wtorek, 17 czerwca 2014

Ciemniejsza strona księżyca (I)

Tym razem coś mało szablonowego, schematycznego. I nie dajcie się zwieść pozorom ;-) 

Tekst będzie dodawany raz w tygodniu, po pięć stron worda. Nie więcej. Na zmianę z Głupią miłością.

          Ciemniejsza strona księżyca (I)
Kiedy się obudziła, na zewnątrz wciąż panował mrok.
W pokoju było niesłychanie duszno. Otarła wierzchem dłoni spocone czoło i sięgnęła po butelkę wody, stojącą na nocnym stoliku. Jej mdły, słodkawy smak wywołał ustach kobiety grymas obrzydzenia.
Wstała i podeszła do okna.
Nienawidziła takich nocy jak ta. Blask księżyca w pełni, zalewał zimnym światłem niewielki ogród, wydobywając z mroku dziwnie nierzeczywiste kształty. Serce biło niespokojnym rytmem, wyczuwając obecność wroga. Najgorsze było jednak to, że nie potrafiła przed nim uciec. Bo nieprzyjaciel mieszkał gdzieś w głębi jej duszy, czaił się na obrzeżach umysłu, czekając na okazję, gdy będzie mógł się uwolnić.
Dotknęła rozpalonym czołem chłodnej powierzchni szyby. Potem z niechęcią spojrzała na leżący tuż obok list. Jaśniał bielą w mroku pokoju, jakby przyzywając ją, kusząc swą zawartością.
Kolejne zlecenie. Kolejna walka. Choć tak naprawdę nie była wojownikiem.
Była czarownicą.
Taką, którą jeszcze dwieście lat temu ścigałby cały tłum dyszący nienawiścią, aby czym prędzej spalić ją na stosie.
Uśmiechnęła się ponuro.
Poradziłaby sobie z nimi bez problemu. Siła iluzji, kilka zaklęć i rozgoniłaby to całe towarzystwo na cztery strony świata. Może nawet kilkoro by uśmierciła? Tak na pokaz i z czystej przekory.
Sięgnęła po otwartą kopertę. Po raz kolejny zamyślona przeczytała te same słowa, suche i precyzyjnie określające cel jej przyszłego zadnia.
W zasadzie to nie miała wyjścia. Kończyły się pieniądze z poprzedniego zlecenia, a za to dobrze płacili. Nie wiadomo kiedy trafi się takie następne?
Na samym dole dopisała krótkie „zgadzam się” i na powrót zakleiła kopertę. Znając możliwości poczty wiedziała, że pewnie przybędzie na miejsce prędzej niż jej odpowiedź, ale w gruncie rzeczy mało to ją obeszło.
Zjawi się i tylko to było ważne.

