Bardzo Was przepraszam, ale byłam tak zajęta, że zapomniałam nawet iż istnieje coś takiego jak laptop :-)))
Komentarze zaraz opublikuję, tekst jest w miarę poprawiony, ale już nie mam siły go "wygładzać", o czasie nie wspominając.
A ja idę spać, bo jutro przede mną kolejny ciężki dzień. Na nic więcej niż zarycie nosem w poduszkę nie mam już siły...
Na dodatek teraz spostrzegłam, że mi wykasowało wyniki ankiety. Już nie mam siły nawet by się wkurzyć, ale wyniki mniej więcej pamiętam. Ech...
Na dodatek teraz spostrzegłam, że mi wykasowało wyniki ankiety. Już nie mam siły nawet by się wkurzyć, ale wyniki mniej więcej pamiętam. Ech...
link do części V - klik
Siedem dni burzy VI
Dzień
7
Po upalnym, pełnym żaru
dniu, nastała nie mniej gorąca, duszna nocka. Ciężko było wytrzymać w namiocie,
więc Karolina po prostu wyciągnęła materac na zewnątrz, dokładnie spryskała się
płynem na komary i wygodnie rozłożyła.
Patrzyła w gwiazdy,
zastanawiając się czy dane jej będzie jeszcze go spotkać?
W obozowisku została
jedynie Wiktoria i Marcin, smacznie pochrapujący po męczącym dniu. Dwa głuptasy
– pomyślała z rozbawieniem. Wybrać się w taki upał na wycieczkę rowerową…
Reszta oczywiście
imprezowała w znajomym pubie. Ona wymówiła się bólem głowy i gardła. Nie
chciała nikomu mówić prawdy. Jacek był jej słodką tajemnicą i na razie lepiej
tego nie zmieniać.
Być może więcej go nie
zobaczy…
Dwie duże łzy spłynęły
po policzkach, dotarły do uszu i nieprzyjemnie połaskotały. Otarła je wierzchem
dłoni, ale zaraz pojawiły się następne.
Może jutro? Może
kolejny dzień będzie dla niej łaskawszy?
Przymknęła powieki i
przywołała ten moment, kiedy ujrzała go po raz pierwszy, pośród fal jeziora, na
tle ciemnografitowych chmur.
Dlaczego to tak bolało?
Łączyło ich parę ulotnych chwil, jeden pocałunek, dwie zbyt krótkie rozmowy.
Dlaczego więc czuła, jakby tęsknota spalała ją od środka?
A wszystko wydawało się
takie proste. Kobieta, mężczyzna i trudna do wytłumaczenia gwałtowna
fascynacja. Wystarczyło otworzyć ramiona i wyciągnąć ręce, by złapać upragnione
szczęście.
Potrafiła przywołać każdy
detal jego twarzy, każdy najdrobniejszy szczegół. Ale nic nie wiedziała o
wnętrzu. A jednak było w tym mężczyźnie coś, co dotykało najczulszych strun jej
duszy.
A stąd już krok do
zakochania.
Czy miał rację, że
powinna postarać się zapomnieć?
To okazywało się coraz
trudniejsze. Doprowadzało do płaczu, jednocześnie dając nadzieję. Wywoływało
prawdziwą burzę, pewnie nawet potężniejszą niż ta, która zakończy panujące
upały.
Myśli stawały się coraz
bardziej splątane, mniej wyraźne, w końcu całkiem się urwały.
Powróciły wezbraną
rzeką, gdy otworzyła oczy.
Nadal leżała tuż obok
namiotu, na dmuchanym materacu, okryta śpiworem.
Zamrugała oczami. Całe
szczęście zasnęła, choć była pewna, że nie da rady. Jednak problemy nie
zniknęły w świetle poranka, co więcej, wydawały się równie męczące, jak
wczorajszego wieczora.
I jak upał.
Spojrzała w niebo,
gdzie kłębiły się ogromne, pionowe ściany chmur. Onieśmielały swym ponurym
majestatem, coraz częściej zasłaniały złocistą kulę słońca.
– Spałaś na
zewnątrz? – Wiki pojawiła się tuż obok z kubkiem kawy. – Masz, przyda się na
orzeźwienie.
– Już wstałaś?
– Byliśmy tak
zmęczeni, że potencjalny złodziej ukradłby nam nawet bieliznę. Jak zacznie lać
– wskazała w górę – to wrócimy do domu jeszcze dziś wieczorem.
