Zaczniemy od życzeń, spóźnionych choć szczerych:
W NOWYM 2016 ROKU ŻYCZĘ WAM
ZDROWIA I SPOKOJU DUCHA
A NADE WSZYSTKO
MIŁOŚCI
NIEKONIECZNIE SZALONEJ I PEŁNEJ EROTYZMU
ALE SZCZEREJ I PRAWDZIWEJ
A SOBIE WYDANIA PRAWDZIWEJ KSIĄŻKI ;-)
Małe trzęsienie ziemi. Trzy noce.
Noc pierwsza.
Gniew czy rozczarowanie
to zbyt mało powiedziane. Siedziała w bezruchu, a łzy spływały po jej twarzy,
kapały na brudną podłogę, wsiąkały w dekolt sukienki. Siedziała całkiem na
uboczu, w najmroczniejszym z możliwych kątów, starając się być niewidoczną dla
kręcących się dookoła ludzi. A rozbawiony tłum, świętujący hucznie Sylwestra,
omijał wzburzoną falą ten zaciemniony kącik.
Kiedy otarła wierzchem
dłoni mokre policzki, pojawiły się kolejne łzy. Chwyciła stojącą obok butelkę,
pociągając z niej sporego łyka. Lecz tym razem alkohol jedynie palił przełyk,
wirował w żołądku, nie przynosząc ulgi dla zbolałej duszy. Jeśli naprawdę
chciałaby zapomnieć, musiałby wypić znacznie więcej albo wyrwać sobie z piersi
bolące serce. Chociaż czy to właśnie serce ją bolało? Smętnie pomyślała, ze
raczej wątroba od nadmiaru alkoholu albo płuca od zaduchu i smrodu papierosów. Uniosła
głowę i pociągając nosem, rozejrzała się dookoła. Co ona tu u diabła robiła? Na
co liczyła pojawiając się w tym miejscu i w tym towarzystwie? Czyżby na to, że
jakiś oszołomiony alkoholem lub prochami frajer, zaciągnie ją gdzieś na ubocze
i obmacując, zaproponuje szybki numerek? Skrzywiła się z goryczą. Nie, nie na
to. Przyjęła zaproszenie, bo miał się tu pojawić Dominik. I owszem, przyszedł.
Wraz ze swoją obecną dziewczyną. Piękną, wysoką, o figurze modelki i twarzy
anioła. Taki rudzielec jak ona, na dodatek płaski jak deska, nie miał szans. Szkoda
tylko że posłuchała koleżanki i założyła na siebie tę głupią kiecką. Dobrze że
chociaż wzięła buty na zmianę, bo jednak szpilki okazały się diabelnie
niewygodne. A Dominik nie spojrzał w jej kierunku ani razu. Pił, bawił się,
tańczył, a pomiędzy tymi czynnościami z zapałem całował swoją dziewczynę. Raz
nawet zniknęli na dość długo i nietrudno się było domyślić, co robili. A ona
siedziała w tłumie taka samotna, smutna, z trudem powstrzymując płacz. Jak na
pogrzebie. Bo to był pogrzeb – jej zawiedzionych nadziei. Była świetną kumpelą,
którą zauważał, gdy czegoś potrzebował, ale jeśli chodziło o coś więcej, to nie
miała szans. Gorzej, jak widać nie zasłużyła sobie nawet na najbardziej banalny
komplement.
Zerknęła na reklamówkę
leżącą tuż obok. Potem zrzuciła szpilki, zamieniając je na ukochane martensy. Narzuciła
na siebie płaszcz, na głowę wetknęła włóczkową czapkę ze śmiesznym pomponem i
nie zamieniając z nikim ani słowa, wyszła na zewnątrz. Chciała wrócić do domu,
położyć się we własnym łóżku i płakać. Mogła wziąć taksówkę, ale potrzebowała
odrobiny ruchu i dużo, dużo świeżego powietrza. Postanowiła że wróci nocnym
autobusem. Lokal, w którym się bawili leżał w ścisłym centrum, do Kaponiery
miała całkiem niedaleko. Postanowiła pójść dookoła, aby dać sobie więcej czasu
na wytrzeźwienie i dlatego wybrała trasę prowadzącą przez most dworcowy. Świat
pokrył się bielą, a co dziwniejsze śnieg padał coraz mocniej i mocniej. Mróz
szczypał ją w policzki, kiedy skulona przemykała obok okazałej bryły Browaru. Teraz
najgorszą rzeczą nie była zawiedziona miłość, a brak rękawiczek i skostniałe z
zimna ręce. Próbowała zmieścić je w malutkich kieszeniach płaszcza, ale
odniosła jedynie połowiczny sukces.
I właśnie wtedy, kiedy
nad miastem zabrzmiały huki pierwszych wystrzałów, wtedy gdy na niebie ukazały
się rozbłyski fajerwerków, a wszystkie zegary wybiły północ, idąc obok
opustoszałego parku, usłyszała głośny pisk opon dochodzący zza jej pleców.
Błyskawicznie odwróciła się i zamarła z ustami otwartymi do krzyku. Strach
sparaliżował ją do tego stopnia, że nie miała najmniejszej szansy na ucieczkę.
Na całe szczęście hamujący gwałtownie samochód uderzył w słup znajdujący się
dwa metry od niej. Wystrzeliła poduszka powietrzna, a przerażona dziewczyna
ruszyła w kierunku pechowego auta. Od razu zauważyła, że miało dwóch pasażerów,
jednego na miejscu kierowcy, drugiego siedzącego z tyłu. Nie, nie dwóch!
Trzech! Na tylnym siedzeniu leżało bezwładne ciało.
– Nic się wam nie
stało? – krzyknęła, drżącymi dłońmi wyciągając komórkę z maleńkiej torebeczki
przewieszonej przez ramię. – Halo! Dzwonię po pogoto…
I umilkła, bo w
momencie, gdy dotarła do rozbitego okna pojazdu, ujrzała wycelowany w siebie
czubek broni.
– Dawaj telefon! –
warknął rozkazująco mężczyzna, gwałtownie otwierając tylne drzwi auta. – I
żadnych numerów, bo skończysz jak ta tam – głową wskazał bezwładnie porzucone
ciało. Podążyła za jego wzrokiem i zdrętwiała ze strachu. Było wystarczająco
jasno, by na kremowej tapicerce zauważyć mieniące się rubinową czerwienią ślady
krwi, by dojrzeć szybę pokrytą chmurą ciemnych kropeczek. Posłusznie podała
nieznajomemu telefon, w panice zastanawiając się, co powinna zrobić. Wtedy dał
się słyszeć drugi męski głos, wściekły i poirytowany.
– Ty kretynie!
Musiałeś strzelać?
Kiedy pojawił się drugi
mężczyzna, wiedziała już, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę. Dwóch
postawnych uzbrojonych facetów, na dodatek bezlitosnych i zdeterminowanych i
ona jedna, drobna, zaskoczona, nadal otumaniona spożytym w nadmiarze alkoholem.
– Ugryzła mnie –
powiedział ze złością ten, który do niej celował. Był wysoki, szeroki w barach
i wąski w biodrach. Mogła się założyć, że pod grubą kurtką znajdują się
muskularne ramiona i twarde bicepsy. Włosy miał obcięte tak krótko, że trudno
było sprecyzować ich kolor, oczy ciemne, prawie czarne, cerę smagłą pomimo
panującej pory roku, twarz o regularnych rysach ze śladem ciemnego zarostu. Był
młody, może niewiele starszy od niej, choć w jego oczach widać było cynizm
pomieszany z szaleństwem. Gdyby nie to, uznałaby go za cholernie przystojnego.
– Szymon, ty
głupku! Ile razy mam powtarzać, że najpierw masz myśleć, potem strzelać.
– Gdybym tak robił
braciszku, to już dawno by nas dorwali. A co mam zrobić z tą tutaj? Pijana i
samotna, ale po spotkaniu z nami z pewnością popędzi na najbliższy komisariat.
Do wozu i odstrzelić? – spytał z gwałtownym zainteresowaniem.
Drugi z mężczyzn
zbliżył się do trwającej w bezruchu dziewczyny i władczo, wręcz brutalnie
ścisnął jej podbródek, zmuszając by spojrzała w górę, w zmrużone po kociemu
oczy.
– Cześć rudzielcu.
Powiem krótko – masz dwa wyjścia. Pierwsze - nie zgadzasz się i będzie to twój
pierwszy oraz ostatni dzień tego roku. Drugie – grzecznie jedziesz z nami, nie
szamoczesz się, nie krzyczysz, nie robisz podejrzanych gestów. W przeciwnym
wypadku kończysz podobnie jak twoja poprzedniczka. No i masz pięć sekund do
zastanowienia. Raz, dwa, trzy…
– Pójdę –
odpowiedziała schrypniętym głosem. - Tylko mnie nie zabijajcie, proszę! –
dodała błagalnie, czując że w jej oczach pojawiając się łzy. Wszystko toczyło
się za szybko, nawet nie zdążyła rozejrzeć się w poszukiwaniu pomocy. Zresztą,
czy to by miało sens? Przypadkowy, z pewnością nietrzeźwy przechodzień
przeciwko dwóm uzbrojonym bandytom? Lepiej nawet nie próbować szukać ratunku.
Nie w tej chwili, gdy młodszy mężczyzna celował prosto pomiędzy jej oczy, a
starszy bacznie obserwował każdy ruch.
– Mądra
dziewczynka – pochwalił nieznajomy i silnym ruchem ujął ją za ramię. – Szymek
weź z auta nasz bagaż i idziemy. Tam – wskazał pobliski parking. – Poszukamy
nowego wozu. Ty poprowadzisz.
Dziesięć minut później,
dwa kwadranse po północy, śmiertelnie przerażona Monika siedziała na tylnym
siedzeniu Land Rovera mknącego na zachód opustoszałą drogą. Dłonie miała
skrępowane solidnie wyglądającym sznurkiem, w głowie prawdziwy mętlik, a kolana
jak z waty. Z przodu siedziało dwóch dowcipkujących mężczyzn, co chwila
zerkających do tyłu, aby sprawdzić czy na pewno nie robi niczego głupiego. Byli
na tyle pewni siebie i bezczelni, ze wstąpili jeszcze po kawę oraz kanapki na
pobliską stację.
– Jesteś głodna
rudzielcu? – drwiąco spytał ten drugi, którego imienia jeszcze nie słyszała. –
A może coś do picia?
– Nie – wyjąkała.
Niczego od nich nie chciała. Pragnęła by zapomnieli, że w ogóle istnieje.
Wiedziała jednak jak małe są na to szanse.
– Nic? Jak chcesz
– wzruszył ramionami. Potem auto ruszyło, a ciszę przerywał jedynie jednostajny
szum radia. Chociaż Monika przysięgłaby, że słychać również bicie jej
przerażonego serca.
– Dlaczego… –
odezwała się cichym, niepewnym głosem. – Dlaczego mnie zabraliście?
– Pytasz o to,
dlaczego nie zabiliśmy cię na miejscu? – Szymon zaśmiał się kpiąco. – To nie
mnie pytaj, a Darka. Ja bym to zrobił bez wahania. Nie lubię zbędnego bagażu.
– Idiota –
skwitował jego brat. – To nasze wyjście awaryjne. Zabezpieczenie. Poza tym nie
byłoby problemu gdybyś nie zastrzelił dwóch poprzednich zakładników?
– Zastrzelił? –
Monika mimowolnie jęknęła, kuląc się na swoim miejscu. Jezu! Po co szła na tego
popieprzonego Sylwestra, po co wychodziła z lokalu, po co zapragnęła spaceru?!
Trzeba było zadzwonić po taksówkę, pojechać do domu i tam wyć w poduszkę.
Zresztą problemy, przez które wpakowała się w tę sytuację wydawały się teraz
tak banalne, tak głupie.
– Będziesz
grzeczna to odstawimy cię całą i zdrową.