***
To było małe miasteczko, zagubione gdzieś na krańcach Polski.
Kiedyś otaczałyby go pola falujących zbóż, gdzie każde źdźbło uginałoby się pod własnym ciężarem, nabrzmiałe, gotowe do ścięcia.
Jednak w czasach pseudo rozkwitu gospodarczego, gdzie wolano importować niż produkować, gdzie młodzi ludzie w poszukiwaniu lepszego jutra, wyruszali za zachodnią granicę, wiele rolniczych niegdyś rejonów było w stanie postępującego upadku.
Teraz dookoła jak okiem sięgnąć, widziała same nieużytki. Łąki, lasy i jakiś dziwny cień smutku, towarzyszący każdemu, kto tu zawitał. Domy w miasteczku nosiły ślady minionej świetności, gdzieniegdzie jeszcze widać było cały ornament, rdzawy kolor dachówek. Kawałek zadbanego ogródka. A jednak w przeważającej części straszyły tu odrapane rynny, brudne okna i odpadające tynki. Dookoła zabudowań piętrzyły się śmieci, wszystko to, co było niepotrzebne, ale jeszcze mogło się przydać i z tego powodu nie trafiło na wysypisko. Chodnik pojawiał się i znikał, droga wijąca się przez środek miasteczka była pełna dziur i asfaltowych łat.
Kiedy wjechała na mały, kwadratowy rynek, syknęła z irytacją. Jeden sklep spożywczy, tandetnie wyglądający bar, pod którym nawet teraz, o poranku, stało kilku miejscowych pijaczków, popijając tanie wino. Dwa inne lokale były puste, zza pordzewiałych krat, widać było brudne szyby i kruszące się, drewniane ramy.
Na środku, z dłonią wyciągniętą ku górze, stał pomnik jakiegoś lokalnego bohatera. Być może prezentowałby się dumnie, gdyby nie gęsto pokrywające go ptasie odchody.
Katja zatrzymała się na poboczu i zsiadła z motoru. Zdjęła kask i odetchnęła. W taki upał, ubrana w ciężki, ciemny kombinezon, przyciągała zaciekawione spojrzenia niczym magnes. Potem wygrzebała z kieszeni malutką karteczkę z adresem i skierowała się do miejscowej spelunki, bez szacunku depcząc nieco już dziki trawnik i rosnące na nim kwiaty.
Klimat tego sennego miejsca gówno ją obchodził. Ale zauważyła coś innego. Okiennice. Miało je każde domostwo, ciężkie, masywne, rzeźbione w dziwaczne wzory.
Doskonale wiedziała, co oznaczały. Zdziwiło ją jednak to, że zaopatrzono w nie każde okno, bez wyjątku.
Czyli nie wezwano jej tu z powodu przesądów. Niebezpieczeństwo było całkowicie realne.
Uśmiechnęła się krzywo. Tutejsza policja i dygnitarze, jak zwykle, jako jedyni starali się zignorować problem. Winę zwalono na dzikie zwierzęta, zbieg okoliczności lub posłużono się argumentem „że ludzie po prostu czasami znikają”. Z listu wynikało, że ofiar było niewiele, zaledwie trzy.
Na razie, pomyślała, wchodząc do dusznego pomieszczenia, przesiąkniętego zapachem tytoniu, taniego alkoholu, które mieszały się z intensywnymi kuchennymi aromatami.
– Szklankę wody i niech mi pan powie, jak mam trafić pod ten adres? – Bez powitania położyła na klejącym się, poczerniałym ze starości blacie, białą kartkę. Bacznie spojrzała na ponurego gospodarza, u którego niechęć powoli zamieniała się w podziw. Było jej to najzupełniej obojętne. Każdy mężczyzna tak reagował, niezależnie od wieku. Natura obdarzyła ją nietuzinkową urodą, a ona sama jeszcze, za pomocą drobnych zaklęć i kilku mikstur, postarała się wzmocnić ten efekt. Nic trudnego. Czasami za to pomagało w pracy.
– To prawie na krańcu miasteczka – machnął ręką w nieokreślonym kierunku, zachłannie wpatrując się, jak kobieta z cichym westchnieniem ulgi, zdejmuje ciężką, sztywną kurtkę. Zważywszy, że miała na sobie jedynie biały podkoszulek, opinający duże, jędrne piersi oraz ani śladu bielizny pod spodem, reszta wyjaśnień uwięzła mu w gardle.
– Na samym końcu miasteczka? – spytała, sięgając po podaną szklankę wody.
– Tam pod lasem… – zaczął i urwał, oblizując wyschnięte usta.
– No tak – mruknęła, z ironią patrząc na jego wyraz twarzy. – Chyba trafię – duszkiem wypiła wodę i wyszła bez pożegnania.
Skierowała się do ciemnego sklepu, który wyglądał trochę jak żywcem wycięty z ubiegłej epoki. Jedynie towaru na półkach było zdecydowanie więcej. Sprzedawczyni spojrzała na nią z ciekawością, potem w jej wzroku pojawiła się zawiść. Ale skrupulatnie wytłumaczyła, jak ma trafić do chaty pod lasem.
Katja kupiła paczkę papierosów i puszkę coli, po czym wróciła po swój motor. Z grymasem złości ubrała kurtkę, ale tym razem jej nie zapięła.
Faktycznie, trudno było nie trafić. Dom stał nieco na uboczu, a tuż za nim rozciągała się zielona ściana lasu. Od głównej trasy prowadziła do niego węższa, wysypana piaskiem i obrośnięta gęstymi krzewami, droga.
Chata była mała, murowana, ze spadzistym dachem w nieokreślonym, burym kolorze. Okna szczelnie zasłonięto od wewnątrz, ale drzwi były uchylone, jakby w oczekiwaniu na przybycie gości. Dookoła bujnie kwitła trawa, wraz z całym asortymentem polnych chwastów. Gdzieniegdzie tylko w tym gąszczu połyskiwały wyblakłą czerwienią dzikie róże.
