Słówko wstępu - nie wiem kiedy będzie kolejna częśc, więc kto chce niech poczeka na całośc.
Link do części III - klik
Nie umiem stąpac tak cicho (IV)
4.
Znów to czuła.
Gdzieś tam czaiło się
zagrożenie.
Laura przewróciła się na drugi
bok, bezskutecznie usiłując zasnąć.
Ten cały Edward… Denerwował ją
swą wyniosłością, peszył arogancją i pewnością siebie. Może to dlatego nie
czuła się bezpieczna, pomimo obecności rodziny?
Nie, to nie to.
Było jeszcze coś.
Na dodatek miała wrażenie, że
gdyby tylko się skupiła, gdyby zebrała wszystkie fakty i splotła je w jeden
wątek, dowiedziałaby się, co tak bardzo ją przeraziło.
W końcu wstała z westchnieniem
i usiadła przy biurku, zapalając małą lampkę, o zielonym abażurze. Chciała
zrobić to, co zawsze.
Wypisała po kolei wszystko, co
wywoływało w niej niechęć.
Na pierwszym miejscu znalazło
się wspomnienie złotowłosego mężczyzny. Tego ze zdjęcia, tego sprzed kilkunastu
lat.
Dałaby głowę, że była to jedna
i ta sama osoba.
Wstała i weszła do łazienki.
Ostre światło przepędziło strachy, ale i bezlitośnie ukazało bladą twarz. Oczy
miała zmęczone, opuchnięte, cerę ziemistą, usta surowo zasznurowane.
Przypomniała sobie oglądane
fotografie.
Kobietę w długiej, białej
sukni, spoczywającą na pasiastym szezlongu.
Miała wrażenie, że w lustrze
odbijają się jej myśli. Ciemnowłosa nieznajoma stała naprzeciwko, niby żywa,
ale jej oczy wciąż pozostawały zamknięte. Z kącika zmysłowych ust, pociekła
strużka krwi.
Laura dała krok w tył.
Ale obraz nie zniknął.
To już nie była jej wyobraźnia.
To było coś więcej.
Wyciągnęła drżącą dłoń i
jeszcze dotknęła zimnej tafli szkła. Potem szybko przyciągnęła ją ku sobie. Na
opuszkach miała ciemnoczerwone ślady.
Co to u diabła było?
O wtedy kobieta otworzyła oczy.
To było martwe, puste spojrzenie.
Laura wrzasnęła, jakby dopiero
teraz dotarło do niej to, co zobaczyła.
Chciała uciec, ale tylko stała,
drżąc ze strachu, z rozdygotanym sercem i coraz bardziej narastającą paniką.
Tym razem już nie krzyczała.
Cichutko jęczała, za wszelką cenę pragnąc się obudzić.
Bo to musiał być sen.
Prawdziwy koszmar.
Zamknęła oczy, modląc się o
przebudzenie.
Nic z tego. Nadal czuła chłód
podłogi, dziwny, lekko owocowy zapach. Strach się pogłębiał, a ona wciąż stała,
zastanawiając się, co ma zrobić.
W końcu otworzyła oczy.
Lustro ukazało jej przerażoną
twarz. I nic ponad to.
– Zwariuję w tym domu –
powiedziała na głos. – Na cholerę mi ten spadek, jeśli trafię do psychiatryka?
Wróciła do łóżka i skuliła się
pod kołdrą.
Znów padało. Lało. Z nieba
leciało tysiące kropel, w szalonym pędzie zmierzając do celu. Akompaniował temu
wyjący nieludzko wiatr.
Coś ją uwierało, gdy leżała.
Niecierpliwym gestem zdjęła naszyjnik. To dziwne, ale zdążyła się do niego
przywiązać. Lśnił teraz kuszącym blaskiem w mroku rozświetlanym przez stojącą
niedaleko lampkę nocną. Nie czyściła go, a jednak odzyskał swoje piękno.
Jednak tym razem zdjęła go i
odłożyła pod poduszkę.
Zasnęła, gdy tylko zamknęła
oczy.
***
W jasnym świetle poranka
zniknęły wszystkie obawy i nocne strachy. Ogród lśnił w promieniach słońca,
drzewa delikatnie szumiały, gdy z ich liści kapało na ziemię setki drobnych
kropelek.