Karolina zamarła.
Chciała zaprotestować, zostawić sobie te kilka godzin, by nadal móc wierzyć, że
on się pojawi.
Może to lepiej, że
wyjedzie wcześniej? Inaczej mogłaby ulec pokusie przypadkowej, najzupełniej
niezamierzonej wizyty…
– Pójdę się
wykąpać i odświeżyć.
Dopiła kawę i szybko się
przebrawszy, ruszyła w kierunku jeziora. Gdzieś z oddali słychać było odgłosy
nadchodzącej burzy.
Kolejna – pomyślała
melancholijnie Karolina, człapiąc po piaszczystej drodze. Siedem dni słońca.
Siedem burzowych dni w jej sercu. A jednak nie nazwałaby tych wakacji
najgorszymi. Wręcz przeciwnie, całkiem przeciwnie.
Nad wodą o wiele lepiej
widać było zbierające się chmury. Ogromne, prawie czarne, kłębiły się tuż nad
nieruchomą ścianą lasu.
Przyroda zamarła,
niczym widz w teatrze tuż przed kulminacyjną sceną ostatniego aktu. Tafla
jeziora była prawie zupełnie gładka, zaledwie odrobinę marszczyła się przy
brzegu. Nie drgnął ani jeden listek, ani jedno źdźbło trawy.
Spojrzała z niepokojem
w górę i pomyślała, że powinna się pośpieszyć. Burze tutaj nie należały do
najprzyjemniejszych i choć zdążyła się już przyzwyczaić, to i tak wolałby
przeczekać je w czyimś towarzystwie. Nawet takim, które cuchnie papierosami,
alkoholem i pochrapuje tuż za ścianą namiotu.
Wbiegła do wody,
rozbryzgując ją na boki i z ulgą zanurzyła się aż po szyję. Potem dała nurka,
mocząc włosy. Przez kilka minut parskała, przecierając oczy, a później
rozejrzała się dookoła z zachwytem.
Było pięknie. Niesamowicie.
Żywioł tuż nad nią, cisza pełna oczekiwania i samotność. Woda delikatnie pieściła
jej ciało, docierając do każdego jego zakamarka, otulała miękkim płaszczem,
obdarowywała rozkoszą.
Zamknęła oczy, chłonąc
niezwykłą atmosferę każdym ze zmysłów. Dłońmi muskała gładką taflę jeziora,
delektując się jej chłodem.
I nagle drgnęła, czując
jak zamykając się dookoła niej czyjeś ramiona. W pierwszej chwili pomyślała, że
to Wiki robi jej kawał, ale bardzo szybko spostrzegła swą pomyłkę.
– Nie mogłem się
powstrzymać – usłyszała cichy szept. – Przepraszam.
– Nie masz za co –
uśmiechnęła się rozmarzona. – Już mówiłam, że nie masz.
– Wiem. Ale
kazałem ci się więcej nie pokazywać, a sam nie wytrzymałem nawet doby.
– To raczej
cieszy.
– Nie Karolinko,
nie cieszy.
Trochę ją rozzłościły
te słowa.
– To co tutaj
robisz? – spytała sucho, odwracając się i mierząc go wzorkiem.
Pewnie gdyby miał
dłuższe włosy, to byłyby one teraz malowniczo wzburzone. Ale i tak nie mogła
nie zauważyć zmęczonych oczu i smutku, który w nich gościł.
– Sam nie wiem –
przyciągnął ją i przytulił. – Nie mogłem zasnąć. Nie potrafię przestać o tobie
myśleć. Jakbyś rzuciła na mnie urok.
– Tchórz!
Spojrzał z góry w pełne
gniewu, błękitne oczy dziewczyny.
– Tchórz? Ostatnia
osoba, która mnie tak nazwała skończyła na ostrym dyżurze.
– Tchórz! –
powtórzyła prowokująco.
– Powiedziałem –
warknął, unieruchamiając jej ramiona – że nie masz tak do mnie mówić!
– A jak?
Asekurant?
Zareagował lepiej niż
przypuszczała. Pocałunek był więc gwałtowny i pełen trudnego do ukrycia głodu. A
jednocześnie tak cudowny, że gdyby nie trzymał jej w ramionach, to nie
potrafiłaby ustać na nogach. Przymknęła oczy, delektując się tą chwilą,
wdychając podniecający zapach męskiego ciała i przyjemnością, powoli
wprawiającą w wibracje każdy kawałeczek ciała.
