piątek, 31 stycznia 2014

Wygrana II (II)

     Wiecie... Doszłam do wniosku, że gdyby mnie tak zostawić na bezludnej wyspie, samą, z wszelkimi wygodami i laptopem, na jakiś tydzień, to po powrocie miałabym z kilkanaście tekstów do zaprezentowania :-))) 
     Dobra, przyznam się. Kocham to robić. Czasem wychodzi mi lepiej, czasem gorzej, ale niezmiennie staram się dać z siebie wszystko i dzięki temu jestem szczęśliwa :-D

     Od razu zdradzę, że Alicja dopiero się rozkręca. I ciekawe jakie wysnujecie wnioski po przeczytaniu tego fragmentu? To na razie jeszcze wstęp. Do sedna dotrzemy w kolejnym kawałku!

      Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą (nie chce mi się umieszczać specjalnego baneru): start głosowania na bloga roku itd... zasady poniżej i byłoby miło, gdyby Ci wszyscy, którzy cenią na swój własny sposób moją pisaninę, zagłosowali na babeczkarnię.
 
      NUMER MOJEGO BLOGA TO F00044.
     
      Aby zagłosować wyślij SMS na numer 7122, w treści podając numer bloga.
      Koszt SMS-a wynosi 1,23
Uwaga! W numerze bloga znak "0" to cyfra zero. Pamiętaj także,    
      aby nie wstawiać w treść SMS-a spacji!

