Jakby co, medycznie to ja jestem noga, a pewnych rzeczy nie chciało mi się tym razem sprawdzać.
Skończyliśmy Głupstwo i Rozmowę, na kolejną niedzielę zostaną nam Uwikłani. I... Tu uwaga, na prośbę jednej z czytelniczek, kolejnym opowiadaniem będzie "Tysiąc odcieni bieli". Chorągiewki w górę, wiwatujemy! Możecie wznosić okrzyki "bosko, bosko" :-D Nabijam się, ale coś mnie obsiadły ostatnio zmartwienia, to trzeba pożartować.
link do części VI - klik
Rozmowa (VII) - zakończenie
– Teraz jestem
śpiąca – wymruczała sennie.
– Trochę
niewygodna pozycja jak na spanie, nie sądzisz?
– Chyba tak.
Posadził ją, patrząc
jak ze skromnie spuszczonym wzrokiem, porządkuje ubranie, a na koniec zapina
sukienkę, aż pod samą górę. Potem odgarnia włosy opadające na twarz.
– Herbaty? –
zaproponowała niepewnie. – I chyba powinieneś… – wskazała na rozpięte spodnie.
– Schować go? Cóż,
po wszystkim nie prezentuje się tak imponująco – odparł ze śmiechem. –
Poproszę, z sokiem.
Przygotowywała tę
herbatę, nie patrząc na Filipa. To było głupie, bo nie powinna się wstydzić,
nie po tym wszystkim, czego doświadczyli tej nocy, ale z drugiej strony czuła
dziwne onieśmielenie. Dobrze że na chwilę zniknął w drzwiach łazienki. Mogła
odetchnąć i uspokoić rozszalałe serce. Niestety, gdy wrócił miał zadowoloną
minę, zuchwały uśmiech i najwyraźniej wcale nie przejmował się tym, że unikała
jego wzroku. Pod ścianą umościł wygodne siedzisko z płaszcza, a kiedy podała mu
kubek, znaczącym gestem poklepał miejsce obok tego, które zajął.
– Chodź. Jak
wypijesz, to służę moimi kolanami. Też niewygodnie, ale razem będzie nam
cieplej.
– Racja –
westchnęła, siadając. – To stary budynek, ciężko go dogrzać.
– Mamy czas na
więcej – beztroskim tonem rzucił dwuznaczne słowa, zerkając na nią znad swego
kubka. Oczywiście, od razu się zarumieniła. Najgorsze było jednak to, że wcale
nie zamierzała zaprzeczać. Zamyślona, popijała herbatę, smętnie myśląc, że
poniosła porażkę na całej linii frontu. Tylko że… ta porażka była taka
przyjemna. Odstawiła puste naczynie, opierając głowę o ramię siedzącego obok
mężczyzny. Za to on bez słowa, przyciągnął ją bliżej, sadzając sobie na
kolanach i ciasno obejmując.
– Śpij –
wymruczał. – A obiecuję, że przebudzenie będzie więcej niż przyjemne.
– Ja cię nie
poznaję…
– I słusznie,
jeszcze mało o mnie wiesz. Dopiero będziesz musiała mnie poznać.
– Warto? –
zerknęła w górę, łapiąc jego spojrzenie.
– Pewnie
pomyślisz, że ze mnie zarozumiały drań i pewnie będziesz miała rację, ale
powiem, że warto – oświadczył ze śmiechem.
– Seks, nawet
najbardziej odlotowy, to nie wszystko.
– A czy ja mówiłem
o seksie? Oceniaj mnie całościowo.
– Całościowo?
Łącznie z pierwszym wrażeniem, gdy rozdrażniony oraz wściekły pojawiłeś się w
tym pokoju?
– Fatalna pogoda,
brak obiadu, zmęczenie. Ostatnie na co miałem ochotę, to bezproduktywne
dyskusje z podstarzałymi nauczycielkami. Nigdy się nie wściekasz? Aaa! Zapomniałem.
Wtedy gdy mi przyłożyłaś byłaś wściekła.
– Jesteś
niepoprawny.
Nie odpowiedział.