Za to mężczyzna z każdą
sekundą był coraz mniej brutalny, a coraz bardziej namiętny. Jego dłonie już
nie więziły, ale badały. Ostrożnie, nieśmiało, jakby robił to pierwszy raz w
życiu. Język podejmował wyzwanie, wirując w powolnym, intymnym tańcu.
Delikatnie poruszał też biodrami, by mogła wyczuć jego podniecenie.
Potem nagle przerwał.
Niechętnie otworzyła
oczy.
– Znów? – jęknęła
zawiedziona.
– Najpierw musimy
porozmawiać. Potem zadecydujesz co dalej.
– Chcesz wymienić
wszystkie grzechy, które obciążają twoje sumienie?
– Gorzej. Chcę
uświadomić, czego możesz się po mnie spodziewać.
– Nadal nie
rozumiem… – drgnęła, bo nad ich głowami przetoczył się ogłuszający grzmot. –
Lepiej wracajmy – dodała, zerkając z obawą w niebo.
– Nie – w głosie
mężczyzny dźwięczała stal. Odwrócił ją plecami, przyciskając do własnego ciała i
unieruchomił. – Zostaniemy.
– Zwariowałeś?!
Podczas burzy w jeziorze?
– Tak. Chcesz
mnie? – syknął. – Chcesz?
– Co to ma wspól…
– To musisz
przyzwyczaić się do tego, że bywam szalony. Brutalny, nieobliczalny. Czasami
zamykam się w sypialni, bo widzę twarze tych, których zamordowałem. Nie
maleńka, nie zabiłem, ale zamordowałem. Nawet to, że mi kazano, nie
usprawiedliwia i nie przynosi ulgi.
– Proszę,
wracajmy! – szarpnęła się przerażona. Niezupełnie tak wyobrażała sobie to
spotkanie.
– Nie – wyszeptał,
tuląc się do jej pleców. – Zostaniemy. Zerwał się wiatr więc przygotuj się na ostrą
jazdę.
– Jacek!
Jej serce biło jak u
małego zwierzątka, które właśnie zrozumiało, że znalazło się w potrzasku. Wiła
się, szarpała, ale tym razem to on nie zamierzał ustąpić. Opanowało go coś na
kształt szału, pragnienie by za wszelką cenę pokazać jej, jak bardzo jest
nieodpowiedni. Dla niej, dla kogokolwiek.
– Błagam,
przestań!
– A teraz? – Silna
dłoń brutalnie zaatakowała jej ciasne wnętrze. Niebo nad nimi rozdarła
oślepiająca błyskawica. Rozcięła skłębione obłoki, przetoczyła się przy
ogłuszającym akompaniamencie grzmotu, po czym jezioro zafalowało, a o jego
powierzchnię zaczęły uderzać ogromne krople deszczu.
Kobieta w jego
ramionach zadrżała. Instynktownie rozchyliła uda, jakby błagając o więcej, choć
nie zaprzestała się szarpać.
– Mam cię przelecieć?
– szeptał. – Tutaj i teraz? – złapał zębami za skórę na karku i lekko ją
przygryzł.
Głęboko westchnęła.
Podniecenie suto doprawione strachem, dostarczyło całkiem nowych, nieznanych
dotąd wrażeń.
I to był koniec, bo
jemu zabrakło mu sił by dalej się opierać. Bezsensownie znęcać się nad sobą
samym i nad nią. Może miała rację? Asekurował się swym szaleństwem, bojąc, że
mogłoby mu zacząć zależeć.
Podniósł ją jakby nic
nie ważyła. Bez trudu wyniósł na brzeg, a potem szedł dalej, w kierunku
obozowiska.
– Co robisz? – Czy
mu się wydawało, czy też w jej głosie słyszał rozczarowanie.
– Coraz mocniej
pada.
Zaczęła się śmiać.
Objęła go za szyję i machając bosymi stopami, zanosiła się szczerym, serdecznym
śmiechem.
– Możesz mi
wyjaśnić, co cię tak bawi? – spytał ponuro.
– Sytuacja.
– Sytuacja?
– Bo sam pomyśl.
Moi znajomi ujrzą zaraz kompletnie obcego faceta ze wspaniałym, jednoznacznym
wybrzuszeniem w spodniach, a mnie w jego ramionach. Cudownego faceta – dodała,
pocierając czubkiem nosa o jego podbródek.
