Burza idzie, deszczyk pada, szybko daję tekst, bo u nas jak tylko zagrzmi, to prąd wyłączają :-)
Kończymy wszystkie rozpoczęte wątki, bo już mam nowy, cudowny pomysł na kolejne opowiadanie. Tym razem coś w stylu Czasu.
W jałowe dyskusje na temat komentarzy zgodnie z obietnicą więcej się nie wdaję. Do wszystkich, którzy uważają, że powinnam publikować jak leci - jeśli zaprosicie gości, którzy nasrają wam w salonie, zdemolują kuchnię i nasikają w łóżko, to poklepiecie ich za to po główce i zaprosicie kolejny raz, by zrobili to samo? Ja nie.
Link do części II - klik
Ciemniejsza strona księżyca (III)
Siedziała pod
rozłożystym drzewem, wsłuchana w panującą dookoła ciszę.
Dzień był wyjątkowo
upalny. Słońce paliło żywym ogniem i nie było widać ani jednej chmurki na
intensywnie błękitnym niebie.
Zamknęła oczy i oparła
się plecami o chropowatą powierzchnię pnia. Nie chodziło jednak o odpoczynek.
Nasłuchiwała.
Ten, którego miała
pokonać swymi zaklęciami krążył gdzieś w okolicy. Czuła jego obecność poprzez
skórę, chłonęła wyczulonymi zmysłami. I na swój własny sposób, przyzywała.
Pragnęła jak
najszybszej konfrontacji. Nie podobała się jej ta cała sprawa. Łowca, który
powinien był być jej wrogiem. Wilkołak, który niby mógł stać się na powrót zwykłym
człowiekiem. Do tego całkiem zwyczajna kobieta i żądna krwi bestia. Sytuacja
jak z czeskiego filmu. Absurdalna i bezsensowna.
Prawdziwy dar czarostwa
był czymś unikatowym. Czynił z niej osobę wyjątkową i niebezpieczną, bynajmniej
nie dlatego, że władała mocami niedostępnymi ogółowi śmiertelników.
Czarownice były złe.
Bardzo rzadko balansowały na cienkiej linie pomiędzy dwoma przeciwstawnymi
siłami. Tak jak ona. Pewnie dlatego Łowca jeszcze jej nie zabił. Oni wyczuwali
takie rzeczy.
Jednak nigdy nie
słyszała, by któryś z nich szukał pomocy wśród czarownic. Musiał być więcej niż
zdesperowany. Czy jednak po tym wszystkim nie zmieni nagle zdania?
Westchnęła, powolnym
ruchem odgarniając włosy opadające na twarz. Leciutko się uśmiechnęła.
– Wyjdź zza tych
krzaków. Ja nie gryzę.
Zaszeleściły gałęzie i
po chwili wynurzyła się muskularna sylwetka Łowcy.
– Dlaczego mnie
podglądasz?
– Obserwuję.
– Sądziłam, że
jesteśmy sojusznikami?
Skrzywił się i zajął
miejsce tuż obok. Urwał źdźbło trawy i włożył je do ust, bezmyślnie przeżuwając
jego końcówkę.
– Powiedzmy –
odezwał się w końcu.
– Rozumiem. Nie
podoba ci się ta cała sytuacja. Czy zadowoli cię stwierdzenie, że mnie również?
– Posłała mu spojrzenie spod opuszczonych powiek. Potem przeciągnęła się niczym
kotka i znów zerknęła w jego kierunku.
– Wiedźmy nie mają
kręgosłupa moralnego.
– Nie – roześmiała
się. – Nie mają. Mają za to wiele wdzięku i seksapilu.
– To efekt zaklęć.
– Nie mój drogi.
To naturalna cecha, z którą się urodziłam. Nie potrzebuję czarów i magii, by
poderwać upatrzonego mężczyznę.
Tym razem na nią
spojrzał. W blasku słońca, w panującym upale, jego wzrok był niczym ukłucie
zimna. Prawdziwego chłodu.
Podnieciło ją to. Serce
przyspieszyło, zaschło w gardle, a całe ciało opanował trudny do opisania żar.
Nigdy wcześniej nie
miała okazji kochać się z Łowcą. Zresztą, każdy, do którego próbowałaby się
zbliżyć, od razu chciałby ją zabić. Ten był nastawiony pokojowo, przynajmniej
dopóki nie wypełni swojej misji.
– Naturalna cecha?
– spytał szyderczo.
– Przecież oboje
doskonale wiemy, że na ciebie moje czary nie działają. Jesteś odpowiednio
zabezpieczony.