Delikatnie całował jej włosy, a ona zamknęła oczy, delektując się bliskością. W
zasadzie to nie miała ochoty zasypiać, żeby nie stracić nic z cennego czasu
spędzonego razem. Bo skąd wrażenie, że gdy zaśnie, to wszystko zniknie? Oczywiście
i tak skończy się już jutro, gdy rozejdą się do swoich domów, wymieniając
numery telefonów, z których być może nigdy nie skorzystają. Albo i nie. To
zależy od Filipa, bo sama Nadia czuła, że jest gotowa na więcej. Dużo więcej.
Seksu, rozmów, wspólnie spędzonych nocy, pocałunków.
– Śpisz?
– Uhm – mruknęła.
– Obiecujesz, że za godzinę mnie obudzisz?
– Obiecuję.
Więc zasnęła.
***
Powieki były dziwnie
ciężkie. Podniosła je z trudem, a potem w zdumieniu wpatrywała się w wysoki,
biały sufit, gdzieniegdzie upstrzony odchodami much. Zdezorientowana, przez
bardzo długą chwilę zastanawiała się, co to ma znaczyć. Zasnęła przecież w
objęciach Filipa, a teraz jest w miejscu, którego nie znała. Nos wyłowił całkiem
nowe zapachy, obce, dziwnie drażniące zmysły. Z boku słychać było jednostajne
pikanie. Obróciła w tym kierunku głowę i patrzyła teraz na mały monitor, który
rejestrował pracę jej serca. Zerknęła w dół, na nieruchomo leżącą dłoń, do
której podczepione były rurki z różnymi płynami. Na wysoki stojak kroplówki. Na
białą szpitalną pościel, na smukłe, strzeliste okno bez ozdób, aż wreszcie na pielęgniarkę,
która ukazała się w drzwiach.
– O boże! Ocknęła
się pani!
– Ja… – musiała
odchrząknąć. Gardło miała suche i ściśnięte. Nic nie rozumiała. Dlaczego drzewo
za oknem pokryte było bielą kwiecia, a nie śniegiem? Co się tu u diabła działo?
– Zaraz dzwonię do
pani rodziny – siostra najwyraźniej była wzruszona. Coś tam sprawdziła, coś
poprawiła, a później szybkim krokiem wybiegła z sali. Nadia znowu została sama.
Coraz bardziej przerażona i oszołomiona, w milczeniu przyglądała się własnym
dłoniom.
Najbliższa godzina
okazała się dla niej pasmem udręki. Pojawiło się kilku lekarzy, zapłakana
matka, brat i inne osoby, które na zmianę okazywały euforię oraz wzruszenie.
Płakały lub śmiały się. Kiedy podano jej lusterko, nie poznała własnej
wymizerowanej twarzy. Wyglądała jakby przeszła niezwykle restrykcyjną dietę.
Dopiero kiedy nadszedł nobliwie wyglądający mężczyzna w białym kitlu, chyba
zorientował się, że pacjentka znajduje się na skraju załamania nerwowego.
Wyprosił całe towarzystwo, po czym usiadł na krześle stojącym przy łóżku i
wszystko cierpliwie jej wyjaśnił.
Miała wypadek. Bardzo
poważny wypadek, obrzęk mózgu, liczne uszkodzenia narządów wewnętrznych,
śpiączka i tak dalej. Potrącił ją samochód, nad którym pijany kierowca stracił
panowanie. Zła pogoda i śliska droga dołożyły swoje. Straciła przytomność
wkrótce po dotarciu do szpitala, potem zapadła w śpiączkę i dopiero teraz się
obudziła.
– Jak długo? –
spytała drżącym głosem Nadia.
– Ponad cztery
miesiące.
– Bałam się, że
lata – odparła z westchnieniem ulgi. - Nie pamiętam jednak samego wypadku.
– To normalne.
Niech się pani nie martwi. Być może ucieknie pani kilka dni – uśmiechnął się
kojąco.
– Nie sądzę. – Przypomniała
sobie Filipa. Musi poprosić, aby ktoś przekazał mu wiadomość. Boże! Może on
nawet nie wie, co się stało! – Porównajmy. Kiedy dokładnie miałam ten wypadek?
– Piątego grudnia
– zerknął w kartę. – Z tego co mówił pani koleżanka z pracy, przyjechała pani
na spotkanie z jednym z rodziców krnąbrnego ucznia.