– Chwalisz dzień
przed zachodem słońca.
– Być może ty
także.
– Cholera! Bywasz
piekielnie uparta.
– Już mówiłam, że
zawsze gdy mi zależy.
Nieoczekiwanie postawił
ją na ziemi. Od namiotów dzieliło ich kilka metrów, oraz kilka niewielkich
świerków. Ujął ją za nadgarstki i lekko od siebie odsunął.
Pomyślała z zachwytem,
że naprawdę miał cudowne oczy. Zimny, czysty błękit zaskakiwał intensywnością
swej barwy, odpychał i przyciągał jednocześnie. Powiodła palcem po wyrazistych
ustach, a on delikatnie przekrzywił głowę i pocałował jego opuszek.
Piorun rozdarł niebo
nad ich głowami. Deszcz padał z coraz większą siłą.
– Więc, co teraz?
– odważyła się w końcu zadać pytanie.
– Jestem
popieprzony. Nie, to zbyt łagodne słowo. Depresja, ataki szału, nieprzespane
noce… I prawie mógłbym być twoim ojcem – dodał z goryczą.
– Tak, to
przerażające – zakpiła. Patrzyła mu prosto w oczy, choć jej dłonie błądziły po
umięśnionym brzuchu, niebezpiecznie zbliżając się do wciąż sporego
wybrzuszenia. – Wiesz, co zrobimy? Wrócę do domu. Zostawię ci mój adres. I za
dwa dni przyjedziesz, zabierzesz mnie na romantyczną kolację, która będzie
naszą pierwszą randką. Potem grzecznie wrócisz tutaj, na swoje pustkowie.
W jego oczach widziała
coraz większe zdumienie.
– Odbiło ci?
– Nie. Ale
powinniśmy to zacząć od nowa, tak jak należy.
– Trochę na to za
późno – odparł z przekąsem. – Nie sądzisz?
Wspięła się na palce i
delikatnie go pocałowała.
– Nigdy na nic nie
jest za późno. Zapamiętaj! Nigdy.
I śmiejąc się, w
potokach deszczu pobiegła do namiotu.
Ale tym razem miała
pewność, że jeszcze się zobaczą.
Odwróciła się, by zapiąć
zamek przedsionka, ale wtedy ktoś bezczelnie się za nią wepchnął.
– Daj mi ten adres
– poprosił ochrypłym szeptem.
Otarła twarz i chwyciła
leżący na stole notes, który służył im do zapisywania wyników podczas gry w
karty. Szybko nakreśliła kilka słów, potem zerknęła na mokrą koszulkę opinającą
jego tors, równie mokre spodnie oraz bose stopy.
Z komory wyjrzała Wiki
i zamarła z mało inteligentnie otwartymi ustami.
A jednak Jacek nie
zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Nie musiała być jasnowidzem, by wiedzieć o
czym w tej chwili myślał.
– Proszę –
wepchnęła mu zwitek papieru do mokrej dłoni.
– Chodź ze mną!
Wspięła się na palce i
cmoknęła go w czubek nosa.
– Nie – odparła, patrząc
filuternie. – Legionista, który tak szybko kapituluje? Ale możesz mnie
pocałować na pożegnanie.
Tym razem łypnął okiem
w stroną wciąż skamieniałej Wiki, po czym nie krępując się jej obecnością,
objął Karolinę i zrobił, to na co miał ochotę.
Ciężko było się oderwać
od jej ust, wrócić do samotnej, cichej chaty. Zbyt ciężko. Jednak właśnie to
uświadomiło mu, że być może i on ma szansę na odrobinę szczęścia. W końcu, po
raz pierwszy od tylu lat zaczęło mu na czymś zależeć. Na kimś.
– Damy radę –
wyszeptała i wypchnęła go na zewnątrz. – Do zobaczenia.
– Jutro?
– Jutro –
potwierdziła.
Patrzyła jak biegiem
rusza w kierunku jeziora. Burza rozszalała się na dobre. Niebo co rusz zalewało
ostre światło, powietrze przeszywał głośny huk.
Kolacja, buziak i
powrót do domu? Akurat! Ani ona, ani on nie wytrzymają zbyt długo. Z pewnością był
pokręcony, lecz nie dla niej. Uważała go za najbardziej fascynującego
mężczyznę, jakiego spotkała w swoim życiu. Podobała jej się ta odrobina
brutalności, niebezpieczny, czasami drapieżny wyraz niebieskich oczu, silne
dłonie i…
Dobrze. Wszystko.