         Wygrana II (II)
Wytworne, eleganckie przyjęcia nie były tym, co tygrysy lubią najbardziej. Co prawda seksowna mała czarna i wytworna fryzura już mi tak nie przeszkadzały, ale nadal nie cierpiałam eleganckich srebrzystych szpilek.
– Alicja – szepnął mi do ucha Robert. – Ja nie dam rady dłużej. Chodźmy gdzieś w ustronne miejsce.
Niemożliwe! On znów myśli tylko o jednym. Posłałam mu przeciągłe spojrzenie spod opuszczonych rzęs i powolnym, pełnym zamaskowanych pragnień ruchem, objęłam ustami słomkę z mojego drinka.
Robert nerwowym gestem szarpnął kołnierzyk koszuli i wyraźnie widziałam jak przełknął ślinę. Nie musiałam opuszczać wzroku, by zauważyć rosnącą wypukłość w jego spodniach.
– Opanuj się – odpowiedziałam również szeptem. – Jesteśmy wśród tłumu ludzi.
– Nie potrafię.
– Potrafisz. Bierz przykład z tatusia – dodałam nieco złośliwie. Faktycznie jego ojciec przypominał słup soli. Stał w kącie i ponurym wzorkiem mierzył całe zebrane towarzystwo. W dłoni trzymał pusty kieliszek i obracał go machinalnie, nie zwracając uwagi na kogokolwiek z otoczenia.
Dziwnym trafem oboje ubrali się dość podobnie. Ciemne spodnie, czarne buty, błękitne koszule. Tylko Karol miał krótkie, niemal obcięte przy skórze włosy, bardziej kwadratową szczękę i chyba był nieco wyższy od syna. A poza tym wyglądał jak jego starszy brat bliźniak.
Matka siedziała na kanapie, otoczona wianuszkiem podobnych jej kobiet, z tym swoim nieśmiertelnym uśmiechem. Czy ta baba kiedykolwiek zmieniała wyraz twarzy? A może to efekt uboczny którejś z operacji plastycznych?
– Twoi rodzice idealnie do siebie pasują. To bardzo zgrane małżeństwo.
Robert spojrzał na mnie zdziwiony i nagle zaczął się śmiać.
– No co? – powiedziałam z wyrzutem. – Nawet imiona mają podobne. Karol i Karolina.
– Naprawdę wyglądając na zgranych? – spytał szczerze ubawiony. – Bo wiesz… Rozwiedli się piętnaście lat temu.
Aż mi szczeka opadła ze zdumienia.
– Zazwyczaj zieją nienawiścią na sam swój widok, ale obecnie połączyło ich wspólne nieszczęście.
– Czyli ja? – upewniłam się.
– Dybiąca na ich ukochanego synka wstrętna zmora – dodał Robert krzywiąc się nieco ironicznie.
– Cicho złośliwa bestio, bo będziesz miał kilka dni postu.
– Akurat – prychnął wprost do mojego ucha. – Sama byś do mnie przyszła po pierwszej samotnie spędzonej nocce.
– To nie mnie stanął – wskazałam pomiędzy jego nogi.
– Ale założę się, że jesteś wilgotna i napalona. Widać to w twoich oczach – wyszeptał, obejmując mnie i wtulając twarz w moje włosy. – I dlatego porwę cię na krótką przechadzkę…
Niestety nie zrealizował tych cudownych gróźb. Tuż obok pojawiła się jego matka i ująwszy mnie pod ramię, oznajmiła, że czas na przedstawienie światu. Wolałabym wymknąć się z Robertem i stracić ostatnie ocalałe majtki, ale cóż było robić? Nie będę narażać się przyszłej teściowej w tak błahych sprawach.
Po dwóch kwadransach czułam, że uśmiech przyrósł do mojej twarzy, a kark zesztywniał od pilnego potakiwania. Na dodatek Robert gdzieś zniknął i mogłam się tylko domyślać, że umknął, by sobie ulżyć. Doprawdy, paradować z pełnym wzwodem wśród tłumu ludzi… Po raz pierwszy roześmiałam się naprawdę szczerze.
I wtedy poczułam groźny cień za moimi plecami.
– Chcę z tobą porozmawiać – oświadczył Karol. Jego ton i postawa nie dopuszczały żadnego sprzeciwu. Wzruszyłam ramionami i podążyłam za nim w głąb ogrodu, po drodze odkładając pusty kieliszek i częstując się mikro kanapeczką.
Stanął w miejscu tak nagle, że mało brakowało walnęłabym nosem w jego plecy.
– To jest dobre miejsce. Nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Odwrócił się i zmierzył mnie kolejnym lodowatym spojrzeniem. Niemal czułam arktyczny podmuch na mojej twarzy i sople lodu pobrzękujące nad moją głową. Zima na całego!
Przełknęłam to, co miałam w ustach i zabrałam się za kolejną.
– Przestań do cholery! – wściekł się niespodziewanie.