To był naprawdę piękny dzień.
Na dodatek miała przy sobie
rodzinę.
Nieproszony gość mignął niczym
złowrogi cień, burknął coś na powitanie i od razu zniknął. Tym się jednak nie
przejmowała. Wolała to, niż znosić jego nieprzyjemne towarzystwo.
Za co ten człowiek pałał do
niej taką niechęcią?
Nie potrafiła tego zrozumieć.
Razem z siostrą przejrzały
wszystkie szafy, biureczka i zakamarki na parterze i piętrze. Potem piwnicę
pełną pociemniałych ze starości półek, zastawionych słoikami i butelkami z
winem. Przy okazji wybrały kilka na jutrzejsze przyjęcie, ustaliły menu z
kucharką i postanowiły udać się na strych.
– Boisz się? – Gabrysia
zachichotała, zerkając na nią z ukosa. – Może tam straszy, tak jak twierdzi
okoliczna ludność?
– Nie zadawaj głupich
pytań, bo faktycznie poczułam się dziwnie.
– No co ty! Cały dom jest
taki nudny, śmierdzący stęchlizną. Duchy już dawno się wyprowadziły.
– Za same obrazy z salonu,
mogłybyśmy żyć w dostatku. Nie, nie jest nudny. Raczej powiedziałabym, że
ponury i nieprzyjemny.
– To także. – Gabrysia
jako pierwsza weszła na zakurzony, pogrążony w półmroku strych. – Ale ciotka
Gerta była taką dziwaczką, że spodziewałam się raczej zmumifikowanych trupów
poupychanych w szafach.
Laura milczała, bo przypomniała
sobie nagle pierwszą spędzoną tu noc. Czy to oby na pewno był sen? Czy też coś
przerażającego, złego do szpiku kości, czaiło się w mrocznych, przykurzonych
kątach?
Wyciągnęła przed siebie dłoń,
rozczapierzając palce i podziwiając drobinki kurzu wirujące w barwnej smudze
słońca. Jej ręka również wydała się dziwnie nierzeczywista, jakby nagle
przestała należeć do tego świata. Dziewczyna wzdrygnęła się i schowała obie
dłonie w głębokich kieszeniach spodni.
Rozejrzała się dookoła.
Pomieszczenie było niezwykle
obszerne. Mieściło się chyba nad całym domem. I zgromadzono tu wszystko, co
przestało być potrzebne rodzinie na przestrzeni stu lat.
Połamane meble, stare obrazy,
paczki pełne zużytej odzieży. Manekiny krawieckie, dziecięce sanki, tysiące
różnych dupereli. Kilka starych instrumentów. Dokumenty owinięte sznurkami i
niedbale porzucone w kącie.
– Nasi szanowni przodkowie
nie wyrzucili chyba ani jednej rzeczy? – odezwała się z uznaniem jej siostra.
– Ja raczej się dziwię,
skąd tu tyle tego? Ostatnie pół wieku nie sprzyjało gromadzeniu takich dóbr.
– Ty się raczej zastanów,
dlaczego ich stąd nie wyrzucono już na samym początku.
– Kiedyś spytałam o to
mamę – Laura zamyślona stanęła przy zgrabnym biureczku, z pociemniałego drewna.
– Ale odparła, że mało wie o rodzinie babci Heleny.
– Jeśli przypominali
ukochaną cioteczkę, to wcale się nie dziwię. Ty, patrz! Prawdziwa katarynka!
Zostawiła Gabrysię przy
oryginalnym pudle i bez zbytniego zainteresowania przyjrzała się temu, co miała
pod ręką. Czyli niedomkniętej szufladzie, pełnej podartych i pożółkłych
papierów.
I wtedy natrafiła na
niewielkich rozmiarów zeszycik. Stary, obwiązany gumką, o kartkach zapisanych
równym, pięknym pismem.
W zasadzie zapisane było
jedynie pierwsze dziesięć stron. Na dodatek na samym końcu, autorka chyba
notowała w pośpiechu i urwała nagle, pieczętując koniec potężnym kleksem.
Laura z ciekawością spojrzała
na okładkę i zamarła.
