Jestem trochę zła sama na siebie, bo gdybym nie uparła się tak głupio, że następnym postem będzie zakończenie złośnicy, to nie byłoby tak długiej przerwy. Dziś skapitulowałam, po tym jak po raz kolejny odpaliłam stacjonarny i przypomniałam sobie o tym po kilku godzinach. Zastanawia mnie, jak sobie radzą kobiety, które mają z piątkę pociech? Chylę czoła, bo ja z dwójką logistycznie nie wyrabiam... Nie wspominając o tym, że dobijają mnie finanse. I tu się Wam poskarżę. Z dość prostego powodu - urodziłam 12 czerwca i nadal czekam na pierwszy zasiłek macierzyński. Jestem przy tym pełna goryczy, bo za chwilę mijają trzy miesiące. Ustawowo ZUS ma 30 dni. I co z tego? Polecę z pyskiem, pełna pretensji, to naślą mi kontrolę i wszystko opóźni się jeszcze bardziej. Jak ja kurwa nie cierpię tej złodziejskiej, porąbanej instytucji!!! W ciąży na zwolnieniu byłam niecałe dwa miesiące, a oni mi napisali, że mam roszczenia chorobowe. Ta troska państwa o przyrost naturalny poraża. Wspomnę tylko, że jak w 2007 szłam na macierzyńskie, to problemów z płatnościami żadnych nie było. Szkoda gadać...
Dobra, uszło ze mnie trochę pary :-) No i wpadłam przed chwilą na świetny pomysł nowego opowiadania, którego na razie nie sprzedam. To właśnie sprawiło, że zamiast zaryć nosem w poduszkę, siedzę ziewając i pisząc. A przy okazji dałam w końcu nowy kawałek. Trochę mnie niepokoi w jaki kierunku zmierzają bohaterowie, ale kiedyś już wspominałam, że nie do końca nad tym panuję. Robią co chcą, a kiedy próbuję naprowadzić ich na inne tory, zamierają w bezruchu, a ja mogę ogłosić koniec pisania. Znaczy się, natchnienie zdechło ;-)
Link do części VI - klik
Spadek VII
Trochę
mnie rozśmieszyło to, że podczas gdy tydzień temu za wszelką cenę starałam się
unikać towarzystwa Sebastiana, zwłaszcza sam na sam, to teraz wyczekuję tego z
niecierpliwością. Co prawda nadal czułam chaos, nie mogłam sprecyzować własnych
myśli, ale humor, nie wiedzieć dlaczego, miałam znakomity. I nie pamiętam,
kiedy ostatnio spędziłam przed lustrem tyle czasu…
Wymarzona
okazja trafiła się popołudniu, kiedy Kuba i Konrad pojechali po brakujące
materiały, Adam oraz Mateusz po obiad, a Sebastian został na włościach.
Przynajmniej taką miałam nadzieję. Nerwowo przygładziłam włosy, zerknęłam w
lustro i z duszą na ramieniu udałam się na poszukiwania przyczyny zamieszania w
mej duszy.
Długo
nie musiałam szukać. „Przyczyna” siedziała sobie w cieniu pod rozłożystą koroną
lipy, rozwalona w zdezelowanym fotelu, z nogami na stole, pochrapując
jednostajnie. Na dodatek, jeśliby nie liczyć postrzępionych dżinsów, była
całkiem naga.
Stanęłam
tuż obok i znacząco chrząknęłam. Nie zareagował. Trochę dziwnie było tak gapić się na śpiącego
Sebastiana, zwłaszcza w obliczu wczorajszych wydarzeń. Chrząknęłam głośniej, a
gdy i to nie odniosło skutku, postanowiłam się odezwać.
– Dzień
dobry – powiedziałam i natychmiast się zakłopotałam. Banalne powitanie, banalne
słowa. Ale skuteczne, bo otworzył oczy i wpatrywał się teraz we mnie badawczo,
wcale nie wyglądając na zaspanego. Najgorsze było jednak to, że we mnie budziła
się powoli pokusa, aby sprowokować go do powtórki z naszego ostatniego
spotkania. Ciekawe czy byłoby to trudne?
– Przyszłam
po swoją garderobę. To po pierwsze.
Uśmiechnął
się kpiąco, a potem znacząco poklepał po prawej kieszeni. Nie cierpiałam tego
asymetrycznego, pełnego drwiny uśmieszku. Nie cierpiałam, choć jednocześnie
mnie fascynował.
– A
po drugie, to co wczoraj się wydarzyło, to czysty przypadek.