– Jak to piątego?
– Nadia nieoczekiwanie pobladła. – To… niemożliwe!
– Samochód
potrącił panią przed samą szkołą, na pasach. Kierowca nie był mocno pijany, ale
normy przekroczył. Na szczęście tuż obok przejeżdżał jeden z sanitariuszy
pracujących w naszym szpitalu, w zasadzie wracając do domu. Zatrzymał się,
wezwał karetkę i błyskawicznie przystąpił do udzielenia pierwszej pomocy. To
dzięki niemu jeszcze pani żyje.
Nadia milczała.
Przestała cokolwiek rozumieć. Przecież noc z piątego na szóstego grudnia
spędziła z Filipem, zamknięta w szkolnej sali. Może coś pokręciła? Ale co? Co u
diabła? Nagle tknięta dziwnym impulsem, uniosła głowę i spytała:
– Widział pan tego
mężczyznę, który mnie potrącił?
– Tak się składa,
że owszem, widziałem. Też go przywieźli, bo miał złamaną rękę i uraz głowy.
Brak pasów.
– Jak wyglądał?
Lekarz zrobił zdziwioną
minę, lecz odpowiedział.
– Niski, tęgawy. Ciemne
włosy, przerzedzone na czubku i bardzo wydatny nos. Tylko tyle zapamiętałem. No
i był blady, bardzo blady. Temu akurat się nie dziwię.
Chaos w jej głowie
pogłębił się. Przestała cokolwiek rozumieć.
– Czy teraz czuje
się pani lepiej?
– Niezupełnie. Ja…
– zawahała się. Przyszło jej do głowy, że jeśli wyjawi swoje myśli, to wyślą ją
w trybie pilnym do psychiatry. Dlatego z trudem postarała się o coś na kształt
uśmiechu. – Sądzę, że teraz dam sobie radę. Jestem jedynie oszołomiona.
Lekarz skinął głową i
wyszedł. Za to wróciła zaaferowana rodzina. Nadia niewiele mówiła, aż w końcu
zamknęła oczy, symulując zmęczenie. I naprawdę zasnęła.
Przez kilka następnych
dni dochodziła do siebie. Wspominała każdy szczegół tamtej nocy, nie mogąc
uwierzyć, że była tylko wytworem wyobraźni. Nie, gorzej, wszystko wskazywało na
to, że sprawcą była jej podświadomość. Posłusznie łykała i robiła, co kazano,
bo jak najszybciej pragnęła się stąd wyrwać. W końcu poprosiła brata, aby
przyniósł laptopa. Wieczorem, drżącymi dłońmi napisała imię i nazwisko Filipa.
Pierwszy oczywiście wyskoczył facebook. Nadia szybko kliknęła i z bijącym jak
oszalałe sercem, oczekiwała na otwarcie strony.
Mężczyzna na fotografii
faktycznie przypominał jej Filipa, tego ze snu, ale jednocześnie był inny. Na
jego twarzy malowała się obojętność, w oczach cynizm. Potężnie rozczarowana
Nadia stwierdziła, że to nie był ten, którego tak dobrze zapamiętała. Był
podobny, bardzo podobny, ale jednak odmienny. W zasadzie to patrząc na niego
wracała do tych nieprzyjemnych momentów sprzed dziesięciu lat. Tak, to był
prawdziwy Filip, w którym tak długo była beznadziejnie zakochana, a który
złamał jej serce. Obojętny, zimny, wiecznie niezadowolony z życia, taki… Długo
szukała właściwego słowa. Nijaki? Tak, to chyba było odpowiednie określenie.
Ale skoro to nie był
„jej” Filip, to w takim razie pozostawała tylko trzecia możliwość.
Wszystko to sobie
wymyśliła.
Każdy szczegół, słowo,
gest, każdy jego uśmiech, każdą uszczypliwą uwagę, seks, orgazmy…
Rozpłakała się. Prawie
do samego końca wierzyła, że to jakiś dziwny zbieg okoliczności, że naprawdę
się spotkali. Tymczasem ona to sobie tylko „śniła”.