– Dlatego nie mam
najmniejszej ocho…
Nie zdążył skończyć.
Była szybka i zwinna. Zanim zareagował, leżał na plecach, a kobieta siedziała
na nim okrakiem, przyglądając się mu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Potem
oblizała usta i pochyliła się.
– Masz.
– Nie mam! –
wrzasnął, chwytając ją za ramiona i próbując zrzucić.
Poturlała się po
trawie. Sukienka podwinęła się, ukazując bajeczne nogi i całkowity brak
bielizny. Zarumienił się ze złości i błyskawicznie odwrócił głowę.
Katja zaczęła się
śmiać.
– Trudno. Skoro
nie ty, to może Stefan? Jest niezły.
Tym razem doczekała się
odpowiedniej reakcji. Krzysztof klęknął obok, złapał ją za szyję i przygwoździł
do ziemi.
– Masz się do
niego nie zbliżać! – wysyczał.
– Ty lub on.
Wybieraj – odpowiedziała drwiąco.
– Żaden z nas!
– Jeden z was.
Nie zamierzała tak
łatwo się poddać. Co gorsza czuł, iż zrealizowałaby swoje plany. Jedynie po to,
aby udowodnić mu swą rację. Przeklęta czarownica! Dlaczego do cholery musiała
być taka piękna? Kusiła go uśmiechem, spojrzeniem ogromnych, błyszczących oczu,
słowami i każdym ruchem ponętnego ciała.
Stefana nie chroniła
magia Łowców. Był całkowicie nieodporny na moc zaklęć. Na dodatek drzemała w
nim bestia, na razie słaba i bezbronna, ale jej siła rosła z każdym dniem.
Zbliżała się pełnia.
– Czego chcesz? –
spytał cicho, puszczając kobietę.
– Seksu.
– Ze mną?
– Z tobą –
usiadła, kładąc obie dłonie na jego piersi. Zafascynowana spojrzała w chłodne,
niebieskie oczy. – Przecież ci się podobam? W czym widzisz problem?
– W wielu rzeczach
– odtrącił jej ręce i wstał. Ona również zwinnie zerwała się na nogi,
poprawiając sukienkę i odgarniając na bok kosmyki włosów. Ale tym razem w
bursztynowych oczach dojrzał gniew.
– Głupek –
oświadczyła. – Nie wiesz, co tracisz.
Nie raczył
odpowiedzieć. Ta rozmowa nie miała sensu. W zasadzie sam przed sobą nie umiał
wytłumaczyć powodów, dla których ją śledził. Nienawiść? Odwieczna, wciąż
potężna, podsycana przez wojnę trwającą już od kilku stuleci. Był Łowcą. Ona
czarownicą. Dwóch naturalnych wrogów, którzy, gdy mogli, schodzili sobie z
drogi. Najczęściej jednak dochodziło do nieuniknionej konfrontacji.
– Może nie wiem –
oświadczył ze spokojem. – To, że mamy zawieszenie broni i chwilowy rozejm o
niczym nie świadczy. I zawsze może ulec zmianie.
– Czyli chcesz
mnie zabić, gdy tylko odwalę ze ciebie czarną robotę?
– Nie.
W zasadzie taka myśl
przyszła mu do głowy. Jednak umowa stanowiła rzecz świętą i zamierzał się z
niej wywiązać, choć wstydził się tego, że o pomoc musiał prosić kogoś takiego
jak ona.
Tymczasem Katja
zafrasowana patrzyła w bok. Lekki powiew wiatru ostudził jej spocone czoło. Patrzyła
w kierunku nieprzebytej, zielonej ściany lasu. Zmarszczyła brwi i oblizała
wciąż suche wargi.
– On się zbliża –
powiedziała cicho.
– Wiem. Także to
czuję. Co chcesz zrobić?
– Cóż… Poznać
naszego wroga osobiście – rzuciła mu drwiące spojrzenie. Łowca nie wydawał się
być z tego zadowolony, ale o dziwo, nie zaprotestował.
– Powiesz mi po
co?
– Z ludzkich oczu
można wiele wyczytać.
– Z ludzkich?
– Nie zapominaj,
że przede wszystkim jest człowiekiem, jak ja czy ty.
– A co wyczytałaś
z moich? – spytał z nagłą irytacją.
– Że chętnie byś
się ze mną kochał – zaczęła się śmiać widząc jego groźną minę. – Lecz nie
pozwalają ci na to głupie zasady. Zapiekła nienawiść do takich jak ja, także.