– Gabi! – wrzasnęła
podekscytowana. – Chodź tu szybko i zobacz, co znalazłam!
– Co?! – Siostra
natychmiast znalazła się przy niej.
– Zobacz. Coś jakby
pamiętnik babci Heleny.
– Nie miała kobita daru słowa
pisanego. Albo wytrwałości – powiedziała krytycznie Gabrysia, zdejmując gumkę i
kartkując zeszyt. – Bierz na górę, poczytamy.
– Och! – Laura ledwo
zerknęła na pierwsze wersy i od razu poczuła podekscytowanie. – Posłuchaj.
„Wraz z siostrą, udałam się na spacer, na grób naszego brata”.
– Brata? Myślałam, że
Gerta była jej jedynym rodzeństwem?
– Jak widać nie do końca.
Wracamy na dół.
Z łoskotem zbiegły po
trzeszczących, drewnianych schodach. Po drodze szybko zaparzyły sobie herbatę,
zwinęły puszkę z ciastkami i udały się na taras. A właściwie tylko Laura, bo
jej siostra została, by odebrać telefon.
Prócz pierwszej rewelacji, tej
o bracie, pierwsze dziesięć stron nie zawierało nic nadzwyczajnego. Opis
spaceru w słoneczny, jesienny dzień. Wydarzenia kilku kolejnych dni,
niewnoszące nic nowego.
Dopiero na ostatniej…
Pod datą nabazgraną trzęsącą
się dłonią, widniało kilka niezrozumiałych słów.
„Już wiem, już wszystko
rozumiem. Boże! Muszę stąd uciekać, bo inaczej on nie pozwoli mi na ten
związek, na tę miłość. Jest tak przesiąknięty złem, że nie wierzy w takie
rzeczy. Pragnie jedynie mego poświęcenia. Pragnie mieć mnie na własność. Jak
moją siostrę. I macochę. Teraz wiem, dlaczego Gerta już dawno postanowiła…”
I na tym tekst się kończył.
Na własność? Laura otrząsnęła
się ze zgrozą. Czyżby Helena miała na myśli swego ojca? Kazirodztwo w rodzinie
tłumaczyłoby jej niechęć do jakichkolwiek kontaktów, brak wspomnień.
Szkoda że babcia nie
rozpisywała się nieco obszerniej. Widać, jakby na ten pomysł wpadła znienacka i
po dość lekceważącym pominięciu kilkunastu dni, napisała ostatnie słowa w
pośpiechu.
Kim był tajemniczy brat?
Przypomniała sobie złotowłosego
mężczyznę ze zdjęcia. Może to on?
Laura zerwała się i z powrotem
udała się na strych. Jeśli to biurko Heleny, możliwe że znajdzie coś więcej.
Zamyślona weszła prawie na samą
górę i ujęła mosiężną, wymyślnie rzeźbioną klamkę.
I wtedy za drzwiami dał się
słyszeć głośny rumor.
Dziewczyna zamarła. Przerażenie
ścisnęło jej gardło, spowodowało, że na całym ciele dostała gęsiej skórki.
Bardzo powoli otworzyła drzwi.
Pomieszczenie wyglądało tak jak
poprzednio. Z małym wyjątkiem.
Dość solidne biureczko zostało
roztrzaskane w drobne kawałki. Jakby ktoś z góry wymierzył w blat niezwykle
silny cios.
Laura stała, czując
rozprzestrzeniające się po całym ciele zimno.
I dławiący, obezwładniający
strach.
Uniosła drżącą rękę i zacisnęła
palce na naszyjniku.
Coś jakby westchnienie
rozczarowania rozległo się tuż obok.
A może się myliła? Może to
jedynie wiatr hulający w nieszczelnym pomieszczeniu i jej własna wyobraźnia?
Tak czy inaczej z hukiem
zatrzasnęła drzwi i przeskakując po dwa, trzy stopnie, zbiegła na dół.
Nie rozumiała, co się stało z
kunsztownie rzeźbionym meblem. Ale wiedziała jedno.
Nigdy więcej tam nie wróci.
Nigdy więcej.