Mijały kolejne dni. Choć
fizycznie doszła do siebie, to w środku czuła się dziwnie pusta. W dzień
pogrążała się w marzeniach, w nocy śniła. O mężczyźnie, który tak naprawdę nie
istniał. Czasami śmiała się z tego w głos. Czasami płakała, gryząc skraj
pościeli. Pragnęła wrócić do domu, by móc wykrzyczeć swoje rozczarowanie, całą
złość i rozpacz. W skrajnej desperacji postanowiła odszukać Filipa, tego, który
naprawdę istniał. To nie było trudne, bo wiedziała, że brat koleżanki wciąż
utrzymuje z nim kontakt. Wystarczyło poprosić o adres pod jakimś konkretnym
pretekstem. Pojechać tam, przekonać się, że istnieje ktoś podobny do Filipa z
jej snów. Właśnie, podobny…
Nadszedł dzień, kiedy
wzruszona Nadia pożegnała się z personelem. Matka w tym czasie poleciała gdzieś
z ogromnym bukietem kwiatów, brat i ojciec zabrali wszystkie torby oraz
pakunki, zanosząc je do samochodu. Ostrożnie zeszła na dół, tam gdzie obok wejścia
znajdował się oddział ratowniczy.
I wtedy usłyszała jego
głos.
W pierwszej chwili
pomyślała, że oszalała.
Ale był taki wyraźny,
rozbawiony i poirytowany jednocześnie. Nie docierał do niej sens wypowiadanych
słów, lecz głos… Tak szybko jak mogła skierowała się tam, gdzie znajdował się jego
właściciel. Wyszła zza rogu, a potem znieruchomiała. W odległości zaledwie
trzech, czterech metrów, stało dwóch mężczyzn, sanitariuszy, trzymając w rękach
papierowe kubki z kawą i rozmawiając. Jeden z nich spojrzał na oniemiałą Nadię,
uśmiechając się szeroko.
A ona uświadomiła sobie
nagle, że był kropka w kropkę taki sam, jak Filip, o którym tyle marzyła. No
tak! Sanitariusz! Ten, który uratował jej życie. Teraz wie, czyj obraz nosiła
tak długo w głowie i sercu. Zarumieniła się, bo przypomniał jej się seks. Żeby
w takiej chwili myśleć o czymś tak przyziemnym. Przyjemnym, odezwał się drwiący
głos w jej głowie. Przyjemnym. Poza tym to niesłychane, żeby tak bardzo
przypominał pierwszego Filipa, tego nadętego buca z czasów liceum. Ten sam owal
twarzy, ta sama sylwetka, te same usta, nos, nawet kolor oczu. Tylko włosy miał
nieco jaśniejsze.
– Pani do mnie? –
spytał mężczyzna, nieco zdumiony faktem, że ktoś tak intensywnie wlepia w niego
wzrok. Z pewnością pacjentka, może nawet taka, którą tu przywiózł. Nie, chyba
nie. Śliczna była, zapamiętałby. Śliczna, choć blada i strasznie wychudzona. Dopił
kawę i podszedł do Nadii, po drodze wyrzucają kubek.
Zaprzeczyła ruchem
głowy, gwałtownie się rumieniąc. Co powinna zrobić? Co powiedzieć? Zresztą, on
najwyraźniej jej nie pamiętał. Posmutniała. Przecież nie mogła rzucić się na
szyję obcemu facetowi. Za to zrobiła coś innego. Odwróciła się na pięcie i
uciekła. Pędziła, potrącając stojących na korytarzu ludzi, wypadła na zewnątrz
i z ulgą stwierdziła, że tuż pod wejściem, stoi samochód rodziców. W pośpiechu
zajęła tylne siedzenie i skuliła się, próbując uspokoić świszczący oddech.
Stanowczo nie była w formie.
– Coś się stało
kochanie? – Zdumiony ojciec zajrzał przez okno.
– Nic. Chcę już wrócić
do domu.
– Mama właśnie
idzie, o tam. Z jakimś mężczyzną. Zdaje się, że jest to ten, który cię
uratował.
– Tato, proszę! –
jęknęła, zsuwając się na podłogę. – Błagam, nie wydaj mnie.
Ojciec wyglądał na
zdumionego, ale spełnił jej prośbę. Skulona, słyszała tylko głos nieznajomego.
Nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała go widzieć. Nie teraz, gdy wyglądała
jak ofiara katastrofy. Co w pewnym sensie było prawdą.