– Co ty z tym
seksem? – zdenerwował się nagle. – Myślisz tylko o tym?
– Ależ skąd.
Patrzyła na niego
rozbawiona. Wcale nie myślała tylko o jednym. Ale drażnienie go dawało zabawne
rezultaty. Każdy Łowca był niczym niepokalany rycerzyk, przestrzegał surowego
kodeksu, polował na zło i miał swoje niewzruszone zasady. Zazwyczaj do bractwa
wstępowali mężczyźni, ale zdarzało się, że przyjmowano również kobiety. Do
teraz Katja ze wszelkich sił unikała bliższego kontaktu z tymi nadętymi
bufonami i tak naprawdę nie miała zamiaru tego zmieniać. Lecz prowokowanie go i
podpuszczanie naprawdę ją bawiło, jednocześnie dziwnie podniecając.
– Wracajmy. Mam
wrażenie, że zapowiada się rodzinne spotkanie.
– Anna –
powiedział cicho mężczyzna i zaniepokojony obejrzał się za siebie.
– W samo południe raczej
nic jej nie grozi.
– Raczej? – Mało
brakowało, a biegiem ruszyłby w kierunku miasteczka. Powstrzymała go kobieca
dłoń, z całą siłą zaciskająca się na jego nadgarstku. Spojrzał na nią ze
złością.
– Spłoszysz go –
wyjaśniła krótko.
– Ja? A ty nie?
– Dlaczego
wilkołak miałby się bać czarownicy?
– No tak – mruknął
Krzysiek. – Zapomniałem, że zazwyczaj działacie po tej samej stronie.
– Podłe insynuacje
– uśmiechnęła się radośnie, przesuwając ręką po jego muskularnym przedramieniu.
Uporczywie omijał ją
wzrokiem, ale nie odepchnął natrętnej kobiecej dłoni. Nawet nie drgnął,
usiłując zignorować odczuwaną przyjemność. Tak, bo to była przyjemność.
Obeszła go dookoła i
przytuliła się do szerokich pleców. Obie ręce położyła na jego torsie, policzek
oparła o prawy bok.
– Wcale nie myślę
jedynie o seksie. Po prostu czasami całe moje życie wydaje się tak
beznadziejne, że wolę korzystać z każdej okazji – wyszeptała.
– Okazji?
– Do dobrej
zabawy.
Chwycił ją i odwrócił w
ten sposób, że stanęli oko w oko. Patrzył teraz z powagą, bez uprzedniej złości,
prosto w bursztynowe oczy czarownicy, piękne, pełne obietnic.
– Przyjdź do mnie,
gdy będziesz szukała czegoś więcej niż dobrej zabawy.
Zadziwił ją. Wyczuła
szczerość w tych słowach. A jednak musiała mu się podobać. Uśmiechnęła się i
wspiąwszy na palce, delikatnie musnęła ustami suche, gorące wargi.
– Zostań tu. A ja
wracam do miasteczka. I daję ci słowo honoru, choć sądzisz zapewne, że go nie
mam, iż nie dopuszczę, by twej siostrze spadł włos z głowy.
Kwadrans później stała
przed jedynym barem w miasteczku.
Przypomniała sobie Łowcę
i jego słowa. Problem leżał w tym, że ona nie szukała niczego poza dobrą
zabawą. No i ciekawe, co by powiedział, gdyby zdradziła mu, kim naprawdę jest?
Prawdziwą hybrydą, mieszanką nie dwóch, a trzech ras. Czy wtedy złamałby obowiązujący
ich rozejm?
Pchnęła drzwi i weszła do
środka.
Ponownie uderzyła w nią
mieszanka kilkunastu zapachów, doprowadzająca niemal do mdłości. Skrzywiła się
i rozejrzała.
Siedział w samym roku,
przy okrągłym stoliku. Przed nim stała wciąż pełna butelka i dwie szklaneczki.
Kiedy podeszła bliżej,
podniósł głowę i pchnął jedną z nich w jej kierunku.
– Witaj.
Ktoś chwycił ją za
ramię i przytrzymał w miejscu. Obejrzała się zdumiona. Obok stał Stefan,
chmurny, zagniewany.
– O, przepraszam! –
nieznajomy roześmiał się. – Witajcie. Przyłączycie się?
Bez słowa zajęli dwa, z
trzech wolnych krzeseł.
Przyglądała się mu w milczeniu.
