Odliczam dni. Dosłownie. Całość w rozsypce, nawet nie wiem, do którego szpitala pojadę. Dziś rozpoczeliśmy reorganizację lokum mieszkalnego, bo trzeba znaleźć miejsce na łóżeczko dla małego ;-))) Akurat w pracy mały remont, więc mam odrobinę czasu, również na bloga.
Byłam pewna, że wyłączyłam moderację komentarzy, a tu psikus, jednak nie i uzbierało ich się ponad 200. Zaczęłam od pozycji spam i stwierdzam, że jednak chyba dobrze, bo reklamy angielskich blogów, z produktami na porost włosów, to niekoniecznie linki, jakie chciałabym widzieć na moim blogu :-) Zaśmiecanie nie sprzyja pozycji w googlach, więc moderację utrzymam. Co do publikacji tych zaległych komentarzy... Przy moim obecnym tempie to potrwa wieki :D
Prośba do tych czytelniczek, które są zorientowane w temacie - czy miałyście może silne, niespodziewane kołatanie serca, połączone z mocnymi dusznościami i problemami z oddychaniem? Niepokoić się słabo czy mocno, wpływem tych zjawisk na komfort porodu? O ile w ogóle o jakimkolwiek komforcie można mówić...
Spóźnionych życzeń świątecznych nie składam, wstyd mi, ale trudno, przeżyję. Wy również :))) Musiałabym odwiedzić facebooka, ale zapomniałam hasła... Szkoda słów ;-)
Link do części VII - klik
Pożegnanie złośnicy (VIII)
Poranek był przepiękny.
Na idealnie niebieskim niebie nie widać było ani jednej, najmniejszej chociaż
chmurki, a słońce kładło złociste cienie na wciąż mokrą trawę i soczyście
zielone liście drzew.
Joanna stała w
otwartych drzwiach, w roztargnieniu podziwiając otaczający ją przepych przyrody
i jednocześnie zastanawiając się, gdzie się podział Konrad oraz nocni goście.
Owszem, zaspała, ale przecież ósma rano to wcale nie tak późna pora. W końcu
wzruszyła ramionami i pomaszerowała do kuchni, by przygotować sobie kubek
pobudzającej kawy. Zamiast się ubrać i przystąpić do pracy, rozłożyła koc na
rozklekotanym fotelu, który stał na werandzie, chłonąc wszystkim zmysłami
piękno dzisiejszego dnia. Po całej nocy opadów, przyroda jakby ożyła, choć
nadal było gorąco i duszno. Nie zastanawiała się nad tym długo, bo co innego
zaprzątało jej myśli. Wspomnienie tych kilku minut, gdy miała szaloną ochotę
się z nim kochać, stanowiło jednocześnie źródło zakłopotania, jak i
rozczarowania. Samą sobą, tym że tak szybko uległa i tym, że zakończenie było
tak raptowne i nieoczekiwane. Poza tym wcale nie spała, gdy Konrad wrócił.
Udawała. Uspokoiła swój oddech, zamknęła oczy i błagała w duchu, by się tego
nie domyślił. Poszło łatwiej niż przypuszczała.
W jaskrawym świetle
poranka, w samotności, pośród ciszy, która sama w sobie była specyficzną
odmiana melodii, rozumiała jeszcze mniej. Gdyby tylko mogła odzyskać
wspomnienia. Wtedy wszystko stałoby się o wiele łatwiejsze. Wytężyła umysł,
szukając w nim jakiegokolwiek śladu dawnego życia. Nic z tego. Pamiętała
rodziców, pierwszy rok na studiach, ale nic poza tym. To było frustrujące, a
zapewnienia Konrada, że amnezja może minąć w każdej chwili wcale ją nie
pocieszyły.
– Gdybym chociaż
pamiętała czy go kocham – westchnęła, dopijając kawę. – Chociaż z drugiej
strony jak wytrzymałabym z takim facetem, jeśli nic do niego bym nie czuła?