Posłusznie pokiwałam głową. W świetle księżyca, odległych lamp, w panującym dookoła półmroku, wydawał się jeszcze bardziej podobny do Roberta. Stop! Błąd! To Robert był do niego podobny.
Taa… Syna to by się nie wyrzekł.
– Byłam głodna. Powiedz to co masz do powiedzenia i kończ, bo nadal jestem - oświadczyłam godnie.
– Nie jesteśmy na ty panienko!
– Teraz już tak. No dalej, bo sobie pójdę. – Jakby dla udowodnienia własnych słów, dałam dwa kroki w tył. Bez namysłu pochwycił moje ramię i przyciągnął ku sobie. Teraz patrzyłam prosto w ciemne, pełne złości oczy. Podobne, a jednak tak inne. Rany! Jak tak dłużej pójdzie, to dostanę pomieszania zmysłów.
– Ile chcesz?
– Co?!
– Zapłacę ile chcesz. Podaj tylko sumę?
– Po co? – spytałam zdumiona. Nawet przestałam się wyrywać z jego uścisku.
– Nie udawaj głupiej. Cwana z ciebie sztuka. Pytam, ile mam ci zapłacić, byś zostawiła mego syna w spokoju?
Ach tak! To dopiero palant! Już ja mu pokażę moją cenę!
Pomyślałam, że po raz pierwszy w życiu te cholerne szpilki na coś się przydadzą. Uniosłam nogę i czubkiem obcasa walnęłam prosto w jego stopę. Syknął z bólu, ale ku memu zdumieniu, nie puścił ramienia.
– Mogę powtórzyć? – zaproponowałam z doskonale wyczuwalną złością.
– Każdy ma swoją cenę.
– Ja również. Ale nie liczy się jej w szeleszczących papierkach. A teraz puść mnie, bo zacznę krzyczeć.
– Krzyczeć? Nie ma takiej potrzeby – odepchnął mnie gwałtownym ruchem. – Ale pamiętaj! Nie dopuszczę, by mój syn zmarnował sobie życie. Odejdziesz z niczym, upokorzona, ośmieszona, bez złamanego gorsza.
– Odejdę tylko wtedy, gdy Robert przestanie mnie kochać – odparłam z naciskiem.
– Masz to jak w banku kochaniutka – zapewnił mnie jadowicie.
Za co ten facet tak bardzo mnie nienawidził? Naprawdę chodziło tylko o dobro Roberta? Czy też załatwiał przy tym jakieś swoje własne, prywatne animozje? Ładny mi się teść trafił, nie ma co. Już widzę tę wigilijną kolację, gdy dzielimy się opłatkiem.
Otrząsnęłam się ze zgrozą.
Mężczyzny już nie było, zniknął w mroku spowijającym ogród.
Zastanowiłam się, czy powinnam o tym powiedzieć Robertowi.
Nie, chyba nie. Na co mącić w szklance wody z powodu jednego zawziętego kretyna? Co prawda nie zależało mi na kwitnącej miłości rodzinnej i rzucaniu się sobie w ramiona przy każdej okazji, ale jawna wrogość też nie stanowiła spełnienia marzeń.
Zadumana, podreptałam z powrotem.
– Tutaj jesteś! – Tuż nad moim uchem rozległ się okrzyk pełen ulgi. – Szukałem cię.
– Poszłam się przejść. Głowa mi pęka – mruknęłam, opierając się o jego ramię i symulując dokuczliwy ból, poprzez intensywne marszczenie czoła. Jakoś nie miałam ochoty wyznać prawdy.
– Moje maleńkie biedactwo – rozczulił się Robert. – Wracamy na górę. Dam ci tabletkę i położysz się spać. To na pewno pomoże.
Niesamowite! Kompletnie mu odbiło. Biedactwo? Maleńkie?
I nagle szeroko się uśmiechnęłam. Nie powiem. Czasem dobrze robić za bezbronną, wiotką i delikatną kobietkę. Zwłaszcza, że obok miałam prawdziwie zakochanego mężczyznę.
Doszedłszy do takich wniosków, pozwoliłam się nawet łaskawie wnieść na piętro.
Nie wiem jak całe życie, ale najbliższa noc zapowiadała się upojnie.
Zwłaszcza, że po pierwszym pocałunku przeszedł ten wyimaginowany ból głowy.
***
Stałam przy ogromnym oknie w apartamencie Roberta i podziwiałam roztaczającą się przede mną panoramę miasta. Z tej wysokości, widok był iście niesamowity. Popijałam przy tym drobnymi łyczkami kawę, niechętnie myśląc o tym, że najwyższy czas się ubrać.
Po upojnym, acz wyczerpującym porannym seksie, Robert w pośpiechu narzucił na siebie pierwszy lepszy garnitur i żegnając mnie buziakiem, popędził do pracy. Ponoć szykowało mu się jakieś super ważne zlecenie.
Ja zarzuciłam na siebie jego górę od piżamy, niedbale zapinając ją na dwa guziki, podreptałam do łazienki by umyć zęby, a w dalszej kolejności na duży kubek aromatycznej kawy.
