Ponieważ jestem pochłonięta próbami ulepszenia bloga, słowa wstępnego nie będzie :-) Dam je przy kolejnej części Wygranej, jak również podsumowanie swego udziału w konkursie na blog roku. Na razie czytam książkę o Blogerach niejakiego Kominka. Fajna, ale dla mnie totalnie nieużyteczna. Dlaczego? Między innymi radzi on, by w tekstach umieszczać swoje emocje. Taaa... A niby co innego ja za każdym razem robię? Jedyne w czym się całkowicie z nim zgadzam, to samo zakończenie ;-) I wsio.
Długość tekstu też z pewnością nikogo nie zadowoli. Ale nie martwcie się, jeszcze dwie części i koniec, a ja zaplanowałam sobie, że starczy mi do końca lutego... Ha, ha! Jednak wkrótce będzie gorąco - kontynuujemy Wygraną, tekst na Walentynki, a potem przechodzimy do zapowiedzianej już dawno, dawno temu Kary. Tym razem nie zmienię zamiarów, choćby nie wiem co... Bo mnie zlinczujecie ;-)))
link do części III - klik
link do części III - klik
Ilyn (IV)
Przez kilka kolejnych
dni starałam się unikać czyjegokolwiek towarzystwa. Zwłaszcza Yarna. Sama przed
sobą niechętnie musiałam przyznać, iż mnie intrygował. Było w nim coś dziwnego,
coś, z czym nigdy wcześniej się nie spotkałam. Lecz co było tym czymś? Nie
potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie.
Piątego dnia zgodnie z
oczekiwaniami przybiliśmy do brzegu. Poczułam ulgę, bo ciasnota mojej kajuty i
towarzystwo demonów stanowczo nie sprzyjało dobremu samopoczuciu.
Ze zdziwieniem
zauważyłam, że ludzie pozostawieni w niewoli, są traktowani znacznie łagodniej.
Zaprzestano brutalnych zabójstw i fizycznego znęcania się. Nasi dotychczasowi
wrogowie wyglądali na nieco zmęczonych całą tą sytuacją. Gdyby nie byli
potworami, powiedziałabym, że czuli strach.
Yarn wezwał mnie
dopiero gdy wróciliśmy do strażnicy.
Siedział przy ogromnym
stole, na którym leżała bardzo stara i bardzo zniszczona księga. Ukradkiem
zerknęłam co zawierała, ale zgodnie z mymi oczekiwaniami nie potrafiłam
rozszyfrować ani słowa.
– Siadaj – wskazał
na krzesło, z wysokim, dębowym oparciem.
– Co dalej?
– Ruszamy na wojnę
Ilyn. Kolejną. Tym razem, choć przeciwnik jest tak nieliczny, nasze szanse na
wygraną są bardzo znikome. Zresztą nawet jeśli zwyciężymy, być może będziemy
tak osłabieni, że… - urwał nagle i zmarszczył czoło. Doskonale wiedziałam, co
chciał powiedzieć. Będziemy mieli szansę ich pokonać.
Patrzyłam na niego i
wcale nie czułam nienawiści. Nawet gniewu. Coś całkiem odmiennego kiełkowało w
mym sercu. Nade wszystko żałowałam jednak, że przeszkodzono nam wtedy na
statku. Tysiące razy wyobrażałam sobie jak by to było… Teraz również.
Siedział z łokciami
opartymi o blat, z pochyloną głową. Jasne włosy ostro kontrastowały z grafitowym
odcieniem skóry.
I wtedy poczułam
litość. To było co najmniej niezwykłe. Litość?
– Co zamierzasz?
– Jutro ruszamy na
wschód. W kierunku gór. Zabieram ze sobą każdego demona, który jest w stanie
przystąpić do walki.
– A są takie,
które nie byłyby w stanie?
Roześmiał się, ale
jakoś tak niewesoło.
– Nie, masz rację.
Nie ma takich.
– To wygląda
jakbyś nagle się poddał.