Pytanie było
retoryczne, bo nie potrafiła na nie w żaden sposób odpowiedzieć. Powinna się
raczej zająć porządkami niż gdybaniem, które nie niosło ze sobą żadnego
pożytku, a jedynie wprowadzało niepotrzebny zamęt. Tak, to dobry pomysł. Byle
zając czymś ręce, zaabsorbować umysł. W końcu wspomnienia wrócą i będzie mogła
uporządkować chaos w swym sercu. I najlepiej jeśli do tego czasu będzie się
trzymała z dala od ramion Konrada.
Kilka godzin później,
po kuchni snuł się cudowny aromat pieczystego, łazienka lśniła czystością, a
spocona lecz zadowolona Joanna, parzyła właśnie herbatę ze świeżej mięty,
której sporą hodowlę znalazła tuż po płotem, w miejscu, które wyglądało jak
wspomnienie przydomowego, ziołowego ogródka.
– Co tak cudnie
pachnie? – usłyszała rozbawiony głos.
– Obiad –
odpowiedziała, usiłując zachować spokój, choć wyraźnie czuła, że się rumieni.
– Odprowadziłem
naszych nocnych gości, pomogłem im zreperować namiot i pojechałem po chłopców.
– To gdzie oni są?
– Poszli jeszcze
nad jezioro, obiecując że wrócą za godzinę. Nie martw się żabciu, jedzenie to
oni wyczują szóstym zmysłem.
– To dobrze, bo
nie chciałabym aby się zmarnowało.
Nalała sobie herbaty i
usiadła przy stole, patrząc jak Konrad wypakowuje z torby zakupy. Prychnęła,
gdy zobaczyła czteropak piwa. Zerknął na nią i jakby się zawstydził.
– Jest najlepsze
na upały – wyjaśnił niechętnie.
– Nie wiedziałam,
że tropikalne lato panuje u nas cały rok?
– Gdybyś odzyskała
wspomnienia, wiedziałabyś, że piwo pijam tylko latem. A ty razem ze mną.
– Amnezja amnezją,
ale w to nie uwierzę.
– Nie musisz –
wzruszył ramionami. Usiadł naprzeciwko i przez chwilę panowała między nimi
pełna skrępowania cisza.
– Chciałabym cię o
coś prosić – zaczęła niepewnie Joanna.
– Ciuchy już były,
więc teraz pewnie kosmetyki?
– Nie. Chociaż
przydałyby się, nie powiem.
– To o co? –
utkwił wzrok w jej spłoszonych oczach. Widać, nie podobał się jej ten temat. Za
to jemu coraz bardziej podobała się ona. Pal licho konsekwencje, najwyżej
będzie się znacznie bardziej wściekała, gdy już wróci jej pamięć.
– Wczoraj… Nie!
chciałam powiedzieć, że w nocy… – odchrząknęła. – Nie patrz tak na mnie.
– Czyli jak?
„Jak kot na tłustą mysz”,
dodała w duchu, ale nie miała ochoty wszczynać kolejnej słownej utarczki.
– Chodzi o to, że
powinniśmy trzymać się od siebie z daleka, dopóki nie odzyskam pamięci –
wyrzuciła z siebie gwałtownie.
– Z daleka? A kto
niby wskoczył na mnie pośrodku nocy?
– Nie masz bladego
pojęcia jak się czuję niepewna i zagubiona – odparła, drżącą dłonią poprawiając
natrętny kosmyk włosów. – Z jednej strony bardzo tego pragnę…
Przerwała, bo Konrad
zakrztusił się piwem. Ona tego chciała? Czyli czego? Na pewno dobrze zrozumiał
wypowiedziane przed chwilą słowa?
– Pomóc ci? –
spytała zaniepokojona tak gwałtowną reakcją Joanna.
– Nie trzeba. –
Głęboko odetchnął. – Czego niby pragniesz?
– No wiesz…
– Nie wiem. I nie
lubię snuć domysłów.
Zmieszała się jeszcze
bardziej. Ale skoro powiedziało się a, to trzeba powiedzieć i b.
– Kochać się z
tobą. Tylko nie wiem czy to trwałe uczucie, czy też chwilowe pragnienie, które
w normalnych warunkach, nigdy by… Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?