Stojąc tak zaczęłam rozmyślać.
Na razie było jak w słodko pierdzącym romansie. Robert szalał zakochany po uszy; w łóżku wychodził sam z siebie, usiłował obsypywać mnie prezentami i niemal wielbił ziemię spod moich stóp. Tak to się chyba kiedyś mówiło?
Kłopoty z prasą zeszły na drugi plan. Zresztą on sam nie stanowił dla dziennikarzy żadnej sensacji. Łakomym kąskiem była Anita i dlatego wokół całej sprawy zrobiono tyle szumu.
Przestały mnie nawet martwić groźby jego ojca. Trochę robiło mi się dziwnie, gdy przypomniałam sobie naszą rozmowę w ogrodzie podczas wieczornego przyjęcia. Głównie ze względu na to ich piekielne podobieństwo. Momentami miałam wrażenie, jakbym znów znalazła się tam, w hotelu nad morzem, sprzeczając się ze złośliwym i zarozumiałym współlokatorem.
Z westchnieniem oparłam głowę o gładką powierzchnię szyby. Nadszedł czasy by podjąć decyzję, co do przyszłości. Z żalem pomyślałam o zmianie uczelni. Ale w zasadzie nie było wyjścia. To ja musiałam zdobyć się na poświęcenie, choć Robert zapewniał mnie, że równie dobrze i on może się przeprowadzić.
Drgnęłam, bo w zamku rozległ się chrobot klucza.
Zmarszczyłam brwi. Robert? Niemożliwe! Chyba że o czymś zapomniał?
Potem mignęło mi gdzieś tam wspomnienie o Anicie. W końcu chyba miała klucze do mieszkania narzeczonego?
Jednak gdy bezszelestnie otwarły się drzwi, ukazała się osoba, której doprawdy bym się nie spodziewała.
Jego ojciec.
Zamarłam z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ze zdumienia ustami.
– Cóż… Nie spodziewałaś się? Prawda?
Wszedł i nie krępując się zdjął marynarkę, a potem rzucił ja na oparcie sofy. Podszedł bliżej, wciąż z tym samym złośliwym, wrednym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
– To już szczyt bezczelności! – wykrztusiłam, w panice zastanawiając się jak krótka była ta cholerna piżama. Bo przecież pod spodem nic nie miałam.
– Mamy przynajmniej dwie godziny. Przez ten czas mój syn będzie pochłonięty interesami.
– Czasu na co? – spytałam wciąż osłupiała. Jednocześnie odruchowo dałam krok w bok, bo jak na mój gust ten palant stał o wiele za blisko.
– Na wiele przyjemnych rzeczy – wymruczał i nagle chwycił mnie w pasie przyciągając ku sobie.
Jeszcze czego! Głupi buc! Od razu przyszło mi na myśl, że mogę wykorzystać resztę kawy z kubka, która sekundę później wylądowała na jego głowie.
– Opanuj się psycholu, bo zadzwonię po Roberta – zagroziłam przy tym. – Jak to jest ten twój plan rozdzielenia nas, to gratuluję. Tylko głupek mógł wpaść na taki pomysł!
– Niezupełnie – odparł, zezując w dół na poplamioną i mokrą koszulę. Po czym ze spokojem zaczął odpinać guziki, by po chwili ją zdjąć.
Szczęka mi nie opadła tylko dlatego, że byłam już uodporniona na takie widoki. W końcu miałam je na co dzień. Za to wzmógł się gniew, bo to wszystko zakrawało po prostu na jakąś drwinę.
Kiedy na mnie spojrzał z półuśmiechem, popukałam się znacząco w głowę.
– Wynocha! – zażądałam kategorycznym tonem wskazując drzwi.
– Mam tuż obok prawie nagą, chętną kobietę. I miałbym się wynosić? – spytał rozbawiony.
Ani trochę mnie nie ruszył podziw dostrzeżony nagle w jego oczach. Żadne takie! Byłam rzetelnie, porządnie zakochana i choć podobieństwo działało na jego korzyść, to wcale nie miałam zamiaru pomylić falsyfikatu z oryginałem.
– Wynocha! – wrzasnęłam z uporem, dodatkowo tupiąc nogą dla podkreślenia wagi mych słów.
– Nie.
– Bo pójdę po tasak do mięsa – zagroziłam.
Roześmiał się bezczelnie.
– Nigdzie nie pójdziesz – i zwinnie chwycił mnie w ramiona. Chciałam rozbić mu na głowie trzymaną porcelanę, ale zręcznie wytrącił mi ją z dłoni, tak, że z głuchym łoskotem uderzyła o marmurową posadzkę.