– Bo zostawiamy
niewolników bez nadzoru? A mam wyjście?
– Tak bardzo
zależy ci na pokonaniu Kayla?
– Nie tyle jego
samego, co widmowej armii, która mu towarzyszy.
– Dlaczego? – Tym
razem nie ukrywałam zdumienia.
– Bo gdy skończy z
ludźmi, zabierze się za nas. Za demony. Dla tych stworów nie ma żadnych
świętości, nie uznają żadnego przymierza i nie tolerują żadnego pana.
– Ale Kayl…
– To tylko układ.
Sam nie wie, co za pakt zawarł. Nie zapanuje nad nimi, gdy przyjdzie
odpowiednia chwila. Musimy spróbować teraz, póki jeszcze mamy siłę.
– Czy ja jadę z
tobą? – spytałam, zmieniając temat.
– Tak.
– Mam mało czasu
na przygotowania?
Westchnął. Wstał i
podszedłszy do okna, oparł się dłońmi o framugę. Patrzył na deszczowy
krajobraz na zewnątrz, na chaos zgotowany przez naturę. Kraina dolin była
ciepłym, przyjaznym miejscem z wyjątkiem pewnych dni, gdy z nieba spadał
prawdziwy potop.
A właśnie nadeszła pora
deszczowa.
– Ilyn czy masz
przy sobie miecz?
– Ten znaleziony
na polu bitwy? – spytałam marszcząc czoło.
– Tak.
– Mam. I co z
tego?
– Nie zdajesz
sobie sprawy czy jest, prawda?
– Mieczem. Ponoć
magiczną bronią.
Nie odpowiedział.
Bardzo długo stał tak,
podczas gdy ja chłonęłam każdy szczegół jego sylwetki. Narastały we mnie dziwne
pragnienia, tak inne od tego co znałam. Ale już nie tak obce.
– Przygotuj się.
Wyruszamy jutro z rana.
– Dobrze. Czy
nadal… – zawahałam się. Mimo wszystko moja odwaga miała swoje granice. Lecz tak
bardzo kusiło mnie by zadać to pytanie.
– Czy nadal co?
Wstałam i podeszłam
bliżej. Ostrożnie położyłam dłoń na jego zgarbionych plecach.
– Czy nadal chcesz
się za mną kochać?
Nie od razu
odpowiedział.
– Potrzebny nam
jest każdy sojusznik. A zwłaszcza ty.
– Nie bardzo
rozumiem…
– Wtedy, na statku
– odwrócił się przodem i przenikliwie spojrzał w me oczy – wtedy dałem się
ponieść emocjom. To było głupie.
– No tak – moja
dłoń opadła.
– Nie Ilyn, nie
dlatego, że już cię nie pragnę – kciukiem uniósł mój podbródek. – Przecież wiesz,
co oznacza dla nas sam akt zespolenia? I jak się kończy?
– Mogę się
uzdrowić.
– Wiem, że możesz.
Ale ja nie mogę dopuścić, byś straciła na to swą cenną moc.
To dziwne, ale stał
przede mną taki zwyczajny, wręcz ludzki, pozbawiony aury zła i pogardy. W
którym momencie przestał być dla mnie wrogiem? Kiedy nastąpiła przemiana z
krwawej bestii w kogoś, kto przypomniał mi, że on był mężczyzną, a ja kobietą?
– Może w tym tkwił
nasz błąd? – szepnął w roztargnieniu wodząc opuszkiem po mych wargach.
– Chyba rozumiem.
– Ale teraz dzieli
nas prawdziwa przepaść, prawda? A nie każdy jest jak ty, Ilyn.
– Ja też nie
potrafię wybaczyć wszystkiego. Za dużo zła widziałam, za wiele bezsensownej
śmierci.
– A jednak mnie
pragniesz?
Złapałam go za
nadgarstek i odsunęłam dłoń od swej twarzy.
– Może w tym tkwi
mój błąd?
