wtorek, 4 października 2016

Tajemnica (V) - treść płatna

Dla wszystkich czekających na TOB - będzie jutro, najpóźniej pojutrze. Na blogu szykują się dużeeee zmiany, w związku z tym będę miała do Was prośbę, wymagającą raptem jednego kliknięcia poprzez wypełnienie ankiety. Więcej w kolejnym poście. Ja idę spać, bo dziś już wiele nie zrobię; w sobotę byliśmy na ślubie i jeszcze nie odespałam imprezy :-)

Linki do wszystkich części Tajemnicy macie po lewej stronie, w zakładce jeszcze więcej opowiadań.

            Tajemnica (V) 
Odkurzałam, pucowałam i układałam, obecna ciałem, a nie duchem. Ten drugi bujał gdzieś w obłokach, snując czarowne wizje tego, jak Kuba rzuca się do moich stóp, czyli wersja soft, lub rzuca się na mnie i mną, czyli wersja hard. Obie mi się podobały i na żadną nie mogłam się zdecydować. Dotarłam właśnie do bibelotów stojących na regale i wtedy coś wypadło mi z rąk. Na szczęście była to najniższa półka, więc się nie stłukło. Szklana kula w niebieskim kolorze potoczyła się dalej, aż pod szafę. Zmełłam przekleństwo i uklękłam. Jak pech to pech, bo zatrzymała się dokładnie pod ścianą, poza zasięgiem moich rąk. Uniosłam głowę, rozglądając się w poszukiwaniu czegoś długiego. Oczywiście niczego nie znalazłam. Najprościej byłoby udać się do kuchni po miotłę, ale mi się nie chciało. Sięgnęłam po gazetę leżącą na biurku i posapując usiłowałam wydobyć piekielną kulę spod szafy. Prawie mi się udało, lecz jeden nieostrożny ruch posłał ją z powrotem w najodleglejszy kąt. Znów zaklęłam.
– Ty wredna... parszywa... – warczałam, rozpłaszczona na podłodze, z zadkiem wypiętym ku górze. – Musiałaś utknąć w takim miejscu? Cholerny szklany bibelot!
W końcu zziajana, potargana i triumfująca wyciągnęłam ją spod szafy, wyprostowałam się i zamarłam.
Za mną, oparty ramieniem o futrynę, stał Kuba. Gapił się przy tym z bardzo dziwnym wyrazem twarzy. Dopiero po chwili dotarło do mnie dlaczego. Przecież pierwsze co zobaczył, gdy tu wszedł, to mój wypięty tyłek. Sukienka była zbyt krótka, aby go zasłonić, a na dodatek dziś wyjątkowo założyłam randkowe stringi, bo cała codzienna bielizna mi wyszła i nie zdążyłam jeszcze zrobić prania. Nic dziwnego, że miał taką minę.
– No co? – powiedziałam wrogo, poprawiając ubranie. – Kazałeś wziąć się do roboty.
– Nic – głos miał schrypnięty, zmieniony, oczy pociemniałe, lekko zmrużone.
– Utknęła. Jakoś musiałam ją wydobyć.
– Musiałaś? – odparł z ironią, krzyżując ramiona. Potem nagle się ocknął, ruszając w kierunku biurka, po drodze mijając mnie obojętnie. O ile w pierwszym momencie poczułam złość i wstyd, o tyle teraz się zirytowałam. Nie miałam powodu, ale co z tego?
Jakub usiadł w wygodnym fotelu, sięgając po laptopa. Spojrzał na mnie wymownie.
– Teraz kawa – powiedział tylko. – Mocna, czarna, bez cukru.
Ach tak? Jak on śmiał tak mnie traktować? Zero szacunku, zero podziwu. Żadnych komplementów, tylko głupia siksa, małolata i tym podobne. Kawa, herbata, obiad, przynieś, podaj, przygotuj. Za popychadło tu robiłam! Zreflektowałam się. Cóż. W końcu taka praca. Chociaż czasami byłoby miło usłyszeć proste słowo dziękuję. Coraz bardziej wściekła pomaszerowałam do kuchni, przygotowałam tę cholerną kawę i wróciłam do gabinetu. Tacę postawiłam na skraju biurka, a później pochyliłam się, podnosząc z podłogi zmaltretowaną gazetę, wykonując klasyczny skłon i wyprost. Niech ma, bydlak jeden!


Jeśli chcesz przeczytać więcej, kliknij tutaj!

3 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.