link do części III - klik
Dług (IV)
link do części V - klik
Dług (IV)
Skłamał. Właściwie
zupełnie nie chciało mu się jeść. Siedział i wpatrywał się w dziewczynę, która rozglądała
się dookoła z ciekawością. Jeśli mówiła prawdę… Jasny gwint! Taki towar, a na
dodatek nieużywany! Pomacał kieszeń. Wyczuł dwie małe, okrągłe pigułki i od
razu się podniecił. Obiadu prawie nie ruszył, zresztą przez cały czas milczał,
gapiąc się zachłannie na Wiktorię. W końcu przykuło to uwagę jego brata.
– Nie jesteś dziś
zbyt rozmowny? Stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?
– Nie – Mateusz
odchrząknął.
– To przez nią
jesteś rozkojarzony? Wcale się nie dziwię – Artur promiennie uśmiechnął się do
zdziwionej Wiki. – Tak śliczna dziewczyna musi zaprzątać myśli każdego zdrowego
samca w promieniu kilku kilometrów.
– Nie traktuj mnie
jak zwierzyny, którą można jedynie upolować.
– Ja? Skąd! –
zaprzeczył żarliwie. Zarumieniła się, lecz powodem nie był gniew. Zmieszała się
pod jego bacznym, pełnym nieukrywanego podziwu, spojrzeniem. W zasadzie to
jeszcze nikt tak na nią nie patrzył. Nigdy wcześniej.
– Zatańczymy? –
Mateusz zerwał się nagle z miejsca, zwinnie i szybko pomimo swych dość
pokaźnych rozmiarów. Nie zdążyła zaprotestować, gdy znalazła się pośrodku tłumu
tańczących par. A że grana melodia należała raczej do spokojnych, wręcz
balansujących na granicy tkliwego romantyzmu, nie pozostało jej nic innego, jak
przytulić się do partnera. Oparła dłonie o jego ramiona i spojrzała w górę.
– Czuję się przy
tobie niczym krasnal – roześmiała się. – Jakim cudem urosłeś tak duży?
– Geny –
odpowiedział z pozornym spokojem. Z pozornym, bo momentalnie wróciło
podniecenie, pojawiło się pożądanie. Tak cholernie ciężko było opanować coś, co
było nie do opanowania.
– Ewa jest do was
podobna, ma twoje oczy i uśmiech Artura. Na szczęście nie odziedziczyła w
genach góry mięśni i wzrostu zawodowego koszykarza. Niech zgadnę, metr
dziewięćdziesiąt?
– Osiem – dodał,
przyglądając się jej uważnie. Czyżby ponownie zauważył w złocistych oczach podziw?
– Och!
Nic dziwnego, że nawet
w swych mega wysokich obcasach sięgała mu zaledwie do ramienia. I jakby tego
było za mało, cała reszta była równie imponująca. Otrząsnęła się ze zgrozą.
Przecież nie dla niej!
– To sporo –
powiedziała w zamyśleniu. – Chyba trudno znaleźć podobnie wysoką dziewczynę?
– Dlaczego
wysoką?!
– No wiesz… Jakby
to ująć. Zbyt duże różnice nie są wskazane.
Mateusz miał wypisane
na twarzy autentyczne zdumienie. O jakich ona różnicach u diabła bredziła? Nie,
ni w ząb nie rozumiał tej dziewczyny. Co za dziwadło, opakowane w tak cudowne
ciało. Dobrze, zależało mu w końcu na tym drugim, pal licho te bzdury, które
wygadywała.
– Chociaż podobno
w łóżku wszelkie różnice się zacierają – dodała, nadal zmyślona, posyłając mu
przeciągłe spojrzenie. Trzeba przyznać, że pierwszy raz w życiu musiał tak nad
sobą panować. Z nagłym rozrzewnieniem pomyślał o przodkach jaskiniowcach,
którzy wybrankę walili maczugą w łeb i za włosy ciągnęli do jaskini. Z drugiej
jednak strony on stosował nowocześniejszą wersję tego manewru.
– Pięknie tu –
kontynuowała niczego nieświadoma ofiara jego pożądania. – A cała uroczystość…
Zresztą, co ja będę mówić, sam rozumiesz. Też bym nie pogardziła takim weselem.
Mateusz skrzywił się.
