Poszukuję wielbicielek tudzież wielbicieli twórczości Tori Amos, którzy mają zamiar wybrać się na jej czerwcowy koncert w Warszawie. Też chętnie bym pojechała, ale musiałabym to zrobić sama i tak jakoś mi łyso... Może znajdzie się ktoś, kto również będzie na tym koncercie?
Zabawny zbieg okoliczności zmusił mnie do dopisania jeszcze słowa wstępu. Otóż święty Walenty, gdy został wtrącony do więzienia zakochał się w niewidomej córce swojego strażnika. Zabawne jest to, że w opowiadaniu poniżej główna bohaterka też jest niewidoma. Taki mały zbieg okoliczności ;-)
Walentynkowa opowieść (I)
Michał z irytacją
spojrzał na zegarek.
Po jaką cholerę w ogóle
się zgodził?
A tak, miał przecież
prywatny dług do spłacenia. Więc kiedy Bartek, jego dobry znajomy ze studiów
zadzwonił z prośbą, nie mógł odmówić. Zwłaszcza, że w obliczu tego, co tamten
zrobił dla niego, dzisiejsza przysługa wydawała się drobnostką.
Jednak gdy pomyślał, że
wieczór zapowiadał się tak pięknie…
Zgrzytnął zębami ze
złości i z łoskotem zamknął szufladę biurka.
Ostatni dzień w pracy,
zaplanowana upojna nocka i jutro w południe wyjazd na zasłużone wakacje.
Nareszcie!
Dobrze, zrobi to co
obiecał i jak najszybciej się ulotni.
Michał był świetnie
zapowiadającym się prawnikiem. To właśnie na rodzimej uczelni poznał swego
czasu Bartka, który na piątym roku wziął na siebie przewinienie kolegi. Gdyby
nie to, Michałowi odebrano by prawo jazdy. Bartek wzruszył ramionami i
oznajmił, że kilka punktów karnych nie ma dla niego znaczenia.
Oczywiście po
zakończeniu studiów nie utrzymywali kontaktu, dopiero ostatnio, zupełnie
przypadkiem spotkali się w pubie.
Po kilku piwach Bartek
zrobił się zbyt rozmowny. Zdradził koledze, że opiekuje się siostrą, bo ich
rodzice zmarli kilka lat temu, a nie mają bliskiej rodziny. I właśnie dlatego
podjął pracę kuriera. Po prostu nie miał ani sił, ani czasu na walkę o pozycję w
świecie adwokackim.
– Wiesz –
bełkotał, rozochocony nadmiarem promili – Kinia jest cudowna, ale wciąż wymaga
mojej opieki. Także finansowej. I po prostu muszę… – jego głos przeszedł w
niewyraźne mamrotanie.
Więcej i sam Michał nie
pamiętał. Oboje mieli wtedy nieźle w czubie.
Rozstali się i na
prawie rok zapomniał o dawnym koledze.
Aż do dziś, gdy ten
zadzwonił i poprosił go o przysługę.
– Chodzi o moją
siostrę – oznajmił zwięźle. – Nie bój się, nie mam zamiaru zrobić z ciebie niańki.
Ale dobrze by było gdybyś pomógł zrobić jej dziś zakupy i przygotował obiad na
jutro. Miałem awarię na trasie i nie wrócę na czas. Zgoda?
– Zgoda – odparł kwaśno
Michał. Nie uśmiechała mu się opieka nad rozwydrzoną smarkulą, co to nawet sama
sobie nie potrafiła ugotować posiłku.
Zarzucił płaszcz,
owinął szyję szalikiem i pożegnawszy sekretarkę, raźnym krokiem ruszył w
kierunku samochodu. Trzeba przyznać, że w tym roku zima pokazała na co ją stać.
Po ciepłym listopadzie, wilgotnym grudniu, nadszedł styczeń z obfitymi opadami
śniegu i siarczystym mrozem. Początek lutego nie był nic lepszy.
Ze swego biura pod
wskazany adres nie miał daleko. Tylko dzielnica nie przypadła mu do gustu i
długo krążył szukając jakiegoś strzeżonego parkingu. W końcu znalazł, i to
całkiem niedaleko. Uspokoiwszy się co do kwestii bezpieczeństwa auta, ruszył
pod podany mu przez Bartka adres. Stara kamienica odstraszała lekko odrapanymi
drzwiami i nikłym zapachem uryny. Pokonał wrodzoną niechęć do takich miejsc i
przeskakując po dwa schody, wbiegł bez trudu na ostatnie piętro. Nawet nie
dostał zadyszki. Energicznie nacisnął dzwonek. Potem kolejny raz, znacznie
bardziej zniecierpliwiony.