– Co rozumiesz
przez grzeczna? – spytała drżącym głosem.
– Poprzednia suka
mnie ugryzła – wtrącił z urazą Szymon.
– Trzeba było się
do niej nie dobierać.
– Daj spokój. A
ciebie nie korciło? Pięć lat siedziałeś w pierdlu i nic? Obcięli ci tam kutasa?
– Wspominałem że
mam brata idiotę? – odparł ze śmiechem Darek. – Mój kutas ma się znakomicie.
Poszaleje, gdy dotrzemy do celu.
– Możemy sobie
zrobić krótki postój. Pójdę na papierosa, a ty zabawisz się z rudą.
– Nie gustuję w
nieletnich, a ty nie strasz dzieciaka.
Monika już chciała
otworzyć usta i powiedzieć, że tak w zasadzie to niedługo skończy dwadzieścia
jeden lat, ale nagle zrozumiała, że zwiódł ich jej wygląd. Po dziewczęcemu
smukła, drobna, wydawała się zazwyczaj o pięć lat młodsza niż w rzeczywistości.
Jeśli będzie cicho, to być może oddali od siebie kolejne niebezpieczeństwo –
gwałt. Wielka gula utkwiła jej w gardle, bo choć obu mężczyznom niczego nie
brakowało, to nie tak wyobrażała sobie swój pierwszy raz. Nie! Z żadnym z nich!
– E tam. Cycki ma,
cipkę ma, więc nie widzę w czym problem?
Starszy brat zerknął w
lusterko, na pobladłą twarz ich zakładniczki. Problem polegał na tym, że miał
wiele grzechów na sumieniu, ale brzydziły go gwałty. A dziewczyna naprawdę
wyglądała na młodziutką. Dałby jej z szesnaście lat, nie więcej. Choć poza tym
była kurewsko pociągająca. Burza miedziano-rudych loków otaczała szczupłą
twarzyczkę o ostrym, trójkątnym podbródku. Wrażenie robiły ogromne oczy w
odcieniu czystego błękitu, otoczone długimi, czarnymi rzęsami. Nosek miała
mały, lekko zadarty, usta szerokie, o kącikach uniesionych ku górze. Wyglądało
to tak, jakby w każdej chwili miała się uśmiechnąć. No i te piegi. Dłonie,
szyja, twarz i pewnie całe ciało pokryte piegami. Za kilka lat będzie z niej
piękna kobieta. Szkoda byłoby ją zabijać…
– Powiedziałem,
daj spokój. I radzę też trzymać łapy przy sobie – odezwał się ostrzegawczym
tonem. – Mam dosyć kłopotów. Przed nami długa droga, a pogoda coraz gorsza.
Będziemy musieli zatrzymać się gdzieś i przespać.
– Co to jest
półtora tysiąca kilometrów dla nas dwóch.
– Śliska nawierzchnia,
zawierucha śnieżna, zmęczenie ostatnią dobą. Znajdziemy przytulny hotelik, a
rudzielec wynajmie nam pokój.
– Będą mnie szukać
– powiedziała cicho Monika.
– Dziś? Nie sądzę
– roześmiał się Darek. – Większość skacowanych funkcjonariuszy będzie odsypiała
dzisiejszą nockę. Zgłoszenie o zaginięciu przyjmą dopiero po dwudziestu
czterech godzinach. Wtedy będziemy już daleko.
Milczała. Mylił się co
do czasu jaki musiał upłynąć, lecz trafnie ocenił działania policji. Poza tym,
kto niby miał zgłosić jej zaginięcia? Na imprezie była w towarzystwie
znajomych, ale nie powiedziała ani słowa, że wychodzi. Rodzice będą pewni, że
wróci nad ranem, albo i później. Lepiej być grzeczną i ocalić skórę. Chyba że
nadarzy się okazja do ucieczki. Nie powinna płakać, tylko odzyskać jasny umysł
i pewne ruchy.
– Czy mogę dostać
jedną kanapkę?
Darek bez słowa podał
jej apetycznie pachnącą bułkę. Chwycenie jej nie sprawiło problemów pomimo
skrępowanych dłoni. Jadła, przeżuwając wolno każdy kęs i gapiąc się w ciemność
za oknem, w migające na horyzoncie światła. Myślała o Dominiku, o tym, jak
bardzo była w nim zakochana i o tym, jak beznadziejne to było uczucie. Przypomniała
sobie swoje szpilki, pozostawione gdzieś na podłodze lokalu. Zerknęła na
torebkę leżącą w bocznej kieszeni tylnych drzwi. Szkoda że nie może
niepostrzeżenie wyjąć z niej telefonu. Napisałaby smsa z prośbą o pomoc i…
Szybko się zreflektowała. Była trzecia nad ranem. Godzina duchów, godzina gdy
kończył się alkohol, a zaczynały problemu z żołądkami. Do kogo niby miałaby
napisać?
– Mogę zapiąć pas?
– spytała cicho.
– Pas? A może
skoczyć po fotelik? – parsknął drwiąco Szymon.
– Możesz –
powiedział ziewając Darek. – Tylko daj spokój torebce, telefon wyrzuciliśmy
przecież do kosza na stacji.
No tak. Zapomniała że
na samym początku jej go odebrano.
– A co niby
miałabym z nim zrobić? – odparła z doskonale wyczuwalną goryczą. – To nie
durny, amerykański film. Macie prawdziwą broń, a ja jedno życie.
Tak zdumiała go tymi
słowami, że aż się odwrócił do tyłu.
– Oryginale stwierdzenie.
Poza tym sama, o północy w taką noc? Niech zgadnę? Kłopoty miłosne?
– Coś w tym
rodzaju – mruknęła, czerwieniąc się. – Powiedzmy że obiekt moich westchnień nie
był zainteresowany – dodała oschłym tonem. – I na tym koniec, nie mam ochoty
kontynuować tego tematu.
– Nie masz ochoty?
– wydawał się szczerze rozbawiony tymi słowami. Jego brat tylko coś mruczał pod
nosem. – Niech ci będzie, ale wiedz, że musiał to być kompletny idiota.
W zasadzie zgadzała się
z nim. Nawet poczuła odrobinę sympatii do tego obcego mężczyzny, bo
wypowiedział na głos to, co ona jedynie pomyślała.
– Dureń –
uzupełniła, czerwieniejąc i czując coraz większą złość. Powróciła gorycz
rozczarowania, poczucie upokorzenia, pojawił się nie żal, a gniew. – Osioł!
Kretyn! No dobrze, wiem dlaczego ja tak sądzę, ale ty? – spytała podejrzliwie.
– Jak by nie
chowała tak głowy pomiędzy ramionami, wyprostowała się, uśmiechnęła, odważniej
spojrzała na świat, to trup męski gęsto by się ścielił u twych stóp. Śliczna
jesteś rudzielcu, choć momentami ciężko to zauważyć.
– No nie! –
roześmiał się Szymon. – Nie mów, że ci się podoba ta piegowata chudzina?
– Nie jestem
chuda, jestem szczupła – oświadczyła z urazą Monika, łapiąc spojrzenie
ciemnych, drwiących oczu w lusterku. Potem zerknęła na Darka, który nadal
obserwował ją z zachłanną ciekawością. Był inny niż brat; trochę starszy, trochę
wyższy, trochę bardziej muskularny, miał trochę dłuższe włosy, trochę
ciemniejszą cerę, trochę mniej regularne rysy twarzy. Lecz oczy miał węższe,
stalowoszare, w czarnej oprawie rzęs. Malowało się w nich wyrachowanie i
okrucieństwo, żadnego szaleństwa. To był ktoś, kto wszystko kalkulował na
chłodno, kto umiejętnie dokonywał podsumowania zysków i strat. Pewnie dlatego
jeszcze żyła. I ktoś taki uważał, że jest śliczna? Nie do wiary! A może ten
fakt powinien ją zaniepokoić? Jeśli dobrze usłyszała, to właśnie wyszedł z
więzienia. Nagle się przeraziła. Już lepszy był ten drugi, który uważał ją za
niepozorną gęś.
– Gdzie jedziemy?
– Niewinnym pytaniem spróbowała zamaskować swoje zmieszanie.
– Na zachód.
– A dokładnie?
– Niech to nie
zajmuje twojej ślicznej główki. – Darek odwrócił się, rozłożył fotel i wygodnie
się na nim umościł. – Zdrzemnę się. Dasz sobie radę?
– Dam – mruknął
Szymon. – Potem się zamienimy. Dziadowskie warunki jazdy! Normalnie bylibyśmy
już pod granicą. Chyba miałeś rację, czeka nas przymusowy postój.
– Najgorsze co
może nas spotkać to korek na drodze.
– W sylwestrową
noc? Nie żartuj!
Nie doczekał się
odpowiedzi. Darek przymknął oczy i znieruchomiał. Był zmęczony, wiec zasnął w
mgnieniu oka. Monika próbowała podążyć tą samą drogą, ale była zbyt
roztrzęsiona. Tyle się wydarzyło. W zasadzie to wszystko było przerażające,
chociaż… W lusterku napotkała wzrok Szymona. Na kilka sekund ich spojrzenia się
skrzyżowały, po czym mężczyzna puścił oczko i wrócił do obserwacji drogi. Wbrew
logice i zdrowemu rozsądkowi, serce zaczęło jej bić znacznie szybciej niż
powinno. Zagryzła wargi, uśmiechając się do siebie. Syndrom sztokholmski?
Ofiara zauroczona lub zakochana w porywaczu? Nie, to przecież nie ona. Jeszcze
czego! Chociaż trzeba przyznać, że obu braci miało w sobie coś takiego… Wygląd,
niebezpieczny błysk w oczach i coś jeszcze, co sprawiało, że z pewnością
podobali się wielu kobietom. „Alkohol namieszał ci w głowie” upomniała samą
siebie, opierając czoło o chłodną szybę. Na zewnątrz robiło się coraz jaśniej i
coraz bardziej było widać, że tego roku trafiła się zima stulecia. Zamknęła
oczy i starym, wypróbowanym zwyczajem zaczęła liczyć do tysiąca. Pora zasnąć,
wzmocnić siły, sprawić by umysł funkcjonował wydajniej. Tylko wtedy ma szanse
na realną ocenę sytuacji, a może i na ucieczkę. Liczyła powoli w myślach,
próbując skupić się tylko na tym. I gdzieś w okolicach tysiąca w końcu jej się
udało. Zasnęła.
Pobudka nie należała do
najprzyjemniejszych. Całe ciało miała zdrętwiałe, w ustach dziwny smak, w
głowie wirowało jej niczym po przejażdżce na karuzeli. Na dodatek odezwał się
żołądek.
– Jak się spało
rudzielcu? – powitał ją kpiący głos Darka. Teraz to on siedział za kierownicą,
a jego brat drzemał w fotelu pasażera.
– Niby dobrze –
skrępowanymi dłońmi próbowała poprawić wzburzone włosy. – Za to teraz jest
gorzej – dodała markotnie.
– Za trzy
kilometry parking. Na zewnątrz prawie minus dziesięć, więc na pewno się
orzeźwisz.
Jęknęła. Minus
dziesięć? A ona miała na sobie wiosenny płaszcz, cienkie pończoszki i buty bez
ocieplenia. Dobrze chociaż, że zabrała czapkę.
– Jest tam również
automat z kawą. To chyba dobra wiadomość?
– Powiedzmy –
westchnęła. – Widać że doskonale znasz tę trasę?
– Tak.
I tylko to. Nic więcej.
Skręcił w prawo i po chwil pełna obaw Monika wysiadła z samochodu. Od razu
zaczęła dygotać w przeraźliwie chłodnym powietrzu. Darek wysiadł również, a
później zrobił dwie zaskakujące rzeczy: zdjął więzy z jej dłoni i okrył ciepłą,
o kilka numerów za dużą kurtką.
