
– To po co za niego wychodziłaś?
No i masz babo! Jak miałam mu wytłumaczyć, że nie było dla mnie wyboru? Nie ja decydowałam, a moi rodzice. Nie była to miłość, lecz znakomity interes.
– Trochę namieszała między nami teściowa – powiedziałam w końcu. – Nadal mąci i pewnie dlatego nigdy nic z tego nie będzie.
– Nie martw się – poklepał mnie po ręce. – Ja nie miałem teściowej, a też wszystko się zawaliło. Usiądziemy na chwilę?
Okolica była dość odludna, jedynie z daleka słychać było stłumione dźwięki muzyki. Pod wysokimi, smukłymi drzewami, stało kilka ławek, a nawet foteli. Na jednym z nich usiadł teraz Mateusz, sądząc, że ja zrobię to samo. I zrobiłam, zajmując miejsce na jego kolanach i oplatając ramionami szyję.
– Podobało mi się, jak mnie pocałowałeś – oświadczyłam prosto z mostu, patrząc na niego zalotnie.
– He? – patrzył na mnie cokolwiek zdziwiony. Trzeba też przyznać, że dziwnie sztywny był. Nie objął mnie, nie przytulił, nic nie zrobił.
– Mógłbyś to zrobić jeszcze raz?
Westchnął, a potem położył dłoń na moim karku, lekko go masując.
– Chciałbym laleczko – posłał mi przepraszający uśmiech. – Ale wierz mi, w tych sprawach nie pasowalibyśmy do siebie.
Zdębiałam. O co temu chłopu chodzi? Przez ostatnie kilka godzin pożerał mnie wzrokiem, a kiedy sama wystawiłam mu się na tacy, to bredzi coś o niedopasowaniu.
– Wiem, że nie rozumiesz. Widzę to w twoich oczach – musnął delikatnie mój policzek. – Jesteś tak piękna, że od samego początku budziłaś moje zainteresowanie. A jednocześnie tak niedoświadczona, że nie mielibyśmy szans.
– Niby na co? – spytałam podejrzliwie, chociaż tak naprawdę powinnam unieść się honorem i sobie pójść. Jednak ciekawość zwyciężyła.
– Na związek. Nawet na krótką znajomość.
– Nadal nie rozumiem. Masz kłopoty z męskością?
– Nie, nie to – poczerwieniał raptownie. – Sam fakt, że muszę ci to tłumaczyć, jest argumentem przemawiającym przeciwko naszej znajomości.
– Na świętego Grala! – syknęłam chwytając go za poły koszuli. – Wytłumacz mi to i dam ci spokój. Nienawidzę takiej gry!
– To nie gra. – Na moment przymknął oczy, a potem znów je otworzył. – I jeśli nie zejdziesz z moich kolan, może się to źle skończyć.
Pewnie że nie zeszłam. Pocałowałam go. W nosie miałam wszelkie przeszkody, zdając sobie sprawę, że gdy wrócę na właściwe miejsce, zostaną mi jedynie wspomnienia. Pocałowałam go namiętnie, wsuwając dłonie pod materiał koszuli. Wbrew temu, co mówił, nie dał się prosić o współpracę. A i on całował tak, jak żaden z innych moich kochanków. Usta miał gorące i suche, język bezczelny, ręce delikatne, a jednocześnie dawało się w nich wyczuć utajoną siłę. Pragnęłam znacznie więcej niż ten pocałunek, ale nagle Mateusz odepchnął mnie, gwałtownie wstając.
– Nie! Bo to naprawdę źle się skończy.
– Tchórz! – rzuciłam urażona, a w jego oczach zamigotało coś dziwnego, niebezpiecznego. Coś, czego nie spodziewałam się w nich ujrzeć.
– Nie rozumiesz… – zaczął posępnie. – Mam dość unikatowe upodobania.
– Unikatowe?
– Jakby to ująć… Potrzebuję innych bodźców niż większość mężczyzn, aby doznać orgazmu.
O czym on mówił? Czy ja naprawdę muszę mieć takiego pecha? Najpierw ten padalec, mój mąż. Potem impotent Lancelot. Następnie stajenny, co prawda słodki, ale za to bezdennie głupi. A na samym końcu mężczyzna bredzący coś o bodźcach. Ładne mi towarzystwo!
– Jakich innych? I już się tak nie odsuwaj, nie będę cię atakować – dodałam drwiąco.
– Innych. I nie ciebie się boję.
Mateusz milczał przez dłuższą chwilę. Potem dał dwa kroki i znalazłszy się tuż przy mnie, chwycił moją dłoń, kładąc ją w pewnym miejscu. Zaczerwieniłam się jak piwonia, a potem wyrwałam rękę z jego uścisku.
– Jestem podniecony. Ale to wszystko – dodał. – Jak chcesz dowiedzieć się więcej, zobaczyć więcej, to musisz zgodzić się na moje warunki.
Gdy to mówił, w oczach miał dziwny blask, coś jakby głód i podniecenie w jednym. W mroku nocy nie wyglądał już tak sympatycznie, a raczej niebezpiecznie.
– Zgadzasz się na moje warunki? – powtórzył pytanie.
– Tak – zaryzykowałam. Chyba mnie nie zamorduje i nie zakopie pod pobliskim drzewkiem? Zresztą, skąd by wziął łopatę?
– Chodź tu do mnie – rozkazał, głosem zmienionym pod wpływem nagłych emocji. Posłuchałam, a kiedy to zrobiłam, chwycił mnie brutalnie za szyję, przyciskając do drzewa. I pocałował, chociaż nie tak jak poprzednio, a zupełnie inaczej. Nie było w tym pocałunku żadnej subtelności, a jedynie dzika, pierwotna siła. Wgryzał się w moje usta, ranił je, sprawiał ból zamiast przyjemności. A potem uderzył w prawy pośladek. Nie mogłam krzyczeć, bo byłam jakby zakneblowana, lecz cicho zajęczałam. To go chyba podnieciło, bo zrobił to po raz drugi, i trzeci, i czwarty. Pupa zaczęła mnie piec żywym ogniem, bo Mateusz sobie nie żałował, a trzeba przyznać, że krzepy miał sporo. Miałam wolne ramiona, lecz to niewiele dało.
Nagle przerwał pocałunek, zmuszając mnie, abym padła na kolana.
– A teraz… – oblizał się, patrząc z góry w moje oczy. I bez żadnego uprzedzenia wepchnął mi do ust, ogromną, twardą męskość. Nawet nie zauważyłam, kiedy rozpiął spodnie. Chwycił mnie za włosy w tak przemyślny sposób, że nie mogłam się wyrwać, chociaż już na samym początku zaczęłam się dławić. Z wyraźnie wypisanym na twarz podnieceniem, obserwował mnie z góry, wyjmując go i wkładając. Lecz we mnie zaczęła się tlić wola walki, chociaż tak naprawdę, to przecież sama doprowadziłam do takiej sytuacji. I wtedy Mateusz przyspieszył, pchając mocniej i aż po sam koniec. Krztusiłam się, próbując złapać oddech, czułam, jak z oczu płyną mi niekontrolowane łzy, biłam na oślep zaciśniętymi pięściami. Na nic. Nie miałam wpływu kompletnie na nic i od razu zrozumiałam, o co mu chodziło, gdy twierdził, że nie będziemy do siebie pasować. Przecież on robił sobie dobrze, używając mnie jak rzeczy, samodzielnie ustalając rytm, tempo i głębokość zanurzenia.
– Musisz… zapamiętać… tę lekcję – wydyszał z siebie. Na moment przerwał, wycofując się i dając mi złapać oddech, lecz zanim zdążyłam odczuć ulgę, włożył mi penisa na powrót do ust. Pchnął silnie i szybko. Raz, drugi… Przestałam liczyć, skupiając się na tym, aby przeżyć ten koszmar. Chociaż nie do końca to określenie było prawdziwe. Po moim ciele przebiegały dreszcze, w dole brzucha płonął ogień, a ja pojękiwałam, lecz nie wiedziałam, czy z bólu, czy też z przyjemności. Nawet gdy panicznie walczyłam o powietrze, bijąc go, drapiąc i próbując go odepchnąć, czułam podniecenie. Nikt nigdy mnie tak nie potraktował. Nigdy! A przecież teraz mi się podobało, co uświadomiłam sobie ze zgrozą. Pomyślałam jeszcze, że jestem porąbana, oraz o mękach piekielnych, jakich doświadczę po śmierci, po czym zatraciłam się w narastającej ekstazie.
Wytrysk był krótki i gwałtowny. Zakrztusiłam się, nie mogąc połknąć wszystkiego na raz. Mateusz z całej siły trzymał moją głowę, podczas gdy ja wierzgałam, patrząc w górę zamglonym wzrokiem, prosto w jego oczy. Słyszałam ochrypły jęk, widziałam malującą się na twarzy rozkosz.
I w końcu mnie puścił.
– Ty… – zaczęłam, lecz od razu mi przerwał. Lekko się pochylił, władczo chwytając moją brodę. Tym razem w jego spojrzeniu zauważyłam odrobinę zaskoczenia oraz morze satysfakcji.