Godzinę później
siedziała już w mieszkaniu rodziców, w swoim starym pokoju, gapiąc się na widok
za oknem. Wiśnie już przekwitły, teraz drzewa uginały się pod ciężarem
zielonych jeszcze owoców. Nadia z trudem przełknęła ślinę. Przeczesała palcami
krótkie włosy. Obcięto je przed operacją. W zasadzie bezsensownie, bo pokrojono
ją w całkiem innym miejscu. Dłonią dotknęła lewego boku. Wyczuła świeżą bliznę,
długą, z pewnością szpecącą, ale nie to teraz było najważniejsze.
On był najważniejszy.
Istniał naprawdę. W zasadzie mogła go nazwać swoim bohaterem; w końcu wszyscy
twierdzili, że uratował jej życie.
– Oszalałam,
zwariowałam, powinnam się leczyć – powiedziała, wodząc puszkiem palca po
spierzchniętych wargach. – Muszę się z nim spotkać. Porozmawiać. Zrozumieć, co
było wytworem mojej wyobraźni, co prawdą.
To dziwne, ale ta
decyzja ją uspokoiła. Położyła się na łóżku, błogo uśmiechając.
Jej Filip istniał
naprawdę. Pojawiła się myśl, że może być całkiem inny, może mieć żonę, może być
w kimś zakochany. Tych „może” było zbyt wiele. Odrobinę zepsuły jej humor. Lecz
zasypiając zrozumiała, co powinna zrobić.
***
Z trudem wytrzymała dwa
tygodnie. Dopiero po tym czasie uznała, że wygląda na tyle dobrze, aby
zrealizować swój plan. Przedtem przeprowadziła małą akcję wywiadowczą. W końcu
głupio byłoby sterczeć cały dzień przed szpitalem, wypatrując obiektu swego zainteresowania.
Był gorący, lipcowy
wieczór. Ubrana w zwiewną, błękitną sukienkę Nadia, wysiadła z taksówki, która
podwiozła ją pod drzwi główne szpitala. Ale nie weszła do środka. Skręciła w
prawo, kierując się na parking za budynkiem, ten przeznaczony dla personelu.
Nagle raptownie przystanęła, wpatrując się w stojącego do niej tyłem mężczyznę.
Majstrował coś przy ogromnym, czarnym motorze. Miał na sobie dżinsy i zwykłą
koszulkę, plecak leżał na ziemi, tuż obok. Starając się za wszelką cenę nie
stukać obcasami, podeszła bliżej. Splotła dłonie, potem nerwowym gestem otarła
je o materiał sukienki, a na samym końcu zacisnęła w pięści. Wzięła głęboki
oddech.
– Cześć.
Odwrócił się
zaskoczony, unosząc w niemym zdumieniu brwi.
– To ty? –
odpowiedział zamiast powitania. A potem dodał rozbrajająco się uśmiechając. – Zapamiętałem,
bo rzadko która kobieta ucieka na mój widok w takim pośpiechu. Trzeba przyznać,
że błyskawicznie doszłaś do siebie.
– Czuła opieka
rodziny – mruknęła. Nie miała ochoty bawić się w żadne podchody, więc
postanowiła spytać się prosto z mostu. – Ponieważ dowiedziałam się, że w
zasadzie to uratowałeś mi życie, chciałaby zaprosić cię na kolację. Samego lub
z żoną czy partnerką, kogo tam masz – dokończyła, modląc się jednocześnie, aby
jednak był singlem.
– Nie mam żony –
poweselał. – A z partnerem?
Wielka gula utkwiła
Nadii w gardle. Jednak błyskawicznie opanowała targające nią emocje.
– Może być z
partnerem – odparła starając się, aby zabrzmiało to obojętnie.
– Cholera! – mężczyzna
zaklął, wzdychając żałośnie. – Myślałem, że ci się podobam, a ty faktycznie chcesz
mnie tylko zaprosić na kolację.
Spojrzała w jego
rozbawione oczy. Tak, zdecydowanie były szare, bez domieszki błękitu i zieleni.
Nieco kpiące. Nie było w nich jednak tego uczuciowego chłodu, tej obojętności
podszytej pogardą, która tak długo ją prześladowała. Dziesięć cholernych lat…
I nagle roześmiała się.