– Puszczaj! – wrzasnęłam, czują jak czerwona mgła zasnuwa mi oczy. Ręce co prawda miałam unieruchomione, ale nie zęby. Wbiłam się więc z całej siły w jego przedramię. Zacisnął z całej wargi, ale nie poluzował uchwytu. Widziałam, że był równie zdesperowany co ja i przelotnie zastanowiło mnie dlaczego akurat teraz. Nie wierzyłam w jego nagłe zauroczenie, dopóki nie poczułam jego namacalnego dowodu. Tak mnie to zaskoczyło, że zamarłam w bezruchu. Ten palant oczywiście od razu to wykorzystał. Na swoich ustach poczułam namiętny pocałunek. Jego język bezczelnie wdarł się do mojego wnętrza, a dłonie wślizgnęły się pod luźny materiał piżamy. Najgorsze było to, że patrzyłam w tak znajome oczy, podobne niemal w każdym szczególe, z tym samym wyrazem pożądania i lekkiej arogancji. Doprawdy, zwariuję przez to wszystko!
– Co wy do kurwy nędzy wyprawiacie?! – rozległ się tuż obok wściekły syk.
Tym razem starczyło mi sił, by się wyrwać. Albo odwrotnie, on na to pozwolił.
Stał teraz naprzeciwko mierząc mnie złośliwym, pełnym zadowolenia spojrzeniem. A ja patrzyłam wprost w oczy rozwścieczonego Roberta.
– A mówiłaś, że wróci dopiero za dwie godziny? – Karol wymamrotał te słowa, usiłując sprawić wrażenie zakłopotanego. Ale Robert nie na niego patrzył.
– Spytałem, co to ma znaczyć?
– Mnie? Twój pokręcony tatuś zjawił się tutaj z misją zbawienia ukochanego synka i całym tym pokręconym planem – odpowiedziałam oburzona, poprawiając ubranie. – Jego spytaj!
– To ty jesteś naga!
– Bo się jeszcze nie zdążyłam ubrać kretynie!
Sytuacja jak z głupowatego romansu. W dodatku banalna i wcale nie śmieszna. I dlaczego to mnie oskarża? Powinien znać swego pogiętego ojca na tyle, żeby wiedział, iż zostaliśmy w to zręcznie wmanipulowani.
– Ten namiętny pocałunek, to też przez przypadek?
– Zaskoczył mnie. Jak ty byś się czuł, gdyby moja matka rzuciła się na ciebie z zamiarem wykorzystania seksualnego? – warknęłam ze złością.
– Nie znam twojej matki – przypomniał mi Robert.
– Przepraszam synu. To miała być tylko niezobowiązująca przygoda. Za pierwszym razem, wtedy w ogrodzie, było tak wspaniale, że nie potrafiłem zapomnieć…
Oboje z Robertem zgodnie zapatrzyliśmy się w niego niczym sroka w gnat.
– Ożeż ty! – wrzasnęłam. Pod ręką miałam jakieś duperele, puste kieliszki i coś tam jeszcze. Chwytałam to po kolei i rzucałam w kierunku zręcznie uchylającego się Karola.
– Ja ci dam romans, stary pierniku! W ogrodzie? W jakim ogrodzie?!
W tym momencie spojrzałam na Roberta. Był bardzo blady. To jakby mnie zaniepokoiło i przestałam się iskać.
– Co się stało?
– Widziałem was wtedy razem. Ale skoro nic nie mówiłaś, ja również o tym nie wspomniałem. Teraz wiem, dlaczego milczałaś. Alicja! – jęknął nagle. – Jak mogłaś? Ty także mi to zrobiłaś…
Nie do wiary! Uwierzył w nie trzymającą się kupy, abstrakcyjną wersję słów swego ojca. Na chwilę zaniemówiłam. A potem poczułam napływające do oczu łzy.
– Jak mogłeś w ogóle o czymś takim pomyśleć? – odezwałam się szeptem. To chyba wywarło na nim znacznie większe wrażenie niż moja wściekłość.
I nagle, bez słowa odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami. Rzuciłam się w kierunku sypialni i błyskawicznie naciągnęłam na siebie dżinsy. Potem, nie zwracając najmniejszej uwagi na napęczniałego ze złośliwej radości Karola, wybiegłam za Robertem. Z jego wrednym tatusiem policzę się później.
Nie miałam cierpliwości czekać na windę. Zbiegłam po schodach i na parterze znalazłam się nieźle już zziajana i znacznie bardziej wściekła. Co za primadonna z tego kretyna. Uwierzyć tak bzdurnym argumentom. Już ja się z nim policzę, gdy się pogodzimy…
Przed budynkiem ujrzałam wzburzony tłum. Zmarszczyłam brwi, jeszcze nie zaniepokojona. Ale kiedy dobiegłam, dotarło do mnie, że musiało się stać coś złego. Na dodatek nigdzie nie widziałam Roberta. Mógł co prawda ulotnić się już z zasięgu mego wzroku, ale nie wierzę, że nie zwrócił uwagi na to zgromadzenie.
I wtedy zauważyłam, kto leżał na skraju ulicy. Blady, z pokrwawioną twarzą, w nienaturalnym bezwładzie.
Zauważyłam i ziemia osunęła mi się spod stóp.

