sobota, 16 sierpnia 2014

Dług (IV)

link do części III - klik

          Dług (IV)
Skłamał. Właściwie zupełnie nie chciało mu się jeść. Siedział i wpatrywał się w dziewczynę, która rozglądała się dookoła z ciekawością. Jeśli mówiła prawdę… Jasny gwint! Taki towar, a na dodatek nieużywany! Pomacał kieszeń. Wyczuł dwie małe, okrągłe pigułki i od razu się podniecił. Obiadu prawie nie ruszył, zresztą przez cały czas milczał, gapiąc się zachłannie na Wiktorię. W końcu przykuło to uwagę jego brata.
– Nie jesteś dziś zbyt rozmowny? Stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?
– Nie – Mateusz odchrząknął.
– To przez nią jesteś rozkojarzony? Wcale się nie dziwię – Artur promiennie uśmiechnął się do zdziwionej Wiki. – Tak śliczna dziewczyna musi zaprzątać myśli każdego zdrowego samca w promieniu kilku kilometrów.
– Nie traktuj mnie jak zwierzyny, którą można jedynie upolować.
– Ja? Skąd! – zaprzeczył żarliwie. Zarumieniła się, lecz powodem nie był gniew. Zmieszała się pod jego bacznym, pełnym nieukrywanego podziwu, spojrzeniem. W zasadzie to jeszcze nikt tak na nią nie patrzył. Nigdy wcześniej.
– Zatańczymy? – Mateusz zerwał się nagle z miejsca, zwinnie i szybko pomimo swych dość pokaźnych rozmiarów. Nie zdążyła zaprotestować, gdy znalazła się pośrodku tłumu tańczących par. A że grana melodia należała raczej do spokojnych, wręcz balansujących na granicy tkliwego romantyzmu, nie pozostało jej nic innego, jak przytulić się do partnera. Oparła dłonie o jego ramiona i spojrzała w górę.
– Czuję się przy tobie niczym krasnal – roześmiała się. – Jakim cudem urosłeś tak duży?
– Geny – odpowiedział z pozornym spokojem. Z pozornym, bo momentalnie wróciło podniecenie, pojawiło się pożądanie. Tak cholernie ciężko było opanować coś, co było nie do opanowania.
– Ewa jest do was podobna, ma twoje oczy i uśmiech Artura. Na szczęście nie odziedziczyła w genach góry mięśni i wzrostu zawodowego koszykarza. Niech zgadnę, metr dziewięćdziesiąt?
– Osiem – dodał, przyglądając się jej uważnie. Czyżby ponownie zauważył w złocistych oczach podziw?
– Och!
Nic dziwnego, że nawet w swych mega wysokich obcasach sięgała mu zaledwie do ramienia. I jakby tego było za mało, cała reszta była równie imponująca. Otrząsnęła się ze zgrozą. Przecież nie dla niej!
– To sporo – powiedziała w zamyśleniu. – Chyba trudno znaleźć podobnie wysoką dziewczynę?
– Dlaczego wysoką?!
– No wiesz… Jakby to ująć. Zbyt duże różnice nie są wskazane.
Mateusz miał wypisane na twarzy autentyczne zdumienie. O jakich ona różnicach u diabła bredziła? Nie, ni w ząb nie rozumiał tej dziewczyny. Co za dziwadło, opakowane w tak cudowne ciało. Dobrze, zależało mu w końcu na tym drugim, pal licho te bzdury, które wygadywała.
– Chociaż podobno w łóżku wszelkie różnice się zacierają – dodała, nadal zmyślona, posyłając mu przeciągłe spojrzenie. Trzeba przyznać, że pierwszy raz w życiu musiał tak nad sobą panować. Z nagłym rozrzewnieniem pomyślał o przodkach jaskiniowcach, którzy wybrankę walili maczugą w łeb i za włosy ciągnęli do jaskini. Z drugiej jednak strony on stosował nowocześniejszą wersję tego manewru.
– Pięknie tu – kontynuowała niczego nieświadoma ofiara jego pożądania. – A cała uroczystość… Zresztą, co ja będę mówić, sam rozumiesz. Też bym nie pogardziła takim weselem.
Mateusz skrzywił się. Znów truła o ślubie? Chwała temu, kto wymyślił takie tabletki. Wrzuci połówkę do drinka i sprawa załatwiona. On dostanie upojną nockę, a ona i tak niczego nie będzie pamiętała. Musi jeszcze spławić brata. Przeszła mu ochota, by się dzielić. Ta dziewczyna była jego!
Jego! Zacisnął wargi i chyba nie tylko, bo Wiktoria jęknęła protestując.
– To boli!