– Pamiętaj, masz
być grzeczna – ostrzegł, wyciągając z kieszeni papierosy. – Tam są toalety.
Nikogo tu nie ma, więc nie muszę ci towarzyszyć. Ale ucieczki nie radzę
próbować.
Chciała powiedzieć, że
chyba oszalał. Dookoła same pola, zasypane śniegiem po pas, a na dodatek znów
zaczęło padać. Wzruszyła jednak tylko ramionami, biegiem podążając do łazienki.
Po tak długim czasie dokuczał również pełny pęcherz.
Kiedy stanęła przed
lustrem, przeraziło ją własne odbicie. Blada twarz, podkrążone oczy, poszarzałe
usta. Wyglądała fatalnie i tak też się czuła. Opryskała się wodą, poprawiła
włosy i spojrzała ponownie. Potem się rozszlochała. Czuła się taka samotna,
gdzieś w nieznanym miejscu pośrodku obcego kraju, gdy na zewnątrz panowała
potężna zawierucha i czekała na nią dwóch porywaczy, z których jeden na pewno
był mordercą.
– Chcę do domu! –
walnęła zaciśniętą dłonią o gładką powierzchnię umywalki. – Chce do domu! –
krzyknęła głośniej, a potem zaniosła się płaczem.
– Przestań
histeryzować! – syknął mężczyzna, który pojawił się znienacka w pomieszczeniu. –
Za dzień, góra dwa, będziesz wolna. Byłabyś szybciej, ale mamy kiepską pogodę
na podróże.
Oparła się plecami o
ścianę, obserwując go spod oka. Nawet w tym bezlitosnym, rażącym bielą świetle
prezentował się doskonale. Chociaż nie do końca, bo zauważyła siateczkę
zmarszczek wokół oczu.
– Ile masz lat? –
wyrwało się jej z zaciekawieniem.
– Potrafisz
zaskoczyć człowieka – mruknął. – Trzydzieści siedem.
– Tak dużo? – Nie zdołała
ukryć w swoim głosie rozczarowania. – Za dużo… – i raptownie zamilkła.
– Za dużo? –
uniósł kpiąco brwi. – Na co za dużo?
– No… – zająknęła
się, czerwieniejąc. – Na różne rzeczy.
– Różne? – Tym
razem otwarcie z niej kpił. – Wierz mi dziecinko, nie jestem za stary na seks. Pod
tym względem mogłabyś się poczuć zaskoczona.
O ile to w ogóle było
możliwe, poczerwieniała jeszcze bardziej. Zbyt trafnie odgadł, choć niezupełnie
myślała o seksie. Zwłaszcza z nim. I tu pojawił się problem, oraz wyrzuty
sumienia, bo wcale nie czuła obrzydzenia, gdy ten pomysł pojawił się w jej
głowie. A to było złe, bardzo złe i bardzo, bardzo głupie. Otrząsnęła się,
postanawiając czym prędzej zmienić temat.
– Gdzie ta kawa?
– Zaraz pójdziemy.
– A gdzie twój
brat?
– W męskiej toalecie.
Chodź – przywołał ją ruchem dłoni. Posłusznie podeszła. Obecnie sprzeciw na nic
by się nie zdał. Gorzej. Mógł zaognić sytuację. – Za jakąś godzinę dojdziemy do
małego motelu. Zresztą prognozy są tak pesymistyczne, że lepiej przeczekać
najgorszą zawieruchę w ciepłym pokoju.
Kawa, nawet jak na taką
z automatu, okazała się cudownym nektarem. Była gorąca, aromatyczna, z odrobiną
pianki. Choć parzyła jej dłonie i usta, cały kubek wypiła w pospiechu. Potem
nieśmiało poprosiła o kolejny.
– Też czarna, bez
cukru i mleka?
– Może czekolada
na gorąco? – Monika uważnie przestudiowała obrazki na automacie. Język w jakim
napisano instrukcję potwierdził podejrzenia, że byli na terytorium Niemiec.
Dowiedziała się więc w jakim kierunku jechali i niestety, tylko tyle.
– Nie związałeś
jej – Szymon szeroko ziewnął, poirytowany zimnem i niewygodą.
– Nie ucieknie –
odparł ze spokojem Darek.
– Skąd wiesz?
– A niby dokąd? Od
dwóch godzin jedziemy bocznymi drogami, a dookoła sam śnieg i lód. Rudzielec
nie wygląda na głupią. Prawda dzieciaku?
Nie cierpiała, gdy tak
się do niej zwracał. Owszem była ruda, ale to nie powód, by tak ją nazywać. Nie
wspominając o dzieciaku.
– Obiecałam być
grzeczna. Zresztą, nie mam wyboru.
– To zapnij pas,
ruszamy.
Kawa i czekolada
odrobinę poprawiły humor. Patrząc w okno zastanawiała się, co porabiają jej
znajomi i czy ktoś w ogóle zauważył, że zniknęła. Doszła do wniosku, że szanse
na to są marne. Może za kilka godzin, gdy zapadnie zmrok, a ona nie pojawi się
w domu. Rodzice poczują się zaniepokojeni, zaczną do niej dzwonić, potem do jej
przyjaciół i może nad ranem cała ta ferajna dojdzie do wniosku, że w tajemniczy
sposób zniknęła. Pocieszające, nie ma co.
Samochód skręcił w
prawo, zjeżdżając z autostrady. Po chwili okazało się, że znacznie węższa droga
jest również znacznie mniej przejezdna. Darek mruczał coś ze złością pod nosem,
Szymon drzemał, tylko od czasu do czasu otwierając oczy, a ona gapiła się w
widok za oknem, usiłując odnaleźć coś, co pozwoliłoby jej na lokalizację ich
położenia. Na próżno. Śnieg sypał zbyt mocno.
– To naprawdę
śnieżyca stulecia – powiedziała zamyślona. - Pomyśleć że pogodynka zapowiadała
kilka dni temu możliwe opady śniegu.
– Możliwe? –
prychnął Darek, zwalniając i po raz kolejny skręcając w prawo. Zajechali pod
niewielki, parterowy budynek. Gdzieś w oddali widać było błyskający neon, poza
tym parking przed nim był pusty, a w oknach nie świeciło się ani jedno światło.
– Jesteśmy na
miejscu. Wysiadka – oznajmił głośno, szturchając brata.
– Mogę pożyczyć
twoją kurtkę? – spytała nieśmiało Monika.
– Bierz. I podaj
swoją torebkę.
Nie ośmieliła się
zaprotestować. Darek z ciekawością wygrzebał z niej etui z dokumentami, a potem
aż gwizdnął zaskoczony.
– Nie dałbym ci
tych dwudziestu lat – odezwał się ze śmiechem. – No proszę, proszę.
– Mówiłem, że
dziura to dziura – Szymon przeciągnął się, sięgając po papierosa.
– Daj spokój, to
już robi się nudne. Zostaniesz w samochodzie, a ty rudzielcu pójdziesz ze mną.
Wynajmiemy kwaterę. Masz posłusznie wykonywać moje polecenia i szeroko się
uśmiechać. Zrozumiałaś?
Skinęła głową. Gdy
wyszła na zewnątrz, otrząsnęła się z zimna. Pomyślała, że temperatura musiała
spaść o kolejne kilka stopni, a wiatr znacznie przybrał na sile. Szarpał teraz
włosami, wymykającymi się wełnianej czapeczce, sypał śniegiem w oczy. Stanęła
zdezorientowana, bo nie wiedziała gdzie ma iść. Na szczęście Darek pojawił się
tuż obok, silnym gestem ujmując ją za ramię. Nie zaprotestowała. Po chwili
znaleźli się w małym pomieszczeniu, przypominającym biuro. Było tu ciepło,
zacisznie i przytulnie, choć śmierdziało wódką i papierosami. Za wysokim
kontuarem siedział mężczyzna o nieprzytomnym wzorku i rozpiętej koszuli.
– Chcielibyśmy
wynająć pokój – odezwał się Darek wcale nie najgorszym niemieckim. Monika
zerknęła na niego z niechętnym podziwem. – Z dużym, małżeńskim łóżkiem. Prawda
kochanie? – delikatnie ścisnął jej łokieć. Skinęła głową, w panice myśląc tylko
o tym, co przed chwilą usłyszała.
– Może być
apartament? – spytał, ziewając recepcjonista. – Dwa pokoje, duże łóżko i
kanapa.
– Tak.
Załatwili formalności i
w końcu znaleźli się w niewielkim pokoju, w który dominowało ogromne łóżko,
zasłane kapą w złocistym kolorze. Cała reszta była stonowana i tak jakaś bez
wyrazu – jasne ściany, białe meble, wąski pasek tiulowej firany na oknie i
brązowe abażury lamp. Do tego drugie, znacznie mniejsze pomieszczenie z sofą i
fotelem w buraczkowym kolorze i telewizorem oraz łazienka bez okna, ale za to z
kabiną prysznicową z mlecznego szkła. Wszystko nijakie, nierzucające się w
oczy, a jednak Monika odetchnęła z ulgą, zdejmując z opuchniętych i
zziębniętych nóg buty. Skuliła się w fotelu, który po wejściu wskazał jej
Darek.
– Wolę mieć cię na
oku – powiedział krótko. Dziewczyna była zbyt spokojna, zbyt posłuszna. Nie
wierzył, że nie będzie próbowała uciec. Czekała jedynie na bardziej dogodny
moment, taki, w którym ucieczka zakończy się sukcesem. Wolałby żeby dała
spokój, bo naprawdę zamierzał ją puścić, gdy dotrą do celu. No i bardzo nie
podobała mu się myśl, ze w przeciwnym razie będą musieli ją zabić.
– Niedaleko stąd
jest stacja. Idę kupić coś do jedzenia i papierosy. Jakieś życzenia? – spojrzał
pytająco na pobladłą nagle Monikę.
– Tak. Mogę pójść
z tobą?
– Po co? – zdziwił
się, a potem nagle zreflektował. – Szymon będzie grzeczny, prawda braciszku?
Popilnujesz ją przez te pół godziny i tylko to – dodał z naciskiem widząc jak w
oczach jego brata pojawiły się niebezpieczne błyski.
– Nie ma sprawy.
– Dotarł do ciebie
sens moich słów? – Darek chwycił go za poły kurtki i brutalnie potrząsnął. –
Dotarł?!
– Cholera, daj
spokój. Kumam, chcesz rudą dla siebie. Słowo harcerza, że nie tknę jej i nie
zabiję, nawet jeśli będzie próbowała uciec. No, może wtedy jedynie porządnie
jej przyłożę. Za karę.
– Żebym to ja nie
musiał karać ciebie. A ty masz siedzieć cicho i go nie prowokować, zrozumiałaś?
Pokiwała głową,
zaplatając drżące dłonie. Była tak przerażona, że zapomniała poprosić, aby
kupił jej szczoteczkę do zębów i pastę. Albo chociażby paczkę miętowych gum.
Siedziała nieruchomo obserwując Szymona, który rozsiadł się na kanapie,
zapalając papierosa. Po namyśle, wyjął broń zza pasa i położył ją przed sobą na
stoliku. Oczy Moniki śledziły każdy jego ruch, a w pokoju panowała niczym niezmącona
cisza.
– Boisz się? –
odezwał się w końcu mężczyzna, wypuszczając z ust kłąb dymu. Kaszlnęła. W
zasadzie to nie cierpiała papierosów.
– Tak.
– Szkoda. Nie
będziesz uciekać? Też szkoda. Mógłbym cię ukarać – powiedział tęsknym wzorkiem
mierząc jej postać. Miał dziwnie hipnotyzujące oczy. I bardzo seksowny uśmiech.
Ale przypomniała sobie plamy krwi na jasnej tapicerce i urok, który roztaczał
prysnął. W jego miejscu na powrót zagościła obawa. Żałowała, że nie wymusiła na
Darku żeby zabrał ją ze sobą. Uśmiechnęła się z sarkazmem. Ona wymusiła na nim?
