Wróciłam :-) Rozpisywać się nie będę, bo nie na moje złote myśli czy ustykiwania czekacie, a na kolejny kawałek. Dodam tylko, że w tym tygodniu będzie lepiej, bo zeszły był koszmarny...
No i zbliżamy się do zakończenia. To tyle słowem wstępu :-D
link do części IX - klik
Pewnego dnia, w innym miejscu (X)
– Nie powinnam –
szepnęła Weronika, podejmując ostatnią, desperacką próbę obrony. – Witek został
sam. Co będzie jeśli się mu nagle pogorszy?
– Nie pogorszy mu
się. – Maksym kreślił językiem chaotyczne wzory na jej szyi. Pojawiło się
doskonale zapamiętane szaleństwo. – Po tym, co zażył, nikt nie umiera.
I pocałunkiem zdusił
okrzyk zaskoczenia, cisnący się na usta Weroniki. Zaszokowana jego ostatnimi
słowami dziewczyna, na dłuższą chwilę zamarła. Powróciły obawy, podejrzenia,
powróciła niepewność i strach, lecz było już za późno na sprzeciw. Ogromny,
twardy członek torował sobie drogę pomiędzy jej udami, gorące wargi wpijały się
za taką siłą, że niemal odbierały dech, a dłonie jak kleszcze zacisnęły się na
ramionach, nie dopuszczając do jakiegokolwiek protestu. Chciałaby pozostać
obojętna, zachować zimną krew, pokazać swoją wściekłość, lecz jedyne co mogła
zrobić, to biernie przyjąć jego pożądanie. Biernie? Jak miała to zrobić, gdy
zdradzało ją własne ciało? Wilgoć spływająca po wewnętrznej stronie ud, piersi
spragnione pieszczot, głód jakiego doświadczała, gdy ją całował.
Krzyknęła głośno, bo
wszedł w nią niespodziewanie brutalnie od tyłu, a on syknął:
– Cicho bądź!
Usłyszą nas!
Nie miała siły spytać,
kto ich usłyszy. Jęczała cicho, za każdym razem gdy zanurzał się w jej wnętrzu,
coraz głębiej, z coraz większą siłą, coraz szybciej. Maksym zasłonił jej usta
dłonią, więc teraz wydawała z siebie jedynie stłumione odgłosy świadczące o
przeżywanej ekstazie. Telefon, który na samym początku upadł na ziemię, dawał
nikłe światło, a w absolutnej ciszy rozbrzmiewały tylko rytmiczne plaśnięcia
ciała, ciężki oddech Maksyma i stłumione jęki rozkoszy. To najbardziej
niezwykły i najcudowniejszy seks, jakiego doświadczyłam w życiu, pomyślała Weronika
w erotycznym uniesieniu. Miała gdzieś to, co było wcześniej, i to co mogło
nastąpić. Liczyło się tu i teraz. A tu i teraz nadciągał wielkimi krokami
orgazm. Naprężyła ciało, palcami drapała zimną, chropowatą ścianę, a Maksym
widząc jej podniecenie, sam wpadł w coś na kształt amoku. Zupełnie przestał się
kontrolować, zupełnie jak za poprzednim razem. Przyspieszył, zaciskając zęby, a
głuchy warkot wydobył się z jego gardła. Chciał dobrnąć do końca, a potem
pchnąć dziewczynę na kolana i spuścić się na jej twarz, jednak nie dał rady.
Wbił się po raz ostatni, a potem konwulsyjnie drżąc, eksplodował.
Bardzo długą chwilę
trwali tak nieruchomo, połączeni wspólną ekstazą, powoli uspokajając swoje
oddechy. Co dziwniejsze, to Weronika jako pierwsza odzyskała nad sobą panowanie.
Odepchnęła mężczyznę przytulonego do jej pleców, nerwowym gestem poprawiła ubranie
i wciągnęła spodnie. W nikłym świetle twarz Maksyma miała dziwny, nieco
przerażający wygląd. Cofnął się, lecz nie zapiął dżinsów. Położył rękę na
nabrzmiałej męskości, kilkakrotnie po niej przesuwając, a potem uniósł ją w
górę. Powąchał, zaciągając się cudownym zapachem.
Zmieszała się. Nigdy wcześniej
żaden mężczyzna nie robił nic tak ostentacyjnego.
– Powiedziałeś coś…
– zaczęła niezdecydowanym tonem.