Nie dawało się zauważyć choćby najmniejszego podobieństwa do syna. Czy raczej
na odwrót – Stefan w niczym nie przypominał ojca, który był odrobinę wyższy,
bardziej muskularny i na swój sposób o wiele seksowniejszy. Ciemne włosy
przecinały doskonale już widoczne srebrzyste pasma, usta miał sugestywne,
skrzywione w pogardliwym uśmieszku, a w czarnych oczach można było wyczytać
lekceważenie i coraz mocniej widoczne mroczne pożądanie.
Jednak nie miała
najmniejszych wątpliwości – to był zbyt niebezpieczny mężczyzna, nawet dla
takiego kogoś jak ona.
Ze spokojem położyła
dłoń na ramieniu Stefana.
– Powinieneś
odejść. Znacznie lepiej poradzę sobie sama.
Przez chwilę miała wrażenie,
że nie posłucha. Ale po chwili wstał i wypiwszy jednym haustem zawartość
stojącej na stole szklanki, chwycił przewieszoną przez oparcie krzesła kurtkę i
bez słowa skierował się ku wyjściu.
Teraz Katja spojrzała
prosto w oczy potwora. Pożerał ją wzrokiem, bawiąc się trzymaną w ręku butelką
i wciąż tak samo uśmiechając. Było w tym jakieś nieopisane szaleństwo, groźba
czająca się w ironicznie uniesionych kącikach ust, w głębi czarnych,
przepastnych oczu. Wbrew sobie poczuła narastającą fascynację. Oddziaływał na
nią w sposób, którego wcześniej nie doświadczała w obecności kogokolwiek innego.
Nawet wspomnienie Łowcy wyblakło, stał się mało znaczące.
– Nie boisz się ze
mną zostać?
– A czy strach
jest właściwym uczuciem? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Pożądanym. – Pociągnął
łyk z butelki, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.
Oparła łokcie na stole
i pochyliła się w jego kierunku. Tym razem również się uśmiechnęła.
– Myślę, że nie
chciałbyś abym się tylko bała?
Wbrew samej sobie miała
ogromną ochotę go sprowokować. Rozwścieczyć, wyprowadzić z równowagi i zmusić
do zrobienia pierwszego kroku. Nie umiała też ukryć, że pochlebiał jej podziw
widziany w ciemnych oczach.
– W końcu i tak
pozostanie tylko strach…
– Nie byłabym tego
aż tak pewna.
– Zawsze tak było.
Zagryzła wargi. Czuła
powoli narastający w całym ciele żar, leciutkie drżenie w oczekiwaniu na coś
niesamowicie rozkosznego i bolesnego zarazem. Podniecenie kumulujące się w dole
brzucha i wilgoć zbierającą się w najbardziej intymnym miejscu tak szybko, że
niemal spazmatycznie zacisnęła uda.
Obserwował ją z
rozbawieniem, ale też i z ogniem, który niszczył każdy mur postawiony pomiędzy
nimi. Dzieliło ich wszystko, co tylko było możliwe, ale połączyło uczucie
pozostające poza racjonalnym wytłumaczeniem.
– Nie spytasz kim
jestem?
– Znajomą mego
syna. Zastanawiam się tylko, dlaczego ten idiota wybrał wymoczkowatą nastolatkę,
zamiast ciebie?
Roześmiała się
gardłowo, lekko odchylając głowę do tyłu. Powiódł wzrokiem wzdłuż zgrabnej,
kuszącej szyi, na dłużej zatrzymując się przy pełnych piersiach, doskonale
zarysowanych pod cienką, bawełnianą sukienką. Powoli gorączka ogarniała całe
jego ciało, budząc nie tylko pożądanie, ale i mieszkającą w nim bestię. Oddech
stawał się coraz bardziej chrapliwy, puls przyspieszał, a mięśnie napięły się w
oczekiwaniu na przemianę.
– Nie jesteście do
siebie podobni.
Wzruszył ramionami. Co
innego zaprzątało teraz jego myśli. Była doskonała i w całości, i w szczegółach.
Piękna, fascynująca, zagadkowa. A on uwielbiał tajemnice. Może dlatego, że tak
naprawdę niewiele rzeczy na tym świecie było w stanie go zadziwić?
– Wypadek przy
pracy.
– Zabiłeś jego
matkę?
– Nie musiałem.
Sama wykrwawiła się przy porodzie.
Po co było się
oszukiwać? Siedział przed nią bezlitosny morderca, bez sumienia, serca, bez czegokolwiek,
co byłoby ludzkie. Tylko jego wygląd przypominał, że kiedyś i on był
człowiekiem.
– Jutro będzie
pełnia – zmieniła temat, dłonią odgarniając natrętną muchę.