Zakładniczka na porywaczu? Zabawne.
– Im dłużej się
przyglądam – zaczął Szymon – tym bardziej rozumiem, co on w tobie widzi. Tylko
że dla mnie masz za małe cycki.
Spuściła głowę,
zerkając w dekolt sukienki. I co z tego, powiedziała jej mina, ale sama Monika
nie odezwała się ani słowem. Szymon nagle wyprostował się i energicznym ruchem
przyciągnął ku sobie fotel, na którym siedziała. Zaskoczona, cicho krzyknęła,
kuląc się jeszcze bardziej na swoim miejscu. Potem wzdrygnęła się, bo położył
smagłą dłoń na jej białym udzie. Nie spuszczając z niej wzorku, drwiąco się
uśmiechnął, a jego ręka przesunęła się, kreśląc leniwie chaotyczne wzory na
cienkim materiale pończoch. W duchu błagała o powrót Darka. Tak naprawdę tylko
jemu zawdzięczała to, że wciąż żyła. Nieważne jakie pobudki nim kierowały –
wyrachowanie czy pożądanie, ważne, że gwarantowało to jej bezpieczeństwo.
– To naturalny
kolor? – spytał cicho Szymon, drugą ręką przeczesując potargane loki. – Piękny.
Ogniście rudy, ale piękny.
– Wolałabym… –
zaczęła i zamilkła, widząc niebezpieczny błysk w ciemnych oczach. Gdzie do
cholery podział się Darek? Silna męska dłoń dotarła do wnętrza jej ud,
wywołując dziwne wibracje w całym ciele. Wyprostowała się, choć wiedziała, że
czerwień pojawiła się również na jej szyi, przedramionach. Nie zdawała sobie za
to sprawy jak seksownie wyglądała z tym rumieńcem, z błyszczącymi od strachu i
ciekawości oczami, z rozchylonymi delikatnie ustami. Szymon powiódł kciukiem po
rozpalonym policzku, musnął czubek nosa, a na końcu samym opuszkiem obrysował kontur
warg. Chciał się zabawić, bo mało co tak podniecało, jak strach w oczach
ofiary, ale pojawiło się coś więcej. Spodobała mu się.
– Wróciłem –
rozległo się trzaśnięcie drzwi. Monika zamarła przerażona, ale sekundę później
się odprężyła. Nareszcie!
– Znowu nie możesz
utrzymać łap przy sobie? – odezwał się z ironią Darek, stawiając na stole dwie
duże, papierowe torby. Potem zdjął ośnieżoną kurtkę, rzucając ją na stojące
nieopodal krzesło. Zsunął też buty i na bosaka podszedł do kanapy, zabierając
ze sobą jedną z toreb. – Masz rudzielcu. Bez szaleństw, ale udało mi się kupić
podstawowe kosmetyki. Pasta do zębów, żel pod prysznic, krem, grzebień. Nie
wiem czy odpowiednie, ale mieli kiepski wybór.
Zachłannie chwyciła
podawaną torbę. Zajrzała do środka i od razu poprawił jej się humor. Jak
cudownie! Będzie mogła się wykąpać, rozczesać potargane włosy, ukoić suchość
skóry na policzkach. Szkoda że nie ma zapasowych ciuchów. Westchnęła, a Darek
nagle się roześmiał.
– Zobacz, co leży
za zakupami.
Zaintrygowana wstała i
podeszła do stołu. Szlafrok! Biały, puszysty, choć o dwa numery za duży. Chwyciła
go w obie dłonie i odwróciwszy się, z prawdziwym podziwem spojrzała na Darka. No,
doprawdy! Nie spodziewałaby się takiej domyślności po tym mężczyźnie.
– Dziękuję. Mogę
pójść teraz do łazienki?
Skinął głową, zapalając
papierosa i sięgając po nieotwartą jeszcze butelkę. Bacznie obserwował twarz
dziewczyny. Ach te baby! Taka radość na widok kilku zwykłych kosmetyków. Kiedy
Monika zniknęła, spojrzał na siedzącego w milczeniu brata.
– Mówiłeś poważnie
z tym puszczeniem jej wolno? – spytał Szymon.
– Tak. Przecież w
niczym nam już wtedy nie zagrozi.
– To głupie.
– A zabijanie niby
jest mądre?
– Podoba ci się to
ją przeleć i tyle. A potem ją zlikwidujemy.
– Nie. Co cię
opętało? – warknął poirytowany Darek. – Jesteśmy w połowie drogi do celu, w
dodatku nikt nas nie ściga. Mamy forsę, a na miejscu czeka na nas dodatkowe
kilka milionów oraz fałszywe dokumenty. Za tydzień będziemy wylegiwać się na
plaży pod palmami, gdzieś w egzotycznym kraju. Więc po cholerę mamy zabijać
bogu ducha winną dziewczynę?
– Jak ty jej nie
chcesz, to ja ją wezmę. Mam ochotę na… – Szymon nie zdołał dokończyć, bo brat
rzucił się na niego, zwalając na podłogę i z całej siły dociskając do dywanu.
– Masz trzymać
łapy przy sobie! – syknął. – Czego nie rozumiesz w mojej krótkiej prośbie?
– Dobrze, już
dobrze – Szymon zrzucił go z siebie i wstał, rozmasowując ramię. – Ależ się
wściekasz. Pójdę na dziwki, ale masz jej pilnować. Bo zrobi słodkie oczy i
ucieknie, a ty nie zdołasz jej dogonić, bo zaplątasz się we własne gacie.
– Nie ucieknie.
– A co?
Zauroczyłeś ją swoim ponurym spojrzeniem i grymasem, który dopiero przy
odrobinie dobrej woli można nazwać uśmiechem?
– Nie. Bo mam
kajdanki i albo obetnie moją, albo swoją rękę. Nawiasem mówiąc, śpisz tutaj. A
w okolicy nie ma żadnego burdelu, więc lepiej napij się i połóż.
– Jest pub.
– Taaa… Z
pewnością dziś oblegany.
– Pesymista. Chyba
faktycznie pójdę spać, bo nie da się z tobą gadać.
Noc druga.
Podczas gdy bracia toczyli
rozmowę, Monika wykąpała się, rozkoszując się gorącym strumieniem aksamitnie
miękkiej wody. Przeprała też bieliznę, rozczesała potargane włosy, a na samym
końcu usiadła na zamkniętej klapie ubikacji, zamyślając się. Było dobrze, ale
przed nimi noc. Powinna wyczekiwać okazji do ucieczki? A może przywiążą ją do
łóżka. Zarumieniła się. Pod puszystą tkaniną szlafroka była całkiem naga. Może
to nierozsądne? Trudno, nie mogła przecież założyć mokrej bielizny. A z
ucieczką lepiej sobie odpuścić. Dziwne, ale chyba wierzyła słowom Darka.
Musiała jedynie uzbroić się w cierpliwość i unikać sam na sam z jego bratem. Wstała,
lecz zanim wyszła z łazienki, zapatrzyła się w swoje odbicie w lustrze. Nie
wyglądała najgorzej. Delikatny rumieniec zabarwił jej twarz, oczy wydawały się
ogromne w szczupłej twarzy, rozchylone usta kusiły. Odsunęła od siebie myśl,
kogo mogły kusić. Nawet nie powinna…
– Długo jeszcze?
Też chciałbym się wykąpać?
– Nie, nie. Już
wychodzę.
Podczas gdy Darek
zniknął w łazience, zjadła kolację w towarzystwie milczącego, ale i drwiąco
uśmiechającego się Szymona. Popijając nieco suchą kanapkę gorącą herbatą, starała
się nie zwracać uwagi na jego towarzystwo. A jednak myśli stały się dziwnie
poplątane, a do głowy przychodziły całkiem szalone pomysły. Na przykład
przypomniała sobie, jak kiedyś upiła się z koleżankami przy ognisku. Babskie
towarzystwo, wieczór na uboczu i szczere zwierzenia pod wpływem nadmiaru
alkoholu. Każda z nich miała wyjawić swoje największe, najskrytsze erotyczne
pragnienia. Pojawiły się więc pejcze, kajdanki, seks w dziwnych miejscach,
romantyczny lub brutalny, a także seks w trójkącie. Z dwoma mężczyznami.
Doskonale pamiętała w głód w oczach Magdy, gdy snuła na ten temat fantazje. Zdawała
też sobie sprawę, że ten niepokój, który teraz odczuwa związany jest nie ze
strachem, ale z czymś zupełnie innym. Wbrew samej sobie, wyobraziła sobie scenę
jak z najgorętszego filmu porno: ona i obu braci. Zachłysnęła się herbatą i
wizja zniknęła.
– Masz dziwną
minę.
– Coś sobie
przypomniałam – bąknęła zmieszana. Z całej siły unikała jego wzorku, bojąc się,
że wyczyta prawdę w jej spojrzeniu. Na szczęście z łazienki wyszedł Darek.
– Padam na pysk. W
radiu mówili, że to dopiero początek zamieci. Jutro ma być najgorzej. – Ziewnął.
– Pewnie daleko nie ujedziemy.
Szymon nie
odpowiedział. Wygodnie rozpostarty na krześle, obserwował uważnie zarumienioną Monikę.
Coś sobie przypomniała? Akurat. Dałby głowę, że myślała o seksie. Ciekawe czy z
nim, czy z jego upartym bratem?
– Idziemy spać
rudzielcu – powiedział Darek, zapraszającym gestem wskazując sypialnię. –
Dalej, bo nie mam ochoty czekać.
– Mam spać z tobą?
– spytała spłoszona, podążając za nim do drugiego pokoju.
– Obawiam się, że
nie masz wyjścia. – Pomachał jej kajdankami przed nosem. – Decyduj, która ręka.
Mnie obojętnie.
– Ale…
– Nie sądziłaś
chyba, że zostawimy cię samopas? – powiedział z ironią. – No dalej.
Pięć minut później
mocno zmieszana Monika leżała obok pochrapującego mężczyzny. Jej prawy i jego
lewy nadgarstek były połączone solidnie wyglądającymi kajdankami. Skuliła się
na boku, ostrożnie odsuwając na jak największą, możliwą odległość. Najpierw
bezmyślnie gapiła się w okno, na biel widoczną zza szyb. Powoli policzyła do
stu, usiłując pozbyć się nadmiaru emocji. Potem zapatrzyła się w regularny
profil mężczyzny. Miał ładny nos, prosty i wąski. I rzęsy. Czarne, jak gdyby
ktoś pomalował je kawałkiem węgla. Do tego te stalowo szare oczy, ukryte teraz
po zamkniętymi powiekami. Fascynujące połączenie. Zauważyła cień zarostu na
policzkach. Powiodła wzrokiem niżej. Zanim położył się do łóżka, zdjął sweter,
zostając w samej koszulce z krótkimi rękawami. Przygryzła usta gapiąc się na
muskularne ramię, na duże i silne ręce, o palcach zaciśniętych na gładkiej
powierzchni kołdry. Naszła ją szalona pokusa by dotknąć jego torsu, sprawdzić
czy ma umięśniony brzuch. Gorzej! Miała chęć powędrować dłonią niżej, aż do
zakazanych rejonów. Otrząsnęła się ze zgrozą. Skąd ten pomysł? Skąd u niej tyle
śmiałości? Zazwyczaj nawet bała się o czymś takim pomyśleć, a tutaj na dodatek
sytuacja była dość kuriozalna. Przecież ten facet ją uprowadził! Była jego
zakładniczką, a jej życie zależało od jego widzimisię. Powinna raczej obmyślać
plan ucieczki, nie łudząc się że ją uwolnią, a nie marzyć o… Nie, nie, nie!
Koniec z tym. Musi się przespać, nabrać sił. I zmądrzeć.