– Nadia –
przedstawiła się, wyciągając dłoń. Od czegoś w końcu wypadało zacząć.
– Filip –
odpowiedział z szerokim uśmiechem, ujmując jej rękę.
A ona
jeszcze zdążyła się zastanowić, czy w łóżku jest tak samo dobry, jak to sobie
wyobrażała.
No to kiedy Głupstwo, jeśli skończone ? Rozmowa miała być w niedzielę :P
OdpowiedzUsuńO matko kochana! Taki nagły obrót sprawy o 360? :o
OdpowiedzUsuńJak to Głupstwo już skończone?! Miałobyć jeszcze jedna część... o.O
OdpowiedzUsuńI DE AL NE :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję, aż miło przeczytać :)
UsuńBabeczko 😊 super!!! Nie spodziewałam się takiego zakończenia i tym bardziej mi się podoba brawoooo 💙💜💛💚
OdpowiedzUsuńSuper!! Zaskakujące zakończenie.
OdpowiedzUsuńCóż za niespodzianka! :) Potrafisz zaskoczyć, jak nikt inny :) Nie wiem, czy powinnam dodać coś tak oczywistego ale skoro i tak pisze komentarz... świetne opowiadanie!
OdpowiedzUsuńe.
Dodawaj, dodawaj. Jak wspominałam, jestem łasa na komplementy jak kot na śmietanekę ;)
UsuńBabeczko, jestes wspaniala! Jestem Twoja fanka od około poltora roku.Nie udzielam się zbyt często gdyż studia pochlaniaja mój caly wolny czas. To opowiadanie z poczatku zapowiadalo sie inaczej.W sensie zaskoczylo mnie zakończenie! Na ogromny plus! Rozmowa to zdecydowanie fantastyczne opowiadanie w kazdym calu! :) Pozdrawiam goraco Ciebie i Twoje pociechy :) Julka
OdpowiedzUsuńPo tych wszystkich komentarzach czuję, że udało mi się Wami trochę zakręcić. I dobrze, bo już tu się nudnawo robiło ;) Dzięki za pozdrowienia.
UsuńJak to skonczylismy Glupstwo? Nie dodalas ostatniej czesci :(
OdpowiedzUsuńZakonczenie szok! Nie spodziewalam się tego nawet przez chwile.
OdpowiedzUsuńOch babeczko opowiadanie swietne, ale cos mi sie wydaje ze sie pomyliłas nieco i mialk byc glupstwo a rozmowa w niedzielę. Niewazne :-) pisze pierwszy raz.. jestem pod wielkim wrazeniem Twojej tworczosci, opowiadania sa genialne.. moglabym czytać i czytac Twoje opowiadania, to lepsze niz ksiazka :-)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM CIE KOCHANA SERDECZNIE I ŻYCZĘ BYS ZAWSZE MIALA TAKA FANTAZJĘ DO PISANIA :-)
Dziękuję za miłe słowa i za pozdrowienia. A opowiadań będzie jeszcze sporo, bo pisanie to znakomita ucieczka od problemów dnia codziennego!
UsuńJak dla mnie zbyt zagmatwane i nie ogarniam o co chodzi tak naprawdę...
OdpowiedzUsuńAle,ale jak to skończyliśmy głupstwo??? Jak? Gdzie i kiedy???
OdpowiedzUsuńPomylilam sie... Dzis mialo byc Glupstwo, a w niedziele Rozmowa... To nic, bedzie odwrotnie :-) Tak to jest, jak bloguje sie po nocach!
OdpowiedzUsuńCzyli mogę ustawić budzik na niedziele 1 minuta po północy?? Nie chce nic mówić, ale Rozmowę czytałam właśnie nocami, po przebudzeniu. Dla mnie Twoje opowiadania są takim powerem, by mieć energie i uśmiech. Pozdrawiam mocno:)
UsuńKurczę, brakuje mi jeszcze jednej części. Chciałabym się dowiedzieć jak im się układa, choć kilka zdań! Czy opowiedziała mu o swoim śnie, czy okazał się takim jakiego sobie wyobrażała, czy spotkała jeszcze po tym wszystkim "pierwszego" Filipa?... Dręczą mnie pytania :D
OdpowiedzUsuńBabeczko kochana, czy pojawi się może w niedługim czasie jakieś opowiadanie w stylu ona delikatna niewinna dziewczyna, on typowy macho? Dawno nie było czegoś w stylu Długu czy Historii pewnego... Oczywiście wszystkie opowiadania są cudowne ale stęskniłam się za czymś takim... Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńAnielka
Jak już masz Głupstwo to daj:)) po co czekać do niedzieli?:p
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie,dziękuję :))K.