cdn... chyba w przyszłym tygodniu? 

30 komentarzy:

  1. Wiem, że tym z tym co napiszę większość z Was sie nie zgodzi, ale rozczarowałam się. Czytam i lubię Twoje opowiadania, jednak kompletnie nie rozumiem fenomenu Wygranej (którą oczywiście przeczytałam całą, aby móc wyrażać swoje zdanie na jej temat). Jest to w mojej opinii najbardziej infantylne ze wszystkich Twoich opowiadań.

    Babeczko, skoro już wylałam swoje żale, to bardzo Cię proszę nie zapomnij o Ilyn :) ja będę zaglądać, żeby zobaczyć, czy jest coś poza Wygraną. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro sobota, jutro Ilyn :-))) Słowo się rzekło...

      Usuń
    2. Mam podobne zdanie :) Może nie uważam "Wygranej" za infantylne opowiadanie, ale należę do tych czytelników, którzy uważają, że wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
      Proszę Cię Babeczko, nie zaniedbuj innych opowiadań kosztem tego. Dla mnie niesamowicie zapowiada się "Kara", którą tak długo już nam obiecujesz...
      B.B.

      Usuń
    3. Coś mi się zdaje, że będę musiała dodawać trzy teksty tygodniowo :-)))

      Usuń
    4. Może się mylę, ale mam wrażenie że jesteście stosunkowo nowymi czytelnikami babeczki. Ojj gdyby "wygrana" byla pierwszym tekstem Agi jaki czytaliście, i gdybyście razem z nami czekali te WIEKI na pokątnych na nowe części i gdybyście po tym tekscie zakochali sie w jej twórczości to nie pisalibyście tak o "wygranej", ojj niee :))))

      Usuń
    5. Owszem, mylisz się :) "Wygrana" była pierwszym tekstem Babeczki, który przeczytałam. Ale wracam tu wciąż nie tylko dla tego tekstu, ale również czekając z niecierpliwością, co takiego nowego Babeczka wymyśli. Zakochałam się w każdej historii, jaką napisała, bo każda miała w sobie coś niepowtarzalnego. Niedawno Babeczka zrobiła ankietę, które opowiadanie najbardziej nam sie podoba. Mnie bawi to, że nigdy nie zdecyduje się na jedno, bo dla mnie ulubiona jest każda następna historia :)) wcale nie chce nic ujmować "Wygranej" :)) B.B.

      Usuń
    6. Ja również jako autorka tego wylewającego żale wątku nie mogę się zgodzić z Twoją hipotezą, ponieważ śledzę poczynania Babeczki jeszcze od czasów pokątnych. Przy czym również mam wiele lubianych opowiadań i jedno najmniej do mnie przemawiające (Wygraną) możliwe, że z racji głównej bohaterki, która trochę mi nie przypasowała. Cieszę się Babeczko, że nie odebrałaś mojego komentarza jako obrazy i opublikowałaś go.
      PS. Mnie też bardzo ciekawi Kara:) Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
    7. Ależ macie prawo napisać, że coś Wam się nie podoba, a coś tak. I dlaczego tak jest. Opublikuję wszystkie komentarze, za wyjątkiem bardzo chamskich w wymowie i treści. Kilka się takich trafiło i dlatego moderuję komentarze.
      Publikuję również te niepochlebne, choć nie zawsze się z nimi zgadzam i nie zawsze na nie bezpośrednio odpowiadam.
      Komuś się podoba Wygrana, komuś Czas poświęcony, a jeszcze ktoś opuści blog z kwaśną miną, stwierdzając, że nie ma dla niego tu nic ciekawego. Bywa. Samo życie :-)

      Usuń
    8. Tak mi się kleją oczy, że aż szyk w zdaniu poplątałam :-)

      Usuń
    9. To i ja się przyznam, że nie darzę "Wygranej" szczególną sympatią. Nie wiem dlaczego ale kojarzy mi się z telenowelą brazylijską, taką z czasów świetności gatunku. I jakoś Alicja mnie nie przekonuje - ma w sobie bunt nastolatki, taką postawę trochę w kontrze do wszystkiego włącznie z zachowaniem kultury przy stole. A swoją drogą - Babeczko, dlaczego tak bardzo wyeksponowałaś wilczy apetyt Alicji?