Niestety, to ostatnie
może okazać się najtrudniejsze. Zamknęła oczy i zaczęła liczyć. Bez tego i dziś
się nie obejdzie. Kiedy była już przy czterech tysiącach, nieoczekiwanie
poczuła ogromne zmęczenie. Zasnęła.
A potem…
Już nie spała, ale
jeszcze się nie obudziła. Znajdowała się w magicznym miejscu w czasie, pomiędzy
jawą, a snem. Oszołomiona, nie do końca kontrolująca swoje ciało, nie do końca
zdając sobie sprawę z tego gdzie się znajduje, i w czyim towarzystwie. Lekko
uchyliła powieki, lecz dookoła panował jedynie półmrok. Jaśniejsza łuna biła od
okna. Monika uśmiechnęła się. Śnieg. Chłód. Zimowa cisza. Jej zaś było ciepło i
wygodnie, choć chyba odrobine zdrętwiała. Ostrożnie się poruszyła i wtedy
zrozumiała skąd pochodziło rozgrzewające ją ciepło. Do jej pleców przylgnął
mężczyzna. To jego dłoń delikatnie, leniwie, gładziła jej ciało, wprawiając je
w drżenie, przynosząc cudowne uczucie nieznanej wcześniej przyjemności.
Jednocześnie nieznacznie poruszał biodrami, ocierając się o jej pośladki czymś
niezwykle twardym. Monika naprężyła się, bez żadnych skrupułów zanurzając się w
narastającej rozkoszy. Była wyjątkowo rozluźniona i… podniecona. Pomiędzy udami
czuła coś lepkiego, wilgotnego, piersi stały się niesłychanie wrażliwe na każdy
dotyk. To było cudowne, jak pełen zmysłowej przyjemności, niezwykle erotyczny
sen. Wcale nie chciała, by się skończył. Wręcz przeciwnie, ona również zaczęła
delikatnie ocierać się biodrami, odchylając głowę do tyłu, napinając mięśnie
szyi. Głośno westchnęła, gdy gorące wargi dotknęły jej skóry, gdy silne dłonie
zacisnęły się na piersiach. Zapragnęła teraz znacznie więcej, zapragnęła doznań
bardziej intensywnych, emocji, których nigdy tak mocno nie odczuwała. Oszołomiony
pożądaniem umysł, gdzieś tam zanotował, że męskie dłonie podwinęły szlafrok do
góry, że wkradły się pomiędzy uda, dotarły do gorącego, mokrego wnętrza. I
wtedy usłyszała ciche przekleństwo.
– Do diabła! –
Ciepło i dotyk drugiego ciała zniknęły. – Nie tylko twoje włosy są jak ogień
rudzielcu.
Zamrugała
zdezorientowana oczyma. Panował półmrok, wciąż padał śnieg, a ona nadal czuła
podniecenie. Niezgrabnie przewróciła się na plecy i napotkała wzrok Darka. Oczy
błyszczały mu pożądaniem, na skroni perlił się pot, oddech wyraźnie miał
przyspieszony. Dopiero teraz dotarło do niej z całą jasnością, co się
wydarzyło. Przecież mało brakowało…
Gdyby nie łączące ich
kajdanki, to zerwałaby się z łóżka i uciekła. Nie mogła tego zrobić, ale odsunęła
się na sam skraj, zwiększając dzielącą ich odległość. Niezdarnie próbowała
poprawić szlafrok, czując jak jej policzki pokrywają się czerwienią. Czy do
jasnej cholery, zawsze musi się tak rumienić?!
– Trochę za daleko
to zaszło – zaczął powoli nadal nie spuszczając z niej wzorku. Na dodatek jego
prawa dłoń leniwymi ruchami masowała sporą wypukłość pomiędzy nogami. – Sam nie
wiem czy powinniśmy skończyć czy kontynuować?
– Muszę do
łazienki – wyszeptała.
– Do łazienki? –
roześmiał się cicho. Z ociąganiem sięgnął do tylnej kieszeni spodni, wyjmując
stamtąd kluczyk. – Proszę bardzo – powiedział, rozkuwając ją. – Tylko na
przyszłość pamiętaj, że moja wytrzymałość też ma swoje granice.
Odwróciła się w progu,
z całej siły ściągając pasek od szlafroka.
– Twój brat mówił,
że siedziałeś? To prawda?
– Tak. Pięć
długich lat.
– No cóż… –
bąknęła, w pośpiechu zatrzaskując za sobą drzwi. Była na siebie zła. Po co
zadała to pytanie?
– Jesteś kretynką
stulecia – oznajmiła swojemu odbiciu w lustrze. – Żałosną, samotną kretynką,
rzucającą się na każdego mężczyzną, który zwróci na ciebie uwagę. Chociaż –
zawahała się. – Chociaż on naprawdę jest diabelnie przystojny.
Westchnęła, opierając się
plecami o zimne kafle. Najbardziej zawstydzał ją fakt, że to nie ona
zaprotestowała. Ciekawe dlaczego zrobił to Darek? Przecież podała mu się niczym
danie główne, na talerzu, z dekoracyjnym listkiem sałaty. Nie mogła zwalić winy
na alkohol, bo od ponad doby nic nie piła. Na sytuację? Może. Oby jak
najprędzej dotarli do celu. I nagle pojawiły się wątpliwości czy puszczą ją
wolno. W zasadzie nie mieli powodu, by zabijać ją na sam koniec. Lecz czy takim
jak oni potrzebny był powód? Szymon był stuknięty, on na pewno strzeliłby już
na samym początku pozbywając się kłopotliwej baby. A Darek? Wyrachowany, opanowany,
zabrał kłopotliwy balast ze sobą. Po tym, co wydarzyło się przed chwilą, już
wiedziała, że nie dlatego, aby ją zaliczyć. Zakładniczka? Po co im
zakładniczka? Zmierzali do celu w pośpiechu, ale nie wyglądało na to, aby ktoś
ich ścigał. Zacisnęła zęby. Cholera! Przecież znała ich imiona, widziała ich
twarze. Czy kogoś takiego puszcza się wolno? Nie, nie puszcza, odpowiedziała
sama sobie. Najwyższy czas przestać zachowywać się niczym anemiczna,
niedorozwinięta debilka i zacząć wypatrywać drogi ucieczki. Pewnej drogi, bo nie
potrzebowała dodatkowych kłopotów, a nuż mówili prawdę i będzie wolna po
dotarciu do celu?
– Strasznie to
wszystko skomplikowane – wyszeptała. – I jak ja mam do diaska z tego wybrnąć?
Noc trzecia
Mężczyzna prowadzący
samochód, syknął poirytowany. Warunki jazdy stawały się coraz gorsze. Miał tego
dosyć. Trzeba było posłuchać samego siebie i zostać w hotelu na jeszcze jedną
noc. Zerknął w lusterko. Na tylnym siedzeniu drzemał jego młodszy brat. W
uszach miał malutkie słuchawki, w zaciśniętej dłoni iPoda. To jemu zawdzięczał
wolność, choć nie wiadomo na jak długo. Z pewnością policja zaczęła już go
szukać, lecz chyba nie spodziewali się, że zdoła uciec tak daleko. W zasadzie
gdyby nie pogoda już dawno byliby na miejscu, w Genewie. Ba! Być może
siedzieliby w samolocie, w klasie biznesowej, popijając szampana i snując plany
na przyszłość. Teraz to jednak mało ważne, bo musiał uporać się z aktualnymi
kłopotami. Jeden z nich siedział tuż obok, z rudą głową kiwającą się z boku na
bok i smacznie pochrapywał.
W zasadzie nie była im
do niczego potrzebna. Ale gdyby jej nie zabrali, to wtedy musiałby pozwolić
Szymonowi strzelić. To dziwne, ale nie miał ochoty tego robić. Przypominała
wystraszonego wróbelka, z tymi ogromnymi oczyma, trójkątnym podbródkiem i
filigranową sylwetką. Bezbronna, zaskoczona ptaszyna. Prychnął z niesmakiem.
Ależ mu się zebrało na porównania. Dziewczyna jak dziewczyna, może trochę
bardziej urodziwa od innych. Tylko że naprawdę nie chciał jej skrzywdzić. Tak
jak ostatniej nocy, gdy drżąca tuliła się do niego, na wpół przytomna
odwzajemniała pieszczoty. Nigdy wcześniej nie przepuściłby takiej okazji,
zwłaszcza po tak długim okresie wstrzemięźliwości. Trudno było mu zrozumieć
samego siebie.
Wyciągnął rękę i bardzo
delikatnie pogładził zmierzwione włosy Moniki. Nie zareagowała. Potem opuszkami
palców dotknął piegowatego policzka. Śliczna, naprawdę śliczna. Syknął, bo
samochód zniosło na lewo. Nie powinien się rozpraszać podczas jazdy w takich
warunkach. Zerknął na gps. Do celu pozostało im jeszcze ponad pięćset
kilometrów. Jeśli odbije w prawo, będą mogli przenocować w przytulnym hotelu.
Tylko tym razem będzie lepiej jeśli weźmie pokój z trzema łóżkami.
– Planujesz
postój? – Szymon zerknął zza jego ramienia.
– Tak. Mam dosyć
jazdy w takich warunkach. Po drodze mamy Stuttgart, zanocujemy na obrzeżach.
– Super, nie mogę
się doczekać – odparł jego brat z przekąsem. – Ale tym razem ja śpię z rudą.
– Przestań mnie
drażnić. Dwie ulice dalej jest niewielka mordownia, dostaniesz wychodne skoro
tak ci spuchły jaja.
Szymon zachichotał.
– Pies ogrodnika.
Sam nie ruszy, a drugiemu nie da.
Darek wzruszył
ramionami. Było mu to obojętne. Byle tylko brat trzymał się z daleka od Moniki.
– Jesteśmy na
miejscu? – rozległ się zaspany głos dziewczyny.
– Nie. Przed nami
jeszcze jeden nocleg.
– To dobrze.
Całkiem zdrętwiałam i jestem głodna jak wilk.
– Kupimy po drodze
kanapki. A potem prosto do hotelu.
– I znowu będę
mogła się wykąpać – powiedziała rozmarzona, wspominając gorący prysznic. Dobrze
że w tej chwili nie widziała wyrazu twarzy obu braci, bo wtedy zmuszona byłaby
zacząć się bać. Szymon patrzył na nią z zachłanną ciekawością, Darek z całej
siły zacisnął palce na kierownicy. Obraz nagiej, mokrej dziewczyny, jaki pojawił
się w jego głowie, sprawił że przeszył go dreszcz. Było niczym potężny,
niespodziewany impuls, na dodatek uświadomił sobie, że jeśli Szymon wyjdzie, to
przynajmniej na pół nocy zostaną sami. To się porobiło!
Zaspana Monika nie
zwróciła uwagi na nagłą ciszę. Kiedy dotarli do celu, nieśmiałym głosem
poprosiła o ponowne pożyczenie kurtki. Darek burknął coś pod nosem, ale nie
odmówił. Jemu nie przeszkadzało, że na kilka minut został w samym swetrze.
Kiedy szli do pokoju, spojrzała na niego z podziwem. Prawdziwy twardziel a nie
napompowany sterydami ważniak. Dziwnie się to kłóciło z wizją bezlitosnego
porywacza-mordercy, który na samym początku zapowiedział, że bez skrupułów ją
zabije. Poza tym nawet w amerykańskich filmach porywacze byli mniej przystojni.
Westchnęła, a później cicho się roześmiała. Za to ona za rolę głupiej gęsi
zdobyłaby Oskara.
Tym razem pokój miał
trzy łóżka, choć był równie bezbarwny co poprzedni. Za to miał również kominek,
a w łazience znajdowała się ogromna wanna. Też dobrze – oceniła Monika. Długa,
odprężająca kąpiel w pianie, to było jeszcze lepsze niż szybki prysznic. Zdaje
się że w papierowej torbie miała jakąś małą buteleczkę odpowiedniego specyfiku.