Kobiecy? Bartek nie
wspominał o dziewczynie czy żonie. Michał poczuł nagłą irytację. Skoro taka
istniała, to nie mogła zająć się smarkulą?
– To ja, Michał.
– Ach! Dobrze, już
otwieram.
Rozległ się zgrzytliwy
dźwięk zamka i delikatnie pobrzękiwanie łańcucha.
– Proszę wejdź
szybko, bo ciepło ucieka.
Korytarz nie był dobrze
oświetlony, ale i tak zdumiał go widok kobiety którą ujrzał. Nie była ani
wysoka, ani niska. Miała za to trójkątną twarzyczkę, w której dominowały
wielkie, brązowe oczy i zgrabne usta, o lekko uniesionych jak u fauna kącikach.
Długie, kręcone włosy przytrzymywała opaska na czole. Cerę miała bladą, wręcz
białą, oczy i włosy w ciepłym odcieniu brązu. I figurę, której pozazdrościłaby
jej niejedna kobieta.
– Nie spodziewałam
się ciebie tak szybko.
To także zauważył. Była
chyba tylko w samym szlafroczku.
– Ty mnie?
– Jestem Alina,
siostra Bartka – przedstawiła się, wyciągając zgrabną, małą rączkę.
– Siostra? –
powtórzył osłupiały Michał.
– Pewnie sądziłeś,
że jestem jakąś narwaną smarkulą? – roześmiała się perliście.
– Coś w tym
rodzaju – mruknął. Cholera! Jeśli kolega chciał go wyswatać, mógł to zrobić w
inny sposób. – Mam z tobą jechać na zakupy?
– Tak. Tylko
pozwolisz, że się ubiorę.
Odwróciła się, kierując
w głąb korytarza. Mimo woli utkwił wzrok w jej krągłej pupie, rozkołysanych biodrach
i falujących włosach.
– Ależ nie, nie za
mną – przystanęła i z uśmiechem położyła mu dłoń na piersiach. – Drzwi po
prawej prowadzą do kuchni. Poczęstuj się herbatą.
– Nie bardzo
rozumiem… – zaczął.
– Jestem niewidoma
– wskazała ręką na stojącą w kącie laskę. – I Bartek boi się, że w taką pogodę
mogę sobie zrobić krzywdę. Jest ponoć bardzo ślisko?
– Jest –
potwierdził zdławionym głosem Michał. Niewidoma? Faktyczne, choć miała piękne
oczy, to było w nich coś dziwnego. Teraz już wiedział co.
Wszedł do małej,
klaustrofobicznie ciasnej kuchenki. Po lewej i naprzeciwko ciągnął się rząd
dębowych szafek, które lata swej świetności miały już za sobą. Po prawej
znajdowało się ogromne okno, a pod nim mały stolik i wiklinowy fotel. Na blacie
leżała otwarta książki i stał kubek z herbatą. Usiadł i jakby mimowolnie
przesunął palcami po jednej ze stronic. Wypukłości z pewnością układały się w
jakiś wzór, ale Michał po raz pierwszy spotkał się z alfabetem braila.
Siedział tak, gapiąc
się w okno, zdumiony rozwojem sytuacji. A zwłaszcza dopiero co poznaną kobietą.
Nie potrafił zrozumieć sam siebie. Owszem byłą ładna, nawet piękna w jakiś
szczególny, trudny do określenia słowami sposób. Ale spotykał takich dziewcząt
na kopy. Dlaczego więc akurat ta wywarła na nim tak piorunujące wrażenie?
– Przepraszam, że
tak długo – weszła do kuchni, zaplatając włosy w warkocz. – Zrobiłeś sobie
herbatę?
Nagle wróciła złość.
– Nie miałem
ochoty – odparł niezamierzenie szorstko. I bezczelnie gapił się na jej ciało,
na jej twarz. Dopiero teraz spostrzegł całą masę szczegółów – sposób w jaki się
poruszała, dotykała każdej rzeczy. Nieco ostrożny, choć przecież w swoim
mieszkaniu musiała znać najmniejszy nawet szczegół.