Znów truła o ślubie? Chwała temu, kto wymyślił takie tabletki. Wrzuci połówkę
do drinka i sprawa załatwiona. On dostanie upojną nockę, a ona i tak niczego
nie będzie pamiętała. Musi jeszcze spławić brata. Przeszła mu ochota, by się
dzielić. Ta dziewczyna była jego!
Jego! Zacisnął wargi i
chyba nie tylko, bo Wiktoria jęknęła protestując.
– To boli!
Poluzował uścisk i
nieco się pochylił. Ciemne, aksamitne włosy muskały mu teraz twarz, czuł zapach
jej perfum i ciała, oszałamiającą mieszankę o piorunującym działaniu. Delektował
się nim, wdychając głęboko i coraz bardziej tracąc poczucie rzeczywistości. Wszystko
inne stało się odległe, nierzeczywiste, wręcz obojętne. Przycisnął ją do siebie
w dość jednoznaczny sposób, ale nie zaprotestowała. Przymknęła oczy i pozwoliła
nawet na to, by męskie dłonie zsunęły się w dół pleców, a później jeszcze
odrobinę niżej. Zgoda, nie był w jej typie, lecz całą sobą chłonęła przyjemność
płynącą z tej chwili i sytuacji. Zapomniała nawet o nieprzyjemnym incydencie
sprzed kilku godzin oraz o swych własnych obiekcjach.
Muzyka umilkła, ale
żadne z nich tego nie zauważyło. Dopiero kiedy zabrzmiało coś skocznego,
energicznego, Wiktoria uniosła głowę i spojrzała na Mateusza z oszołomieniem.
– Chodź na górę,
tam jest dużo pustych… – zaczął schrypniętym głosem.
– Nie! Czy ty
wszystko musisz popsuć? – spytała z żalem, wyślizgując się z jego objęć.
– Co popsuć? To
dziwne, że mam na ciebie ochotę?
– Pewnie sądzisz,
że słysząc taką propozycję, podwinę sukienkę i popędzę na najbliższe łóżko? –
dodała z sarkazmem.
– Niekoniecznie na
łóżko – zmrużył oczy. Nie chciał dłużej czekać. W spodniach zrobiło mu się
dziwnie ciasno, nabrzmiały członek wręcz błagał, by uwolnić go z opinającego
materiału. Było mu gorąco i nie mógł myśleć o niczym innym, jak o tym, by w
końcu ją przelecieć. Na wszelkie możliwe sposoby i tak długo, jak da radę. Dla
takiego kurczaka pół pigułki powinno wystarczyć. Nie chciał pozbawić przytomności,
a jedynie stłumić opór.
– Napijesz się czegoś?
W głowie Wiktorii
zapaliła się ostrzegawcza lampka. Coś za szybko się poddał, zmieniając temat i
usiłując udawać spokojnego. A przecież przed chwilą widziała w jego oczach coś
zupełnie odmiennego. Coś, co przeraził ją i spowodowało, że miała chęć na
natychmiastowy powrót do domu.
– Może być woda
albo sok.
– Woda? Żartujesz.
Przyniosę coś ekstra. Wypijemy na zgodę.
Niepokój przybrał na
sile. Na wszelki wypadek postanowiła wmieszać się w tłum gości. Będzie
bezpieczniejsza. Co za problem dla tego osiłka, chwycić ją, zatkać usta potężną
ręką i zawlec gdzieś w krzaki. Coś ekstra? Pewnie sądził, że alkohol uczyni ją
bardziej chętną na jego prymitywne awanse. Albo… Zmarszczyła brwi. Jadąc
ostatnio autobusem, zupełnie przypadkiem stała się świadkiem rozmowy dwóch,
sporo młodszych od niej dziewczyn. Opowiadały sobie mrożącą w żyłach krew
historię o zbiorowym gwałcie na ich koleżance. Wrzucono jej na imprezie coś do
drinka. Zaraz, zaraz… Jak to nazwały? Pigułka gwałtu?
Coś ekstra? No, najwyższy
czas się wycofać i zażądać odwiezienia do domu. Na początek wrócić do stolika. Jak
pomyślała, tak zrobiła. Mateusz zniknął, jednak niedane jej było odetchnąć.