Najpierw jednak zabrała się za jedzenie. Darek położył się na łóżku, włączając
telewizor, a Szymon stał przy oknie z nosem w telefonie.
– Dobra, znalazłem
– oznajmił w końcu tonem pełnym satysfakcji. – Wrócę o północy i postaram się
niczego nie zgubić, ale dobrze zabawić.
– Nie narozrabiaj
– powiedział poirytowany brat.
– Będę grzeczny.
Wam też życzę dobrej zabawy. Możecie wykorzystać kajdanki – dodał, dopinając
kurtkę. Późnij trzasnęły drzwi i w pokoju został trwający w bezruchu Darek i
zaskoczona Monika.
Sami? Zostali sami na…
zaraz, która to godzina? Osiemnasta. Tyle czasu? Onieśmielona, utkwiła wzrok w
widoku za oknem. Potem nieśmiało zerknęła na milczącego mężczyznę. Ciekawe co
by powiedział, gdyby zaproponowała mu wspólną kąpiel?
– Pójdę do
łazienki – odezwała się drżącym nieco głosem.
– Byle nie na
sześć godzin – odparł z przekąsem. – Nie musisz uciekać, nic ci nie zrobię.
– Szko… – wyrwało
jej się mimo woli. Ależ wpadka!
– Mam cię zgwałcić
czy zabić? – Darek podniósł się, mierząc ją nieprzyjemnym spojrzeniem. Sprawy
nie ułatwiała mu twardniejąca w zastraszającym tempie męskość. Cholerny Szymon.
Musiał wychodzić? W jego towarzystwie było mu o wiele łatwiej nad sobą panować.
– To nie tak –
zakłopotana i czerwona jak burak Monika wstała, planując ewakuować się do
łazienki. – Źle mnie zrozumiałeś.
– Źle? Czyżby?
Pomyślała że lepiej nie
kontynuować tej dyskusji. Wykąpie się i położy. Policzy do tysiąca, pięciu lub
dziesięciu tysięcy i może zaśnie. No a przed tym Darek przykuje ją do metalowej
ramy łóżka. Umykając, zabrała ze sobą papierową torbę. Zamek na drzwiach
wyglądał na lichy, ale lepszy taki niż żaden. Odkręciła kurki w wannie, nalała
lawendowego płynu i związawszy włosy w niedbały kok, zanurzyła się w pachnącej
pianie. Mogła teraz przymknąć oczy i pogrążyć się w marzeniach. Powróciła
myślami do wieczoru sylwestrowego. Wyobraziła sobie jak siedzi samotnie przy stole
racząc się winem, a wtedy wśród rozbawionego tłumu pojawia się on, patrzy w jej
stronę, podchodzi, a w jego oczach widać wyraźny podziw. Oczywiście nie było
sensu ukrywać przed sobą kim był „on”. Uśmiechnęła się. Tańczą, piją szampana,
rozmawiają. Gdy wybija północ, on kradnie całusa. Oczywiście nie zwracają na
ciekawskie spojrzenia zgromadzonych wokół nich ludzi, ani na malującą się na
ich twarzach zazdrość, ani na uznanie. On jest nią zauroczony, ona pławi się w
blasku jego adoracji. Ech… „Głuptas z ciebie dziewczyno. Pamiętasz Dominika?”
strofowała samą siebie. Tak, w nim też była zakochana, choć teraz to uczucie
wydawało się być bladym cieniem tego, co czuła od ostatnich godzin. Zresztą w
Dominiku była zadurzona bardziej platonicznie. Do Darka czuła coś więcej, coś
co nieśmiało mogła nazwać pożądaniem.
Podczas gdy Monika dawała
popis swojej wyobraźni, obiekt jej westchnień klęczał przed kominkiem
rozpalając ogień. Potem usiadł po turecku na podłodze, przeciągnął dłonią po
twarzy, ale w końcu się poddał, powracając myślami do Moniki. Co takiego miała
w sobie ta dziewczyna, że aż do tego stopnia potrafiła go zaabsorbować? Gorzej,
on pragnął czegoś więcej. W zasadzie mógł to dostać poprzedniej nocy, ale wtedy
potrafił jeszcze się zreflektować. Niestety z każdą upływającą godziną coraz
mniej nad sobą panował, coraz mniej panował nad swoimi myślami. Co dziwniejsze,
nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego. To pewnie ta odsiadka,
stwierdził ponuro. Szymon miał rację, powinien zaszaleć, choć niekoniecznie z uroczym
rudzielcem. Lepiej by było…
Z łazienki dobiegł
głośny huk. Darek zerwał się z miejsca, jednocześnie przypominając sobie o
małym oknie tuż nad wanną. Jeśli ona coś kombinuje… Zacisnął zęby. Nie daruje!
Oczywiście drzwi łazienki były zaryglowane, ale czego mógł się spodziewać? Bez
namysłu odsunął się, wymierzył mocnego kopniaka i wpadł do środka.
Monika stała
nieruchomo, patrząc na niego wielkimi, przerażonymi oczami. Z wanny powoli
spływała woda, pachniało lawendą. Nerwowo poprawiła ręcznik, choć i tak
niewiele zdołała nim zakryć. Zauważył piegowate uda, ramiona, w zasadzie
wszystko. Porcelanowa biel i złocisto rude kropeczki. Cholernie podniecające.
– Co to za huk? –
spytał krótko.
– Nie wiem.
– Nie kłam.
Dobiegał stąd.
Podszedł bliżej. Dziewczyna
chciała cofnąć się w panice, ale plecami uderzyła w rant umywalki.
– Naprawdę nie
wiem. To chyba z góry?
– Chyba? –
stwierdził drwiąco, mrużąc oczy. Wyciągnął dłoń i sprawdził zamknięcie okna,
Nie było zbyt duże, ale od biedy ona mogłaby się przez nie przecisnąć. Jednak
nie wyglądało na to, by próbowała to zrobić. – Co tam chowasz rudzielcu?
Monika pobladła. Kiedy
napotkała pełne mrocznych pragnień spojrzenie Darka, jej ciało zalała trudna do
opisania fala gorąca. Nic nie mogła na to poradzić. Zacisnęła bardziej kurczowo
uda i dłonie na materiale ręcznika. Chciała go wyminąć i uciec, ale nie
zdołała. Za to znalazła się w jeszcze gorszej sytuacji, bo teraz za plecami
miała zimną ścianę łazienki.
– Nic.
– Nic? – Był tak
blisko, że czuła ciepło jego ciała. – Ja sądzę, że kłamiesz, bo chowasz tam
sporo skarbów.
– Nie rób mi
krzywdy – poprosiła drżącym głosem.
– Krzywdy? A kto
mówi o krzywdzie? – Pochylił się, muskając wargami jej nagie ramię. Silne
dłonie objęły ją w pasie, przesunęły się niżej, zacisnęły na gładkich
pośladkach. Potem przycisnął ja do swego ciała, a ona doskonale poczuła, jak
bardzo był podniecony. Trudno było ukryć taką rzecz. – Wywal ten cholerny
ręcznik! – warknął, wyrywając jej mokry materiał z rąk. Teraz była całkowicie
naga, bezbronna. Jednak nie tylko przerażona. Czuła coś jeszcze, coś co nie
powinno się było pojawić, coś, co sprawiło, że nie zaprotestowała kiedy
delikatnie uniósł ją w górę. Opasała go nogami, zarzuciła dłonie na ramiona i
pocałowała. Do niczego jej nie zmuszał. To ona pragnęła tego pocałunku. Przycisnęła
usta do jego warg, nieśmiało wsunęła czubek języka do środka, gdy mężczyzna
odwzajemnił pocałunek. Przygniótł ją do ściany całym ciałem, poruszał biodrami,
ocierając twardym jak kamień penisem o wnętrze zgrabnych uda, rękoma pieścił
piersi, wplatał je we włosy, przesuwał po rozpalonej skórze. I całował,
wygłodniały, spragniony, podniecony tak bardzo, że czuł, iż lada chwila
eksploduje. Szarpnął zapięciem spodni, uwalniając nabrzmiałego penisa i bez
odrobiny delikatności wbił się w jej wnętrze. Zadrżała, ale nie wycofała się.
Pozwoliła, by dotarł do samego końca, by zakosztował i dostarczył rozkoszy.
Krzyczała za każdym mocniejszym pchnięciem, czasami tylko jej jęki tłumił
pocałunkiem. Coraz mocniej, brutalniej, gwałtowniej. Aż do chwili gdy świat
zawirował mu w głowie, gdy poczuł jak dziewczyna drży, przeżywając ekstazę i
gdy sam wystrzelił, przeżywając orgazm. I to jaki orgazm! Dawno tak nie
szczytował. I miał przeczucie, że było to spowodowane nie tylko długoletnim postem,
ale i czymś więcej.
Dysząc, podniósł głowę,
nie spuszczając wzroku z zarumienionej twarzy Moniki. Patrzył na jej przymglone
oczy, nabrzmiałe usta, czerwone plamy pokrywające policzki i dekolt. Patrzył ze
satysfakcją, bo właśnie taką chciał ją ujrzeć. Miał gdzieś wcześniejsze
przemyślenia. Pragnął jej, a przeżyty przed chwilą orgazm jedynie zaostrzył
apetyt. Poza tym wszystko potoczyło się zbyt szybko.
– Powinnam się
jeszcze raz wykąpać – roześmiała się, delikatnie gładząc jego policzek.
– Daj spokój –
mruknął podnosząc ją do góry. Łazienka to nie było odpowiednie miejsce. Dużo
lepszym było wygodne łóżko lub podłoga przed kominkiem. Monika beztrosko
machała nogami, obejmując go za szyję i szeroko się uśmiechając. I właśnie ten
uśmiech doprowadzał do szaleństwa. Jak u diabła coś tak banalnego mogło
wywoływać taką burzę w sercu i umyśle? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to
pytanie, zresztą uznał to za mało ważne. Znacznie ważniejszym faktem było
powracające podniecenie, twardniejąca męskość, pragnienie by znów ją całować.
– Ściągnijmy pościele
na podłogę, przed kominek – zaproponowała.
– Zaczynam się
zastanawiać czy gdzieś cię po drodze nie podmienili? – Spojrzał głęboko w jej
roześmiane oczy.
– Dlaczego?
– Byłaś
przerażona, jąkałaś się, a teraz proszę!
– A powinnam nadal
się bać? – spytała poważnym tonem. Posadził ją na łóżku, a sam przykucnął, tak,
że jego oczy znalazły się dokładnie naprzeciw jej oczu.
– Powinnaś –
powiedział cicho. – Zadaję sobie pytanie dlaczego przestałaś?
– Kochałeś się ze
mną.
– To tylko seks.
Szybki numerek bez zobowiązań. – Już w momencie gdy wypowiadał te słowa,
wiedział że nie mówi prawdy. To nie był tylko seks, nie z nią. Powinien być,
ale nie był. I to powoli zaczynało go niepokoić.
– Szybki numerek?
– Nie rozzłościła się. Posmutniała. Zwiesiła głowę, po omacku sięgając po skraj
prześcieradła. Niezdarnie usiłowała zakryć swoją nagość, ale udało się to
zaledwie połowicznie. Rude włosy przysłoniły twarz, ale odgarnął je do tyłu,
nieoczekiwanie czule i bardzo delikatnie.
– Nigdy nie
spytałem cię jak masz na imię. Wiem to tylko z dokumentów.
– Monika.
– I sam się nie
przedstawiłem. Darek.
– Trochę to
zakręcone, nie uważasz? – roześmiała się przez łzy, które zdradziecko wymknęły
się z oczu.
– Trochę?
Zabroniłem bratu strzelać, bo zrobiło mi się żal bezbronnego dzieciaka o
wystraszonym spojrzeniu. Potem okazało się, że ten dzieciak jest śliczny,
seksowny i trochę starszy niż przypuszczałem – wykrzywił usta. – Ale i tak za
młody dla kogoś takiego jak ja. Więc niech to będzie tylko seks. Zgoda?