– Pewnie Bartek
wymusił na tobie pomoc? – lekko się zarumieniła.
– Byłem i wciąż
jestem mu winien znacznie więcej – uciął Michał. – Ale jutro wyjeżdżam na
wakacje i dlatego mogę być zdenerwowany.
– To może…
– Nie ma mowy.
Pogoda naprawdę jest fatalna.
– Obiecuję, że
zakupy będą szybkie, a obiad na jutro zamówię sobie z jakiejś knajpki.
Wyglądała na
zawstydzoną faktem, że musi korzystać z pomocy obcego.
– Chyba że… Możesz
tez pójść sam. Dam ci listę. Będzie szybciej i bez wstydu.
– Wstydu? – zamarł
w bezruchu. – Jakiego wstydu?
– Ludzie się na
mnie gapią, nie wiedząc jak powinni się zachować.
– Owszem, ale bądź
pewna, że to nie z powodu twojego kalectwa – uciął krótko. Zapalił w korytarzu
światło i sięgnął po czerwony płaszczyk. Jedyny jaki znajdował się na wieszaku.
– Nie tylko –
potwierdziła cichutko, pozwalając mu, by pomógł się jej ubrać. Potem wyciągnęła
z szuflady szalik i czapkę.
Michał tylko stał,
obserwując ją. Stał i zastanawiał się, co mu odbiło? W głowie czuł totalny
zamęt, w ustach suchość, a na dodatek ani na moment nie potrafił oderwać od
niej wzroku. Gorzej niż przed jakimkolwiek egzaminem – pomyślał z wisielczym
humorem. Otworzył po dżentelmeńsku drzwi, ale później nie skorzystała z jego
pomocy. Schodziła powoli, dłonią przesuwając po śliskiej poręczy, wpatrzona
przed siebie.
Lecz gdy znaleźli się
na zewnątrz, stanowczo objął ją ramieniem. Leciutko się uśmiechnęła i nie
zaprotestowała. Była dużo niższa od muskularnego Michała i tak szczupła w
pasie, że pomyślał ze zdumieniem, iż przy odrobinie uporu mógłby ją objąć
obiema rękoma.
– Na szczęście do
sklepu mam blisko.
Mruknął coś, czując jak
opanowują go dość niezwykłe uczucia. Bo w świetle zapadającego wieczoru
wyglądała na jeszcze delikatniejszą i bardziej kruchą niż tam, w mieszkaniu.
Włosy okazały się nie brązowe, lecz w interesującym odcieniu miedzi, oczy znacznie
większe, ze złocistymi iskierkami, cera wręcz porcelanowa, zabarwiona
rumieńcem.
Zacisnął wargi,
dopasowując swój krok do kroku kobiety. Chciał jak najszybciej odbębnić
obowiązek i wrócić do domu.
Uciec.
Znów się skrzywił, gdy wytłumaczyła
mu, jakiego sklepu szukają. Nie lubił tanich dyskontów. Zresztą miał tyle
pieniędzy, że zaopatrywał się w najbardziej luksusowych delikatesach. Nie mógł
jednak wtrącać się do cudzego budżetu.
Alina przez cały czas
milczała. Zżerała ją ciekawość, jak tez wygląda nieznajomy kolega jej brata.
Wyczuła, że był wysoki, bardzo wysoki. I chyba nieźle zbudowany? A poza tym
miał taki seksowny, głęboki głos. I cudownie pachniał. Była ogromnie wyczulona
na takie niuanse. Wzrok zastępowała innymi zmysłami.
Jednak Michał wydawał
się nastawiony dość wrogo. Mało co mówił, a jeśli już, to używał ostrego,
szorstkiego tonu. Widocznie Bartek faktycznie nie trafił w odpowiedni moment ze
swą prośbą.
Cichutko westchnęła. Nie
widziała, ale to nie oznaczało, że było tak zawsze. Mogła sobie wyobrazić swego
towarzysza, jego wyraz twarzy, nawet oczu.
Tylko po co?
– Po co ci tyle
słodyczy? – z zamyślenia wyrwał ją głos Michała.
– Lubię
czekoladki. Wstąpimy jeszcze do herbaciarni, tu naprzeciwko. Zgoda?
– Dobrze.