Nooo... Na tablecie kiepsko się pisze :-) Oczywiście, dodawałam zaplanowane w nocy, Mały już się nieco wiercił w łóżeczku i coś pomyliłam. Tym razem na waszą korzyść, bo przypominam, że w święta dałam ciała w odwrotną stronę. Głupstwo będzie w niedzielę, przyjemności trzeba dzielić. Pewnie niektórym brakuje kilku zdań, ale ciąg dalszy zostawiam waszej wyobraźni.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie o typowym macho? Hm. Muszę zerknąć do folderu z opowiadaniami. No pewnie! Będzie Tysiąc odcieni bieli! Nie wiem czy słowo macho do głównego bohatera pasuje :-) ale kawał skurwiela (sorry za niecenzuralne określenie) jak najbardziej!
Uwielbiam kiedy glowny bohater jedt kawalem skurwiela! Nie moge sie doczekac:D
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, z resztą jak zawsze!! Czekam na kolejne <3 W sumie to fajnie by było gdybyś kiedyś zrobiła kolejną część :D A tak z kwestii technicznej, to nie działa wersja strony na telefon :) Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńA teraz? Ostatnio nieco kombinuję z ulepszaniem, więc mogą być różne zawirowania :-)
Usuńbabeczko, a tego głupstwa to nie da rady dzisiaj?
OdpowiedzUsuńHehe ja rownież uwielbiam takich bohaterow, ciekawe tylko czy bohaterka bedzdzieichutka niewinna myszka czy pyskata dziewczyna :D w takim razie czekam z niecibedzdziscia na to opowiadanie, zdradz nam tylko Babeczko kiedy mozemy sie go spodziewac?
OdpowiedzUsuńRaczej normalna, taka wypośrodkowana ;-)
UsuńZakończenie świetne. Takie nietypowe. :) I już czekam na niedzielę, żeby przeczytać "Głupstwo". :)
OdpowiedzUsuńTo ja się cieszę, że udało mi się Was nieco zaskoczyć. A już w pewnym momencie chciałam je wykasować i napisać inaczej.
OdpowiedzUsuńGłupstwo będzie, będzie, nie gorączkować się...
Ehhh a ja sie tak ciesze na Tysiac odcieni bieli, ze jak dla mnie to to opowiadanie mogloby byc w niedziele zamiast Glupstwa :D
OdpowiedzUsuńMusimy skończyć Głupstwo, bo za długo się to ciągnie :-)
UsuńHej Babeczko,piszę mój pierwszy komentarz :P jesteś świetna! Mam pytanie, co z opowiadaniem "Pewnego dnia, w innym miejscu"?(mogłam trochę przekręcić tytuł) Zamieściłaś jego fragment w zapowiedziach razem z " Bo tylko czarne oczy". Ten fragment był świetny i nie mogę się doczekać, aż wstawisz kolejną część. Z góry dziękuję za odpowiedź :*
OdpowiedzUsuńWłaśnie piszę :-) Jeszcze przydałaby się burza, miałabym klimat... Będzie na niedzielę, bo Rozmowa już się skończyła. Może być?
UsuńJesteś wspaniała, pewnie, że może być! :D już nie mogę się doczekać :D
UsuńA ja błagam o następne części "On". To moje ulubione opowiadanie. Tęsknię za nim.