Poluzował uścisk i nieco się pochylił. Ciemne, aksamitne włosy muskały mu teraz twarz, czuł zapach jej perfum i ciała, oszałamiającą mieszankę o piorunującym działaniu. Delektował się nim, wdychając głęboko i coraz bardziej tracąc poczucie rzeczywistości. Wszystko inne stało się odległe, nierzeczywiste, wręcz obojętne. Przycisnął ją do siebie w dość jednoznaczny sposób, ale nie zaprotestowała. Przymknęła oczy i pozwoliła nawet na to, by męskie dłonie zsunęły się w dół pleców, a później jeszcze odrobinę niżej. Zgoda, nie był w jej typie, lecz całą sobą chłonęła przyjemność płynącą z tej chwili i sytuacji. Zapomniała nawet o nieprzyjemnym incydencie sprzed kilku godzin oraz o swych własnych obiekcjach.
Muzyka umilkła, ale żadne z nich tego nie zauważyło. Dopiero kiedy zabrzmiało coś skocznego, energicznego, Wiktoria uniosła głowę i spojrzała na Mateusza z oszołomieniem.
– Chodź na górę, tam jest dużo pustych… – zaczął schrypniętym głosem.
– Nie! Czy ty wszystko musisz popsuć? – spytała z żalem, wyślizgując się z jego objęć.
– Co popsuć? To dziwne, że mam na ciebie ochotę?
– Pewnie sądzisz, że słysząc taką propozycję, podwinę sukienkę i popędzę na najbliższe łóżko? – dodała z sarkazmem.
– Niekoniecznie na łóżko – zmrużył oczy. Nie chciał dłużej czekać. W spodniach zrobiło mu się dziwnie ciasno, nabrzmiały członek wręcz błagał, by uwolnić go z opinającego materiału. Było mu gorąco i nie mógł myśleć o niczym innym, jak o tym, by w końcu ją przelecieć. Na wszelkie możliwe sposoby i tak długo, jak da radę. Dla takiego kurczaka pół pigułki powinno wystarczyć. Nie chciał pozbawić przytomności, a jedynie stłumić opór.
– Napijesz się czegoś?
W głowie Wiktorii zapaliła się ostrzegawcza lampka. Coś za szybko się poddał, zmieniając temat i usiłując udawać spokojnego. A przecież przed chwilą widziała w jego oczach coś zupełnie odmiennego. Coś, co przeraził ją i spowodowało, że miała chęć na natychmiastowy powrót do domu.
– Może być woda albo sok.
– Woda? Żartujesz. Przyniosę coś ekstra. Wypijemy na zgodę.
Niepokój przybrał na sile. Na wszelki wypadek postanowiła wmieszać się w tłum gości. Będzie bezpieczniejsza. Co za problem dla tego osiłka, chwycić ją, zatkać usta potężną ręką i zawlec gdzieś w krzaki. Coś ekstra? Pewnie sądził, że alkohol uczyni ją bardziej chętną na jego prymitywne awanse. Albo… Zmarszczyła brwi. Jadąc ostatnio autobusem, zupełnie przypadkiem stała się świadkiem rozmowy dwóch, sporo młodszych od niej dziewczyn. Opowiadały sobie mrożącą w żyłach krew historię o zbiorowym gwałcie na ich koleżance. Wrzucono jej na imprezie coś do drinka. Zaraz, zaraz… Jak to nazwały? Pigułka gwałtu?
Coś ekstra? No, najwyższy czas się wycofać i zażądać odwiezienia do domu. Na początek wrócić do stolika. Jak pomyślała, tak zrobiła. Mateusz zniknął, jednak niedane jej było odetchnąć.
– Gdyby to nie zabrzmiało nieprawdopodobnie, powiedziałbym, że mój brat jest zazdrosny. – Artur bez pytania usiadł tuż obok. Za blisko. Odsunęła się kawałek, bo nie odpowiadała jej ta wymuszona bliskość.
– Chciał zatańczyć.
– Akurat. Pierwszy raz w życiu widziałem go na parkiecie. Nawet w klubie nigdy tego nie robił.
– Nic dziwnego. To dudniące coś ciężko nazwać muzyką – oświadczyła wyniośle Wiktoria. – Wybacz, jestem zmęczona i nie mam ochoty na pogawędki. Tylko mnie za to nie bij – dodała z ironią.
– Poniosło mnie.
– Tak? Nadal czuję tego konsekwencje.
Podniecał go jej chłodny ton głosu. Gniewne spojrzenie złocistych oczu. Opór, który okazywała był prawdziwy. I do cholery! To właśnie działało na niego niczym czerwona płachta na byka. A gdyby tak zrealizować swój własny plan? Nawet jeśli będzie musiał poczekać kilka dni, warto było to zrobić.
– Zatańczysz? – I bezceremonialnie ujął Wiktorię za rękę, prowadząc ją na parkiet. Nie widziała powodu, aby zaprotestować, choć bardzo niechętnie zdecydowała się na ten taniec.
Objął ją w pasie, a ona położyła mu dłonie na ramionach. Lecz nic ponad to.
– Widzę, że wciąż jesteś wściekła o tamten wieczór? – powiedział, pochylając się i łapiąc spojrzenie bursztynowych oczu.
– Tak.
– Nie powinnaś. Musimy surowo traktować dłużników, taka praca kociaku.