Ciekawe.... ciekawe... horrokiem pachnie mi tutaj. Zastanawiam się co będzie dalej się działo w tym opowiadaniu, ale czas pokaże. :)
OdpowiedzUsuńWeronika ;)
Niezłe! :) / N.
OdpowiedzUsuńDziękuję za nowy tekst. Idziesz jak burza.
OdpowiedzUsuńnareszcie! a już myślałam że schowałaa ten pomysł do szuflady i nie będziesz kontynuować. na szczęście się myliłam. a kawałek naprawdę super. budujesz napięcie i podsycasz atmosferę tajemniczości strachem. muszę przyznać że warto było czekać. ma tylko nadzieję że następny fragment będzie szybciej niż ten co teraz. pozdrawiam i życzę weny twórczej.
OdpowiedzUsuńAż miło czytać komentarze jak nie ma marudzenia. Pozdrawiam! Opowiadanie w moim klimacie. Ty to masz wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńOdpowiedź dla anonimowego malkontenta, płci niewiadomej, wieku nieznanego. Kulturyjny człek się przedstawia, choćby nickem ;-)
OdpowiedzUsuńBędę usuwać... Będę usuwać... Będę usuwać...
Już wykasowałam dokładnie 149 i pół komentarza. Tylko pod tym jednym postem! Pod innym 1005 i 3/4 komentarza! Pod jeszcze innym 3,14 komentarza! Jak dorwałam kalkulator (jako, że nie potrafię rachować nic poza palcami u rąk i nóg), to wyszło mi, że usunęłam łącznie 103456,6784 komentarza!
Rany! Ależ jestem wredna!
Więc...
Jak nie będziecie wychwalać mnie pod niebiosa, słodzić na maksa, wchodzić w d... bez mydła to nie opublikuję Waszego komentarza! Pamiętajcie! Będę usuwać... Będę usuwać... Będę usuwać...
Ha, ha!!!
I zaśmiała się szyderczo :D genialny komentarz ;) pozdrawiam, J.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc Babeczko, nie rozumiem tego całego usuwania komentarzy które zawierają słowo krytyki i ci się nie podobają. Ja, jak na złość bym to publikowała. Znajdzie się masa obrońców, którzy będą wiedzieli co począć z takowym anonimem. A tak dajesz satysfakcję tym, którzy starają się wyprowadzić cię z równowagi. Chyba, że po prostu nie radzisz sobie z krytyką lub lubisz same pochwały ..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karolina.
???
OdpowiedzUsuńBabeczko, bardzo nie podoba mi się Twoje podejście do osób odwiedzających i komentujących. Raczej już tu nie zajrzę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Bellla
I co z tego? Odwiedzasz mnie po to aby czytać opowiadania czy komentarze? Mam się bić w piersi i kajać przed tymi, którzy nie rozumieją, że nie mogę codziennie zamieszczać postów i za to mnie opluwają? Serio?
UsuńTo może wyłącz opcje komentarzy, nie będzie problemu.
UsuńNie masz tak robić, bo to przecież oczywiste że masz swoje życie poza blogiem, ale trochę to tez Twoja wina. Przyzwyczailas ludzi do tego, że często zamieszczasz posty, a jak tego nie zrobisz to się potem się tłumaczysz. Nie zamieściłas to nie i nikt nie powinien mieć do Ciebie o to pretensji, ale po prostu nie podoba mi się to jak podchodzisz do negatywnych komentarzy. A co do opowiadań, to nie będę zaglądać również z tego powodu, że już trochę mi się przejadly i tyle.