Jego odpowiedź była
niezupełnie taka, jakiej oczekiwałam. Błyskawicznie pochylił się i pocałował
mnie, wgryzając się w moje usta, z żarem, którego się nie spodziewałam.
I tak nagle jak zaczął,
tak nagle skończył.
– Jeśli wygramy,
będziesz moja – oświadczył mi z błyszczącymi od pożądania oczyma. – I wtedy
pokażę ci, że demony nie tylko zabijają, nie tylko piją waszą krew. Że mogę dać
znacznie więcej niż przypuszczasz.
– A jeśli
przegramy?
– Wtedy będę tylko
twoim wspomnieniem.
Im dłużej go znałam, im
dłużej z nim rozmawiałam, tym bardziej narastało przekonanie, że mógłby stać
się dla mnie kim ważnym. I ta myśl wcale nie napawała mnie wstrętem.
– Wracaj do siebie
i porządnie się wyśpij. Nie wiadomo kiedy będziesz miała następną taką okazję.
Wzruszyłam ramionami.
Ale nie poszłam do swej kwatery, lecz skierowałam kroki na zewnątrz, tam gdzie
trzymano mych współplemieńców.
Spojrzałam na rozległe
obozowisko. To nie były setki, ale tysiące, choć przecież tak wielu z nas
zginęło. Tutaj, w dolinach, mordowały nas demony. Za morzem wszystkich
uśmiercił Kayl i jego widmowa armia.
Ale wciąż byliśmy tak
liczni.
I w tym tkwiła nasza
szansa na zwycięstwo.
Yarn słusznie obawiał
się kolejnego buntu.
Szłam przez obóz,
poszukując dawnych towarzyszy, odprowadzana niechętnymi spojrzeniami. Doskonale
zdawałam sobie sprawę za kogo mnie mają. Za zdrajcę.
Po części mieli rację.
Jednak równocześnie
byłam ich wybawieniem. Musiałam porozmawiać z ocalałymi dowódcami. Wiedziałam,
że wielu z nich przeżyło, że ukryli się w tym nieprzebranym tłumie. I że moja
intuicja pomoże mi ich znaleźć.
***
Tego dnia z nieba lał
się wyjątkowy żar.
Poranek był chłodny,
ale już w południe słońce pokazało co potrafi. Na dodatek całkowicie ustał
wiatr, więc nie było cienia szansy na jakiekolwiek ochłodzenie.
Jechałam prawie na
samym początku kolumny. Przede mną górowała jedynie potężna sylwetka demona.
Ale Yarn był zamyślony, nieobecny duchem i w ogóle zdawał się nie dostrzegać
mego towarzystwa.
Nikogo poza nim nie
znałam. Owszem kojarzyłam wiele twarzy, bo demony przestały być dla mnie tylko
i wyłącznie spragnioną krwi watahą. Ale nie imiona. I nikt z nich nie wykazał
choćby odrobiny chęci, by nawiązać ze mną nawet banalną rozmowę.
Byłam dla nich takim
samym wrogiem, jak oni dla mnie.
W końcu dotarliśmy do
rozległej równiny, wśród traw której dotrzeć można pozostałości stojących tu
kiedyś budynków. Znów powróciło pytanie, kto zamieszkiwał tę krainę przed
demonami? Musiał być to jednak istoty na tyle nam podobne, że znajdywały takie
same rozwiązania co do rozmieszczenia oraz wielkości własnych gospodarstw.
A może to także byli
ludzie?
Na to pytanie jednak
nie znały odpowiedzi nawet demony.
– Tutaj rozbijemy
obóz i odpoczniemy. Nie, nie ty Ilyn. Mamy coś do załatwienia – powiedział ze
spokojem Yarn, widząc jak zamierzam zeskoczyć z konia.
Nie powiem, by spodobał
mi się ten pomysł. Już i tak wystarczająco dużo czasu spędziłam na niewygodnym
siodle. Lecz nagle pojawiła się niespodziewana myśl, że może on chce byśmy się
po prostu oddalili od całego oddziału.