– Jeśli
natychmiast stąd nie znikniesz, to będziemy musieli to powtórzyć. Więc migiem
na górę – odezwał się schrypniętym głosem i jakby dla potwierdzenia tych słów,
wymierzył jej mocnego klapsa w pupę. Krzyknęła zaskoczona, bardziej zdumiona
jego lekko rozbawionym tonem niż samym czynem. Po raz pierwszy tak się
zachował, tak normalnie?... Powróciły wątpliwości, lecz tym razem innego
rodzaju. Zbyt bujna wyobraźnia i nietypowa sytuacja w jakiej się znaleźli, a na
dodatek dziwaczne poczucie humoru Maksyma i jego wieloznaczne słowa, sprawiły
że być może wysnuła daleko idące wnioski. Nadzieja na coś więcej niż szalony
seks, jak hydra podniosła swoje odcięte łby, a Weronika poczuła się
nieoczekiwanie szczęśliwa. Szybko pocałowała Maksyma w policzek, a potem nie
czekając na reakcję, uciekła na górę, po drodze zabierając porzucony telefon.
W absolutnej ciemności
pozostał znieruchomiały mężczyzna. Dopiero po chwili podniósł dłoń i bardzo
ostrożnie dotknął twarzy. Dziwne uczucie, pomyślał. Przyjemne.
Otrząsnął się. Już
drugi raz popełnił ten sam błąd. Najgorsze było wrażenie, że jeśli dojdzie do
kolejnej takiej sytuacji, to popełni go znowu, i znowu… Nie potrafił tego
zrozumieć. Co takiego było w tej dziewczynie, że kompletnie tracił nad sobą
panowanie?
Zachmurzony, odwrócił
się i podążył w głąb piwnicy, dopinając w międzyczasie spodnie. Ciemność wcale
mu nie przeszkadzała, bo ciemność była jego sprzymierzeńcem.
***
Ktoś bardzo energicznie
potrząsnął jej ramieniem. Zamroczona, zerwała się z miejsca, ale dopiero po
chwili dotarły do niej słowa Adama.
– No, nareszcie.
Ładnie czuwasz nad chorym – powiedział z sarkazmem.
– Chyba się
zdrzemnęłam – mruknęła usprawiedliwiająco. Zaraz potem pojawił się niepokój. –
Czy Klara i…
– Nie, nie
wrócili. I nie zjawiła się żadna ekipa ratunkowa. Mówiłem, że wyjście w taką
śnieżycę, to spore ryzyko.
– Przestań! –
rozzłościła się. Sprawdziła stan Witka. Bez zmian. Przypomniała sobie słowa Maksyma,
że od tego, co zażył nikt nie umiera. Odruchowo chwyciła się za głowę. Czyste
szaleństwo! Już sama nie wiedziała, co powinna myśleć.
– Zrobisz mi
herbatę? – spytał Adam, wygodnie moszcząc się na jej miejscu. – Z cukrem
proszę. I kawałek ciasta, które upiekła gospodyni. Sama też spróbuj, póki ciepłe.
Pychota!
– Najpierw pójdę
do łazienki. Później mam coś innego do zrobienia.
– Tak, wiem.
Słyszałem – dodał złośliwie. – W sumie go rozumiem, mieszkając na takim
pustkowiu bierze się wszystko, co wpadnie w ręce. Albo raczej w spodnie.
– Odczep się! –
warknęła. – Trzeba spakować rzeczy Klary i Witka. Ja zajmę się jej plecakiem,
ty jego.
– E tam,
marudzisz. Robota na pięć minut.
– Pewnie i tak,
ale lepiej być gotowym.
Machnął lekceważąco
ręką. Poirytowana jego obojętną, pełną pogardy postawą, pomaszerowała do łazienki.
Stamtąd do sypialni Klary.
Pokój był zimny i
ciemny. Na szczęście zabrała ze sobą nieoceniony telefon. Z roztargnieniem rozejrzała
się dookoła. Nienaruszona pościel na łóżku, świadczyła o tym, że Klara nie zdążyła
się nawet położyć. Wilgotny ręcznik na poręczy krzesła. Niedbale porzucony
plecak. Kilka kosmetyków wyłożonych na stół, pusta szklanka po herbacie i
sweter, czerwony, ciepły sweter z mordą śmiesznego renifera, który jej
koleżanka tak uwielbiała. Weronika zmarszczyła brwi i podeszła do porzuconej
odzieży. Podniosła go, pogładziła opuszkami palców, z całej siły próbując
przypomnieć sobie coś niezwykle ważnego, coś co było związane z tym
przedmiotem. Jednak nie potrafiła wyłowić tego z chaosu myśli, nie potrafiła
umiejscowić w określonym czasie, przypisać jakiemukolwiek wydarzeniu. Lecz
jednocześnie dręczyło ją przeczucie, że to coś ma znaczenie.