A kochać się z nim…
Ech!
W zasadzie po co miałaby
w ogóle wyjeżdżać?
– Ty kretynko! –
Jej kuzynka, potykając się o rozrzucone obuwie podeszła bliżej. – Jak mogłaś
wypędzić w taką pogodę TAKIEGO faceta?!
– Wypędzić?
– A nie?
Karolina uśmiechnęła
się i oderwała wzrok od miejsca, gdzie przed chwilą zniknął Jacek. Musiała się
przygotować na dzisiejszy wieczór. Nie chodzi o to, by był niezapomniany, ale
aby stał się początkiem czegoś cudownego.
– Nie, kochana, w
żadnym wypadku – zamyślona, odgarnęła mokre włosy, opadające jej na twarz. – Ja
go dopiero co, złapałam na przynętę…
koniec, seksu nie było ;-)
Ach! Przeczytałam komentarze :-) Dziękuję za troskę, przerwa była spowodowana nawałem zajęć, nawet nie miałam czasu zajrzeć na bloga. A najgorsze, że się tego nie spodziewałam, bo pewnie bym uprzedziła. Jak na przyszłość zniknę na kilka dni, nie wkurzać się, nie denerwować, wrócę :-)
OdpowiedzUsuńZe zdrówkiem tak sobie, mam komplikacje po poronieniu, szczegółów nie będę opisywać, ale nie jest ciekawie. Przeszłam na dietę i cholera, muszę gotować dwa obiady. Córcia ma koncert, sprawdzian na koniec roku w tej jej szkole muzycznej i problem z dyktandami melodycznymi... Ja chyba we wrześniu poszukam pracy na spokojny etat, od do, osiem godzin i luzik... ;-)
Koniec? To chyba jakies jaja, musisz napisac dalej :D. Pliiis
OdpowiedzUsuńCiągle jest mi mało! :)
OdpowiedzUsuńKurde no, opowiadanie zakonczylo sie tak, jakby to był dopiero wstęp do czegoś większego ;D chętnie bym poczytała dalej..
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś, to była prawdziwa katorga! ;)
Pozdrawiam, Ada
To taki żart Babeczko że to koniec, prawda ?? Bo jeśli nie to będe bardzo zawiedziona takie to zakończenie bez wyrazu ;(
OdpowiedzUsuń"W obozowisku została jedynie Wiktoria i Marcin, smacznie pochrapujący po męczącym dniu."
OdpowiedzUsuńDo zdanie nie jest do końca udane :/
Droga Babeczko, wszyscy rozumiemy, że masz własne życie i nie czatujesz na blogu non stop, ale zapewne nie jestem jedyną osobą, która mimo tego, że się nie znamy to martwiła się o Ciebie jak cholera. Już zaczynałam panikować, że może coś Ci się stało, bo miałaś być, a Cię nie było... Obowiązki, własne życie - wszyscy to rozumiemy, ale kochana, nie rób nam tego więcej!!!
OdpowiedzUsuńP.s. Opowiadanie jak zwykle - wooooow! Aż chce się prosić o więcej, ale że na brak wyobraźni nie narzekam to nie będzie problemu z dorobieniem kolejnej części :)
Trzymaj się ciepło i dbaj o siebie kochana :* :*
Dziękujemy. Twoje życie prywatne jest ważniejsze.Blog to hobby.rozumiem, że czasem brak czasu na przyjemności. Cierpliwie czekam na dalszy ciąg,bo to chyba nie koniec?albo jednak koniec. Ciąg dalszy dla nas. Pozdrawiam.marek
OdpowiedzUsuńCzy miał rację, że powinna postarać się zapomnieć?
OdpowiedzUsuńMiała*
Idealne! Takie "smaczne"... Głód został zaspokojony, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia i chciałoby się więcej :) Opowiadanie, chociaż wydaje się niedokończone i poczytałoby się o ich chociażby pierwszej randce, jest jak zawsze doskonałe.