Zrzuciła z siebie wierzchnie ubranie, pozostając jedynie w podkoszulku i kusych spodenkach. Nie trudziła się nawet założeniem butów. Po prostu weszła do środka, bacznie rozglądając się dookoła.
W czymś co przypominało połączenie salonu z kuchnią i sypialnią, panował wzorowy porządek. Trochę ją zaskoczył, zważywszy na to, co widziała na zewnątrz. Sufit podtrzymywały dwie solidne kolumny, a nad starannie zaścielonym łóżkiem, obracał się wiatrak, z trudem mielący ciężkie, parne powietrze.
Gdy ona tak się rozglądała, otworzyły się drzwi po prawej stronie. Wyszedł z nich wysoki chłopak, owinięty jedynie w ręcznik wokół bioder. Na jego doskonale wyrzeźbionym ciele perliły się krople wody. Zresztą, ciemne włosy również miał mokre.
Zatrzymał się raptownie, gdy tylko ją zobaczył.
– Cześć – powiedziała zaciekawiona. Był tak cholernie przystojny i pociągający, że od razu poczuła ochotę na krótki numerek. A on miał na sobie jedynie ręcznik.
Posłała mu czarujący uśmiech i podeszła bliżej. Widziała, jak przez moment zagapił się na jej sterczące piersi, na prawie gołe nogi i rozpaliło to ją jeszcze bardziej. Musiała jedynie wyjaśnić kilka podstawowych kwestii.
– Dostałam list ze zleceniem i tym adresem.
Odchrząknął, wciąż ukradkiem zerkając na jej biust.
– Wysłał go mój… powiedzmy, że przyjaciel. Na moją prośbę. Dotyczy…
– Wiem czego, a właściwie kogo dotyczy. Dziwi mnie jednak, że to ty prosisz o pomoc.
– Zaraz zadzwonię po resztę i wszystko ci opowiemy. Rozumiem, że przyjmujesz tę pracę?
– A powinnam?
Zdziwiony spojrzał w błyszczące, drwiące oczy.
– Oryginalne pytanie. Chyba sama o tym decydujesz?
– Oryginalne to jest to, że ty mnie wezwałeś – zbliżyła się i podniosła palcem jego podbródek. Przyglądała mu się, niczym nietypowemu okazowi, notując jednocześnie każdy szczegół.
– Może.
– Ale dlaczego? Wyrzuty sumienia? – dodała drwiąco.
– Ja już poradziłem sobie ze swoją drugą naturą. Ale jest ktoś jeszcze…
– Dobrze. Biorę tę robotę – pchnęła go na fotel, stojący za jego plecami i błyskawicznie zdjęła koszulkę. – Ale najpierw mam ochotę na seks.
Wytrzeszczył w niemym zdumieniu oczy, patrząc jak kobieta pozbywa się ubrania i podchodzi bliżej. Otrzeźwiał dopiero, gdy usiadła okrakiem na jego kolanach, dłonią wodząc po lekko wyczuwalnej już wypukłości.
– Nie! – odepchnął ją stanowczym ruchem.
– Dlaczego? – Bardziej wyglądała na zdumioną niż rozzłoszczoną.
– Mam narzeczoną.
Zaczęła się śmiać. Leżała na podłodze, na plecach, z rozłożonymi ramionami, rozsypanymi w nieładzie włosami i zanosiła się śmiechem. Była piękna i tak seksowna, że z trudem powstrzymywał się, by nie zrobić tego, czego pragnęła.
– To miała być zaliczka – powiedziała, wciąż rozbawionym głosem. – Przecież wyraźnie widzę, że też jesteś podniecony – posłała mu przeciągłe spojrzenie. – No chodź!
Rozłożyła uda i przesunęła po nich obiema dłońmi. Patrzyła prowokująco, docierając do różowego, cudownie kuszącego wnętrza. Gdy zaczęła się pieścić, nie wytrzymał.
Zerwał się z miejsca i wybiegł na zewnątrz.
Pod mokrym ręcznikiem pulsował podnieceniem nabrzmiały członek, boleśnie dając do zrozumienia, jak bardzo pragnie być wykorzystany zgodnie ze swym przeznaczeniem.
Zamknął oczy i z desperacją pomyślał o Annie. Po tym wszystkim nie zasłużyła jeszcze na to, aby ją zdradził. Po prostu nie zasłużyła.
Stał na werandzie dobry kwadrans.
W końcu nieznajoma pojawiła się obok, już ubrana i z niedbale związanymi włosami.
– Mając takiego faceta pod ręką, musiałam robić to sama – zerknęła na niego z niemym wyrzutem. Ale co dziwne, wcale nie była zła. Zaciągnęła się papierosem i usiadła na rozklekotanym krześle. – Raz byś odpuścił i poratował kobietę w potrzebie.
– Nie mogłem…
– Chłopak z zasadami. A to ci nowość! – burknęła. – Zrób mi chociaż kawy, jeśli już nie chciałeś dać orgazmu. I ubierz się, bo znów się na ciebie rzucę. A tym razem nie odpuszczę.
Poczerwieniał i posłusznie pomaszerował do kuchni. Jednocześnie modlił się, by Anna i Krzysztof pojawili się jak najprędzej.
On sam nie miałby najmniejszych problemów, by zwyciężyć pokusę. Ale ten drugi, który skrywał się gdzieś w mrokach jego duszy, był silnym draniem. Nawet teraz, gdy nie było księżyca.
Szybko wciągnął na siebie sprane dżinsy i pierwszą, lepszą koszulkę. Zaparzył kawę i wrócił na werandę. Huśtała się na krześle, z nogami opartymi o poręcz i paliła kolejnego papierosa.
– Skoro nie chodzi o ciebie, to o kogo? – spytała z zaciekawieniem.
– O mojego ojca – odpowiedział, zajmując miejsce w odpowiedniej odległości. – I jestem Stefan.
 

Link do części II - klik

18 komentarzy:

  1. Zaraz zabieram się za czytanie. Podoba mi się pomysł z dodawaniem opowiadań naprzemiennie. Dziękuję Ci za nowe opowiadanie. Życzę dużo zdrowia, słońca i relaksu. Nie przejmuj się egoistycznymi ludźmi. Buziaki, J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Babeczko, proszę Cię, skończ pierwsze te opowiadania, które zaczęłaś (kara, nie umiem stąpać tak cicho), a nie znowu zaczynaj kilka nowych... Nie rozumiem tego. Bo kiedy robisz tak długą przerwę pomiędzy tymi opowiadaniami, to przecież siłą rzeczy nie da się spamiętać o czym one były, kiedy sie czyta 3 inne.. A nie mówiąc już o jakimś..podnieceniu, które czasami jest, kiedy się czyta na bieżąco.. Skończ tamte, zanim znowu zaczniesz nowe, proszę.
    Mad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry pomysł.

      Usuń
    2. Tez jestem tego zdania, dlatego nie chce czytać tego, póki nie skończy :D

      Usuń
  3. Wow, świetne! Zaczyna się bardzo tajemniczo, co powoduje, że chce się więcej i więcej.. A kolejna część dopiero w przyszłym tygodniu...:(
    Buziaki, N. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie lektura na wieczór :)
    Postanowiłam w końcu się zalogować i dać znać, że masz takiego czytelnika jak ja i to od bardzo dawna! Jedyne co to chamsko nie pozostawiałam komentarzy... Mam zamiar się poprawić, co by skrzydeł jeszcze trochę dodać.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jako maniaczce fantastyki Twoje opowiadanie, zawierające coś z mojego ulubionego typu literatury, mi osobiście podoba się szalenie.
    M

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju! Zakochałam się po prostu. Uwielbiam takie klimaty, już nie mogę doczekać się kolejnej części. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fantastyka, bez przenoszenia się w przeszłość lub przyszłość - fajna sprawa, chyba jeszcze nie czytałam takiego Twojego opowiadania.W ostatnim jakim pamiętam, to chyba była akcja przeniesiona w przyszłość ( to opowiadanie o lekarce i więźniu- nie pamiętam tytułu). Rozłożyło mnie imię bohatera Stefan, z pół godziny się śmiałam. Jak już pisałam, nie dawno z resztą nie przejmuj się tym gadaniem, że jednego nie skończyłaś, a kolejne zaczynasz. Jest czas i wena to grzechem jest z tego nie korzystać. :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Skrobnę słówko przy porannej kawce.

    "Głupią miłość" piszę prawie na bieżąco. No problem, bo i opowiadanie lekkie. "Nie umiem..." idzie ciężko, bo staram się wytworzyć tzw. klimat, a to daje jakieś dwie, trzy strony na tydzień. Bardzo żałuję, że w ogóle pokusiłam się by dać to opowiadanie na bloga tak wcześnie. Ale cóż, człowiek wciąż się na błędach się uczy...

    "Karę" wykasowałam do połowy i piszę od nowa. Żal mi się zrobiło dobrze zapowiadającego tekstu, bo chyba podczas pisania natchnienie mi zdechło tak po 3/4 całości i w efekcie wyjątkowo udanie spartaczyłam to opowiadanie. Prawie się ugięłam pod naciskiem ogółu i już chciałam dać tak jak jest, ale nie. Poprawię. Poczekacie. W zamian za to dostaniecie połączenie trzech gatunków, a nie płaczliwe romansidło.

    Ten tekst mam w zasadzie napisany. Może w trakcie korekty coś tam jeszcze zmienię, dopiszę, ale chyba niewiele. Zresztą jest i kawałek w zapowiedziach. Kiedyś, dałam również urywek na pokątnych. Niektórzy być może będą widzieć który.

    PS. Osobiście też ciężko było mi zaakceptować imię jednego z bohaterów :-))) ale co ja poradzę, że on właśnie się tak nazywa? Próbowałam zmienić, nie szło...

    PS2. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, by niektórzy zaczekali na dalsze części. Sama tak często robię ;-) w przypadku innych blogów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Babeczko, ja wiem, że cierpliwość może i w jakiś tam sposób uszlachetnia duszę (chyba, że to było o cierpieniu), ale jestem typem który na każdą rzecz może czekać cierpliwie, ale nie na kolejną dawkę swojej używki - słowa pisanego. Dlatego czekam, cierpię i wchodzę do Ciebie po 10 razy dziennie, nawet jeśli jest rano, a Ty wieczorem dnia poprzedniego dodałaś kolejny tekst. Najwyraźniej faktycznie nadzieja umiera ostatnia (żeby nie było - niej jestem jedną z tych co to Cię wymęczyły, cierpię sobie w milczeniu). Dlatego bądź cierpliwa, dla nas niecierpliwych i dodawaj niestrudzenie kolejne teksty.
      PS. Po kilku doświadczeniach, gdzie ktoś tworzy historię, mami zauroczonych czytelników obietnicami kolejnych części, a następnie sobie zanika, nie kończąc tego co zaczęło, muszę Ci powiedzieć, że Twoja konsekwencja mnie niezwykle raduje.
      Z.

      Usuń
  9. A nie powinno być motocykl, a nie motor?'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oficjalnie tak. Ale uświadomiłam sobie, że w języku potocznym (trochę miałam styczności z maniakami ;-)) używa się tych dwóch terminów naprzemiennie. I przyznam szczerze, że mnie się słowo motocykl kojarzy z takim pyrkajacym czymś, na czym siedzi dziadek w kasku jak hełm z drugiej wojny światowej... I nie mogę się tego skojarzenia pozbyć ;-)

      No i według prof. Miodka, obie formy nadal są poprawne :-)))

      Usuń
  10. czyżbyś zaczęła lamac wlasne zasady? bohaterka pali papierosy? ; p a tak na poważnie bardzo ciekawie sie zapowiada ;) i uwielbiam profesora miodka, złoty człowiek ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Babeczko kiedy można liczyć na Głupią Miłość? gdybyś mogła chociaż określić czy w weekend, czy dopiero w przyszłym tygodniu ?

    OdpowiedzUsuń
  12. i i i i i i i... kiedy cos nowego? ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. I już tydzień minął a kolejnej części nie ma, a masz podobno praktycznie skończone to opowiadanie....

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.