– Wyglądasz cudownie – powiedział, drapieżnie się uśmiechając. – I nie zaprzeczaj, bo wiem, że ci się podobało.

16 komentarzy:

  1. Jak to ostatnia część Transakcji?! 😳😡

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie podejrzewałam, że z tego Mateusza takie ziółko. Widocznie cicha woda brzegi rwie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mateusz to taka cicha woda brzegi rwie i faktycznie Ginerwa do niego nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie może "Zamiana"?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chciałabym, aby wróciły do swoich czasów :D

    OdpowiedzUsuń
  6. No nieźle akcja przyspiesza :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekamy na Transakcje😍

    OdpowiedzUsuń
  8. Mateusz pasuje do pozornie świętej Ginewry ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie spodziewałam się, że z Mateusza taki brutal ;p

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy ja wiem czy nie pasują😁 Po tej części przypomniało mi się "Życzenie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Artur był o sto razy seksowniejszy niż ten rudy Mateusz. :-D

      Usuń
    2. Zgadzam się 😁 Tutaj bardziej o upodobania mi chodziło 😉

      Usuń
  11. Czy tylko ja mam wrażenie, że w wątkach Ginewry nic nie trzyma się kupy. Już nie mówiąc o tym, że wzmianki w średniowieczu na jej temat przyprawiają o mdłości. Tamte czasy były poświęcone religii w bardzo znacznym stopniu. Jeśli wszyscy poddani zdawali sobie sprawę z jej nierządu, nikt nigdy nie nazwałby jej świątobliwą. Powracając do tej części... w czasie sceny w parku Mateusz wyraźnie sugerował, że ma ona na celu pokazanie biednej i jak dalej twierdzi autorka "świątobliwej" Ginewrze, że przez zgoła inne upodobania, nie są w stanie porozumieć się na wielu płaszczyznach. Co ma więc znaczyć ostatnie zdanie? Podczas kilkuminutowego seksu oralnego uznał, że jednak się mylił?
    Brak jakiejkolwiek logiki zaczyna pochłaniać całe to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziki Mati 😂😂😂

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.