Konrad siedział,
bezmyślnie obracając w dłoniach pustą szklankę po piwie. Kiełkujące pożądanie
zastąpiły narastające wyrzuty sumienia. Była tak rozbrajająco szczera, gdy wypowiadała
te słowa i tak uroczo zakłopotana, że poczuł się niczym najgorszy drań. Stare
krzywdy przestały być nagle tak ważne, zapiekła żądza odwetu straciła na
znaczeniu. Może już najwyższy czas zakończyć tę maskaradę?
Już otwierał usta, z determinacją
postanawiając wyznać prawdę, gdy do kuchni wtoczyła się gromada głośnych, na
wpół nagich chłopców.
– Obiad! –
wrzasnął radośnie jeden z nich, po czy cała trójka błyskawicznie zajęła miejsca
przy stole. Joanna, choć początkowo wyglądała na oszołomioną, wstała i w
pośpiechu zaczęła nakładać na wyszczerbione talerze, całkiem spore porcje.
Zapomniała nawet o tym, że w pierwszej kolejności miała ich zagonić do umycia
rąk. Mówiąc szczerze była wdzięczna za przerwanie kłopotliwego tematu. Konrad
również odetchnął z ulgą. Jeszcze chwila, a wszystko by zdradził. Nie chodzi o
to, że nie chciał tego zrobić, ale musi sobie wszystko przemyśleć, poukładać, a
dopiero potem zacząć działać. Pewnie dlatego, tuż po obiedzie, wybąkał
niewyraźne usprawiedliwienie, po czy wsiadł do auta i ruszył pięknym zrywem w
kierunku drogi głównej. Chłopcy podziękowali, po czym ponownie uciekli nad
jezioro, zabierając ze sobą kanapki i zimną herbatę miętową w plastikowych
butelkach. A Joanna została sama, w towarzystwie sterty brudnych naczyń
***
Kilka godzin później, gdy
już uporała się z domowymi obowiązkami, wyszła do ogrodu. Tuż przed zachodem
słońca. Nadal była sama, bo nikt z domowników jeszcze nie wrócił, ale wcale nie
pragnęła czyjegoś towarzystwa. Tym razem samotność była jak najbardziej
pożądana. Ruszyła przed siebie, wąską, krętą ścieżką, aż doszła do sadu. Był
stary i zaniedbany, otoczony rozwalającym się płotem, wzdłuż którego rosły
rozczochrane krzaki porzeczek. Słońce ubarwiło rubinowym blaskiem korony drzew
i rosnącą bujnie trawę. Po prawej stronie rósł gęsty, sosnowy las, na wprost
było widać nagie już teraz pola. Za nimi zielone łąki tonące w złocistym
świetle. Po lewej z trawy wychylały się młode drzewka, potem stopniowo coraz
wyższe i smuklejsze, w końcu tworzące zwartą gęstwinę.
Patrzyła na zachód słońca,
za plecami mając wschodzący srebrzysty glob księżyca. Powietrze było
przesiąknięte wilgocią, tysiącem zapachów, śpiewem ptaków. Łagodnym, urywającym
się, jakby i one chciały przekazać, że czas na odpoczynek.
Czar tego zakątka
przyniósł jej ukojenie. Ale też przywołał niezwykłe myśli. Przykucnęła, dłonią
dotykając niewielkich kwiatków, które nieśmiało wychylały się z bujnej trawy.
Przymknęła oczy, przywołując obraz Konrada. Nadal nie mogła uwierzyć, że ten
mężczyzna jest jej mężem.
Był… Niesamowity! Kiedy
jej dotykał, czuła dziwną słabość, ogarniającą całe ciało. Kiedy patrzył z tą
lekką ironią, zasychało jej w ustach, a serce zaczynało bić jak szalone. Boże!
Zachowywała się, jakby pierwszy seks był jeszcze przed nimi. Zachichotała. A więc
amnezja miała swoje dobre strony?
Zzuła buty i stanęła
pośrodku drzew, których gałęzie uginały się od dojrzałych owoców. Trawa była
mokra i zimna, ale Joannie to nie przeszkadzało. Dziwne, lecz miała uczucie,
jakby robiła to po raz pierwszy w życiu. Nie, inaczej. Jakby po raz pierwszy
była prawdziwie wolna. Uniosła dłoń i uwolniła włosy z surowego koka. Rozsypały
się falą na plecach, a ona westchnęła. I nagle wyrzuciła ramiona w górę.