Spojrzała na niego tak
żałośnie, że o mało co się nie złamał.
– To nie to samo.
– Bez jaj. Czego
byś chciała? Żebym wyznał ci miłość? – spytał z ironią. – Po jednym numerku? Aż
tak dobra nie byłaś.
Spoliczkowała go. Z
całej siły uderzyła w twarz, ścierając z niej ten drwiący uśmiech.
– Nieładnie –
powiedział tylko z błyskiem w oku. – Nie rób tego więcej.
Więc zrobiła. Lecz tym
razem zablokował cios i pchnął ją z taka siłą, że jak długa padła na łóżko.
Błyskawicznie wstał, zdejmując spodnie wraz z bielizną. Oczy Moniki rozszerzyły
się ze zdziwienia, z ust wyrwał się okrzyk zaskoczenia. Patrzyła zachłannie na
sterczącą we wzwodzie męskość, grubą, potężną i świadczącą o tym, jak bardzo
jej właściciel było podniecony.
– Dobrze,
pomyliłem się. To nie był jeden szybki numerek.
Pochylił się, kładąc
ręce na jaśniejących bielą udach. Twarz wtulił pomiędzy małe, jędrne piersi,
delektując się zapachem kobiecego ciała.
– Jak śmiesz?! –
Próbowała się oswobodzić, ale wtedy chwycił ją z jeszcze większą siłą,
przygniótł, unieruchomił i pocałował. Zatracił się w tym pocałunku, zapominając
o całym świecie, przestając panować nad własnym pożądaniem. A ona go
odwzajemniła. Paznokcie wbiła w twardą skórę na karku, rzeźbiąc w niej głębokie
bruzdy. Biodrami ocierała się o sztywnego penisa, nogi skrzyżowała na prężących
się, męskich pośladkach. Gra wstępna? Jaka gra wstępna! Była gotowa ledwie jej
dotknął, po pierwszym pocałunku, po pierwszej pieszczocie. Nawet jeśliby tego
nie chciała, uczucie to było tak instynktowne, tak pierwotne, że nie miała siły
aby z nim walczyć czy nad nim zapanować. Zresztą nie tylko ona. Darek uniósł
się nieznacznie, patrząc z satysfakcją na twarz Moniki, jednocześnie bardzo
powoli zagłębiając się w jej wnętrzu. Wiedział, czuł, jak bardzo była
podniecona. Gardłowy jęk tylko to potwierdził.
– Oszaleję przez
ciebie rudzielcu – mruknął, pokrywając pocałunkami jej twarz, pieszcząc dłońmi
każdy zakamarek ciała. Mętnie pomyślał, że gdyby nie pogoda, to już dawno
byłoby po wszystkim. Oni gdzieś w powietrzu nad Atlantykiem, ona być może w
drodze powrotnej do domu. – Uwielbiam śnieg – wymamrotał pomiędzy jednym, a
drugim pocałunkiem. Poruszał się powoli, tym razem bez zbędnego pośpiechu,
jakby delektował się każdym kęsem wyśmienitej potrawy. Kilka mocniejszy i kilka
słabszych ruchów na przemian. Potem tych mocniejszych było coraz więcej, jak i
głośniejszych jęków czy okrzyków rozkoszy, które wydzierały się z kobiecych
ust. Monika przymknęła oczy, odchylając głowę do tyłu, zatracając się w
przyjemności. Choć przed chwilą czuła rozczarowanie i złość, teraz przestało
się to liczyć. W zasadzie to tylko zintensyfikowało doznania.
– Mocniej! –
poprosiła, a w zasadzie zażądała drżącym głosem. – Mocniej, błagam!
Skoro tak… Plecy
mężczyzny unosiły się coraz szybciej, wbijał się w nią coraz głębiej,
przygryzając sterczące sutki, jedną rękę wplatając w rude włosy, drugą
zaciskając na kształtnym pośladku. Chciała więcej? Nie ma sprawy. Uniósł głowę,
a potem zacisnąwszy zęby, zaczął poruszać się niczym w amoku. To była szaleńcza
jazda, zakończona rozlewającym się po całym ciele orgazmem. Co dziwne, oboje
szczytowali niemal w tym samym momencie. I oboje chwilę potem opadli
wycieńczeni na łóżko.
– Lubisz
egzotyczne kraje? – Ciszę zakłócaną jedynie ich świszczącymi oddechami,
przerwało nieoczekiwane pytanie.
– Egzotyczne? –
Monika podparła głowę łokciem, patrząc mu prosto w oczy, delikatnie ocierając
spocone czoło. – Nie wiem. W żadnym nie byłam.
– No tak – mruknął
zamyślony, całując wnętrze jej dłoni. – Wiesz że mamy jeszcze trzy godziny
zanim wróci mój brat?
– W takim razie
możesz wyznać mi miłość – zażartowała, choć serce wyraźnie jej przyspieszyło. –
Jesteśmy już po dwóch szybkich numerkach.
– Zabawne –
skwitował to krzywym uśmiechem. Lecz tak naprawdę nie potrafił się na nią
złościć, nie w takiej chwili. Na dodatek właśnie przyszedł mu do głowy całkiem
szalony pomysł. Nierozsądny. Głupi. Ale pojawił się i za nic nie dawał się
spławić.
– Bywam zabawna.
– Właśnie widzę.
Położył się na boku,
uważnie wpatrując się w jej zarumienioną twarz. Ponieważ niepostrzeżenie
starała się zakryć kawałkiem kołdry, pomógł bez słowa, chociaż wolałby patrzeć
na jej nagie ciało. W pokoju było dość jasno, od bieli na zewnątrz i od
strzelającego ognia na kominku. Dziwne, ale dopiero teraz to zauważył.
– Jesteś cała
piegowata – powiedział z zachwytem. – Calutka!
– Niestety.
– Jakie niestety? To
cudowne?
– To że jestem
piegowatą chudziną?
– Jesteś szczupła,
nie chuda – odparł z błyskiem w oku.
– Przed kim
uciekacie? – odważyła się zadać pytanie na całkiem inny temat.
– Przed policją –
mruknął. – Zwiałem z warunkowego.
– Tylko tyle? A
twój brat?
– On po prostu mi
towarzyszy.
– Coś tu nie
pasuje. Pięć lat to niedużo. A po drodze zostawiliście już dwa trupy. Po co?
– Bo nie zamierzamy
wrócić – uciął rozmowę niezamierzenie ostrym tonem. Potem położył się na
plecach, z jedną ręką pod głową, drugą nadal przeczesując rude włosy
dziewczyny. Nie miał jej za złe, że pytała, ale też i nie zamierzał zdradzać
szczegółów. Zresztą po co? Jutro i tak się rozstaną. Nie spodobała mu się ta
myśl. Zwłaszcza gdy Monika przytuliła się do jego boku, kładąc głowę na
ramieniu. Palcami przesunął po jej nagich plecach, ale wciąż milczał, bojąc się
słów, które cisnęły mu się na usta.
– Jestem śpiąca –
odezwała się w końcu. – Chyba dziś nie będę musiała liczyć do tysiąca.
Spojrzał w dół, ale
oczy miała zamknięte. Lekko się uśmiechała. I była tak cholernie śliczna oraz
pociągająca, że po raz kolejny pomyślał, że musi ją ze sobą zabrać. Ich
znajomość powinna trwać dłużej niż trzy noce.
– Nie skujesz
mnie? – spytała sennie.
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo wiem, że nie
uciekniesz.
– To dobrze. I
masz rację, bo z kolei ja wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. I nie pozwolisz, by
zrobił to ktoś inny.
Tym razem przemilczał
jej słowa. Patrzył jak zasypia, patrzył na delikatną twarz, na kuszące usta i
długie, ciemne rzęsy. I na piegi. Gapił się bez skrepowania na te wszystkie
szczegóły, czując że tym razem spotkało go coś nieoczekiwanego. Żadna z kobiet,
z którymi był nie przypominała tej tutaj, żadna nie wywołała nigdy takiego
zamętu w jego głowie. Sięgnął po skraj kołdry i przykrył ją aż po samą szyję.
Nie miał ochoty, aby Szymon zobaczył zbyt wiele. Z pewnością usłyszy sporo
kpiących słów jutro rano, ale szczerze mówiąc miał to w dupie. Ogień w kominku
dogasał, lecz Darek nie zwrócił na to uwagi. Długo patrzył w okno, później na
śpiącą Monikę, cały czas zastanawiając się, co ma u licha z tym wszystkim
zrobić. Trudno oszukać samego siebie, a prawda była taka, że ta dziewczyna go
zauroczyła. A nawet więcej, o wiele więcej.
Po trzeciej nocy.
Obudziła się, kiedy oni
siedzieli przy stole jedząc śniadanie. Onieśmielona, owinięta kołdrą, umknęła
do łazienki. Kiedy wyszła w pokoju był tylko Szymon, patrzący na nią z
lekceważeniem.
– Gdzie jest…
– Wróci. Ale na
szybki numerek nie ma już czasu – dodał drwiąco.
Zarumieniła się. Czyżby
rozmawiali o tym, co wydarzyło się w nocy? Wątpiła. Po prostu niektóre rzeczy
były zbyt oczywiste, a Szymon nie był głupcem. Domyślił się, zwłaszcza że gdy
wrócił, spali przytuleni w jednym łóżku. Wypiła kawę, zjadła suchą bułkę,
podczas gdy on włączył telewizor i oglądał wiadomości.
– Skończyłaś już?
– spytał krótko.
– Tak.
– To ubierz się i
idziemy. Darek czeka na nas w aucie. Ty z przodu, ja muszę się zdrzemnąć.
Niedobrze. Skoro nie
chciał jej nawet widzieć, to było bardzo źle. Żałował? W milczeniu wsiadła do
samochodu, a potem podniosła głowę, napotykając baczne spojrzenie szarych oczu.
– Wyspałaś się?
– Tak. A ty?
– Mnie zdrętwiało
ramię – odparł nagle rozbawiony. – Szymon gdzie się jeszcze wybierasz?
– Zostawiłem
papierosy na parapecie.
– To idź, ale wracaj
szybko na jednej nodze. Już dawno powinniśmy być w drodze.
– To nie ja się
upierałem, żeby ruda się wyspała – powiedział rozzłoszczony brat. – Zaraz będę.
Mieli minutę. Może
mniej. Bez namysłu pochylił się i pocałował zaskoczoną dziewczynę. Pachniał
kawą, miętową gumą do żucia i szaleństwem ubiegłej nocy. Z dreszczem rozkoszy
odwzajemniła pocałunek, choć tak naprawdę miałaby ochotę na dużo, dużo więcej.
– To powitanie. I podziękowanie.
– Pogładził ją po policzku.
– I pożegnanie –
dodała cichym głosem.
– Też.
Nic nie rozumiała.
Wydawało się, że mu się podoba, że chciałby czegoś więcej, a jednak świadomie z
tego rezygnował. A potem wrócił Szymon i ruszyli. W zasadzie przez kilka
następnych godzin panowało między nimi milczenie. Darek prowadził, Monika
przyglądała się widokom zza okna, Szymon drzemał, a gdy już się obudził z
satysfakcją zaczął opowiadać o swoich ostatnich podbojach. Mniej więcej od
połowy Monika zaczęła się czerwienić, usiłując nie słuchać pikantnych opisów,
aż w końcu uciszył go Darek. Zresztą dojechali do celu. Wkrótce krążyli po
ulicach Genewy, szukając odpowiedniego adresu.
– To tutaj –
Szymon wskazał na okazały budynek. – Walizka w bagażniku?
– Tak. Zrób wszystko
według planu, a ja będę czekał tam za pół godziny – wskazał na pobocze. – Tylko
odwiozę rudzielca.
– Niech ci będzie.
– Brat nadal nie wyglądał na zadowolonego z faktu, że puszczali ja żywą.