OdpowiedzUsuńHejka Babeczko, ja też czekam na "On" niecierpliwie czekam... zafascynował mnie ten utwór ,dlaczego? bo można powiedzieć że znałam kogoś w życiu realnym kto przypomina bohatera tego opowiadania, niestety przestałaś kontynuować opowiadanie , sprawiło mi to przykrość małą ,ale rozumiem że masz życie osobiste swoje sprawy i obowiązki więc nie pisałam nic co wskazywało by na moje rozżalenie z powodu braku kontynuacji,postanowiłam skreślić kilka słów teraz ,bo zamierzasz wprowadzić nowe opowiadania a "On" nadal zostaje w zawieszeniu.To wspaniale że wena Cię nie opuszcza i masz nowe opowiadania do przekazania czytelnikom,ale kochana Babeczko ,masz też czytelników którzy czekają cierpliwie na opowiadania którymi już zdobyłaś serca i umysły ,MY nadal czekamy ,cichutko ,cierpliwie i z nadzieją ,nie zapominaj też o NAS, proszę....
UsuńPozdrawiam serdecznie Anna
Nie zapominam, słowo. Opowiadania "On", "Kara" oraz "Nie umiem..." leżą mi ciężarem na sercu, wątrobie i innych wnętrznościach. Co jakiś czas wracam do nich, czytam, rozmyślam i nic z tego nie wychodzi. Za dobre są, aby dać im byle jaką kontynuację, więc chciałabym poczekać do dnia, gdy siądę i bez problemu dopiszę kolejne części. Od razu powiem, że najbardziej prawdopodobne jest to dla Oriny i Doriana. To nie jest dla mnie zwykłe romansidło, gdzie stukam sobie w klawiaturę z radosnym upojeniem, co mi tam przyjdzie do głowy. Chcę aby zachowało swój klimat, chcę tajemnicy, gry pozorów, narastania napięcia erotycznego. Wtedy będę z niego zadowolona. I wtedy je opublikuję :-)))
UsuńWitaj Kochana ;-)
Usuńwiem, rozumiem ,zbytni pośpiech bo czytelnicy czekają może zniszczyć naprawdę więcej jak tylko opowiadanie, cóż polecę po całości ,opowiadanie byle każdy może napisać ,ale Ty nie piszesz opowiadań Babeczko, Ty tworzysz dzieła,tak to są dzieła, nie opowiadanka, czyta się Twoją twórczość więcej jak chętnie, zaskakujesz, oburzasz ,podniecasz i inspirujesz, zmuszasz do refleksji, pobudzasz do śmiechu ,wyciskasz łzy z oka,dlatego ja rozumiem dlaczego na pewne dzieła trzeba poczekać, nic na siłę, co nagle to po diable, trzymam kciuki za Ciebie i życzę naprawdę wytrwałości i pozdrawiam serdecznie Anna
UsuńDziękuję, to naprawdę piękny komentarz. I nie masz pojęcia jak wiele daje satysfakcji. Bo przecież każdy autor chce wywoływać w czytelniku te same emocje, które czuje pisząc takie opowiadanie. Cudownie jest słyszeć, że ktoś odbiera to, co tworze w ten sam sposób, śmieje się z tego, co miało być śmieszne, płacze, gdy i mnie się łza w oku kręciła...
Pozdrawiam i zapraszam więc na dużo, dużo więcej :-D
6/10 szału nie było, przesłodzone i nieprawdopodobne, powiewa tandetą, przeczytaj jeszcze raz swoje dzieło i zastanów się czy jest spójne. ;)
OdpowiedzUsuńA ty napisz jakieś swoje dzieło i wtedy zobaczymy jak tobie to wyjdzie. Coś mi się wydaje, że nawet w połowie nie dorówna temu opowiadaniu.
Usuń;)
Nieprawdopodobne to bywa codzienne życie... Moje opowiadania nazwałabym raczej przewidywalnymi :-)
UsuńWybacz, ale...ch*jowe. Podobnie jak z "bo tylko czarne oczy" chciałaś zrobić coś ciekawego i innego, ale coś się po drodze zj*bało :(. Przepraszam za wulgaryzmy, ale jestem straaasznie zawiedziona juz kolejny raz z rzędu. Mam nadzieje, że to tylko chwilowy kryzys i w następnych opowiadaniach powróci ci dawny pazur. Mimo wszystko pozdrawiam Ciebie ciepło i życze ogromnej weny!
OdpowiedzUsuńjestem w szoku...choć chyba wolałabym aby to nie był sen tylko rzeczywiste przypadkowe spotkanie po latach zakończone tak niespodziewanie i z szansą na więcej ;)
OdpowiedzUsuń