Poprzez ciszę wieczoru, pośród tej soczystej zieleni skąpanej w złotym blasku
zachodzącego słońca, dał się słyszeć perlisty śmiech, zmieszany z szumem
wiatru, z trelami ptaków. Prawdziwy, niczym nieskrępowany, pełen szczęścia.
Bo czuła się
szczęśliwa.
Tańczyła, wirując wokół
własnej osi. Ubrana jedynie w krótką, przybrudzoną sukienkę, zanosząc się
śmiechem. To była oczyszczająca kąpiel w purpurowo złocistym blasku promieni
zalewających cały świat.
Nie mogła wiedzieć, że
z leśnego gąszczu obserwuje ją zdumiony mężczyzna. Prawie, że wrósł w ziemię,
bojąc się poruszyć, by nie stracić ani sekundy z tego niecodziennego
przedstawienia. I nie po raz pierwszy pomyślał, że nie widział nigdy tak
cudownej kobiety. Rude loki wirowały wokół bladej twarzy, podobnej do tych,
które czasami widuje się na starych obrazach. Sukienka unosiła się raz za
razem, ukazując idealne w kształcie nogi i tak cudowne uda, że wręcz poczuł
fizyczny ból, gdy uświadomił sobie, że nie może ich dotknąć. To jednak nie był
dobry pomysł. Cała ta maskarada…
link do części IX - klik
silne i niespodziewane kołatania serca miewałam, zwłaszcza pod konie ciąży, duszno mi też się robiło, ale jakoś się tym specjalnie nie przejmowałam. Ale zawsze warto skontaktować się z lekarzem - mi nic nie było, a poród miałam za pomocą cięcia cesarskiego bo synek był na krótkiej pępowinie. Z tobą pewnie będzie podobnie, no może poza cięciem;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Kiedy kolejny ?
OdpowiedzUsuńDziękuję, kochana jesteś! Oby wszystko Ci się ułożyło.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś choćby na chwilkę. Pomyślnego rozwiązania i przespanych nocek Ci życzę ☺
OdpowiedzUsuńStyna
A, może tak "Tylko śniegu nie brak (III)" !? ;)
OdpowiedzUsuńCudo! Jednocześnie śmieszne i romantyczne:) Czekam z niecierpliwością na kolejne fragmenty
OdpowiedzUsuńBabeczko, powodzenia życzę. I takie pytanie - czy możemy liczyć jeszcze na uzupełnienie serii o demonach lub na coś fantastycznego/paranormalnego? :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) Czekam na kolejny, chociaż zdaję sobie sprawę, że zapewne trochę sobie poczekam. ;) Ale zdrówka, Babeczko! W międzyczasie nadrobię inne opowiadania, bo trafiłam na Twojego bloga, więc nie zdążyłam wszystkich perełek odkryć. ;)
OdpowiedzUsuńW międzyczasie zapraszam do mnie: www.lek-na-samotnosc.blogspot.com
Kiedy będzie kolejna cześć opowiadania "ON" , bo czekamy już bardzo długo
OdpowiedzUsuńBabeczko! Gdzie jesteś?
OdpowiedzUsuńCześć Babeczko!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dosłownie wszystkie Twoje (zakończone) opowiadania i jestem fanką!
Podoba mi się Twój styl pisania, a że tez lubię czasem coś sobie skrobnąć, to mogę uznać że lekko ironiczny styl i najlepiej się czyta i łatwo stosuje (przynajmniej mnie). Życzę Ci przede wszystkim WENY!
Jeśli chcesz to wpadnij :D
bloggerczteryzywioly.blogspot.com
i
bloggerkotiduzawanna.blogspot.com
Niech Muzy mają Cię w opiece :P
A.
Babeczko
OdpowiedzUsuńostatnio natknęłam się w internecie na takie coś jak BDSM. nawet mnie ten temat zaciekawił. Fajnie by było poczytać takie opowiadania w Twoim wykonaniu ;)
pozdrawiam
Zuzka
,! Babeczko!, żyjesz jeszcze ,co u ciebie słychać? Pyta się aaga
OdpowiedzUsuńKiedy reszta błagam 😊
OdpowiedzUsuń