– Kopanie bezbronnych kobiet nazywasz pracą? – spytała z ironią, udając, że nie dostrzega, iż jego dłonie delikatnie pieszczą jej plecy. I co gorsza, powolutku wędrują w dół.
– W tym wypadku wszystkie chwyty dozwolone.
– Przykro mi, ale lubię nazywać rzeczy po imieniu. Najpierw potraktowałeś mnie jak dziwkę, potem uderzyłeś, a na samym końcu o mało co nie połamałeś żeber. Do dzisiejszego dnia mam siniaka na prawym boku.
– Pokażesz mi? – wymruczał, z ustami tuż przy jej twarzy. – Na górze jest cała masa wolnych pokoi. A w nich ogromne łóżka… – męskie dłonie zacisnęły się nieznacznie na jej pośladkach.
– Mam dość! Puść mnie! – powiedziała to chyba zbyt głośno, bo kilka osób przyjrzało im się z nagłym zainteresowaniem. Artur roześmiał się i przycisnął ją do siebie w bardzo jednoznaczny sposób.
– Tym razem bym cię nie uderzył – odparł rozbawiony. – Za to całowałbym i pieścił tak długo, aż sama błagałabyś o seks ze mną.
– Czy tak trudno pojąć, że nie mam na to ochoty? – Mówiąc to, usiłowała wyplątać się z jego ramion. – Nie droczę się, nie przekomarzam. Jeśli mówię nie, to oznacza to nie.
– A wiesz kociaku, że taki opór działa jak najlepszy afrodyzjak?
– Za chwilę wywołam skandal i twój brat będzie wściekły – spojrzała na niego groźnie. Gdyby miała większe doświadczenie, zrozumiałaby, że mężczyzna o pociemniałych z pożądania oczach nie tak szybko da za wygraną. Zwłaszcza czując ciepło jej ciała, zapach perfum i delikatnej skóry. Stawał się coraz bardziej zamroczony, coraz mocniej zdecydowany, by pokonać jej sprzeciw. Słowo „nie” było dla nie go pustym dźwiękiem, jedynie przeszkodą na drodze do osiągnięcia celu.
– A co mi zrobisz? Powiesz, że jestem niewychowany? – Drwina doskonale słyszalna w jego głosie, była ostatnią kroplą goryczy. Wiktoria od samego początku czuła się niczym przedmiot, który każdy z braci chciał zdobyć na swój sposób. Mateusz zaproponował, że zapłaci. A ten tutaj wierzył w swój niezaprzeczalny urok osobisty. Niezaprzeczalny, choć na nią nie działał. Szał był stanem obcym jej duszy, ale tym razem przestała nad sobą panować. Otwartą dłonią uderzyła prosto w tą przystojną, szyderczą twarz. Artur od razu przestał się uśmiechać i sprawnie zablokował kolejne uderzenie.
– Nie radzę – powiedział złowróżbnym tonem.
– Chcę tylko byś mnie zostawił w spokoju.
– Nie.
– Przecież nie dałam ci żadnego powodu do takiego zachowania – jęknęła z rozpaczą.
– Nie dałaś. Wolisz mojego brata? Wiesz, co zaplanował dla ciebie na dzisiejszy wieczór?
– A powinnam? – spytała, nagle blednąc. Czyżby jednak jej podejrzenia były słuszne?
– Nie pij niczego, co ci przyniesie – szepnął Artur, pochylając się.
– Chcę do domu! – wyrwało się Wiktorii z rozpaczą. Naprawdę miała tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie rozumiała jedynie, dlaczego tak bardzo zabolał fakt, iż słusznie domyślała się podstępu ze strony Mateusza. Jak on mógł? Prymitywny wieprz, określiła go w myślach ze złością. Już ona mu pokaże!
– Zadzwonię po taksówkę dla ciebie.
– Nie mam czym zapłacić – odparła krótko. – I to wasza wina.
– Częściowo – Artur pogładził ją kciukiem po policzku. Miała ochotę odgryź mu go, za tak zbytnie spoufalanie się. – Zapłacę za ciebie. Bez podtekstów.
– Akurat – mruknęła. Lecz postanowiła skorzystać z okazji.
Miała jednak coś jeszcze do załatwienia.
Pół godziny później zadowolona z siebie Wiktoria wsiadała do taksówki. Artur pożegnał ją grzecznie, pomachał na pożegnanie i roześmiał się głośno, gdy samochód odjechał.
Biedny Mateusz, pomyślał. Gdy dojdzie do siebie, dziewczątku przyda się ochrona. Powiedzieć, że będzie wściekły, to z pewnością za mało. Znał brata, wiedział czego może się po nim spodziewać. I wtedy on wystąpi w charakterze szlachetnego obrońcy. Uśmiechnął się pod nosem. Śliczna była. Może nawet zatrzyma ją na dłużej? Miło byłoby budzić się przy niej każdego poranka i uprawiać szalony seks, całować ją i droczyć się. Nawet odrobinę się rozmarzył. Po czym dopił szampana i ruszył zapewnić sobie towarzystwo na dzisiejszą noc.