OdpowiedzUsuńA znikaj sobie :) "jak kocha to poczeka", my kochamy i czekamy! Opryskliwi darujcie sobie, bo każdy z nas ma swoje życie i nie potrafimy go całkowicie kontrolować. Co z tego, że napisała o wstawieniu tekstu w kolejnym dniu, jak plany się zmieniły... Pamiętajmy, że Babeczka to Matka Polka w pełnym wydaniu a nie robot, który na jedno życzenie porzuca wszystko i pisze, bo my tak chcemy. NIECIERPLIWI BĄDŹCIE CIERPLIWI, A TRUD ZOSTANIE WYNAGRODZONY!!! ( mam nadzieję, że w postaci kolejnego opowiadania, bardzo ssssoczystego:) )
Opowiadanie super, a samo zakończenie poprostu bajka ale nie z cyklu i żyli długo i szczęśliwie tylko dające czytelnikowi możliwość wyboru co może być między nimi dalej. W reakcjach na opowiadanie powinna być jeszcze opcja zajebiste, ponieważ twoje opowiadania często odpowiadają tym trzem na raz. ;)
OdpowiedzUsuńI dobrze, że nie było. Od czego jest wyobraźnia.
OdpowiedzUsuńAprecajtor
Babeczko, a co z opowiadaniem "Nie umiem stąpać tak cicho" ? Muszę przyznać, że bardzo mi ono przypadło do gustu, a od dłuższego czasu nie ma kolejnej części.
OdpowiedzUsuńPs. Bardzo dobre zakończenie, przecież nie zawsze musi być sex :)
Błagam, nie rób żadnej kontynuacji ani alternatywnych zakończeń! Tak jest idealnie :)
OdpowiedzUsuńBabeczko, nie masz takiego uczucia, że tu jednak brakuje dalszej części? Bo ja czuję. Cholernie wielki niedosyt po tak świetnym opowiadaniu! :)
OdpowiedzUsuńCo będzie następne? Zaskoczysz nas czymś nowym, czy dodasz kolejną część jednego z opowiadań? :D
Buziaki, N.
PS. Nie ukrywam, że wciąż czekam na dalsze części "Nie umiem stąpać tak cicho"..
Bardzo spodobało mi się to opowiadanie, a końcówka idealna :)
OdpowiedzUsuńBlog z opowiadaniami erotycznymi, ale opowiadanie bez seksu. No roześmiałam się :)
OdpowiedzUsuńmoże jakiś epilog? ;)
OdpowiedzUsuńBabeczko proszę, a nawet błagam o karę! : ((
OdpowiedzUsuńCos Ci się tu psuje :( Ja nie widze ani wynikow ankiety, ani ile osob online ani ile mialas wejsc od czerwca :(
OdpowiedzUsuńDziś wieczorkiem zrobię małe porządki, faktycznie niektóre rzeczy poznikały, nie mam pojęcia dlaczego?
OdpowiedzUsuńCzy jest szansa na kontynuację tego opowiadania ?
UsuńBabeczko kiedy dodasz jakies opowiadanie?
OdpowiedzUsuńale miało być 7 dni burzy a części tylko 6!
OdpowiedzUsuńWidzę bardzo uważny czytelnik!
UsuńSzkoda tylko, że pierwsza część obejmowała dwa dni..
Jest 7 dni. W pierwszej części babeczka opisała 1 i 2 dzień :)
UsuńKiedy kolejna część ? ^^
OdpowiedzUsuńUwaga zaginęła nam babeczka !!!
OdpowiedzUsuńZnowu!
Usuń~C
Zaraz wrócę, tylko podmykam kilka spraw :-))) Przez pomyłkę usunęłam licznik online, za to sam blogger nie wiadomo dlaczego zlikwidował wyniki ankiety? Nawet do nich nie piszę z pytaniem co się stało, bo otrzymanie odpowiedzi graniczy z cudem...
OdpowiedzUsuńBabeczko, a kiedy możemy liczyć na nowy tekścik? ;P
Usuńcoś długie to twoje " zaraz "babeczko ;p
UsuńBabeczko ten tekst prosi sie o kolejna czesc!
UsuńKiedy coś nowego?
OdpowiedzUsuńMyślę, myślę... Nie wiem :-( Teraz też jestem przelotem, bo musiałam sprawdzić pocztę więc przy okazji zajrzałam na bloga. Ale na pewno w tym tygodniu :-D
OdpowiedzUsuńAch, ten słodki smak rozczarowania... :P
OdpowiedzUsuńA mi akurta to opowiadanie podoba się najmniej i to nie z powodu braku seksu!
OdpowiedzUsuń