Ocknęła się potrząsając
głową. Potem szybko i sprawnie spakowała rzeczy koleżanki. I dopiero kiedy
miała wychodzić, pojawiła się zagubiona myśl.
Zdjęcie, które
pokazywał jej Maksym. Niewyraźne, niedokładne, ale Klara ubrana była na nim w
czerwony sweter z mordą renifera. Ten, który teraz leżał na podłodze. I ten, w
który miała na sobie, gdy trafili do tego domu. W takim bądź razie, skąd się tu
wziął?! Absurdalną wydała się myśl, że koleżanka posiadała dwa identyczne
egzemplarze tego badziewia. W takim razie…
– Jakie to
wszystko popieprzone – jęknęła Weronika. Oparła się o ścianę, zamykając oczy.
Grzebała w pamięci, usiłując się przekonać, czy na pewno miała rację. Tak
naprawdę mogła się o tym przekonać, proszą Maksyma, aby jeszcze raz pokazał jej
fotkę z telefonu. Zaraz, przecież Adam też ją widział, wystarczy że spyta...
Wpadła do pokoju
chorego. Na łóżku leżał wciąż nieprzytomny Witek, ale fotel, w którym siedział
Adam był pusty. Musiał wyjść zaledwie przed kilkoma sekundami, bo nad kubkiem z
herbatą nadal unosiła się para, a w kominku wysokim płomieniem paliły się
świeżo co wrzucone polana.
Weronika jeszcze raz
rozejrzała się uważnie, usiłując opanować narastającą panikę. Sweter Klary
rzuciła w kąt. Przyszło jej do głowy, że jedynym rozsądnym planem byłaby
natychmiastowa ucieczka. Tylko że wtedy zostawiłaby Witka tylko pod opieką
Adama. Zawahała się. Nie dlatego żeby żywiła do nich jakieś specjalne uczucia, ale
w końcu z całej grupy zostali tylko oni. Co miała zrobić? Przecież nie wyniesie
chorego na własnych plecach, aż tak silna nie była. A Adam gdzieś się ulotnił. Poza
tym Maksym mógł w prosty sposób wyjaśnić tę sytuację. Wystarczyło go znaleźć.
Drgnęła, bo po domu
rozniósł się dziwny dźwięk. Ni to łkanie, ni to śmiech. Przerażający,
paraliżujący zmysły, narastał przez chwilę, by po kilku sekundach umilknąć na
dobre.
Miała dwa wyjścia.
Ubrać kurtkę i uciec, albo poszukać pozostałych. Bez słowa odwróciła się na
pięcie i wybiegła na korytarz. Otwierała każde drzwi, badała najciemniejsze
zakamarki. Drugie piętro, na którym nocowali. Potem pierwsze. Pokój Maksyma,
pokój gospodyni. Nic. Zeszła na parter. O dziwo, tutaj też nikogo nie znalazła.
Nieobecność starszej pani mocną ją zdziwiła, lecz może nie powinna? Czyżby i
ona miała coś do ukrycia? Maksym nazwał ją suką, w dodatku ten sarkazm w jego
głosie… Weronika bez namysłu wyjęła z szuflady sporych rozmiarów nóż, z drugiej
tłuczek do mięsa. Później odetchnęła i otworzyła drzwi do piwnicy.
I gdzie do cholery podział
się Adam, ten nadęty bufon?!
Tym razem nie miała
przy sobie telefonu, którym mogłaby oświetlić drogę. Został na kuchennym stole,
a ona nie miała ochoty po niego wracać. Stąpała ostrożnie, badając każde miejsce,
na którym miała postawić stopę. Z sercem bijącym jak oszalałe, z miękkimi
kolanami i bolesnym ssaniem w żołądku, dotarła do celu. Oparła się o ścianę,
usiłując uspokoić, starając oddychać płytko i bezgłośnie. W tej ciszy byłoby
słychać nawet szelest opadającego piórka. Powoli oswajała wzrok z panującą
dookoła ciemnością. Co dziwne, tuż przed nią, w odległości może pięciu, a może
i więcej metrów, dawało się zauważyć jasną poświatę, dookoła prostokątnego
kształtu. Drzwi, za którymi paliło się światło.
