Dla wszystkich czekających na TOB - będzie jutro, najpóźniej pojutrze. Na blogu szykują się dużeeee zmiany, w związku z tym będę miała do Was prośbę, wymagającą raptem jednego kliknięcia poprzez wypełnienie ankiety. Więcej w kolejnym poście. Ja idę spać, bo dziś już wiele nie zrobię; w sobotę byliśmy na ślubie i jeszcze nie odespałam imprezy :-)
Linki do wszystkich części Tajemnicy macie po lewej stronie, w zakładce jeszcze więcej opowiadań.
Tajemnica (V)
Odkurzałam, pucowałam i
układałam, obecna ciałem, a nie duchem. Ten drugi bujał gdzieś w obłokach,
snując czarowne wizje tego, jak Kuba rzuca się do moich stóp, czyli wersja
soft, lub rzuca się na mnie i mną, czyli wersja hard. Obie mi się podobały i na
żadną nie mogłam się zdecydować. Dotarłam właśnie do bibelotów stojących na
regale i wtedy coś wypadło mi z rąk. Na szczęście była to najniższa półka, więc
się nie stłukło. Szklana kula w niebieskim kolorze potoczyła się dalej, aż pod
szafę. Zmełłam przekleństwo i uklękłam. Jak pech to pech, bo zatrzymała się
dokładnie pod ścianą, poza zasięgiem moich rąk. Uniosłam głowę, rozglądając się
w poszukiwaniu czegoś długiego. Oczywiście niczego nie znalazłam. Najprościej
byłoby udać się do kuchni po miotłę, ale mi się nie chciało. Sięgnęłam po
gazetę leżącą na biurku i posapując usiłowałam wydobyć piekielną kulę spod
szafy. Prawie mi się udało, lecz jeden nieostrożny ruch posłał ją z powrotem w
najodleglejszy kąt. Znów zaklęłam.
– Ty wredna...
parszywa... – warczałam, rozpłaszczona na podłodze, z zadkiem wypiętym ku
górze. – Musiałaś utknąć w takim miejscu? Cholerny szklany bibelot!
W końcu zziajana,
potargana i triumfująca wyciągnęłam ją spod szafy, wyprostowałam się i
zamarłam.
Za mną, oparty ramieniem
o futrynę, stał Kuba. Gapił się przy tym z bardzo dziwnym wyrazem twarzy.
Dopiero po chwili dotarło do mnie dlaczego. Przecież pierwsze co zobaczył, gdy
tu wszedł, to mój wypięty tyłek. Sukienka była zbyt krótka, aby go zasłonić, a
na dodatek dziś wyjątkowo założyłam randkowe stringi, bo cała codzienna
bielizna mi wyszła i nie zdążyłam jeszcze zrobić prania. Nic dziwnego, że miał
taką minę.
– No co? –
powiedziałam wrogo, poprawiając ubranie. – Kazałeś wziąć się do roboty.
– Nic – głos miał
schrypnięty, zmieniony, oczy pociemniałe, lekko zmrużone.
– Utknęła. Jakoś
musiałam ją wydobyć.
– Musiałaś? –
odparł z ironią, krzyżując ramiona. Potem nagle się ocknął, ruszając w kierunku
biurka, po drodze mijając mnie obojętnie. O ile w pierwszym momencie poczułam
złość i wstyd, o tyle teraz się zirytowałam. Nie miałam powodu, ale co z tego?
Jakub usiadł w wygodnym
fotelu, sięgając po laptopa. Spojrzał na mnie wymownie.
– Teraz kawa –
powiedział tylko. – Mocna, czarna, bez cukru.
Ach tak? Jak on śmiał
tak mnie traktować? Zero szacunku, zero podziwu. Żadnych komplementów, tylko
głupia siksa, małolata i tym podobne. Kawa, herbata, obiad, przynieś, podaj,
przygotuj. Za popychadło tu robiłam! Zreflektowałam się. Cóż. W końcu taka
praca. Chociaż czasami byłoby miło usłyszeć proste słowo dziękuję. Coraz
bardziej wściekła pomaszerowałam do kuchni, przygotowałam tę cholerną kawę i
wróciłam do gabinetu. Tacę postawiłam na skraju biurka, a później pochyliłam
się, podnosząc z podłogi zmaltretowaną gazetę, wykonując klasyczny skłon i
wyprost. Niech ma, bydlak jeden!
Uuu, ciekawie się dzieje! Czekam na więcej! :-D
OdpowiedzUsuńJak to jeszcze dwie części i koniec?! 😟
OdpowiedzUsuńKiedy TOB? 😑
OdpowiedzUsuń