I tylko tyle. Zdawkowe
odpowiedzi, mało uprzejmy ton. Całe szczęście, że to tylko ten jeden raz.
Podczas gdy Alina
pocieszała się w ten sposób, Michał gapił się na nią bez ustanku, zastanawiając
się co ma zrobić. Oczywiście powinien po wszystkim pożegnać się i odejść. Ale
kusiło go by zostać odrobinę dłużej, jeszcze trochę móc napawać się jej
widokiem. Doprawdy, czym go oczarowała, że nie mógł oderwać od niej wzroku?
Gorzej. Z minuty na
minutę chciał czegoś więcej. Pocałunków, pieszczot, dotyku.
Seksu.
Gdy tylko wyobraził
sobie ją nago, wijącą się pod jego ciężarem na dużym łożu, zrobiło mu się
niesłychanie gorąco.
Zapakował zakupy do
torby i chwycił ciepłą dłoń Aliny. Była taka mała, delikatna, prawie jak ręka
dziecka.
– Przejdziemy
przez ulicę do tej twojej herbaciarni.
– Dzięki.
W środku było ciepło,
przytulnie i bosko pachniało. Kobieta przymknęła oczy, z lubością wdychając te
wszystkie aromaty.
– Piękne prawda?
– Chciałbym, abyś
się pośpieszyła. Mam jeszcze masę spraw do załatwienia.
Kłamał. Bezczelnie
kłamał. Po prostu nie umiał przy niej zachować zdrowego rozsądku, żadnej
powściągliwości.
Zrumieniła się
zmieszana.
– Przepraszam, już
wybieram i płacę.
Usiadł przy małym
stoliczku, obserwując jak z szerokim uśmiechem rozmawia z ekspedientką. Widocznie
była tu stałą klientką. Powąchała dwie lub trzy podsunięte puszki po czym
zdecydowanie wskazała jedną z nich.
– Wybrałam czarną
z prażonymi migdałami.
– Możemy już iść?
– Tak.
Alina nagle
posmutniała. Mężczyzna wydawał się wściekły i rozdrażniony. A szkoda, bo
chętnie zaprosiłaby go na herbatę i ciasteczka, pogawędziła odrobinę. Znów
zostanie sama, w małym przytulnym mieszkanku na ostatnim piętrze starej
kamienicy.
Jak zawsze.
Kiedy pokonywali
ostatnie metry, zaczął padać śnieg. Michał zaklął głośno, ale Alina roześmiała
się radośnie, usiłują złapać kilka białych płatków czubkiem języka. Pociągnął
ją za sobą niemal brutalnie.
– Prze…
– Przestań do
cholery przepraszać! – warknął, wpychają ją w ciemną czeluść klatki.
Zamilkła. Nie odezwała
się ani słowem, aż do momentu gdy znaleźli się w mieszkaniu. Bez sprzeciwu
pozwoliła mu odwiesić swój płaszcz, choć z tym nigdy nie miała kłopotu i weszła
do kuchni.
– Może jednak coś
wypijesz? – spytała nieśmiało.
Miał ogromną ochotę
powiedzieć, że nie ma mowy. Ale stała tuż obok, z głową przechyloną na jedno
ramię, nieco wystraszona i tak cholernie pociągająca. Jak mógł się temu oprzeć?
– Mam kwadrans
wolnego. Zdążysz zrobić te prażone migdały?
– Zdążę –
rozjaśniła się niczym słoneczko, a Michał poczuł, że dosłownie usuwa mu się
grunt spod stóp. W pośpiechu wyszedł na korytarz i odwiesił swój płaszcz. Potem
wrócił i zajął krzesło przy maleńkim stoliku, wiklinowy fotel zostawiając
Alinie.
– Czy często
Bartek tak cię zostawia?
– W zasadzie
bardzo rzadko – powiedziała zamyślona. Podziwiał każdy, precyzyjny ruch jej
dłoni, taki cudownie płynny, subtelny. – Ale teraz nie miał wyboru, a na
dodatek ta awaria.
– Wróci jutro?
– Pojutrze.
– Aha – Michał
przyjął z jej rąk filiżankę z parującym napojem. Po głowie tłukły mu się różne
myśli. Pojutrze? Mieliby mnóstwo czasu…
Nie! Stop! Nie powinien
nawet o tym myśleć!
– W zasadzie byłem
pewien, że jesteś nastolatką.