Bez słowa skierowałam
swojego rumaka tuż za Yarnem. Zagłębiliśmy się w zieloną gęstwinę i choć
brakowało tu jakichkolwiek szlaków, poruszaliśmy się jakby podążając do
doskonale znanego celu.
Jakież było jednak moje
zdumienie, gdy nagle skończyły się drzewa i niskie zarośla, i znaleźliśmy się
na niewielkiej polance. A tuż przed nami zachód słońca malował fioletowo różowe
refleksy w spokojnych wodach niewielkiego jeziorka.
– Mój prezent dla ciebie
– rzekł krótko Yarn. – Odśwież się i wrócić przed zmrokiem do obozu.
Zawrócił konia, ale ja
byłam szybsza. Złapałam jego ramię.
– Zostań. Nie
tylko ja tego potrzebuję.
Na jego twarzy pojawił się
szeroki, lekko drwiący uśmiech.
– Nie
przypuszczałem, że kiedykolwiek dojdzie do tego, byś ty zaproponowała mi coś
takiego.
– Mówiłam jedynie
o kąpieli.
– Tak, z
pewnością.
link do części V - klik
Babeczko ile czesci 'Wygranej' przwidujesz?
OdpowiedzUsuńMyślałam już że się nie doczekam dziś.Szkoda że tak krótko Babeczko:(,czekam z niecierpliwoscia na ciąg dalszy:). Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńo tak Babeczko dodaj jutro cd bo opowiadanie jest niesamowite :) moje ulubione :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe jak zwykle. :)))))
OdpowiedzUsuńnie za bardzo rozumiem to:
OdpowiedzUsuń– Ilyn czy masz przy sobie miecz?
– Ten znaleziony na polu bitwy? – spytałam marszcząc czoło.
– Tak.
– Mam. I co z tego?
– Nie zdajesz sobie sprawy czy jest, prawda?
– Mieczem. Ponoć magiczną bronią.
i to:
Wstał i podszedłszy do okna, oparł się dłońmi i jego framugę.
i jego framuge? tak mialao byc? czy to ja jestem glupia? Hihi, pozdrawiam :)
Nie, to ja popełniłam błąd. Moja wina, bo nie chciało mi się przeczytać tekstu przed publikacją ;-) Kiepski humor itd...
Usuńnudna część... mało wniosła i nic ciekawego się tutaj nie wydarzyło...a czekalam od srody.
OdpowiedzUsuńFajne... postaraj się na jutro PROSZĘ.
OdpowiedzUsuńDobra, będę "kochana" i dam po północy koleją, ostatnią część. To faktycznie wredne tak trochę Was częstować małymi kawałkami, gdy większość na głodzie ;-)
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że sprawdziłam i zostało jakieś 12 stron worda. Niech będzie, najwyżej Wygraną dam dopiero w poniedziałek albo wtorek.
O tak :)
UsuńBardzo proszę o następna część jutro :)
M.G.
Oby następna część była już jutro ;)
OdpowiedzUsuńRobi się gorąco ;-)
OdpowiedzUsuńoby do północy ;-)
S.
wiec prosze po polnocy- nie pojde spac- bede czekala ;)
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się Twoje opowiadanie "Aż do końca świata" i tak mi przyszło do głowy, że ten demon, którego Aidan i Laila spotkali w podziemiach zamku i który trzymał miecz to Yarn.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy dobrze kombinuję ale jakoś tak mi się to połączyło ;-)
S.
Całkiem ciepło...
Usuńto przeciez był Kayl :)
OdpowiedzUsuńW zamku mieszkał/był uwięziony Kayl ale wcześniej Aiden i Laila w podziemiach zamku natknęli się na demona na tronie z mieczem w ręku- to był właśnie Yarn ;-)
UsuńBabeczko bądź jeszcze bardziej kochana i daj dzisiaj Wygraną :-) Zastanawiam się co ta nasza Alicja jeszcze wymyśli :-)
OdpowiedzUsuń