Pozdrawiam,
Bellla
Czekałam z utęsknieniem na to opowiadanie. Przeczytałam... i jakoś mnie nie zachwyciło. Klimat gdzieś uleciał. Może faktycznie lepiej poczekać. Może to nie do końca Twoja działka. A może naczytałam się już za dużo horrorów... Nie będę ściemniać, atmosfera w komentarzach też nie sprzyja miłym odwiedzinom przy porannej kawie. Jeśli mogę sobie pozwolić na radę, to Babeczko, proszę, ignoruj tą niepopartą żadnym argumentem krytykę. Nigdy nie będzie tak, że to, co robimy wszystkim się spodoba. Na malkontentów szkoda czasu, sił i energii. Zamieszczasz posty, jak masz czas. I basta! Kto tego nie rozumie, może tu przecież nie zaglądać. Ale pisząc to, co piszesz w komentarzach narażasz się na jeszcze większą krytykę, poza tym - moim zdaniem - to bardzo nieprofesjonalne. A przecież Twój blog jest świetny i masz grono zagorzałych fanów. Po co to psuć?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ewelina
Nie wchodziłam na bloga od bardzo dawna... bo zbyt długo trzeba czekać na kolejny fragment. Weszłam na blog mikamakamy i tam czytam wszystko co opublikowała a tu poczekam aż się nazbiera więcej do przeczytania. Z tęsknotą bo mogłabym czytać i czytać..... Opowiadania Mikamakamaki są zastępstwem i poczekalnią-bardzo ciekawą.Polecona przez CIEBIE. To rada dla wszystkich niecierpliwych-poszukajcie sobie czegoś czym głód czytania zasycicie. Dajcie Babeczce odetchnąć i nie wymusza cię bo się ''zamknie w sobie''. Wymuszone teksty będą pozbawione pasji albo wogóle ich nie będzie. I to dopiero będzie tragedia. Babeczko nie pień się na egoistów kasuj usuwaj albo nie usuwaj-wklejaj te durne komentarze jako rozrywkę z ludzkiej glupoty i egoizmu dla tych którzy rozumieją kochają Cię i cierpliwie choć tęsknie czekają. Patim
OdpowiedzUsuńBabeczko.... Czy przewidujesz w najbliższym czasie kobtynuacje ? Uwielbiam Twoje opowiadania!!!!!!
OdpowiedzUsuńKiedy kolejne części tak się wkręciłam a tu brys nie ma reszty. Proszę dodaj dalsze części
OdpowiedzUsuńBędę szczera - ch...a wie! Coś mi za skomplikowana intryga wyszła i teraz nie wiem, co z tym zrobić? Chyba poprawić?
UsuńCześć Babeczki:) Bardzo lubię Twoje opowiadanka, są dobrą rozrywką kiedy nie mam pod ręką książki. Ale fabuła i klimat tego opowiadania są kompletnie skopiowane z Godzin czarownic Anne Rice. Aż boli. Pochłaniam naprawdę ogromne ilości książek i co raz częściej widzę u Ciebie świadome lub nie ewidentne podkradanie tego i owego do opowiadań.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aga
Kurde świetne to, naprawde. Horrorek, historia, troche grozy jak dodasz punkt główny będzie idealnie. Ale błagam nic nie zmieniaj i prosze dodaj kolejne części.
OdpowiedzUsuńWeny w pisaniu,
Ktośka
Kurde świetne to, naprawde. Horrorek, historia, troche grozy jak dodasz punkt główny będzie idealnie. Ale błagam nic nie zmieniaj i prosze dodaj kolejne części.
OdpowiedzUsuńWeny w pisaniu,
Ktośka
Boże ... klękajcie narody, to było boskie. Każdego dnia będe sprawdzać czy jest następna część.
OdpowiedzUsuńTak mi utkwilo w pamięci to opowiadanie. Ze strachu chyba... Lubie wszystkie Twoje opowiadania ale to jest tak inne od reszty. Codziennie sprawdzam Twojego bloga czy może dziś będzie coś nowego ale przede wszystkim mam w głowie Nie umiem stapac tak cicho. Czekam na kolejne czesci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kamila
Dawaj dalej !!!!!!!!!!! :)
OdpowiedzUsuńTakie świetne opowiadanie!!! Mam nadzieję, że będzie dalsza część ;)
OdpowiedzUsuńCzy masz zamiar kiedykolwiek dokonczyc to opowiadanie? Szkoda żeby sie zmarnowało, bo zapowiada sie świetnie ;)
OdpowiedzUsuńBłagam Cię! Dokończ to !!
OdpowiedzUsuńDokończę, daję słowo. Mam nawet już spory kawałek, ale zanim coś opublikuję chciałabym dotrzeć do końca.
UsuńBabeczko!! My nadal czekamy! :D
OdpowiedzUsuńNie chce byc nachalna ale ILE JESZCZE MAMY NA TO CZEKAĆ? :D
OdpowiedzUsuń