– Nastolatką?
Jestem starsza od brata o trzy lata.
– Nie mów? Serio?
– Tym razem nie udawał zdziwienia.
– Tak wyszło. I
nie zawsze byłam ślepa – usiadła naprzeciwko i podsunęłam mu puszkę pełną
aromatycznych ciastek.
– To brzydkie
słowo.
– Ale prawdziwe.
– I nie pasuje do
ciebie.
– Może. Bartek
mówił, że znacie się ze studiów? – zręcznie zmieniła temat.
– Tak. Wyświadczył
mi wtedy przysługę.
– Wiem –
uśmiechnęła się. – Wszystko wiem. Dobrze, że choć wtedy przeżył tyle
beztroskich dni.
– Kiedy zmarli
wasi rodzice?
– Dwa lata temu.
Najpierw ojciec, potem matka. Jakby nie potrafiła bez niego żyć – dodała
zamyślona Alina.
– A ty? Czy Bartek
do końca życia będzie miał cię na swoich barkach.
Tym razem
poczerwieniała dość mocno.
– Ja… –
odchrząknęła. – Skończyłam Akademię Muzyczną. Wtedy wszystko wydawało się takie
łatwe. Ale po śmierci rodziców, długo, bardzo długo nie mogłam dojść do siebie.
– Jaki instrument?
– Fortepian.
Pewnie powiesz, że mało oryginalnie?
– Kompletnie się
na tym nie znam. U mnie w rodzinie dominują tradycje prawnicze. Spotkasz w niej
adwokatów, prokuratorów, sędziów, ale żadnego artysty.
Zaczęła się śmiać.
– Czyli twardo
stąpacie po ziemi?
– Tak. Nawet żony
wybieramy z branży.
– Też wybrałeś
żonę z branży?
Zawahał się.
– Nie jestem
żonaty.
– Dlaczego? –
spytała zdumiona. – Wydajesz się być pewny siebie, przedsiębiorczy i Bartek
mówił, że robisz oszałamiającą karierę. Czy jesteś brzydki?
Tak, to było dość
bezpośrednie pytanie.
– A jak sądzisz?
Zmarszczyła brwi.
– Cóż… Mogłabym
cię obejrzeć dłońmi. O ile nie masz nic przeciwko?
Zanim zdążył zastanowić
się nad jej propozycją, powiedział tak. Wstała i z wyraźnym wahaniem podeszła
bliżej. Potem usiadła mu okrakiem na kolanach i bardzo ostrożnie położyła ręce
na twarzy.
Michał zamarł. Miał ją
teraz tak blisko, że widział złociste iskierki w brązowych oczach, czuł
cudowny, kobiecy zapach, ciepło drobnego ciała. Alina westchnęła i drżącymi
palcami zaczęła błądzić po jego policzkach.
– Wcześniej
zauważyłam, że jesteś wysoki. Nawet bardzo.
– Metr
dziewięćdziesiąt z hakiem – mruknął.
– W dobrej
kondycji, bo słyszałam jak wbiegasz po schodach, lecz nie miałeś nawet lekkiej
zadyszki. Zresztą… – jej dłonie powoli rozpięły guziki koszuli, poluzowały
krawat, a potem wsunęły się pod materiał o dotknęły gorącej skóry na torsie. –
Zgadłam – Alina najwyraźniej poweselała. – Wysoki i muskularny. Musisz
oszałamiająco wyglądać w garniturze.
Mężczyzna zamknął oczy,
czują jak jego tętno przyspiesza, a podbrzusze zaczyna wysyłać niepokojące
sygnały. Na razie jednak wciąż nad sobą panował.
– Dobrze, idziemy
dalej. Twarz szczupła, zgrabny nos, wyraźnie zarysowane kości policzkowe,
proste brwi i dość długie rzęsy. Brunet?
– Jasny szatyn.
– I ktoś tu ma
elegancko przystrzyżoną bródkę – dodała wesoło. – I na podstawie kształtu ust,
dodam, że z pewnością jesteś stanowczym i upartym mężczyzną. A oczy? Jakiego
koloru są twoje oczy?
– Ciemno
niebieskie – powiedział schrypniętym głosem. Wbrew samemu sobie położył dłonie
na jej biodrach.