– Gdyby to nie
zabrzmiało nieprawdopodobnie, powiedziałbym, że mój brat jest zazdrosny. –
Artur bez pytania usiadł tuż obok. Za blisko. Odsunęła się kawałek, bo nie
odpowiadała jej ta wymuszona bliskość.
– Chciał
zatańczyć.
– Akurat. Pierwszy
raz w życiu widziałem go na parkiecie. Nawet w klubie nigdy tego nie robił.
– Nic dziwnego. To
dudniące coś ciężko nazwać muzyką – oświadczyła wyniośle Wiktoria. – Wybacz,
jestem zmęczona i nie mam ochoty na pogawędki. Tylko mnie za to nie bij –
dodała z ironią.
– Poniosło mnie.
– Tak? Nadal czuję
tego konsekwencje.
Podniecał go jej
chłodny ton głosu. Gniewne spojrzenie złocistych oczu. Opór, który okazywała
był prawdziwy. I do cholery! To właśnie działało na niego niczym czerwona
płachta na byka. A gdyby tak zrealizować swój własny plan? Nawet jeśli będzie
musiał poczekać kilka dni, warto było to zrobić.
– Zatańczysz? – I bezceremonialnie
ujął Wiktorię za rękę, prowadząc ją na parkiet. Nie widziała powodu, aby
zaprotestować, choć bardzo niechętnie zdecydowała się na ten taniec.
Objął ją w pasie, a ona
położyła mu dłonie na ramionach. Lecz nic ponad to.
– Widzę, że wciąż jesteś
wściekła o tamten wieczór? – powiedział, pochylając się i łapiąc spojrzenie
bursztynowych oczu.
– Tak.
– Nie powinnaś.
Musimy surowo traktować dłużników, taka praca kociaku.
– Kopanie
bezbronnych kobiet nazywasz pracą? – spytała z ironią, udając, że nie dostrzega,
iż jego dłonie delikatnie pieszczą jej plecy. I co gorsza, powolutku wędrują w
dół.
– W tym wypadku
wszystkie chwyty dozwolone.
– Przykro mi, ale
lubię nazywać rzeczy po imieniu. Najpierw potraktowałeś mnie jak dziwkę, potem
uderzyłeś, a na samym końcu o mało co nie połamałeś żeber. Do dzisiejszego dnia
mam siniaka na prawym boku.
– Pokażesz mi? –
wymruczał, z ustami tuż przy jej twarzy. – Na górze jest cała masa wolnych
pokoi. A w nich ogromne łóżka… – męskie dłonie zacisnęły się nieznacznie na jej
pośladkach.
– Mam dość! Puść
mnie! – powiedziała to chyba zbyt głośno, bo kilka osób przyjrzało im się z
nagłym zainteresowaniem. Artur roześmiał się i przycisnął ją do siebie w bardzo
jednoznaczny sposób.
– Tym razem bym
cię nie uderzył – odparł rozbawiony. – Za to całowałbym i pieścił tak długo, aż
sama błagałabyś o seks ze mną.
– Czy tak trudno
pojąć, że nie mam na to ochoty? – Mówiąc to, usiłowała wyplątać się z jego
ramion. – Nie droczę się, nie przekomarzam. Jeśli mówię nie, to oznacza to nie.
– A wiesz kociaku,
że taki opór działa jak najlepszy afrodyzjak?
– Za chwilę
wywołam skandal i twój brat będzie wściekły – spojrzała na niego groźnie. Gdyby
miała większe doświadczenie, zrozumiałaby, że mężczyzna o pociemniałych z
pożądania oczach nie tak szybko da za wygraną. Zwłaszcza czując ciepło jej
ciała, zapach perfum i delikatnej skóry. Stawał się coraz bardziej zamroczony,
coraz mocniej zdecydowany, by pokonać jej sprzeciw. Słowo „nie” było dla nie go
pustym dźwiękiem, jedynie przeszkodą na drodze do osiągnięcia celu.
– A co mi zrobisz?