O rany! Ileż komentarzy do publikacji. A mnie trzy dni nie było ;-)
OdpowiedzUsuńJak zawsze ekstra, jak zawsze urwane w najlepszym momencie. ;) Umiesz podgrzewać atmosferę, Babeczko. :D
OdpowiedzUsuńO zgrozo, urwane w takim momencie i teraz tyle przyjdzie czekać mi na następna cześć! ;D
OdpowiedzUsuńPS: poczytałabym więcej fragmentów z ich zbliżeniami :D
Bardzo mi się podobają Pani opowiadania. Cieszy fakt, że stara się Pani dodawać w miarę często kolejne części, mimo "posiadania" małego dziecka. Cierpliwie czekam, również, na opowiadania, które jeszcze nie doczekały się zakończenia. Pozdrawiam cieplutko życząc weny. czytelniczka
OdpowiedzUsuńNareszcie! Wspaniale!
OdpowiedzUsuńJulka
Tylko dodaj Babeczko coś szybko :) Tydzień nic nie dodawalas :(
OdpowiedzUsuńLudzie, ja rozumiem, ze opowiadania Babeczki sa super, bo sa, i ze chcialoby sie je czytac bez przerwy.... ale halooo, jak bedzie miala dodac czesc to ja doda nawet z opoznieniem, wiec nie widze sensu w ciaglych komentarzach typu"dodaj cos.... kiedy nastepne.... albo tych, w ktorych wytykacie, ze nie dodala nic Babeczka mimo obiecanego dodania
OdpowiedzUsuńPytanie kiedy następne i wytykanie Babeczcee że nic nie dodaje jest trochę nie na miejscu, ale zrozum też to, że te opowiadania są tak uzalezniające jak używki ;-)
OdpowiedzUsuńAle da sie poczekac bez takich komentarzy :) jakos ja wchodze codziennie i sprawdzam ale nie atakuje komentarzami, ze kiedy i dlaczego jeszcze nie ma :). Da sie wejsc i zobaczyc i sobie odpowiedziec "aha jeszcze nie ma, to sprawdze pozniej, moze bedzie" :)
Usuńjeszcze, jeszcze chce więcej
OdpowiedzUsuńSkrobnę słówko... Bez tych pytań kiedy i "jęków" że ma być więcej to chyba poczułabym się dziwnie samotnie... ;-D
OdpowiedzUsuńNie oznacza to, że je lekceważę. Daję tyle, ile jestem w stanie dać. I to wszystko.
:-)))
dlatego żeby nie jęczeć zawsze czekam aż skończysz publikować opowiadanie żeby przeczytać je na raz :D Choć komentarze kuszą, oj kuszą :)
Usuńtwoje opowiadania sa tak cudowne ze nie można ich przestać czytac, kiedy cos dodasz pochlania nas to tak ze nim się rozkręcimy jest koniec... no i te zakończenia, zawsze nakrecaja ze siedzi się z napięciem i wyczekuje kolejnego kawalka, zagladajac po kilka razy dziennie czy cos już jest
OdpowiedzUsuńOczywiście niesamowicie cudne i wspaniałe, ale przerwać w momencie tak pełnym napięcia? O zgrozo! Nie mam pojęcia jak ja przetrwam bez kolejnej części opublikowanej w trybie nagłym. Proszę dodaj "Tysiąc...", albo "Uwikłanych"! Z niecierpliwością czekam na więcej:-D
OdpowiedzUsuńS.
To chyba będzie moje ulubione opowiadanie z tych niecukierkowych które napisałaś. Dawno nie miałam takiego trudności z domyśleniem się co się dzieje w opowiadaniu. Mam nadzieję Babeczko,że wena Cię nie opuści i szybko będziesz wrzucała kolejne części.
OdpowiedzUsuńOch dziękuję za wczorajszy prezent w postaci kolejnego kawalka na moje 33 urodziny! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne
Kamila
Najlepsze bez dwóch zdań
OdpowiedzUsuńCzy coś na weekend dodasz? :-)
OdpowiedzUsuńTo samo chciałam napisać ☺
UsuńTęsknie i czekam
OdpowiedzUsuńJuż 4 lipca, a babeczki nie ma. Daj znać że żyjesz!