Wzruszył
ramionami jakby w ogóle się tym nie przejmując. Sięgnął po papierosy i nie
patrząc na mnie, zapalił jednego. Potem pochylił się i podniósł z ziemi na wpół
opróżnioną butelkę z piwem.
– Co
się stało, że pozbyłeś się krasnoludzkiej brody? – wypaliłam bez zastanowienia.
Zaciągnął się dymem, jednocześnie unosząc brwi w wyrazie zdziwienia. Czy on w
końcu coś powie? Cokolwiek, niech tylko do diabła się odezwie!
– Oddawaj
moje majtki! – syknęłam nieoczekiwanie rozzłoszczona, podchodząc bliżej i
wyciągając rękę. – W tej chwili!
Ze
spokojem wypuścił kłąb dymu.
– Bo
co? – Głos miał głęboki i schrypnięty. Ale w końcu odezwał się, a ze mnie uszło
odrobinę pary.
– Bo
kupiłam je w komplecie ze stanikiem.
– Jeśli
masz go na sobie, to pokaż. Wtedy oddam.
Zarumieniłam
się. Akurat miałam, ale nie przyszłam tu, aby odstawiać prywatny striptiz.
Dodatkowo irytowały mnie własne myśli, bo jak żywa stanęła przed oczyma scena,
gdy powoli się rozbieram, a on siedzi w bezruchu, obserwując to, z dłonią na…
Nie potrzebowałam lustra, aby wiedzieć, że zrobiłam się czerwona.
– Masz
oddać, to co zabrałeś, a przede wszystkim więcej się do mnie nie zbliżać, bo w
przeciwnym wypadku poproszę Kubę aby cię zwolnił.
– Sadzisz
że cię posłucha? Bo?
Ostatnie
słowo wypowiedział niemal ze śmiechem. Dlaczego on tak lekko traktował
wczorajszy pocałunek, a ja jedynie pragnęłam sprowokować go do powtórki? Czy
dla niego to tylko zabawa? Może najzwyklejszy przypadek? Nie, w to ostatnie nie
uwierzę. Nie przez przypadek myszkował w moich rzeczach, gdy byłam nieobecna.
To coś jeszcze, coś więcej. Oblizałam zaschnięte usta, łapiąc jego spojrzenie.
Tym razem nie było obojętne ani drwiące. O nie! Nie po raz pierwszy przyszło mi
do głowy, że pakuję się w kłopoty. To nie jest ktoś, komu mogę dać po łapach,
gdy sytuacja mnie przerośnie.
–
Dlaczego obciąłeś włosy i zgoliłeś brodę? – Nie wiem dlaczego akurat kwestia
jego nadmiernego owłosienia była dla mnie tak ważna. Może pragnęłam usłyszeć,
że to z mojego powodu?
–
Zrobiło się za gorąco – mruknął. – Pewnie chciałaś usłyszeć coś innego? – dodał
złośliwie jakby czytając w moich myślach.
– Tak,
pewnie – prychnęłam. – Zjawiłam się tu, aby domagać się adoracji nieokrzesanego
idioty.
– Z
tym idiotą to przesadziłaś – odparł ze spokojem, wstając. Doszłam do wniosku,
że właśnie nadszedł moment, by ewakuować się ucieczką, ale zanim zdążyłam
przekuć myśli w czyny, powoli objął mnie, przyciągając ku sobie. Pochylił się,
opierając swoje czoło o moje i przygryzając dolną wargę. Wyraźnie było widać na
co ma ochotę, a ja beształam się w duchu za brak protestu. Przeciwnie, moje
serce biło jak oszalałe, kolana zmiękły, a w głowie zawirowało na wspomnienie
smaku jego ust, żaru ciała. Ładnie wyglądało to moje wczorajsze postanowienie,
by trzymać się z daleka, nie ma co!
– Grzecznie
poproś – wyszeptał, wodząc wargami po moim rozognionym policzku. Nie spytałam
głupio o co, ten etap mieliśmy już za sobą.
–
Tylko o zwrot moich majtek – odszepnęłam, przymykając oczy i delikatnie wodząc
dłońmi po jego nagim ciele.
–
Jesteś pewna? – Usta Sebastiana zawisły nad moimi, dzieliły nas teraz zaledwie
milimetry. Czułam gorąco jego oddechu, zapach papierosów, cierpki piwa i cień
miętowej gumy do żucia.
– Tak.
I bywam uparta.