Uniósł pytająco brwi,
jakby nie zrozumiał sugestii.
– Nie udawaj,
przede mną nie musisz.
– A co? Myślisz że
zmienię się w wilkołaka?
– Nie myślę. Wiem.
Stefan wszystko mi powiedział, prosząc o pomoc. Nie wszystkich fascynuje
zabijanie i wypruwanie flaków z każdej napotkanej osoby.
Zaczął się śmiać.
Niskim, dudniącym głosem, jak gdyby opowiedziała przed chwilę znakomity dowcip.
Potem równie nagle skończył i szybkim ruchem zamknął w żelaznym uścisku jej
nadgarstki. Oblizała czubkiem języka suche usta, nie zdając sobie sprawy jak
może to działać na siedzącego naprzeciw mężczyzną. Zrozumiała dopiero, gdy on
pogłębił uchwyt, jednocześnie pokazując w zwierzęcym grymasie, niezbyt ludzkie
uzębienie. Pragnął jej równie mocno, jak ona jego, pożądał niemal do utraty zmysłów,
bez względu na konsekwencje. A przecież poznali się zaledwie przed kilkoma
minutami…
– Nie! – Pragnęła,
aby głos brzmiał stanowczo i zdecydowanie. Ale zabrakło w nim nutki
autentyczności.
– Tak! – Nie
musiał dodawać nic więcej. Doskonale rozumiała, co miał na myśli. W jego
pociemniałych źrenicach, widziała odbite jak w lustrze, swoje własne
pragnienia.
– Właśnie tym się
różnimy. Ja potrafię zapanować nad swymi instynktami.
– Jesteś tego
pewna czarownico? – Wzrok mężczyzny nabrał czujności, choć z ust nie zniknął
sardoniczny uśmieszek.
Boże! Ile dałaby, aby
właśnie w tej chwili móc zaprzeczyć swym słowom. Posmakować jego ust, poczuć
żar ciała, twardość nabrzmiałego członka.
– Jestem pewna – wstała,
uwalniając się z żelaznego uścisku wilkołaka, a potem położyła na stoliku małą
karteczkę. Już wiedziała, co zrobi, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że
zwariowała. Nie da się ujarzmić takich jak ten tutaj, wygodnie rozparty na zbyt
małym krześle, obserwujący ją spod zmrużonych powiek. A jednak pokusa przeżycia
przygody była zbyt silna, by tym razem mogła się oprzeć. Płonął w niej ogień,
który musiała ugasić, inaczej mógłby pochłonąć ją całą, pozostawiając po sobie
pogorzelisko niewykorzystanych okazji.
Miała nowy cel.
Być może spotkała
kogoś, kto mógł jej dorównać? Kto potrafiłby zaspokoić zmysły i nie tylko. Kto
zostałby równorzędnym partnerem.
Przed godziną
rozmyślała o jasnowłosym Łowcy i sposobach na pokonanie wroga.
Teraz zaczęła rozmyślać
nie tylko nad ujarzmieniem, ale i oswojeniem bestii.
Fajna bajka. Nie koncz jej za szybko. Ma byc doskonala. Takie tam zyczenie.
OdpowiedzUsuńKablowka tez ;)
Czesc.tak się cieszę ,że jest nowe opowiadanie. Zostawię sobie na jutro bo teraz oglądam jak Niemcy demolują Brazylię.masz rację. My jesteśmy gośćmi. Jak się ktoś nie umie zachować to teletubisie mówią pa pa.a codziennie to sa gazety.dla niewtajemniczonych dodam ,że płatne.więc cudów nie wymagamy. Babeczko, znasz Norę Roberts? Kobitka ma styl podobny do Twojego.pisz dalej i ciesz nas i siebie .dużo uśmiechu życzę. Pozdrawiam gorąco. Marek
OdpowiedzUsuńMi się główna bohaterka nie podoba, lekkich obyczajów snobka. :(
OdpowiedzUsuńTen tekst .... mmm ciekawy. Zastanawiam się co będzie się dalej działo. Znalazłam literówkę, roku/ rogu powinno być: "Siedział w samym roku, przy okrągłym stoliku. " Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg tego i Nie umiem stąpać tak cicho bo ja lubię twoje opowiadania z cyklu fantasy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Weroniś :)
a najfajniejsze są komentarze. czasem zabawniejsze niż człowiek się spodziewa. nie musisz odpowiadać na ten komentarz ;-)
OdpowiedzUsuńAch, fantastyczne! :D / N.
OdpowiedzUsuń