OdpowiedzUsuńProszę... Dodaj coś szybko. :-)
OdpowiedzUsuńHaloo czemu nic nie dodajesz??:(
OdpowiedzUsuńSmutam że nic nie ma :( Babeczko kochana dodaj cokolwiek :/ czekam na odp.
OdpowiedzUsuńtak jasne, w tym tygodniu bedzie lepiej, szkoda ze nic nie dodalas...
OdpowiedzUsuńWitam! Czemu nas opuściłaś? Czekamy....
OdpowiedzUsuńBabeczko,proszę dodaj coś, bo wchodzenie tu 4567866533 razy dziennie to obsesja :D Pozdrawiam, Ola :)
OdpowiedzUsuńZaglądam kilka razy dziennie i dalej nic nie ma :(
OdpowiedzUsuńDlaczego jest pusto ;( czy coś się stało ? Masz jakieś kłopoty ? ...
OdpowiedzUsuńBabeczko... Gdzie ty się podziewasz? Czekamy... A w tym tygodniu miało być lepiej. Zostawiłaś nas w takim momencie. Chcemy przeczytać kontynuację.
OdpowiedzUsuńKiedy do nas wrócisz? :) Tęsknimy za Tobą i Twoją twórczością. :)
OdpowiedzUsuńTrochę nas olałaś... Ja rozumiem, że masz rodzinę i w ogóle no ale jednak jak czymś się zajmujesz w tym przypadku pisaniem opowiadań masz czytelników itd no to nie olewaj ich. Chociaż jakieś wyjasnienie by się przydało dlaczego tak długo a jesli nie umie się czegoś doprowadzić do końca to może być znak, że się wypaliłaś? Tym bardziej szkoda bo Twoje opowiadania są super ale nastawienie do czytelników już nie bardzo. Nie mniej pozdrawiam i czekam.
OdpowiedzUsuńKażdy ma lepsze i gorsze dni, więc jeśli masz zamkar dalej pisać te bzdury o wypaleniu to za przeproszeniem wy**erdalaj :*
UsuńCzekać Czekać Czekać pozostało. Choć sił mało i akcji więcej by się chciało... :) mogę liczyć na zakończenie ciekawe? Bo tempo trochę niemrawe. Wiem że z dzieckiem roboty kupa! Ale interesuje mnie: czy znajdziemy w opowiadaniu kolejnego trupa?
OdpowiedzUsuńBabeczko, kochana co się dzieje ? G.
OdpowiedzUsuńNie komentowalam jeszcze zadnego opowiadania, ale wszystkie przeczytalam.. To co piszesz ma sens, jest cudowne .. kuudee.. no brakuje mi slow. Jestem bardzo szczesliwa i zadowolona, ze trafilam na twojego bloga! Zawsze z niecierpliwoscia oczekuje kolejnego rozdzialu, a gdy w koncu jest znajduje sie w niebie.. i czytam :D Chcialabym Ci podziekowac za to, ze piszesz te opowiadania i zyczyc niekonczocej sie weny! :) Gratuluje rowniez wytrwalosci i pomyslow na nowe tresci!:D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam goraco /Kaśka :*
Jaki tu spokoj na na na
OdpowiedzUsuńNic sie nie dzieje na na na
Nikt sie nie bawi na na na
Wszyscy sie nudza na na na
Beata
No ale czemu? Pytam się czemu nas tak katujesz? Czemu tak długa przerwa? I bez odpowiedzi? :(
OdpowiedzUsuńHalooooooo! Jest tu kto?
OdpowiedzUsuńŻyjesz Babeczko? :D
OdpowiedzUsuńDlaczego nadal nic nie ma? :-(:'(
OdpowiedzUsuńDobre ! Naprawdę dobre , mroczne opowiadanie erotyczne :) Takie jakie lubię. Gdyby jeszcze znalazł się jakiś element tzw. czarnego humoru to byłoby "miodzio" :D
OdpowiedzUsuńTęsknię i czekam.
OdpowiedzUsuńTęsknie i czekam.
OdpowiedzUsuńBabeczko...dłużej bez opowiadania nie wytrzymam! musisz cos dodać! blagam Cie...
OdpowiedzUsuńCzekam i tęsknie.
OdpowiedzUsuńBabeczko co się dzieje??
OdpowiedzUsuń