– Nawet
teraz? – Silne dłonie wślizgnęły się pod cienki materiał sukienki, powędrowały
ku górze, docierając do pośladków i zatrzymały się. Przycisnął mnie do swego
ciała w bardzo jednoznaczny sposób, nadal błądząc wargami po mojej twarzy. Tym
razem jednak postanowiłam mściwie, że to nie ja skapituluję.
– Zwłaszcza
teraz – odpowiedziałam, zerkając na niego spod półprzymkniętych powiek.
Paznokciami wyżłobiłam czerwone ślady na muskularnych ramionach, biodra
wysunęłam do przodu, ocierając się o jego uda.
– Ja
również bywam uparty.
– Jak
bardzo?
– Bardziej
niż przypuszczasz – wymruczał, a potem czubkiem języka zaczął pieścić moją
szyję. Odchyliłam głowę do tyłu, rozkoszując się tym, co za chwilę zrobię. I
nagle gwałtownie go odepchnęłam.
– Trudno
– wzruszyłam ramionami, odwracając się na pięcie. – W takim razie wracam do
pracy.
Nie
uszłam nawet dwóch kroków. Brutalnie chwycił moje ramię, obracając mnie prawie
w miejscu i pocałował. Zmiażdżył usta bez jakiejkolwiek delikatności, nie
prosząc, a żądając i biorąc. A ja słusznie odgadłam, że tak jak wczoraj, tak i
dziś nie zaprotestuję. Zniknęła gdzieś moja dawna nieśmiałość, jak mgła
rozwiały się wszelkie obawy. Pożądałam i byłam pożądana, a ta myśl sprawiła, że
znalazłam się prawie na granicy szaleństwa. Oddałam pocałunek z niemniejszą
siłą, tuliłam się do jego ciała, chaotycznie gładząc dłońmi spoconą skórę. I
pragnęłam jeszcze więcej, jeszcze mocniej. Pragnęłam spełnienia, pragnęłam poczuć
go w moim wnętrzu, pragnęłam… Egoistyczne, cudowne uczucie! Sebastian na chwilę
przerwał i ścisnąwszy mój podbródek, zmusił mnie bym spojrzała mu w oczy.
– A
mój kuzyn? – spytał schrypniętym z emocji głosem. – Chociaż… Może się podzielimy.
Co w rodzinie to nie zginie.
To
nie było pytanie, ale stwierdzenie. Z wściekłością go odepchnęłam. Stałam
naprzeciwko, usiłując wyrównać oddech, targana emocjami jakich nigdy wcześniej
nie zaznałam. Gniew mieszał się z pożądaniem, rozczarowanie z podnieceniem. Jak
on śmiał!
– Gnojek!
– wysyczałam. Byłam gotowa wydrapać mu oczy, choć jeszcze przed chwilą
pragnęłam czegoś zupełnie innego. Nie poznawałam samej siebie. Zawsze umiałam
nad sobą zapanować. Co się zmieniło od wczorajszego wieczoru?
– Chyba
wrócił. Może go spytamy? – Sebastian wyglądał na rozbawionego. Był podniecony,
na co jednoznacznie wskazywała wypukłość pomiędzy jego nogami, ale i przy tym
dobrze się bawił.
– Gnojek!
– powtórzyłam, choć tym razem w moim głosie więcej było goryczy niż złości. Nie
zatrzymał mnie po raz kolejny, a ja biegłam tak długo, na ile starczyło mi
tchu. Zatrzymałam się dopiero nad pobliskim jeziorem. Usiadłam na ściętym pniu,
otulając się ramionami. Potem przyłożyłam dłonie do rozognionych policzków. Co
mnie u diabła opętało? Sprowokowałam go. Nie protestowałam. Gorzej, byłam
zdolna sama się na niego rzucić. Zaczęłam się śmiać. Chichotałam nieco
histerycznie bez opamiętania, a na samym końcu się rozpłakałam. Niedobrze,
myślałam, ocierając łzy wierzchem dłoni. Najwyższy czas znaleźć sobie
porządnego faceta, takiego jak na przykład Kuba. Dziwne, bo tym razem
wspominałam go bez uprzedniej fascynacji, raczej z niechęcią. Ciekawe czy chociaż
się domyślał się… Puknęłam się w czoło. Kuba z pewnością nie należał do tych
porządnych. Na swój sposób znajomość z nim była dla mnie równie niebezpieczna,
co z jego kuzynem. To również był typ faceta, co zdobywa i porzuca. Musiałabym
się bardzo postarać, by zatrzymać takiego przy sobie. Zaślepiona okazywanym mi
podziwem, wyposzczona na gruncie randkowym, od samego początku nie dopuszczałam
do siebie tej myśli. Za bardzo zapatrzyłam się w jego błękitne oczy,
stwierdziłam z ironią. Od dziś trzymam się od nich obu z daleka, a jeśli już
będę chciała seksu, to lepiej wybrać Sebastiana. Z nim nie potrafiłam wiązać
żadnych planów na przyszłość. Westchnęłam, wstając. Czas najwyższy umówić się
na prawdziwą randkę. Chyba nawet zgodzę się na kandydata, którego wyszukała dla
mnie moja przyjaciółka. Przyda się odrobina normalności.