– Hm – wydawało
się, jakby nad czymś się zastanawiała. – Nie jesteś brzydki. I ślicznie
pachniesz – dodała jeszcze bardziej zbliżając twarz do jego twarzy. – Więc
problem nie tkwi w wyglądzie lecz w charakterze.
– To, że jestem
samotny nie jest problemem.
– Lubisz to? –
spytała zdziwiona. – Przecież nikt nie lubi samotności.
– Mam rodzinę od
święta, znajomych i przyjaciół na weekendowe spotkania i kobiety na te
wieczory, gdy mam ochotę na seks – odparł lakonicznie. – Dlaczego więc mówisz o
samotności?
Pochyliła głowę.
Ostatnie słowa wywołały dziwne uczucie przykrości.
– Miałam na myśli
życie osobiste – wyjaśniła cicho. Zdawała się nie zauważać, że męskie dłonie
błądzą po jej ciele. – Ale masz rację, nie jesteś samotny. W porównaniu ze mną…
– roześmiała się, lecz tym razem z dobrze wyczuwalną goryczą.
– Masz tylko
brata?
– Kilkoro
znajomych jeszcze z czasów studiów, jedną przyjaciółkę, która jest już zamężna
i tak pochłonięta życiem osobistym, iż nie ma dla mnie za wiele czasu.
Chciałabym mieć psa – powiedziała zamyślona. Palcami wciąż muskała jego twarz i
kark, nie przypuszczając, że Michał panuje nad sobą resztą sił. Czuł, jak jego
serce przyspieszyło, jak oddech stał się głośniejszy, a ciasny materiał spodni
więzi sztywniejącego członka.
– Więc dlaczego
nie masz?
– Bartek nie lubi
zwierząt. I twierdzi, że nie miałby czasu by na co dzień wychodzić na spacery.
A kiedy mówię, że mogłabym to robić sama, tylko prycha pogardliwie i kończy
dyskusję. A przecież nie jestem aż tak bezradna, prawda?
– Prawda – Michał
przyłapał się na tym, ze intensywnie wpatruje się w te kuszące usta. Co by się
stało, gdyby ją pocałował? Sama mówiła, że jest samotna.
Alina westchnęła i
chciała wstać. Lecz wtedy całkiem nieoczekiwanie, silnie ją przytrzymał. Z
całej siły zacisnął palce na zgrabnej pupie i przyciągnął ku sobie tak blisko,
że jęknęła zdumiona.
– Wiesz, że
igrałaś z ogniem?
Od razu zrozumiała, co
miał na myśli. Siedząc tak, doskonale wyczuwała nabrzmiałą męskość, ogromną i
twardą. Krwisty rumieniec rozlał się na jej policzkach i szyi, a Michał
pomyślał, że nie widział jeszcze kobiety, która rumieniłaby się w tak
pociągający i podniecający sposób.
– Mógłbyś mnie
pocałować? – nieoczekiwanie spytała drżącym głosem.
– Nie będę w
stanie skończyć tylko na pocałunku.
– A na czym? –
wyszeptała mu do ucha, jednocześnie wplatając palce we włosy.
Musiałby być z
kamienia, by dłużej się opierać własnym pragnieniom. Przylgnął do jej warg,
wgryzł się w pełne, miękkie usta, językiem wdarł do wilgotnego wnętrza. Nie potrafił
być delikatny. Jej obecność, jej bliskość, doprowadziła go do takiego stanu,
gdzie przestało się liczyć cokolwiek poza pocałunkami. Fakt, że kobieta
delikatnie poruszała biodrami, ocierając się o jego sztywnego członka,
spotęgował jeszcze te doznania i sprawił, że Michał stanął na krawędzi
najcudowniejszej erekcji w całym swoim życiu.
Całował ją coraz
zachłanniej, coraz mocniej. Tylko na chwile przerwał, by ściągnąć z niej
sweter, potem rozpiąć staniczek i móc zatopić twarz w pełnych, jędrnych piersiach.
– Michał! –
powiedziała cicho.
Złapał zębami jeden z
różowych, sterczących sutków. Bawił się nim chwilę na zmianę ssąc i
przygryzając jego końcówkę, czasami nawet tak mocno, że pojękiwała z bólu. Lecz
nie zaprotestowała, bo ten ból w połączeniu z całą gamą innych emocji, był czyś
nie do opisania, czymś cudownym.