Powiesz, że jestem niewychowany? – Drwina doskonale słyszalna w jego głosie,
była ostatnią kroplą goryczy. Wiktoria od samego początku czuła się niczym
przedmiot, który każdy z braci chciał zdobyć na swój sposób. Mateusz
zaproponował, że zapłaci. A ten tutaj wierzył w swój niezaprzeczalny urok
osobisty. Niezaprzeczalny, choć na nią nie działał. Szał był stanem obcym jej
duszy, ale tym razem przestała nad sobą panować. Otwartą dłonią uderzyła prosto
w tą przystojną, szyderczą twarz. Artur od razu przestał się uśmiechać i sprawnie
zablokował kolejne uderzenie.
– Nie radzę –
powiedział złowróżbnym tonem.
– Chcę tylko byś
mnie zostawił w spokoju.
– Nie.
– Przecież nie
dałam ci żadnego powodu do takiego zachowania – jęknęła z rozpaczą.
– Nie dałaś. Wolisz
mojego brata? Wiesz, co zaplanował dla ciebie na dzisiejszy wieczór?
– A powinnam? –
spytała, nagle blednąc. Czyżby jednak jej podejrzenia były słuszne?
– Nie pij niczego,
co ci przyniesie – szepnął Artur, pochylając się.
– Chcę do domu! –
wyrwało się Wiktorii z rozpaczą. Naprawdę miała tego wszystkiego po dziurki w
nosie. Nie rozumiała jedynie, dlaczego tak bardzo zabolał fakt, iż słusznie
domyślała się podstępu ze strony Mateusza. Jak on mógł? Prymitywny wieprz,
określiła go w myślach ze złością. Już ona mu pokaże!
– Zadzwonię po
taksówkę dla ciebie.
– Nie mam czym zapłacić
– odparła krótko. – I to wasza wina.
– Częściowo –
Artur pogładził ją kciukiem po policzku. Miała ochotę odgryź mu go, za tak
zbytnie spoufalanie się. – Zapłacę za ciebie. Bez podtekstów.
– Akurat –
mruknęła. Lecz postanowiła skorzystać z okazji.
Miała jednak coś
jeszcze do załatwienia.
Pół godziny później
zadowolona z siebie Wiktoria wsiadała do taksówki. Artur pożegnał ją grzecznie,
pomachał na pożegnanie i roześmiał się głośno, gdy samochód odjechał.
Biedny Mateusz,
pomyślał. Gdy dojdzie do siebie, dziewczątku przyda się ochrona. Powiedzieć, że
będzie wściekły, to z pewnością za mało. Znał brata, wiedział czego może się po
nim spodziewać. I wtedy on wystąpi w charakterze szlachetnego obrońcy.
Uśmiechnął się pod nosem. Śliczna była. Może nawet zatrzyma ją na dłużej? Miło
byłoby budzić się przy niej każdego poranka i uprawiać szalony seks, całować ją
i droczyć się. Nawet odrobinę się rozmarzył. Po czym dopił szampana i ruszył
zapewnić sobie towarzystwo na dzisiejszą noc.
link do części V - klik
Boskie!!! Tylko czemu takie krotkie. :-(
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej.
Niagati.
Ale jaja. Będzie się działo... :D
OdpowiedzUsuńBabeczko jesteś sadystką wiesz że przez twoje opowiadania zarywam kolejną noc błagfam dodasj jeszcze coś dzisiaj z o
OdpowiedzUsuńNo no całkiem nieźle się sytuacja rozwija
OdpowiedzUsuńBabeczko wiem, że teraz jestes na wakacjach, ale co z Ciemniejsza stroną księżyca? K :)
OdpowiedzUsuńCudowne! :) / N.
OdpowiedzUsuńcoś za krótko :(( ciekawe co ona wymyśliła :P
OdpowiedzUsuńMoże mały konkurs muzyczny, pt. piosenka do opowiadania. Mi osobiście od kilku miesięcy chodzi po głowie taka jedna- do Dżina a mianowicie zespołu Mig - miód malina. Agnes
OdpowiedzUsuńBabeczko, błagam udostępnij coś dziś jeszcze taki prezent urodzinowy, który będzie lepszy niż rozczarowanie po wejściu do domu po powrocie z pracy.
OdpowiedzUsuń~Twoja oddana czytelniczka. Anita.
Po przeczytanym fragmencie zastanawiam się co się będzie działo dalej z głównymi bohaterami,ale twoje teksty są tak nie przewidywalne jak prognoza pogody, zawsze rozwiązanie jest zaskakujące. Czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńWeroniś :)