W szale jęków i stęków, weźcie pod uwagę, że wyczołgałam się z wygodnego łóżeczka, by dodać tę ostatnią część. Ostatnio coraz częściej budzę się po północy, by sobie trochę popisać. Pewnie dlatego, że padam na pysk już po ósmej.
Jutro też zamieszczę specjalny post. Musimy sobie pewne sprawy wyjaśnić. I z pewnymi osobami. Dziś nie mam już siły. Poza tym natchnienie mnie pcha do pisania i nie chcę tego zaprzepaścić ;-)
Osobiście po kolejnym odczytaniu tekstu, zaczęłam żałować, że bardziej go nie rozbudowałam. Sama nie wiem, bo z drugiej strony taki taniec godowy przeciągać w nieskończoność, to moja specjalność.
link do części II - klik
link do części II - klik
Bywa (III)
Hubert stał przy oknie
i w ponurej zadumie obserwował spacerująca z wózkiem kobietę.
Żałował, że zadzwoniła.
Pewnie byłoby jej ciężko, ale przynajmniej on trzymałby się z daleka. Prawie
sobie darował ten głupi pomysł. Ale gdy usłyszał jej głos w słuchawce, przepadł
na nowo.
Była śliczna.
Pociągająca. Ponętna. Wciąż jeszcze miała odrobinę zaokrąglony brzuszek i
oczywiście duże, pełne piersi. Zastanawiał się czy gdy przestanie karmić
małego, wrócą do poprzedniego rozmiaru. To okropne, ale wolałby nie.
Przeczesał dłońmi włosy
i westchnął.
Pełen niechęci Dominik
wyruszył z misją, a jemu pozostało oczekiwać na dalszy rozwój wypadków. Najgorsze
że nadal nie był pewien, czy dobrze robi? A jeśli efekt będzie odwrotny od
zamierzonego? W końcu doskonale zdawał sobie sprawę, że Małgosia nie jest nim
zauroczona. Była jedynie wdzięczna.
W dupie miał jej
wdzięczność!
Chciał seksu! Miłości.
Prawdziwego uczucia i bycia z nią do samego końca. Chciał dorobić się gromadki
wnucząt, zestarzeć się razem z nią. No i chciał, by i ona go pokochała.
Tyle kobiet przewinęło
się przez jego ręce. Dlaczego akurat ta pozostawała odporna? Przez jego
kalectwo? Nie, nie przypuszczał, by to był powód.
Po prostu brak chemii.
Jego ciągnęło do niej od pierwszej chwili, ona nadal pozostawała obojętna.
No, niezupełnie. Była
wdzięczna.
Ale też i zakłopotana
okazywaną jej troską. Wciąż powtarzała, że w przyszłości postara się
odwdzięczyć i inne bzdury.
Nie chciał tego.
Pragnął jedynie jej samej.
– O czym tak
rozmyślasz? – usłyszał ciche pytanie za swoimi plecami.
– Nie zauważyłem,
że skończyłaś spacerować? – odwrócił się, przybierając obojętny wyraz twarzy.
Trochę go to kosztowało trudu, bo ciężko było tłumić targając nim emocje.
– Oddałam Wojtusia
niani. Musimy porozmawiać.
Zaskoczyła go
stanowczość w jej głosie.
– Chyba wiem o
czym. – Nie ruszył się z miejsca, nawet nie drgnął.
– To dobrze. A
wiesz jak głupio się czuję w takiej sytuacji?
– Bo ci pomagam?
– Hubert, litości!
Finansujesz każdą moją potrzebę, każdą zachciankę. Ilość zabawek i ciuszków
wystarczyłaby dla całego tuzina dzieci. Twoja hojność wcale mnie nie cieszy.
Wręcz przeciwnie – peszy.
– To wyjdź za
mnie.
Uparciuch, pomyślała.
Podeszła bliżej i oparła dłonie na jego torsie, patrząc prosto w oczy. Znów
były nieprzeniknione, niczym dwie ciemne studnie bez dna.
– Z wdzięczności?
Z litości? Podaj powód.
Rozzłościła go.
Zacisnął zęby z taką siłą, że o mało co nie zwichnął sobie szczęki. Dłonie
również.
– Nawet nie chcesz
spróbować.
– Niepotrzebnie
zadzwoniłam – odparła z ciężkim westchnieniem.
– Też tak sądzę.
Drgnęła. Tego się po
nim nie spodziewała. Zresztą była zła nie tylko Huberta, ale i na samą siebie.
Z jednej strony pragnęła by mówił te wszystkie cudowne słowa, z drugiej bała
się ponownie angażować.
Co za kuriozalna
sytuacja!
– Kłamczuch –
mruknęła i przytuliła się do niego.
– Nie jestem z
żelaza.
– Wiem.
– To po co mnie
prowokujesz?
Dobre pytanie. Naprawdę
dobre. Gdyby tylko znała na nie jednoznaczną odpowiedź.
– Sama nie wiem…
Pod policzkiem czuła
delikatną miękkość koszuli, pod palcami twardość jego ciała. Dlaczego choć
twierdził, że mu się podoba, mówił o miłości i wspólnej przyszłości, to wciąż
zachowywał się tak powściągliwie, tak oschle? Tylko wtedy, w szpitalu, przez moment
doświadczyła jego czułości. Wtedy widziała, że naprawdę mu zależało. Teraz
jedynie bredził o małżeństwie, albo beznamiętnym tonem oznajmiał, że jest jego.
Jakby była rzeczą, nie
osobą.
– Nie chcę byś
wiązała się ze mną z litości. Ale wdzięczność to dobry argument. W końcu sporo
w ciebie zainwestowałem – oznajmił ze spokojem.
Tym razem zabolało.
Bez namysłu cofnęła się
o krok, a potem go uderzyła.
– Łajdak! –
syknęła.
Uśmiechnął się drwiąco.
– Łajdak, który
obiecał ci zapłacić za urodzenie jego dziecka. Niezłą sumkę, dzięki której
będziesz ustawiona do końca życia.
– Ty!... –
zacisnęła dłonie w pięści. – Twierdzisz, że mnie kochasz, później traktujesz
jak przedmiot. Mówisz o zauroczeniu, a potem proponujesz związek oparty jedynie
na chłodnej kalkulacji. O co ci do diabła chodzi człowieku?
– O to żebyś była
tylko moja, maksymalnie uzależniona od każdego mojego kaprysu, od każdej
zachcianki – wycedził, mrużąc oczy. – Nie musisz mnie kochać. Wystarczy, że
będziesz dobrze grać swą rolę namiętnej, zauroczonej mną żony.
– Bydlę! –
powiedziała ze wstrętem. – Wiesz, że tym razem przegiąłeś? Głupi, rozpuszczony
smarkacz, któremu się wydaje, że wszystko można kupić!
– Bo można –
odparł chłodno, mierząc ją pogardliwym wzrokiem. – Ciebie poniekąd już kupiłem.
Miała ochotę przywalić
mu jeszcze raz. Zetrzeć tę bezczelną pewność siebie, ten wyraz wyższości z jego
twarzy. Czyżby teraz był naprawdę szczery? Po raz pierwszy, od kiedy spotkali
się w szpitalu, nie wyczuła fałszywej nuty w jego zachowaniu.
Jeśli tak…
Powinna odejść. Dziś,
zaraz. Spakować się, zadzwonić po taksówkę i odejść. Nieważne gdzie, nawet do
hotelu. Miała w końcu swoje oszczędności, a sytuacja wymagała użycia wszelkich
środków.
– Nie będę płaciła
za towar, którego nie zamawiałam – odpowiedziała, hardo zadzierając podbródek.
– Zapłacisz, już
ja tego dopilnuję.
– Jesteś potworem
– otuliła się ramionami i spojrzała na niego z prawdziwym żalem. – Nie wiem czy
tym razem jesteś szczery, czy też z niewiadomego powodu postanowiłeś mnie
poniżyć?
– Ja ciebie? Sama
to zrobiłaś.
Przestała cokolwiek
rozumieć. Jeszcze wczoraj siedzieli jedząc kolację i opowiadając sobie zabawne
epizody z dzieciństwa. Rankiem, podczas picia kawy, wyraźnie widziała w jego
oczach pożądanie i fascynację.
Teraz znów był zimny i
oschły. Jakby świadomie chciał ją skrzywdzić.
Co siedzi w tym
człowieku? Cóż za demony szaleją w jego umyśle? Póki ona była oziębła, stawał
na głowie, by było inaczej. A gdy tylko pozwoliła sobie na jakiś czuły gest,
zamieniał się w sopel lodu. W bestię ziejącą nienawiścią i pogardą.
Dlaczego?
Usiadła w fotelu, i
pochyliła głowę, wpatrując się w swoje drżące dłonie. Zastanawiała się, jakim
słowami do niego dotrze? Co powinna zrobić?
Chyba było tylko jedno
wyjście.
Wyprowadzić się.
Zapomnieć. Znaleźć sobie normalnego faceta, który nie będzie tak pokręcony i
dziwaczny.
– W sobotę
organizuję przyjęcie urodzinowe – odezwał się znienacka Hubert.
– Przyjęcie?
– Tak, Okrągła
rocznica, dwadzieścia pięć lat i powód do świętowania faktu, że udało mi się
przeżyć. Pojutrze pojawi się firma, która organizuje całą imprezę. Mam
nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Wymamrotała coś pod
nosem. Niebiosa, zlitujcie się!
– Mam się
wyprowadzić?
– Nie! – wlepił w
nią zaskoczony wzrok. – Miałem jedynie na myśli to, że będzie spory zamęt i być
może odrobinę za głośno. Dla dziecka nie zawsze jest to dobre.
– Hubert! – Po
prostu ręce opadały. – Przed chwilą wdeptałeś moja godność w ziemię, a teraz
martwisz się o takie głupoty?
– To głupie, że
się o ciebie troszczę?
Nic nie odpowiedziała.
Naprawdę brakowało jej słów.
Wariat, pomyślała.
Kompletny wariat!
– Będziesz miała
się w co ubrać? – spytał zatroskanym tonem. – Czy wybierzemy się na zakupy?
– Jeszcze słowo, a
będę potrzebowała pomocy psychiatry – powiedziała groźnie, nie zważając na jego
zniesmaczony wyraz twarzy. – A sukienkę odpowiednią na taką okazję posiadam od
wieków. I mam nadzieję, że się w nią zmieszczę…
***
Przejrzała się w
lustrze z prawdziwą satysfakcją. Dobrze było się w końcu poczuć piękną,
uwodzicielską kobietą.
Oczywiście musiała
wybrać się na te niechciane zakupy. Najgorsze było jednak to, że Hubert
asystował jej na każdym kroku i za wszystko płacił, ignorując jej sprzeciw. Do
domu wróciła tak wściekła, że nie rozmawiała z nim przez cały kolejny dzień.
Co gorsza, wydawał się
być tym rozbawiony.
Doszła do siebie, kiedy
ponownie ubrała zakupioną sukienkę. Była prosta w kroju, praktycznie bez
jakichkolwiek ozdób, ale znakomicie podkreślała każdy walor figury.
Gosia cichutko podeszła
do łóżeczka, w którym spał jej maleńki synek i bardzo delikatnie pocałowała go
w główkę. Siedząca obok kobieta uśmiechnęła się uspokajająco. Nic dziwnego, bo
Małgosia na samym początku odmówiła przyjęcia pomocy. Dopiero z czasem
doceniła, jak dobrze mieć kogoś, kto cię zastąpi choć na pół godziny.
Kiedy wyszła z
sypialni, bardzo ostrożnie zamykając drzwi, na korytarzu stał już Hubert,
nerwowo przytupując nogą.
– No, naresz… – i
raptownie umilkł. – To ty?
– Nie, wynajęłam
dublerkę – zażartowała, rumieniąc się pod wpływem jego pełnego zachwytu
spojrzenia.
– Jak to możliwe,
żebyś była jeszcze piękniejsza?
– Pochlebca. –
Ujęła podane sobie ramię i ruszyli na dół, krętymi schodami. – Czy mnie się
wydaje, czy też goście zaczęli się już schodzić?
– Jakiś kwadrans
temu. Ale nie chciałem ich witać sam. Wolałem poczekać na ciebie.
– Będę musiała
wrócić za trzy godziny i nakarmić małego.
– Spokojnie –
pogładził ją po policzku, gdy stanęli przy drzwiach. – Wszystko jest
zorganizowane tak, że jeśli Wojtek choćby raz zapłacze, natychmiast zostaniesz
powiadomiona.
– Pocałuj mnie –
zażądała znienacka.
– Co?
– Prosiłam o
całusa – powtórzyła cierpliwie.
– Ale…
Pierwszy raz sama
wyszła z inicjatywą. Gdy jej usta dotknęły warg zaskoczonego Huberta, przez
całe ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Cudownie pachniał, a na dodatek to jego
zaskoczenie było takie słodkie. Drań czy nie, ale potrafił rozczulić ją swoją
niepewnością. Przymknęła oczy i bardzo powoli, delektowała się tą bliskością.
Smakowała go niczym wytrawne wino, w skupieniu, leciutko drżąc w jego
ramionach. A on, choć odwzajemnił pocałunek, wcale nie zmienił jego tempa.
Jedynie ją objął i mocniej przytulił.
W końcu uśmiechnęła się
i otworzyła oczy.
– Ty mój
bohaterze! Jak przychodzi co do czego, to sama muszę działać – dodała z
wyrzutem.
– Dostanę więcej?
Nie teraz, ale po zakończeniu przyjęcia?
– Dasz palec, a
chce całą rękę – roześmiała się radośnie. – Zobaczymy – posłała mu prowokujące
spojrzenie i lekko nacisnęła klamkę.
W mgnieniu oka znaleźli
się w tłumie ludzi. Większość gości od razu rzuciła się w kierunku Huberta,
niektórzy głośno i hałaśliwie zaczęli składać mu życzenia. Ale on wyglądał na
dziwnie zachmurzonego.
Nie zastanawiała się
nad tym, tylko nieco oszołomiona witała się z każdą przedstawianą jej osobą.
Średnia wieku nie przekraczała trzydziestki, a towarzystwo wcale nie
zachowywało się jak banda sztywniaków.
W pewnym momencie
zauważyła Dominika, który wesoło do niej pomachał. Podeszła bliżej, aby się
przywitać i zamarła.
Tuz obok niego stał
wysoki, szczupły mężczyzna, o czarującym uśmiechu i intensywnie niebieskich
oczach. Miał w sobie niezaprzeczalny urok zdobywcy, podkreślony jeszcze przez
kilka banalnych zdawałoby się szczegółów.
Nikodem.
Ale skąd?...
– Witaj Małgosiu –
pochylił się i pocałował oniemiałą kobietę. – Kopę lat, prawda?
– Zaledwie rok –
wyszeptała pobladłymi wargami. Jego widok to był cios prosto w serce. Nie tylko
zepsuł jej dobre samopoczucie. Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo Wojtek był
podobny do ojca. I jak ona sama została skrzywdzona przez tego człowieka.
– I co tam u
ciebie? Małżeństwo? Może dziecko?
Zaprzeczyła ruchem
głowy. Dominik przyglądał się temu z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby obserwował
wynik eksperymentu.
Nagle zrozumiała. Tylko
jednej osobie powiedziała, kto był ojcem jej dziecka. Wyznała każdy szczegół,
każdy detal.
– Przepraszam, ale
muszę z kimś porozmawiać – powiedziała stanowczo, po czym odwróciła się i
poszukała wzrokiem Huberta.
Stał z boku,
rozmawiając z nieznaną kobietą. Niechciana zazdrość ukuła ją prosto w serce,
gdy dotarł do niej fakt, jak bardzo tamta była piękna. Ale później powróciła
złość.
– Pozwól na chwilę
– słodko uśmiechnęła się do złotowłosej i pociągnęła mężczyznę w kierunku
schodów. Na dole nie było miejsca, by toczyć osobiste rozmowy. Wepchnęła go do
pierwszego pokoju, nawet nie zauważywszy, że znaleźli się w jego sypialni.
– Co on tu robi?!
– wybuchła.
– Kto?
– Nie zgrywaj
głupka. Doskonale wiesz, o kogo mi chodzi!
Zmarszczył brwi, jakby
intensywnie się nad czymś zastanawiał. Po czym nagle roześmiał się drwiąco.
– A co? Nie cieszy
cię widok ukochanego?
– Ty łajdaku! –
powiedziała z goryczą. – Co chcesz osiągnąć?
– Nikodem ma chyba
prawo wiedzieć o swoim dziecku. Zresztą, to jego drugie.
– Drugie? –
zdumiona opadła na stojący pod ścianą fotel. – Drugie? – powtórzyła z rozpaczą.
– Jako nastolatek
uwiódł koleżankę. Potem jesteś ty.
Sens słów nie był tak
okropny jak szyderczy ton, w jakim zostały wypowiedziane.
– Znasz go?
– Przelotnie –
wzruszył ramionami. – Spotkaliśmy się kiedyś na kilku imprezach.
– Więc skąd te
szczegóły?
– Czy to ważne?
– Nie, masz rację.
To nie jest ważne. Wiesz co jest ważne? – wstała i stanęła przed nim,
zarumieniona ze złości. – To, że zawiodłeś moje zaufanie. Pogrywasz sobie ze
mną w kompletnie niezrozumiały sposób. Nie wiem, co chcesz osiągnąć…
– Nie wiesz? To
proste. Jego rodzice wywalczyli sobie prawo do opieki nad wnuczką. Gdy dowiedzą
się o chłopcu, zrobią to samo. Będzie ci potrzebny ktoś wpływowy, bogaty, kto
będzie w stanie stawić im czoła. Czyli ja. Bo czegóż się nie robi dla ukochanej
małżonki, prawda? – dodał z satysfakcją.
– Chyba żartujesz?
– Po co?
– Chcesz aby
groźba odebrania mi dziecka, rzuciła mnie w twoje ramiona? To jest ten twój
genialny plan? Hubert! – wyszeptała nagle przerażona. – Dałbyś mi odebrać syna,
tylko po to aby zwyciężyć? Dałbyś?
– Dałbym – odpowiedział
ze spokojem.
Oczy miała ogromne,
pełne bólu. Nigdy wcześniej nie widział u niej takiego wyrazu twarzy, takiej
rozpaczy.
– Pomijając
głupotę twojego toku myślenia oraz to, że z pewnością nie poddałabym się bez
walki… Jak mogłeś?! Jak mogłeś zaplanować coś tak podłego? W ogóle pomyśleć o
tym, żeby skrzywdzić mnie w ten sposób. No powiedz jak?! – przygryzła usta, z
całej siły powstrzymując się, by nie wybuchnąć płaczem.
– Wydawał się
dobry – mruknął. Czuł się wyjątkowo nieswojo. Sądził, że będzie się złościć,
wybuchnie wściekłością, uderzy go.
Wtedy byłoby łatwiej.
A ona tylko stała,
patrząc na niego w taki sposób, że od razu pożałował tego, co zamierzał zrobić.
– Powiedziałeś mu?
Milczał.
– Hubert!
Powiedziałeś mu o dziecku?
– Nie. Ale
zamierzam.
– Nie zrobisz
tego.
– Zrobię. Zawsze
kończę to, co zacząłem.
Małgosia opuściła
głowę. Skuliła się, niczym dziecko oczekujące na lanie, ale jedynie przez
moment.
Potem spojrzała mu
prosto w oczy.
– Nie chodzi o to,
kto wygra. Ale zaufałam ci. Byłeś jedyną osobą, której zwierzyłam się prawie z
wszystkiego, jedyną, której zależało na tym, aby naprawdę mnie poznać.
Przynajmniej tak myślałam. Teraz okazuje się, że robiłeś to po to, by móc
wykorzystać każdą zdobytą informację. Co mam sądzić o człowieku, który dałby
mnie skrzywdzić jedynie po to, aby zaspokoić swoje chore pragnienia? Powiedz
mi, co mam sądzić? Co mam sądzić o tobie?
Łzy same potoczyły się
po jej policzkach.
– Liczyłem na to,
że to cię zmotywuje do podjęcia decyzji.
– Chciałeś mnie
zmusić? Do czego? Do miłości?
Nagle szarpnęła dekolt
sukienki. Drżącymi rękoma rozpięła zamek i niezdarnie ją zdjęła. Po czym
rzuciła w znieruchomiałego Huberta.
– Masz! –
wrzasnęła. – Chcesz mnie przelecieć? Nie ma sprawy! Cała noc przed nami,
korzystaj. Na wszelkie możliwe sposoby, rób co tylko podpowie ci twoja
popieprzona wyobraźnia! – Tym razem rzuciła w niego stanikiem.
Stał teraz przed nim
drżąca, prawie naga i tak pełna goryczy, że poczuł się nieswojo.
– Masz tę jedną
noc. To cena jaką mogę zapłacić za twoje milczenie. No dalej! – zadrwiła. –
Boisz się, że ci nie stanie po tej całej kuracji odwykowej, pojebany ćpunie?
– Nie obrażaj
mnie!
– Bo co? Bo
zrobisz mi krzywdę? Już zrobiłeś! Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wielką.
Nawet nie przypuszczasz… – wybuchła płaczem.
Podszedł bliżej i
bardzo delikatnie ją objął.
– Pocałuj mnie –
poprosił cicho, zanim zdołała się wyrwać.
– Powiedziałam, że
możesz robić co chcesz.
– Nie dlatego. Po
prostu mnie pocałuj. W taki sam sposób, jak przed godziną.
– Przed godziną
byłeś w moich oczach innym człowiekiem. Teraz jesteś nikim.
– Pocałuj mnie –
poprosił ponownie z uporem.
– Nie!
Wtedy się pochylił i
sam to zrobił. Zaskakująca była czułość, zdumiewała delikatność. Niemal wbrew
sobie, rozchyliła usta i odwzajemniła pocałunek. Przycisnął ją do ściany i
lekko uniósł. Był silny i stanowczy, coraz bardziej zachłanny i podniecony. Chciała
go odepchnąć, ale nie pozwolił na to.
– Hubert,
przestań! – odwróciła głowę, przerywając. – Pozwól mi tylko odejść. Proszę!
Błagam! Jeśli choć trochę ci na mnie zależy, pozwól mi odejść.
– Nie – wyszeptał.
– Nigdy ci nie pozwolę. Ja naprawdę cię kocham.
– I dlatego chcesz
mnie skrzywdzić?
– Przeczuwałem, że
to głupi pomysł. Ale nie potrafiłem z niego zrezygnować.
– Zrobiłbyś to?
– Nie – wyszeptał.
Przymknął oczy i niezwykle delikatnie pieścił jej twarz ustami. – Nie dałbym
rady. Poza tym nienawidzę tego dupka!
– Nikodema?
– Miał ciebie.
Twoją niczym nie skrępowaną miłość. Wszystko, o co ja muszę żebrać.
– To prawda –
poświadczyła niechętnie. – W jednym się mylisz. To nie była miłość, ale
zauroczenie. Opętał moje zmysły, opanował myśli, ale nigdy do końca mu nie
ufałam. Tak jak tobie.
– Czyli nadal nie
mam szans?
– Wariat –
otworzył oczy i napotkał jej uśmiech. I nagle dotarło do niego, że trzyma w
ramionach nagą, cudownie piękną kobietę, o której śnił każdej nocy i każdego
dnia. Wielu rzeczom mógł się oprzeć, ale przecież nie temu?
Wsunął dłonie pod jej
pośladki i uniósł ją w górę. Odruchowo otoczyła nogami jego biodra i spojrzała
zdumiona.
Wtedy zrozumiała.
Mgła pożądania zasnuła
ciemne oczy, usta miał rozchylone, dłonie niecierpliwie pieściły jej ciało.
– W moich snach,
nigdy nie byłaś nawet w połowie tak cudowna…
– Śniłeś o mnie?
– Nieustanie.
– Nieustanie –
powtórzyła, odchylając głowę do tyłu i całkowicie rezygnując ze sprzeciwu.
Widmo Nikodema nagle się ulotniło. To dziwne, bo powinna być wściekła,
rozżalona i obrażona. A tymczasem prężyła się, mrucząc niczym zadowolona kotka.
– Czy jak my… Nie
skrzywdzę cię?
Bardzo powoli ujęła
jego twarz w obie dłonie. W dużych, niebieskich oczach ponownie ukazały się
łzy. Co za pokręcony facet! Ale najcudowniejsze było to, że naprawdę mu
zależało. Jak cholera!
– Skoro mnie
kochasz, to mnie kochaj! – wyszeptała, wodząc opuszkami placów po szczupłych
policzkach. Nagle przestała się bać. Musiała mu zaufać. – Hubert!
– Co? –
zdezorientowany uniósł głowę.
– Nic. Właśnie
poczułam, jak nieziemsko jesteś napalony – śmiejąc się, wtuliła nos w jego
szyję. – A na dole mamy szalowe przyjęcie i całą masę gości. No i Nikodema –
dodała podstępnie. – Jak myślisz, czy gdyby usłyszał o dziecku, zdecydowałby
się do mnie wrócić?
Mężczyzna zamarł.
Wpatrywał się z niedowierzaniem, gdzieś tam w głębi czując narastającą złość.
Bo akurat tego nie planował.
– Wolałabyś tu być
z nim? – spytał nieswoim głosem.
– Oddałbyś mnie?
– Nie.
– To po cholerę
zadajesz głupie pytania? – zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. – Wiesz, chyba
zawsze będziesz dla mnie zagadką. Raz taki niepewny, prawie wystraszony. Innym
razem pełen złości, stanowczy, nie biorący pod uwagę porażki. Jaki naprawdę
jesteś?
– Zostań ze mną.
Przekonasz się.
Dotykała jego twarzy,
zamyślona, coraz bardziej podniecona. Za to on ukradkiem rozpiął spodnie i
zsunął je w dół, tak że opadły prawie do kostek. Wtedy nagle sobie przypomniał.
– Nie przeszkadza
ci…
– Nie. Nigdy nie
będzie. Bardziej się boję, że dzieci mogłyby odziedziczyć twój pokręcony
charakter.
– Jeszcze nie
zacząłem, a ty już myślisz o dzieciach – pocałował ją z czułością. A potem
nagle z namiętnością, nad którą tak długo musiał panować.
Małgosia odwzajemniła
jego pocałunek. Każdą pieszczotę, każdy niecierpliwy dotyk. W jej duszy i ciele
rozszalała się prawdziwa nawałnica.
Może to był kolejny
błąd? Kolejny nieodpowiedni mężczyzna? Lecz pragnienie pojawiło się tak
niespodziewanie, tak nagle, że sama poczuła się zaskoczona.
I nagle przestała
walczyć. Poddała się.
Chciała mieć tego
faceta z całym dobrodziejstwem inwentarza, z każdym pokręconym pomysłem. Był
pierwszą osobą, która walczyła o nią z takim zacięciem.
– Kochaj mnie – powtarzała,
pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
Kiedy w nią wszedł,
błogo westchnęła. Poruszał się rytmicznie, podczas gdy ona gładziła jego ramiona,
odwzajemniała pieszczotę zachłannych ust.
Było inaczej niż
kiedykolwiek. Jakby spokojniej, choć pożar w jej ciele narastał do
niespotykanych wcześniej rozmiarów. Gdzie tkwiła różnica?
Nagle zrozumiała. Gdy
krzyczała, wsłuchana jednocześnie w jego jęki, gdy wypełniał ją swoim
nasieniem, zrozumiała.
Naprawdę czuła się przy
nim bezpiecznie. Był jedynym stałym i pewnym punktem w jej życiu. Kimś, na kim
będzie mogła polegać.
No, pod warunkiem, że
pozbędzie się tych głupich pomysłów. Uśmiechnęła się, z trudem łapiąc oddech i
przesunęła dłonią po spoconym czole Huberta.
– Teraz mogę za
ciebie wyjść.
– No nie wiem…
Zaliczyłem cię, na co mi ślub_ – odpowiedział poważnym tonem, ale w jego oczy
błyszczały szczęściem.
– Świntuch!
– Teraz ty musisz
mnie przekonać, bym się z tobą ożenił – dodał rozweselony.
– Co by tu
powiedzieć? – zastanawiała się głośno. – Chyba wiem. Zależy mi na tobie i chyba
się zakochałam.
Mężczyzna nagle
spoważniał. Pocałował ją niesłychanie czule i delikatnie.
– Wiem. I
przepraszam za mój durny pomysł.
– Oj, za to
jeszcze się z tobą policzę! – pogroziła mu placem.
To chyba byłoby na
tyle, pomyślała, gładząc jego twarz. Chyba od samego początku była skazana na
tego wariata. Przypomniała sobie Nikodema i tym razem nic nie poczuła. Ani
odrobiny żalu. Potem pomyślała o swoim małym synku. O tych chwilach, gdy Hubert
piastował go w ramionach, z wyraźną czułością wpatrując się w chłopca.
Jak mogła pomyśleć, że
chciałby ją skrzywdzić?
– Zostaniesz,
prawda? – spytał z obawą, podając jej sukienkę.
– Ja zaufałam
tobie. Ty zrób to samo.
Zapiął spodnie i podał
jej ramię.
– Chodź kochanie.
To okazja dobra jak każda inna, by oznajmić światu, że wygrałem.
Szturchnęła go oburzona,
ale zareagował jedynie śmiechem.
Czasami będzie ciężko.
Bardzo ciężko.
Ale życie bez niego nie
miałoby takiego samego smaku.
Nie byłoby życiem.
koniec
koniec
To chyba najbardziej nielogiczne opowiadanie ze wszystkich, nic się nie trzyma "kupy"... Kamila
OdpowiedzUsuńWyjątkowo nie podoba mi się to opowiadanie. Jest baaaardzo chaotyczne.
OdpowiedzUsuńPięknie! Uwielbiam szczęśliwe zakończenia. Na świecie jest tyle zła, choć tutaj zaznajmy trochę ciepła :) Opowiadanie było piękne, gratulacje dla autorki!
OdpowiedzUsuńOj Babeczko, co jak co ale tego na prawdę się nie spodziewałam. Po poprzedniej części i do połowy tej byłam prawie pewna, że on coś odwali i się rozstaną. A tu zonk i happy and. Jesteś po prostu cudowna. No i fajna odmiana, ponieważ bohatera-psychopaty dawno nie było tutaj :)
OdpowiedzUsuńps. nadal czekam niecierpliwie na kontynuację Niekompletnych, pamiętaj, że duża część osób czytających w tym ja na prawdę uważają, że fantastyka to coś, w czym czułaś się jak ryba w wodzie. Kazde opowiadanie było inne, wbrew temu, co niektóry teraz uważają, że piszesz wg schematu.
Pozdrawiam,
el0infierno :)
Przyznam, że nie spodziewałam się, że Hubert wpadnie na taki plan :)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się niektórymi komentarzami. Ludzie w internecie są, jak dziewczyny w sieciówkach: wchodzą do sklepu, buszują w ładnie poskładanych ubraniach, biorą 20 rzeczy do przymierzalni, cykają sobie fotki, zostawiają wszystko na podłodze i wychodzą z komentarzem, że "nic tu nie ma", "wszystko szmaty" albo "beznadziejne drogo". Skoro tak, to po co brali te rzeczy do przymierzenia? ;)
Serdecznie współczuję pracownikom tych sklepów i za żadne pieniądze bym się z nimi nie zamieniła.
Ale co zrobisz? Ludzi na siłę nie zmienisz :))
Pozdrawiam ciepło i pisz dalej :)
Bardzo Cię lubię,Babeczko i twoje pisanie,ale niestety naciągane to i na siłę.
OdpowiedzUsuńnieskrępowana razem, Babeczko:)
OdpowiedzUsuńZabij mnie, nie mogę znaleźć tego słówka...
Usuń"Poza tym nienawidzę tego dupka!
Usuń– Nikodema?
– Miał ciebie. Twoją niczym nie skrępowaną miłość. Wszystko, o co ja muszę żebrać.
– To prawda – poświadczyła niechętnie. – W jednym się mylisz. To nie była miłość, ale zauroczenie. Opętał moje zmysły, opanował myśli, ale nigdy do końca mu nie ufałam. Tak jak tobie".
super moment :)))
Ctrl + F i wpisujesz szukane słowo, Babeczko ;-)
UsuńWielkie dzięki. Ostatnio czytałam sobie jeden ze starych tekstów i wyobraźcie sobie, że jeszcze znalazłam błędy. Dwa! A sprawdzony był z tysiąc razy...
UsuńBabeczko! Wiele już Twoich opowiadań przeczytałam. Większość bardzo mi się podobała. No każdy ma swoje gusta przecież :) Ale kiedy czytałam powyższe rozbolał mnie żołądek. Nie, nie obawiaj się - nie zemdliło mnie :) Raczej poczułam, jakby ktoś mi przywalił pięścią w brzuch. Mam tak tylko wtedy, gdy czytany tekst na prawdę mnie poruszy. Nie wchodzę w szczegóły fabuły itd. Chodzi o sytuację - spotyka się dwoje ludzi, kochają się, ale bojąc się odrzucenia nie mówią o tym, albo świadomie ranią się nawzajem. Wszystko zmierza do katastrofy. I czujesz, jakbyś była obok, za pancerną szybą i chciałabyś im krzyknąć, że to nie tak, uświadomić im, że nie ma się czego bać! Gdzies w połowie już widziałam, jak Gosia zabiera dziecko i odchodzi, a Hubert zostaje sam i wraca do nałogu i po prostu mnie to przeraziło. Tak bardzo potrzebowałam dziś szczęśliwego zakończenia! Dziękuję! :) No i wspomnieć jeszcze muszę. że pokręcony Hubert bardzo mi się spodobał, ma w sobie jakiś taki magnetyzm, że trudno mu się oprzeć. Fajna sprawa, jeszcze raz dzięki :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, w pierwszym momencie pomyślałam - "aż tak źle?"
UsuńNa szczęście czytając dalej, ulżyło mi ;-) Pewnie tak samo, jak Tobie gdy w końcu przeczytałaś zakończenie...
achhhhh :)) dziękuję Babeczko !!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o głupie komentarze,mówi się trudno i żyje się dalej ,zawsze trafią się jakieś młotki:P
Cudowne opowiadanie :) A to , że dodajesz części opowiadań w różnych odstępach czasowych to rozumiem każdy ma dom, pracę czy zły dzień, a blog to tylko i wyłącznie hobby. Powiem coś jeszcze właśnie przez to przynajmniej u mnie ciekawość rośnie czy jest już część opowiadania czy jej nie ma i co ciekawego się dzieje w nim. To, że nie skończyłaś poprzednich opowiadań, a zaczynasz nowe można to skwitować tak : jak pomysł jest to trzeba z niego korzystać, tu i teraz . ;)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, co lepsze? Z jednej strony mam ochotę być skrupulatna i dotrzeć do końca tego pierwszego, z drugiej nie każdemu aktualny tekst się podoba (rzecz najnormalniejsza pod słońcem) i dodaję kolejny, w innym klimacie. A czasami mam ochotę tak szybko się z Wami czymś podzielić...
UsuńPrzyznam jednak, że trzymam się zasady - przeplatać nie więcej niż trzy naraz. I chyba na razie przy niej pozostanę...
Korzystaj z weny i czasu bo jak to jest to grzechem będzie nie skorzystać, a różnorodność w opowiadaniach mi się osobiście podoba :)
UsuńBabeczko nie chce mi sie wierzyc ze to juz koniec..:( myslam ze to opowiadanie bedzie dluzsze:)
OdpowiedzUsuńSuper Babeczko :)
OdpowiedzUsuńNo cudowne :)
OdpowiedzUsuńA ogólnie podsumowując - takie sobie opowiadanko, na szybko pisane i z pewnością szybko się czyta. Obecnie mam chrapkę na coś bardziej rozbudowanego, skomplikowanego i bynajmniej nie tylko romansowego :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, kłaniam się i do zobaczenia przy kolejnej części "Głupiej miłości".
ŻAŁUJĘ...ŻE TAKIE KRÓTKIE...MOGLI SIĘ JESZCZE TROCHĘ PODROCZYĆ..OPISÓW WSPÓLNEGO MIESZKANIA TEŻ BYŁO NIEWIELE A TO PRZECIEŻ MOGŁOBY CIEKAWIE I ZABAWNIE ROZWINĄĆ CAŁĄ OPOWIEŚĆ...ALE I TAK OGÓLNY POMYSŁ MI SIĘ PODOBA...ODKRYŁAM TWÓJ BLOG Z PÓŁTORA TYGODNIA TEMU A JUŻ PRZECZYTAŁAM 12 OPOWIADAŃ..WYBIERAM JEDNAK TYLKO TE, KTÓRE SĄ JUŻ ZAKOŃCZONE BO CHYBA BYM UMARŁA CZEKAJĄC NA JAKIEŚ KOLEJNE CZĘŚCI POKRĘCONYCH BOHATERÓW...DLATEGO PROSZĘ POKOŃCZ NIEKTÓRE Z NICH A NASTĘPNIE ZABIERAJ SIĘ ZA NOWE:) ŻYCZĘ CI DUŻO CIEKAWYCH POMYSŁÓW I DUŻO CZASU NA MOŻLIWOŚĆ ICH ZREALIZOWANIA I PRZELANIA ICH NA SŁOWA PISANE TAK BY MOGŁO CIESZYĆ NIEJEDNEGO CZYTELNIKA:)POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńJ.A