Przez ostatnie dwa lata
była tak samotna, tak przeraźliwie samotna. To nie było remedium na jej
wszystkie problemy, ale mogło zaspokoić zmysły, ukoić tęsknotę. Nawet jeśli
miała stać się dla niego przygodą na jedną noc.
I wtedy w ciszę
przerywaną jękami i westchnieniami, wdarł się ostry dźwięk telefonu.
Michał zdrętwiał, bo od
razu zrozumiał, kto dzwonił.
Ona także zamarła w
bezruchu. Coś się zmieniło. Bardzo subtelnie, ledwo wyczuwalnie, ale to było
tak, jakby nagle odzyskali zdrowe zmysły.
Wyrwała się z jego
uścisku i poszukała dłonią swetra. Leżał na stole, tuż za jej plecami. Szybko
wciągnęła go na siebie, podczas gdy Michał z ponurą miną sięgnął do kieszeni po
telefon. Nacisnął na zajęte i spojrzał na zarumienioną, drżącą kobietę. Otuliła
się ramionami i spuściła wzrok, jakby dzięki temu mogła ukryć swe myśli.
– Muszę już iść.
– Dobrze.
Miała spokojny,
beznamiętny głos.
Podniósł się i z
irytacją popatrzył w dół, na spore wybrzuszenie w spodniach.
Wzruszył ramionami.
Płaszcz wszystko zasłoni, a zanim dotrze do domu, podniecenie minie. A gdyby
nawet nie, to czekała tam na niego kobieta, która będzie potrafiła je ukoić.
Gdy już się ubrał,
jeszcze raz spojrzał na stojącą tuż obok Alinę.
Wyglądała tak żałośnie,
skulona, samotna i wciąż tak samo fascynująca.
– Żegnaj –
powiedziała cicho.
Wcale nie miał ochoty
wychodzić, zostawić jej samej. Zresztą czuł w głowie taki mętlik, że sam nie
rozumiał swoich uczuć. Zawsze pewny siebie, błyskotliwy i wygadany, od momentu,
gdy ujrzał ją po raz pierwszy, nie mógł zebrać myśli.
Ale taki jednorazowy
numerek tylko by ją skrzywdził. A tego nie chciał. Po raz pierwszy w życiu miał
wyrzuty sumienia, które jedynie na krótko przygłuszyło pożądanie. Gdy już się
ocknął, powróciły z podwójną siłą.
– Do zobaczenia –
rzucił w pośpiechu i wypadł z mieszkania. Parę sekund dłużej i nie dałby rady
tego zrobić. Po prostu musiałby wrócić, by znów ją pocałować. By znów poczuć to
samo, co przed kilkoma minutami.
Z łoskotem zbiegł po
drewnianych schodach.
Nie wiedział, że Alina
przekręciła klucz w drzwiach i oparła się o nie plecami. A potem osunęła na
ziemię, przestając nad sobą panować. Duże łzy spłynęły po jej policzkach i
nagle zaniosła się rozpaczliwym łkaniem.
Dlaczego? Dlaczego nie
była taka jak inni?
A tak? Żebrała o
odrobinę czułości, o minimalne zainteresowanie. Sprowokowała go do takiego
działania, bo zapragnęła czegoś więcej niż marzeń przy lampce wina czy też
zaspokajania zmysłów w zaciszu własnej sypialni.
Pragnęła mężczyzny.
Albo tylko seksu. A najlepiej jednego i drugiego.
Bartek był cudownym
bratem, ale traktował ją jak porcelanową, kruchą laleczkę. A ona była kobietą z
krwi i kości. Miała swoje potrzeby, swoje pragnienia.
I czym się to
skończyło? Była gotowa rzucić się w ramiona pierwszego lepszego mężczyzny,
który zechciałby ją zaliczyć.
Michał był
zniecierpliwiony, wręcz zły, że musiał się nią zająć. Kompletnie nią nie
zainteresowany. No, może za wyjątkiem ostatnich minut, ale faceci to zazwyczaj
takie stworzenie, które nie przepuszczają okazji.
Roześmiała się przez
łzy i wstała. Pogasiła światła i włączyła radio, stojące na kuchennym
parapecie. I bardzo długo siedziała zamyślona w fotelu, pijąc zimną już herbatę.
link do części II - klik
link do części II - klik
Zapowiada się świetnie :) już zacieram rączki!