      M.G.

      Usuń
    10. Szczerze mówiąc nie pamiętam ;-)

      Usuń
  2. Hahahah tylko nie mow ze on stracipamiec po tym wypadku! Nie zgadzam sie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to okropne.. Oni tak pasują do siebie, a tu BACH! on straci pamięć, jego rodzice będą próbowali ją od niego odciąć, a Anita wraz z jego rodzicami uknują coś niecnego.. Szkoda mi Alicji.. ._.

      Usuń
  3. jak to w przyszłym tygodniu?! Jak możesz zostawiać nas w takiej chwili :( Kocham te opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. W przyszłym tygodniu???
    Boże, mam nadzieje że żartujesz.
    Potrzebuję kolejnej części już, teraz, natychmiast bo mi mózg eksploduje ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znów to ona będzie musiała o niego walczyć ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie znów ona będzie musiała walczyć o niego., bo to przez tatuśka wszystko. Możesz dodać kolejną cześć niedziele. Bo po prostu nie wytrzymam xd

      Usuń
  6. Mam teorię ;-)
    Robert po wypadku trafi do szpitala, jego rodzice odetną Alicję od niego. Ale ona się nie podda i jakimś cudem się do niego dostanie (wejdzie oknem, przebierze się za pielęgniarkę lub zakonnicę- kto wie).
    W sumie to wszystko mi jedno ale musi być dobrze ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. No co za bydlak z jego ojca. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej Wygrana to Twoje najlepsze opowiadanie;) Mam nadzieję ,że kolejna część będzie w niedziele ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej no miałam łzy w oczach kiedy to czytałam .. ;c Kurczę , ale się porobiło. Skręca mnie ze złości ! Co za debil z tego Karola !

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja wciąż nie mogę jeszcze uwierzyć ,że w końcu dodałaś Wygraną 2 . Jestem mega szczęśliwa :)) Tak długo na nią czekałam i w końcu się doczekałam ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. SUUUPPPEEERRR...! Zakochałam się w tym opowiadaniu.
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część. =)

    OdpowiedzUsuń
  11. Babeczko, kiedy dodasz kolejną część Ilyn?

    OdpowiedzUsuń
  12. Dawno, dawno temu, gdy wchodziłam chodziennie na pokątne, by ujrzeć kolejną część wygranej, niemal sikałam z radości, że w końcu się pojawiła. Od tego czasu przeczytałam wszyściutkie, wszyściuteńkie twoje opowiadania, a i tak wygrana będzie moim numerem jeden. Natomiast gdy kilka dni temu zobaczyłam pierwszą i dzisiejszą drugą część kontynuacji, mogę powiedzieć, że dawno nie dostarczyłaś mi takiej dawki emocji! Co będzie dalej? Z czym jeszcze będzie musiała zmierzyć się moja ulubiona bohaterka? Prędzej się Tobie oświadczeń niż do wiem, taka jestem podekscytowana :)

    OdpowiedzUsuń
  13. A jak on teraz straci pamięć to ja strajkuję i nie czytam. A jak straci i będzie pamiętał tylko czasy zanim poznał Alicję i szalał za boską Anitą to ja wyląduje u psychoterapeuty.

    Pozdrawiam i proszę o następną część jak najszybciej!
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  14. Opowiadanie ok, zeby tylko nie stracilo swego charakteru.
    Kolejna "Moda na sukces".

    OdpowiedzUsuń
  15. Kurcze... Normalnie mi jest cholernie przykro. Idę dalej, zanim sie rozkleje... A nie czytam tego po raz pierwszy.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.