Nie
zauważyłam nawet, kiedy znalazłam się na własnym podwórzu. Wszyscy już wrócili,
na co wskazywał panujący w kuchni gwar. Mogłam uciec na górę, tchórząc. W
zamian za to uśmiechnęłam się pogodnie, zsunęłam ramiączko sukienki na ramię i
przejrzałam się w lustrze wiszącym w przedpokoju. Pierwsze co rzuciło się w
oczy, to nabrzmiałe wargi i rozszerzone emocjami źrenice. Posłałam sama sobie
całusa i dziarsko wkroczyłam do kuchni. I choć Sebastian nie odezwał się ani
słowem, to w jego wzroku zauważałam teraz znacznie więcej. A kiedy nasze
spojrzenia się skrzyżowały, a on poklepał się znacząco po prawej kieszeni,
wybuchłam nieoczekiwanie śmiechem. W końcu jakoś musiałam dać ujście rozpierającemu
mnie szczęściu.
***
Przeciągnęłam
się leniwie, zrzucając z łóżka kołdrę. Potem przeturlałam na brzuch i
zastygłam, pogrążając się w marzeniach. Poddałam się. Nie było sensu udowadniać
samej sobie, czego pragnę. Zauroczył mnie. Zafascynował. Obudził uczucia, o
których istnieniu nie miałam pojęcia. I dzięki temu czułam się nieopisanie
szczęśliwa. Na dodatek ten dreszcz emocji w oczekiwaniu na to, co powinno się
wydarzyć. Ze wszelkich sił starałam się również nie myśleć co będzie dalej.
Jednorazowy seks? Wakacyjne przygoda? Przecież od takiego typa nie powinno
wymagać się więcej. Raczej trudno było wyobrazić go sobie jako kogoś, przy kim
mogłabym się budzić każdego ranka, z kim mogłabym dzielić się problemami i
marzeniami. Uśmiechnęłam się, tym razem ze smutkiem. Niebezpieczna gra, bo jeśli
się zakocham…
link do części VIII - klik
link do części VIII - klik
Prosimy o następną część! *-*
OdpowiedzUsuńŚwietna niespodzianka w ten deszczowy poranek! :)
OdpowiedzUsuńE.
Super , czekam na kolejną część :D
OdpowiedzUsuńBabeczko, ja mam jedna core a daje czadu za 3;) czasem nie mam sily z poskromieniem jej isie poddaje a doba jest za krotka jak dla mnie;) glowa do gory maly podrosnie i za rok bedziesz tylko wspominac;) opowiadanie jak zwykle powala czekam na wiecej i wiecej bo czuje niedosyt;)
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od tego, że się przedstawię.
OdpowiedzUsuńJestem Marika i bardzo cenię sobie Twoje opowiadania. Jesteś dla mnie pewnego rodzaju autorytetem i uwielbiam czytać Twoje opowieści. W każdej z nas jest cząstka erotomanki. :)
Wpisałam adres swojego bloga, bo dopiero zaczynam przygodę w pisaniu, ale niestety przepisów kulinarnych. Czekam na więcej historii :)
Marika
Nooo właśnie ten Zus wrrrr:((
OdpowiedzUsuńopowiadanko osłodziło mi moje serducho,a poza tym tak to czasem bywa chcemy to a idzie inne:)
pozdrawiam Kasia
Babeczko błagam dokończ opowiadanie "ON" mam po nim taki niedosyt czekam najbardziej na jego kontynuację.. mogę cię błagać nawet na kolanach jak będzie trzeba! <3
OdpowiedzUsuńpolecam , nowy blog dla kobiet - http://niewolnicabdsm.blog.pl/
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny twój wpis?
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część? Czekamy już 2 tygodnie 😢
OdpowiedzUsuń