OdpowiedzUsuńŚwietne, czekam na kolejny :)) xx
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się główna bohaterka - traktowana jak krucha dziewczyna, a naprawdę wydaje się twarda i dzielna :)
OdpowiedzUsuńJedna uwaga - na początku Bartek nazywa swoją siostrę "Kinia", a potem ona przedstawia się jako Alina. Czyżby zmiana imienia? :P
No właśnie co z tym imieniem? :) Kinia czy alina?:)
UsuńMałgorzata - Gitka - przykład z życia wzięty... Coś jeszcze mam wyjaśnić ;-)
UsuńZawsze punktualna ;-)
OdpowiedzUsuńNo to czekalam i sie doczekalam :) opowiadanie jak zwykle cudowne i takie inne niz wszystkie do tej pory. Mam takie mieszane uczucia ale oczywiscie pozytywne taka fascynacja poplątaną ze zdziwieniem bo nie takiego opowiadania sie spodziewalam, ale oczywiscie zaskoczylas mnie na plus i juz z utesknieniem czekam na ciag dalszy :)
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Już chce jutro i kolejną część !
OdpowiedzUsuńBrawo ! :)))
Piękne i smutne jednocześnie :)
OdpowiedzUsuńO Bejbe!
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zaczyna i wciąga jak tornado!
Walęwtynki będą miały niezłe ukoronowanie :-).
Ja już wiem, co on jej kupi ;-)
Czekam na ciąg dalszy :D
Początek troszkę mnie zdziwił- ta prośba "zrób zakupy z moja siostrą" z lekka mnie zaskoczyła ale po przeczytaniu całości nabrało to jakiegoś sensu.
OdpowiedzUsuńOgólnie zapowiada się fajna historia ;-)
Czekam ja jutrzejszą część ;-)
Bardzo piękna i wzruszająca część. Dziękujemy Ci Babeczko :)
OdpowiedzUsuńJak zwylke nie zawiodlam sie!
OdpowiedzUsuńMniam... mam propozycję, dodaj do reakcji jeszcze jedną "super", "extra" albo coś w tym rodzaju :p, te które tam są nie nadają do tego tekstu :D No, umiesz zostawiać czytelniczki na głodzie :D
OdpowiedzUsuńBrawo :D
cudnie
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zaczyna! Super pomysł z tą niewidomą dziewczyną. W końcu każdy ma prawo zaznać w życiu szczęścia. Niecierpliwie czekam na rozwój wydarzeń. :-)
OdpowiedzUsuńDroga Babeczko,
OdpowiedzUsuńchoć bywam tu bardzo często, to rzadziej zostawiam komentarze. Wybacz, ostatnio pochłonięta byłam sesją (którą na szczęście wczoraj pomyślnie skończyłam) i przed snem, po walce z książkami i ustawami, czytałam sobie Twoje opowiadania. Są przepiękne. I zmiana bloga na wielki plus.
Nowe opowiadanie też mi się bardzo podoba. Już nawet łza się w oku zakręciła, a postać Michała jest mi bliska z powodu studiów ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Aneczka^^
Świetne opowiadanie :) następna część po północy??
OdpowiedzUsuńJedno słowo - BOMBA!! ;)
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze :-)
OdpowiedzUsuńA kiedy dodasz następną część wygranej ?
Następna część jak zawsze po północy ? :3
OdpowiedzUsuńniby fajnie się zapowiada, ale po kilku zdaniach już wiadomo, że on się zakocha itd itp. a na koniec i tak będą żyli długo i szczęśliwie
OdpowiedzUsuńsuper opowiadanie . zapowiada sie ciekawie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam AD
ps. malutki blad tylko znalazlam @na blacie lezala otwarta ksiazki... :P
Można liczyć na wygraną po północy ?
OdpowiedzUsuńCoś pięknego, fascynującego... Dziękuję i czekam...
OdpowiedzUsuńMagda
Babeczko cieplejsze kolory Twojego bloga były lepsze :-) Te są takie ponure ...
OdpowiedzUsuńOpowiadania jak najbardziej okej, od dawna czytam i wpadam co jakiś czas :)
OdpowiedzUsuńTaka mała uwaga, z tego co wiem, niewidomi który nie widzą od urodzenia, nie rozpoznają kolorów... Ale to tylko taki drobny szczegół :)
Normalnie mi smutno... Ale happy end pewnie będzie:-)))
OdpowiedzUsuń