link do części V - klik

10 komentarzy:

  1. Boskie!!! Tylko czemu takie krotkie. :-(
    Czekam na wiecej.
    Niagati.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jaja. Będzie się działo... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Babeczko jesteś sadystką wiesz że przez twoje opowiadania zarywam kolejną noc błagfam dodasj jeszcze coś dzisiaj z o

    OdpowiedzUsuń
  4. No no całkiem nieźle się sytuacja rozwija

    OdpowiedzUsuń
  5. Babeczko wiem, że teraz jestes na wakacjach, ale co z Ciemniejsza stroną księżyca? K :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne! :) / N.

    OdpowiedzUsuń
  7. coś za krótko :(( ciekawe co ona wymyśliła :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Może mały konkurs muzyczny, pt. piosenka do opowiadania. Mi osobiście od kilku miesięcy chodzi po głowie taka jedna- do Dżina a mianowicie zespołu Mig - miód malina. Agnes

    OdpowiedzUsuń
  9. Babeczko, błagam udostępnij coś dziś jeszcze taki prezent urodzinowy, który będzie lepszy niż rozczarowanie po wejściu do domu po powrocie z pracy.
    ~Twoja oddana czytelniczka. Anita.

    OdpowiedzUsuń
  10. Po przeczytanym fragmencie zastanawiam się co się będzie działo dalej z głównymi bohaterami,ale twoje teksty są tak nie przewidywalne jak prognoza pogody, zawsze rozwiązanie jest zaskakujące. Czekam na kolejną część :)

    Weroniś :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.