Wysiadł, a Darek ruszył, by po kilku minutach ponownie się zatrzymać.
– Jesteś wolna –
powiedział tylko. – Tam jest komisariat policji – wskazał na wysoki, szary
budynek.
Spojrzała w tamtym
kierunku. Miał rację. Wystarczyło wysiąść, pokonać kilkanaście metrów i łamaną
angielszczyzną wytłumaczyć swoją sytuację. Tylko tyle i aż tyle. Zerknęła na
Darka. Siedział nieruchomo, wpatrując się przed siebie, z dłońmi na kierownicy.
Żadnym gestem nie zdradził czy chciałby żeby została. Zresztą, co to za
przyszłość? U boku kryminalisty, pewnie poszukiwanego listem gończym. Musiałaby
rzucić studia, zostawić rodzinę i przyjaciół. W zamian dostałby tylko jego.
Gdyby chociaż trochę dłużej się znali. Ale nie, to były zaledwie trzy dni, albo
raczej trzy noce. Pierwsza, sylwestrowa, spędzona w samochodzie, w podróży.
Druga, w hotelu. I trzecia, ta najważniejsza. Gdy się kochali, gdy zaznała
bliskości jak nigdy wcześniej. Czy to coś znaczyło? Czy miało jakąś wartość?
Położyła dłoń na klamce. Opuściła głowę, czując napływające do oczu łzy.
Przecież mówił jej tyle wspaniałych słów, dlaczego teraz milczy? To proste –
chce się jej pozbyć. Nacisnęła klamkę, a jednocześnie uniosła głowę.
– Muszę? – spytała
żałośnie i niemal wbrew sobie.
Darek drgnął. Właśnie
tego się obawiał. Że będzie chciała z nim zostać. A nie powinna. Była młoda,
naiwna, nie pasowała ani do niego, ani do jego świata. Trudno było mu się z nią
rozstać, ale przez ostatnie godziny dużo o tym rozmyślał i niechętnie dochodził
do jednego wniosku. Musi zakończyć tę znajomość zanim na dobre się zacznie.
Czasami tylko miał wrażenie, że to i tak za późno. Była słodka, cudowna i w
zasadzie o niczym innym nie marzył, jak o tym, aby została. Z wielkim trudem
przyszło mu udawanie beztroski czy obojętności.
– To lepsza opcja
na życie – uśmiechnął się blado. – Pospiesz się Rudzielcu, brat na mnie czeka.
Łzy spłynęły po
bladych, piegowatych policzkach. Otarła je wierzchem dłoni i gwałtownie
otworzyła drzwi. Czuła dziwnie nieprzyjemny ucisk w okolicach żołądka, serce
waliło jej jak oszalałe, ale zrozumiała, że to koniec ich krótkiej znajomości.
– O wyborze
lepszej opcji to ja decyduję! – powiedziała i ze złością rąbnęła drzwiami. Zanim
ruszył, zdążyła jeszcze złapać jego pełne kpiny spojrzenie. Potem została sama.
To zdumiewające jak bardzo można czuć się samotnym w tłumie całkiem obcych ludzi,
w miejscu, którego w ogóle się nie zna. Czarny Land Rover zniknął za zakrętem,
a ona wciąż stała łykając łzy i usiłując stłumić narastający ból.
– Powinnam była
nie wysiadać – powiedziała sama do siebie. Z drugiej jednak strony zdawała
sobie sprawę, że było to nierealne. Rozejrzała się dookoła nieprzytomnym
wzrokiem. Najchętniej ruszyłaby biegiem w kierunku, w którym zniknął samochód,
nawet jeśli wiedziała, że i tak go nie dogoni. Problem polegał na tym, że nie
potrafiła tak po prostu się poddać. Zaznała tyle różnorakich uczuć w przeciągu
ostatnich kilku dni, od przerażenia po fascynację, a na samym końcu… Dlaczego
znów musiała się zakochać w czarującym draniu, który ją porzucił?
Usiadła na ławeczce
stojącej nieopodal, którą pokrywał gruby dywanik śniegu. Z nieba zaczął sypać
biały puch, a ona siedziała nieruchomo, zamyślona, pełna bólu i rozczarowania,
nie zważając na chłód, na zapadający zmrok. Łzy wciąż płynęły, więc po omacku
poszukała w kieszeni chusteczki. Nie znalazła ją ani w prawej, ani w lewej
kieszeni. Była jeszcze jedna kieszonka, wewnętrzna. Pomacała ręką, wyczuwając
niewielkie zgrubienie. Może nawet cała paczka chusteczek? Z nadzieją włożyła
dłoń do środka i zamarła, gdy wyjęła niewielką, białą kopertę. Wciąż zdumiona
otworzyła ją, zastanawiając się, skąd u licha się tam wzięła. W środku były
pieniądze i kartka, a na niej nabazgrano kilka słów: „jeśli się zdecydujesz to
znajdziesz mnie” i tu napisano adres. Poniżej widniał jeszcze numer telefonu i
podpis. Darek. No co za drań! Bezczelny, wredny drań! Łaskawca się znalazł. Jak
się zdecydujesz, to możesz przyjechać. Aż zabrakło jej słów z oburzenia. Mało
brakowało, a podarłaby kartkę na drobniutkie kawałeczki, gdy jej wzrok padł na
obcy napis „Police”. No tak… Może niesłusznie się wścieka? W końcu były
porywacz wyjawił miejsce swego pobytu własnej zakładniczce, a na dodatek
zostawił ją pod komisariatem policji. Zaufał jej, tak jak i ona mu zaufała, nie
podejmując żadnej próby ucieczki. Może to nie było zadufanie w sobie, a
nieśmiała nadzieja? Nie potrafił inaczej i podjął ryzyko, które mogło okazać
się dla niego zgubne? W każdym bądź razie musiała zadzwonić. Teraz!
Natychmiast! Zaczepiła pierwszego lepszego przechodnia, którym okazał się być
młody chłopak. Bez problemu zrozumiał jej słabą angielszczyznę, podając komórkę
i broniąc się przed przyjęciem zapłaty. Podziękowała i drżącą ręką wystukała
numer. Dopiero po piątym sygnale ktoś odebrał.
– Nie spodziewałem
się, że tak szybko znajdziesz kopertę. – W głosie Darka słyszała rozbawienie.
– Szukałam
chusteczki – odparła krótko. – Skąd wiesz, że to ja?
– Ten numer ma
tylko mój brat, który właśnie siedzi obok. Zgaduję że wyprosiłaś telefon u
przypadkowego przechodnia?
– Słusznie
zgadujesz. A teraz zatrzymaj się, zrób zakręt o sto osiemdziesiąt stopni i wróć
po mnie – zażądała stanowczo. – Tylko się pospiesz, bo jakbyś nie zauważył, to
jest cholernie zimno. I zaczyna się ściemniać.
– Jesteś pewna, że
chcesz lecieć ze mną? – Czy jej się zdawało, czy dosłyszała słabo maskowaną radość?
– Po takiej śnieżycy
Meksyk to naprawdę niezły pomysł. – I rozłączyła się. Potem usiadła na ławce,
chuchając w zziębnięte dłonie i wpatrując się tam, gdzie miał pojawić się za
chwilę czarny Land Rover. Z całą stanowczością stwierdziła, że to szaleństwo.
Lecz jak cudownie być po prostu szaloną i zakochaną. Naprawdę cudownie.
hejka, dla mnie za krotko bylo, moze troche za naiwnie i za slodko, na poczatku za brutalnie i mrocznie i chyba nie podoba mi sie ze ludzi w centrum poznanai zabijasz, az tak niebezpiecznie nie jest (nie liczac paru przypadkwo w ostatnich trzech latach), i zez duzo szczescia i pomyslnosci z pewnie udana wydana ksiazka w tym roku
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie pisałam kolejny post, gdy na zewnątrz rozległ się głośny rumor i zapaliła się czujka. Ktoś grasował po ogrodzie, ale potknął się o plastikowe krzesło i narobił hałasu. Komando foki wyskoczyły, przepłaszając niechcianego gościa, który umykał w podskokach, po drodze zgarniając wspólnika. Serio piszę. Tak się dziwnie zbiegło z Twoim komentarzem, że hej! Aż mnie to rozbawiło :-)
UsuńGfzie ty mieszkasz? Na wildzie czy na debcu? Ze cie strasza. W sumie jak sobie pezypomne to u rodzicow tez ostatnio sie kradzieze zdazyly w zeszlym eoju nawet dwa razy ktos im wszedl I cos wyniosl raz nawet z wlamaniem. Z 3 lata temu sasiad tez napad z bronia mial. Nie chce pi sac ze to takie czasy ale gdzies to potem cieniem sie kladzie w glowie I potem sie firme ochroniarska wynajmuje. Dobrze ze nie jest sie samemu jak cos sie zdaza
UsuńŚwietne opowiadanie na jeden raz. Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej takich cudaków :D
OdpowiedzUsuńKochana popraw ten fragment "rozczesać potargane oczy," :))
OdpowiedzUsuńPoprawione, stokrotne dzięki!
UsuńPodoba mi się.:) Uwielbiam rude bohaterki. :) Może dlatego, że sama jestem ruda. :D
OdpowiedzUsuńEwa
"Babeczkowe" opowiadanie = bardzo dobre opowiadanie :D
OdpowiedzUsuń"...rozczesać potargane oczy" ;)
OdpowiedzUsuńMało! :-( Ale bardzo fajne opowiadanie! :-)
OdpowiedzUsuńDobre, dobre, ale zawsze może być lepiej, czyli WIĘCEJ ;) Uwielbiam rude bohaterki, szkoda, że jestem blondynką...
OdpowiedzUsuńPS: Bez tchu czekam na kolejne części "Nie umiem stąpać tak cicho" oraz "On".
Nawet nie wiesz, Babeczko, jak dobrze jest zatracić się w Twoich opowiadaniach, kiedy wcale nie jest do śmiechu. Dziękuję, że dzięki Tobie mogę oderwać się od swojego życia i przynajmniej wyobrażać sobie, że piękna miłość istnieje naprawdę. Nigdy nie przestawaj pisać! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńInspiracją po części historia Ewy T.? ;) świetne opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńhej. ja mam tylko jedną uwagę. W opowiadaniu jest sugestia że Monika jest dziewicą. Po pierwszej "akcji" fakt ten odbił sie bez echa. Jakos mi brakowało nawiązania do tego. Cała reszta super... czekam na resztę opowiadań z WIELKA niecierpliwoscią. przepięciom mówimy NIE!!!
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w 2016 i oczywiście spełnienia tych planów z początku posta :)
OdpowiedzUsuńNo Babeczko.. Powiem Ci, że "miazga" :D Dawno się tak nie podjarałam! A opowiadanie aż się prosi o dalszą część! Nie wiemy za co siedział Darek :( Poczytałabym jeszcze o ich losach, może Dominik po jej zaginięciu zacząłby się nią interesować, Monika miałaby dylematy, jednak przez swoje pożadanie zostałaby przy mega seksownym Dareczku, mmm Babeczko ja Cię proszę! Haha no, w lutym mam urodziny, więc może spełnisz moje marzenie o dalszej części . Pozdrawiam gorąco i.. lecę do męża! Hihi buziaki :*
OdpowiedzUsuńahhh... uwielbiam takie opowiadania.
OdpowiedzUsuńzły zbir, przemoc.. siła faceta.. ona taka bezbronna..
może dalszą część ? :( błagam...
Pozdrawiam.
Kochana Babeczko jak wydasz książkę to będę stać jako jedna z pierwszych w kolejce po egzemplarz :) Uwielbiam Twój styl pisania - do niedawna miałam dość kiepskie zdanie o polskich autorach książek - zazwyczaj nie wciągały mnie na tyle bym czytała z wypiekami na twarzy - wiem, że na książce Twojego autorstwa nie zawiodę się :) Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuń